środa, 26 czerwca 2013

05 El asesino

Budzę się nagle, z szybko bijącym sercem. Patrzę na zegarek. Siódma dwadzieścia rano. Jęczę. Jestem zmęczona swoim snem.
Para błękitych oczu, a próbująca od nich uciec i niewidzialna siła ciągnąca mnie do nich.
Czy Logan musi mnie nawiedzać nawet w snach?
Dlaczego nie jest do mnie nastawiony tak, jak do reszty z 16? Dlaczego się ze mną nie wita? Nie mówi po imieniu? Śledzi każdy mój ruch? Czy nie może być taki, jaki wydał mi się podczas naszego zderzenia? Miły, elegancki dżentelmen pasuje mi do niego bardziej niż twardy glina, którego udaje.
Chciałabym móc cię poznać, Logan. Poznać i zrozumieć.
Patrzę na zdjęcie rodziców stojące na nocnym stoliku. Są na nim tacy młodzi, szczęśliwi, pełni życia i zakochani.
- Zazdroszczę wam- szepczę, kierując się do łazienki. Poranny prysznic i mocna kawa powinny postawić mnie na nogi.
Nie muszę się za bardzo spieszyć. Mam półtorej godziny dla siebie, zanim wybiorę się na uczelnię. Wczorajszy dzień, niedziela, obył się bez telefonu z 16, wiec mogłam spokojnie pisać pracę o mutacjach genetycznych i spotkać się z Kate i Pablem w parku. Nasze sobotnie karaoke wypadło genialnie, miałyśmy tyle chętnych, że prawie brakło nam piosenek, w dodatku skończyłyśmy godzinę później niż zwykle, poszło masę drinków i James jest przeszczęśliwy. Poza tym Pablo i Mary zaśpiewali w duecie "Don't go breaking my heart", za co dostali owacje na stojąco. Pablo wreszcie się odważył i zaprosił Mary na imprezę. Rzucenie się komuś na szyję jest chyba nowym sposobem okazywania aprobaty.
Strasznie się cieszę, że coś się między nimi zaczyna dziać, wreszcie Pablo nie będzie wiecznie skazany na moje towarzystwo. To wspaniałe uczucie wiedzieć, że przyjaciel jest szczęśliwy. Uśmiecham się do siebie. niejako to ja ich połączyłam, więc moja radość jest tym większa. Na moim identyfikatorze brakuje chyba słowa 'swatka', myślę z uśmiechem.
Mimo początkowego zmęczenia wywołanego przez koszmarny sen, czuję się już lepiej. Radosne myśli o przyjaciołach choć na chwilę odciągnęły mnie od błękitnych oczu. Wzdycham na ich wspomnienie. Mam nadzieję, że dzisiejsze zajęcia w laboratorium skutecznie odwrócą moją uwage od Logana.
Po porannej toalecie wchodzę do kuchni pachnącej świeżo zaparzoną kawą. Hmm, piekny zapach.
- Cześć- witam się z wujkiem.
- Dzień dobry, Rosie- uśmiecha się.- Dobrze spałaś?
- Nie za dobrze, ale kawa mi pomoże- też się uśmiecham. James świetnie wygląda w starych dżinsach i we flanelowej  koszuli w kratkę, przypomina mi o moim dzieciństwie w Wisconsin i  znowu myślę o babci. Powinnam do niej zadzwonić.
- O czym myślisz?- pyta blondyn.
- Przypominasz mi Wisconsin- odpowiadam.- Tęsknię za babcią Maddy.
- Ja też, Rosie, ja też- przytula mnie do siebie i cmoka w czoło.- Ale pamietaj, że niedługo znowu się z nią zobaczymy.
Uśmiecham się. James ma rację. Za dwa miesiace znowu będę u siebie. W moim ukochanym mieście.

W Middleton.



