poniedziałek, 14 października 2013

16 Case FEBRUARY

Mądrość przychodzi z wiekiem. Inteligentnym trzeba się urodzić.



Dla Leah i Elinor za dyskusję na temat teamu pod rozdziałem 11. 
Dziękuję za inspirację :*





UWAGA! DRASTYCZNA SCENA, NIE DLA LUDZI O SŁABYCH NERWACH.
I ŻOŁĄDKACH.




Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Mięśnie pracują.
Staram się unormować oddech.
Ze słuchawek "Lonely Day".
Muszę przełączyć na coś weselszego, po co sobie psuć humor.
Wystarczy świadomość, że za parę dni będzie jeden z tych dni w roku, w którym mam ochotę zostać mordercą.
Włącza się "Obsession".

Noo, no es amor
Lo que en tu sientes, se llame obsession
Una ilusion, en tu pensamiento...

Śpiewam.
Ktoś mi się przygląda.
Logan.
Na mojej twarzy mimowolnie kwitnie uśmiech.
Urywam w połowie refrenu, zmniejszam prędkość na bieżni.
- Cześć, Logan.
Ma na sobie białą bluzkę i granatowe spodnie dresowe. Granat to zdecydowanie jego kolor.
Podchodzi do mojego miejsca ćwiczeń i nonszalancko opiera się o tarczę maszyny.
Zdejmuję słuchawki i zwalniam. 
Patrzy na mnie.
- Cześć, Rose.
Stoper dzwoni, licznik świeci.
Przebiegłam moje zalecane 15 kilometrów w osiemdziesiąt minut i czternaście sekund. Mój rekord. Jestem zdrowo wyczerpana.
Schodzę z bieżni, stoję naprzeciwko bruneta. Jeszcze się ze mną nie przywitał.
Dostaję całusa w policzek.
Dobra, przywitał się.
- Jak mięśnie?- pyta.
- Dobrze, zmęczone. Tylko nie każ im biegać więcej.
Uśmiecha się.
- Nie zamierzam.
Ustawia parametry. Biega 25 kilometrów trzy razy w tygodniu, a dwa razy ma trening siłowy z Markiem. Widać efekty jego pracy. Jest umięśniony, ale nie jak kulturysta, ma mięśnie tam, gdzie powinien.
Ideał.
- Jak wczorajsza randka z Ianem?
Wzdycham.
Spodziewałam się tego pytania.
- Przyrzekam, że następnym razem, gdy będę miała do wyboru między treningiem siatkówki a randką z przystojnym prawnikiem, bezzwłocznie wybiorę trening.
- Było aż tak źle?
- Nie tyle źle, co...
- Nudno?- wyczuwam lekką nutkę satysfakcji w głosie Hendersona.
