A my wciąż razem



     Od rana coś jest nie tak, czuję to w powietrze wpadającym przez uchylone okno do kuchni, gdzie właśnie szykuję kanapki dla dzieci na śniadanie. Uliczny hałas, trąbienie klaksonów i nowojorski harmider zazwyczaj tworzą przyjemną rutynę dla kolejnych dni, dzisiaj jednak poza zwyczajnym hałasem wisi coś jeszcze - coś niepokojącego i czającego się na dogodny moment. Nie skupiam się na tym czymś za bardzo, w końcu ktoś musi pokroić pomidory, ale gdzieś w głowie czai mi się myśl, że oto zbliża się jakaś burza.
Burza wygląda inaczej niż zwykle. Ta ma metr dziewięćdziesiąt jeden wzrostu, błękitne oczy nieba, ciemne włosy i zaciśnięte, blade usta. Ta burza nie chce mnie przytulić, a jedynie wymija mnie w kuchni, niemalże ignoruje przygotowaną dla niej kawę i bez przekonania wgryza się w tosta.
- Dzień dobry - witam się z nią, choc powinnam myśleć o tej burzę jako o mężczyźnie, w końcu ma jego ciało. - Dobrze spałeś? Nie wyglądasz najlepiej.
W odpowiedzi na moje spostrzeżenie otrzymuję spojrzenie pełne złości.
- Nie wiem, czy jest on taki dobry. - Tost ląduje z powrotem na talerzu. - Czy czasem o czymś nie zapomniałaś, Rose? - pyta mnie mąż, który zdecydowanie jest nie w humorze. - O czymś dość ważnym?
Porzucam produkcję kanapek dla najmłodszych i zamyślam się. Nic takiego nie przychodzi mi od razu do głowy, ale to da się wytłumaczyć ostatnim zamieszaniem w pracy, przeziębieniem Isabelle i kolejnym ślubem, na którym mam być druhną.
Nie mając więc żadnej odpowiedzi, mogę powiedzieć tylko jedno:
- Nie wiem, ale możliwe, że o czymś zapomniałam. Wiesz, że ostatnio dużo się działo, coś mogło mi umknąć, ale...
Chcę powiedzieć coś więcej, ale ciężkie westchnienie męża skutecznie mnie powstrzymuję od wypowiedzenia kolejnych słów.
- Ustaliliśmy, gdy byłaś na macierzyńskim, że ja będę zarabiał na nasza gromadke, a ty zadbasz o dom i będziesz pilnować wszelkich płatności.
- No tak, zgadza się - mówię, kiedy patrzy na mnie, ewidentnie czekając na potwierdzenie z mojej strony.
- Dokładnie. Więc może powiesz mi, dlaczego dostałem wczoraj e-mail od zarządcy, że tydzień temu minął termin wpłaty za czynsz?
A więc to o to chodzi. No tak, chyba nie zrobiłam przelewu, mea culpa. Mówię to Loganowi, ale wygląda tak, jakby moje słowa w ogóle do niego nie dotarły.
- Mogłaś mi powiedzieć, że nie dasz sobie rady ze wszystkim w zeszłym miesiącu, to bym ci pomógł w części obowiązków, a nie świecił za ciebie oczami.
To boli, kiedy wypowiada te słowa dokladdok tym samym tonem, którego używał na samym początku naszej znajomości, gdy byłam dla niego tylko przemądrzałą małolatą.
- Przepraszam, naprawdę nie sądziłam, że coś mi umknie. Jak tylko dotrę do pracy, zrobię przelew. - Mąż nie wydaje się być przekonany. - Przepraszam.
Logan jedynie wypija kubek kawy i wychodzi z kuchni. Nie mogę powiedzieć, by burza już się skończyła.
Idę w ślad za brunetem, muszę sprawdzić, czy nadal ma zły humor. Mężczyzna nie patrzy na mnie, jedynie sprawdza, czy ma w plecaku portfel i klucze, po czym zarzuca go sobie na ramię i ubiera buty.
- Postaram się wrócić o normalnej porze - mówi, zbliżając się do drzwi. - Na razie.
Trzask zamykanych drzwi zgrywa się z ukłuciem bólu w okolicy serca, które mnie dotyka. Nie ma pożegnania, które fundujemy sobie od czasów narzeczeństwa. Żadnego miłego słowa, żadnego uśmiechu czy dotyku. Znamy się prawie dziesięć lat, a ja wciąż mam wrażenie, że nie wszystko jeszcze o nim wiem, nie każde zachowanie dostrzegam na czas i rozumiem. Jak teraz.
A wszystko to przez jeden niezapłacony rachunek.
- Mamo?
