W dniu Zmartwychwstania Pańskiego
chcę życzyć Wam wspaniałych świąt w gronie rodziny,
smacznego jajka i mokrego dyngusa.
Ten rozdział jest dla Was!
smacznego jajka i mokrego dyngusa.
Ten rozdział jest dla Was!
Z wyrazami miłości,
Cleo M. Cullen
Dobre słowo jest łatwą przysługą
niewymagającą ani krzty poświęcenia,
a czasem wartą więcej niż
prawdziwy dobry uczynek.
~David Martin
~David Martin
Religia jest tym, co aż za często rządzi naszym światem. Wierzenie w bóstwa ma pomóc zrozumieć to, czego nie zdołała wytłumaczyć nauka. Nie wykluczają się, ale też nie są od zależne. Nauka wyjaśnia wiele, ale i zadaje wiele pytań. To na nie w religii szukamy odpowiedzi. Potrzebujemy też wiedzieć, że nasze miejsce na ziemi nie jest przypadkowe. Żyjemy na ziemi po coś, dla jakiegoś celu. Ktoś nas stworzył i dał nam zadanie. Różne wyznania tłumaczę inaczej powstanie świata, religie mają różne dogmaty i wierzenia. Nie każdy z ludzi wierzy bóstwa. Ateista nie wierzy w Boga - Ojca, Stwórcę, Najwyższego. Ale może wierzyć, że to Natura jest najwyższym bogiem. Być może żyjemy w świecie ludzkim, który jest przenikany przez świat duchów. Tyle wyznań, ilu ludzi. Ale nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że stawiając religię ponad wszystko inne, możemy stać się fanatykami. A trzeba wiedzieć, że każdy fanatyk religijny ma w sobie ziarno zła, które podlewane przez źle zinterpretowane wersy świętych ksiąg zaczyna kiełkować i niszczyć serca, które zainfekował. Religia ma również tę mroczną stronę. Musimy ją zaakceptować, inaczej pozwolimy na morderstwa, porwania, grabieże w imię czegoś, co tak naprawdę nie istnieje i nigdy nie istniało.
Zastanawiam się, co kierowało mordercą agentki Ford. Była przed śmiercią torturowana, co daje wyraz o sadyzmie zabójcy. Nie dopuścił się gwałtu, więc odpada opcja o defraudacji seksualnej. Najwidoczniej nie miał żadnych fantazji, które chciał urzeczywistnić poprzez wykorzystanie Kelsie. Pozostaje jedna opcja: psychopatyzm. Czerpanie radości z czyjegoś bólu, znęcanie się fizyczne i psychiczne, obojętność, opanowanie, precyzja, a jednocześnie szaleństwo. Aktorskie zdolności godne Oscara za którego Leonardo DiCaprio byłby skłonny zabić. Dlaczego Kelsie zginęła? Co takiego odkryła, że kosztowało ją to życie?Spoglądam przez weneckie lustro. Logan i Matt kończą przesłuchanie Roth'a. Przyznał się do znajomości z denatką, co więcej - odkrył jej prawdziwą tożsamość. Wiedział, że ma szpiega w swoim najbliższym otoczeniu. To może być motyw.
Jednak coś w Manuelu mi nie pasuje. Wydaje się być naprawdę zaskoczony wieścią o śmierci Ford. Zachowuje się teraz zupełnie inaczej niż na początku rozmowy - uśmiech zniknął, zastąpiony przez cień bólu. W jego oczach lśnią łzy, które nie mogą być udawane. Odpowiada na pytania, ale bardzo często łamie mu się głos. W mojej głowie pojawia się myśl, że być może to nie przywódca wiccan jest mordercą, a jego wcześniejsza postawa była formą ochrony przed prawdą.
Już wiem, co w nim widzę poza bólem i smutkiem. Pomimo tego, że znał prawdziwą tożsamość Kelsie, nie kazał usunąć jej z grupy, a wciąż trzymał ją blisko siebie. Z materiałów, którymi podzielili się z nami federalni jasno wynika, że agentka stale była obecna u boku Roth'a, brała udział we wszystkich rytuałach, a nawet została przez niego wprowadzona do firmy ubezpieczeniowej, którą zarządza. Manuel Roth zakochał się w Kelsie Ford, a prawda o niej nie była przeszkodą dla jego miłości.
Mam ochotę podzielić się postrzeżeniami z agentką Byron, ale właśnie z kilkoma podwładnymi sprawdza członków grupy religijnej i finanse firmy Roth'a, każda dziura lub nagła transakcja może potwierdzać moją wcześniejszą teorię.
Ale co, jeśli się pomyliłam?Co, jeśli za śmiercią Kelsie nie stoją wiccanie? Kogo powinniśmy podejrzewać?
Wsłuchuję się w pytania, które padają po drugiej stronie lustrzanej tafli.
- Panie Roth, czy może nam pan powiedzieć, czy Kelsie miała jakiś wrogów w pańskiej grupie?
Manuel kręci przecząco głową, jest tak przeraźliwie smutny, że to nie może być udawane. Nawet najlepszy aktor nie odda uczuć tak dobrze, jeśli w danej chwili ich zwyczajnie nie czuje.
- Nie wiem. - Wzdycha ciężko. - Większość z nas zorientowała się, że być może udaje kogoś, kim tak naprawdę nie jest. - Uśmiecha się blado, wspominając. - Pamiętam, jak przyszła na swoje pierwsze spotkanie i się przedstawiła. Gaia Forest. Od razu wzbudziła tym podejrzenia. Wiccanie to także ludzie, panowie. - Spogląda na Logana, później przenosi wzrok na Matta. - Nosimy zwyczajne imiona i nazwiska, nie wyróżniamy się tym zbytnio. Ten, kto tworzył dla Gai, znaczy się Kelsie, tożsamość, chyba lekko przesadził i z naszej grupy religijnej zrobił sektę.