- Tak. Trudno mi patrzeć na świat jego oczami. No i to, że teraz nie mam pretekstów, by go unikać, bo i egzaminy zdałam, i utrzymałam stypendium, to chce się teraz widywać jak najczęściej. A za każdym razem mówi mi tylko o pracy. Tłumaczy zawiłości śledztw, jakby zapomniał, że sama współpracuję z policją. Gdy mówi o prawie i pracy w sądzie, jestem zainteresowana, ale jak tylko dostrzega moją ciekawość, zaczyna mówić o sprawach. A przecież ze sobą konkurujemy. Wydaje mi się, że praca jest całym jego życiem. W dodatku zadałam mu pytanie z kategorii logicznych, które jest używane przez psychologów w celu określenia poziomu inteligencji i nie odpowiedział, tylko nakazał mi nie zajmować się pierdołami.
- Co za pytanie?
- Co to za otwór w ścianie, przez który można patrzeć na świat?
- Okno, oczywiście- odpowiada z lekką nutką rozbawienia w głosie.
- No widzisz, a on chyba nie wiedział, bo mnie zganił i szybko zmienił temat.
- Czyli mogę stwierdzić, że Ian nie zapełnia brodzika twoich potrzeb intelektualnych- nabija się.
- Nie no, może w jakimś stopniu zapełnia. Ale czuję, że nie będę mogła rozmawiać z nim na pewne tematy, koniec używania trudnych słów.
- Mogłaby mu się mózgownica przepalić- śmieje się.
Zaczyna przeginać.
- Logan- mój głos staje się odrobinę ostrzejszy.- Chyba się zagalopowałeś.
Przez chwilę patrzy na mnie zdezorientowany, udaje mu się wychwycić, że kolejnym zdaniem mógłby mnie zdenerwować.
- Przepraszam. Nie chciałem obrazić twojego chłopaka.
- On nie jest moim chłopakiem.
- To kim jest?- patrzy na mnie badawczo.
- On... my...- wzdycham.- To skomplikowane.
- Chyba zrozumiem.
Jego niebieskie oczy, które tak kocham, które tak znam, pełne troski i tego uczucia, którego nie umiem nazwać.
- Intelektualnie jesteśmy na różnym poziomie. Wydaje mi się, że mentalnie bliżej mi waszemu wieku, a jemu bliżej nastolatkowi. Jest też trochę narcystyczny, ale z drugiej strony zachowuje się jak romantyk, jest szarmancki, opiekuńczy. I za każdym razem, gdy go widzę, mam dziwny uścisk w brzuchu, pełen napięcia i podekscytowania.
- Los mariposas. (motylki)
- Możliwe. Nigdy się tak nie czułam przy żadnym mężczyźnie.
Lekko napinają mu się ramiona.
- Nigdy?
Patrzę w jego magnetyczne oczy.
- Nigdy- szepczę.
Rozluźnia mięśnie, ale z jego ruchu wnioskuję, że znowu się dystansuje.
- Przykro mi, że randka nie była idealna, ale nic idealne nie jest.
Oprócz ciebie.
- A teraz zmykaj do domu, dorośli muszą ćwiczyć.
Przewracam oczami, ale go słucham.
Żegnamy się, idę do szatni, nie biorę prysznica, za kwadrans będę w domu.
Wychodzę na chłód, opatulam się ciaśniej szalikiem i zerkam w okna siłowni.
Widzę Logana.
Zraniłam go.



