niedziela, 9 czerwca 2013

03 Patau

- Ty?- przyznaję, jestem w szoku, widząc go tutaj. Przynajmniej zmienił koszulę, myślę spogladajac na niego. I wszystko staje się jasne. Już wiem, dlaczego wydał mi się dzisiaj po południu znajomy. Że też przez cztery lata wyleciał mi z pamięci.
- Logan, to Rose Bennett, siostrzenica Jamesa- rolę "gospodarza" znowu czyni Ben.
- Wiem, kapitanie. Miałem juz okazję poznać pannę Bennett. I to w dodatku dzisiaj- Henderson miło się uśmiecha i wyciąga do mnie rękę. Też się uśmiecham, ale jest to blady uśmiech. Trzymam sie jednak na dystans. Wciąż mam przed oczami tę mokrą plamę z kawy. Moje zdystansowanie wzmacniają iskierki w jego oczach.  On się ze mnie śmieje, dociera do mnie.
- A nawet dużo wcześniej- dorzucam.- Nie przeprosiłam za tamten cios, gdy James, znaczy się detektyw McLeen... - nie mogę dokończyć. Głos więźnie mi w gardle na to wspomnienie.
- Nie musi Pani przepraszać. Należalo mi się- protestuje.- Choć przyznam, dziwnie się chodziło z czerwonym odciskiem dłoni na policzku- uśmiecha się i wyciąga dłoń. Ściskam ją lekko się uśmiechając.
- Logan, kiedy Chase i Gomez mają zamiar się tu stawić?- głos kapitana jest obojętny, ale po twarzy widzę, że jest lekko zdenerwowany. To nieprofesjonalne, gdy wprowadza się nową osobę do zespołu, a jego członkowie się spóźniają.
- Powinni być tu w przeciagu pięciu minut- odpowiada Henderson.- Chyba się Pan nigdzie nie śpieszy?
- Ja nie, ale Rose za pół godziny musi być w pracy, a obiecałem Jamesowi, ze ją przywiozę.
- Rozumiem. Mam nadzieję, że moi koledzy Pani nie zawiodą- mrugnął do mnie Logan. Oj, chłoptasiu, nie ze mną te numery, myślę zachowując kamienną twarz.
Słychać dźwięk otwieranych drzwi. Do sali wchodzi dwóch mężczyzn, na oko koło trzydziestki. Pierwszy to ciemnooki brunet o ciemnej karnacji. Meksykanin, podpowiada mi umysł. Drugi to blondyn o zielonych oczach i z sympatycznym uśmiechem.
- Rose, to detektywi, Diego Gomez i Adam Chase- po raz trzeci przedstawia mnie Jones.- Panowie, to Rose Bennett. Będzie naszą konsultantka w tej sprawie.
Wymieniam z mężczyznami uściski dłoni, którym towarzyszą uśmiechy.
- Bardzo miło mi cię poznać, Rose- wita mnie Diego. Jego akcent przywodzi mi na myśl dzieciństwo.
- Mnie także, detektywie Gomez.
- Och, mów mi po imieniu. Skoro będziemy razem pracować, po co bawić się w to "pan", "pani".
- Rose, mam nadzieję, że z twoją pomocą pójdzie nam szybko- głos Adama przypomina mi głos Pabla, tak samo beztroski.
- Ja też mam taką nadzieje- odpowiadam z uśmiechem. Czuję, że z Diego i Adamem połączą mnie naprawdę dobre stosunki.
Mój dobry stan psuje jednak Logan.
Znam go pięć minut, a już nienawidzę, jak przerzuca oczami.
Wzdycham.
- Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy zobaczyć ciało- mówi Jones radosnym tonem, który, jak dla mnie, nie pasuje do sytuacji.
 Doktor Parish prowadzi nas do kostnicy.

Widzę je na drugim stole.

Ciało.