Przez nurkowanie wśród mysmy nie zauważyłam przyglądającego mi się z wejścia do salonu Patricka. Nasz syn jest bardzo podobny do swojego taty, choć charakter ma bardziej po mnie.
Staram się uśmiechnąć i podchodzę do niego.
- Dzień dobry, Pat. Dobrze spałeś?
Kucam przed chłopcem, a ten zarzuca mi ręce na szyję.
- Nie rozstaniesz się z tatą, prawda? - pyta, przytulając się do mnie z całej swojej patrickowej siły.
Nie wiem, skąd to pytanie, ale wiem, że muszę na nie kdlowiodpowi, inaczej w głosie syna znowu usłyszę smutek.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego tak pomyślałeś?
- Bo rodzice Rafaela też się kłócili, a teraz się rozwodzą.
Nie oni pierwsi wśród rodziców dzieci, z którymi bliźniaki chodzą do przedszkola. Rozumiem, że Patrick zdołał już zaobserwować co nieco świata i wyciąga własne wnioski, ale nie powinien sądzić, że nas czeka coś podobnego.
To dlatego odsuwam go od siebie delikatnie i patrzę w jego szare oczy.
- Nie rozstaniemy się z tatą, Patrick. Kłótnie są czescka małżeństwa, a my za bardzo się kochany, by się rozwodzić. - Przeczesuję dłonią ciemne włosy sześciolatka. - Nie masz się o co martwić, skarbie. Dobrze?
Może nie do końca go uspokoiłam, ale Patrick nie wygląda już na smutnego, odwzajemnia mój uśmiech.
- Dobrze.
- Skoro to mamy już wyjaśnione, to idź obudzić siostry. Śniadanie już gotowe, pora rozpocząć nowy dzień.
Chłopiec ochoczo biegnie do pokoji z głośnym okrzykiem: "wstawać!", a ja wracam do kuchni, gdzie dopinam swoją, chłodną już, zieloną herbatę i staram się nie myśleć za bardzo o tym krótkim i mało przyjemnym porannym spotkaniu z mężem.
Choć to dość trudne.


Jako że pracuje w poradni psychologicznej tylko na pół etatu, mój dzień daje mi więcej czasu na spędzenie go z rodziną. Po zakończeniu zmiany robię małe zakupy, odbieram Lily i Patricka z przedszkola, a Isabelle od babci - Annabelle jest rewelacyjna w tej roli - i kieruję się z dziećmi w stronę szesnastego posterunku.
Nie czuję się zbyt komfortowo, zaprowadzając dzieci na miejsce pracy ich ojca, ale starsze tak się upierały, by przy okazji zobaczyć dawno niewidzianych wujków detektywów, że musiałam się ugiąć. Przyczyna mojej niechęci jest oczywista - nie wiem, jak Logan zareaguje na tę wizytę i mój widok po porannym spotkaniu - ale jeśli dzieci mają być szczęśliwe, to ja zrobię dla nich wszystko.
Trzymam Isabelle na rękach, kiedy Patrick wciska przycisk windy, a Lily trzyma się za nogawkę moich spodni i rozgląda po metalowej puszce z zaciekawieniem, jak ma to miejsce za każdym razem, kiedy się tu zjawiamy.
- Szóste piętro, prawda, mamo? - Syn patrzy na mnie świecącymi się z podekscytowania oczami.
- Tak, szóste, Pat.
Chłopiec staje na palcach, udaje mu się wykonać swoją misje, zadowolony przystaje obok bliźniaczki i spogląda na tablicę informującą, gdzie właśnie jesteśmy.
Krótką podróż windą przywołuje wspomnienia współpracy z detektywami. Uśmiecham się pod nosem, kiedy w głowie pojawia mi się obraz tych naszych radosnych rozmów w biurze, akcji w terenie i tych chwil z Logan, które zapoczątkowały najlepszy okres w moim życiu. Szkoda, że i on ma swoje ciemne strony.
Kiedy wysiadamy tam, gdzie powinniśmy, Isabelle prosi, by postawić ją na podłodze, chwyta Lily za rękę i razem z nią rusza w stron3 pokoju, gdzie powinien pracować ich tata. Patrick stoi przy mnie i czeka, aż ja także ruszę. Chwytam syna za dłoń i w ślad za jego rodzeństwem idziemy tam, gdzie było mi dobrze.
- Dzień dobry! - Słyszę okrzyk dziewczynek, które są kulturalne po rodzicach, i zaraz po nim pełen zaskoczenia śmiech Chase'a i Gomeza.