                                                                    *



Normalni ludzie po spędzeniu siedmiu godzin w laboratorium pragną odpoczynku, ale nie ja. Gdybym mogła, spędziłabym tam całe 24h. Jestem odprężona. Tego mi było trzeba.
Idę z Pablem w całkowitej ciszy. Widzieliśmy się przez weekend, więc teraz nie musimy rozmawiać. W dodatku Pablo mnie dzisiaj nie odprowadza, tylko ja jego. Jest strasznie zaaferowany swoim dzisiejszym spotkaniem z Mary.
- Pablo, dobrze się czujesz?- pytam z troską.
- Co? A tak, dobrze, dobrze- myślami jest gdzie indziej.- Po prostu się denerwuję.
- Nie masz czym, wierz mi- uśmiecham się do niego. Odwzajemnia uśmiech, ale nadal jest spięty.
- Och, odpręż się.  Wszystko będzie dobrze. Po waszym występie w sobotę chyba już nikt nie ma żadnych wątpliwości, że jesteście w sobie zakochani.
- Naprawdę?- jego uśmiech prawie nie mieści się w twarzy.- Naprawdę myślisz, że Mary czuje do mnie to samo, co ja do niej?
-Tak, Pablo, tak myślę. Ale dajcie sobie trochę czasu, zanim będziecie je sobie wyznawać. Dzisiaj zabierz ją w jakieś romantyczne miejsce, kup i kwiaty i najważniejsze...- specjalnie robię pauzę, czym denerwuję bruneta.
- Co? Rose, co jest najważniejsze?
- Musisz być sobą- kończę. Na twarzy chłopaka widzę lekkie rozczarowanie.
- Być sobą? I tyle? To jest ta twoja rada na najważniejszy wieczór mojego życia?- oj, chyba nie tego się spodziewał.
- Tak, to moja rada. Nie próbuj udawać kogoś, kim nie jesteś. Przecież Mary zakochała się w tobie takim, jaki jesteś- mój argument chyba trafia do chłopaka, z jego czoła znika zmarszczka niepokoju. Czuję, że się uspokaja, mięsnie wiodczeją, oddech się normuje. Psychologia. 
Dochodzimy do Morningside Avenue, tej samej alei, gdzie przed czterema dniami zderzyłam się z Loganem. Czyste niebo znowu pojawia sie w mojej głowie. Zaczynam myśleć o czymś innym. O kwiatach.
- Czas się żegnać- mówi Pablo.
- Jak codzień- przytulam go.- Powodzenia na randce i miłej zabawy.
- Przyda się. Narazie, Rosie- mówi i skręca tuż za Barney's shop. Naprawdę chcę, żeby im się dzisiaj udało.
Pozostałe 3 przecznice pokonuję spacerkiem. Nagle, tuż przed wejściem do Darcy's, czuję niepokój, wiem, że coś się stało, nie wiem, komu i gdzie, ale wiem. Wchodzę do środka.
- Cześć, James.
- Cześć, Rose. Nawet się nie rozbieraj- jestem skonsternowana. O co chodzi?
- Logan, już tu jest!- blondyn krzyczy w strone kuchni. Coo? Detektyw Henderson u nas? Prawie mdleję. Tego się nie spodziewałam. Logan wychodzi z kuchni. Na jego niebieskiej koszuli dostrzegam okruszki. Pewnie Bobby poczęstował go ciasteczkami- amorkami. Są przepyszne, idealne do mrożonej latte. I w kształcie serca, jestem zelektryzowana tą myślą.
- Panna Bennett, miło mi cię widzieć- brunet wyciąga do mnie rękę. Ściskam ją lekko zszokowana faktem, że detektyw H. się ze mną wita.
- Dzień dobry. Co pana... ciebie tutaj sprowadza?
- Prosiłaś o poszukanie czegoś o Pedrze Santiago, prawda?- kiwam głową.- Okazuje się, że tydzień temu przyleciał do NY. Nie sam.
- Mercedes. Czyli przechwycił ją na lotnisku w Panamie. I staje się głównym podejrzanym w obu sprawach.
- Dokładnie. Zaraz po tej informacji zadzwoniłem do Jamesa, czy nie ma cię gdzieś w pobliżu. Odpowiedział, że jesteś na uczelni, ale będziesz koło piatej, więc przyjechałem, by tu na cieie zaczekać- dlaczego mi się tłumaczy? Dlaczego się jej tłumaczę?  Lekko peszą mnie jego słowa.
- To miłe, dziękuję.
- Tak więc, eee, czy możemy już jechać?- chyba naprawdę mu się spieszy.
- Tak, tylko wezmę sobie na drogę coś do jedzenia...
- Proszę- James podaje mi tekturowe pudełko na jedzenie na wynos. Unoszę wieczko i wzdycham. Amorki. Całe mnóstwo.
- Wisisz mi pieniądze, Bennett. Kupiłem je z moją 15% zniżką- szepcze mi do ucha Logan. Muszę się odegrać. Mam nadzieję, że moja stopa pozostawi wgniecienie w jego bucie.
- Ok, no to chodźmy. Narazie, James.
- Pa, Rosie. I nie musisz się spieszyć. Clara dzisiaj obsługuje- żegnam go ogromnym uśmiechem na twarzy. Chociaż on mi dzisiaj odpuści.
Opuszczamy Darcy's i ... Nie wiem, gdzie mam iść. Nie mam pojęcia, jakim samochodem jeździ Henderson.
- Zapraszam- jego ton mnie zaskakuje. Jest miły i lekko niepewny. Najpierw słyszę Logana, a dopiero później zauważam jego cacko. O ja cię... To srebrne audi A6. Jestem oczarowana jego widokiem. Potulnie wsiadam do samochodu, Logan zamyka drzwi i obiega samochód z przodu, by zająć miejsce kierowcy. A jednak dżentelmen.
Czeka mnie 20-minutowa, o ile nie dłuższa, przejażdżka z Panem- Czyste- Niebo.

