wtorek, 4 listopada 2014

8 El fantasmo y la cancion

   Zaginiony, zgubiony gdzieś rozdział ósmy zostaje dodany po raz drugi, a to dlatego, że potrzebuję go do ponownej aktualizacji zakładki ze scenami Rogan.
   Tytuł to "Upiór i piosenka".
   Ile ja dialogów wciskałam w rozdziały, jak teraz na to patrzę, to mam ochotę się śmiać. Ale tego nie poprawię (poza zapisem akapitów i dialogów), przypomina mi to moje blogowe początki z opowiadaniem.
   Wróćmy wszyscy razem pamięcią do 8 sierpnia 2013 roku, kiedy to rozdział ten został dodany po raz pierwszy :)
______________________________________________
  
   Siadam po lewej stronie Logana i wpatruję się w reżysera. Na jego widać ślady łez. Kątem oka zerkam na Logana, mu surowy wyraz twarzy.
   - Panie Berley, czy zdaje pan sobie sprawę, że możemy pana oskarżyć o nielegalne posiadanie broni, napaść na funkcjonariusza i groźby?
   Mężczyzna potulnie kiwa głową. Od płaczu dostał czkawki. Wygląda jak dziecko, które za szybko dorosło.
   - Danielu - mówię łagodnie - powiedz nam, dlaczego to zrobiłeś? Nie chcemy cię skrzywdzić. Chcemy ci pomóc, ale to nam się nie uda, jeśli ty sam nam nie pomożesz.
   Jest taka delikatna i pełna empatii. Co taki anioł robi na ziemi? 
   Reżyser patrzy na mnie, bierze głęboki wdech i zaczyna mówić.
   - Wiedziałem, co zrobicie. Wiedziałem, że oskarżycie mnie o morderstwo, a wszystko przez ten skrawek materiału.
   - Mamy jego analizę. Znalazł się w oknie kilka godzin przed morderstwem. Co takiego pan robiłw gabinecie Adama przed morderstwem? - Głos Logana jest obojętny, ale brunet nawet w rozmowie z podejrzanymi zachowuje się kulturalnie.
   - Szukałem.
   - Czego?
   - Umowy. Umowy między teatrem a jednym sponsorem.
   - Czego dotyczyła umowa?
   - Mówiła o tym, że dostaniemy pięćdziesiąt tysięcy dolarów dofinansowania dla musicalu, jeżeli główną rolę zagra pani Bonson.
   - Ale przecież Madeline gra rolę drugoplanową! - zauważam.
   - Dokładnie. Umowa została zawarta tydzień przed castingiem, a mimo to Caleb był przeciwko obsadzeniu Madeline na pierwszym planie.
   - Znalazł pan tę umowę?
   - Tak, ale jej nie zabrałem. Usłyszałem kroki naszej sprzątaczki, szybko zrobiłem kartce zdjęcie telefonem i uciekłem przez otwarte okno, zahaczając marynarką o framugę. Nadal mam tę marynarkę, gdybyście chcieli ją zobaczyć.
   - Nasi ludzie pojadą z panem, by to potwierdzić.
   - Panie Berley, to o umowę kłócił się pan w poniedziałek z dyrektorem?
   - Tak. Tom, jego asystent, powiedział mi, że widział u Caleba dziwną umowę, poszedłem do niego i zacząłem wypytywać. Gdy wreszcie powiedział mi prawdę, że posiada taki dokument, zdenerwowałem się. Nie wywiązywanie się z umów w naszym wypadku grozi strasznymi konsekwencjami.
   - Chciał pan ukraść umowę, by...?
