poniedziałek, 15 lipca 2013

07 La verdad y la adivinanza*

To dla mnie oryginalne, przyznaję. Ale morderca w masce nie ułatwia nam rozwiązania sprawy. To może być każdy. No chyba, że dostanę zdjęcie z ujęciem całej sylwetki upiora. Nie powinnam narzekać. Wreszcie jakaś naprawdę ciekawa sprawa, przy której się pomęczę. Wszystkie wczeąniejsze rozwiązywaliśmy w ciągu trzech, czterech dni. Teraz będziemy mieli trudniej. I to mi się podoba.
Rozmyślanie o sprawie w ogóle nie przeszkadza mi w graniu. Odbijam każdą piłkę, wystawiam, a nawet punktowo atakuję. Mój mózg nie ma połączenia z kończynami, każdy ruch jest wyuczony. Mogłabym sobie nawet śpiewać w głowie arie z "Upiora w operze", a nie przepuściłabym ani jednek piłki, może nawet zdobyłabym jakieś punkty.
Gram w jednej drużynie z Mary. Myślami jest gdzie indziej. Ma problemy z najprostszymi zagrywkami. Pewnie jest zdenerwowana z powodu swojego wyjazdu z Pablem. Asekuruję ją.
- Mary, z prawej!- nie odbija piłki. Dobrze, że jestem w pobliżu. Przyjmuję nisko, podbijam wyżej, moje koleżanki wykończają akcje i mamy punkt.
- Przepraszam cię, Rosie. To wszystko przez ten wyjazd. Strasznie się denerwuję.
- Nie masz za co przepraszać, Mary. Rozumiem to.
Słyszymy gwizdek. Trener Bertram przywołuje nas do siebie.
- Dziewczyny, byłyście dzisiaj bardzo dobre. Wydaje mi się, że jesteśmy już na tyle silną i zgraną drużyną, by w przyszłym miesiącu dokopać tym ze Stanford. Widzimy się w poniedziałek.
Grupkami zmierzamy do szatni. Najpierw pod prysznice. Nie spieszy mi się. Potrzebuję chwili spokoju i porozmawiać z Mary.
- O której wyjeżdżacie?
-  O siódmej rano.  W Arizonie będziemy późnym popołudniem.
- Twoi rodzice nie mają ci za złe, że nie będzie cię na Święcie Dziękczynienia, tylko przyjedziesz wcześniej?
- Nie, Rose. Rozumieją to. Cieszą się, że w ogóle uda mi się wyrwać z NY do Pheonix przed Bożym Narodzeniem.
Uśmiecham się do dziewczyny. Jako jedynemu potomkowi płci żeńskiej państwa O'Hara Mary ma więcej przywilei niż jej bracia.
Biorę spokojnie prysznic. Moje mięśnie wreszcie się rozlu-źniają. Takim samym rytmem się ubieram. Nie myślę o niczym.
- Rose, jakiś chłopak czeka na ciebie w holu- słyszę głos Leny, naszej pani kapitan.
- Nie na mnie, tylko na Mary. Pablo pewnie bardzo się stęsknił.
- Pablo bierze kawę z automatu dla swojej dziewczyny- mówi Lena.-Na ciebie, Rose, czeka jakiś bardzo przystojny brunet. Skąd ty go wytrzasnęłaś?
O nie. Co on tu robi?
- Skąd wiesz, że ten gość czeka akurat na mnie?
- Bo gdy wyszłam, spytał "czy jest tam Rose Bennett?"
Moje koleżanki wyglądają przez drzwi. Chowam twarz w dłonie i czekam na ich pytania.
- Rose, ale ciacho.
- Boże, schrupałabym go na śniadanie. Kto to jest?
Wzdycham. Ciekawe, czy mi uwierzą.
- Może się to wam wydać nieprawdopodobne, ale to mój szef z 16 posterunku.
- Naprawdę? Pracujesz z takim przystojniakiem?
- Eee... tak?
- I z nim nie kręcisz?
- Eee... nie?
- Co się z tobą dzieje, Rose? Pracujesz z istnym modelem Calvina Kleina i nic z tym nie robisz?
- Dziewczyny, zrozumcie. To mój szef. I w ogóle mi się nie podoba. Jest arogancki, sarkastyczny, drażliwy, bardzo podejrzliwy i nieufny. Ma wokoł siebie mur, przez który nie pozwala się nikomu przebić.
Dziewczuny milczą i przetrawiają moje słowa: Zapada chwila ciszy, którą przerywa Molly.
- A wiesz może, czy się z kimś spotyka?
- Nie wiem i guzik mnie to obchodzi. Możecie do niego spokojnie zarywać- otwieram drzwi.- Narazie, dziewczyny!
- Cześć, Rose!
Wychodzę i biorę głęboki wdech. Nie jestem przygotowana na spotkanie z Loganem, a dzieli nas zaledwie parę metrów. Przywdziewam na twarz aztuczny uśmiech i podchodzę do niego.  Podnosi na mnie oczy. Widzę w nich iskierki. Chwila. Czyżny był już po spotkaniu z Mią?
- Dobry wieczór. Co cię tu sprowadza? Czy nie miałeś się czasem widzieć z siostrą?
