piątek, 14 czerwca 2013

04 Layla i "M"

When I'm gone, when I'm gone
You're gonna miss me when I'm gone
You're gonna miss me by my hair
You're gonna miss me everywhere
You're gonna miss me when I'm gone

śpiewam grając na plastikowym kubku. Potrzebuję odprężenia. Jest sobota, dziewiąta rano. Siedzę przy kuchennym stole, a James robi tosty i jajecznicę. Czekam na kawę. Swoim graniem chyba go wkurzam.
- Rose, możesz przestać? Karaoke jest dopiero wieczorem- przestaję śpiewać, ale dalej wybijam rytm kubkiem.
- Rose- głos Jamesa staje się ostrzejszy, ale mnie nie zraża. Nadal robię swoje. Słyszę, jak oddalony ode mnie o dwa metry wzdycha.
- Przepraszam cię, ale muszę Wczorajszy dzień był bardzo stesujący- tłumaczę się. James odwraca się do mnie i kładzie przede mną kubek parującej kawy.- Dzięki- biorę łyk. Jest idealna.
- A niby co cię takiego wczoraj zestresowało?
- Hmm, poczynając od rana? Korek na 123, przez który o mało co nie spóźniłam się na wykłady. Później ta akcja z pomocą NYPD. No, a na koniec ten ruch w restauracji- I nieszczęsny Pan- Czyste- Niebo, do cholery, myślę w duchu.
- Dobrze wiesz, jak częste są korki na Manhattanie. NYPD pomogłaś ogromnie. Ben nie mógł się ciebie wczoraj nachwalić- oczywiście, rozmawiali przez telefon, gdy ja obsługiwałam niewdzięczny stolik numer 3.- Nie rozumiem, czemu praca cię zestresowała?
Wzdycham. Mimo porządnych ośmiu godzin snu czuję się wypompowana.
- Klienci narzekający na zbyt małe porcje jedzenia, które przecież nie są małe. Stolik numer 3 narzekał na zbyt głośną muzykę, Kelly oblała mnie w kuchni ketczupem, to musiałam się iść przebrać. No i omal nie rozbiłam talerza, bo jakieś niewychowane dziecko cały czas musiało machać swoim nowym iPod'em- sięgam po tosta i smaruję odrobiną dżemu truskawkowego babci Madison. Uwielbiam go. Biorąc pierwszy kęs zdaję sobie sprawę, jak bardzo za nią tęsknię. To ona opiekowała się mną, zanim sąd przyznał prawną opiekę nade mną Jamesowi. W ogóle to rodzinie mamy na mnie zależy. Cała rodzina taty mieszka w Anglii. Nie widziałam się z nimi od trzech lat.To trochę boli.
- Ale przynajmniej był duży utarg- podsumowuję uśmiechając się do Jamesa. Odwzajemnia uśmiech, ale dostrzegam troskę w jego oczach.
- Na pewno nic ci nie jest?- pyta. Kręcę przecząco głową.
- Znasz mnie. Pogram chwilę na kubku i siły mi wrócą- słyszę telefon dzwoniący na parapecie. Moja komórka.
- Chyba dzisiaj będziesz potrzebowała jej tak samo dużo jak wczoraj- mówi James podając mi telefon. Patrzę na niego skonsternowana, później zerkam na wyświetlacz: " 16th DP"
- Ale skąd...?
- Podałem wczoraj Benowi twój numer telefonu. Chyba nie jesteś na mnie zła?- nie odpowiadam. Zrezygnowana patrzę na blondyna i odbieram.
- Mówi Bennett...