Świetnie.



                                                                      *



Nie rozumiem go. W restauracji nie miał problemu ze staniem za mną i szeptaniem do ucha, a teraz nawet sie nie odezwie.
O czym mam z nia rozmawiać? Każdy temat wydaje mi się błahy. W dodatku wygląda dzisiaj tak pięknie. Biała koszulowa bluzka, proste ciemne spodnie, beżowe szpilki (nosi szpilki!) i tego samego koloru żakiet. Lekki, delikatny makijaż, tak ślicznie ułozone włosy, a może i nie? Może same się tak układają? Na lewym nadgarstku dostrzegam dwie kolorowe bransoletki z koralików: zieloną i brązową.Ożywiają jej strój. Uśmiecham się do siebie. Mia byłaby ze mnie dumna.
Zerka na mnie i się uśmiecha. O co chodzi? Wzdycham. Jedziemy już dobre 10 minut, a żadne z nas się nie odezwało. To milczenie mnie krępuje.
- Masz naprawdę świetny samochód- zagajam.
- Dziękuję, Rose- niespodziewanie odzywam się do niej po imieniu. Wreszcie.
Jestem w szoku. Logan powiedział mi po imieniu. Wow.
- Zbierałem na niego 8 lat. Mia wybrała markę i model.
- Mia?
- Tak, moja młodsza siostra. Jej marzeniem było wożenie się takim samochodem do liceum.Strasznie ją rozczarowałem. Kupiłem to auto dopiero dwa lata temu, gdy maturę miała już w ręku.
Uśmiecham się do bruneta. Jeszcze nie opowiadał mi o sobie lub o swojej rodzinie. Cieszę się, że zaczyna mi ufać.
- A gdzie jest teraz?
- Nad Zatoką Biskajską, u mojej matki. Robi sobie wakacje po zdobyciu dyplomu.
To znaczy, że młodsza siostra Logana jest młodsza od niego, ale nie ode mnie. Super. Nie licząc kolegów z roku i kółek uniwersyteckich, obracam się w kręgu starszych ode mnie znajomych.
- Prawie zapomniałem. Za tobą na tylnym siedzeniu jest jasna teczka. Wynik autopsji Miguela. Susan prosiła, byś się jej przyjrzała.
- Przecież Adam miał ją w sobotę i nie mówił o żadnych nieprawidłowościach- sięgam po akta.
- Wiem, ale Sue zaczęła je analizować po kłótni z mężem i coś znalazła.
Wpatruję się w dokument, skupiając na treści. Jest!
- Zdjęła odcisk palca z ubrania chłopca. Wynik DNA wskazuje na... Pedra Santiago?!
- Zgadza się. 5 lat temu został aresztowany w USA za nielegalne posiadanie broni, stąd jego odcisk w bazie danych. Wyszedł za kaucję i wyjechał do Panamy. Nie pokazywał się w Stanach aż do teraz.
- Mamy dowód, że to on zabił Miguela.
- Tak, ale nie wiemy, gdzie jest Mercedes.
- Hmm, czy był przesłuchiwany? Macie go?
- Tak, Chase i Gomez się tym zajęli. Mają zdjęcia Santiago i Mercedes na lotnisku, znaleźliśmy ich rezerwacje biletów, w torbie znaleźliśmy podejrzanie dużo pieniędzy. Złapaliśmy Pedra w sobotę w nocy. Nie zgadniesz, gdzie0 jego swobodny ton jest dekoncentrujący. Jak ma sie wsłuchać w treść jego słów, skoro sama barwa mnie otępia?
- Nie mam pojęcia.
- W zaułku przy 42 Wschodniej. Wrócił tam, gdzie porzucił ciało chłopca- czyli ma wyrzuty sumienia. 
- Ale nadal nie mamy jasności, gdzie Miguel został zabity i gdzie jest jego siostra- zauważam.
- Ale mamy pewne podejrzenia- jesteśmy już na parkingu dla personelu. Logan gasi silnik, ale nie opuszczamy samochodu.- Spójrz- zerkam na kartkę.- Znaleźliśmy pył kominowy i opiłki drewna.
- Stary tartak, 5 km od Manhattanu- skąd mój mózg to wie?
- Dokładnie. Jego połowa została pięć lat temu przemieniona, ponoć w fabrykę opon, ale ja w to nie wierzę. Nazwana z łaciny "Misericórdia"- czuję dreszcz na plecach, gdy uświadamiam sobie znaczenie tego słowa.- Oznacza litość lub łaskę, nie rozumiem, co to ma do opon.
- Logan, za posiadanie jakiego rodzaju broni Santiago został aresztowany?
- Posiadał 3 kałasznikow, jeden Magnum 44 i dwie szble- blednę. Wiedziałam.- Bennett, o co chodzi?
- "Misericórdia" to nie tylko łaska czy litość. To także nazwa broni, małego sztyletu, którym dobijano rannych na polu bitwy- brunet patrzy na mnie. Jego usta są zaciśnięte w wąską kreskę.
- Chcesz mi powiedzieć, że...
- Tak. "Misericórdia" to tak naprawdę magazyn broni. Tam znajdziemy odpowiedź na wszystko. I Mercedes.
Logan kiwa głową i wzdycha. Ciekawe, czy sobie poradzisz.
- Panno Bennett, mam nadzieję, że jesteś gotowa na swoją pierwszą misję w terenie?- te jego niebieskie oczy wpatrzone w moje gris. Przełykam ślinę.
- Tak.