- Donry wieczór. Już się z nią widziałem. Jest pół do dziesiątej.
- No tak, trening się przedłużył. Rozmowa pomogła?
- O tak- mam tylko nadzieję, że znowu cię nie zranię.-  Mia chciałaby cię poznać.
- Chwila, rozmawiałeś z nią o mnie?
- Tak- jego odpowiedź jest szybka, jakby nawet chwila zwątpoenia moałaby mnie zrobić podejrzliwą.- Właściwie, to sama zaczęła o ciebie pytać.
- Ekhem... to miłe.
- Co robisz w przyszłym tygodniu?
- Ja... nie mam jeszcze konkretnych planów.
- Może byś się z nią spotkała?
- Może.
Jego delikatny uśmiech czyni jego twarz młodszą i naprawdę piękną. I te jego oczy. Peszę się, co dawno mi się nie zdarzyło.
 - Dlaczego tu jesteś?
- Posłuchałem twojej rady- unoszę pytająco brew.- Mam pełne zdjęcie naszego upiora. Za pół godziny kończy się próba. Możemy poszukać naszego mordercy wśród aktorów. O ile chcesz poświęcić na to swój czas.
Czyżby się o mnie martwił? Jeśli tak, to bardzo miło z jego strony.
- Oczywiście. Z zajęć jutro jestem zwolniona, więc mogę zawalić kolejną noc.
Logan uśmiecha się delikatnie, niepewny czy żartuję, czy mówię prawdę.
- To zapraszam do samochodu.
Zaparkował niedaleko wejścia. Otwiera przede mną drzwi. Moją torbę chowa na tylnym siedzeniu. Wsiadam. Henderson podaje mi pudełko.
- Co to?
- Amorki. Dzwoniłem do Jamesa z pytaniem, gdzie jesteś, powiedział, że tutaj i że mam podjechać pod "Darcy's" po jedzenie dla ciebie, bo pewnie nie jadłaś obiadu.
James. On zawsze będzie się o mnie martwił.
- Dzięki- biorę jedno ciastko do ust. Pychota.- Ma rację, od rana nie miałam niczego w ustach.
- I schudłaś, od kiedy razem pracujemy.
- Tak- zauważył?
Wzdycha.
- Twój wujek udzielił mi przez telefon nagany. Uważa, że to moja wina, bo daję ci 15 km do przebiegnięcia. - To nie tak. Lubię ćwiczyć. Po prostu...
- ... pięć dni w tygodniu na treningach to trochę za dużo?
- Zgadza się- czy on mi czyta w myślach?
- Wiem, Rose, ja tylko...- znowu po imieniu? Potrzebuje specjalnych okazji?- chyba nie chciałem pamiętać o twoich zajęciach z siatkówki. Być może naprawdę przegiąłem. Kiedy masz zajęcia sportowe na uniwerku?
- W poniedziałki i czwartki po dwie godziny. Dlaczego pytasz?
- Pogadam jeszcze z Markiem. Skracam ci treningi do dwóch dni w tygodniu. Co powiesz na wtorek i piątek?
Pewnie bym go przytuliła, gdyby tylko nie był takim samotnikiem i gdyby w tym momencie nie prowadził samochodu.
- Brzmi świetnie- uśmiecham się do niego z wdzięcznością. Jednak nie jest aż taką świnią.
Dzięki, Mia. Wreszcie sprawiłem, że się uśmiecha. 
Jedziemy w milczeniu kilka dobrych minut, więc jestem lekko wystraszona, gdy Logan nagle szepcze.
- Przepraszam.
- Słucham?
- Przepraszam. Przepraszam cię, za tą sprawę dzisiaj rano. Ja... chyba się pospieszyłem i ... przepraszam za to, że chciałem dać ci dodatkowy trening.
Nie wierzę własnym uszom. Logan Henderson, twardy detektyw, jeden z najlepszych w mieści, przeprasza mnie? Piekło chyba zaczęło zamarzać.
- Logan, nie masz za co. Należało mi się. Też powinnam cię przeprosić.
- Już to zrobiłaś- co???
- Widziałeś kartkę?
- Tak- kiwa głową na potwierdzenie. Jestem w szoku.- Za to chciałbym cię najmocniej przeprosić. Nigdy nie powinienem doprowadzić cię do płaczu. Poza tym twój raport to najlepszy, jaki czytałem.
Przypatruję mu się. Podjeżdżamy pod teatr. Logan gasi silnik i patrzy na mnie. Przez dobrą minutę jedyne, co robimy, to patrzymy sobie w oczy. Odwracam wzrok, gdy widzę pojawiające się w jego niebie złote iskierki.
- Wybaczam ci. Wszystko.
I teraz następuje coś, czego nie spodziewałabym się nawet za milion lat.
Logan Henderson całuje mnie w policzek.
Zanim się otrząsnę, wysiada z samochodu.
- Idziemy? Przypominam ci, że mamy mordercę do złapania.
Biorę pudełko z ciasteczkami i idę za nim schodami. Potrafię myśleć tylko o jednym.
Widzę jego uśmiech.
Na twarzy i w oczach.