   - By ją spalić. Gdybyśmy jej nie mieli, sponsor nie może udowodnić, że takową z nim podpisaliśmy. Moglibyśmy udawać, że mają podróbkę, co by się udało, bo podpis Caleba na dokumencie ledwo przypominał jego podpis.
   - Ma pan może przy sobie telefon z tym zdjęciem?
   - Tak, mam.
   Wyciąga telefon z kieszeni, wyszukuje odpowiednią ikonę i wreszcie zdjęcie. Oboje z Loganem pochylamy się nad nim.
   Podpis Adamsa rzeczywiście nie przypomina jego podpisu, pamiętam go z dokumentów, które podpisywał podczas terapii.
   Logan patrzy na mnie i czeka, jakbym miała zweryfikować, czy to, co mówi Berley, jest prawdą.
   Wyciągam z mojej teczki na dokumenty kartkę. Jako praktykantka zawsze robiłam po dwie kopie dokumentów podpisywanych przez klientów, miało to pomóc uczciwości w firmie.
   Pokazuję tę kartkę Hendersonowi, a obok Daniel kładzie telefon. Teraz już wszyscy mamy pewność, że podpis na umowie ze sponsorem został nieudolnie podrobiony. Logan zamyka przesłuchanie.
   - Panie Berley, dziękujemy za pańską pomoc. Nie wzniesiemy przeciwko panu sprawy. Proszę tylko zostawić numer telefonu u nie opuszczać miasta.
   - Nie mam takiego zamiaru. Przecież muszę nadzorować premierę.
   - Proszę bacznie obserwować Madeline. - Mam nadzieję, że spełni moją prośbę.
   - Oczywiście, panno Bennett.
   Wychodzimy z pokoju. Adam i Diego oglądali przesłuchanie.
   - Detektyw Chase pojezie z panem, Berley. Proszę przekazać mu marynarkę.
   - Dobrze, detektywie.
   - Chodźmy. - Adam wskazuje reżyserowi drogę do windy.
   - Do widzenia! I dziękuję!
   Zamykają się za nimi drzwiczki. Wzdycham. Logan wygląda na zmęczonego i sfrustrowanego. Przeczesuje ręką swoje ciemne włosy. Taki widok chyba nie powinien mi się podobać, ale jednak podoba. Tak, jakbym widziała jego prawdziwe oblicze.
   - Chyba już nic z tego nie będzie - mówi brunet. - Przesłuchaliśmy wszystkich aktorów po trzy razy, wszyscy mają potwierdzone alibi.
   - A co z Madeline? - Próbuję znaleźć rozwiązanie tej sprawy.
   - Czysta. Pani Bonson ma alibi, jej mąż potwierdził, że przywiózł ją do pracy na dziewiętnastą, mamy też nagranie sprzed wejścia, na którym wjeżdżają swoim czarnym bmw - odpowiada Gomez.
   Chwila, coś się nie zgadza.
   Stoję przed tablicą i czytam wszystkie poszlaki, jakie znaleźliśmy. Skreślam nazwisko reżysera,przy nazwisku Madeline stawiam znak zapytania. To wszystko, co mamy.
   - Okay, to chyba koniec na dzisiaj - odzywa się Logan. - Możesz już iść do domu, Bennett.
   - Mogę jeszcze zostać, napisać raport.
   - Sam się tym zajmę. Dobranoc.
   Wzdycham. Wiem, że z nim nie wygram. Biorę z krzesła płaszcz i szalik.
   - Dobranoc, Diego.
   - Dobranoc, Rosie.
   Patrzę na Hendersona.
   - Dobranoc, szefie.
   Idę ku windzie. Jestem zmęczona, sama nie wiem czym.
   Opuszczam budynek policji, myśląc o ciepłej kąpieli i długim śnie.