Patrick ciągnie mnie za dłoń, on także chce już zobaczyć swoich wujków. Pozwalam jego siłę prowadzić się, cała ta sytuacja zaczyna mnie bawić - dzieciaki zawsze są takie radosne i pełne energii, kiedy widzą kogoś znajomego, a tą radością zarażają wszystkich wokół.
Nasza dwojka również dociera do pokoju, gdzie Adam głaszcze dziewczynki po głowie, a Diego już sięga do jednej ze szuflad biurka, by tylko znaleźć w niej jakieś smakołyki dla moich pociech. Sam ma już z Kate dwóch synów, dobrze wie, co potrzeba dzieciom, by wywołać na ich twarzach prawdziwy uśmiech.
- O, jest i Patrick oraz nasza wspaniała Rose! - Meksykanin rozpościera ramiona, by jak zwykle zamknąć mnie w niedźwiedzim uścisku. - Co tam słychać, pani Henderson? Jak miło was widzieć!
Śmieje się, w towarzystwie Gomeza czuję si3 odprężona, a dyskomfort przycichł.
- Mnie też również miło was widzieć. Dzieci chciały wpaść, a wiecie, jak bardzo nie umiem im odmówić.
- Cieszymy się, że im nie odmówiłaś. - Adam wygląda na ucieszonego. - Jeśli chcecie spotkać się z Loganem, to właśnie kończy rozmowę z członkiem rodziny denatki w czwórce.
- Rozumiem. Zakończyliście tę nieszczęsną sprawę?
W ubiegłym tygodniu na jednym z miejskich cmentarzy odnaleziono zwłoki nieznanej kobiety, którą okazała się być jedną ze świadków sprawy Logana sprzed kilku lat. Jako że odnaleziono jej ciało poza jurysdykcją szesnastego posterunku, zespół męża był konsultantem, nie głównym zespołem w dochodzeniu, co i tak nie ustrzegło Logana przed nadmiarem stresu. To chyba dlatego tak źle zareagował na ten niezapłacony czynsz.
- Na szczęście tak - odpowiada Adam - ale szczegóły to niech ci szanowny małżonek zdradzi, my musimy się zająć tymi dzieciakami. - Uśmiecha się i pyta o coś Lily, po czym znowu patrzy na mnie. - Nie idziesz do niego?
Powinnam, prawda?
- Idę, tylko zastanawiałam się, czy ktoś jeszcze chce iść przywitać tatę.
- Ja chcem! - Isabelle unosi małą dłoń do góry. - Weź mnie ze sobą, mamo!
Jej prośba jest dla mnie rozkazem, więc chwytam dłoń młodszej córki i z nią ruszam na poszukiwanie Logana.
Kolejny spacer po korytarzu przywołuje kolejne wspomnienia, w których na chwilę się zanurzam, przez co nie od razu dostrzegam męża stojącego przed zamkniętymi drzwiami pokoju z kobietą, która stara się mu przypodobać.
- Ale naprawdę nie da się pan zaprosić na kawę? - słyszę, gdy jesteśmy z Isabelle na tyle blisko, by mieć tę możliwość. - Naprawdę jest pan taki niedostępny czy tylko udaje?
Widzę zmieszanie na twarzy bruneta, ale i udrękę; w niesmak jest mu to, że kobieta nie chce odejść.
- Już mówiłem, jestem zajęty, a poza tym...
- Tata! - Głosik córki wibruje pod sufit, gdy mała puszcza moją dłoń i biegnie w stronę zaskoczonego rodzica. - Tata!
Logan uśmiecha się na jej widok, przykuca, by porwać ją w ramiona, a Isabelle ochoczo w nie wpada.
- Część, kruszynko! - Uradowany, że został wybawiony, Henderson całuje najmłodsze ze swoich dzieci w policzek. - Co tu robisz, Iz? Gdzie twoje rodzeństwo?
- Mama mnie tu przyniosła. - No tak, bo w czyichś ramionach ten maluch czuje się najlepiej. - A Lily i Patrick są u wujków, bo wujek Diego ma czekoladę! - wyjaśnia ojcu, po czym spogląda na kobietę, która wygląda na zdumioną i zawiedzioną. - Dzień dobry.
Ta nic nie odpowiada na to powitanie, jedynie mamrocze: - To ja już nie będę przeszkadzać. - i odwraca się na pięcie, by odejść. Musi mnie przy tym minąć, spojrzenie, które mi rzuca, pełne jest zazdrości. No cóż, nie każdemu zawsze i w każdej sferze życia się powodzi.
Odprowadzam ją spojrzeniem, a Logan z córką na rękach podchodzi do mnie. Unikam kontaktu wzrokowego z nim, niechętnie daję mu się objąć lekko na powitanie, a pocałunek, który składa na moim czole nie jest tym, czego bym chciała.