                                                                    *



O rany.
Pocałowałem ją.
Niby w policzek, ale...
Wow.
Tego bym się po sobie nie spodziewał. Rose, jak widać, też nie. Wygląda na zaskoczoną i lekko speszoną. W dodatku się rumieni. Jest śliczna.
A ja mógłbym skakać ze szczęścia. Jednak umiem być normalny.
Kierujemy się do głównej sali teatralnej. To miejsce zawsze mnie fascynowało. Drzwi znowu otwiera mi sierżant Stanley. Witam go ogromnym uśmiechem. Nie potrafię być poważna wciąż czując na policzku usta Logana. I nie umiem spojrzeć mu w twarz. Co się ze mną dzieje? Dlaczego zachowuję się jak jakaś głupiutka nastolatka?
- Witaj, Stanley.
- Siema, Henderson- panowie wymieniają uściski dłoni.
Czekam chwilę na Logana, po czym idziemy wzdłuż widowni w kierunku sceny, gdzie właśnie kończy się próba.
Wypatruję wysokiej, szczupłej brunetki. Jest!
Podchodzimy do sceny i siadamy w pierwszym rzędzie. Poznaję piosenkę finałową.
- Zaraz skończą- szepczę do Logana.- Masz to zdjęcie?
Kiwa głową i podaje mi kartkę wyciągniętą z teczki, której wcześniej nie zauważyłam. No cóż, zajmowały mnie inne rzeczy.
- Proszę.
-Dziękuję.
Nasze dłonie spotykają się na chwile przy wymianie. Moje ciało przeszywa lekki prąd. Peszę się. Logan patrzy na mnie z nienazwanym uczuciem w oczach. Moje policzki płoną. Szybko zabieram kartkę.
- Więc, szukamy kogoś, kto ma około metr siedemdziesiąt pięć wzrostu i jest szczupły.
- To może być każdy.
- Wiem- wzdycham.
Podchodzą do nas Adam i Diego, najlepsi kumple, wszędzie razem. Uśmiecham się do nich ciepło.
- Cześć, szefie.
- Siema, chłopaki- Logan jest wyluzowany, jak nigdy przy mnie nie był.
- Dobry wieczór, Rosie.
- Buenas noches, amigos*- wiem, że zrozumieją.
Moi koledzy wyczuwają chyba jakąś zmianę w moich relacjach z Loganem.
- Ok, co się stało?- pyta Adam, a Gomez robi podejrzliwą minę.
- Nic- odpowiadamy z brunetem chórem.
- Okej- chyba nie są zadowoleni z odpowiedzi. Coś mi mówi, że będą węszyli, jak na prawdziwych detektywów przystało.
- Macie tu ujęcie naszego upiora- Henderson podaje chłopakom kopie zdjęcia.- Zadanie na dzisiejszy wieczór to stworzenie listy potencjalnych podejrzanych.
- Możemy już wykluczyć jedną osobę- mówię.
- Kogo takiego?- w głosie Logana nie ma ani grama złośliwości.
- Asystenta, Toma Hardy'ego- tłumaczę.- Według nagrania z monitoringu znalazł ciało Caleba pięć minut po morderstwie i jeszcze próbował reanimować mężczyznę. W tak krótki czasie nie zdążyłby się przebrać i wrócić tą samą drogą, z której nadszedł nasz upiór.
- Rose, czy ty próbujesz nam powiedzieć, że znasz na pamięć układ pomieszczeń i umiesz określić czas potrzebny do przebycia danego korytarza?- sceptyczny Logan, którego tak lubię.
- Tak, to chcę powiedzieć- mówię z uśmiechem.
Mężczyźni także się do mnie uśmiechają.
