poniedziałek, 11 listopada 2013

19 Case MARCH- My B-Day

Lepiej żałować, że się coś zrobiło niż żałować, że się nawet nie spróbowało.
Patrick Jane




Kochanej M.K za wspólne godziny i prostownicę :*


wertyrostowi za nasze rozmowy. 
Chronisz mnie przed popadnięciem w jesienną chandrę.
Dziękuję :*




Stoję przed dużym lustrem na korytarzu, zdenerwowana wygładzam jasnoróżową sukienkę. Mia miała rację, do twarzy mi w niej.
Po raz pierwszy od kilku lat mam na sobie sukienkę.
Wow.
Nie umiem się za to przyzwyczaić do prostych włosów, brakuje mi moich loków. Ale Mia uparła się, że skorzysta ze swojej prostownicy, z którą się nie rozstaje.
No i z moich kręciołków zrobiły się druty.
Dobrze, że chociaż dodatki mogłam sobie dobrać sama. Na szyi srebrny wisiorek z serduszkiem- własność mojej mamy, na nadgarstku cienki złoty łańcuszek z liściem pasujący do paska sukienki.
Brunetka z przyjemnością zerwałaby mi wisiorek z szyi, bo jej zdaniem nie pasuje do całości, ale powstrzymuje ją jego historia.
Na nogach mam śliczne, czarne szpilki, jestem wyższa o 12 centymetrów, co sprawia, że będę mogła patrzeć w czekoladowe oczy Iana bez podnoszenia głowy.
Uśmiecham się do swojego odbicia w lustrze.
To twój dzień, Rose.
Mimo, że dzień moich 21. urodzin wypada w tym roku w czwartek i powinnam być zajęta studiami, James nie zgodził się na urządzenie mojej imprezy w sobotę. Stwierdził, że wejście w pełnoletność świętuje się tylko raz, a ja mam urodziny w czwartek, więc w czwartek będzie moje party.
Jak na połowę marca, 19 dzień tego miesiąca jest już całkowicie wiosenny. Śnieg zniknął wraz z końcem lutego, roztopy w zeszłym tygodniu, świeci słońce, a termometr wskazuje przyjemne 18 stopni.
Idealny dzień na urodziny.
Słyszę, jak Mia kręci się po moim pokoju, a Kate śmieje się z jej przywiązania do prostownicy.
Ostatnio są swoimi przeciwieństwami. Kate z poważnej pani psycholog stała się zakochaną, głupiutką nastolatką, Mia zaś zamieniła swoje zamiłowanie do ciuchów, mody i chłopaków na obsesję na punkcie pracy w biurze.
Kręcę głową z niedowierzaniem.
Co ta miłość robi z człowiekiem?
Nie wydaje mi się, żebym ja się zmieniła. Może to dlatego, że nie wiem, czy to, co czuję do szatyna, to naprawdę miłość?
Mimo tego, że jesteśmy parą już miesiąc, a nasi znajomi i rodziny to zaakceptowały (jedni lepiej, drudzy gorzej- Diego stwierdził, że przeszłam na stronę wroga), to nadal mam opory przed powiedzeniem Ianowi "Kocham Cię".
Ale może to się z czasem zmieni.
Może.
- Jestem gotowa. Co sądzicie?- pytam przyjaciółki, wchodząc do pokoju.
Na mój widok Kate się szczerzy, a Mia mnie przytula.
- Skarbie, wyglądasz olśniewająco- mówi w moje włosy.
Uśmiecham się.
- Dziękuję.
- Skoro już jesteśmy wszystkie gotowe- odzywa się Kate.- To może zejdziemy na dół? Wszyscy już na nas czekają.
- Diego na ciebie z pewnością- śmieję się, za co otrzymuję od niej sójkę w bok.- Dobrze, już dobrze. Chodźmy.
Wchodzimy sześć stopni w górę, by za kilka minut zejść trzy razy tyle w dół. Przemykamy wejściem  do kuchni, w której na szczęście nikogo nie ma. Stajemy przed drzwiami do części restauracyjnej.
- Gotowa?- pyta mnie Mia, ściskając moją dłoń.
Chcę powiedzieć "nie", ale ma za bardzo ściśnięte gardło i poczucie, że powinnam skłamać, więc kiwam potakująco głową.
Mia jeszcze raz ściska mi dłoń, Kate przytula, po czym obie znikają za drzwiami.
Weź się w garść, Rose.
Biorę głęboki wdech i pcham drzwi.
- A oto przed wami nasza dzisiejsza solenizantka, Rose Bennett!



