Pisane przy " Ataque al corazón "
Każde słowo ma swoją cenę...
Coś mi mówi, że spędzę na posterunku następne dni. Żona denata, Annabeth, nie była skłonna złożyć zeznań tutaj, musimy do niej pojechać z Hendersonem. Refius był agentem nieruchomości, więc musimy przesłuchać jego ostatnich klientów, co zajmie nam wieki.
Wypijam kawę, obserwując Logana pochylonego nad papierami. Zbyt długie włosy wchodzą mu do oka. Odgarnia je niedbałym ruchem dłoni. Od wczoraj jest jakiś cichy. Nie odezwał się dziś do mnie ani słowem, nawet na powitanie.
Wzdycham.
Chciałabym mu z tym jego problem pomóc. Na pewno jakis ma, skoro jest w takim humorze.
Czyżby słyszał, jak wzdycham?
Chyba tak, inaczej raczej by na mnie nie spoglądał.
Ten smutek w jego oczach.
Zapomnieć.
Martwię się o niego. Nigdy taki nie był. Już wolałabym jego krzyki niż to milczenie.
Może Mia ma rację? Może jemu zależy na mojej opinii o nim, bo zależy mu na mnie? To w ogóle możliwe? Nie, nie może być. To po prostu imposible.
Widzę, że Logan wstaje, pewnie już uporał się z dokumentami i możemy jechać do pani Refius. Po drodze spytam go, o co chodzi.
Patrzy na nie tym niebem, które kocham od pierwszego zderzenia.
Kocham?
- Gotowa?- jego pierwsze słowo skierowane dziś bezpośrednio do mnie.
- Tak. Możemy jechać.
Annabeth Refius mieszka poza miastem. Droga do niej trwa godzinę w jedną stronę.
Wsiaamy o samochodu Logana.
- Chyba powinieneś wystawić mi rachunek za benzynę- zagajam.
- Nie mart się, Bennett, już naliczam odsetki- odcina się. Chyba już wrócił mu humor.
Albo i nie.
Oprócz tych siedmiu słów nie odzywa się już do mnie. Sama tracę humor. Jak tu pracowć z takim ponurakiem?
**
Zajeżdżamy pod dom świadka. Samochód zostawiamy przed ramą. Podjazd ma cztery metry, a dom... w iście angielskim stylu. Takie same widziałam, gdy ostatni raz gościłam u dziadków Bennett.
Ledwo odpinam pasy, a Logan jest już na zewnątrz i obiega samochód. Obserwuję go zdziwiona, gdy otwiera mi drzwi i wyciąga ku mnie dłoń. Wiem, że jest dżentelmenem w każdej sytuacji, ale ten gest za bardzo przypomia mi ten z "Dumy i uprzedzenia". Logan patrzy w stronę domu, na jego twarzy dostrzegam zachwyt.
Powoli kładę swoją dłoń na jego i z całą gracją, najaką stać mnie w tej sytuacji, wychodzę z samohodu.
Gdy kładę dłoń na tej Logana, on zwraca wzrok na mnie, w jego oczach widzę to uczucie, nienazwane, tylko moje. Przenika mnie lekki prąd. Chcę zachowć tę chwię, zatrzymać czas.
Pragnę trzymać dłoń w dłoni Logana. Już zawsze.
Niestety, mój limit szczęścia skończył się już jakiś czas temu.
Logan puszcza moją dłoń i spoglada w stronę domu.
Dlaczego czuję się tak, jakby ktoś mnie uderzył?
Zamykam drzwi, trzaskając nimi trochę za głośno.
Idziemy odśnieżoną ścieżką ku frontowym drzwiom w milczeniu, dostrzegam tylko, jk Logan zaciska w pięść lewą dłoń i ją rozluźnia. Istna P&P.
Docieramy do drzwi i Henderson już prawie puka, gdy te się otwierają i z domu wychodzą dwie kobiety.
- Dziękuję ci bardzo za przyjście.
- Nie ma za co. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Kobiety ściskają się na pożegnanie, a Logan robi miejsce do przejścia, przybliża się do mnie tak, że nieomal ścieramy się ramionami. Mogę zobaczyć jego profil i napięte mięśnie twarzy. Dlaczego aż tak się spina?
Jedna z kobiet mija nas, schodzi schodami i kieruje się do samochodu. Dobrze, że nie zastawiliśmy wjazdu.
Logan odsuwa się ode mnie, a ja głęboko oddycham. Nie wiem czemu, ale wstrzymałam oddech, gdy stał tak blisko.
- Pani Refius?- zwraca się do kobiety, ta kiwa potakująco głową.
- Logan Henderson, NYPD- wymieniają uściski dłoni.- A to konsultantka, Rose Bennett.
- Moje kondolencje- składam jej wyrazy współczucia.
- Dziękuję. Zapraszam do środka.
Kierujemy się za nią do przestronnego salonu z kremowymi sofami. Na jednej z nich siedzi chłopiec w wieku 8, 9 lat o jasnych włosach, koło niego zaś niewiele starszy ode mnie mężczyzna, szatyn z czekoladowymi oczami.
- To mój syn, Lucas- przedstawia ich Annabeth.- A to mój brat Tom. Państwo są z policji.
Mężczyzna podnosi się z kanapy i wita z nami.
- Thomas Lefroy- naprawdę się tak nazywa?
- Detektyw Henderson- Logan nie spoufala się z potencjalnymi podejrzanymi, ale ja tak.
- Roseann Bennett. Konsultantka.
Mężczyzna ściska mi delikatnie dłoń i uśmiecha się odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
- Miło mi panią poznać, panno Bennett.
Odwzajemniam uśmiech.
- Mnie również, panie Lefroy.
Intuicyjnie czuję, że Logan powstrzymuje się przed przewróceniem oczami.
- Proszę, niech państwo siadają. Kawę, herbatę?- pyta Annabeth.
Nie patrzę na Logana. Siedzimy na dwóch końcach sofy.
- Poproszę herbatę- odpowiadam.
- Przyniosę- Lefroy wyręcza siostrę i idzie w stronę kuchni, a mały Lucas człapie za nim.
- Brat bardzo mi pomaga- mówi blondynka.- Lucas rozumie, co się stało, że tata już nie wróci. Potrzebuje wujka, jakieś namiastki ojca.
- Jak to się stało, że była pani wczoraj świadkiem?- pyta Logan. Nie ma czasu na pogaduchy o niczym innym.
- Mieliśmy zjeść z Markiem kolację o dziewiątej. Obchodziliśmy dziesiątą rocznicę ślubu- przerywa, szlochając. Czekamy, aż się uspokoi, by móc jej wysłuchać.
- Gdy spóźniał się już ponad pół godziny, poszłam do jego biura. Nie doszłam do budynku, gdy zauważyłam na dachu czerwono ubraną postać i jeszcze jedną, ciemniejszą. Pobiegłam najszybciej, jak mogłam, i znalazłam ciało własnego męża- ponownie płacze.- Przepraszam.
Podbiega do niej Lucas i przytula.
- Nie płacz, mamusiu.
Dotyk syna uspokaja panią Refius. Do salonu wchodzi Thomas z tacą, kładzie przede mną filiżankę i nalewa herbaty.
- Dziękuję- mówię, zanim zapyta o cukier. Upijam łyk.- Bardzo dobra.
- Miło mi to słyszeć, panno Bennett- ponownie szeroko się do mnie uśmiecha, a ja odwzajemniam uśmiech.
Logan blednie.
Opanuj się!
- Panie Henderson, dobrze się pan czuje?- pyta bruneta Annabeth.
- Tak, dobrze- szybko odpowiada zerkając w moją stronę.- Panie Lefroy, gdzie pan był wczoraj wieczorem?
- W moim mieszkaniu na Bowery. Gościłem przyjaciół z Portland.
Nie słucham Thomasa. Obserwuję jego siostrzeńca. Chłopiec zmierza do holu. Zanim przechodzi przez drzwi, patrzy na mnie.
- Przepraszam- mówię.- Gdzie jest łazienka?
:Logan patrzy na mnie z politowaniem. Coś ty znowu wymyśliła?
- Z holu w lewy korytarz, trzecie drzwi po prawej- informuje mnie Thomas.
- Dziękuję.
Opuszczam salon i kieruję się do holu. Wcześniej nie zauważyłam tu choinki, co jest dziwne, bo drzewko ma trzy metry wysokości, jest już przystrojone, świeci tysiącami lampek. Przy najniższej kondygnacji gałązek dostrzegam dziecięcą stopę.
Podchodzę bliżej.
Chłopiec patrzy na mnie. Smutek w jego oczach jest jeszcze większy niż u Logana.
- Cześć, Lucas.
- Dzień dobry, proszę pani.
- Jestem Rose- siadam koło niego na podłodze, bawi się samochodzikiem.- Ile masz lat, Lucas?
- Dziewięć. A pani, Rose?
- Dwadzieścia. Już.
- Jest pani bardzo młoda i ładna.
- Dziękuję- uśmiecham się do chłopca.- Skąd masz ten samochodzik?
- Od taty. Dał mi go na urodziny.
- Tęsknisz za nim?- pytam chłopca.