                                                            ***



Biegnę, moje mięśnie pracują.
Jestem zły.
Ale nie na Rose.
Na siebie.
Nie potrafiłem sprawić, by widziała we mnie kogoś więcej niż przyjaciela.
A teraz... pojawił się Ian.
Jest nim zafascynowana, wydaje mi się, że może nawet zakochana.
Nie, nie może być!
Może?
Biegnę szybciej.
Nie odpuszczę, nie poddam się bez walki.
Sama powiedziała, że Ian nie jest jej chłopakiem. Że każdy ma szansę.
Ale powiedziała też Mii, że nigdy nie zakocha się w kimś takim jak ja.
Co mam robić?
Cierpieć?
Dobrze, mogę cierpieć, ale muszę być stale przy niej.
Właśnie parkuję samochód Jamesa na naszym stałym miejscu przed restauracją, gdy rozlega się dźwięk telefonu.
Gaszę silnik i biorę komórkę do ręki. Dzwoni Kate.
- Cześć, Katie. Co słychać?
- Hej, Rosie- słyszę jej dźwięczny głos.- Co słychać?! Przeludnienie klientów w Kennit, tyle słychać. Jestem po sześciu terapiach małżeńskich, mam dość. Poza tym mam pustkę w głowie, ani jednej piosenki , która nadałaby się na sobotnie walentynkowe karaoke.
Wysiadam z samochodu, delikatnie trzaskając drzwiami.
- Za to ja mam ich multum.
- Poważnie?
Uśmiecham się do siebie pod nosem.
- Poważnie. I mam też pomysł, by znaleźć parę piosenek o miłości dla tych, którzy jej jeszcze szukają.
- Czyli chcesz połączyć walentynki z dniem singla, dobrze rozumiem?
- Si, bien.
- Fantastico! Pablo zajmie się sprzętem?
- Oczywiście, pod warunkiem, że choć na chwilę rozstanie się z Mary.
Mój były chłopak jest tak wpatrzony w swoją obecną dziewczynę, że normalnie czekam z niecierpliwością na ich zaręczyny.
- Czyli możemy mieć problem- śmieje się brunetka.
- Najwyżej zrobimy karaoke a capella.
- Ilu znajomych zgłosiło chęć udziału w konkursie na najlepszy miłosny duet?
- Niewielu, mimo, że większość została poinformowana. Jeśli dobrze pamiętam, mam wpisane pięć par. A ty?
- Niewiele więcej, bo siedem, w tym mnie i Diega.
- Nie wierzę, że sam ci to zaproponował- uśmiecham się.
- Dla mnie to też był szok. Moim zdaniem Diego już dawno powinien dzielić z Adamem ten sam stan cywilny.
- Może niedługo się to zmieni- rzucam aluzję.
- Może... Chwila. Rose, czy ty masz na myśli to, co ja myślę, że myślisz?
- Zależy, co myślisz.
Wchodzę do mieszkania i macham Clarze. Mieszka z nami, od kiedy James usłyszał nowinę. Bezgłośnie informuje mnie, że za chwilę kolacja. Kiwam głową, otwieram drzwi, schodzę moje sześć stopni i jestem u siebie.
- Myślisz, że Diego chce się ze mną związać? Tak na poważnie?
- Tak, Kate, tak właśnie myślę.
- Ale przecież my nie jesteśmy nawet parą.
- Najwyższa pora. Kręcicie ze sobą od kiedy was sobie przedstawiłam na początku listopada. Pora na następny krok i wydaje mi się, że sobotni wieczór będzie idealną okazją do wyznania sobie uczuć.
Kładę torbę na ziemi, wyjmuję stary top i dresowe spodnie i znikam w łazience.
- Nie wiem, Rose.
- Czego nie wiesz, Kate? Kochasz go?
- T-tak.
- Myślisz, że on czuje do ciebie to samo?
- Tak, tak myślę.
- Więc dajcie sobie szansę.
- To nie jest takie łatwe.
- Uwierz mi, akurat w waszym wypadku to jest łatwe.
- Chodzi o Logana?
- Słucham?
Właśnie puszczam wodę, więc nie jestem pewna, co powiedziała moja przyjaciółka.
- Pytałam, czy chodzi o Logana. To przez niego nie potrafisz związać się z Ianem?
- Nie... Tak... Nie wiem... Może- wzdycham.
- Sama powinnaś zadać sobie pytanie, co czujesz do każdego z nich.
- Może masz rację.
- Rosie, rozmawiasz z psychologiem, sama nim jesteś. Dobrze wiesz, co powinnaś zrobić.
Wanna ma już wystarczającą ilość wody, przekręcam kurki.
- Katie, przepraszam, ale muszę kończyć. Za chwilę mamy kolację, a muszę się jeszcze wykąpać po treningu.
- Bo nie można się było umyć na siłowni. Logan z pewnością nie miałby nic przeciwko, by zobaczyć się pod prysznicem.
- Och, bądź cicho, Kitty.
Słyszę jej śmiech w słuchawce.
- Ok, dobrze, już nic nie mówię. Ale nie myśl, że sobie odpuszczę. Jeszcze wrócimy do tej rozmowy.
Wywracam oczami.
- Hasta luego, el gat.
- Hasta luego, la rosa.
Wciskam czerwoną słuchawkę i odkładam telefon na półkę, ściągam ubranie i wchodzę do gorącej wody, zanurzam się po szyję i myślę o swoich uczuciach do czekoladowego i niebiańskiego.