                                                          ***
Jest piękna.
Nie mogę się ruszyć, nie mogę oderwać od niej wzroku.
Nie chcę.
Jestem nią oczarowany.
I teraz dopiero dociera do mnie, co takiego zrobiłem.
Popchnąłem ją w ramiona gościa, którego nie lubię.
A z którym ona jest teraz szczęśliwa.
Idiota.
Mia szturcha mnie w ramię, czym odrywa mnie z rozmyślania o tym, jakim kretynem jestem.
- Ślicznie wygląda, prawda?- pyta mnie z uśmiechem.
- Tak, jest przepiękna- odpowiadam nadal wpatrzony w szatynkę.
- Powinna częściej prostować włosy.
- Lepiej nie- oponuję.
- Dlaczego nie?
- Bo uzależniłaby się od prostownicy tak jak ty- mówię z uśmiechem, za co dostaję od siostrzyczki sójkę w bok.
Udaje obrażoną, ale ma uśmiech na twarzy.
- Chodź, musimy dać jej prezent i złożyć życzenia.
Drobny pakunek zaczyna mi ciążyć w ręce.
- Chodźmy.
Podchodzimy do kolejki gości. Pierwsi stoją James i Clara, za nimi pewna starsza pani, zapewne babcia Madison, i Ian. Gdy podchodzi do Rae, składa na jej ustach czuły pocałunek. Czuję uczucie zazdrości.
To mógłbym być ja.
Pablo, stojący z przodu, macha mi. Wraz z Mary trzymają prezent dla Rose- wielkiego pluszowego misia z niebieską kokardą.
Uśmiecham się. Z pewnością spodoba się Bennett.
Mam nadzieję, że mój też.
Chociaż dawanie dziewczynie na 21 urodziny książki to chyba nienajlepszy pomysł.
Wzdycham.
Świetnie. Zrobię z siebie idiotę przed wszystkimi.
Wspaniale.
- Rose, wszystkiego najlepszego z okazji dwudziestych pierwszych urodzin, kochanie!- Mia rzuca się jej na szyję.
Rosie się śmieje i oddaje uścisk.
- Dziękuję, Mia. Wreszcie możemy się napić na legalu.
Brunetka się śmieje i wręcza szatynce drobny prezent.
- To ode mnie. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Z pewnością.
Moja siostra cmoka Bennett w policzek i szybko odchodzi, by nie spowalniać kolejki.
Moja kolej.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Rose- mówię.- Szczęścia, zdrowia, radości, miłości, spełnienia marzeń i dalszej wspólnej współpracy.
Śmieje się.
- Nie kłam. Chętnie byś mnie zwolnił, gdybyś tylko mógł.
Uśmiecham się. Żartuje.
- Na razie nie mam powodu. Proszę, to dla ciebie- podaję jej pakunek.
- Och, jesteś pierwszą osobą, która daje mi prezent, a ja nie wiem, co nim jest. Powiesz mi?
- To chyba powinna być niespodzianka- oponuje.
- Nie przepadam za niespodziankami.
To mnie przekonuje.
- Bransoletka ze srebrnymi koralikami, która spodobała ci się w zeszłym tygodniu w Silver's podczas akcji na dolnym Manhattanie. I książka. "Rok 1984" George'a Orwell'a, którą trzymałaś...
Nie dane mi skończyć, gdyż szatynka rzuca mi się na szyję.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Jestem zaskoczony jej reakcją, ale oddaję uścisk. Po raz pierwszy od miesiąca trzymam ją w ramionach.
W dodatku na oczach jej oficjalnego chłopaka.
- De nada, Rose. Dla ciebie wszystko.
Delikatnie wysuwa mi się z objęć. Ma uśmiech na ustach i łzy w oczach.
Odwzajemniam uśmiech i odchodzę. Idę ku Mii, która dyskutuje z Pablo i jego dziewczyną o jakieś niespodziance dla Rose.
Mój prezent nie okazał się niewypałem.
Cieszę się.