- Tak, bardzo. Tata był bardzo fajny, grał ze mną w piłkę i często całował mamę.
- Ja też tęsknię za moimi rodzicami- mówię.
- A gdzie oni teraz są?- pyta.
- Wydaje mi się, że w niebie, tak jak twój tata.
- Nie żyją?- mały ma oczy szeroko otwarte.
- Tak, nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam dziesięć lat. Po ich śmierci było mi ciężko, musiałam przeprowadzić się do innego miasta, zmienić szkołę i opuścić przyjaciół. Pozbierałam się, bo robiłam coś, co lubiłam i co przypominało mi mamę i tatę. Dzięki tym czynnościom czułam, że rodzice nadal są przy mnie i nade mną czuwają. Skoro to samochód od twojego taty, to baw się nim jak najczęściej, a twój tata zawsze będzie przy tobie.
Słyszę kroki, rozpoznaję te Logana, wstaję z podłogi.
- Przykro mi, Lucas, ale muszę już iść.
Logan, pani Refius i pan Lefroy wchodzą do holu. Henderson wymienia z nimi uściski dłoni.
- Dziękuję państwu za poświęcony nam czas. Będziemy was informować na bieżąco.
Ja również się żegnam.
- Do widzenia, pani Refius. Do widzenia, panie Lefroy- Thomas uśmiecha się, gdy ściska mi dłoń.
- Do widzenia, panno Bennett.
Nachylam się do Lucasa.
- Do widzenia, Lucas. Bądź dzielny.
- Do widzenia, pani Rose. Będę dzielny, tak jak pani- mówi i tuli się do mnie.
Oddaję uścisk i z Loganem opuszczamy posiadłość.
- Co takiego powiedziałaś, że mały Refius cię uściskał?- pyta mnie brunet.
- Poradziłam, co robić, by pogodzić się ze stratą rodzica.
Patrzy na mnie uważnie.
- Wiesz to z własnego doświadczenia?
Patrzę na niego.
- To chyba było pytanie retoryczne. Mam tylko nadzieję, że nie zajmie mu to tak dużo czasu, jak mnie.
Widzę w jego niebie nieme pytanie.
- Ponad rok.
Włączamy się do ruchu i kierujemy na Manhattan.
- Dowiedziałeś się czegoś od wdowy i Lefroy'a? Czegoś, co może się nam przydać w śledztwie?
- Annabeth powiedziała, że w zeszłym tygodniu Mark wrócił do domu z podbitym okiem. Tłumaczył, że pomagał bezdomnemu, który poślizgnął się na chodniku, ale mu nie uwierzyła, stwierdziła, że zmyśla. Powiedział, że nie chce o tym rozmawiać. Nie wrócili do tematu.
- Pamiętam, że denat miał jeszcze widoczny siniec. Może Susan powie nam, co go spowodowało.
- Może.
Dzwoni telefon Hendersona. Leży przede mną.
- Odbierz i włącz głośnik. Proszę.
Robię, co sobie życzył.
- Cześć, macie coś?- odzywa się brunet.
- Cześć, szefie. Przejrzeliśmy billingi ofiary. Od pięciu miesięcy wysyłał na zagraniczne konto 10 tysięcy dolarów- mówi Adam.
Patrzymy po sobie z Loganem. Tyle pieniędzy co miesiąc?
- Raczej nie miał nieślubnego dziecka, na które musiałby płacić alimenty, prawda?- pytam blondyna.
- Nie ma. Nie miał żadnych skoków w bok, a jego związek z Annabeth to był jego pierwszy związek. Poznali się 15 lat temu na koncercie. Od 12 lat razem, od 10 jako małżeństwo. Też bym chciał mieć z Grace taki staż.
- Z psychologicznego punktu widzenia, ty i Grace na pewno przetrwacie 10 lat- mówię.
- Naprawdę? Dziękuję, Rose- rozwiałam jego obawy.- A wy?
Zapada chwila ciszy. O co chodzi Adamowi?
- Nie, ja i Bennett nie przetrwamy nawet 10 miesięcy w pracy- odpowiada Logan.
- Nie o to mi chodziło- mówi Chase, zmieszany.- Macie coś?
- Zeznanie wdowy i jej brata. Pani Refius zeznała, że w zeszłym tygodniu denat mógł być uczestnikiem bójki na 72 Wschodniej. Sprawdzisz to? -pyta Logan- boss.
- Oczywiście. Coś jeszcze?
- Tak. Nasza urocza pani konsultant wpadła w oko szwagrowi ofiary- jego złośliwość mnie dobija.
-Szkoda tylko, że bez wzajemności- mówię ironicznie.
Na twarzy Logana dostrzegam delikatny uśmiech.
Biedny głupek Lefroy.
- A przystojny chociaż?- pyta Adam. Co go to interesuje?
- Szatyn, czekoladowe oczy, metr osiemdziesiąt pięć, wyglądał na jakąś szychę, minimalne umięśnienie- wymienia Logan.
- Nie mój typ- komentuję krótko.
- A jaki jest twój typ?- pyta blondyn, a Henderson patrzy na mnie z ciekawością.
Mój typ siedzi właśnie koło mnie.
- Czy nie powinniśmy wracać do sprawy? Przypominam, że mamy mordercę do złapania- zmieniam temat. Muszę.
- No dobrze. A, prawie zapomniałem. Dzwoniła Susan, prosiła, byście podjechali.
- Robi się.
Rozłączam się.
Pół godziny później podjeżdżamy pod Harlem Hospital Center. Logan otwiera mi drzwi do prosektorium, a gdy go mijam, szepcze.
- Jeszcze wrócimy do tematu typów. Nie odpuszczę ci.
Wzdycham.
Kolejne kłamstwo do wymyślenia.
**
Wchodzimy do kostnicy.
- Dzień dobry, doktor Parish- witam się z kobietą.
- Cześć, Susan- wita się Logan.
- Cześć, Rosie- uśmiecha się.- Cześć, Logan. Cieszę się, że jesteście tak szybko. Dokonałam autopsji. Wasza ofiara została otumaniona dawką amfetaminy wymieszaną z alkoholem, wprowadzona na dach. Tam doszło do szarpaniny z zabójcą, znalazłam kawałek skóry pod paznokciem denata, wyniki analizy DNA powinny być jutro rano. W celu obezwładnienia ofiary, sprawca poddusił denata, po czym zepchnął z dachu budynku. To mogę spekulować znając rany ofiary. Przyczyną śmierci było skręcenie karku i rozległe złamanie kości potylicznej czaszki. Podczas spadania denat jeszcze żył, ale był nieprzytomny. Może nawet nie czuł bólu.
- A co z siniakiem przy oku?- przypominam sobie.
- Ma ponad tydzień, powstał przez uderzenie pięścią.
- Świetna robota, Sue- chwalę panią patolog.
- Dziękuję, Rose. Taka praca- odpowiada z uśmiechem.
- Masz dla nas coś jeszcze?- pyta Logan. Przed chwilą dostał od kogoś SMSa
- Nie, Logan, to wszystko. Jak tylko przyjdą wyniki, dam wam znać.
Żegnamy się z Susan i idziemy do auta.
- Gomez napisał, byśmy pojechali do biura denata. Jego prezes chce z nami porozmawiać.
- Dobrze- wsiadam do samochodu.
Znowu jedziemy w milczeniu. Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Parkujemy nieopodal budynku. Biuro denata znajduje się na 6. piętrze. Wszyscy pracownicy mają zakaz wchodzenia powyżej tej kondygnacji, zbierane są jeszcze ślady.
Docieramy na szóste piętro. Wiata nas młoda kobieta o słowiańskich rysach twarzy, blond włosach i niebieskich oczach. Obrzuca mnie wzrokiem, jakbym była mało ważnym stworzeniem, zaś na Loganie wiesza wzrok tak natarczywie, że cała sytuacja staje się dla mnie krępująca. Dobrze wiem, że mój szef jest dobrze zbudowanym, zabójczo przystojnym mężczyzną o pięknych, magnetycznych oczach, ale takie publiczne ślinienie się nikomu nie przystoi. Chrząkam. Kobieta znowu zwraca wzrok na mnie i wreszcie staje się przydatna.
- Państwo z policji?- słyszę akcent. Rosja.
- Tak- odpowiada lakonicznie Logan.
- Proszę za mną.
Prowadzi nas korytarzem, po obu jego stronach znajdują się biura z przeszklonymi drzwiami, niektórzy agenci przyjmują klientów. Pokój Refiusa ma zasłonięte okno, przez drzwi dostrzegam kartony. Koledzy już go spakowali.
Na drzwiach prezesa wisi informacja o dacie modlitwy za zmarłego i zdjęcie Marka.
Blondynka puka do drzwi.
- Panie Courtney? Przyszli państwo z policji.
- Dziękuję, wpuść ich.
Kobieta otwiera przed nami drzwi, Logan mnie przepuszcza, a Rosjanka wzdycha z oczarowania Hendersonem. Nie rozumiem dziewczyn, które prawie mdleją na widok przystojnych mężczyzn.
Prezes to mężczyzna po 50-siątce, ubrany w elegancki garnitur, o gęstej czuprynie, pewnie farbowanej, bo bez ani jednego siwego włosa.