                                                                    *



Boję się. Mimo, że mam pewną teorię, mimo, że parę razy widziałam zwłoki, boję się.To takie ludzkie, strach.
- Podejdź bliżej, Rose- Susan wskazuje mi miejsce koło siebie. Podchodzę bliżej wpatrując się w białawe prześcieradło zakrywające ciałko. Widzę tylko główkę dziecka, małego chłopca. Ślicznie wijące się czarne włosy okalają tę główkę. Czuję łzy w oczach. Weź się w garść, Rose! upominam się w duchu. Przełykam to
uczucie smutku.
- Gotowa?- pyta doktor Parish. Kiwam potakująco głową. Mój profesjonalizm bierze górę.
Susan odkrywa prześcieradło, a na mojej twarzy można dostrzec szok. Widok naprawdę jest szokujący. Widzę sine pręgi na szyi malca. Bez wątpienia został uduszony. Mój wzrok dociera do rąk. Palce są powykrzywiane i nie tylko.
- Sześć- szepczę.Czuję na sobie badawczy wzrok całej piątki.- U rąk jest po sześć palców. Dlatego są powykrzywiane. Muszą zmieścić się w jednym przegubie śródręcza.
- Zauważyłam to, Rose- mówi Susan.- Zauważyłam, ale nie umiem wyjaśnić, Gdyby chodziło o jedną rękę, zbytnio bym się nie martwiła. Ale tak wyglądają wszystkie kończyny.
- Mogę zobaczyć stopy?
- Oczywiście.
Kieruję się na drugi koniec stołu. Niestety, zawadza mi nie kto inny, jak Pan-Czyste- Niebo.
- Przepraszam- szepczę. Logan patrzy na mnie z dziwną miną, ale się odsuwa.- Dziękuję- żadnej reakcji.
Patrzę na stopy dziecka. Tu także po sześć palców. Tego się spodziewałam. Wracam do tułowia. Badam rękami zapadnięty bok, zakładając wcześniej rękawiczki. Nie wyczuwam dolnej części nerki. Już wiem. Jestem pewna.
Dźwigam głowę i patrzę na doktor Parish i kapitana.
- Trisomia chromosomu 13- mówię.- Chłopiec cierpiał na zespół Pataua.
Cała piątka patrzy na mnie. Susan zaskoczona. Jones z triumfalnym uśmiechem. Diego i Adam z podziwem. Tylko Logan jest inny. To niedowierzanie w jego oczach. Opiera się o szafkę z założonymi rękami. Nie uśmiecha się.
- Skąd możesz to wiedzieć?- pyta. Oho, chce dowieść, że się mylę. O, niedoczekanie twoje.
- Jego ciało mówi wszystko- Henderson unosi lewą brew.- Ma za dużą ilość palców. To wgłębienie w brzuchu nie powstało w wyniku operacji. Nerka jest zdeformowana. Te rzeczy zauważyliście, ale nie dostrzegliście deformacji lewego ucha, a także braku włosów na potylicy.
- Myślałam, że zostały obcięte- mówi słabym głosem Susan.
- A czy oglądałaś głowę pod mikroskopem?- kręci przecząco głową.- Włosy obcięte posiadają cebulkę widoczną w czterystokrotnym pomniejszeniu. Te wypadły wskutek choroby.
Doktor Parish blednie. Podchodzę do niej.
- Susan, nie próbuję zarzucić pani niekompetencji. Z tego, co mówił mi wujek, jest pani najlepszym patomorfologiem w Nowym Jorku, i ja w to wierzę. Nie każdą chorobę jednak widzą wszyscy lekarze. Osobiście chorych na zaspół Pataua widziałam trzykrotnie, nie licząc dzisiaj. Wykonała pani swoją pracę najlepiej, jak się dało - trzymam rękę na ramieniu kobiety. Patrzy na mnie.
- Ale przecież to dziecko miało ponad 3 lata!
- Tylko 5% dzieci chorych na trisomię chromosomu 13 dożywa 3 roku życia. Ten chlopiec znalazł się w 1% żyjącym najdłużej.
- Przynajmniej w tym miał szczęście.
- Kapitanie, wiemy, kim jest chłopiec?- pytam Bena.
- Nie, Rose. Nikt nie zgłosił zaginięcia dziecka- wyjaśnia mi Adam.
- Doktor Parish, czy wysłała pani próbkę DNA dziecka do laboratorium?
- Tak. Sprawdzą ją i porównają z listą urodzeń. Może akurat coś znajdą.
- Dziękuję, Susan.
- To ja ci dziękuję, Rose. Dzięki tobie nie będę miała wyrzutów sumienia, że nic nie znalazłam- nawet nie wiem, kiedy znajduję się w jej ramionach. Delikatnie oddaję uścisk.
- Dobra robota, Rose- gratuluje mi Jones. Chase i Gomez uśmiechają się jak dzieci pokazując ksiuki. Tylko Logan nadal stoi niewzruszony.
- Dziękuję, kapitanie. Która godzina?
- Za osiem minut musisz być w pracy. Chodźmy.
Żegnam się z panią doktor, która zaprasza mnie do siebie. Speszona wzrokiem Logana przyjmuję jej propozycję.
Wychodzę wraz z mężczyznami z prosektorium. Stojąc na chodniku głęboko oddycham.
- To bylo świetne- Diego i Adam nie mogą się nadziwić. Uśmiecham się.
- No już, panowie. Wracać na komisariat i czekać mi na wyniki z laboratorium.
Detektywi żegnają się ze mną. Adam ściska mi przyjaźnie dłoń, a Diego przytula, czym jestem szczerze i mile zaskoczona. Logan ściska mi dłoń, nachyla się do ucha i szepcze:
- Pamiętaj, to jeszcze nie koniec sprawy- po czym oddala się do samochodu. Wzdycham. Chyba nigdy nie rozszyfruję tego faceta.
Wsiadam do samochodu Jonesa. Mam 5 minut. Zdążę. W głowie świta mi pewna myśl.Ciekawe.