Przetwarzam słowa ubezpieczyciela i czegoś nie rozumiem. Kim jest osoba, która przygotowywała Kelsie do pracy pod przykrywką? Nie Matt. Z tego, co zdołałam zaobserwować, Robben wydaje się być profesjonalistą, nie popełniły błędu przy tworzeniu fałszywej tożsamości. Więc kto to zrobił?
Nie mając co zarzucić Roth'owi, kuzyni puszczają go wolno, proszą jednak, by nie opuszczał miasta. I wtedy Manuel nas zaskakuje.
- Czy... - jąka się - Czy będę mógł uczestniczyć w pogrzebie Kelsie? - pyta, a mężczyźni siedzący naprzeciwko niego wymieniają ze sobą spojrzenia. - Mimo kłamstwa, którym uraczyła mnie ta kobieta, zakochałem się w niej, oficjalnie byliśmy parą. Czy będzie w tym coś złego?
Matt wzdycha, po czym zabiera głos.
- Ford była agentką federalną, zostanie więc pochowana ze wszystkimi zaszczytami. - Roth kiwa głową na znak, że rozumie. - To od jej rodziny zależy, czy będzie pan się mógł pojawić. - Na twarzy Robben pojawia się zrozumienie, które może towarzyszyć jedynie osobie podzielającej w całej istocie ten ból. - Jeśli wyrażą zgodę, radzę zapełnić porządnie bak lub odkładać na bilet. Waszyngton nie jest aż tak blisko, jak się wszystkim wydaje.
Agent ubezpieczeniowy kolejny raz kiwa głową, a Henderson i jego kuzyn opuszczają pokój przesłuchań. Spotykam się z nimi na korytarzu, obaj mają zamyślone wyrazy twarzy i wyglądają bardzo podobnie, choć twarz Matta widzę lepiej - jest tego samego wzrostu co ja na obcasach.
- Co o tym myślisz, Rosie? - pyta mnie Logan.Spoglądam na zatrzaśnięte drzwi, Roth wciąż zbiera się w sobie, by wyjść z pokoju, chyba dopiero teraz, gdy spędził na posterunku trochę czasu, dotarła do niego w pełni informacja o tym, że Kelsie nie żyje.
- Nie on jest naszym mordercą - stwierdzam. - Podczas waszej rozmowy nie zauważyłam żadnych oznak kłamstwa. Naprawdę był smutny, niczego nie próbował zataić. - Czyli jego reputacja czyni go gorszym, niż jest w rzeczywistości. - Ale coś mi podpowiedział. Matt - zwracam się do agenta - to nie ty wprowadzałeś Kelsie w świat wiccan, zgadza się?
- Nie, to nie byłem ja. Zajmowałem się wtedy sprawą w Austin, przyleciałem do Nowego Jorku wczoraj wieczorem, o śmierci Kelsie dowiedziałem się chwilę przed wylotem, choć o niej samej dużo mówiło się w Quantico.Robben mówi prawdę. Ale pytanie wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Idziemy w trójkę do otwartej części biura, gdzie Byron i jej ludzie oraz Adam i Diego sprawdzają finanse członków grupy. Mam coraz większe przeczucie, że za śmiercią Kelsie nie stoją wiccanie, to nie jej przykrywka ją zabiła. Coś nam umyka, ale co?
- Chase! - Logan woła blondyna do nas. - Sprawdź alibi Manuela Roth'a, upewnij się, że wieczór i noc sprzed dwóch dni spędził w hotelu w Soho na przyjęciu zaręczynowym siostry
Adam odchodzi, a my zbliżamy się do Amandy. Mężczyźni streszczają jej przebieg przesłuchania, a ja obserwuję agentów przy pracy. Dostrzegam zdjęcia czterech magazynów z solą. Czyli ten trop podłapali, powinni dość szybko znaleźć miejsce, w którym zamordowano Ford. Ślady krwi po przecięciu szyi musiały osiąść nie tylko na soli, ale także na podłodze. Może znajdą się tam odciski zabójcy. Śledztwo posuwa się do przodu.
- Agentko Byron - zagaduję nieśmiało - kto przygotowywał Kelsie do życia pod przykrywką? - Wymieniam z Loganem spojrzenie, dobrze wie, co chcę powiedzieć. - Podejrzewamy, że mógł popełnić poważny błąd w tworzeniu nowej tożsamości Ford i tym samym zesłać na nią niebezpieczeństwo.
- O czym wy mówicie? - Amanda nie za bardzo skupia się na moich słowach, wpatruje się w bilingi członków grupy. - Przecież dobrze wiemy, że to któryś z wiccan, dlaczego na siłę chcecie wplątać w to jeszcze profesora Rockwooda?
- Profesora Rockwooda? Adriana Rockwooda? - Matt prycha. - To sobie znaleźliście idealnego eksperta, nie ma co.
Amanda patrzy na niego twardo, jej usta zaciskają się w wąską kreskę. Nie podoba jej się postawa Robbena, mnie tez ona razi, ale najwidoczniej Matt ma powód, by zachowywać się w ten sposób w stosunku do Byron, co i tak mu nie przystoi - nie jest w żadnej z siedzib FBI, ale na jednym z posterunków nowojorskiej policji.
- Chcieliśmy zwerbować pana, agencie Robben - odpowiada kobieta - ale dobitnie dał nam pan do zrozumienia, że ta sprawa to ujma dla pana tytułu, nie chce się pan zajmować tą sprawą, poza tym jest pan zajęty w stolicy.