- Jestem pod wrażeniem, Bennett- chyba po raz pierwszy moje nazwisko nie jest wymawiane z negatywną nutą.
- Dziękuję, szefie.
Chase i Gomez wymieniają ze sobą znaczące spojrzenia. O nie, ja nic nie powiem. Będą musieli przesłuchać Logana.
- Detektywi!- krzyczy do nas reżyser.- Miło mi was widzieć. Właśnie skończyliśmy próbę, więc teraz bierzcie się łaskawie do roboty- oho, ktoś tu chyba nie przepada za wymiarem prawa.
- Dobra, żeby nie było dużego zamieszania, każde z was ma listę nazwisk, którą musi przesłuchać. Dzisiaj zaczniemy od zebrania ich danych i alibi, a prawdziwe przesłuchania zaczniemy jutro rano. Poinformujcie ich o tym.
Patrzę na moją kartkę i wzdycham. No tak, Madeline Bonson. Chyba najlepiej będzie zacząć od niej.
Logan patrzy na mnie z troską.
- Wszystko w porządku?
- Tak, jest dobrze- uśmiecham się lekko.
- Gdybyś miała jakieś pytania, to dzwoń.
- Logan, dobrze wiesz, że nie mam twojego numeru.
- Ale ja mam twój.
Chyba żartuje.
Albo i nie.
Wyjmuje telefon, przyciska klawisz z trójką i czeka. Poznaję dzwonek. Zerkam na mój wyświetlacz.
- Ale skąd?
- A jak myślisz?- uśmiecha się łobuzersko i odchodzi.
Będę musiała porozmawiać z kapitanem. Chyba za dużo o mnie mówi mojemu szefowi. Ciekawe, czy Logan zna już mój numer buta?
Podchodzę do Madeline, która aż piszczy na mój widok. Takie zachowanie nie przystoi kobiecie prawie trzydziestoletniej.
- Rose? Rosie Bennett? To naprawdę ty?- kiwam głową.
- Witaj, Madeline.
Ląduję w ramionach kobiety.
- Ale wyrosłaś. Piękna z ciebie kobieta, wiesz?
- Dziękuję. Mogę ci zadać parę parę pytań w związku z zabójstwem Caleba Adamsa?
- To pracujesz w policji?
- Tak jakby, jestem konsultantką.
- Oczywiście, że możesz pytać. Biedny Caleb. Tak się cieszył na tę premierę.
- Czy nie byłaś zła, że nie dostałaś głównej roli?
- Pewnie, że byłam, ale Cal wytłumaczył mi, że dzięki mnie Broadway już się wyżej nie wzniesie i pora dać szansę jakieś młodej dziewczynie, Poza tym mam jedną z ról drugoplanowych, nie mam co narzekać.
- Czy Adams miał z kimś jakieś problemy?
- Nie wydaje mi się. Chociaż... słyszałam w poniedziałek , jak z kimś się kłócił w swoim gabinecie-notuję. Jej zeznania mogą nam pomóc.
- Co robiłaś dzisiaj, między siódmą a ósmą rano?
- Szykowałam się do pracy. Daniel, zastępujący Caleba na krzesełku reżyserskim, kazał wszystkim aktorom przyjść dzisiaj na próbę na dziewiątą.
- Czy ktoś może to potwierdzić?
- Tak, mój mąż. Osobiście mnie tu przywiózł.
- Dziękuję za twój czas. Proszę zgłosić się jutro o 10 na posterunek. Będę musiała spisać twoje zeznania.
- Oczywiście, Rose. Mam nadzieję, że szybko znajdziecie sprawcę.
Uśmiecham się do kobiety i żegnam.
Przez kolejną godzinę krążę po teatrze, zapraszam do zeznań i wzrokowo tworzę listę osób odpowiadających opisowi upiora.
Do domu docieram krótko przed północą.
To był długi i ciężki dzień.
A jutro nie będzie lepiej.