****



   Nadal czuję, że coś przeoczyliśmy. Jakiś szczegół. 
   Zmierzam powoli ku szesnastemu posterunkowi, myśląc o sprawie. Przecież jej rozwiązanie nie może być aż tak trudne.
   Wzdycham. Po raz pierwszy od czasu mojej współpracy z NYPD czuję się bezradna.
   I bezużyteczna.
   Chłopcy mogą zdobywać nakazy i przesłuchiwać podejrzanych, kiedy tylko chcą. A ja? Jestem tylko konsultantką, mogę jedynie spekulować. I biegać po kawę.
   Zaciskam dłonie w pięści. Nienawidzę uczucia frustracji.
   Nagle koło mnie zatrzymuje się zielony volkswagen, z którego wysiada nie kto inny, jak Madeline Bonson i macha do mnie. Odmachuję jej lekko zdziwiona jej obecnością. Czy nie powinna być na próbie?
   - Rose, jak miło mi cię widzieć! Jak tam śledztwo? Macie już mordercę?
   - To poufne informacje, Madeline. Chociaż... Mogę ci powiedzieć, że mamy kogoś na oku.
   - Tak? Kogo?
   - Garderobianą. Miała dostęp do wszystkich rekwizytów, a dzięki zeznaniom żony Adamsa, Amy, wiemy, jaki miała motyw.
   - To dlaczego jej nie aresztujecie? - Albo mi się wydaje, albo przed chwilą Bonson odetchnęła z ulgą.
   - Czekamy. Możliwe, że sama się przyzna do popełnienia zbrodni.
   Madeline nonszalancko zerka na zegarek i z udawanym zaskoczeniem wydaje okrzyk.
   - Co, już tak późno? Przepraszam cię, Rose, ale bardzo się śpieszę. Dziękuję ci za rozmowę. Ciao!
   Patrzę, jak odjeżdża wzdłuż ulicy, zerkam na wyświetlacz telefonu. Udało się. Mam markę, kolor i numery rejestracyjne.
   Jeszcze raz zerkam w stronę ulicy, którą odjechała aktorka i uśmiecham się.
   Mam cię!
\   Niech tylko teraz Logan mi uwierzy.



****



   Co ona sobie myślała? Okłamywać podejrzaną i narażać na niebezpieczeństwo inną osobę? Czy ona się dobrze czuje?!
   - Robisz się coraz bardziej nieodpowiedzialna! Powinienem odsunąć cię od tej sprawy! - grzmi Logan, jest wściekły jak nigdy. - Dobrze, że znalazłaś dowód na Bonson, bo inaczej bym cię stąd wywalił!!
   Stoję przed nim, patrzę mu prosto w oczy i sama jestem wściekła. Zaciskam dłoń w pięść. Muszę się powstrzymać, by mu nie przywalić. Jeśli bym to zrobiła, na pewno by mnie wywalił, a tego nie chcę, bo wreszcie sprawa ruszyła do przodu.
   - Przepraszam, szefie. Chciałam tylko pomóc. - Zawstydzona spuszczam głowę.
   Wzdycha. Przeczesuje dłonią włosy, a moje serce zatrzymuje się na chwilę. Co się ze mną dzieje?
   - Co ja mam teraz z tobą zrobić? Nie mamy żadnych raportów do wypełnienia, a obiecałem twojemu wujkowi, że nie będziesz miała więcej niż dwa treningi w tygodniu. Idź do kapitana, Bennett. Niech teraz on się tobą zajmie, ja już nie mam sił.
  Jest mi trochę przykro z powodu jego słów, ale cieszę się, że mnie niczym nie ukarał.
   Dlaczego taka jesteś? Wspaniałomyślna, bystra, a jednocześnie tak młoda w tym wszystkim?
   Pukam do drzwi gabinetu Jonesa.
   - Proszę!
   Biorę głęboki wdech i wchodzę.
   - Dzień dobry, kapitanie.
   - A, to ty, Rose. Witaj. Proszę, usiądź.
   Siadam na krześle przed biurkiem. Jestem trochę zdenerwowana, bawię się bransoletkami. Oddychaj, Rose, oddychaj!
   - Znowu zatarg z Loganem, skarbie? - Patrzy na mnie ciepło, a jego głos mówi mi, bym się nie martwiła.
   - Tak, przepraszam. Nie powinnam okłamywać Bonson i narażać garderobiany. Chyba o tym nie pomyślałam.
   - Czy mogę wiedzieć, dlaczego to zrobiłaś?
   Jakby to wytłumaczyć?
   - Wczoraj detektyw Gomez wspomniał, że na nagraniu widać przyjeżdżającą do teatru Madeline w czarnym bmw. Byłam pewna, że podczas przesłuchania w czwartek odjechała innym samochodem. Dzisiaj udało mi się zdobyć dowód.
   - Bardzo dobrze, Rose. No cóż, nie odsunę cię od sprawy, w końcu to ty posunęłaś ją do przodu. Czy masz coś jeszcze? Jakieś domysły?
   Parzę w jego szczere, podobne do moich, szare oczy i wiem, że jak komu, ale jemu mogę zaufać.
   - Mam pewne podejrzenia. Panie kapitanie, kto przesłuchiwał męża pani Bonson?
   - Josha? Adam. Ma alibi. Pracuje jako informatyk w pewnej nowojorskiej firmie. Dlaczego pytasz? 
   - Muszę jeszcze raz zobaczyć nagranie, ale - zerkam na Bena - chyba wiem, kto jest naszym mordercą.