Zerkam zdezorientowana na Logana, który pochyla się i szepcze mi do ucha:
- Matt ma doktorat z religioznawstwa.
Co oznacza, że sam jest mianowany tytułem akademickim. Ale wciąż nie rozumiem, dlaczego sprawa wiccan miałaby być ujmą dla tytułu.
- Nie chciałem się zgodzić, bo jestem od tłumaczenia religijnych zawiłości, a nie szukania dowodów łapówkarstwa wikańskiego agenta ubezpieczeniowego - tłumaczy młodszy brunet. - Ale myślałem, że skorzystała pani z mojej rady i poradziła się profesora Ronalda Gatsby'ego z PSU*.
Domyślam się, że to tę uczelnię ukończył Robben, zanim trafił do Quantico. Choć właściwie jest młody, ma dwadzieścia siedem lat. Czyżby uczył się na dwóch uczelniach jednocześnie? Godne podziwu. Że też chciało mu się tak krążyć po kraju**, musiało go to kosztować mnóstwo pracy.
- Niestety, profesor Gatsby nie chciał słyszeć o kolaboracji z federalnymi, a nam kończył się czas.
- Rozumiem to. Chcę tylko powiedzieć, że profesor Rockwood mógł specjalnie stworzyć dla Kelsie łatwą do zdemaskowania tożsamość.
Podejrzenie Robbena wywołuje niemałe zaskoczenie u agentki Byron. Kobieta patrzy po naszej trójce z niedowierzaniem.
- O czym wy mówicie? Twierdzicie, że profesor miał jakiś swój ukryty motyw, dlatego zgodził się nam pomóc? Że wykorzystał moją agentkę do własnych celów?
Dzwoni telefon Logana, przeprasza nas, odchodzi na bok i odbiera. Między agentami trwa wzrokowa wojna, ale nie przypomina tej wojny, którą ja prowadziłam z Loganem - my wpatrywaliśmy się w siebie z czułością, tutaj dostrzegam tylko złość i niechęć. Postanawiam przerwać tę bitwę, zanim Amanda rzuci się brunetowi do oczu.
- Podejrzewamy, że profesor Rockwood mógł mieć w przeszłości jakiś zatarg z Roth'em, a teraz się odegrał.
- Zabijając Kelsie?!
Wzburzenie agentki jest całkowicie zrozumiałe - straciła jedną z najlepszych. Mimo że dowodzi różnymi ludźmi w zależności od sprawy swojego wydziału, widzę po niej, że była z Ford nie tylko na stopie zawodowej, ale także prywatnie utrzymywały dobre stosunki i kontakt. W oczach Amandy dostrzegam łzy, po raz pierwszy od chwili poznania zdaje mi się być prawdziwym człowiekiem, a nie pozbawionym uczuć robotem będącym na usługach rządu.
Ignoruję jej pytanie, nie chcę szukać odpowiedzi, bo nie wiem, czy nasza teoria jest choć trochę prawdopodobna.
- Czy sprawdziliście profesora Rockwooda przed wcieleniem go do zespołu przygotowawczego? - pytam.
- Nie. - Głos Byron znowu jest obojętny, dość szybko ukryła swoje uczucia za maską. W końcu jest profesjonalistką, nie może reagować emocjonalnie, bo to właśnie emocje zdradzają nas w chwilach potencjalnego zagrożenia. - Nie mieliśmy na to zbyt dużo czasu, stolica nas poganiała, znaleziono jakieś nieścisłości w dokumentach firmy Roth'a. Musieliśmy jak najszybciej to wyjaśnić, by większa liczba ludzi nie została czasem oszukana. Poza tym myśleliśmy, że to nieszkodliwy pracownik akademicki dobry w tym, co robi. Zajmiemy się tym jednak teraz.
- Moi ludzie mogą to zrobić. - U mojego boku pojawia się Logan, ma zacięty wyraz twarzy. - Dzwoniła nasza patolog. Sprawdziła DNA z naskórka znalezionego pod paznokciem ofiary i włos - oba wyniki wskazały na Adriana Rockwooda.
Czyli mordercę już mamy. Muszę przyznać, że Rockwood nie ejst aż taki głupi - w dość prosty sposób narzucił nam trop na grupę religijną, sam pozostał poza wszelkim podejrzeniem, przynajmniej do czasu. Szkoda, że nie zadbał o zatarcie śladów, mógł przecież zabić w rękawiczkach. Gdyby nie Manuel Roth i jego wyjaśnienia dotyczące odkrycia szpiega, a także pytania Matta, może nie dowiedzielibyśmy się z Loganem o kimś takim jak profesor Adrian Rockwood, dopóki Sue nie zbadałaby śladów na denatce.
- Niech to zrobią. - Henderson rusza na poszukiwanie Chigi. - Agencie Robben, pojedzie pan po Rockwooda, proszę ze sobą zabrać dwóch moich ludzi. - Matt kiwa głową na znak zrozumienia, po czym również odchodzi. - A teraz pojedziecie do tych czterech magazynów - zwraca się do agentów, którzy pozostali w biurze - znajdziecie mi miejsce zbrodni. Do dzieła.
Obserwuję w milczeniu, jak pomieszczenie pustoszeje, zapada cisza, którą zakłóca jedynie bicie zegara.
Stojąca obok mnie Byron naciska palcami nasadę nosa i pyta mnie cicho:
- Myśli pani, że długo to jeszcze potrwa?
Posyłam w jej stronę kojący uśmiech.
- Myślę, że koniec jest bliski.