                                                                          *



Jest za trzy ósma. Aż dziw, że nie czuję się zmęczony mimo sześciu godzin snu. To chyba zasługa wczorajszego dnia i poprawienia moich relacji z Rose.
Uśmiecham się do siebie na wspomnienia jej wczorajszej twarzyczki. Czuję, że dzisiaj też jej nie zranię.
Wysiadam z windy i... Co ona tu robi?
- Dzień dobry, szefie- wita mnie z uśmiechem.
- Dzień dobry, Bennett- widzę krzątających się nieopodal blondyna i ciemnego.
Rose podaje mi kubek z kawą. Kiedy zdążyła ją kupić?
- Dziękuję- biorę pierwszy łyk. Jest pyszna.- Czy to jest...?
- Podwójna latte z cynamonem i śmietanką? Tak- śmieje się. Ma taki uroczy śmiech.
- Skąd wiedziałaś, że ją lubię?
- Bo akurat tą kawą cię oblałam podczas naszego zderzenia. Ma charakterystyczny zapach.
Logan i ten jego uroczy uśmiech. Wracam do biurka i piję swoją kawę.
 Nasz ścienny zegar wybija ósmą. Pora brać się do roboty. Pierwsi 'podejrzani' zjawiają się po kwadransie.
Jako, że nie mam uprawnień detektywa, oglądam przesłuchania zza weneckiego lustra. Krążę między trzema pokojami. Nie oglądam wszystkich. Jak na razie każdy ma alibi.
Około jedenastej z pokoju 48 wychodzi Logan ze zmarszczonym czołem.
- I jak, Bennett? Jest ktoś, kto cię zaintrygował?
- Nie- wzdycham.- Nie zauważyłam, by ktokolwiek zachowywał się nienaturalnie. Nawet jak na aktorów.
- Czyli utknęliśmy w martwym punkcie.
- Niekoniecznie- podchodzi do nas Diego.- Chyba mamy wyróżniającego się podejrzanego.
- Nazwisko?- Logan chyba chce szybko zakończyć sprawę. Po dobie do niczego nie doszliśmy.
- Ehm, tu mamy problem.
- Nie mamy nazwiska?
- Nie, szefie- Logan wzdycha zrezygnowany. Czyżby już się poddał?- Ale mamy opis i jest on lepszy niż naszego upiora.
Diego podchodzi do naszej tablicy i przypina rysunek. Poznaję twarz.
- Przecież to Daniel Berley, reżyser musicalu. Może miał motyw?
- Przesłuchiwani coś o nim wspominali.
- Czy to nie on kłócił się z denatem na trzy dni przed morderstwem?- brunet przegląda dokumenty.
- Tak, to chyba on. Madeline coś mi wspomniała.
Podbiega do nas Adam.
- Dzwoniła Susan. Ma wyniki odcisku z materiału.
- Znakomicie. Zajmijcie się kolejnymi świadkami. Ja i Bennett jedziemy do prosektorium.
Mężczyźni znikają w pokojach. Biorę płaszcz i za brunetem opuszczam budynek policji, który nie przeraża mnie tak, jak na początku, ale nadal budzi pewne obawy.
Droga do Harlem zajmuje nam dwadzieścia minut. Susan ma dla nas wieści.
- Udał mi się uzyskać DNA z materiału. Należy do Daniela Berley'a...
- No to chyba mamy już naszego mordercę- Logan uśmiecha się pogodnie.
Ja jestem bardziej sceptyczna. Berley nie pasuje mi do opisu upiora. To niski, krępy mężczyzna, nawet, gdyby miał buty na platformach, miałby zdecydowanie grubsze nogi od upiora. Moje podejrzenia potwierdza doktor Parish.