                                                             ***



- I jak się bawisz, Rose?- pyta mnie James dwie godziny po rozpoczęciu przyjęcia.
- Jest niesamowicie, wujku. Dziękuję ci za najlepsze urodziny na świecie!- tulę blondyna.
- Dla mojej kochanej siostrzenicy wszystko. Twoi rodzice byliby z ciebie dumni.
 Wiem o tym. Jestem wzruszona tym wszystkim. Moi znajomi z uczelni, koledzy i Charlotte z kółka filmowego, dziewczyny z drużyny, współpracownicy, przyjaciele i najbliższa rodzina. Wszyscy są tutaj dla mnie i ze mną.
Z nimi dorosłość mi nie straszna.
Czuję się ważna, potrzebna i kochana.
Szczęśliwa.
Spoglądam na parkiet. Pablo i Mary wymiatają, Kate śmieje się w ramionach Gomeza, Grace mówi o czymś Adamowi, na co ten blednie (mam nadzieję, że to nic złego), Phil chwilowo pełni rolę DJ'a pod czujnym okiem Jamesa, Mia tańczy w kółku z Leną, Molly i pozostałą gromadką z drużyny, Susan rozmawia z kapitanem Jonesem, a Logan z ... moją babcią?!
Chcę do nich podejść, dowiedzieć się, co jest tematem ich konwersacji, ale drogę zastępuje mi Ian.
- Cześć, skarbie- cmoka mnie w policzek.- Jak się bawisz?
Uśmiecham się.
- Jak nigdy.
Podaje mi szklankę z różowym płynem.
Unoszę brew.
- Sok grejpfruitowy z odrobiną polskiej wódki. Spróbuj.
To mój pierwszy drink dzisiaj. Do tej pory wypiłam tylko lampkę szampana.
Biorę łyk. Dobre. Ian nie przesadził z ilością alkoholu.
- Zatańczymy?- pyta i wyciąga ku mnie dłoń.
Zerkam kątem oka na Logana. Chyba wyczuł, że mu się przyglądam, bo też na mnie patrzy. Nadal rozmawia Madison. Spłoszona odwracam wzrok i chwytam dłoń z szatyna.
- Tak, chętnie.
W towarzystwie mojego chłopaka (nadal się nie przyzwyczaiłam tak go nazywać) spędzam następną godzinę. Ledwie udaje mi się zamienić parę słów z moimi znajomymi. O rozmowie z Loganem mogę zapomnieć.
Na szczęście są przy mnie przyjaciele.