****
Swego czasu dość często obserwowałam ludzi i nie miało to nic wspólnego ze studiami psychologicznymi. W czasach liceum codziennie jeździłyśmy wraz z Kate metrem do szkoły na drugi koniec Manhattanu. Podczas jazdy przypatrywałyśmy się innym pasażerom. Stworzyłyśmy wtedy cztery grupy, do których szufladkowałyśmy ludzi. Pierwsza grupa to byli ludzi mili - ci, co to uśmiechali się do każdego od samego rana, co czasami bywało dziwnie podejrzane. Druga grupa - ponuraki i snoby rzucające nieprzyjemne spojrzenia każdemu, kto się nawinął. Trzecia grupa - przystojniacy, na widok których i mnie, i mojej przyjaciółce wykwitały rumieńce na twarzy. Czwarta grupa - umalowane aż za mocno lalunie udające miłe, a tak naprawdę obgadujące kogo popadnie i do tego wybuchające nagłym, przypominającym odgłos rżenia konia śmiechem. Pod uwagę nie brałyśmy dzieci ani bezdomnych żebrzących w wagonach. To było dziecinne, przyznaję, ale nauczyło mnie dostrzegać pewne zachowania. Czas pokazał, że człowieka nie da się umieścić w jednej szufladzie, bo nie ma takiej, do której pasowałby całym sobą.
Patrzę przez lustro weneckie na profesora Rockwooda i upewniam się w tej teorii.
Pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany we flanelową koszulę, narzuconą na nią brązową marynarkę i czarne spodnie przypomina poczciwego wykładowcę akademickiego, który, jeśli uważa swoich studentów za idiotów, nie okazuje tego. Swoim uśmiechem pewnie poprawiał humor, pewnie żartował podczas zajęć ze swoimi słuchaczami. Takie sprawia wrażenie. Ale jest ono złudne. Profesor nerwowo obraca obrączkę na palcu, wpatrując się przy tym w drzwi do pomieszczenia, jest spięty. Jakby czuł się winny. Na jego szyi wyraźnie pulsuje żyła.
Do pokoju wchodzą Logan i Matt. Detektyw kładzie na stole teczkę i zasiada naprzeciwko mężczyzny, agent zaś opiera się o ścianę przy drzwiach i wpatruje obojętnym wzrokiem w Rockwooda.
- Jestem detektyw Logan Henderson, a to agent Matt Robben, którego pan już poznał.
Nienawistne spojrzenie rzucone młodszemu z brunetów każe mi podejrzewać, że kuzyn mojego chłopaka miał niezbyt przyjazną współpracę nie tylko z agentką Byron.
Patrzę przez lustro weneckie na profesora Rockwooda i upewniam się w tej teorii.
Pięćdziesięcioletni mężczyzna ubrany we flanelową koszulę, narzuconą na nią brązową marynarkę i czarne spodnie przypomina poczciwego wykładowcę akademickiego, który, jeśli uważa swoich studentów za idiotów, nie okazuje tego. Swoim uśmiechem pewnie poprawiał humor, pewnie żartował podczas zajęć ze swoimi słuchaczami. Takie sprawia wrażenie. Ale jest ono złudne. Profesor nerwowo obraca obrączkę na palcu, wpatrując się przy tym w drzwi do pomieszczenia, jest spięty. Jakby czuł się winny. Na jego szyi wyraźnie pulsuje żyła.
Do pokoju wchodzą Logan i Matt. Detektyw kładzie na stole teczkę i zasiada naprzeciwko mężczyzny, agent zaś opiera się o ścianę przy drzwiach i wpatruje obojętnym wzrokiem w Rockwooda.
- Jestem detektyw Logan Henderson, a to agent Matt Robben, którego pan już poznał.
Nienawistne spojrzenie rzucone młodszemu z brunetów każe mi podejrzewać, że kuzyn mojego chłopaka miał niezbyt przyjazną współpracę nie tylko z agentką Byron.
- Miło mi. Czy może mi pan powiedzieć, co ja tutaj robię? Powinienem być teraz w drodze do Bostonu, na tamtejszym uniwersytecie stanowym mam gościnnie poprowadzić wykład.
- Dzisiaj pan tego nie uczyni. - Henderson wyjmuje z teczki notatki i rozkłada je przed sobą, po czym sięga po zdjęcie denatki z miejsca zbrodni i pokazuje je profesorowi. - Słyszał pan już o śmierci Kelsie Ford, którą przygotowywał pan do pracy pod przykrywką?
Adrian bierze fotografię do ręki.
- Tak, słyszałem. To straszne. Religie powinny nieść pokój, nie śmierć i wojnę. To dlatego tu jestem? Pomogę złapać mordercę Kelsie, ona nie powinna ginąć w taki sposób. Nikt nie powinien.
Logan uśmiecha się lekko.
- Skoro jest pan tak skory do pomocy, to proszę nam powiedzieć, dlaczego zabił pan agentkę Ford?
Mężczyzna wytrzeszcza oczy na detektywa, po czym wybucha histerycznym śmiechem.
- Że co proszę? - Wpatruje się w Hendersona z niedowierzaniem. - Twierdzicie, że to ja zabiłem Kelsie? Niby jaki miałbym ku temu powód?
Matt odrywa się od ściany i podchodzi do stołu. Nie odrywając wzroku od podejrzanego, zasiada po lewicy kuzyna. To jego piorunujące spojrzenie drażni profesora, sprawia, że ten czuje się nieswojo i odwraca wzrok, przenosi go na chwilę na szkło, mogę się wtedy dobrze przyjrzeć jego twarzy.
Poza niedowierzaniem wywołanym pytaniem mojego chłopaka, dostrzegam smutek, który przejawia się u prawie każdego, kto znał denata oraz poczucie winy tak wielkie, tak przytłaczające, że Adam momentalnie, możliwe że nieświadomie, garbi się. Towarzyszy temu ciężkie westchnienie.