- Henry Courtney, prezes Agent of House's.
- Detektyw Logan Henderson, NYPD, a to panna Rose Bennett, konsultantka.
Wymieniamy uściski dłoni.
- Proszę, siadajcie.
Zajmujemy miejsca przed biurkiem mężczyzny.
- Chciał pan z nami o czymś porozmawiać, dlatego nas pan wezwał. O co chodzi?- pyta brunet.
- Podczas pakowania rzeczy Marka znalazłem jego notes. Przyznaję, przeczytałem parę stron, ale kompletnie nic z tego nie rozumiem. To chyba jakiś szyfr, złożony z liter i cyfr- podaje notes Hendersonowi.
Zerkam mu przez ramię i widzę ciąg , który także dla mnie jest mało zrozumiały.
- Nasi technicy to zbadają Czy Refius miał ostatnio jakieś problemy z klientami?
- Nie, z żadnym. Był najlepszym pracownikiem, jakiego miałem. Wszyscy klienci go zachwalali. Był profesjonalistą w swoim fachu, bardzo komunikatywny, w każdym budynku, który reklamował, znajdował super cechy, a gdy znalazł jakąś usterkę, nie zatajał tego, tylko mówił o tym potencjalnemu właścicielowi. Był szczery, przez co zyskiwał sympatię i nowych klientów. Będzie nam go bardzo brakowało- w głosie Courtney'a wyczuwam szczerość. Naprawdę ubolewa z powodu straty.
- Proszę przyjąć nasze wyrazy współczucia- odzywam się po raz pierwszy w tej rozmowie.
- Dziękuję, panno Bennett.
- Pan Refius był ulubieńcem klientów, a jakie relacje miał z współpracownikami?- pytam.
- Bardzo dobre. Niekonfliktowy, rozsądny, miły dla wszystkich, zabawny, potrafił poprawić humor. Nasza firma ma tradycję, co miesiąc urządzamy taką małą imprezę, tylko dla pracowników i małżonków. Mark i Annabeth byli duszami towarzystwa. Byliście już u niej? Jak ona się czuje?
- Byliśmy. Nadal jest w szoku i smutna, ale też i silna, poradzi sobie. Są przy niej najbliżsi. - odpowiadam.
- To dobrze, to dobrze. Odwiedzę ją dzisiaj.
- Panie Courtney, zauważył pan coś dziwnego w zachowaniu Marka?- pyta Logan.
- Nie, oprócz siniaka pod prawym okiem, niczego nie zauważyłem.
Wymieniamy z Loganem spojrzenia.
- Czy pytał pan jak to się stało, że miał siniaka?
- Oczywiście. Tłumaczył, że pomagał bezdomnemu, który się poślizgnął, ale tego nie kupiłem. Ewidentnie ktoś mu przywalił.
Logan powoli się podnosi, a ja za nim.
- Dziękujemy za poświęcony nam czas.
- To ja dziękuję. Mam nadzieję, że szybko znajdziecie mordercę Marka.
-Zrobimy, co w naszej mocy- zapewniam prezesa.- Panie Courtney, czy możemy o coś zapytać kobietę, która nas tu prowadziła?
- Elenę? Oczywiście, będzie siedziała na recepcji.
- Dziękuję.
Żegnamy się z mężczyzną i opuszczamy jego gabinet. Idziemy powoli korytarzem. Nie widzę twarzy Logana, ale wyczuwam jego aprobatę.
Rób swoje. Twoja intuicja jeszcze nigdy nas nie zawiodła.
- Pani Elena Zurbkowa?- pytam blondynkę.
- Tak. W czym mogę pomóc?- patrzy na Logana, który ogląda zdjęcia domów nad jej głową.
- Chciałabym zadać pani kilka pytań związanych z Markiem Refiusem. Czy mogę?
- Oczywiście.
- Jak długo tu pani pracuje?
- Od prawie pół roku.
- Kiedy przyjechała pani do Stanów?
- Rok temu.
- Jaki był Mark?- badawczo się jej przyglądam, Logan również.
- Był miłym, czarującym człowiekiem, powołany do tej pracy.
- Ideał, prawda?
- Tak, prawda.
- Pani Zurbkowa, czy z Refiusem łączyły panią bliższe relacje?
- O co pani chodzi?- och, udawanie głupiej przy mnie się nie sprawdza.
- Czy flirtowała z nim pani?
- Nie- końcówka jej nosa mówi coś innego.
- Czy zauważyła pani coś dziwnego w jego zachowaniu?- Logan włącza się do rozmowy.
- Miał siniaka pod okiem. Mówił, że pomagał bezdomnemu.
-Pan Courtney już nam o tym wspominał. Nie zauważyła pani czegoś jeszcze?- drążę.
Myśli nad czymś.
- Parę dni temu widziałam, jak kłócił się z kimś przez telefon. Nie słyszałam, co mówił, bo był u siebie, ale chodził nerwowo od biurka do okna. Nigdy się tak nie zachowywał.
Upewniam się, że mówi prawdę obserwując jej postawę, i uśmiecham miło.
- Dziękuję za pani czas. Bardzo nam pani pomogła.
Odwzajemnia niepewnie uśmiech.
- Do widzenia- żegnam się z nią delikatnym uściskiem dłoni.
Logan całuje jej dłoń na pożegnanie, przez co Elena omal nie mdleje.
Będąc na dworze, wybucham śmiechem.
- O co ci chodzi, Bennett?- pyta Logan z uniesioną brwią.
- Przed chwilą prawie doprowadziłeś kobietę do omdlenia jedynie całusem w dłoń, to było śmieszne ... i mistrzowskie. Chylę czoła- delikatnie dygam przed brunetem. Uśmiecha się promiennie.
- Ma się w sobie to coś- poważnieje.- Czego się od niej dowiedziałaś?
- Że nie umie kłamać- patrzy na mnie uważnie.- Z tego, co mówił Adam, nie miała romansu z denatem, ale jestem pewna, ze była w nim zakochana bez wzajemności.
-Skąd ta pewność?- jestem już przyzwyczajona do jego sceptycyzmu.
- Na siłę próbuje znaleźć inny obiekt uczuć, jak na przykład ciebie.
- Mnie?
- Nie zauważyłeś, jak na ciebie patrzyła?
- Szczerze? Bardziej interesowały mnie domy na plakacie.
- Biedna panna Zurbkowa- komentuję z nutką złośliwości.
Logan patrzy na mnie z rozbawieniem. Humor z całą pewnością mu wrócił.
Ranisz, a jednocześnie dajesz nadzieję. Dziękuję.Łudząc się jakoś przetrwam.
- Wracajmy na szesnastkę.
**
- Sprawdziliśmy rozmowy denata, w ubiegły piątek rozmawiał z Robertem Badley'em, byłym pracodawcą i przyjacielem- relacjonuje Diego.
- No to chyba trzeba mu będzie złożyć wizytę- zauważa Logan.
- Nie trzeba, już go przesłuchaliśmy- Adam i Gomez prężą się dumnie.
- Chyba należałoby ich pochwalić- szepczę Loganowi do ucha.
- To zależy od informacji, jakie zdobyli- odpowiada szeptem.- Czego się dowiedzieliście?- pyta głośniej.
- Faktycznie kłócił się z ofiarą. Poszło o sprzedany 5 miesięcy temu stary budynek dwupiętrowy na przedmieściach. Refius ponoć ukradł opis i dostępność firmie Badley'a. Ten groził Markowi sprawą w sądzie. Pierwsza rozprawa miała się odbyć za dwa dni . Teraz nic już z tego nie będzie.
- Wykończył przyjaciela wcześniej i na własną rękę- stwierdza Logan.
- No właśnie nie- włącza się Adam.- Badley ma alibi. Poza tym na wieść o zabójstwie Refiusa się rozpłakał. Nic o tym nie wiedział. Wrócił dzisiaj rano z Nevady, gdzie wraz w żoną odwiedził dorosłą córkę, która nie może przyjechać na święta.
- Czyli odpada- wnioskuję.
- Tak.
- Macie coś jeszcze?- pyta brunet.
- Mamy dane właściciela zagranicznego konta, na które Mark przelewał pieniądze- Diego przypina do tablicy zdjęcie.- Peter Zurbkovsky. Rosjanin. Od pięciu lat mieszka w Stanach. Prowadzi chłodnię i zakład masarski na przedmieściach.
Skąd ja kojarzę te oczy?
Przeglądam listę klientów denata w poszukiwaniu nazwiska.
- Cyba coś mam.
Mężczyźni patrzą na mnie.
- Budynek, który ponoć skradziono Badley'owi, to ten sam budynek, w którym mieści się zakład Zurbkovsky'ego.
- Skoro tak, to dlaczego Refius płacił tyle pieniędzy?
- Może za milczenie?- proponuję.- Zurbkovsky na pewno miał być świadkiem w sprawie. Gdyby powiedział o przekręcie, Mark zrujnowałby firmę.
- Ale Zurbkovsky sam by na tym ucierpiał- zauważa Logan.
- Chyba trzeba będzie z nim pomówić.
- Zajmiemy się tym jutro- Logan zerka na zegarek.- Jest już późno. Wykonaliście dzisiaj kawał dobrej roboty. Widzimy się jutro. Dobranoc.