****



   - Nic tu nie widzę. - Logan stoi tuż za mną. Pewnie chce mnie kontrolować.
   - Jest, na pewno.
   - A może wreszcie się mylisz?
   Dlaczego musi być taki opryskliwy? Postanawiam go ignorować. Wpatruję się w ekran z nadzieją.
   Widziałam już wcześniej to ujęcie drogi upiora. Trzy lata temu podczas premiery i piosenki Christiny na ekranie za nią wyświetlono drogę upiora właśnie korytarzem koło gabinetu dyrektora.
   Teraz muszę to tylko udowodnić panu Czyste - Niebo.
   Jest! Po prawej stronie na ścianie pojawia się mały zielony znaczek. Uśmiecham się triumfalnie.
   - Zatrzymaj.
   Phil, gościu z technicznego, wykonuje polecenia. To jedyna osoba, nad którą mam chociaż cień władzy.
   - Zrób zbliżenie na prawą ścianę.
   Trzy stuknięcia i już.
   - Czy widzicie zielony znaczek?
   Mężczyźni robię wielkie oczy. Uśmiecham się jeszcze szerzej.
   - Co to takiego? - pyta Henderson.
   - Phil, wytłumaczysz moim kolegom? - podjudzam technika słodkim głosem. Rumieni się.
   - Ten znak oznacza nałożenie na nagranie kadru z innego nagrania. Oba są zsynchronizowane na tę samą godzinę, ale to nagranie, które widzimy, uległo poprawie: P.M. zmienione na A.M.
   - Rose, skąd wiedziałaś? - pyta Gomez.
   - Widziałam już to nagranie. Byłam na "Upiorze..."  kilka lat temu, gdzie je wykorzystano. Zadzwoniłam do Daniela. Potwierdził, że we wtorek skradziona została jedna z kopii. Zgłoszono to policji, ale zostało to zignorowane.
   - To wszystko jeszcze nie mówi nam, kto jest mordercą. - Czego on potrzebuje? Wielkiego neonu z napisem "morderca" nad postacią"?
   - Oto dowód, panie niedowiarku. - Jestem tak zła na bruneta, że aż cedzę słowa. - Phil, pokaż prawdziwe nagranie z kamery.
   Kolejne stuknięcia w klawiaturę i moi współpracownicy oglądają prawdziwy obraz, na którym Madeline wchodzi z bronią (kaliber 45) do gabinetu dyrektora, słychać trzy strzały i nasza zabójczyni opuszcza pokój.
   - To chyba dowód, nie uważasz, szefie? - zwracam się do Logana.
   Zaciska usta w wąską kreskę i wychodzi. Ma za swoje.
   - Świetna robota, Sherlocku Holmesie - chwali mnie Diego, a Adam po przyjacielsku ściska.
   - Tylko jak teraz łapiemy panią Bonson tak, by się nie połapała?
   - Mam już pewien pomysł - mówię. - Daniel zapewnił ochronę garderobianej, więc o nią nie musimy się martwić.
   - A co zrobił?
   - Wysłał ją na urlop. A Madeline złapiemy tak, jak ona z pomocą męża chciała oszukać nas. Na upiora. - Uśmiecham się.
   - To na co czekamy? - Gomez jest bardzo podekscytowany. - Jedźmy!
   - Nie dzisiaj.
   - Co???
   - Jest już późno, nie powinniśmy przerywać próby.
   - No to jutro?
   - Jutro teatr jest zamknięty dla tych, którzy nie przyszli na spektakle.
   - To co, poniedziałek?
   - Si, señor. Tylko potrzebujemy zgody detektywa Hendersona.
   Ben kładzie mi rękę na ramieniu.
   - Nie martw się, Rose. Załatwię to.
   Uśmiecham się do niego z wdzięcznością.
   - A więc, plan jest taki...



****



   Gdzie on jest? Spóźnia się.
   Jest prawie dwudziesta, za parę minut aktorzy rozpoczną pół godzinną przerwę, musimy przez ten czas wszystko przygotować. 
   Oby przez wydzieranie się na niego nie rozbolało mnie gardło.
   Phil, Adam, Diego, kapitan. Wszyscy już tu są oprócz naszego pana Czyste - Niebo.
   Dzwoni mój telefon.
   - Cześć, Amy. Jesteś już na miejscu?
   - Cześć, Rose. Tak, czekam przed drzwiami do sali, Daniel powinien mnie zaraz wpuścić.
   - Okay, my też niedługo będziemy.
   Rozłączam się.
   Gdzie on jest?
   Nadchodzi spacerkiem. Kurde, ma prawie dziesięć minut spóźnienia.
   - Cześć wam.
   - Dzień dobry.
   Mężczyźni witają się, ale ja nie podchodzę bliżej Logana. Jestem na niego zła.
   - Mogę wiedzieć, co cię zatrzymało, szefie? Masz dziesięć minut spóźnienia, a my możemy nie zdążyć wszystkiego zrobić! - Zamierzałam być spokojna, ale przy ostatnich słowach prawie krzyczę.
   - Spokojnie, Bennett, zdążymy. Przepraszam za spóźnienie, ale właśnie wprowadza się do mnie kobieta - wulkan, musiałam dopilnować, by niczego nie rozwaliła przy wnoszeniu dziesięć toreb ubrań - mówiąc to, patrzy na mnie.
   Zachowuję kamienną twarz, ale to mnie zaintrygowało. Jaka kobieta chciałaby z nim mieszkać? Poza jego siostrą, oczywiście.
   - Chodźmy już - ponaglam mężczyzn.
   Wchodzimy do pustej tera sali. Mamy pół godziny.
   - Phil, tam jest budka operatorska. Zajmij się nagraniem. - Uśmiecham się do chłopaka.
   - Oczywiście, Rose. - Również się uśmiecha, odchodząc we wskazanym przeze mnie kierunku.
   Napotykam wzrok Logana, który przypatruje mi się przez chwilę z dziwną, po czym złośliwie uśmiecha.
   Podchodzi do nas reżyser Berley i młoda kobieta.
   - Witam was. - Wymieniamy uściski dłoni. - To panna Isabella Dexou, nasza pianistka.
   Uśmiecham się do niej miło.
   - Bon apres - midi. Ravi de vous renconber? - mówię.
   - Bon apres - midi. Moi aussi - odpowiada z uśmiechem.
   Także Daniel się uśmiecha. Tylko Logan ma dziwną minę.
   - Panno Bennett, jest pani gotowa?
   - Tak, jestem. 
   Podchodzę wraz z Isabellą do fortepianu. Rozśpiewuję się, myśląc o minie Madeline, gdy ją złapiemy. Dostrzegam Amy. Wraz z Berleyem ustawiają świece na scenie.
   Jeszcze trochę i będzie po wszystkim.



****



   - Dziękujemy panu Berley'owi za udostępnienie nam sali. Cieszymy się, że możemy uczcić wspólnie Caleba Adamsa, dyrektora, znakomitego reżysera, oddanego przyjaciela. Cieszę się, że mam w was wsparcie. Mimo śmierci mojego męża, jestem szczęśliwa, że był on ważny nie tylko dla mnie, ale i dla was.  Dziękuję za wszystko! - Amy schodzi ze sceny, cichutko szlochając. 
   Tulę ją. Była taka dzielna. Teraz pora na Daniela.
   - Niech każdy z was weźmie w dłoń świeczkę, zapalcie je. Uczcijmy Caleba minutą ciszy.
   Wszyscy wykonują prośbę. zalega cisza. Szukam wzrokiem Bonson. Zauważam ją w drugim rzędzie po przeciwnej stronie. Jest ubrana na czarno, trochę dramatycznie, a jednocześnie idealnie do tego, co się zaraz wydarzy.
   Mija minuta.
   - Dziękuję. Panno Rose, zapraszam. - Kiwa na mnie dłonią.
   Wchodzę na podium koło mikrofonu. Isabella gra pierwsze takty, Phil za mną puszcza zdjęcia Caleba. Kolej na mnie.
   Śpiewam.
   Znam na pamięć wszystkie piosenki z "Upiora...", najbardziej lubię te śpiewane przez Christine. Dlatego ją wybrałam.
   Obserwuję Madeline. Stoi wyprostowana, nic nie świadczyłoby o jej winie, gdyby nie to, że co chwila zerka w stronę wyjścia. Diego jest tam dobrze ukryty.
   Rozbrzmiewają ostatnie takty, a za moimi plecami, na ekranie pojawia się Madeline z bronią.       Wszyscy są wstrząśnięci nagraniem. Madeline próbuje uciec, ale Diego jest szybszy, łapie kobietę, wykręca jej w miarę delikatnie ręce i zakuwa w kajdanki.
   - Madeline Bonson, jesteś aresztowana za zabójstwo Caleba Adamsa.
   Chase i Gomez wyprowadzają Bonson, a ja ląduję w ramionach Amy.
   - Dziękuję, Rose. Dziękuję.
   Oddaję jej uścisk.
   - Zawsze.



****



   - Music World of Theatre Company musi zapłacić teatrowi odszkodowanie za umowę, a Madeline za złożenie fałszywego podpisu pod nią kolejne lata do odsiadki - informuję Jonesa.
   - Świetna robota, Rose. 
   - Dziękuję, kapitanie. 
   Opuszczam jego gabinet i przystaję przy biurku Hendersona.
   Patrzę, jak prowadzą Bonson i jej męża. Josh za składanie fałszywych zeznań, manipulację dowodami i współudział dostanie jakieś dwadzieścia pięć lat. Madeline dożywocie.
   Chyba za bardzo zatopiłam się we własnych myślach, nie dostrzegam, kiedy podchodzi do mnie Logan.
   - Dobra robota, Bennett.
   - Dziękuję, szefie.
   Ściągam z tablicy wszystkie zdjęcia i chowam je do pudła oznaczonego jako sprawa 348/11. Pięć dni, by wsadzić za kratki swoją byłą nauczycielkę. Mam nadzieję, że już żadna sprawa nie będzie dotyczyła kogoś z moich dawnych czy obecnych znajomych (Rose nie przewidziała wredoty Cleo ^^ - przyp. aut.).
   - Bennett, chyba musimy porozmawiać.
   - Nie wydaje mi się, byśmy mieli o czym rozmawiać.
   Chyba jest wstrząśnięty moimi słowami.
   - Ja...
   - Logan!
   Odwracamy się w stronę korytarza, skąd dobiega śliczny, kobiecy głos. Ku nam biegnie dziewczyna, na widok której Logan uśmiecha się jak nigdy.
   Ściskają się na powitanie, a mnie ściska się żołądek. To ona? Jego dziewczyna, która się do niego wprowadziła?
   - I jak poszła przeprowadzka? W mieszkaniu jest już wszystko? - pyta Logan.
   - Tak. Miałam mały problem z upchaniem ostatniej porcji ubrań w szafie, ale sobie poradziłam. - Uśmiecha się do niego miło.
   Chcę odejść, patrząc na nich, czuję jakiś nieznany ciężar.
   Nie robię dwóch kroków, gdy Logan łapie mnie za nadgarstek i przyciąga z powrotem do nich.
   - Chciałbym ci kogoś przedstawić. Wreszcie. - Najpierw zwraca się do dziewczyny. Przy ostatnim słowie patrzy na mnie. Ma iskierki w oczach. O co chodzi?
   - To o niej ci opowiadałem. Poznaj Rose Bennett.
   Wyciągam dłoń ku nieznajomej.
   - Bardzo miło mi cię poznać.
   Zamiast uścisku dłoni ląduję w ramionach dziewczyny. Jest mojego wzrostu. A jestem jeszcze bardziej zdezorientowana.
   - Rosie, jak miło mi cię wreszcie poznać! Logan tyle mi o tobie opowiadał, mówił, że jesteś śliczna, ale kłamał! Jesteś przepiękna! Och, tak bardzo chciałabym dostąpić tego zaszczytu i móc zostać przyjaciółką tak niesamowitej osoby jak ty!
   Znad jej ramieniem zerkam na bruneta. Jego twarz nadal rozjaśnia uśmiech, oczy są tak pełne złota, że patrzenie w nie boli. Jest szczęśliwy. Dlaczego?
   - Och, musimy się dobrze poznać! Co powiesz na małe zakupy jutro? Mam nadzieję, że Logan nie zarzuca cię robotą.
   - Ale ja mam jutro wykłady...
   - To po szkole.
   - Powoli. - Logan się śmieje. - Chyba o czymś zapomniałaś. Nie przedstawiłaś się, hermana.
   Hermana? Logan zna hiszpański? Chwila. Hermana? Czyli, że...?
   - Nie przedstawiłam się? Naprawdę? Ale ze mnie gapa. Nazywam się Amelia Francesca Gwendolyn Henderson - Skye, ale wszyscy mówią mi Mia. Straszna sprawa z tymi imionami. A to podwójne nazwisko? Masakra. To był ostatni raz, gdy matka postawiła na swoim.
   Przybliżam się do Logana i szepczę:
   - O czym ona mówi?
   - Sama ci to wytłumaczy w swoim czasie.
   - Zawsze tyle mówi?
   Brunet uśmiecha się do mnie.
   - Zawsze.
   - ... nie umieli się zdecydować, jakby nie mogli mnie nazwać Hope albo Faith. A jak ty masz na drugie imię, Rose?
   Nie spodziewałam się pytania. Logan nadal stoi koło mnie. I patrzy tym swoim złocistym niebem prosto w moją szarość.
   - To proste, prawda, panno Bennett?
   On wie. Skąd?
   Nie trudno się domyśleć. 
   W końcu jestem RAE.