                                                                 ***



- Jak się bawicie? - pyta ze sceny Pablo.
Krzyk aprobaty.
Śmieję się. Brunet przed wejściem na scenę założył przeraźliwie czerwony krawat w wielkie, zielone grochy. Wygląda przekomicznie.
- Rose, zapraszamy pod samą scenę! Jak pewnie zauważyłaś, nasza paczka konspirowała coś za twoimi plecami. Mamy niespodziankę. Ale zanim nasza, nasz kolega, Adam Chase, ma ci, Rose, coś do powiedzenia.
Blondyn wchodzi na scenę.
O co chodzi?
- Cześć wszystkim! Pablo, dzięki za przedstawienie. Jestem Adam, pracuję z Rose na 16. posterunku.
- Cześć, Adam- krzyczy któryś z moich kolegów z kółka, a inni mu wtórują.
Przewracam oczami. Debile.
- Rosie, wiem, że dostałaś już prezent, ale mam jeszcze jeden, którego sam się nie spodziewałem- Grace podchodzi do mnie.- Rose, kapitanie Jones, moi koledzy z NYPD- będę ojcem!
-Cooo?- wychodzi z moich ust.
Diego krzyczy na cały głos: "Będziemy mieli dziecko!", na co zgromadzeni goście wybuchają gromkim śmiechem. Ściskam Grace i składam jej gratulacje, po czym to samo robię z Adamem. Przyszły tata ma łzy w oczach.
- Który miesiąc?- pytam kobietę, gdy inna przyszła mama, Clara, wypuszcza ją z objęć.
- Drugi- odpowiada z uśmiechem.
- Powinniśmy zakupić jakieś łóżeczko na komisariat dla naszego przyszłego małego detektywa- mówi Diego, za co dostaje sójkę w bok od swojej dziewczyny.
- Ok, skoro już młodym, przyszłym rodzicom życzenia zostały złożone, pora na naszą niespodziankę- ponownie odzywa się Pablo.- Rose, zapraszam na środek parkietu, ludzie, zróbcie miejsce naszej solenizantce.
Niepewnym krokiem, pod bacznym okiem wszystkich, zmierzam we wskazanym mi kierunku.
- Zamknij oczy i wsłuchaj się w muzykę, a swojemu partnerowi daj się ponieść. Możesz śpiewać. Wszystkiego najlepszego.
Najpierw trzeba mieć partnera, myślę, zamykając oczy i czekając na pierwsze nuty.
O matko.
"All about us".
Uśmiecham się. Moi przyjaciele wiedzieli mi, co zagrać.
Kocham ich.

Take me hand, I'll teach you to dance


śpiewam i wyciągam prawą dłoń, którą ktoś chwyta.
Otwieram zakoczona oczy.
Logan.
Przyciąga mnie do siebie, chwyta w talii i zaczyna mnie prowadzić po parkiecie w rytm muzyki.
Nie mogę oderwać wzroku od jego twarzy, jest taka poważna.
Najpierw bransoletka i książka, a teraz taniec. Brunet daje mi najlepszy prezent na świecie. Część siebie, swój czas tylko dla mnie.
- Dziękuję- szepczę.
Zerka na mnie najpiękniejszym niebem, jakie istnieje, i uśmiecha się.
- Podziękuj lepiej Pablowi. Mia chciała, byś tańczyła z Ianem, ale twój były uparcie oponował, że spędziłaś z naszym panem prawnikiem już wystarczająco dużo czasu i dość potańczyłaś, więc wzięli mnie do tej brudnej roboty.
Udaję urażoną.
- Nazywasz to brudną robotą? Osz ty!
Śmieje się.
- Tak naprawdę, Rose, to dla mnie zaszczyt tańczyć z tobą.
Mijamy właśnie w tańcu bruneta i Mary, bezgłośnie dziękuję mojemu przyjacielowi, który się szczerzy i kiwa głową, po czym przenoszę wzrok na najpiękniejsze oczy na świecie, piękniejsza niż czekolada Iana.
Ciągle na mnie patrzy, jakby chciał się nauczyć mojej twarzy na pamięć.
Piosenka dobiega końca.
- Rose.
Słyszę jego cichy, delikatny głos wymawiający moje imię i w tym momencie jest to dla mnie najpiękniejsza muzyka.
Logan pochyla ku mnie głowę, patrzy w oczy, czekając na jakąś reakcję. Nasze usta dzieli już parę centymetrów, gdy...
- Yhym, hym.
Ktoś chrząka.
Logan odwraca głowę w stronę kapitana i wypuszcza mnie z objęć, a ja spuszczam wzrok i cicho wzdycham.
- Przepraszam, że przerywam wam ten piękny taniec- odzywa się Jones.- Ale dostaliśmy wezwanie. Strzelanina na Amsterdam Avenue. 
Logan kiwa głową.
- Zbiorę chłopaków i zaraz jedziemy.
Chce odejść, ale chwytam go za dłoń.
- Idę z wami.
- Nie ma mowy, Rose. To twoje urodziny i twoje przyjęcie- całuje mnie w policzek.- Przepraszam.
Odchodzi w ślad za kapitanem, a ja zastanawiam się, czy przepraszał za to, że musi iść, czy za to, że chciał lub nie zdążył mnie pocałować.
I dlaczego tak mnie to boli?



                                                                      ***



Trochę przybita podchodzę do stolika, muszę się czegoś napić, więc nalewam sobie do szklanki sok pomarańczowy, wypijam łyk. Przeszła mi ochota na zabawę.
Podchodzi do mnie babcia.
- Śliczny taniec, wnuczko. Logan to prawdziwy dżentelmen. 
- Wiem, babciu- mówię i patrzę w kierunku drzwi wyjściowych, za którymi brunet zniknął zaledwie kilka minut temu.
- Tworzyliście taką piękną parę na parkiecie. Szkoda, że nie zdążył cię pocałować.
Patrzę na nią zszokowana.
- O czym ty mówisz?
- Nie rób ze mnie głupiej, dziecko.Dobrze wiem, jak to wygląda, gdy chłopak chce pocałować dziewczynę. 
Lekko się rumienię.
- Wszyscy to widzieli?
- Wątpię, najwyżej parę osób, Pablo przezornie wyłączył to duże jasne światło.
Nagle sobie o kimś przypominam.
- Gdzie Ian?
- Ten twój chłoptaś? Na dworze, na początku waszej, to znaczy twojej i Logana piosenki, odebrał telefon i opuścił restaurację i do tej pory nie wrócił. Wiem, bo obserwowałam ukradkiem drzwi, gotowa powstrzymać go przed przerwaniem waszego tańca.
- Babciu!
- No co? Wiem, że to ty decydujesz o swoim szczęściu, ale wydaje mi się, że dałaś szansę nie temu mężczyźnie.
- To o tym rozmawiałaś z Hendersonem?- zaczynam się robić nieuprzejma.
- Nie. Rozmawialiśmy o tym, skąd zna tego O'Laughlina, o waszej współpracy, przedstawił mi swoją siostrę, która jak dla mnie jest zbyt rozrywkowa, ale widać po niej lojalność wobec przyjaciół. A tak z innej beczki, ślicznie dzisiaj wyglądasz, skarbie. Bardzo przypominasz swoją mamę.
- Wiem, babciu. Wspomniałaś już o tym chyba z dziesięć razy- uśmiecham się, ale to nie jest wielki uśmiech.
Spoglądam na parkiet, gdzie w świetnym humorze bawią się moi znajomi.
- Rose, chodź do nas!
- Za chwilę do was przyjdę!
Najpierw muszę się wziąć w garść, bo chwilowo jedyne, na co mam ochotę, to wybiec z restauracji i pognać na 16.