- Dobranoc, szefie- odpowiadamy chórem.
Biorę płaszcz i szalik.
Mam nadzieję, że uda mi się złapać taksówkę.
**
Czuję się wypoczęta i pełna energii, na ustach mam uśmiech. Pełna pozytywnych emocji kroczę ku 16. Mijani ludzie albo odwzajemniają uśmiech albo dziwnie się na mnie patrzą. Nie dbam o to. Wjeżdżam na nasze piętro. Moi koledzy już tu są.
- Buenas dias*!- witam się. Mam ochotę śpiewać.
Logan patrzy na mnie z delikatnym uśmiechem. Jego oczy, ich barwa. Moja ostoja.
Jest dzisiaj piękniejsza niż kiedykolwiek.
- Dzień dobry, Rose. Skąd taki dobry humor?
- Jest piękny, zimowy dzień, z padającym śniegiem, za parę dni Gwiazdka. Taki stan przed świętami to dla mnie norma- odpowiadam z uśmiechem.
Brunet pomaga mi ściągnąć płaszcz.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. ślicznie wyglądasz- powiedziałem. Wreszcie.
- Dziękuję- jej oczy iskrzą. Anioł.
Podchodzą Chase i Gomez.
-Cześć wam.
- Za chwilę przyjdzie pan Zurbkovsky.
- Dobrze- mówi Henderson.- Przesłucham go.
- Mogę również?- pytam go.
- Oczywiście- jego niebo bez złota i tak jest cudowne.
Słyszymy dźwięk windy, wszyscy zwracamy głowy w jej kierunku. Diego szepcze.
- Pokój nr 18 jest wolny.
- Dobrze.
Z windy wychodzi postawny. łysy mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę, za nim drugi, ubrany podobnie, ale wyższy, o złych oczach, pewnie ochroniarz.
- Peter Zurbkovsky?
- Tak. Kto pyta?
- Logan Henderson, detektyw z wydziału zabójstw.
- Chodzi o Marka, prawda? Biedny chłopczyna.
- Proszę za mną.
Kierujemy się do pokoju. Kroczę za typkiem Zurbkovsky'ego. Logan przepuszcza mężczyzn w drzwiach i patrzy na mnie.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tylko ten jego ochroniarz mnie trochę przeraża.
- Nie martw się, najwyżej cię obronię.
- Obronię się sama -mówię ironicznie.- ale dzięki za troskę.
- De nada *- uśmiecha się i ręką zaprasza do środka.
Siadam po prawej stronie Hendersona, Peter siedzi na przeciwko, jego goryl za nim, jak cień.
- A cóż to za urocza dama? Nie przedstawił nas pan sobie, detektywie- Rosjanin prostuje się na krześle.
- Rose Bennett. Jestem konsultantką- przedstawiam się.
- Bardzo mi miło- lustruje mnie wzrokiem.- Khoroszaja suka*.
- Kto znajet russkij*- odcinam się.- A pański przyjaciel to...?
- Aleks Mierdew, mój pracownik. Zabija świnie.
Niewątpliwie.
- Panie Zurbkovsky, gdzie pan był wieczorem, dwa dni temu ?
- W klubie "Risiko" z przyjaciółmi. Wyszliśmy około pierwszej w nocy. Mogą to potwiedzić.
- W ogóle nie wychodził pan wcześniej z klubu?
- Nie, zbyt świetnie się bawiłem.
- Była z panem pańska siostra?- po raz pierwszy zadaję pytanie.
- Słucham?
- Piotr, nie rób ze mnie głupiej. Pytam, czy Elena była wtedy z tobą?
- Skąd o niej wiecie?
- Pracowała z denatem. Pytam, bo zauważyłam u niej worki pod oczami i przekrwienia.
- Tak, była ze mną.
Logan bynajmniej nie wie, o co mi chodzi.
- Bennett, co się dzieje?- szepcze mi do ucha.
- Logan, poznaj pana Piotra Zurbkowa, rosyjskiego mafioso, mistrza manipulacji, skazanego w Rosji za liczne wymuszenia na 10 lat więzienia, które opuścił po 7 latach, by udać się do USA. Jak udało się panu uzyskać amerykańskie obywatelstwo?
- Nie muszę odpowiadać na wszystkie wasze pytania, panno Bennett. Znam swoje prawa.
- Oczywiście- odpuszczam. Niech teraz Logan go wypytuje.
- Niech nam pan opowie o swojej znajomości z Markiem Refiusem.
- Poznałem go w barze przy 72 Wschodniej pół roku temu. Przy kieliszku narzekał, że żona wypatrzyła sobie śliczny domek na przedmieściach, on jej go obiecał, ale nie ma wystarczająco dużo pieniędzy. Zaproponowałem pożyczkę.
- Ile?
- 100 tysięcy dolarów. Spłata rozłożona na dogodne raty po 10 na miesiąc, dodatkowo załatwił Elenie pracę, a mnie miejsce na zakład.
- A skąd pan miał tyle pieniędzy?- jestem nieufna.
- Mam pewne oszczędności i zakład dobrze prosperuje.
- Nie kłócił się pan z denatem? Nigdy?
- Nie było potrzeby. Mark dotrzymał umowy. Teraz toja zostałem na lodzie bez moich 50 tysięcy.
- Czy pan Mierdew był z panem w tym klubie?
- Tak. Wszędzie mi towarzyszy.
- To już wszystko, nie mamy więcej pytań. Dziękujemy za poświęcony nam czas.
Po wyjściu mężczyzn rozluźniam się. To przesłuchanie trochę nadszarpnęło moje nerwy.
- Dobrze się czujesz?- pyta mnie Adam.
- Tak, nic mi nie jest- nie mam ochoty tłumaczyć.
Chase wymienia z Diegem spojrzenia, przy czym Gomez wzrusza ramionami.
-Myślicie, że mogę się urwać na godzinke?- pytam.
- Oj, nie wiem- odpowiada Diego.- Musiałabyś spytać szefa.
- Idź, Bennett. Powinnaś pooddychać świeżym powietrzem- nagle koło mnie pojawia się Logan.
- Gracias*.
Opuszczam budynek policji, łapię taksówkę i jadę na uczelnię.
**
Gdy godzinę później po raz drugi przekraczam korytarz, wyczuwam nerwową atmosferę. Logan jest cichy, ma zamyślony wyraz twarzy.
- Cześć. Coś się stało?
Patrzy na mnie.
- Zurbkow nas oszukał.
- Nie bardzo rozumiem.
- Susan przesłała nam wyniki analizy. DNa znalezione pod paznokciem denata pasuje do DNA Aleksandra Mierdewa.
O nie.
Siadam na krześle przy biurku Logana.
- Mamy adres zakładu?
- Tak.
- To co na czekamy?
Jedziemy w całkowitej ciszy.
Docieramy na miejsce, gdy zakład jest już zamknięty. Dobrze, że mam wsuwki.
Otwarcie drzwi nie zajmuje nam dużo czasu. Wchodzimy, oboje z latarkami, w kuloodpornych kamizelkach pod ubraniami, Logan z bronią w gotowości.
Wchodzimy w głąb. Nagle słyszę szmer. W pobliżu nie ma żywego ducha.
- Słyszałeś to?
- Tak. Tam- brunet wskazuje pomieszczenie po lewej.
- Panie Zurbkow!- nawołuję właściciela. Zero odzewu.
Podchodzimy bliżej, teraz wyraźnie słyszę głos.
- Pomocy! Ratunku!
Wparowuję do pokoju w gotowości, a za mną Henderson. Nie widzimy jednak żadnej postaci. Nie ma tu nikogo. Tylko dyktafon, z którego rozlegają się krzyki.
Nagle za nami zamykają się drzwi. Ktoś je rygluje. Dopadam do nich i biję pięściami. Logan próbuje mnie uspokoić.
- Rose, przestań. Są zamknięte. I pancerne. Tylko poranisz sobie dłonie.
Rozglądam się po pomieszczeniu i prawie dostaję załamania.
Jesteśmy zamknięci.
W chłodni.
Zostało nam parę godzin życia.
Wyśmienicie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Oto rozdział 10. Wyszedł żywszy niż się spodziewałam, ale to dobrze :)
Tłumaczenia:
tytuł to nic innego jak "Przesłuchania"
De nada - nie ma za co
Gracias- dziekuję
Khoroszaja suka- niezła suka
kto znajet russkij- któa zna rosyjski (tłumaczone z Google, pewnie źle)
Rozdział 11 ma na razie 2 strony, ale postaram się przysiąść i napisać więcej. Wydaje mi się, że w przyszłym tygodniu się on nie pojawi, ale dam jeszcze znać.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba.
Miłej lektury :)
Ledwo odpinam pasy, a Logan jest już na zewnątrz i obiega samochód. Obserwuję go zdziwiona, gdy otwiera mi drzwi i wyciąga ku mnie dłoń. Wiem, że jest dżentelmenem w każdej sytuacji, ale ten gest za bardzo przypomia mi ten z "Dumy i uprzedzenia". Logan patrzy w stronę domu, na jego twarzy dostrzegam zachwyt.