                                                                  ***



- Siema, Logan! Co słychać?
Widzę wchodzących na salę kolegów z pracy.
- Cześć wam. A, nie narzekam.
Choćbym mógł.
- Rose już skończyła?- pyta blondyn.
- Tak, wyszła stąd piętnaście minut temu. Dlaczego pytasz?
- Chodzi o sobotę. Chciałem się zapisać z Grace na konkurs duetów.
Ach, no tak. Wielkie walentynkowe karaoke w "Darcy's". Dobrze, że mam powód, by nie iść.
- Możesz jej wysłać SMSa- zauważam.
- Ale gdybym to zrobił osobiście, lepiej by to wyglądało.
- Może i tak.
- Nawet się nie zapisuj- radzi zielonookiemu Diego.- Ze mną i Kate nie macie szans.
- Jest tak zdolną wokalistką?
- Hmm, tego jeszcze nie wiem, ale dzięki niej mam dostęp do listy piosenek, ha!
Uśmiecham się pod nosem.
- Na twoim miejscu tak bym się nie cieszył- zwracam się do przyjaciela.- Z tego, co mówił mi Pablo, Kate daje tylko listę znalezionych przez siebie piosenek, Rose ją koryguje i dodaje swoje piosenki, sama nie bierze udziału w konkursie. Więc tak właściwie nie masz pojęcia, co cię czeka w sobotę.
Gomez patrzy na mnie z szeroko otwartą buzią.
- Cholera! To znaczy, że muszę się nauczyć miłosnych piosenek z ostatnich kilku lat! W co ja się wpakowałem?
- Z miłości robimy różne rzeczy- wymyka mi się z ust.
- Tak, masz rację. Ale jeżeli po tym Kate zgodzi się być moją dziewczyną, to będzie warto.
- Zapytasz ją?- nie wierzę własnym uszom.- Nareszcie?
- O co ci chodzi?- Gomez nie nadąża.
- Stary, kręcicie ze sobą, od kiedy Rose was sobie przedstawiła. Gdybyś nie miał zamiaru jej o to spytać w sobotę, sam bym to zrobił.
- Odebrałbyś mi dziewczynę?- ciemnowłosy przyjmuje bojową postawę.
- Uspokój się, Diego. Logan chciał powiedzieć, ze poszedłby do Kate powiedzieć, że ty jesteś w niej zakochany i ty chcesz z nią być.
- Przy okazji narobiłbym ci obciachu- wtrącam się.- Tego chcesz?
Kiwa przecząco głową.
- Nie.
- No to w sobotę czeka cię twoja chwila prawdy. Nie zmarnuj jej.
Uśmiecha się do mnie.
- Dzięki.
Odwzajemniam uśmiech.
- Do usług.
- A co z tobą?
Nie bardzo rozumiem.
- Ale że co ze mną?
- Rose zaprosiła cię na sobotę?
- Tak, zaprosiła- nigdy nie zapomnę jej uśmiechu w tamtej chwili.- Ale nie idę i dobrze wiecie, dlaczego.
- Co ty się Ianem martwisz...
- Nie chodzi o Iana! Jutro przyjeżdża moja matka, chcę z nią i moją siostrą spędzić te cholerne walentynki.
- Ale wiesz, że Mia przychodzi na karaoke?
- Tak, wiem. W tym czasie ja z matką będziemy jeść kolację w hinduskiej restauracji parę przecznic od "Darcy's".
- Oj, stary, w taki tempie to nigdy nie zbliżysz się do Rose.
- Słucham?!
- Słyszałeś. Przecież ona ci się podoba i...
- Nie mam zamiaru brać udziału w waszym zakładzie- przerywam blondynowi.
- Zakładzie? A ty skąd o nim wierz? Nikomu nie mówiliśmy!
- Chłopaki, znam was już jakiś czas, wiem, kiedy się o coś zakładacie. Jednak tym razem wam nie pomogę.
- Z trudem, ale przyjmujemy to do wiadomości. Ale i tak jesteśmy w teamie Rogan!
- Rogan?- unoszę pytająco brew.
- To połączenie imienia Rose i twojego- tłumaczy Adam.
- Mogło też być Logse (czyt. logs), ale jakoś dziwnie brzmi, więc zostaliśmy przy Rogan- dodaje Diego.
Wzdycham.
- Podziwiam waszą wiarę, ale ja i Rose... nie mamy przyszłości.
- Stary, olej Iana! On dla niej nic nie znaczy.
- Szkoda, że się mylisz.
- C-co?
- Rose powiedziała mi, że przy Ianie czuje coś a'la motylki w brzuchu, czego nie czuła jeszcze przy żadnym mężczyźnie. Przy żadnym.
Miny moich przyjaciół mówią wszystko. Niedowierzanie i szok. Czułem to samo.
Nadal czuję.
- Ale chyba sobie nie odpuścisz?- pyta mnie Diego.
= Nawet gdybym chciał, nie mogę. Nie umiem wybić jej sobie z głowy. I z serca.
Już od dawna się tak nie otwarłem przed chłopakami.
Czuję cień ulgi.
- I tak trzymaj. Nie wydaje mi się, żeby Rose długo pociągnęła z tym debilem.
Uśmiecham się pod nosem.
- Zobaczymy.



