poniedziałek, 21 października 2013

17 Alec? Seriously?

Sarkazm to ostatnia deska ratunku dla ludzi o upośledzonej wyobraźni.
Clarissa Fray



UWAGA! SPOILER!
ROZDZIAŁ NAWIĄZUJE DO SERII KSIĄŻEK "DARY ANIOŁA".
KTO NIE CZYTAŁ, DOWIE SIĘ CZEGOŚ, CO POWINNO POZOSTAĆ TAJEMNICĄ AŻ DO PRZECZYTANIA.




Nigdy nie chcę doświadczyć bólu matki, która straciła swoje dziecko.
Nigdy.
Siedzę na kanapie obok Logana, naprzeciwko nas pani Parker łka żałośnie, a jej mąż... stoi przy oknie ze wzrokiem utkwionym w jakimś punkcie za nim.
Mam ochotę pocieszyć jakoś kobietę, ale etos pracy mi na to nie pozwala, a wyrazy współczucia już złożyłam.
Logan także czuje się trochę niekomfortowo. Jeszcze nigdy nie spotkaliśmy się z dwoma różnymi reakcjami na śmierć bliskiej osoby, gdy powiadamialiśmy o tym rodzinę.
Nie wiem, co robić.
Pani Parker głośno wyciera nos.
- Kto mu to zrobił?- pyta.- Kto zabił naszego kochanego synka?
Patrzymy po sobie z Hendersonem.
- Postaramy się dowiedzieć- odpowiada.- Zrobimy, co w naszej mocy, by znaleźć mordercę.
Kobieta przytakuje, deklaracja Logana odrobinę ją uspokaja.
- Pani Parker- zwracam się do niej.- Czy Louis miał jakiś wrogów?
- Nie, skąd- pociąga nosem.- To był dobry, spokojny chłopak. Wszyscy go lubili. Uczynny, chętny do pomocy innym. W liceum działał w wolontariacie, miał dyżury w szpitalu im. Roosevelta na oddziale onkologii dziecięcej. Był bardzo wrażliwy. Z wyróżnieniem skończył studia matematyczne, teraz robił doktorat. Kto mógł mu to zrobić?
- Czy mogłabym się rozejrzeć po pokoju pani syna?- pytam, kątem oka dostrzegając aprobatę Logana.
- Oczywiście, schodami do góry, pierwsze drzwi po prawej.
- Dziękuję.
Idąc we wskazanym mi kierunku, mijam pana Parkera, który zerka na mnie. Jego spojrzenie jest mroczne i przerażające. Złe.
Wchodzę po schodach, słyszę jeszcze głos Logana kontynuującego wywiad.
Na górze jest cicho i jasno. Ściany mają ładny kremowy kolor. Najwidoczniej niedawno były odmalowane.
Na końcu korytarza jest duże okno, też wyglądające na wymienione. Jak widać, państwu Parker dość dobrze się powodzi.
Podchodzę pod drzwi pokoju Louisa i delikatnie naciskam klamkę. Drzwi bezgłośnie się otwierają, a mnie ukazuje się pokój tak nijak, że aż trudno mi uwierzyć , że ktoś go w ostatnim czasie zamieszkiwał. Łóżko posłane, bez ani jednej poduszki, na ścianach żadnych plakatów czy obrazów ani map czy tablicy korkowej. Jedynie na komodzie stoją ramki ze zdjęciami. Jedno szczególnie przykuwa moją uwagę, pewnie dlatego, że to jedyne zdjęcie nie przedstawiające denata z małymi pacjentami onkologii.
Jest na nim siedem osób: Louis i jego szóstka przyjaciół.
Będę musiała poprosić panią Parker o ich nazwiska i odbitkę zdjęcia, powinniśmy się z nimi skontaktować.
W oknach lekko wypłowiałe firanki.
Pokój Louisa podobnie umeblowany do pokoju Hendersona, ale Logan dodał do niego coś od siebie: plakat SW, książki, figurki, pamiątki. U Parkera nawet biurko jest puste, nie licząc leżącego na nim laptopa.
Ten pokój przypomina mi mój pokój przez pierwszy rok w NY. Też nie miałam żadnych osobistych rzeczy na widoku, leżały w szufladzie, w szafie stała mała walizka z wszystkimi prezentami od rodziców. Dopiero w pierwszą rocznicę ich śmierci ujrzały światła mojego nowego domu.
Rozglądając się po pokoju, dochodzę do wniosku, że nie ma potrzeby otwierania szafy, bo wiem, że nic w niej nie znajdę.
Wracam więc do salonu, gdzie mój szef dziękuje właśnie pani Parker za rozmowę. Pytam ją o zdjęcie w pokoju syna. Kobieta wymienia nazwiska przyjaciół, a ja zapisuję je w notesie.
Jeszcze raz dziękujemy za poświęcony nam czas i opuszczamy dom.
Pan Parker gdzieś zniknął.