- Nie miałem kontaktu z Ford od czasu przygotowania jej do pracy pod przykrywką.
- Którą źle pan odbyła. To przygotowanie to była ściema.
Oskarżenie Robbena trafia w mężczyznę niczym zatruta strzała.
- Jak pan śmie zarzucać mi niekompetencję?! - grzmi Rockwood, jego twarz czerwienieje. - Zacząłem wykładać, gdy pana jeszcze na świecie nie było!
Tu mogłabym polemizować. To prawda - Matt nie wygląda na swoje dwadzieścia siedem lat - ale też nie wygląda jak nastolatek. A raczej w wieku dwudziestu trzech lat nie zostaje się profesorem.
- Wiem tak dużo o wszelkich religiach, że obudzony w środku nocy jestem w stanie wymienić trzydzieści hinduskich bóstw! - Chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że takie przechwalanie się nie pokazuje go w zbyt dobrym świetle i w ogóle nie czas na to. - Nigdy nie wprowadziłem nikogo w błąd, jeśli chodzi o wiedzę z zakresu religioznawstwa!
- Naprawdę? - Tym sarkastycznym zapytaniem Matt zdobywa u mnie plusa. - Gdyby tak rzeczywiście było, nie stworzyłby pan postaci o wdzięcznym imieniu Gaia Forest.
- Przecież to normalne imię i nazwisko!
- Ale nie połączone. Razem, tworząc całość, wzbudzają podejrzenia. Agentka Ford została rozpoznana jako szpieg już w pierwszym tygodniu dołączenia do grupy. Wie pan, co ją uratowało przed całkowitym zdemaskowaniem? Miłość. Manuel Roth, którego pan nienawidzi za to, że nie wypłacił panu odszkodowania i na którym chciał się pan zemścić, zakochał się w agentce federalnej, którą chciał pan wykorzystać. Wszystko obróciło się przeciwko tobie, profesorze.
- O czym wy, do jasnej cholery, mówicie?! Nie zabiłem Kelsie!
- Znalezione w pana mieszkaniu narzędzie zbrodni mówi coś innego. - Logan wyciąga kolejną fotografię - ta przedstawia nóż - i kładzie przed mężczyzną. - Jestem pewien, że badania w laboratorium wykażą zgodność krwi z noża z krwią agentki Byron.
Rockwood kiwa głową podłamany, już wie, że jest na straconej pozycji, a Matt zadaje ostateczny cios.
- Pensja akademicka nie jest zbyt wysoka, wiem o tym. A pan chciał mieć tyle pięknych rzeczy. Skąd wziąć na to pieniądze i to szybko? Napad na bank nie wchodzi w rachubę, za dużo zamieszania. Ale od czego jest ubezpieczenie? Wymyślił pan, że doprowadzi do stłuczki i zażąda odszkodowania. Ale Manuel Roth nie jest taki głupi, odkrył, że stłuczka nie była przypadkiem, dlatego postanowił nie wypłacać pieniędzy. Do pańskiej informacji - w regulaminie agencji i w ogóle w prawie ubezpieczeniowym istnieje odpowiedni paragraf na zachowanie takie jak pańskie. Wracając - nie otrzymał pan pieniędzy, więc nie mógł pan sobie pozwolić na zachcianki. I w tym momencie wszelkie bóstwa pokazały swoją moc - zgłosiło się do pana FBI z prośbą o konsultację w przygotowaniu sprawy przeciwko Roth'owi. Toż to było jak gwiazdka z nieba. Nie dość, że mógł się pan poszczycić rolą eksperta, to jeszcze zmanipulował pan agentkę, by ta wykradła dokumenty pana sprawy i zastąpiła innymi z pozytywnym rozpatrzeniem. Ale ona nie chciała później tego zrobić, prawda? Ona również się zakochała.
Rockwood opiera głowę na dłoniach. Tak wygląda człowiek pozbawiony skrupułów i pokonany przez prawdę. Chciałabym mu współczuć. Ale to morderca. Pozbawił życia niewinną kobietę, czekać go już może tylko więzienie.
- Więc się z nią spotkałeś, zacząłeś jej grozić, później bić, aż w końcu z wściekłości ją zamordowałeś, po czym na jej czole wyryłeś triquetrę, by zrzucić podejrzenie na wiccan.
Widzę, że Robben chciałby zwracać do profesora z szacunkiem, ale go do niego nie ma, jest jedynie obrzydzenie. Wszystkim, co mieliśmy na Rockwooda, były jedynie domysły i bilingi. Przyszła pora na spowiedź.
- Miała zrobić tylko tyle, nic więcej, a nie potrafiła. Bo dopadła ją miłość! Choroba głupców! Ale nie chciałem jej zabić, jedynie nastraszyć, dlatego przywiązałem ją do krzesła. Po prostu tak wyszło.
Po prostu tak wyszło, cóż poradzić, człowiek zginął. W tym momencie także ja tracę cały swój szacunek do tego mężczyzny.
Logan wstaje z miejsca, otwiera drzwi i woła funkcjonariusza.
- Zabierz go do aresztu, gdzie jego miejsce. Sprawiedliwość dopadnie każdego.
- Dzisiaj pan tego nie uczyni. - Henderson wyjmuje z teczki notatki i rozkłada je przed sobą, po czym sięga po zdjęcie denatki z miejsca zbrodni i pokazuje je profesorowi. - Słyszał pan już o śmierci Kelsie Ford, którą przygotowywał pan do pracy pod przykrywką?
Adrian bierze fotografię do ręki.
- Tak, słyszałem. To straszne. Religie powinny nieść pokój, nie śmierć i wojnę. To dlatego tu jestem? Pomogę złapać mordercę Kelsie, ona nie powinna ginąć w taki sposób. Nikt nie powinien.
Logan uśmiecha się lekko.
- Skoro jest pan tak skory do pomocy, to proszę nam powiedzieć, dlaczego zabił pan agentkę Ford?
Mężczyzna wytrzeszcza oczy na detektywa, po czym wybucha histerycznym śmiechem.
- Że co proszę? - Wpatruje się w Hendersona z niedowierzaniem. - Twierdzicie, że to ja zabiłem Kelsie? Niby jaki miałbym ku temu powód?
Matt odrywa się od ściany i podchodzi do stołu. Nie odrywając wzroku od podejrzanego, zasiada po lewicy kuzyna. To jego piorunujące spojrzenie drażni profesora, sprawia, że ten czuje się nieswojo i odwraca wzrok, przenosi go na chwilę na szkło, mogę się wtedy dobrze przyjrzeć jego twarzy.
Poza niedowierzaniem wywołanym pytaniem mojego chłopaka, dostrzegam smutek, który przejawia się u prawie każdego, kto znał denata oraz poczucie winy tak wielkie, tak przytłaczające, że Adam momentalnie, możliwe że nieświadomie, garbi się. Towarzyszy temu ciężkie westchnienie.
- Nie miałem kontaktu z Ford od czasu przygotowania jej do pracy pod przykrywką.
- Którą źle pan odbyła. To przygotowanie to była ściema.
Oskarżenie Robbena trafia w mężczyznę niczym zatruta strzała.
- Jak pan śmie zarzucać mi niekompetencję?! - grzmi Rockwood, jego twarz czerwienieje. - Zacząłem wykładać, gdy pana jeszcze na świecie nie było!
Tu mogłabym polemizować. To prawda - Matt nie wygląda na swoje dwadzieścia siedem lat - ale też nie wygląda jak nastolatek. A raczej w wieku dwudziestu trzech lat nie zostaje się profesorem.
- Wiem tak dużo o wszelkich religiach, że obudzony w środku nocy jestem w stanie wymienić trzydzieści hinduskich bóstw! - Chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że takie przechwalanie się nie pokazuje go w zbyt dobrym świetle i w ogóle nie czas na to. - Nigdy nie wprowadziłem nikogo w błąd, jeśli chodzi o wiedzę z zakresu religioznawstwa!
- Naprawdę? - Tym sarkastycznym zapytaniem Matt zdobywa u mnie plusa. - Gdyby tak rzeczywiście było, nie stworzyłby pan postaci o wdzięcznym imieniu Gaia Forest.
- Przecież to normalne imię i nazwisko!
- Ale nie połączone. Razem, tworząc całość, wzbudzają podejrzenia. Agentka Ford została rozpoznana jako szpieg już w pierwszym tygodniu dołączenia do grupy. Wie pan, co ją uratowało przed całkowitym zdemaskowaniem? Miłość. Manuel Roth, którego pan nienawidzi za to, że nie wypłacił panu odszkodowania i na którym chciał się pan zemścić, zakochał się w agentce federalnej, którą chciał pan wykorzystać. Wszystko obróciło się przeciwko tobie, profesorze.
- O czym wy, do jasnej cholery, mówicie?! Nie zabiłem Kelsie!
- Znalezione w pana mieszkaniu narzędzie zbrodni mówi coś innego. - Logan wyciąga kolejną fotografię - ta przedstawia nóż - i kładzie przed mężczyzną. - Jestem pewien, że badania w laboratorium wykażą zgodność krwi z noża z krwią agentki Byron.
Rockwood kiwa głową podłamany, już wie, że jest na straconej pozycji, a Matt zadaje ostateczny cios.
- Pensja akademicka nie jest zbyt wysoka, wiem o tym. A pan chciał mieć tyle pięknych rzeczy. Skąd wziąć na to pieniądze i to szybko? Napad na bank nie wchodzi w rachubę, za dużo zamieszania. Ale od czego jest ubezpieczenie? Wymyślił pan, że doprowadzi do stłuczki i zażąda odszkodowania. Ale Manuel Roth nie jest taki głupi, odkrył, że stłuczka nie była przypadkiem, dlatego postanowił nie wypłacać pieniędzy. Do pańskiej informacji - w regulaminie agencji i w ogóle w prawie ubezpieczeniowym istnieje odpowiedni paragraf na zachowanie takie jak pańskie. Wracając - nie otrzymał pan pieniędzy, więc nie mógł pan sobie pozwolić na zachcianki. I w tym momencie wszelkie bóstwa pokazały swoją moc - zgłosiło się do pana FBI z prośbą o konsultację w przygotowaniu sprawy przeciwko Roth'owi. Toż to było jak gwiazdka z nieba. Nie dość, że mógł się pan poszczycić rolą eksperta, to jeszcze zmanipulował pan agentkę, by ta wykradła dokumenty pana sprawy i zastąpiła innymi z pozytywnym rozpatrzeniem. Ale ona nie chciała później tego zrobić, prawda? Ona również się zakochała.
Rockwood opiera głowę na dłoniach. Tak wygląda człowiek pozbawiony skrupułów i pokonany przez prawdę. Chciałabym mu współczuć. Ale to morderca. Pozbawił życia niewinną kobietę, czekać go już może tylko więzienie.
- Więc się z nią spotkałeś, zacząłeś jej grozić, później bić, aż w końcu z wściekłości ją zamordowałeś, po czym na jej czole wyryłeś triquetrę, by zrzucić podejrzenie na wiccan.
Widzę, że Robben chciałby zwracać do profesora z szacunkiem, ale go do niego nie ma, jest jedynie obrzydzenie. Wszystkim, co mieliśmy na Rockwooda, były jedynie domysły i bilingi. Przyszła pora na spowiedź.
- Miała zrobić tylko tyle, nic więcej, a nie potrafiła. Bo dopadła ją miłość! Choroba głupców! Ale nie chciałem jej zabić, jedynie nastraszyć, dlatego przywiązałem ją do krzesła. Po prostu tak wyszło.
Po prostu tak wyszło, cóż poradzić, człowiek zginął. W tym momencie także ja tracę cały swój szacunek do tego mężczyzny.
Logan wstaje z miejsca, otwiera drzwi i woła funkcjonariusza.
- Zabierz go do aresztu, gdzie jego miejsce. Sprawiedliwość dopadnie każdego.
****
Chłodna noc zapadła nad miastem. Stoję przy oknie i wpatruję się w niebo, szukając na nim gwiazd. Salon jest dobrze oświetlony, z głośników wieży płynie cicho ballada, Logan pakuje naczynia po kolacji do zmywarki. Panuje spokój, który za chwilę zagłuszy maszyna. Na stoliku swoje miejsce znalazły kieliszki do wina zapełnione w połowie czerwonym płynem.
Jestem w tym miejscu, w którym powinnam być.
Rozlega się dźwięk napuszczonej wody, zmywarka rozpoczyna swoją pracę.
Od tyłu obejmują mnie silne ramiona, ciemnowłosa głowa znajduje dla siebie miejsce na moim barku, czuję jej ciężar. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
- O czym myślisz, kochanie? - pyta mnie szeptem. Kładę dłoń na obejmującej mnie ręce i wtulam się bardziej w bruneta.
- O tej sprawie. Jak na naszą ostatnią nie musiałam robić zbyt wiele, czuję się taka nieusatysfakcjonowana. Nie zadowala mnie mój wkład w jej rozwiązanie. Jakbym zrobiła za mało.
- Nie wszystkie rozwiązania zależą od twojej głowy. - Niebieskooki popycha mnie w stronę kanapy. - Poza tym to dobry powód, byś wróciła w przyszłości na posterunek i rozwiązała naprawdę skomplikowaną sprawę.
Zasiadamy wygodnie na sofie, opieram się o Logana, który obejmuje mnie ramieniem i zaczyna bawić się moimi włosami.
- Matt wydaje się być w porządku - zagajam. - Bywa aż nadto poważny, ale ma poczucie humoru i wie, czym jest sarkam. Poza tym z wyglądu mi kogoś przypomina. - Spoglądam na mężczyznę z szerokim, złośliwym uśmiech, za co dostaję prztyczka w nos.
- Cieszę się, że się polubiliście...
- Tylko mi tu teraz nie zaczynaj mówić o ślubie!
Wybucha śmiechem, po czym całuje mnie w kark.
- Nie chciałem o nim wspominać.
- I bardzo dobrze. Mam dość tego tematu. Jesteśmy razem od dwóch tygodni, a twoi bliscy traktują nas, jakbyśmy stanowili parę od roku. Skąd w nich ta pewność, że w ogóle zechcę cię poślubić?
- Chyba mają dość tego, że wciąż jestem kawalerem. No i chcą założyć stroje, które kupili na poprzednie wesele, które się nie odbyło. A co do naszego ślubu - ja nie mam pewności, że on nastąpi.
Podpieram się na ręce, oddalam od Logana i patrzę mu prosto w oczy, wytrzymuje moje spojrzenie.
- Naprawdę?
Kiwa głową i wsuwa mi za ucho kosmyk włosów.
- Tak. Nie mam pewności, czy zechcesz zostać moją żoną. Ale uprzedzam - zrobię, co w mojej mocy, byś nią została.
Uśmiecham się do niego.
- Na razie jesteś na dobrej drodze.
- Poważnie?
Rozpromienia się, a ja pochylam nad nim nieznacznie.
- Ale celu jeszcze nie osiągnąłeś. Powodzenia.
Jestem w tym miejscu, w którym powinnam być.
Rozlega się dźwięk napuszczonej wody, zmywarka rozpoczyna swoją pracę.
Od tyłu obejmują mnie silne ramiona, ciemnowłosa głowa znajduje dla siebie miejsce na moim barku, czuję jej ciężar. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech.
- O czym myślisz, kochanie? - pyta mnie szeptem. Kładę dłoń na obejmującej mnie ręce i wtulam się bardziej w bruneta.
- O tej sprawie. Jak na naszą ostatnią nie musiałam robić zbyt wiele, czuję się taka nieusatysfakcjonowana. Nie zadowala mnie mój wkład w jej rozwiązanie. Jakbym zrobiła za mało.
- Nie wszystkie rozwiązania zależą od twojej głowy. - Niebieskooki popycha mnie w stronę kanapy. - Poza tym to dobry powód, byś wróciła w przyszłości na posterunek i rozwiązała naprawdę skomplikowaną sprawę.
Zasiadamy wygodnie na sofie, opieram się o Logana, który obejmuje mnie ramieniem i zaczyna bawić się moimi włosami.
- Matt wydaje się być w porządku - zagajam. - Bywa aż nadto poważny, ale ma poczucie humoru i wie, czym jest sarkam. Poza tym z wyglądu mi kogoś przypomina. - Spoglądam na mężczyznę z szerokim, złośliwym uśmiech, za co dostaję prztyczka w nos.
- Cieszę się, że się polubiliście...
- Tylko mi tu teraz nie zaczynaj mówić o ślubie!