                                                                         *



- Panie Jones, czy mogę pana o coś zapytać?- odzywam się nieśmiało.
- Oczywiscie, Rose- nadal jedzie czterdzieści na godzinę.- Czy coś cię trapi?
- Nie, ja tylko... zastanawiam się tylko, co się stało, że detektyw Henderson pracuje teraz w wydziale kryminalnym- imię Logana nie przeszłoby mi przez gardło.
- No cóż. Cztery lata temu, gdy twój wujek został postrzelony i trafił do szpitala, to właśnie Logan złapał  mordercę tego dilera- pamiętam jak przez mgłę. To nie był dla mnie dobry czas.- Po odejściu Jamesa na wcześniejszą emeryturę, gdy brakowało mi ludzi, pomyślałem, że dobrze będzie mieć Logana u siebie. Po tej akcji pomógł nam jeszcze przy kilku, więc prokurator generalny nie miał żadnych obiekcji. Logan opuścił narkotykowy i trafił do nas.
Kapitan milknie. A więc pan Henderson zastąpił Jamesa. Ciekawe.
Wpatruję się w okno, gdy podjeżdżamy pod "Darcy's". Ben wyłącza silnik. Pora wysiadać.
-  Dziękuję za podwózkę, panie Jones.
- Nie ma za co, Rose. To ja ci dziękuję. Dzięki tobie poczyniliśmy wielki krok naprzód.
Uśmiecham się. Chcę już zamnkąć drzwi, gdy słyszę jeszcze głos kapitana.
- Daj mu trochę czasu, Rose.
- Słucham?- nie rozumiem.
- Loganowi. Może wydał ci się dzisiaj ponurakiem i snobem, ale to naprawdę miły chłopak. Może i ma trudny charakter, ale wydaje mi się, że akurat ty będziesz umiała do niego dotrzeć. Do widzenia, Rose.
Oglądam się za nim, gdy tak jedzie Lennox Avenue.
Przez cały czas pracy analizuję zachowanie Logana i myślę o tym, co powiedział mi Jones.

Ja osobą, która przedrze się przez trudny charakter Hendersona?

Chciałabym mu wierzyć.



-----------------------------------------------------------------
Cześć!
Jest i rozdział trzeci. Sprawa w pewnym stopniu posunęła się do przodu, ale jeszcze trochę się będzie działo, zanim poznamy mordercę dziecka.
Czy Rose uda się dotrzeć do Logana? Nie z początku. Detektyw jeszcze przez jakiś czas będzie trzymał na dystans naszą bohaterkę, zanim zacznie się przed nią otwierać i jej ufać.
Rozdział czwarty pojawi się pod koniec przyszłego tygodnia, gdzieś 14/15.06.
Przepraszam za wszelkie literówki. 

Miłego czytania! :)



1 komentarz:

  1. Noo coraz ciekawiej. No i oczywiście Rose rozgryzla o co chodzi. 6 palców? Nie słyszałam o takiej chorobie.
    Mam nadzieję że przewidywania Jonsa się sprawdza i bohaterce uda się dotrzeć do Logana.
    Dziś na tym zakończe bo internet nawala.
    Pozdrawiam
    Fallen

    Ps. Jeszcze raz zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)