- Mamy tylko jedną nieścisłość.
- Co takiego?- marzenie Logana o szybkim skończeniu sprawy właśnie poszło się paść na szerokie pastwisko.
- Materiał pojawił się w futrynie przed morderstwem, a nie po, jakieś dziesięć, dwanaście godzin.
- Na jakiej podstawie możesz to stwierdzić?- pyta niedowiarek.
- Strzępki materiału zaczęły się kurzyć, w dodatku zostały narażone na działanie wiatru.
Mina Logana jest tak komiczna, że muszę obrócić się w stronę szafek, by nie widział mojego uśmiechu. Potrzebuję dobrej minuty, by móc znowu na niego spojrzeć.
- Czy to wszystko, Susan?
- W organizmie denata znalazłam nadmiar żelaza, ale nie był on przyczyną śmierci. Wasza ofiara umarła przez wykrwawienie.
Żegnamy się z nią i wracamy do 16. Logan przez całą drogę milczy. Rozumiem go.
Wjeżdżając windą na szóste piętro nie jesteśmy przygotowani na to, co tam zobaczymy.
Diego stojący nieruchomo, Daniel Berley mierzący do niego z pistoletu i Adam próbujący uspokoić mężczyznę. Żaden detektyw nie ruszył na pomoc. Wszyscy są sparaliżowani.
- Panie Berley, proszę opuścić broń- Adam bezskutecznie stara się załagodzić sytuację.
- Nie! Dopóki mnie nie wysłuchacie, będę do niego mierzył. Jeżeli ktoś się poruszy, zastrzelę go.
Wymieniam z Loganem spojrzenia.
- Nie zrobi tego- szepczę.
- Dlaczego jesteś taka pewna?
- Proszę, zaufaj mi.
 Henderson szuka wzrokiem kapitana. Stoi w drzwiach gabinetu. Gdy nas dostrzega, próbuje krzyknąć.
- Logan!
- CISZA!- Berley przeładowuje broń. Albo próbuje.
Nie widzi mnie, stoję za jego plecami.
To moja szansa.
W trzech krokach pojawiam się przed nim. Jest zaskoczony. Kopniakiem wytrącam mu broń z ręki, która szybuję. Łapię ją wdzięcznie w półobrocie drugą stopą przyszpilając mężczyznę do ściany korytarza. Dobrze, że mam legginsy i baleriny. W innym wypadku dżinsy byłyby do wywalenia, a szpilki zostawiły by ślad w skórze reżysera. Teraz to ja do niego mierzę. Unosi ręce do góry.
- Proszę, nie strzelaj! Jestem niewinny! To nie ja zabiłem Caleba Adamsa! Nie ja go zabiłem!
Nadal trzymam stopę na klacie mężczyzny, ale opuszczam broń. Patrzę na niego. Płacze.
Podchodzi do mnie Henderson.
- Bennett, co ty robisz?! Dlaczego nie trzymasz broni wyżej?
- Das ist Wahrheit*.
- Słucham??
Opuszczam stopę obserwując Berley'a, który leci w dół ściany nadal szlochając. Dwóch detektywów pomaga mu wstać i skuwa kajdankami.
- Mówi prawdę- patrzę na bruneta.- To nie on jest naszym mordercą.
- Żartujesz, prawda?- szuka cienia kłamstwa w moich oczach, ale go nie znajduje.
- Nie, nie żartuję. Osoba, która nie potrafi trzymać i przeładować broni, nie może być naszym zabójcą. Przykro mi.
Logan patrzy na mnie, jakbym go właśnie walnęła obuchem, a w mojej głowie pojawia się jedno pytanie.




Kto jest naszym mordercą?