                                                           ***
Budzi mnie dziwny dźwięk, jakby ktoś się krztusił.
Zerkam na zegarek.
Piąta piętnaście.
Przeciągam się.
Mimo wczesnej pory czuję się wyspana. To pewnie przez wczorajszy trening.
Biorę ciuchy i idę do łazienki. Moje włosy tworzą chaos na mojej głowie. Rozczesuję je, wspominając wczorajszą minę Logana, gdy przyznałam mu się do moich uczuć do prawnika.
Dlaczego aż tak go to zabolało?
Moja poranna toaleta nie zajmuje mi zbyt dużo czasu, ruszam więc do kuchni. Mijając łazienkę, dostrzegam Clarę pochyloną nad deską, gwałtownie wymiotującą. Podchodzę do niej i zbieram jej włosy z twarzy. Przytrzymuję je, dopóki jej żołądek nie jest pusty. Pierwszy trymestr daje się jej we znaki.
- Dziękuję, Rose.
- Nie ma za co. Przyniosę ci szklankę wody.
Kieruję się do kuchni, biorę szklankę, wyciągam butelkę wody z lodówki i wlewam do ceramiki, po czym zanoszę prawie cioci.
- Jak się czujesz?- pytam kobietę.
- A jak wyglądam?- uśmiecha się blado.- Maleństwo jest bardzo wybredne.
- Kiedy się dowiesz, jakiej jest płci?
- W piątek mam wizytę.
- Czyli będziesz miała prezent na walentynki dla Jamesa- zauważam.
- I tak już jest wniebowzięty. A jak ty myślisz, Rose? Chłopiec czy dziewczynka?
- Dziewczynka. Tak mi mówi moja intuicja.
- Czyli powinnam ci uwierzyć. Twoja intuicja rzadko się myli.
Uśmiecham się do niej. Znika w sypialni, gdzie pochrapuje wujek, a ja szykuję sobie śniadanie, po czym czytam wczorajszą gazetę. Kolejne morderstwa. Mam dziwne uczucie, że na mnie także jakieś czeka.
Kończę oglądać gazetę chwilę po szóstej. Idę do pokoju z zamiarem poczytania literatury naukowej, gdy mój wzrok trafia na telefon.
To dziwne wrażenie, że powinien zaraz zadzwonić.
Dzwoni!
Odbieram po pierwszym sygnale.
- Bennett.
- Dzień dobry. First Avenue, za dwadzieścia minut. Przygotuj się na dość makabryczny widok.
Logan rozłącza się bez pożegnania.
Biegnę poinformować Clarę o moim wyjściu, biorę płaszcz, kluczyki i ruszam na miejsce zbrodni.