Powoli kładę swoją dłoń na jego i z całą gracją, najaką stać mnie w tej sytuacji, wychodzę z samohodu.
Gdy kładę dłoń na tej Logana, on zwraca wzrok na mnie, w jego oczach widzę to uczucie, nienazwane, tylko moje. Przenika mnie lekki prąd. Chcę zachowć tę chwię, zatrzymać czas.
Pragnę trzymać dłoń w dłoni Logana. Już zawsze.
Niestety, mój limit szczęścia skończył się już jakiś czas temu.
Logan puszcza moją dłoń i spoglada w stronę domu.
Dlaczego czuję się tak, jakby ktoś mnie uderzył?
Zamykam drzwi, trzaskając nimi trochę za głośno.
Idziemy odśnieżoną ścieżką ku frontowym drzwiom w milczeniu, dostrzegam tylko, jk Logan zaciska w pięść lewą dłoń i ją rozluźnia. Istna P&P.
Docieramy do drzwi i Henderson już prawie puka, gdy te się otwierają i z domu wychodzą dwie kobiety.
- Dziękuję ci bardzo za przyjście.
- Nie ma za co. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć.
Kobiety ściskają się na pożegnanie, a Logan robi miejsce do przejścia, przybliża się do mnie tak, że nieomal ścieramy się ramionami. Mogę zobaczyć jego profil i napięte mięśnie twarzy. Dlaczego aż tak się spina?
Jedna z kobiet mija nas, schodzi schodami i kieruje się do samochodu. Dobrze, że nie zastawiliśmy wjazdu.
Logan odsuwa się ode mnie, a ja głęboko oddycham. Nie wiem czemu, ale wstrzymałam oddech, gdy stał tak blisko.
- Pani Refius?- zwraca się do kobiety, ta kiwa potakująco głową.
- Logan Henderson, NYPD- wymieniają uściski dłoni.- A to konsultantka, Rose Bennett.
- Moje kondolencje- składam jej wyrazy współczucia.
- Dziękuję. Zapraszam do środka.
Kierujemy się za nią do przestronnego salonu z kremowymi sofami. Na jednej z nich siedzi chłopiec w wieku 8, 9 lat o jasnych włosach, koło niego zaś niewiele starszy ode mnie mężczyzna, szatyn z czekoladowymi oczami.
- To mój syn, Lucas- przedstawia ich Annabeth.- A to mój brat Tom. Państwo są z policji.
Mężczyzna podnosi się z kanapy i wita z nami.
- Thomas Lefroy- naprawdę się tak nazywa?
- Detektyw Henderson- Logan nie spoufala się z potencjalnymi podejrzanymi, ale ja tak.
- Roseann Bennett. Konsultantka.
Mężczyzna ściska mi delikatnie dłoń i uśmiecha się odsłaniając śnieżnobiałe zęby.
- Miło mi panią poznać, panno Bennett.
Odwzajemniam uśmiech.
- Mnie również, panie Lefroy.
Intuicyjnie czuję, że Logan powstrzymuje się przed przewróceniem oczami.
- Proszę, niech państwo siadają. Kawę, herbatę?- pyta Annabeth.
Nie patrzę na Logana. Siedzimy na dwóch końcach sofy.
- Poproszę herbatę- odpowiadam.
- Przyniosę- Lefroy wyręcza siostrę i idzie w stronę kuchni, a mały Lucas człapie za nim.
- Brat bardzo mi pomaga- mówi blondynka.- Lucas rozumie, co się stało, że tata już nie wróci. Potrzebuje wujka, jakieś namiastki ojca.
- Jak to się stało, że była pani wczoraj świadkiem?- pyta Logan. Nie ma czasu na pogaduchy o niczym innym.
- Mieliśmy zjeść z Markiem kolację o dziewiątej. Obchodziliśmy dziesiątą rocznicę ślubu- przerywa, szlochając. Czekamy, aż się uspokoi, by móc jej wysłuchać.
- Gdy spóźniał się już ponad pół godziny, poszłam do jego biura. Nie doszłam do budynku, gdy zauważyłam na dachu czerwono ubraną postać i jeszcze jedną, ciemniejszą. Pobiegłam najszybciej, jak mogłam, i znalazłam ciało własnego męża- ponownie płacze.- Przepraszam.
Podbiega do niej Lucas i przytula.
- Nie płacz, mamusiu.
Dotyk syna uspokaja panią Refius. Do salonu wchodzi Thomas z tacą, kładzie przede mną filiżankę i nalewa herbaty.
- Dziękuję- mówię, zanim zapyta o cukier. Upijam łyk.- Bardzo dobra.
- Miło mi to słyszeć, panno Bennett- ponownie szeroko się do mnie uśmiecha, a ja odwzajemniam uśmiech.
Logan blednie.
Opanuj się!
- Panie Henderson, dobrze się pan czuje?- pyta bruneta Annabeth.
- Tak, dobrze- szybko odpowiada zerkając w moją stronę.- Panie Lefroy, gdzie pan był wczoraj wieczorem?
- W moim mieszkaniu na Bowery. Gościłem przyjaciół z Portland.
Nie słucham Thomasa. Obserwuję jego siostrzeńca. Chłopiec zmierza do holu. Zanim przechodzi przez drzwi, patrzy na mnie.
- Przepraszam- mówię.- Gdzie jest łazienka?
:Logan patrzy na mnie z politowaniem. Coś ty znowu wymyśliła?
- Z holu w lewy korytarz, trzecie drzwi po prawej- informuje mnie Thomas.
- Dziękuję.
Opuszczam salon i kieruję się do holu. Wcześniej nie zauważyłam tu choinki, co jest dziwne, bo drzewko ma trzy metry wysokości, jest już przystrojone, świeci tysiącami lampek. Przy najniższej kondygnacji gałązek dostrzegam dziecięcą stopę.
Podchodzę bliżej.
Chłopiec patrzy na mnie. Smutek w jego oczach jest jeszcze większy niż u Logana.
- Cześć, Lucas.
- Dzień dobry, proszę pani.
- Jestem Rose- siadam koło niego na podłodze, bawi się samochodzikiem.- Ile masz lat, Lucas?
- Dziewięć. A pani, Rose?
- Dwadzieścia. Już.
- Jest pani bardzo młoda i ładna.
- Dziękuję- uśmiecham się do chłopca.- Skąd masz ten samochodzik?
- Od taty. Dał mi go na urodziny.
- Tęsknisz za nim?- pytam chłopca.
- Tak, bardzo. Tata był bardzo fajny, grał ze mną w piłkę i często całował mamę.
- Ja też tęsknię za moimi rodzicami- mówię.
- A gdzie oni teraz są?- pyta.
- Wydaje mi się, że w niebie, tak jak twój tata.
- Nie żyją?- mały ma oczy szeroko otwarte.
- Tak, nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam dziesięć lat. Po ich śmierci było mi ciężko, musiałam przeprowadzić się do innego miasta, zmienić szkołę i opuścić przyjaciół. Pozbierałam się, bo robiłam coś, co lubiłam i co przypominało mi mamę i tatę. Dzięki tym czynnościom czułam, że rodzice nadal są przy mnie i nade mną czuwają. Skoro to samochód od twojego taty, to baw się nim jak najczęściej, a twój tata zawsze będzie przy tobie.
Słyszę kroki, rozpoznaję te Logana, wstaję z podłogi.
- Przykro mi, Lucas, ale muszę już iść.
Logan, pani Refius i pan Lefroy wchodzą do holu. Henderson wymienia z nimi uściski dłoni.
- Dziękuję państwu za poświęcony nam czas. Będziemy was informować na bieżąco.
Ja również się żegnam.
- Do widzenia, pani Refius. Do widzenia, panie Lefroy- Thomas uśmiecha się, gdy ściska mi dłoń.
- Do widzenia, panno Bennett.
Nachylam się do Lucasa.
- Do widzenia, Lucas. Bądź dzielny.
- Do widzenia, pani Rose. Będę dzielny, tak jak pani- mówi i tuli się do mnie.
Oddaję uścisk i z Loganem opuszczamy posiadłość.
- Co takiego powiedziałaś, że mały Refius cię uściskał?- pyta mnie brunet.
- Poradziłam, co robić, by pogodzić się ze stratą rodzica.
Patrzy na mnie uważnie.
- Wiesz to z własnego doświadczenia?
Patrzę na niego.
- To chyba było pytanie retoryczne. Mam tylko nadzieję, że nie zajmie mu to tak dużo czasu, jak mnie.
Widzę w jego niebie nieme pytanie.
- Ponad rok.
Włączamy się do ruchu i kierujemy na Manhattan.
- Dowiedziałeś się czegoś od wdowy i Lefroy'a? Czegoś, co może się nam przydać w śledztwie?
- Annabeth powiedziała, że w zeszłym tygodniu Mark wrócił do domu z podbitym okiem. Tłumaczył, że pomagał bezdomnemu, który poślizgnął się na chodniku, ale mu nie uwierzyła, stwierdziła, że zmyśla. Powiedział, że nie chce o tym rozmawiać. Nie wrócili do tematu.
- Pamiętam, że denat miał jeszcze widoczny siniec. Może Susan powie nam, co go spowodowało.
- Może.
Dzwoni telefon Hendersona. Leży przede mną.