                                                                            * 



- Tylko uważaj na siebie!- krzyczy za mną. Mam uważać na siebie czy na twój ukochany samochód? myślę ironicznie. Ruch dzisiaj jest mniejszy niż wczoraj, co pozwala pokonać mi prawie cały Manhattan w niecałe pół godziny. Zaparkowałam na parkingu dla klientów, o ile mogę to tak nazwać. Jeśli mam być szczera, przeraża mnie  budynek policji. Nie umiem powiedzieć, skad ta obawa, po prostu jest i tyle.
Ładuję się do windy z dwoma policjantami i policjantką. Czuję się przy nich taka mało ważna. 
Wysiadam na 6 pietrze. Na korytarzu czekają już na mnie Diego i Adam, obaj z uśmiechami, które dodają mi otuchy. Nie widzę nigdzie Hendersona.
- Rose, punktualnie-chwali mnie Gomez.- Twoja przepustka- podaje mi plakietkę z moimi danymi i zdjęciem  zawieszoną na smyczy. Rose Bennett, psycholog, konsultantka, czytam i zawieszam ją na szyi. 
- Miło mi cię widzieć, Rose- mówi adam.
- Cześć- nie umiem wydukać lepszego powitania.- Co się stało?
- Doktor Parish przesłała nam wyniki z laboratorium. Miałaś rację z tą trisomią- odpowiada Adam. Uśmiecham się lekko.- Przyczyną zgonu było uduszenie.
- Czy wiemy, kim jest ofiara?
- Miguel Santiago- Diego przypina podpisane zdjecie chłopca na magnetyczną tablicę.- Matka Amerykanka, ojciec Panamczyk.
- Wiemy coś więcej o rodzicach dziecka?- pyta, pojawiający się ni stąd, ni zowąd Logan. Dlaczego tak na mnie patrzy, jakby z wyrzutem? Co ja takiego zrobiłam? Odsuwam się od niego nieznacznie. Nie chcę zakłócać jego przestrzeni osobistej.
- Matka, Layla Santiago, jest menedżerką Hilton Place Hotel. O ojcu nie ma informacji. Rozwiedli się dwa lata temu i zniknął.
- Jakaś inna rodzina w okolicy?- pyta Logan. Słyszę telefon. Adam idzie go odebrać.
- Matka Layli, Kira, mieszka w New Jersey. Poza nią nie ma rodziny.
- Ok, spróbujcie się skontaktować z Laylą, dowiedzieć się...
- To nie będzie konieczne- mówi Adam.- Layla Santiago sama zadzwoniła na policję. Dziesięć minut temu zgłosiła zaginięcie dziecka.
- Jedźcie po nia- Logan wydaje polecenie, po czym przenosi wzrok na mnie.- Bedziemy musieli ją przesłuchać.
Drżę pod jego spojrzeniem.



                                                                               *



- Już jest- wow, Logan się odezwał. Po raz pierwszy od pół godziny. Patrzę w stronę wylotu korytarza. Ma rację. Adam i Diego prowadzą młodą, na oko 35-letnią kobietę. Jest blada, ale nie wydaje mi się, że to przez informację. Henderson postanowił osobiscie poinformować Laylę o śmierci Miguela. Dlaczego go to nie stresuje?
Obserwuje mnie. Dlaczego?
- Pani Santiago- wita się Logan.- Jestem detektyw Logan Henderson, a to Roseann Bennett, psycholog, będzie naszą konsultantką- skąd zna moje pełne imię? Obstawiam, że od kapitana, eh. Witam się z panią Santiago. Sprawia wrażenienie opanowanej, ale widzę, że się denerwuje. Splotła przed sobą palce.
- Macie jakieś informacje o moim synu?- na pewno jest zdenerwowana. Drży jej głos. Wymieniamy z Loganem spojrzenia i kierujemy się do pokoju nr 2.
- Zapraszam- Logan przepuszcza Laylę w drzwiach, po czym patrzy na mnie znacząco. Nie ruszam się, nadal stoję przed drzwiami. Wzdycha.- Bennett, pracujesz tutaj jako konsultantka, więc może raczysz dołączyć do przesłuchania?- jego ton mnie irytuje. Unoszę wyzej głowę, prostuję plecy i z całą godnością wchodzę do pokoju. Czuję, że przerzucił oczami. Och, mam wielką ochotę mu przywalić.
Siadamy na wiklinowych fotelach, jak najdalej od siebie. Od Layli dzieli nas hebanowy niski stół. Layla siedzi nienaturalnie wyprostowana, wpatrzona w punkt za moimi plecami. Logan podaje mi papiery, które będę musiała wypełniać. Nie patrzy przy tym na mnie. Wzdycham.
- Pani Santiago, proszę nam powiedzieć, kiedy ostatni raz widziała pani syna- Logan przybiera twarz prawdziwego detektywa.
- Dwa dni temu, rano, koło siódmej. Wychodziłam do pracy, jadł śniadanie, właśnie pojawiła się Cindy, moja sąsiadka, żeby się nim opiekować dopóki nie wrócę. Zadzwoniła do mnie koło szesnastej, że Miguel zniknął podczas spaceru w Central Parku, szukała go, ale  znalazła tylko jego samochodzik- po policzkach Layli płyną łzy. Nie wiem, jak to jest stracić DZIECI.
- Czy mogłaby nam pani podać dane tej Cindy?- pyta detekwtyw H.- Będziemy musieli ją przesłuchać.
- Oczywiście. Cindy Sharow, 17th Bowery, Nolite.
Patrzę na nią by się upewnić. nie mam zbytnich wątpliwości. Nie robię notatek. Logan się wścieknie, ale co mi tam.
- Czy macie jakieś informacje o Miguelu? Proszę powiedzcie mi- jest już bliska histerii. Patrzę na Logana.
- Pani Santiago- zaczyna.- Nie mam dla pani dobrych wieści. Miguel... nie żyje. Wczoraj znaleziono jego ciało. Przykro mi.
To, co przeżywa ta kobieta, dla osoby, która nigdy nie straciła kogoś bliskiego, może się wydać odrealnione. Jej płacz pewnie słychać w całym budynku. Chcę ją przytulić, ale Logan powstrzymuje mnie trzymajac za ramię. Po raz pierwszy mnie dotyka. Chyba też zdaje sobie z tego sprawę, bo szybko cofa rękę. Podaję Layli chusteczki. Słyszę szept detektywa.
- Powiedz jej. Jesteś lepsza w przekazywaniu szczegółów- skąd możesz to wiedzieć? 
- Pani Santiago- mówię łagodnie.- Miguel został uduszony jakieś dziewięc godfzin po tym, jak Cindy straciła go z oczu. Chce pani pomóc w śledztwie?
- Oczywiście, tu przecież chodzi o moje dziecko!
-Gdzie był leczony?
- Słucham?- pyta zdziwiona. Logan tez jest zaskoczony, ale jego szok szybko zakrywa obojetność.
- Miguel cierpiał na zespół Pataua. Jak wynika z badania DNA, w chwili śmierci miał 3 lata i 4 miesiące. Taki wiek u chorych na trisomię ch13 zdarza bardzo, bardzo rzadko. Po rozponaniu choroby ktoś się nim zajmował, podawał leki. Gdzie go leczono?- patrzę na Laylę wyczekujaco. Czuję na sobie wzrok Hendersona, ale za nic się do niego nie odwrócę. Czekam.
- Ninós del Enfermedad * w Panamie- w końcu odpowiada.- Hospicjum dla nieuleczalnie chorych dzieci. Spędziliśmy tam dwa lata, wróciliśmy pół roku temu. Ojciec Miguela, Rodrigo, załatwił nam tam miejsca.
- Czym go leczono?
- Podawano mu placebo. Miguel był pełnym radości dzieckiem, chciał żyć. Dalismy mu trochę wiecej czasu, a teraz został zabity- mówi słabym, łamiącym się głosem.
- Layla, czy wie pani, ile kosztowało leczenie pani syna?- pytam. Patrzy na mnie jeszcze bardziej zdziwiona. Ona nie wie. Śpieszę z odpowiedzią.- Roczne utrzymanie dziecka w NdE kosztuje 65 tysiecy dolarów.
- Skad możesz to wiedzieć?- pyta mnie sceptycznie Logan. Czyżby znowu chciał dowieść, że jestem idiotką? Jestem jedfnak przygotowana, znam odpowiedź na jego pytanie.
- A stąd, że pracowałam jako wolontariuszka w NdE w ostatnie wakacje- nic nie mówi, ale znowu tak dziwnie na mnie patrzy. Jak może być jednocześnie tak mądra, piekna i inteligentna? . - Skad wzięliście państwo na to pieniądze?- ponownie zwracam się do Layli.
- Mąż pożyczył od rodziny. Jego brat, Pedro, ma duże przedsiębiorstwo i  dużo pieniędzy, więc nam pożyczył. Pożyczkę rozłożył na raty, abyśmy ją mogli spokojnie spłacać.
- Ale przecież są państwo rozwiedzeni?- powrót Hendersona- detektywa.
- Nadal utrzymuję kontakt z Rodrigiem. Mam dobrą pracę, finansowe też radzę sobie nie najgorzej, więc przesyłam Rodrigowi połowę raty raz w miesiącu- chyba nie muszę już czekać.
- Pani Santiago, mogę pani zadać ostatnie pytanie?
- Oczywiście.
- Gdzie jest Mercedes?- zamiera. Logan nie rozumie.
- Bennett, to nie pora na pytanie o samochód kobiety, która podróżuje transportem miejskim.
- Nie pytam o samochód, detektywie Henderson. Gdzie jest Mercedes, Layla? Gdzie twoja córka?- Santiago blednie i ponownie wybucha płaczem. Logan patrzy na mnie. Wreszcie mam siły, by na niego spojrzeć. W jego oczach widzę nie podziw, lecz dezaprobatę. Jak na to wpadłaś, jak? Dlaczego ciagle musisz mnie zaskakiwać?
- Nie wiem- Layla opanowuje szloch.- Pojechała w zeszłym tygodniu do ojca, do Panamy. Otatni raz rozmawiałam z nią po tym, jak wylądowała na lotnisku w stolicy. Nie wiem, gdzie jest. Proszę odnajdźcie ją. Odnajdźcie Mercedes i odnajdźcie mordercę mojego syna!
- Zrobimy, co w naszej mocy- mówi Logan.
- Znajdziemy ją- mówię z mocą.- Znajdziemy Mercedes i znajdziemy zabójcę Miguela- jestem o tym przekonana.



                                                                           *



Po zapisaniu wszystkich danych i gorącym pożegnaniu, jakie zafundowała mi Layla, marzę jedynie o kawie. Chcę dołączyć do Logana i chłopaków omawiających przesłuchanie, gdy dzwoni mój telefon. Pablo. Oddalam się czujac na sobie wzrok obserwującego mnie Logana.
- Cześć Pablo, co słychac?- staram się brzmieć radośnie, ale Pablo wyczuwa mój prawdziwy nastrój.
- U mnie wszystko dobrze, ale u ciebie chyba nie za bardzo. Jakieś postępy w sprawie?- oczywiście, że
wie o mojej współpracy z NYPD. To mój najlepszy przyjaciel.
- I to duze, po prostu męczy mnie przebywanie z takim jednym detektywem- zerkam na chłopaków i łapię wzrokiem wzrok Logana. O kurczę. 
- Hej, mógłbyś przekazać Kate, że będę później i  żeby zaczęła beze mnie? Nie wiem, o której się stąd wyrwę, ale powinnam spóźnić się jakieś 20 minut. Przeproś ją ode mnie, dobrze?-
- Oczywiście, Rose. Nie wydaje mi się, żeby Kate miała ci to za złe. Pomogę jej ze sprzętem.
- Dzieki, Pablo. Wiesz, że cię uwielbiam?
- Wiem- czuję, że się uśmiecha.
- Jak tam sprawa z Mary?
- No cóż, przyjdzie dzisiaj do "Darcy's" na karaoke. Może uda mi sie ją zaprosić na imprezę. A może zaśpiewam z nią duet?
- Mogę wam nawet odstąpić "All about us"- Logan wzrokiem każe mi kończyć.- Przepraszam cię, Pablo, ale mój szefunio prawie zabija mnie wzrokiem. Spotkamy się na miejscu?
- No jasne. Do zobaczenia. I nie daj się bazyliszkowi.
- Nie dam się.Narazie- rozłączam się i z wielkim uśmiechem podchodzę do chłopaków. Logan już na mnie nie patrzy, ale słyszę, jak wzdycha, gdy staję między nim a Adamem.
- Rose, naprawdę byłaś wolontariuszką w hospicjum w Panamie?- pyta z zainteresowaniem Gomez.
- Tak, byłam. Pracowałam tam w tym roku wraz z moją przyjaciółką.
- Byłaś w Panamie, ale czy...?
- Diego, no preocuparse. Yo habla espanól * -odpowiadam z uśmiechem. On także się uśmiecha, słysząć swój ojczysty język.
- Znasz jeszcze jakieś języki?- pyta zaciekawiony Adam.
- Mam powiedzieć czy wolicie być zaskakiwani?
- Powiedz!- mówią razem Chase i Gomez. Śmieję się.
- Znam cztery oficjalne języki ONZ: angielski, hiszpański, francuski i rosyjski. Arabski i chiński są dla mnie nie pojętę. Poza tym znam podstawy portugalskiego, włoskiego i niemieckiego.
Cała trójka patrzy na mnie zszokowana i z podziwem. Nawet Logan się nie kryje. Chyba nigdy nie przestaniesz mnie zaskakiwać.
- A skąd wiedziałaś, że Layla ma jeszcze jedno dziecko?- pyta mnie Logan. Chase i Gomez także czekają na odpowiedź.
- Obserwowałam ją. Podczas rozmowy bawiła się bransoletką z zawieszkami. Ściskała niebieską literkę "M" i błękitnego misia zawieszonego obok. To musiały być symbole Miguela/ Na drugim biegunie bransoletki także miała literke "M" i malutki samochodzik.
- Jak to niby wyjaśnia sprawę? Przecież Layla powiedziała, że mały lubił samochody- Logan, jak zwykle, nie pojmuje mojego rozumowania.
- Też nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby te zawieszki nie były koloru różowego- mówię spokojnie, patrząc na Hendersona. Jego źrenice rozszerzają się na moje słowa.- Hiszpańskim żeńskim imieniem na "M", mogącym być także marką samochodu, jest Mercedes. Zaryzykowałam pytanie i tak dostaliśmy odpowiedź- dlaczego tak na mnie patrzy?  
-  Wow- Adam i Diego nie są w stanie powiedzieć nic wiecej.
- Chłopcy, do wszystkich jednostek wyślijcie opis dziewczynki i i informację, że zaginęła, sprawdźcie billingi pani Santiago/ Musimy mieć pewność, co do tej pożyczki. I spróbujcie dotrzeć do Cindy Sharow- Logan zwraca się do detektywów, którzy otrzymawszy polecenie, chcą się oddaliś. W mojej głowie pojawia się myśl.
- Moglibyście także sprawdzić Pedra Santiago? To wuj ofiary. Wydaje mi się, że może mieć coś wspólnego ze sprawą.
Chłopcy kiwają głowami i oddalają się. Zostaję sama z Loganem. Sięgam po kurtkę zawieszoną na krześle koło jego biurka.Czuję jego wzrok na sobie. Prostuję się i odwracam. Stoimy na przeciw siebie w całkowitym milczeniu. Logan chce coś powiedzieć, ale nic z tego. Próbuje drugi raz.
- Świetna zdolność dedukcji, Bennett- dlaczego nie mówi mi po imieniu? Dlaczego nie potrafię mówić ci po imieniu, Rose, tylko myśleć? 
- Dziękuję, detektywie.
- Mam nadzieję, że to posumie sprawę ku końcowi- dlaczego zabrzmiałem, jakbym chciał się jej pozbyć?
- Ja także- jestem oburzona, ale zachowuję spokój.
- Możesz już iść do domu. Twój chłopak pewnie już się o ciebie martwi- mówi Logan siadając za biurkiem.
- Pablo nie jest moim chlopakiem. Do widzenia panu- ten to umie wkurzyć.
- Do zobaczenia, Bennett- to była obietnica czy grożba?
Pospiesznie wychodzę z komisariatu i wsiadam do samochodu Jamesa.