                                                                      *



Teraz to się dopiero boję. Niby mam kamizelkę kuloodporną, ale nie mam nic do obrony. No chyba, że własne mięsnie. Tylko czy mój czarny pas trzeciego stopnia się tu przyda?
Fabryka jest ogromna. Nasz oddział to oprócz mnie Logan, Adam, Diego i 20 ludzi z antyterrorystycznego. Obserwujemy główne wejście. Część anty obiega fabrykę na tył. Logan daje znać. Wchodzimy. Mam serce w gardle.
Co ja tu w ogóle robię? A tak, w razie odnalezienia Mercedes ma się nią zaopiekować. Czuję, że gdzieś tu jest, tylko gdzie. Fabryka ma prawie sto metrów kwadratowych powierzchni. I istnieje duże prawdopodobieństwo, że są tu ludzie Pedra.
Są. Widzą nas. Przepuszczają ogień. Cholera.
Chowam się za kontenerem. Serce wali mi jak oszalałe. Po swojej lewej stronie dostrzegam drzwi, spod których widzę jaskrawe światło. Dziwne. Fabryka jest oświetlona, ale nie takim światłem, jak to pomieszczenie. Musi być małe.
Podchodzę bliżej drzwi nadal ukryta za kontenerem. Słyszę głos Hendersona. Mają już wszystkich koleżków Santiaga. Ciekawe, ile dostaną za nielegalny handel bronią. 10 lat? Mam nadzieję, że wśród naszych nie ma nikogo ciężko rannego.
Hmm, drzwi są zamknięte, ale nie dostrzegam klucza z drugiej strony, więc pewnie były zamykane z zewnątrz. Wyciagam wsuwkę z włosów. Logan kazał mi je związać. Choć raz wsuwki przydadzą mi się do czegoś innego niż trzymania w ryzach moich niesfornych loków. Majstruję chwilę przy zamku, aż słyszę coś na kształt szczeknięcia. Uśmiecham się do siebie. James byłby ze mnie dumny. Otwarcie drzwi zajęło mi jedynie 12 sekund. Powoli je otwieram, jarzeniowe światło razi moje oczy, potrzebuję chwili, by się przyzwyczaić. Widzę obskurne łóżko z lichym kocem na przeciwko drzwi. Po lewej stronie przy drzwiach jest mała umywalka. Poza tym w komórce nie ma żadnych innych sprzętów. Prostopadła do drzwi lewa ściana ma malutkie, zamknięte okienko z kratami, prawie pod samym sufitem. W pomieszczeniu jest duszno, czuć ludzkimi fekaliami. Pod okienkiem w rogu widzę skuloną, małą postać o ślicznych, ciemnych włosach. Podchodzę bliżej niej.
- Mercedes?- podnosi na mnie brązowe oczy. Jest przerażona.- Mercedes, nie bój się. Jestem Rose i jestem tu, by ci pomóc. Przysłała mnie twoja mama. Strasznie za tobą tęskni. Nie zrobię ci krzywdy. Chcę cię stąd wydostać- kucam przed nią. Jest chorobliwie blada, na czole dostrzegam kropelki potu. Dotykam go. Dziewczynka wzdryga się, ale nie cofa. Widzę w jej oczach cień nadziei. Jej czoło jest rozpalone. Ma gorączkę.
- To syrop, Mer. Pomoże ci- posłusznie wypija łyczek, potem drugi. Podaję jej wodę. Dobrze, że Logan zaopatrzył mnie w taki sprzęt.
- Mercedes, chcesz się stąd wydostać?- kiwa potakująco głową.- Więc chodź ze mną. Na zewnątrz są moi, koledzy, zawiozę cię do mamy.
Pomagam jej wstać. Opiera się na mnie i objęte wychodzimy z komórki. Dostrzegam biegającego Hendersona. Krzyczę do niego.
- Logan! Mam ją!- słysząc mnie gwałtownie przystaje. Patrzy w naszą stronę.W jego oczach widzę ulgę. Podbiega do nas. Jesteś cała. Tak się o ciebie bałem.
- Nic jej nie jest?- pyta, spogladając na Mercedes.- Mercedes, jestem Logan.Zaraz zawiozę cię do mamy- bierze ją na ręce.
- Ma gorączkę i ogólne osłabienie organizmu, ale wyjdzie z tego. Polezy parę dni w domu i wszystko wróci do normy- dostrzegam dreszcze dziewczynki.- Zabierzmy ją do samochodu.
Logan ryczy na całą halę, że misja zakończona i wszyscy mają opuścić budynek. Wychodzę za nim i Mer, kierujemy się do czarnego SUV-a. Logan kładzie małą na tylne siedzenie, ja przykrywam ją kocem z bagażnika. Przestaje się trząść. Z Hendersonem zajmujemy miejsca po obu stronach Mercedes, która ni stąd ni zowąd kładzie mi swoją małą główkę na ramieniu. Jestem zaskoczona jej gestem. Obejmuję ją ramieniem i przytulam do siebie.Chcę, by czuła się bezpieczna.
- Rose?- odzywa się swoim młodym głosem 7-latki, lekko zachrypniętym. Chyba długo z nikim nie rozmawiała.
- Tak, skarbie?
- Czy mogłaby mi pani coś zaśpiewać?- patrzę na Logana, który wpatruje się we mnie. Kiwa głową.
- Oczywiście- mówię. Do głowy przychodzi mi teraz tylko jedna piosenka.