                                                            ***



- Czego się dowiedziałaś?
Zmierzamy ku 16. żółwim tempem, korek ciągnie się przynajmniej przez kwartał.
Wyglądam przez okno i obserwuję mijających nas chodnikiem ludzi.
Logan bębni bębni palcami po kierownicy.
- Właściwie nic. W pokoju nie znalazłam nic przydatnego. Nie było właściwie czego szukać. Żadnych książek, plakatów czy pamiątek, jedynie parę zdjęć z podopiecznymi i jedno z przyjaciółmi, o których pytałam panią Parker. Jedynym widocznym sprzętem był laptop na biurku to wszystko.
- Musiał mieć coś osobistego.
Kręcę głową.
- Nie było nic. Pokój ascety, ogołocony z osobowości. Oprócz tego, co słyszałam z ust pani Parker, nie wiem o Louisie nic.
- Po tym, jak poszłaś na górę, spytałem ją, czym ostatnio zajmował się się Louis, oprócz wolontariatu i studiów. Od września pracował na pół etatu jako nauczyciel matematyki w jednej z prywatnych. Wspomniała, że był zachwycony, dzieci go uwielbiały, bo umiał im wszystko wytłumaczyć, także koledzy nauczyciele bardzo go lubili. Zapewniała mnie, że w pracy z pewnością nie miał wrogów.
- Nie może mieć całkowitej pewności. Louis mógł nie mówić matce o swoich problemach.
- Też o tym pomyślałem, ale intuicja podpowiedziała mi, że mówi prawdę. Wierzę jej. Wierzę, że to morderstwo nie wiąże się z jego pracą.
- Ale do dyrektora szkoły warto zadzwonić.
- To kogo mamy?
- Szóstkę przyjaciół, warto też popytać w szpitalu i najbliższych znajomych z uczelni. Czy Diego znalazł spodnie denata lub narzędzie zbrodni?
- Niestety nie- wzdycha.- Sue jest w stanie ocenić, ile milimetrów ma łuska i odtworzyć ostatnie chwile życia, ale nic poza tym.
- Czyli na razie jesteśmy w kropce- reasumuję.
-
tak, jesteśmy- zerka na zegarek.- Cholera, spóźnię się.
Jest jedenasta osiemnaście.
- O której powinna lądować?- pytam.
- Za piętnaście minut.
Dostrzegam jego zdenerwowanie. Nie widział matki tyle czasu, a teraz może nie zdążyć wyjść jej na spotkanie.
Sięgam do klamki.
- Co ty wyrabiasz, Rose?
Coraz częściej zwraca się do mnie po imieniu, co mnie cieszy.
- Wysiadam. Piechotą dotrę na posterunek szybciej. Jedź na lotnisko. Zadzwonię do Mii,  powiem, że jesteś w drodze po matkę.
Patrzy na mnie z wdzięcznością.
- Jesteś niesamowita. Dziękuję.
 Pochyla się i zwyczajowo całuje mnie w policzek, a ja po raz pierwszy uświadamiam sobie, że gdybym o parę centymetrów obróciła głowę, poczułabym jego usta na moich wargach.
Ta myśl mnie jednocześnie paraliżuje i każe spojrzeć na Hendersona jak na kogoś więcej niż tylko szefa i przyjaciela.
Pamiętam, co powiedziałam Mii dwa miesiące temu.
I pamiętam, że to było kłamstwo.
Jej brat podobał mi się już wtedy, gdy moja ręka pozostawiła ślad na jego policzku.
- Nie ma za co. Do zobaczenia później- wysiadam z samochodu i kieruję się ku górze ulicy, nie oglądając się za siebie. Jestem zbyt oszołomiona swoim odkryciem.
Mój anioł.
Tak, jak obiecałam, dzwonię do brunetki. Dziękuje mi za informację, jest pełna wdzięczności za mój ruch. Gdyby nie moja decyzja, żadne z rodzeństwa nie mogłoby pojechać na lotnisko- Mia do południa musi być w pracy. Mówię jej, że nie ma sprawy, po prostu wiem, jakie to dla nich obydwojga ważne. Jeszcze raz mi dziękuje, potwierdza swoją obecność w sobotę i udział w konkursie wraz z Henrym- swoim "kolegą" z biura. Coś mi mówi, że moja kolejna przyjaciółka (a mam ich zaledwie cztery) rozpocznie niedługo płomienny romans.
Żegnam się z nią i idę do pracy.
Czeka mnie jeszcze masa telefonów.