- Odbierz i włącz głośnik. Proszę.
Robię, co sobie życzył.
- Cześć, macie coś?- odzywa się brunet.
- Cześć, szefie. Przejrzeliśmy billingi ofiary. Od pięciu miesięcy wysyłał na zagraniczne konto 10 tysięcy dolarów- mówi Adam.
Patrzymy po sobie z Loganem. Tyle pieniędzy co miesiąc?
- Raczej nie miał nieślubnego dziecka, na które musiałby płacić alimenty, prawda?- pytam blondyna.
- Nie ma. Nie miał żadnych skoków w bok, a jego związek z Annabeth to był jego pierwszy związek. Poznali się 15 lat temu na koncercie. Od 12 lat razem, od 10 jako małżeństwo. Też bym chciał mieć z Grace taki staż.
- Z psychologicznego punktu widzenia, ty i Grace na pewno przetrwacie 10 lat- mówię.
- Naprawdę? Dziękuję, Rose- rozwiałam jego obawy.- A wy?
Zapada chwila ciszy. O co chodzi Adamowi?
- Nie, ja i Bennett nie przetrwamy nawet 10 miesięcy w pracy- odpowiada Logan.
- Nie o to mi chodziło- mówi Chase, zmieszany.- Macie coś?
- Zeznanie wdowy i jej brata. Pani Refius zeznała, że w zeszłym tygodniu denat mógł być uczestnikiem bójki na 72 Wschodniej. Sprawdzisz to? -pyta Logan- boss.
- Oczywiście. Coś jeszcze?
- Tak. Nasza urocza pani konsultant wpadła w oko szwagrowi ofiary- jego złośliwość mnie dobija.
-Szkoda tylko, że bez wzajemności- mówię ironicznie.
Na twarzy Logana dostrzegam delikatny uśmiech.
Biedny głupek Lefroy.
- A przystojny chociaż?- pyta Adam. Co go to interesuje?
- Szatyn, czekoladowe oczy, metr osiemdziesiąt pięć, wyglądał na jakąś szychę, minimalne umięśnienie- wymienia Logan.
- Nie mój typ- komentuję krótko.
- A jaki jest twój typ?- pyta blondyn, a Henderson patrzy na mnie z ciekawością.
Mój typ siedzi właśnie koło mnie.
- Czy nie powinniśmy wracać do sprawy? Przypominam, że mamy mordercę do złapania- zmieniam temat. Muszę.
- No dobrze. A, prawie zapomniałem. Dzwoniła Susan, prosiła, byście podjechali.
- Robi się.
Rozłączam się.
Pół godziny później podjeżdżamy pod Harlem Hospital Center. Logan otwiera mi drzwi do prosektorium, a gdy go mijam, szepcze.
- Jeszcze wrócimy do tematu typów. Nie odpuszczę ci.
Wzdycham.
Kolejne kłamstwo do wymyślenia.
**
Wchodzimy do kostnicy.
- Dzień dobry, doktor Parish- witam się z kobietą.
- Cześć, Susan- wita się Logan.
- Cześć, Rosie- uśmiecha się.- Cześć, Logan. Cieszę się, że jesteście tak szybko. Dokonałam autopsji. Wasza ofiara została otumaniona dawką amfetaminy wymieszaną z alkoholem, wprowadzona na dach. Tam doszło do szarpaniny z zabójcą, znalazłam kawałek skóry pod paznokciem denata, wyniki analizy DNA powinny być jutro rano. W celu obezwładnienia ofiary, sprawca poddusił denata, po czym zepchnął z dachu budynku. To mogę spekulować znając rany ofiary. Przyczyną śmierci było skręcenie karku i rozległe złamanie kości potylicznej czaszki. Podczas spadania denat jeszcze żył, ale był nieprzytomny. Może nawet nie czuł bólu.
- A co z siniakiem przy oku?- przypominam sobie.
- Ma ponad tydzień, powstał przez uderzenie pięścią.
- Świetna robota, Sue- chwalę panią patolog.
- Dziękuję, Rose. Taka praca- odpowiada z uśmiechem.
- Masz dla nas coś jeszcze?- pyta Logan. Przed chwilą dostał od kogoś SMSa
- Nie, Logan, to wszystko. Jak tylko przyjdą wyniki, dam wam znać.
Żegnamy się z Susan i idziemy do auta.
- Gomez napisał, byśmy pojechali do biura denata. Jego prezes chce z nami porozmawiać.
- Dobrze- wsiadam do samochodu.
Znowu jedziemy w milczeniu. Zaczynam się do tego przyzwyczajać.
Parkujemy nieopodal budynku. Biuro denata znajduje się na 6. piętrze. Wszyscy pracownicy mają zakaz wchodzenia powyżej tej kondygnacji, zbierane są jeszcze ślady.
Docieramy na szóste piętro. Wiata nas młoda kobieta o słowiańskich rysach twarzy, blond włosach i niebieskich oczach. Obrzuca mnie wzrokiem, jakbym była mało ważnym stworzeniem, zaś na Loganie wiesza wzrok tak natarczywie, że cała sytuacja staje się dla mnie krępująca. Dobrze wiem, że mój szef jest dobrze zbudowanym, zabójczo przystojnym mężczyzną o pięknych, magnetycznych oczach, ale takie publiczne ślinienie się nikomu nie przystoi. Chrząkam. Kobieta znowu zwraca wzrok na mnie i wreszcie staje się przydatna.
- Państwo z policji?- słyszę akcent. Rosja.
- Tak- odpowiada lakonicznie Logan.
- Proszę za mną.
Prowadzi nas korytarzem, po obu jego stronach znajdują się biura z przeszklonymi drzwiami, niektórzy agenci przyjmują klientów. Pokój Refiusa ma zasłonięte okno, przez drzwi dostrzegam kartony. Koledzy już go spakowali.
Na drzwiach prezesa wisi informacja o dacie modlitwy za zmarłego i zdjęcie Marka.
Blondynka puka do drzwi.
- Panie Courtney? Przyszli państwo z policji.
- Dziękuję, wpuść ich.
Kobieta otwiera przed nami drzwi, Logan mnie przepuszcza, a Rosjanka wzdycha z oczarowania Hendersonem. Nie rozumiem dziewczyn, które prawie mdleją na widok przystojnych mężczyzn.
Prezes to mężczyzna po 50-siątce, ubrany w elegancki garnitur, o gęstej czuprynie, pewnie farbowanej, bo bez ani jednego siwego włosa.
- Henry Courtney, prezes Agent of House's.
- Detektyw Logan Henderson, NYPD, a to panna Rose Bennett, konsultantka.
Wymieniamy uściski dłoni.
- Proszę, siadajcie.
Zajmujemy miejsca przed biurkiem mężczyzny.
- Chciał pan z nami o czymś porozmawiać, dlatego nas pan wezwał. O co chodzi?- pyta brunet.
- Podczas pakowania rzeczy Marka znalazłem jego notes. Przyznaję, przeczytałem parę stron, ale kompletnie nic z tego nie rozumiem. To chyba jakiś szyfr, złożony z liter i cyfr- podaje notes Hendersonowi.
Zerkam mu przez ramię i widzę ciąg , który także dla mnie jest mało zrozumiały.
- Nasi technicy to zbadają Czy Refius miał ostatnio jakieś problemy z klientami?
- Nie, z żadnym. Był najlepszym pracownikiem, jakiego miałem. Wszyscy klienci go zachwalali. Był profesjonalistą w swoim fachu, bardzo komunikatywny, w każdym budynku, który reklamował, znajdował super cechy, a gdy znalazł jakąś usterkę, nie zatajał tego, tylko mówił o tym potencjalnemu właścicielowi. Był szczery, przez co zyskiwał sympatię i nowych klientów. Będzie nam go bardzo brakowało- w głosie Courtney'a wyczuwam szczerość. Naprawdę ubolewa z powodu straty.
- Proszę przyjąć nasze wyrazy współczucia- odzywam się po raz pierwszy w tej rozmowie.
- Dziękuję, panno Bennett.
- Pan Refius był ulubieńcem klientów, a jakie relacje miał z współpracownikami?- pytam.
- Bardzo dobre. Niekonfliktowy, rozsądny, miły dla wszystkich, zabawny, potrafił poprawić humor. Nasza firma ma tradycję, co miesiąc urządzamy taką małą imprezę, tylko dla pracowników i małżonków. Mark i Annabeth byli duszami towarzystwa. Byliście już u niej? Jak ona się czuje?
- Byliśmy. Nadal jest w szoku i smutna, ale też i silna, poradzi sobie. Są przy niej najbliżsi. - odpowiadam.
- To dobrze, to dobrze. Odwiedzę ją dzisiaj.
- Panie Courtney, zauważył pan coś dziwnego w zachowaniu Marka?- pyta Logan.
- Nie, oprócz siniaka pod prawym okiem, niczego nie zauważyłem.
Wymieniamy z Loganem spojrzenia.
- Czy pytał pan jak to się stało, że miał siniaka?
- Oczywiście. Tłumaczył, że pomagał bezdomnemu, który się poślizgnął, ale tego nie kupiłem. Ewidentnie ktoś mu przywalił.
Logan powoli się podnosi, a ja za nim.