Tantos años sin poder salir.
Sin saber cómo era el mundo
Lo que me perdí.
Desde aquí bajo las estrellas
Desde aquí ahora puedo ver
De pronto hoy siento que estoy
Allí donde soñé


Y por fin ya veo la luz
Ya la niebla se ha marchado
Y por fin ya veo la luz
Y ahora el cielo es más azul
Es tan bello y tan real
Para mí el mundo ha cambiado


Esta vez todo es tan distinto

Al mirarte a ti.




Mercedes zasypia. Otulam ją szczelniej kocem. Jestem wykończona.Logan patrzy na mnie z podziwem. Śpiewa jak anioł. Będzie mi przekleństwem.  Ściska mi dłoń, którą obejmuję dziewczynkę. Nigdy bym się nie spodziewała po nim takiego gestu. Patrzę mu prosto w oczy. Ich żar i te iskierki powodują dziwny ucisk w żołądku. Szybko odwracam wzrok. Co się z tobą dzieje, Rose?
- Byłaś niesamowita- ton jego głosu mnie paraliżuje.- Bardzo odważna. Nie jeden nowicjusz zwiazany z policją nie poradziłby sobie tak dobrze jak ty.
Usmiecham się blado. Komplementy mnie peszą. Nie patrzę na niego, a on mocniej ściska mi dłoń.
- Rose?- muszę na niego spojrzeć. Nie wiem, czy przyzwyczaję się do tego, że  mówi mi po imieniu. Masz najcudowniejsze imię na świecie.
- Tak?
- Byłbym zaszczycony, gdybyś zachciała jeszcze kiedyś być naszą konsultantką.
Zerkam na nasze dłonie, później w jego niebo.
- Chętnie.



                                                               *



- Mercedes!
- Mama!
Biegną ku sobie, obie płaczą, mocno się ściskają, Layla całuje córkę w czoło. Patrzę na to i sama mam łzy w oczach. Nie dostrzegam, kiedy podchodzi do mnie Logan. Wierzchem dłoni osuszam oczy.
- Piękny widok- mówi.
- Tak- przytakuję.- Szkoda tylko, że okupiony cierpieniem i śmiercią.
- Layla zaprosiła nas na pogrzeb Miguela w środę. Wybierasz się?
- Raczej nie. Pomogliśmy jej jego mordercę i chyba na tym kończy się nasza rola.
- Może masz rację.
Kapitan Jones woła nas do swojego gabinetu. Adam i Diego już tam są.
- Prokurator jest z was bardzo dumny. Ja też. Rozwiazaliście tę sprawę bardzo szybko.
- To głównie zasługa Rose- mówi Logan patrząc na mnie. Rumienię się.
- O pannie Bennett za chwilę. Pedro Santiago za nielegalny handel bronią, zabójstwo i porwanie najwidoczniej otrzyma dożywocie. Jak można ot tak zabić swojego bratanka?
- To nieskomplikowane- odzywam się.- Rodrigo płacił bratu raty, ale Pedro nabawił się długów i nie miał za co ich spłacić. Za brak pieniędzy obwiniał Miguela, na ktfórego leczenie wydał ich masę. Groził mu komornik, a nie chciał się pozbyć swojej willi w Panamie. Był wściekły i tę swoją złość wyładował na dziecku, po tym jak je porwał i ukrył, by po morderstwie porzucić w zaułku.
- A co z dziewczynką?
- Pedro porwał Mercedes- mówi Logan.- by dostać za nią okup od Rodriga. Ten nie miał z czego zapłacić, więc Perdo kazał więzić dziewczynkę dopóki nie umrze z wyczerpania. Przybyliśmy w samą porę- znowu patrzy na mnie. Nie odwracam wzroku.
- Bardzo dobrze, bardzo dobrze. Chyba należy się wam premia w tym miesiącu. Ok, zmykajcie już.
Chase i Gomez wychodzą. Ja także kieruję się do wyjścia, ale Logan przytzymuje mnie za ramię. Nie wiem, o co chodzi.
- Kapitanie- jego głos jest twardy.
- Ach tak, rose. Proszę usiądź- Jones wskazuje jedno z krzeseł przed swoim biurkiem. Siadam. Henderson nadal stoi.
- Rose, czy chciałabyś u nas pracowac?
- Słucham?- chyba sie przesłyszałam.
- Czy chialabyś u nas pracować? Jako konsultantka?
- Ale... Co z moimi studiami? Z calym szacunkiem, ale nie porzucę nauki.
- Nawet tego od ciebie nie wymagam. Rozmawiałem z twoim dziekanem, nie miał żadnych obiekcji. Stwierdził, że współpraca z NYPD wzbogaci je. Poza tym masz tak dobrą średnia i szybko przyswajasz wiedzę, więc nie powinnaś mieć problemów z ewentualnym nadrabianiem materiału.
- A co James'em? I z "Darcy's"?- nadal nie jestem przekonana.
- James jest wniebowzięty. Znowu będzie choć trochę informowany o policyjnym światku. A pracą się nie martw. Wystarczy, że będziesz wolna w sobotę na karaoke. Co ty na to, Rose?
- Z przyjemnością przyjęłabym tę pracę, ale... decyzja należy do detektywa Hendersona- patrzę na niego.
- Rose, znasz moje zdanie- znów ten żar w oczach.- Chcę tego.
- A więc ustalone- Ben klaszczeradosnie w dłonie.- Jutro podpiszemy umowę.
Opuszczam gabinet kapitana. Chcę kawy. Za 15 minut jest metro na moją część Manhattanu.
- Cieszę się, że do nas dołączyłaś, Rose- Logan uśmiecha się do mnie.
- Jeszcze niczego nie podpisałam.
- Ale podpiszesz. Ciężki dzień, prawda?
- O tak- uśmiecham się.
- Zacznij się przyzwyczajać. No nic, dobrej nocy.
-Dobranoc, Logan.
Wchodząc do windy słyszę jeszcze, jak woła za mną
- Bądź jutro gotowa na kolejne ciało!
Chyba nigdy nie ogarnę policyjnego poczucia humoru.