                                                             ***



Późnym popołudniem, gdy Logan wraca do biura, jestem po telefonicznych rozmowach z dyrektorami szpitala i szkoły oraz piątką przyjaciół denata. Z ostatnim, Alexandrem Zaynem, jestem umówiona na jutro . Chłopak nie może pojawić się na komisariacie, ponieważ ma złamaną w trzech miejscach nogę, a jego siostra, Wendy, która się nim opiekuje, nie jest w stanie przywieźć go do nas, gdyż pracuje na drugą zmianę w restauracji.
Z chwilą wejścia Hendersona, jestem zajęta tworzeniem listy podejrzanych na naszej tablicy. Jak na razie nikt z przesłuchanych nie ma motywu, ale jeden z przyjaciół Louisa, nie ma pełnego alibi.
Rozpoznaję kroki bruneta, witam się z nim nie odwracając się.
- Cześć, Logan.
- Witaj, Rose.
Coś w jego głosie sprawia, że odwracam się. Stoi przy biurku Adama z delikatnym, nieśmiałym uśmiechem i ... jedną herbacianą różą w  ręce.
Dostrzega moją zdezorientowaną minę, bo podchodzi bliżej.
- To za rano. Dziękuję. Dzięki tobie nie zawiodłem i  zdążyłem na czas.
- De nada, amigo. Gracias. Jak się ma twoja matka?
- Bardzo dobrze, dziękuję. Na lotnisku tuliła mnie i płakała dobre pięć minut, zanim przekonałem ją, że powinniśmy iść do samochodu, bo Mia na nas czeka.
- A zdążyła?
- Tak. Szef puścił ją dwadzieścia minut wcześniej, stwierdził, że zasłużyła na chociaż pół urlopu. Powiem ci, że moja siostra świetnie sobie radzi w swojej pierwszej poważnej pracy.
- Ma to po tobie- nie potrafię zatrzymać tych słów.
Uśmiecha się tym uwielbianym przeze mnie uśmiechem, w oczach ma iskierki. Jest szczęśliwy.
A ja cieszę się jego szczęściem.
- Jak tam postępy w pracy?
Składam mu raport z mojej dzisiejszej pracy. W jego oczach dostrzegam podziw.
- Przyznaję, jestem pod wrażeniem, Bennett.
A ja jestem zmęczona.
- Dziękuję, szefie.
Spogląda na tablicę i przez chwilę ją studiuje.
- Przeniosłaś wszystkie poszlaki, brawo. Ale czy to nie było za dużo pracy jak dla ciebie?
Martwi się, to miłe.
- Nie, nie było jej aż tak dużo. Chłopcy mi pomagali. Poszukali dla mnie adresów i telefonów, a Diego zaoferował się nawet odwieźć dwie podejrzane w celu obserwacji ich zachowań.
Uśmiecha się.
- Chyba powinienem rzucić tę fuchę, skoro tak dobrze sobie radzisz.
Odwzajemniam uśmiech.
- Uczeń nie przerósł jeszcze mistrza.
Patrzy na mnie z tym uczuciem.
Wyczuwam napięcie między nami, ale nie złowrogie, raczej... romantyczne.
Przerywa je wejście Diego i blondyna.
- O, szefunio wrócił. Jak się miewa twoja matula?
Logan, jak mi się wydaje, niechętnie przenosi wzrok na ciemnowłosego.
- Ma się dobrze, dziękuję. Zdążyła zachwalić moje mieszkanie, zanim je opuściłem, a musicie wiedzieć, że komplementy w jej ustach to rzadkość. W moich raczej nie, więc gratuluję wam kawałka świetnie wykonanej roboty pod moją nieobecność, jesteście naprawdę rewelacyjnymi członkami tego zespołu.
Adam szczerzy zęby, a Diego puszy się jak paw, na co parskam śmiechem. Logan uśmiecha się pod nosem.
- Ha, widzisz, Rosie?- zwraca się do mnie Meksykanin.- Pracuj, a może za parę lat zasłużysz na pochwałę detektywa Hendersona.
Przewracam oczami.
- Tak się składa, Diego- odzywa się brunet.- Że panna Bennett otrzymała moją pochwałę przed wami.
Uśmiech Chase'a maleje, a Gomez dopiero teraz dostrzega różę w mojej ręce.
- Hej, ona dostała kwiatka!
- Eee... nie dam ci go?
- Ale za co?- burzy się ciemnowłosy.- Dlaczego mi nic nie dostaliśmy?
Logan staje tuż przy mnie , tak blisko, że czuję bijące od niego ciepło.
- Bo to dzięki pannie Bennett moja matka nie miała powodu, by od samego przylotu się na mnie gniewać. Dzięki niej zdążyłem na samolot i dzięki przejęciu przez nią części moich obowiązków mogłem spędzić trochę czasu z moją matką i siostrą.
Na moich policzkach wykwita delikatny rumieniec.
Ale pochwała.
I ta mieszanka pozytywnych uczuć w głosie Logana.
Och, chciałabym, żeby mnie częściej chwalił.
- Wow. Brawo, Rose- Adam ponownie się uśmiecha.
Diego udaje obrażonego. Nasze duże dziecko.
- Następnym razem ja też chcę coś dostać- mówi naburmuszony.
- Dostaniesz, obiecuję- mówi Logan.- A teraz dobranoc. Miłej nocy.
Diego i Adam wychodzą z biura, rozmawiając ze sobą szeptem. Wyłączam mój laptop i ściągam kurtkę z krzesła. Zapięcie bransoletki z sową zahacza o włóczkę szalika, nie umiem ich rozdzielić. Logan mi pomaga. Delikatnie chwyta bransoletkę, chwilę manipuluje przy włóczce i po kilku sekundach spokojnie mogę owinąć szalikiem szyję.
- Dziękuje. Za różę także.
- To ja dziękuję, Rose. Za wszystko.
Znowu to napięcie.
 Staję na palcach i całuję bruneta na dobranoc w policzek.
- Buenas noches.
- Miłej nocy, Rose- mówi lekko zszokowany.
Dopiero w windzie, gdy zamykają się za mną drzwi, a Henderson znika z mojego pola widzenia, dociera do mnie, że pocałowałam go w kącik ust.
Ma takie miękkie wargi.
Co się ze mną dzieje?