- Dziękujemy za poświęcony nam czas.
- To ja dziękuję. Mam nadzieję, że szybko znajdziecie mordercę Marka.
-Zrobimy, co w naszej mocy- zapewniam prezesa.- Panie Courtney, czy możemy o coś zapytać kobietę, która nas tu prowadziła?
- Elenę? Oczywiście, będzie siedziała na recepcji.
- Dziękuję.
Żegnamy się z mężczyzną i opuszczamy jego gabinet. Idziemy powoli korytarzem. Nie widzę twarzy Logana, ale wyczuwam jego aprobatę.
Rób swoje. Twoja intuicja jeszcze nigdy nas nie zawiodła.
- Pani Elena Zurbkowa?- pytam blondynkę.
- Tak. W czym mogę pomóc?- patrzy na Logana, który ogląda zdjęcia domów nad jej głową.
- Chciałabym zadać pani kilka pytań związanych z Markiem Refiusem. Czy mogę?
- Oczywiście.
- Jak długo tu pani pracuje?
- Od prawie pół roku.
- Kiedy przyjechała pani do Stanów?
- Rok temu.
- Jaki był Mark?- badawczo się jej przyglądam, Logan również.
- Był miłym, czarującym człowiekiem, powołany do tej pracy.
- Ideał, prawda?
- Tak, prawda.
- Pani Zurbkowa, czy z Refiusem łączyły panią bliższe relacje?
- O co pani chodzi?- och, udawanie głupiej przy mnie się nie sprawdza.
- Czy flirtowała z nim pani?
- Nie- końcówka jej nosa mówi coś innego.
- Czy zauważyła pani coś dziwnego w jego zachowaniu?- Logan włącza się do rozmowy.
- Miał siniaka pod okiem. Mówił, że pomagał bezdomnemu.
-Pan Courtney już nam o tym wspominał. Nie zauważyła pani czegoś jeszcze?- drążę.
Myśli nad czymś.
- Parę dni temu widziałam, jak kłócił się z kimś przez telefon. Nie słyszałam, co mówił, bo był u siebie, ale chodził nerwowo od biurka do okna. Nigdy się tak nie zachowywał.
Upewniam się, że mówi prawdę obserwując jej postawę, i uśmiecham miło.
- Dziękuję za pani czas. Bardzo nam pani pomogła.
Odwzajemnia niepewnie uśmiech.
- Do widzenia- żegnam się z nią delikatnym uściskiem dłoni.
Logan całuje jej dłoń na pożegnanie, przez co Elena omal nie mdleje.
Będąc na dworze, wybucham śmiechem.
- O co ci chodzi, Bennett?- pyta Logan z uniesioną brwią.
- Przed chwilą prawie doprowadziłeś kobietę do omdlenia jedynie całusem w dłoń, to było śmieszne ... i mistrzowskie. Chylę czoła- delikatnie dygam przed brunetem. Uśmiecha się promiennie.
- Ma się w sobie to coś- poważnieje.- Czego się od niej dowiedziałaś?
- Że nie umie kłamać- patrzy na mnie uważnie.- Z tego, co mówił Adam, nie miała romansu z denatem, ale jestem pewna, ze była w nim zakochana bez wzajemności.
-Skąd ta pewność?- jestem już przyzwyczajona do jego sceptycyzmu.
- Na siłę próbuje znaleźć inny obiekt uczuć, jak na przykład ciebie.
- Mnie?
- Nie zauważyłeś, jak na ciebie patrzyła?
- Szczerze? Bardziej interesowały mnie domy na plakacie.
- Biedna panna Zurbkowa- komentuję z nutką złośliwości.
Logan patrzy na mnie z rozbawieniem. Humor z całą pewnością mu wrócił.
Ranisz, a jednocześnie dajesz nadzieję. Dziękuję.Łudząc się jakoś przetrwam.
- Wracajmy na szesnastkę.
**
- Sprawdziliśmy rozmowy denata, w ubiegły piątek rozmawiał z Robertem Badley'em, byłym pracodawcą i przyjacielem- relacjonuje Diego.
- No to chyba trzeba mu będzie złożyć wizytę- zauważa Logan.
- Nie trzeba, już go przesłuchaliśmy- Adam i Gomez prężą się dumnie.
- Chyba należałoby ich pochwalić- szepczę Loganowi do ucha.
- To zależy od informacji, jakie zdobyli- odpowiada szeptem.- Czego się dowiedzieliście?- pyta głośniej.
- Faktycznie kłócił się z ofiarą. Poszło o sprzedany 5 miesięcy temu stary budynek dwupiętrowy na przedmieściach. Refius ponoć ukradł opis i dostępność firmie Badley'a. Ten groził Markowi sprawą w sądzie. Pierwsza rozprawa miała się odbyć za dwa dni . Teraz nic już z tego nie będzie.
- Wykończył przyjaciela wcześniej i na własną rękę- stwierdza Logan.
- No właśnie nie- włącza się Adam.- Badley ma alibi. Poza tym na wieść o zabójstwie Refiusa się rozpłakał. Nic o tym nie wiedział. Wrócił dzisiaj rano z Nevady, gdzie wraz w żoną odwiedził dorosłą córkę, która nie może przyjechać na święta.
- Czyli odpada- wnioskuję.
- Tak.
- Macie coś jeszcze?- pyta brunet.
- Mamy dane właściciela zagranicznego konta, na które Mark przelewał pieniądze- Diego przypina do tablicy zdjęcie.- Peter Zurbkovsky. Rosjanin. Od pięciu lat mieszka w Stanach. Prowadzi chłodnię i zakład masarski na przedmieściach.
Skąd ja kojarzę te oczy?
Przeglądam listę klientów denata w poszukiwaniu nazwiska.
- Cyba coś mam.
Mężczyźni patrzą na mnie.
- Budynek, który ponoć skradziono Badley'owi, to ten sam budynek, w którym mieści się zakład Zurbkovsky'ego.
- Skoro tak, to dlaczego Refius płacił tyle pieniędzy?
- Może za milczenie?- proponuję.- Zurbkovsky na pewno miał być świadkiem w sprawie. Gdyby powiedział o przekręcie, Mark zrujnowałby firmę.
- Ale Zurbkovsky sam by na tym ucierpiał- zauważa Logan.
- Chyba trzeba będzie z nim pomówić.
- Zajmiemy się tym jutro- Logan zerka na zegarek.- Jest już późno. Wykonaliście dzisiaj kawał dobrej roboty. Widzimy się jutro. Dobranoc.
- Dobranoc, szefie- odpowiadamy chórem.
Biorę płaszcz i szalik.
Mam nadzieję, że uda mi się złapać taksówkę.
**
Czuję się wypoczęta i pełna energii, na ustach mam uśmiech. Pełna pozytywnych emocji kroczę ku 16. Mijani ludzie albo odwzajemniają uśmiech albo dziwnie się na mnie patrzą. Nie dbam o to. Wjeżdżam na nasze piętro. Moi koledzy już tu są.
- Buenas dias*!- witam się. Mam ochotę śpiewać.
Logan patrzy na mnie z delikatnym uśmiechem. Jego oczy, ich barwa. Moja ostoja.
Jest dzisiaj piękniejsza niż kiedykolwiek.
- Dzień dobry, Rose. Skąd taki dobry humor?
- Jest piękny, zimowy dzień, z padającym śniegiem, za parę dni Gwiazdka. Taki stan przed świętami to dla mnie norma- odpowiadam z uśmiechem.
Brunet pomaga mi ściągnąć płaszcz.
- Dziękuję.
- Nie ma za co. ślicznie wyglądasz- powiedziałem. Wreszcie.
- Dziękuję- jej oczy iskrzą. Anioł.
Podchodzą Chase i Gomez.
-Cześć wam.
- Za chwilę przyjdzie pan Zurbkovsky.
- Dobrze- mówi Henderson.- Przesłucham go.
- Mogę również?- pytam go.
- Oczywiście- jego niebo bez złota i tak jest cudowne.
Słyszymy dźwięk windy, wszyscy zwracamy głowy w jej kierunku. Diego szepcze.
- Pokój nr 18 jest wolny.
- Dobrze.
Z windy wychodzi postawny. łysy mężczyzna ubrany w skórzaną kurtkę, za nim drugi, ubrany podobnie, ale wyższy, o złych oczach, pewnie ochroniarz.
- Peter Zurbkovsky?
- Tak. Kto pyta?
- Logan Henderson, detektyw z wydziału zabójstw.
- Chodzi o Marka, prawda? Biedny chłopczyna.
- Proszę za mną.
Kierujemy się do pokoju. Kroczę za typkiem Zurbkovsky'ego. Logan przepuszcza mężczyzn w drzwiach i patrzy na mnie.
-Wszystko w porządku?
-Tak, tylko ten jego ochroniarz mnie trochę przeraża.
- Nie martw się, najwyżej cię obronię.
- Obronię się sama -mówię ironicznie.- ale dzięki za troskę.
- De nada *- uśmiecha się i ręką zaprasza do środka.
Siadam po prawej stronie Hendersona, Peter siedzi na przeciwko, jego goryl za nim, jak cień.