Pora wrócić do swojego świata.



Siedzę przy biurku i myślę.
Dlaczego taki jestem?
Myślałem, że już sobie z tym poradziłem, że już dla wszystkich ludzi będę mieć takie same uczucia, ale pojawiłaś się ty.



Rose, jaki czar na mnie rzuciłaś?


------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Jest i chapter 4. Myślę, że nie jest za nudny. Dowiadujemy się czegoś o Rose, poznajemy myśli Logana.
Wprowadziłam jego punkt widzenia, żeby bardziej pokazać złożoność całej sprawy między nim a Rosie. Mam nadzieję, że nie będziecie mi mieli tego za złe.

Cieszę się z powodu tych ponad 100 wejść. Piszę od zaledwie 10 dni i nie spodziewałam się ich tyle. Dziękuję :*

Kolejny rozdział pojawi się pod koniec przyszłego tygodnia, 22/23.06
Przepraszam za wszelkie literówki.

Miłego czytania! :)


4 komentarze:

  1. Ale jestem roztargniona, no nic.
    Tłumaczenie:
    Ninõs del Enfermedad- dzieci choroby.

    Diego, no prepcuparse. Yo hable espanõl- Diego, nie martw się. Znam hiszpański.

    Możliwe błedy gramatyczne w tych wyrażeniach, ale dopiero się uczę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak późno komentuję! Naprawdę nie miałam do tego głowy w tym tygodniu. :( Mam nadzieję, że mi wybaczysz. :)
    Co do rozdziału... Mówiłam już, że świetnie piszesz? Bardzo lubię czytać to opowiadanie! ;) Sprawa uduszonego Miguela jest interesująca. Jestem ciekawa jak się rozwiąże. I cieszę się, że wreszcie wiemy, co czuje Logan. Widzę, że coś będzie... ;)
    Czekam na nn. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za ten komentarz. Oczywiście, że Ci wybaczę. Rozumiem Cię :)
    Cieszę się, że blog Ci się podoba. Mam nadzieję, że kolejny rozdział, w ktorym poznamy mordercę i dowiemy się czegoś o Loganie, także Ci się spodoba :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Strasznie szkoda mi tej matki. To musi byc straszne stracić dziecko...
    I ciekawa jestem co z ta córka, No ale kto może być takim potworem żeby udusić malutkie dziecko.
    Fajne są te wstawki - co mysli Logan.
    Dlatego był taki dziwny? Bo myślał że Pablo to jej chłopak?

    Dobra codziennie będę czytać po rozdziale i jakoś pójdzie. Mam dużo zaległości nie tylko tutaj ale twoje opowiadanie mnie wciągnęło więc zostanę,
    Pozdrawiam
    Fallen

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)