                                                                          ***



O matko.
Prawie ją pocałowałem.
A ona się nie odsunęła.
Dlaczego?
Zmierzamy ku Amsterdam Avenue. Prowadzi Diego. Adam jest w zbyt euforycznym nastroju, nie chciał zostawiać Grace w "Darcy's" mimo zapewnień Kate i Mii, że się nią zaopiekują i po przyjęciu odwiozą do domu, za to ja jestem zbyt pogrążony we własnych myślach, by skupić się na drodze. 
Prawie ją pocałowałem.
- Głupi Logan- dociera do mnie głos ciemnowłosego, ale jakoś tak z oddali.
- Hę?
- O, wreszcie jakaś reakcja. Stary, od pięciu minut mówię ci o tym, jak bardzo podobała mi się impreza naszej szarookiej przyjaciółki, a ty nawet drgniesz. O co chodzi?
- Nieważne.
- Jak nie chce powiedzieć, o co chodzi- wtrąca się blondyn.- To pewnie chodzi o Rose, mam rację?
Przewracam oczami.
- Nie, nie chodzi o nią.
- Chodzi, chodzi, i o wasz taniec też, nas nie zmylisz- szczerzy się Gomez.
Wzdycham.
- Od kiedy to jesteście tacy spostrzegawczy?
- A, od paru tygodni, chyba po tym, jak was znaleźliśmy przytulonych, samych w chłodni.
- Ale Diego, to było prawie trzy miesiące temu, 11 tygodni!- sprzeciwia się Adam.
- No mówię, kilka tygodni temu.
- Dla ciebie 11 to kilka? Bo dla mnie to już kilkanaście .
- Oj tam, czepiasz się szczegółów.
Uśmiecham się pod nosem. Mała kłótnia między nimi odwleka w czasie dalsze przesłuchiwanie mnie, bo jesteśmy już na miejscu. Gomez parkuje i wyłącza silnik, szybko wyskakuję z samochodu.
Ciekawe, kto ogląda ciało? Z pewnością nie Susan, została u Rose, Ben powiedział, że patolog jest w drodze zanim ruszyliśmy.
Oby nie Veronica.
- Dobry wieczór, doktorze C.!- krzyczy Diego.
Oddycham z ulgą. To doktor Brian Coleman.
Dzięki Bogu!
Nie zniósłbym na miejscu zbrodni śliniącej się pani doktor.
- Dobry wieczór. Co mamy?
- O, Henderson, witam. A panny Bennet z wami nie ma?
- Nie, jest zajęta- odpowiadam szybko.
- Czyżby trzej muszkieterowie i D'Artagnan zostali rozdzieleni?
Nie reaguję na zaczepkę, właściwie to ledwie powstrzymuję się przed uderzeniem mężczyzny.
Mój dobry humor został na Lenox Avenue.
- Możemy skupić się na morderstwie?- mój głos brzmi ostrzej niż zamierzałem.
Patolog kiwa tylko głową i prowadzi nas do ciała.
- Młody mężczyzna, około 27 lat. Trzy rany postrzałowe klatki piersiowej. Brak jakichkolwiek dokumentów, portfela, komórki.
Kucam nad ciałem i delikatnie wącham twarz.
- Nie wyczuwam alkoholu. Znaleźliście narzędzie zbrodni?
- Nie, ale znaleźliśmy ślady krwi wzdłuż ulicy znikającą za rogiem. Podejrzewam, że zabójca także został ranny, ale nie śmiertelnie i próbował uciec. Technicy go szukają. Według świadka został postrzelony w nogę, daleko nie uciekł.
Chwila.
- Świadek? Mamy świadka?
- Tak, młodą kobietę. Zadzwoniła pod 911, próbowała reanimować chłopaka, ale jej się nie udało. O, jest tam przy karetce- pokazuje mi ręką na ambulans.
- Dzięki.
Wstaję z kucek i idę w kierunku pojazdu.
Po kilku krokach dostrzegam opatrywaną kobietę.
Te włosy i ruchy.
Takie znajome.
Podchodzę bliżej, podnosi na mnie oczy.
Ulga miesza się w nich z niedowierzaniem.
Sam nie wierzę.
- Celia?
- Cześć, Logan.





-------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć Wam! :)

Strasznie się cieszę, że dodaję następny rozdział zaledwie w 6 dni po ostatnim, w dodatku nie zarywając nocy.

A to wpływ dwóch cheeseburgerów, Pierniczkowej Latte (pełna cynamonu, polecam :) ) i godzin w pociągu.

Coś czuję, że nie do końca będziecie zadowoleni, ale ja JESTEM. Mam dość cukierkowych rozdziałów, uprzedzam, najbliższe rozdziały i sprawy będą pełne napięć między Rose a Loganem.


Czytajcie, komentujcie :)
Można jeszcze brać udział w ankiecie.

Przepraszam za wszelkie literówki.