- A cóż to za urocza dama? Nie przedstawił nas pan sobie, detektywie- Rosjanin prostuje się na krześle.
- Rose Bennett. Jestem konsultantką- przedstawiam się.
- Bardzo mi miło- lustruje mnie wzrokiem.- Khoroszaja suka*.
- Kto znajet russkij*- odcinam się.- A pański przyjaciel to...?
- Aleks Mierdew, mój pracownik. Zabija świnie.
Niewątpliwie.
- Panie Zurbkovsky, gdzie pan był wieczorem, dwa dni temu ?
- W klubie "Risiko" z przyjaciółmi. Wyszliśmy około pierwszej w nocy. Mogą to potwiedzić.
- W ogóle nie wychodził pan wcześniej z klubu?
- Nie, zbyt świetnie się bawiłem.
- Była z panem pańska siostra?- po raz pierwszy zadaję pytanie.
- Słucham?
- Piotr, nie rób ze mnie głupiej. Pytam, czy Elena była wtedy z tobą?
- Skąd o niej wiecie?
- Pracowała z denatem. Pytam, bo zauważyłam u niej worki pod oczami i przekrwienia.
- Tak, była ze mną.
Logan bynajmniej nie wie, o co mi chodzi.
- Bennett, co się dzieje?- szepcze mi do ucha.
- Logan, poznaj pana Piotra Zurbkowa, rosyjskiego mafioso, mistrza manipulacji, skazanego w Rosji za liczne wymuszenia na 10 lat więzienia, które opuścił po 7 latach, by udać się do USA. Jak udało się panu uzyskać amerykańskie obywatelstwo?
- Nie muszę odpowiadać na wszystkie wasze pytania, panno Bennett. Znam swoje prawa.
- Oczywiście- odpuszczam. Niech teraz Logan go wypytuje.
- Niech nam pan opowie o swojej znajomości z Markiem Refiusem.
- Poznałem go w barze przy 72 Wschodniej pół roku temu. Przy kieliszku narzekał, że żona wypatrzyła sobie śliczny domek na przedmieściach, on jej go obiecał, ale nie ma wystarczająco dużo pieniędzy. Zaproponowałem pożyczkę.
- Ile?
- 100 tysięcy dolarów. Spłata rozłożona na dogodne raty po 10 na miesiąc, dodatkowo załatwił Elenie pracę, a mnie miejsce na zakład.
- A skąd pan miał tyle pieniędzy?- jestem nieufna.
- Mam pewne oszczędności i zakład dobrze prosperuje.
- Nie kłócił się pan z denatem? Nigdy?
- Nie było potrzeby. Mark dotrzymał umowy. Teraz toja zostałem na lodzie bez moich 50 tysięcy.
- Czy pan Mierdew był z panem w tym klubie?
- Tak. Wszędzie mi towarzyszy.
- To już wszystko, nie mamy więcej pytań. Dziękujemy za poświęcony nam czas.
Po wyjściu mężczyzn rozluźniam się. To przesłuchanie trochę nadszarpnęło moje nerwy.
- Dobrze się czujesz?- pyta mnie Adam.
- Tak, nic mi nie jest- nie mam ochoty tłumaczyć.
Chase wymienia z Diegem spojrzenia, przy czym Gomez wzrusza ramionami.
-Myślicie, że mogę się urwać na godzinke?- pytam.
- Oj, nie wiem- odpowiada Diego.- Musiałabyś spytać szefa.
- Idź, Bennett. Powinnaś pooddychać świeżym powietrzem- nagle koło mnie pojawia się Logan.
- Gracias*.
Opuszczam budynek policji, łapię taksówkę i jadę na uczelnię.
**
Gdy godzinę później po raz drugi przekraczam korytarz, wyczuwam nerwową atmosferę. Logan jest cichy, ma zamyślony wyraz twarzy.
- Cześć. Coś się stało?
Patrzy na mnie.
- Zurbkow nas oszukał.
- Nie bardzo rozumiem.
- Susan przesłała nam wyniki analizy. DNa znalezione pod paznokciem denata pasuje do DNA Aleksandra Mierdewa.
O nie.
Siadam na krześle przy biurku Logana.
- Mamy adres zakładu?
- Tak.
- To co na czekamy?
Jedziemy w całkowitej ciszy.
Docieramy na miejsce, gdy zakład jest już zamknięty. Dobrze, że mam wsuwki.
Otwarcie drzwi nie zajmuje nam dużo czasu. Wchodzimy, oboje z latarkami, w kuloodpornych kamizelkach pod ubraniami, Logan z bronią w gotowości.
Wchodzimy w głąb. Nagle słyszę szmer. W pobliżu nie ma żywego ducha.
- Słyszałeś to?
- Tak. Tam- brunet wskazuje pomieszczenie po lewej.
- Panie Zurbkow!- nawołuję właściciela. Zero odzewu.
Podchodzimy bliżej, teraz wyraźnie słyszę głos.
- Pomocy! Ratunku!
Wparowuję do pokoju w gotowości, a za mną Henderson. Nie widzimy jednak żadnej postaci. Nie ma tu nikogo. Tylko dyktafon, z którego rozlegają się krzyki.
Nagle za nami zamykają się drzwi. Ktoś je rygluje. Dopadam do nich i biję pięściami. Logan próbuje mnie uspokoić.
- Rose, przestań. Są zamknięte. I pancerne. Tylko poranisz sobie dłonie.
Rozglądam się po pomieszczeniu i prawie dostaję załamania.
Jesteśmy zamknięci.
W chłodni.
Zostało nam parę godzin życia.
Wyśmienicie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Oto rozdział 10. Wyszedł żywszy niż się spodziewałam, ale to dobrze :)
Tłumaczenia:
tytuł to nic innego jak "Przesłuchania"
De nada - nie ma za co
Gracias- dziekuję
Khoroszaja suka- niezła suka
kto znajet russkij- któa zna rosyjski (tłumaczone z Google, pewnie źle)
Rozdział 11 ma na razie 2 strony, ale postaram się przysiąść i napisać więcej. Wydaje mi się, że w przyszłym tygodniu się on nie pojawi, ale dam jeszcze znać.
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodoba.
Miłej lektury :)
Ten rozdział jest fantastyczny. Rose świetnie radzi sobie z dziećmi. Logan stara się panować nad zazdrością. Ale i ona nie jest zadowolona gdy widzi jak jakaś panna zaleca się do Logana. COraz bardziej widzę podobieństwo do Castle'a. I coraz bardziej lubie twoją historię. Nie mogę doczekać się 11 rozdziału. Potrafisz urwać jak, aby czytający czekał w napięciu na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńJesteś genialna!!!!!
Pradziwe sceny zazdrości dopiero się pojawią ;)
UsuńNawiązuję do Zamka, bo to od niego zaczęła się moja fascynacja tego typu serialami. No i wątek miłosny mnie urzekł :D
Mogę zdradzić, że w jeszcze przynajmniej dwóch sprawach pojawi się nawiązanie.
Dziękuję Ci bardzo za komentarz :*
Och, widzę, że im panna Bennett jest bardziej ignorowana, tym bardziej chce kontaktu z Loganem. ;) Nie wiem, czemu ale mam wrażenie, że ich relacje nie są aż takie złe. :D
OdpowiedzUsuńAkcja się rozkręca. Będzie zwierzanie w chłodni :)
Swoją drogą świetna ta zasadzka w zakładzie. :)
Czekam na nn <3
Gdzie ignorowana? O czym Ty mówisz? :D
UsuńWszystko jest zawsze specjalnie napisane.
Relacje pogorszą się w styczniu, bo I.O ...
No i później będzie się działo. Jeszcze dużo przed nami ;)
Dziękuję za komentarz :*
Kolejne pięć rozdziałów za mną, więc czas na komentarz.
OdpowiedzUsuńDziewczyno, masz niesamowity talent, a Twoje opowiadnie jest genialne. Uwielbiam je.:-)
Logan to świetny facet, ale szkoda, że nie powie Rose co czuje. Albo chociaż dałby jej jakiś znak, a nie.
Rose wcale nie jest lepsza. Kłamie, że nic między nimi nie będzie, a myśli zupełnie inaczej.
Ach ci zakochani w sobie potajemnie ludzie.:-)
Mia jest chyba moją faworytką. Uwielbiam ją. Pewnie dlatego, że sama zachowuję się podobnie.
Życzę mnóstwa weny i lecę czytać dalej.
Guardian Angel
Ech, długo sie przymierzałam, ale zawsze ciężko mi wydzierżawić troche czasu na coś nowego. Mimo licznych pozjadanych literek w pierwszych rozdziałach, historia jest ciekawa, wciąga. Co prawda Rosie jest troche zaidealna a Logan jak na niewyparzony jęzor strasznie i jeszcze bardziej ją realizuje. Ale no właśnie, mimo tego się wciągnęłam, bo piszesz fajnie i może właśnie te zestawienia ich myśli dają fajny efekt. Jeśli siedzę o tej porze, czytając i tylko kombinuje jak przestawic budzik na późniejszą godzinę, żeby przeczytać jeszcze jedno, znaczy, że jest nieźle. Masz mnie.
OdpowiedzUsuńPadam, doczytam jutro, ale wrócę tu.
Tris