2 komentarze:

  1. Tak sobie przeleciałam ten rozdział i... ej, rzeczywiście! Kiedyś pisałaś bardzo dużo dialogów! Ale mnie to wcale nie przeszkadza C: dialogi są fajne. W ogóle to tak czytając to sobie... ejjj. Naprawdę polepszyłaś się w pisaniu. Masz teraz o wiele bardziej rozwinięte opisy. Podoba mi się to C:
    Ach, te początki Rogan. Tacy dla siebie wredni >D szczególnie Logan dla Rose.
    Upiór w operze, co? Uwielbiam. Wiesz, że jest polski musical Upiora? I tak bardzo zawsze chciałam na niego pojechać... umiem wszystkie polskie wersje piosenek do upiora ;c
    Mia jest tutaj boska XDDD. Taka rozgadana, szalona i otwarta. Normalnie aż przypomniała mi mnie. Wiesz? Ja ciebie i Abby też powitam takim wielkim hugiem XDDD! Aruś twierdzi, że jak kogoś ścisnę to mało płuca nie wychodzą, więc uważajcie! Ohohoho.
    Rozdział na pewno odrobinę gorszy, niż teraźniejsze, ale to wiadome, skoro to były początki. Sama końcówka była epicka C:
    Czekam na nowy rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też twierdzę, że moją lepszą stroną z czasem stały się opisy. A to dlatego, że odkryłam refleksje i spodobało mi się wplatanie ich w całość rozdziałów.
      Początki zawsze są trudne, szczególnie osób tak podobnych do siebie. Ale jak widać teraz, te początkowe niechęci stały się podstawą wspaniałego uczucia łączącego Rogan :)
      Nie mogę się doczekać, aż się spotkamy :D Tylko 2 tygodnie! <3

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń

Komentarze mile widziane :)