                                                                  ***


- Dzień dobry. Co mamy?
Mężczyźni witają się ze mną i prowadzą ku ciału, przy którym klęka Susan.
- Cześć, Sue. Co tam?
- Cześć, Rose. U mnie dobrze. Z nim nie za bardzo- mówi i odsuwa się, bym mogła obejrzeć zwłoki.
Na ich widok robi mi się niedobrze.
Młody chłopak, blondyn, z raną postrzałową na czole, nagi od pasa w dół i ...
Pozbawiony przyrodzenia.
Wokół jego krocza jest duża kałuża krwi.
Odwracam od niego wzrok, próbuję głęboko oddychać, ale mam z tym problem.
- Dziękuję, Sue. Możesz już zabrać ciało.
Słyszę głos Logana i dźwięk zaciąganego zamka błyskawicznego. Ludzie patolog zabierają zwłoki.
- Rose, dobrze się czujesz?- pyta brunet z troską.
Kręcę przecząco głową.
Długo nie pozbędę się tego widoku.
 Logan chwyta mnie za łokieć i prowadzi na pobliską ławkę.
Siadam, z dala od krwi oddycha mi się zdecydowanie lepiej.
- Znamy ofiarę?
- Louis Parker, student Uniwersytetu Nowojorskiego. Mieszkał na 9 Wschodniej- informuje mnie Adam.
- Trzeba powiadomić rodzinę.
- Chciałem jechać z tobą do jego rodziców- odzywa się Logan.- Ale chyba pojadę sam.
- Nie. Pojadę z tobą. Muszę się czymś zająć.
Uśmiecha się delikatnie.
Wydaje kolegom polecenia, po czym prowadzi mnie do samochodu.
Czuję się już lepiej.
Teraz poinformować o tym rodziców.



To będzie trudne.


------------------------------------------------------------------------------
Cześć Wam!

Stwierdzam, że pociąg to idealne miejsce do pisania kolejnych rozdziałów.
Ten skończyłam dzisiaj i przy jego przepisywaniu towarzyszył mi ukochany przeze mnie earl grey.
Właśnie piję czwarty kubek :)

Rozdział 17 pojawi się, jak tylko go napiszę, bo ... MAM NA MIEJSCU LAPTOP!
I nie będę musiała dodawać w częściach :D

Co myślicie o tym rozdziale?
Mnie się podoba, jest prawie w całości wytworem mojej pokręconej wyobraźni.

Dziękuję Leah i Elinor ! :*
Wróciłam do dawnych komentarzy i znalazłam te o nazwie dla naszego głównego teamu.
Mam nadzieję, że zaakceptujecie taką nazwę ;)

To tyle na dziś.


Przepraszam za wszelkie literówki.


Miłej lektury! :) 

6 komentarzy:

  1. Rozdział jak zawsze świetny :D A na dodatek refren mojej ukochanej piosenki <3
    M.K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To także jedna z moich ukochanych piosenek, I nie zapominaj, że to ja zdradziłam Ci jej tytuł :P

      Dziękuję :*

      Usuń
  2. Rozdział zarąbisty :*
    Dziękuję za dedykację <3
    Hihihihi Logan nie podda się i bd walczył o Rose *o* :D
    A Ianowi możemy zrobić już papa :D
    Nie mogę doczekać się nowego rozdziału! :D
    I Love You ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnych bardziej skupię się na sprawie, w "Ian, I can't, Logan, I won't" pojawią się pewne deklaracje.
      A Ian tak szybko nie zniknie, jeszcze namiesza ;)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. rozdział jest wspaniały <33
    Logan zazdrosnyy ♥♥
    Ian niech lepiej zniknie i nie miesza zbytnio :)
    chociaż tak będzie nawet jeszcze ciekawiej...
    czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się, że Ci się podoba :)
    Następny rozdział ma na razie 2 zdania :D ale jadę w piątek do domu, więc pewnie coś napiszę- pociągi działają inspirująco ;)

    Dziękuję za komentarz :*

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)