Jest wspaniała. Mądra, piękna, inteligentna, pełna empatii, delikatna, a jednocześnie twarda i odważna.
Dawno już nie spotkałem tak wyjatkowej dziewczyny.  I się tak nie czułem.
Muszę o niej napisać Mii. Koniecznie.

Stoję przy oknie i patrzę, jak zmierza w stronę stacji metra.


Rose, jak możesz być takim ideałem?



----------------------------------------------------------------------------
Cześć! :)
Oto rozdział piąty. Jestem z niego bardzo zadowolona. Piosenka to hiszpańska wersja piosenki z filmu Disney'a, do którego, mimo moich lat, mam ogromny sentyment.
Mam nadzieję, że Wam także się spodoba ;)
Postanawiam dodawać jeden rozdział tygodniowo. O wszelkich problemach z ich udostępnieniem będę infformowała na bieżąco (prawa strona bloga).
Jak zawsze przepraszam za wszelkie literówki.

Życzę Wam, żeby Wasze piątkowe świadectwa były tak samo dobre jak moje, odebrane w kwietniu :)

Miłego czytania! :D






















7 komentarzy:

  1. Ten blog jest świetny! Piszesz wspaniale i dawaj szybko następny rozdział bo nie wytrzymam dłużej! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Muchas gracias :*
    Cieszę się bardzo, że mój blog Ci się podoba.
    Z kolejnym rozdziałem są małe komplikacje, ale na pewno pojawi się do końca tego tygodnia ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Rozdział skomentuję za kilka dni, choć już go czytałam! :) Naprawdę teraz się dowiedziałaś o tej zbieżności nazwisk? ;) Myślałam, że to było zamierzone od samego początku! :) Piszę ten komentarz, bo chciałam Cię poinformować, że zostałaś przeze mnie nominowana do Libster Blog. :) Więcej na http://z-kopyta-sezon-3.blogspot.com/2013/07/libster-blog_3.html :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No wreszcie Pablo się odważył zaprosić Mary! Tylko niech się tak bidulek nie stresuje. ;) A Rose bawi się w swatkę i śwetnie jej to wcyhodzi jak widać. :)
    Rozmowa Logana i Rose w samochodzie była taka przyjemna. Tylko szkoda, że detektyw Henderson stale jest taki oschły. Jednak widzę, że wszystko zmierza w doobrym kierunku, aby się trochę zmienił. Troszczy się o "pannę Bennett"? Co się dzieje?! ;) Akcja w fabryce była niesamowita! Lubię takie momenty. :)
    ... No i już lecę komentować 6. rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tu Sherii
    Opowiadanie genialne. Trzyma w napięciu. Wplatane myśli Logana dodają smaczku. Gratulacje