                                                                     ***


Nie słyszę budzika.
Budzę się i zerkam na zegarek.
Ósma czterdzieści trzy.
Cholera!
Zaspałam. Jak to się stało?
To przez Logana, trzeba go było nie całować tak blisko ust!
Otwieram szafę, wyjmuję czarne dżinsy i szary długi sweter. Nie mam humoru, co u mnie jest równoznaczne z umalowaniem oczu czarną kredką.
Po pośpiesznej porannej toalecie sięgam po telefon, by zadzwonić do Logana, usprawiedliwić i przeprosić za swoje spóźnienie i poinformować, że za niedługo przyjadę, a tu... czeka na mnie SMS od niego wysłany kwadrans po siódmej.


Dzień dobry, Rose :) Informuję, że nie musisz się stawić punkt 8 na 16., 
swoją część pracy już wykonałaś. O 11 jesteś umówiona z Zaynem, tak?
Przyjadę po ciebie o 10.30. 
Bądź gotowa.
                                                   Logan

P.S. Koniec wczorajszego dnia na posterunku uważam za najlepszym w moim życiu.


O matko.
Nie obchodzi mnie główna treść SMSa, obchodzi mnie właśnie to postscriptum.
O matko.
Jak mam się teraz przy nim zachowywać?
Automatycznie robię sobie śniadanie, przeżuwam, nie czując smaku.
Idiotka.
Równo o 10.30 rozlega się dzwonek. James i Clara są na dole w restauracji, więc jestem jedyną osobą w części mieszkalnej i jestem zmuszona otworzyć brunetowi.
Głęboko oddycham, po czym naciskam klamkę.
Stoi z delikatnym uśmiechem na tych boskich ustach, ogolony, świetnie ubrany.
- Cześć, Rose. Ślicznie wyglądasz.
- Cześć, Logan. Nie powiedziałabym, ale dzięki.
Och, przez brak humoru zaczynam się robić ironiczna.
- Naprawdę. Kredka podkreśla głębię twoich szarych oczu.
Spoglądam na niego skonfundowana, ale szybko muszę odwrócić wzrok. Błękit jego spojrzenia mnie boli.
- Zapisałeś adres Zayna?
- Tak. Chodźmy.
Zamykam drzwi na klucz i wychodzimy na chodne powietrze Manhattanu.
- Co do wczorajszego wieczoru...
- Nie ma o czym mówić- przerywam mu.- Ja... po prostu nie wycelowałam w policzek, to wszystko.
- Rozumiem. I zdaję sobie sprawę, że to się nie powtórzy, ale chcę powiedzieć, że to było coś niezwykłego. Ty jesteś niezwykła.
Proszę, przestań mnie komplementować i robić mi mętlik w głowie!
- Eee... dziękuję. Czy możemy już jechać?
- Oczywiście.
 Otwiera mi drzwi, a ja chowam się w fotel jak najgłębiej się da.
Całą podróż spędzamy w milczeniu.



                                                                   ***



- Alexander czeka na państwa w salonie. Proszę za mną- siostra Zayna prowadzi nas do niego.- Proszę, niech państwo siadają. Kawę, herbatę? Wodę?
- Poproszę herbatę, najlepiej earl grey, jeśli państwo mają.
Kobieta uśmiecha się promiennie.
- Tak, mamy. Zaraz przyniosę.
Znika za rogiem, a ja mam okazję przyjrzeć się Alexandrowi. Brunet o niebieskich oczach, jak Logan, ale jego delikatne rysy twarzy sprawiają, że mam pewne podejrzenie, co do niego i jego osobowości- takie zboczenie zawodowe psychologów.