Rozdział 20 w czasie podanym tutaj --------------------->


Miłej lektury :)

17 komentarzy:

  1. Świetny rozdział! Gratuluję :)
    I dobrze, że będzie napięcie :D Po tym niedoszłym pocałunku Loganowi i Rose przyda się odrobina przestrzeni ;) Oczywiście, żeby pózniej powrócić do tych czułości :) Do sprawy czerwcowej jeszcze 3 miesiące, czyli.. 3 lub więcej rozdziałów, tak? Jeszcze się zbytnio nie orientuję, ale to kwestia "wprawy" ;D Ale wracając do czerwca.. po tym co napisałaś w odpowiedzi na komentarz pod poprzednim rozdziałem to.. mam jakieś takie euforyczne myśli xd Jeśli tak to można nazwać :D Chcę ci przez to powiedzieć, że niecierpliwie czekam na ten rozdział :*
    Dzięki, że jesteś i piszesz tak świetne opowiadanie :) Przykro mi, że nie jestem z Tobą od początku, ale mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe :)
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, że nie jesteś ze mną od początku, ważne że W OGÓLE jesteś :*
      Hmm, każda sprawa ma średnio po 3 rozdziały, więc sprawa czerwcowa pojawi się najwcześniej za 8 rozdziałów. Musisz się uzbroić w cierpliwość ;)
      Nie rozumiem Twojej euforii, bo wiem, co zrobię w czerwcu z Rose i Loganem.
      Mogę Ci tylko zdradzić, że będziesz chciała mnie jednocześnie wyściskać i zabić :D

      Dziękuję bardzo za komentarz :*

      Usuń
    2. Wyściskać i zabić? O nie! :D Zapewne najpierw będzie kolorowo, a później stanie się coś, co oczywiście MI się nie spodoba, i znowu powstanie mur pomiędzy Rose i Loganem, coś typu aż do rozmowy w chłodni..
      Powiedz, że się mylę, proszę :* No i uzbroję się w tę okropną cierpliwość i zaczekam, bo wiem, że warto :D

      Usuń
  2. Bardzo dziękuje za dedykacje moja Droga :* Cytat do niedzielnej sytuacji :p rozdział jak zawsze ciekawy :)
    M.K

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział jest wspaniały *>*
    kolejne zapowiadają się naprawdę interesująco... :)
    napięcia mówisz? już mi się podoba :D przydałoby się trochę tego, zwłaszcza po tym niedoszłym pocałunku. szkoda, że Ian tego nie widział xd
    czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Ian specjalnie tego nie widział :D
      Cieszę się, że Ci się podoba.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Booooski <3
    Twoje opowiadanie strasznie mnie wciągnęło i smutno mi kiedy widzę, że przeczytałam już cały najnowszy rozdział, ale pociesza mnie fakt, że niedługo znowu dodasz zajebisty rozdział :*
    Z niecierpliwością czekam na new
    Love U <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialny ! Po prostu świetny ! :*
    U mnie też new <3
    Kc <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękny rozdział. Łza w oczku się kręci, Dziwne imię jak dla mnie dla dziewczyny Logana. Piszesz jak zwykle wspaniale. Nie wiem jak wyrazić zachwyt. Jesteś genialna.
    KOCHAM TWOJE OPOWIADANIE

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Celia nie jest dziewczyną Logana, jest jego PIERWSZĄ dziewczyną, o której wspominam w rozdziale 11.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. Ale domyslam się iż spróbujesz ich spiknąć. A poza tym była nią kiedyś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, zaplanowałam, że Celia będzie tylko przy jednej sprawie.

      Ale w kwietniowej sprawie pojawi się dziewczyna, która na nowo zawładnie sercem naszego przystojniaka ;)

      Usuń
  8. Ja dopiero doszłam do tego rozdziału :) Trochę wstyd, bo zabieram się za twój blog już od paru miesięcy.
    Bardzo podoba mi się twój styl i sama fabuła, chociaż nie za bardzo lubię tego Iana. Zapowiada się ciekawie, zabieram się za dalsze czytanie, no i pisanie mojego opowiadani :) coś ostatnio mi nie idzie...no ale nie będę ci się tu żalić. Jesteś moją idolką i kiedyś chciałabym, żeby mój blog był tak popularny jak twój :D
    Kocham twoje opowiadanie :*
    ~~ Lightwoodówna ~~

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)