    OdpowiedzUsuń
  6. Dobra, wzięłam się za nadrabianie Twojego opowiadania.:-) Stwierdziłam, że będę komentować co pięć rozdziałów.
    Piszesz świetnie. Czyta mi się szybko i przyjemnie. Genialna historia i bohaterowie.
    Perspektywa Logana jest przecudowna. W ogóle fajny facet z niego, ale miłoby było gdyby od czasu do czasu Rose przywaliła mu za jego zachowanie w stylu idioty.
    Pozdrawiam serdecznie i lecę czytać dalej.
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej! ;)
    Tak jak obiecywałam, jestem. Najpierw może odniosę się do twojego komentarza u mnie;) 57 rozdziałów to naprawdę dużo, ale nikt przecież nie każe mi tego nadrobić w jeden dzień;D Będę sobie powolutku czytać, komentować raz na ileś by było szybciej i w końcu dobrnę do momentu gdy będę na bieżąco. Tym bardziej, że opowiadanie zapowiada się naprawdę dobrze, a skoro napisałaś tyle rozdziałów to pewnie wiele będzie się dziać. No i przede wszystkim kupiłaś mnie tematyką. Kryminalistyka, zabójstwa, rozwiązywanie śledztw i jeszcze wątek romantyczny, który wyczuwam na kilometr! No dla mnie bomba;)

    Zacznę od tego, że na razie nie potrafię napisać nic na temat postaci Logana. Jest dla mnie ogromną tajemnicą i nawet nie wiem czy go lubię czy nie;D Jest hm... specyficzny i z jakąś głębszą analizą zaczekam do kolejnych rozdziałów. Pewnie pod 10 napiszę o nim o wiele więcej.
    Na razie skupię się na Rose. Ta dziewczyna wydaje mi się być bardzo sympatyczna i polubiłam ją praktycznie od samego początku. Mądra, inteligentna i niepokorna. Nie pozwoliła Loganowi wejść sobie na głowę i udowodnić, że się nie nadaje. I za to wielki plus. Tylko momentami mam wrażenie, że jest zbyt mądra. Tak nienaturalnie. Wie wszystko, wszystko widzi i choć nadaje to opowiadaniu smaczku to hm... nie ma ludzi, którzy wiedzą wszystko. A jej czasem wystarczy tylko spojrzenie na coś by rozwiązać sprawę. Trochę mnie po czasie zaczęła irytować ta jej nadnaturalna inteligencja. Byłoby dobrze, gdyby czasem ktoś inny pokazał się z dobrej strony, a nie tylko ciągle ona. Ale to oczywiście moja subiektywna opinia.

    I jeszcze jedna rzecz mi wpadła do głowy. Dlaczego Rose pojechała na akcję? O ile dobrze zrozumiałam jest tylko konsultantką. Pomogła rozwiązać śledztwo, rozpoznała chorobę dzieciaka, ale zabieranie ją na tego typu akcje to chyba już zbyt wiele. Może mi to umknęło, ale czy ona ma do tego predyspozycje? Wydaje mi się, że w tego typu sytuacjach powinny uczestniczyć osoby, które są pod tym względem wyszkolone. Najpierw zabrać dziecko, a gdy już będzie bezpieczne to wtedy przysyłać psychologa. W końcu kto wie, co mogło się tam stać gdyby wynikła strzelanina albo coś takiego. Rose moim zdaniem nie powinna się tam znaleźć. Ale może po prostu coś mi umknęło ;)
    Reasumując... opowiadanie mega trafiło w mój gust i jak tylko znajdę chwilę, biorę się za kolejne rozdziały! ;D

    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)