- Witam, jestem Alexander Zayn, ale, proszę, mówcie do mnie Alec.
Alec? Serio?
Podchodzimy do kanapy, na której leży z wyciągniętą, włożoną w gips nogą od kostki po kolano. Trzy złamania na tak krótkim odcinku bardzo długo się zrastają, powinien nosić go jakieś 12 tygodni.
Ściskamy mu dłoń.
- Jestem detektyw Logan Henderson, a to Rose Bennett, konsultantka.
- Bardzo miło mi was poznać- ma bardzo miły głos.- Siadajcie.
Zajmujemy miejsca w fotelach naprzeciwko Aleca, Wendy wnosi herbatę i stawia przed nami na niskim stoliku.
- Proszę bardzo.
- Dziękuję- mówię i szybko sięgam po dzbanek, by nalać sobie herbatę, zanim zrobi to Logan.
Nie chcę ryzykować spotkania naszych dłoni przy podawaniu sobie filiżanek.
Nie zniosłabym tego.
- Alec, jak pan poznał Louisa?- pytam i cukruję sobie ciepły napój.
- Poznałem go 5 lat temu na Uniwersytecie Nowojorskim- mówi smutnym głosem.- Mam 24 lata, będąc na drugim roku oprowadzałem Louisa po campusie. Później spotkaliśmy się na imprezie inauguracyjnej, zaprzyjaźniliśmy się. Połączyły nas wspólne zainteresowania: koszykówka, aikido, filmy akcji, powieści kryminalne.
Nie mogliśmy się tego dowiedzieć, skoro pokój Louisa to emocjonalna pustynia.
- Czy miał jakiś wrogów?- pyta Logan.
- Nie, był lubiany we wszystkich gronach, w jakich się obracał. I w szpitalu, i w szkole, i na uczelni. Był świetnym przyjacielem.
- Czy był z kimś związany?
- Nic mi na ten temat nie mówił, z nikim go nie widziałem.
- Kiedy widzieliście się ostatni raz?
- Hmm, odwiedził mnie w zeszłym tygodniu, po tym, jak wypuścili mnie ze szpitala.
Logan zadaje mężczyźnie jeszcze kilka pytań, słucham odpowiedzi jednym uchem, wstaję i rozglądam się po pokoju.
Dostrzegam książkę o tematyce strikte matematycznej.
- Co pan studiował?
- Filologię francuską translate.  Jestem tłumaczem książek dla dzieci.
Na komodzie widzę to samo zdjęcie, co u Parkera. Obok zdjęcie Louisa i Aleca, obaj szeroko uśmiechnięci, wydają się szczęśliwi.
Przenoszę wzrok na regał.
Co ja widzę?
Dotykam dłonią wolumin..
- Cassiel- szepczę.
- Seraficki nóż Clary- słyszę głos Aleca.
Nie mam już wątpliwości.
Wracam do stolika i ponownie zasiadam w fotelu, sięgając po filiżankę. Czuję wzrok Zayna. Podnoszę głowę.
Wie, że znam jego tajemnicę.
Logan odkłada pustą filiżankę na spodek i podnosi się z fotela, wyciąga dłoń ku Alecowi, a ten ją ściska.
Ja także żegnam się z brunetem
- Dziękujemy za twój czas. Jeszcze raz proszę przyjąć nasze wyrazy współczucia.
-Dziękuję, Rose. Jeśli będę kiedyś potrzebny, jeśli będę mógł w czymś pomóc, proszę zadzwonić.
- Oczywiście, zadzwonię- kieruję się ku drzwiom, gdy postanawiam zaryzykować pytanie.- Czy Louis był Magnusem?
Patrzy na mnie przez chwilę i  uśmiecha się smutno.
Widzę łzy w jego oczach.
- Tak. Był.
Opuszczam dom Aleca ze smutkiem w sercu, Biedny Alec. Biedna pani Parker.
Biedny Louis.