- Cześć. - Logan wydaje się być naprawdę zadowolony z tego, że tu przyszłyśmy. - Dziękuję za uratowanie mi skóry, ta kobieta była straszna.
- A mnie się wydaje, że miałeś już z gorszymi do czynienia.
Nie pozwalając ramionom na dotyk, ruszamy z powrotem do biura, a Isabelle dzieli się przeżyciami dzisiejszego dnia.
W gabinecie detektywów panuje przyjemny hałas. Czekolada, którą Diego znalazł w czeluściach szuflady, pozostała nieotwarta, bo zaczekano na nas.
- Chcecie kawy? - pytam, bo przy samej jednej tabliczce to te odwiedziny nie będą prawdziwymi odwiedzinami.
- No jasne - odpowiada Adam, a Gomez dopytuje: - Ale ty ja zrobisz?
- Oczywiście, przecież robię najlepszą kawę na świecie.
Pozostawiam dzieci pod czujnym okiem przyjaciół i kieruję się do pokoju socjalnego, gdzie przy aneksie kuchennym mam zamiar przygotować napoje. Jak cień za mną pojawia się mąż.
- Pomogę ci - oferuje.
- Nie trzeba, dam sobie radę.
Wolę zachować między nami dystans, zanim złość na mnie Loganowi nie przejdzie, ale mężczyzna ma zupełnie inny zamiar. Gdy ją wsypuję kawę do ekspresu, bo przecież musiała się już skończyć, brunet obejmuje mnie od tyłu ramionami i opiera głowę o moje.
- Przepraszam - szepcze, a jego oddech laskocze moją skórę. - Przepraszam za rano, ale byłem zdenerwowany przez tę sprawę, do tego takie coś zdarzyło się nam po raz pierwszy, chyba nie potrzebowałem kolejnych problemów.
- Rozumiem. - Naprawdę tak jest, dobrze wiem, jak sama działam, kiedy zbierze się za dużo stresu, a kłopoty się pietrzą zamiast powoli znikać. - Nie szkodzi. Nic się nie stało.
- A właśnie, że się stało. - Logan odwraca mnie w objęciach tak, bym patrzyła na niego, nakazuje na chwilę zapomnieć o kawie. Przygląda mi się tak zbolałym wzrokiem, że aż muszę dotknąć palcami jego policzka, by pokazać mu, że nie jestem zła. - Nie pożegnałem się, byłem tak cholernie chłodny, a przecież ty jesteś tym, czego najbardziej pragnę każdego dnia. - Niebieskie spojrzenie prawie pali mi skórę. - Przepraszam - mówi jeszcze raz, po czym pochyla się i po raz pierwszy tego dnia całuje mnie.
Nie jest to długi pocałunek, ale również nie muśnięcie. Mogłabym na niego odpowiedzieć, ale Logan szybko się odsuwa. Za szybko.
Przygryzam lekko dolną wargę.
- Patrick nas słyszał. Uznał, że skoro się kłócimy, niedługo się rozwiedziemy.
Twarz mężczyzny przyjmuje poważny wyraz.
- Skąd mu to przyszło do głowy?
- Powiedział, że u jego kolegi tak było, naprawdę się przestraszył.
Logan kręci głową.
- Chyba muszę mu wyjaśnić, że kocham jego matkę i jestem w niej wciąż zakochany jak nastolatek tak bardzo, że nie ma opcji, bym chciał się z nią rozstać - odpowiada, a moje serce, które tak bardzo się bało, że kłótnia wywoła ciche dni, które się nam jeszcze nie zdarzyły, że prawie eksploduje, kiedy docierają do mnie słowa tego wyznania miłości.
Czuję napływające mi do oczu łzy, mrugam szybko, byle tylko żadna się nie wydostała.
- Ja też cię kocham - mówię cicho, na co otrzymuję kolejny pocałunek. Taki, w którym skrył się Logan ze wszystkimi swoimi uczuciami do mnie.
Odpowiadam na niego, a kiedy staje się za długi, odsuwam się odrobinę.
- Wciąż muszę zrobić kawę - zauważam, na co Logan włącza ekspres i cmoka mnie w dolną wargę.
- Sama się zrobi, więc my możemy wrócić do tego, co naprawdę przyjemne.
Jego oczy się śmieją, kiedy pochyla się, by pocałować mnie jeszcze raz. Nie pozostaje mi nic innego, jak przytulić się do niego i odpowiedzieć na to, a przy tym czuć się tak, jak zawsze, kiedy mam go obok - czuć się na swoim miejscu, skąd nikt i nic nigdy nie zdoła mnie wyrwać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane :)