Kto kocha naprawdę, kocha w milczeniu; uczynkiem, a nie słowami.
30 września 2014 r.
Tegoroczna jesień zaskoczyła wszystkich wielbicieli plenerowych sesji fotograficznych i obsypała drzewa wspaniałą barwą brązu, pomarańczy i czerwieni. Aż chce się spacerować. Na chwilę Nowy Jork stał się dla mnie najwspanialszym miejscem na tej planecie, przyćmiewając na moment wspomnienie magicznej Barcelony, gdzie niespodziewanie zabrał nas Logan. Niespodziewanie, bo nie myślałam, że zdecyduje się na wakacyjny wyjazd ze mną i trójką małych dzieci. Ale to zrobił - spełnił moje marzenie, w podziękowaniu dostał soczystego buziaka. To były najpiękniejsze wakacje mojego życia, a zapewnił mnie, że kolejne będą jeszcze lepsze. Przekonamy się.
Siedzę w kuchni przy stole, zerkam w stronę okna i oddycham głęboko.
- Auć - mówię cicho i odsuwam córkę od piersi. - Isabelle, masz już osiem miesięcy, mogłabyś mnie nie gryźć?
Najmłodsza członkini rodziny Henderson patrzy na mnie błękitnymi oczami swojego ojca, a mnie mięknie serce. Ta kruszynka okazała się dla nas kolejnym małym cudem. Przyszła na świat dwudziestego siódmego stycznia tego roku. Ważyła trochę ponad dwa kilogramy i mierzyła pięćdziesiąt centymetrów. Przy jej porodzie nie było komplikacji, urodziłam ją naturalnie, a Logan odciął pępowinę. Był przy tym tak przejęty, że prawie zranił się nożyczkami w palec. Mój pan sierota.
- Nadal jesteś głodna? - pytam najmłodszą, kiedy nie cofa ust od sutka. Przy bliźniakach nie miałam okazji karmić piersią od samego początku, przy Izzy dzieje się to od jej pierwszej doby i nadal mnie zachwyca. Tylko pokarmu mam coraz mniej. - Chyba musimy zacząć przestawiać cię na butelkę, księżniczko - zauważam.
Isabelle nie reaguje na moje słowa, ponownie ssie, a ja zerkam na leżący na blacie katalog sukien ślubnych. Od mojego ślubu trochę już minęło, nie pragnę kolejnego, ale chcę, by moja najlepsza przyjaciółka była najpiękniejszą panną młodą tego szczególnego dnia. Uśmiecham się do siebie. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw, ale bardzo się cieszę, że Kate zakłada rodzinę. I to z Diegiem.
Spotkali się przypadkiem na zakupach, przy tej okazji umówili na kawę. Gdy się na niej spotkali, ich rozmowa zeszła na pytania o życie osobiste. Wówczas Kate wyznała detektywowi, że nie potrafi żyć u boku człowieka, który nie jest nim. Próbowała walczyć z tym uczuciem, ale miłość do Meksykanina w niej została. Dlatego zaczęła na nowo nosić pierścionek zaręczynowy, który podarował je w przeddzień Walentynek cztery lata temu. Nie wiedziałam, że kocha go aż tak, by po takim upływie czasu powiedziała mu: chcę być twoją żoną mimo wszystko.
Diego - oczywiście - zwariował, jak to on. Początkowo nie wierzył w to, co słyszy, później pocałował ją mocno i powiedział, że tym razem nie da jej uciec. Wyobrażam sobie, że musiało to przypominać scenę z filmu romantycznego. Ale takiego końca dla nich pragnęłam. Może oni nie myśleli o byciu znowu kimś więcej niż tylko znajomymi, ale my, ich najbliżsi przyjaciele, chcieliśmy ich razem. Nasze modlitwy zostały wysłuchane.
Przekładam stronę, kiedy mała panna Henderson odrywa się ode mnie na dobre.
- Co, pojadłaś sobie?
Jestem pewna, że w jakiś sposób dziewczynka mnie rozumie, a jej uśmiech jest potwierdzeniem moich słów.
Wstaję z miejsca i przez chwilę klepię ją po pleckach, by jej się odbiło, by - jak to mówi Logan - tasiemiec dał znać, że się przyjęło i że pozdrawia. Jak zwykle humor męża budzi mój śmiech i wątpienie w jego prawdziwe bycie inteligentnym.
Przechodzę z córką na ramionach do salonu, gdzie na rozłożonym kocu Lily i Patrick bawią się gumowymi figurkami, którymi ponoć w dzieciństwie bawił się ich ojciec. Nie mam co do tego pewności - moi teściowie nie przypominają sobie zbytnio tych zabawek - ale nie mówię o tym głośno, by nie zarzucić mężowi kłamstwa. Przecież detektyw Henderson to prawny, dobry i uczciwy człowiek. Gdyby tak nie było, raczej bym za niego nie wyszła.
Kładę Isabelle do małego fotelika i podaję jej gumową rozgwiazdę, by mogła ją pogryźć lub nią porzucać, i zerkam na bliźnięta. Mają ciemne włosy i szare oczy, kształt twarzy taty, ale moje usta. Przynajmniej tak twierdzi Logan, który codziennie wieczorem - jeśli praca mu na to pozwala - przychodzi do ich pokoiku i patrzy, jak zasypiają. Twierdzi, że ten widok niezwykle go uspokaja. Rozumiem go, patrząc na tę dwójkę, wiem, że wszystko jest tak, jak być powinno. Idealnie.
Przyglądam się swoim dzieciom, kiedy dochodzi mnie dźwięk otwieranych drzwi. Słyszę, jak do mieszkania wchodzi rozmawiający przez telefon Logan. Wychodzę do przedpokoju, by się z nim spotkać.
- Cześć - mówię na powitanie, brunet uśmiecha się szeroko i odkłada plecak.
- Tak, właśnie dotarłem. Daj mi chwilę. - Odsuwa przedmiot od ucha, podchodzi do mnie i całuje mnie w usta. - Cześć, kochanie. Ślicznie wyglądasz.
- Daruj sobie komplementy, obiad się podgrzewa.
- Dzięki. - Wraca do rozmowy. - Tak, już mogę. - Przechodzi do kuchni, idę za nim niczym cień. - Powiedziałeś to bez wchodzenia w szczegóły, tak? To ci powiem, że mnie to wygląda na odrobinę trudną sprawę.
Podejrzewam, że jego rozmówcą jest Matt, ze swoimi detektywami nie rozmawia tak po godzinach pracy. Czyżby u Robbena coś się działo?
- Ok, siądę teraz przy stole i dam na głośnik. Po co? Rose ci doradzi, czy warto się w to pchać.
Unoszę brew. Nie bardzo wiem, w czym mogłabym doradzać agentowi federalnemu, ale przystaję przy boku męża. Ten kładzie na blat telefon, naciska odpowiedni przycisk i mówi:
- Ok, jesteś na wizji.
Matt nie wyczuwa zabawnej iluzji, brzmi całkiem poważnie.
- Wychodzi na to, że ta sprawa staje się dla mnie dość... osobista. Mam irracjonalną potrzebę chronienia osoby, która jest zagrożona w wyniku pewnych zdarzeń, a to nie powinno mieć miejsca.
Wymieniam spojrzenie z Loganem. Dotychczas jego kuzyn do swoich spraw nie podchodził zbytnio poważnie, rozwiązywał je, bawiąc się nimi odrobinę. To się zmieniło, oboje wyczuwamy, jaki może być powód.
- Hej, Matt. Mówiąc o chronieniu osoby, masz na myśli chronienie kogoś płci pięknej, czyż nie? - dopytuję.
Rozmówca wzdycha.
- Cześć , Rose. Tak, to mam na myśli.
- Czy w tą sprawę zamieszana jest jakaś dziewczyna? Młoda kobieta? - pyta Logan kuzyna.
- Tak - odpowiada Matt. - Bardzo ładna, młoda kobieta.
Oboje z mężem słyszymy westchnięcie bruneta po drugiej stronie słuchawki, uśmiechamy się. Logan chwyta mnie za łokieć i ciągnie w dół, siadam na jego kolanach odrobinę zawstydzona. Henderson patrzy na mnie i prowadzi dalszą konwersację z agentem FBI.
- Pozwól mi więc, kuzynie, dać ci jedną małą radę.
- Jaką?
Spoglądam na dumnego właściciela niebieskiego spojrzenia zainteresowana, ten pochyla ku mnie twarz z rozbrajającym uśmiechem na ustach.
- Nie zakochuj się w niej, Matt. - Zakładam przed sobą ramiona i chcę wstać, ale Henderson nie pozwala mi opuścić swoich kolan, obejmuje mnie mocno i patrzy mi prosto w oczy. - Nie zakochuj się w niej, bo może się ona okazać miłością twojego życia.
- Dzięki, Logan, to najlepsza rada, jaką mogłeś mi udzielić. A teraz weź, pocałuj swoją małżonkę, ta wasza miłość to aż mi się z telefonu wylewa. Do usłyszenia!
Robben się rozłącza, a Logan pochyla się ku mnie bardziej i głaszcze dłonią po policzku. W tym geście jest tyle czułości, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko objąć go za szyję, przyciągnąć do siebie i pocałować.
Nasze dzieci bawią się w salonie, głośno nucą jakąś zasłyszaną w reklamie pieluszek piosenkę, a my przy stole w kuchni, złączeni w pocałunku, zdobywamy świat.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że spotkam wspaniałego mężczyznę, z którym będę szczęśliwa i z którym założę rodzinę, powiedziałabym, że przed moją trzydziestką się to nie wydarzy.
A jednak się wydarzyło.
Mam przy sobie Logana, który kocha mnie tak, że już chyba bardziej się nie da. I ja go kocham. Kocham go tak, że czasami brak mi tchu. A Lily, Patrick i Isabelle są najlepszym dowodem naszej miłości.
Jesteśmy młodym małżeństwem, ale wiem, że damy sobie ze wszystkim radę.
Razem na zawsze.
____________________________
Cytat: Carlos Ruiz Zafon, "Cień wiatru"
✽ Przyszedł moment, by podziękować Czytelnikom. ✽
Chciałabym wymienić wszystkich, którzy kiedykolwiek skomentowali
Rozważną, ale to nie do końca możliwe. Przez te trzy i pół roku przewinęło się
Was bardzo dużo. Dlatego, by nikogo nie pominąć, chcę podziękować TOBIE
za wchodzenie tutaj, czytanie i przeżywanie tego wszystkiego.
To dzięki TOBIE cała historia mogła dotrzeć do tego punktu.
Rozważną, ale to nie do końca możliwe. Przez te trzy i pół roku przewinęło się
Was bardzo dużo. Dlatego, by nikogo nie pominąć, chcę podziękować TOBIE
za wchodzenie tutaj, czytanie i przeżywanie tego wszystkiego.
To dzięki TOBIE cała historia mogła dotrzeć do tego punktu.
¡Gracias! Kocham! ❤