                                                               ***



Jedziemy w milczeniu windą. Jestem pogrążona we własnych myślach, nie zwracam uwagi na Hendersona.
Ciekawe, o czym tak myśli?
Wchodzimy do biura, siadam przy swoim kawałku drewna i nie odzywam się ani słowem.
Próbuję poskładać wszystko w całość.
Logan przygląda mi się zatroskanym wzrokiem.
- Rose?
Podnoszę na niego wzrok.
- Tak?
- Czy mogę wiedzieć, co tak zawraca twoją śliczną główkę?
Słyszę komplement, ale na niego nie reaguję.
- Chyba wiem, co mogłoby być motywem.
- Jak to?- podchodzi bliżej mnie.
- Słyszałeś, co powiedziałam u Aleca, to słowo?
- Cassiel.
- Właśnie. Zauważyłam książki z serii "Dary Anioła", najwidoczniej jest ich fanem.
- A co to ma wspólnego z morderstwem? I co za Magnus?
Uśmiecham się delikatnie.
- Czyli mam pewność, że tego nie czytałeś, w końcu to seria dla nastolatek. Cassiel to słowo, które mógł zapamiętać ktoś, kto czytał to wiele razy. Magnus w książce to czarownik zakochany ze wzajemnością w łowcy demonów, Alexandrze Lightwoodzie, zwanym przez najbliższych Alekiem.
- Chwila, Magnus i Alec byli parą w książkach, tak?
- Tak.
- Skoro Alec to Alec, a Magnus to Louis, to znaczy, że...
- Tak. Alec i Louis byli parą, to homoseksualiści. A jestem pewna, że komuś przeszkadzała odmienna orientacja seksualna Parkera.
- Czy Louis kiedykolwiek miał dziewczynę?
- Nic mi o tym nie wiadomo.
Wbiega Adam.
- Logan, pani Parker na drugiej linii.
- Już odbieram.
 Brunet sięga po słuchawkę.
- Henderson, słucham.
Przez chwilę skupia się na słowach kobiety.
- Zaraz przełączę na głośnomówiący, panna Bennett tu jest.
Przybliżam się do biurka szefa, a on odkłada słuchawkę i naciska guzik.
- Proszę mówić.
- On zniknął!- łka.- Spalił przed domem rzeczy Louisa, zabrał jego laptop i zniknął! Nie mam pojęcia, gdzie jest!
Patrzymy po sobie z Loganem.
- Spokojnie, pani Parker. Kto zniknął?
- David zniknął! Mój mąż!
Na mojej twarzy widać szok, Logan nie wygląda inaczej.



Więc mamy podejrzanego numer jeden.



-----------------------------------------------------------------------------------------
Cześć Wam!

Strasznie się cieszę, że udaje mi się dodać rozdział w tydzień po ostatnim.
Następny tak szybko nie będzie- mam na głowie projekt, w dodatku muszę czytać ok. 70 stron tygodniowo naukowych tekstów na zajęcia.