----------------------------------------------------------------------------------------
Cześć! :)
Wreszcie mogłam skorzystać z laptopa, bo mój tablet tego nie ogarnia, no i mamy rozdział 7!
Nastąpiła zmiana tytułu na bardziej odpowiadający.
Żebym nie zapomniała, oto tłumaczenia:
* La verdad y la adivinanza                                            prawda i zagadka
* Buenas noches, amigos                                            dobry wieczór, przyjaciele
* Das ist Wahrheit                                                        to jest prawda
W rozdziale pojawiają się obcojęzyczne wyrażenia, ale to chyba oczywiste, przecież Rose jest poliglotką.
Rozdział nie jest aż tak dobry, jak poprzedni, ale nie mogę na niego narzekać.
I hope you like it!

Rozdział 8 "El fantasmo y la canción" pojawi się za tydzień.
Rozdział 9 będzie już dotyczył kolejnej sprawy (Surprise, Leah ! :* )
Czytajcie, komentujcie!

Miłego czytania! :)

4 komentarze:

  1. Jejku! Ze wszystkich rozdziałów ten wciągnął mnie najbardziej! C-U-D-O-W-N-Y i niesamowity! Przebieg sprawy był jak zwykle interesujący, ale chyba nie trudno zgadnąć, że najlepiej w tym rozdziale podobały mi się relacje Rose-Logan :D Mam nadzieję, że takie sceny będą się pojawiać coraz częściej w Twoim opowiadaniu. ;)
    I wiesz co? Dzięki tej historii właśnie oglądam "Agentów NCIS" :) Szczerze to nie przepadałam za kryminalnymi serialami. Jedyne co oglądałam to "Dowody Zbrodni" , ale Ty mnie wciągnęłaś w te klimaty tym opowiadaniem ;D
    Nie mogę się doczekać następnego rozdziału... no i oczywiście grudniowej sprawy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci bardzo za komentarz :*
      Co do relacji Rose-Logan, nastąpi pewne ochłodzenie. Nie zawsze musi być cukierkowo.
      Co do seriali, nie oglądam żadnego przez ciebie wymienionego. Wolę mniej znane kryminaliki, czasami są lepsze od tych typu "CSI".

      A sprawa grudniowa już za dwa tygodnie, o ile nigdzie nie wyjadę :)

      Usuń
  2. Super! Świetnie, że Logan wreszcie się trochę ogarnął. "Jednak umiem być normalny" mnie rozwaliło :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam, co prawda komentować co piąty, ale jakoś tak naszło mnie by skomentować i ten:D
    Podoba mi się, że nie skupiasz się na jednej sprawie, a opisujesz kilka. Jedna skończona, pojawia się następna całkowicie różna i podejrzewam, że jeszcze niejednego trupa tutaj zobaczymy. Czasem mam tylko wrażenie, że to idzie zbyt szybko. Głównie przez to, że Rose jest bez przerwy nieomylna. Przedstawiasz ją jako ideał nie tylko kobiety, ale też detektywa i momentami troszkę mnie to odstrasza, bo nie ma ludzi idealnych. Ona zawsze wszystko wie, w sekundę potrafi dojść do kluczowych wniosków, a wszyscy się cieszą i przyklaskują. Po co są inni detektywi, technicy, kryminolodzy, patolodzy? Wystarczyłaby sama Rose. Czasem mam takie wrażenie xD Mam nadzieję, że zobaczę w przyszłych rozdziałach jakieś jej wady albo pomyłki, bo na razie nie potrafię się w nią wczuć przez ten idealizm i jest mi trochę odległa. Poza tym niby to silna osobowość, która nie wzdryga się jakość szczególnie na widok zmasakrowanych ciał, a płacze jak tylko Logan powie jej złe słowo. I to nawet nie jakoś tragicznie złe.
    Co do Logana.... Lubię go, choć na razie nie jestem w nim zakochana. Może dlatego, że zaskakuje mnie jego osobowość. Niby silny glina, bezwzględny funkcjonariusz, a tak się przejmuje każdym słowem powiedzianym do Rose. Troszkę przesadza... Nic się takiego nie stało, choć oczywiście wypadało przeprosić. Wydaje mi się, że jest hm... zbyt czuł, albo zbyt przewrażliwiony na punkcie Rose.

    Natomiast ogromnie Cię muszę pochwalić za zwroty akcji w opowiadaniu. Masz mnóstwo pomysłów i ani na moment nie dajesz nam się nudzić! ;)

    Pozdrawiam i do napisania niebawem ;*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)