Co do rozdziału- mnie się podoba, ale mnie jako autorce podoba się każdy mój rozdział :)

Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam :)

Dziękuję za to, że mnie czytacie, to wiele dla mnie znaczy :)

Przepraszam za wszelkie literówki.

Przepraszam za zdradzenie części fabuły "Darów Anioła: Miasta Kości", ale naprawdę było mi to potrzebne w tym rozdziale.
POLECAM książki i film, niekoniecznie w tej kolejności.
Ja najpierw czytałam, później obejrzałam film i brakowało mi scen i wątków.


Miłej lektury :)



10 komentarzy:

  1. Ale ekstra!
    Po prostu boski!
    No i jeszcze ten całus! Wreszcie...
    Rozdział cudowny, z niecierpliwością czekam na kolejny.
    P.S. Wątek z "Darami Anioła" był zawodowy. Też najpierw przeczytałam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze napisałaś, to był całus.
    Na prawdziwy pocałunek trzeba jeszcze trochę poczekać ;)
    Cieszę się, że się podoba :)

    Dziękuję za komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :P Ten oczywiście jak zawsze jest świetny :*
    M.K

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział jest wspaniały <33
    Dary Anioła? KOCHAM ♥♥
    tak samo jak twoje opowiadanie :)
    tylko całus w policzek? no nic, poczekam sobie na coś więcej xd
    czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś więcej za jakiś czas (czyt. cztery miesiące w opowiadaniu).

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Mam prośbę. Dodałabyś obserwatorów?

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu oni się nie pocałowali jeszcze tak na serio, serio???
    Grrr... czytając każdy rozdział niemal czuję tą atmosferę i napięcie, które jest między nimi.
    Pozdrawiam i lecę czytać dalej
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
  7. To znowu ja! Cześć! ;)
    Wreszcie znalazłam chwilę na kolejną dawkę Twojego opowiadania i muszę powiedzieć, że wciąga mnie coraz bardziej. Jestem pewna, że już to mówiłam, ale nie ważne. To chyba zawsze miło słyszeć/czytać :D

    Zacznę od tego, że jedna sprawa mi tutaj śmierdzi. A mianowicie ten laptop. Jakim cudem on się znalazł w pokoju zamordowanego? Przecież to również dowód. Policja powinna go zabezpieczyć, przepatrzeć itp. To niezłe niedopatrzenie z ich strony!
    Ten ojciec od samego początku wydawał mi się podejrzany. I Rose miała chyba podobne wrażenie. W każdym razie w tym rozdziale to już w ogóle dał czadu. Teraz na pewno podejrzenia spadną na niego i będzie się musiał gęsto tłumaczyć. A co do zbrodni... bardzo ciekawy sposób zabójstwa xD Ale wcale się nie dziwię, że Rose zareagowała tak emocjonalnie. W sumie podobało mi się to, że zrobiło jej się słabo. Dzięki temu pokazałaś, że nie jest robotem, a normalną wrażliwą kobietą.

    A teraz moja wisienka na torcie! Kochana, z jednej strony mnie okropnie męczysz tym oczekiwaniem na śmielsze ruchy ze strony Rose i Logana, a z drugiej jestem Ci ogromnie wdzięczna, że niczego nie przyspieszasz. To powolne docieranie do siebie jest boskie w Twoim wykonaniu. Ten wątek jest świetny i niesamowicie mnie przyciąga. To napięcie, ta atmosfera, te motylki w brzuchu i niepewność. Wiadomo, że będą kiedyś razem, ale i tak człowiek ma wątpliwości i nie wie co się wydarzy. Jestem urzeczona <3 A to PS w smsie Logana... padłam! ;D

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, Rudzielcu! :D
      Ale Cię tu szybko przywiało, cieszę się :3
      A ile razy ja Ci pisałam, że Twoje WiZ coraz bardziej mnie wciąga? :D Miło mi!

      Laptop to odrobinę także moje przeoczenie, czasami zapominam o szczegółach, które pisałam i tak jakoś wychodzi nie wiadomo co.
      Rose jest normalna, dlatego tak zareagował ;) I to jest chyba to morderstwo, które w całości wymyśliłam. Ach.

      Niedługo będziesz się na mnie wściekać za to, co robię z Rogan. I to już przy 19 rozdziale... :3
      To PS w smsie było spontaniczne, ale bardzo mi pasowało :3 Cieszę się, że Tobie także :D

      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)