Wybucha śmiechem, po czym całuje mnie w kark.
- Nie chciałem o nim wspominać.
- I bardzo dobrze. Mam dość tego tematu. Jesteśmy razem od dwóch tygodni, a twoi bliscy traktują nas, jakbyśmy stanowili parę od roku. Skąd w nich ta pewność, że w ogóle zechcę cię poślubić?
- Chyba mają dość tego, że wciąż jestem kawalerem. No i chcą założyć stroje, które kupili na poprzednie wesele, które się nie odbyło. A co do naszego ślubu - ja nie mam pewności, że on nastąpi.
Podpieram się na ręce, oddalam od Logana i patrzę mu prosto w oczy, wytrzymuje moje spojrzenie.
- Naprawdę?
Kiwa głową i wsuwa mi za ucho kosmyk włosów.
- Tak. Nie mam pewności, czy zechcesz zostać moją żoną. Ale uprzedzam - zrobię, co w mojej mocy, byś nią została.
Uśmiecham się do niego.
- Na razie jesteś na dobrej drodze.
- Poważnie?
Rozpromienia się, a ja pochylam nad nim nieznacznie.
- Ale celu jeszcze nie osiągnąłeś. Powodzenia.
Całuje mnie, a ja zatapiam się w tej chwili, tworzę nowe wspomnienie dla nas. Zamykam w sobie pewien etap, ale te drzwi pozostają lekko uchylone. Są moim wyjściem awaryjnym, drogą powrotną do tego, co znane i co dało mi tyle szczęścia.
Koniec czegoś jest początkiem czegoś innego. Ale to my decydujemy o powrocie. Spojrzenie w tył to nie błąd - to spojrzenie we wspomnienie, które zbudowało dzisiaj.
Koniec czegoś jest początkiem czegoś innego. Ale to my decydujemy o powrocie. Spojrzenie w tył to nie błąd - to spojrzenie we wspomnienie, które zbudowało dzisiaj.
A na koniec odrobina Matta w tytułowej piosence.
.
______________________________
* PSU - Pennsylvania State University (Uniwersytet Stanowy Pensylwanii)
** Quantico znajduje się w stanie Wirginia
Możliwe, że apostrof przy nazwisku jest zbędny, nie chcę tego sprawdzać.
Gdyby się komuś przez święta nudziło i chciałby poznać inne
moje opowiadania, zapraszam na WMC.
No i przybywam >D.
OdpowiedzUsuńW sumie to bym dyskutowała na temat religii i nauki XD!
"Ateista nie wierzy w Boga - Ojca, Stwórcę, Najwyższego. Ale może wierzyć, że to Natura jest najwyższym bogiem" - ale bardzo mi się spodobało to określenie ^___^. No i wierzeń rzeczywiście jest dużo. Przecież nawet jest wiara w Latającego Potwora Spaghetti, więc... czemu nie XD.
"A trzeba wiedzieć, że każdy fanatyk religijny ma w sobie ziarno zła" - oooo, to poprę. Znam nawet takich... hueuhe, fanatyków.
"Aktorskie zdolności godne Oscara za którego Leonardo DiCaprio byłby skłonny zabić" - ahahaha, czemu wszyscy jadą po DiCaprio XDD?! Biedak! Nie musi mieć oscara, ważne, że jest świetnym aktorem >D! *powiedziała Naff, która prawie w ogóle nie ogląda filmów*
Ja jestem niemalże pewna, że Kelsi zabił ktoś z pracy! BUM! >D Ktoś, kto ją tam wysłał! Chyba, że się mylę huehue >d
W końcu na twarzy Amandy jakieś uczucia. BANG. Ej, ogólnie tak się wciągnęłam w te ich kombinowania i rozważania, że normalnie zapomniałam, że komentuję XD WTF.
Adrian Rockwood, ha, wiedziałam, że coś tu śmierdzi!
"Stworzyłyśmy wtedy cztery grupy, do których szufladkowałyśmy ludzi" - no, no, nieładnie jest szufladkować ludzi, Rose >D. Ej, ale w sumie z tymi przystojniakami to... huehueue, skądś to znam <3.
"Czas pokazał, że człowieka nie da się umieścić w jednej szufladzie, bo nie ma takiej, do której pasowałby całym sobą."- NO! I to mi się podoba >D!
" - Wiem tak dużo o wszelkich religiach, że obudzony w środku nocy jestem w stanie wymienić trzydzieści hinduskich bóstw! " - BADUM TSSS! >D
"Po prostu tak wyszło, cóż poradzić, człowiek zginął. " - pff, no, kurde, tak wyszło, nie? Co tam jeden człowiek mniej na świecie, kto by się przejmował XD?!
"- Nie wszystkie rozwiązania zależą od twojej głowy." - no, dokładnie. Nie wszystkie zagadki musisz rozwiązywać ty, Rose! Zostaw innym trochę zabawy.
"- Ale celu jeszcze nie osiągnąłeś. Powodzenia." - Rose, ty wredoto mwahha. I tak zostaniesz żoną Logana! Wszyscy to wiedzą, tylko jeszcze nie ty XD.
Bardzo podoba mi się końcówka <3.
Ogólnie komentarz na szybkiego i zdechły, bo zaraz jadę do Wrocławia i chciałam szybko przeczytać :o! Bynajmniej czekam na 22 kwietnia mwahhah!
Ja wczoraj jeden komentarz u Ciebie, Ty jeden u mnie i jesteśmy kwita :3
UsuńMnie też się końcówka podoba, bo jest wyważona w swoim romantyzmie :3
Niektóre teksty przychodzą same, a czarny humor zawsze spoko.
Dziękuję za komentarze :*
Pierwszy raz w swoim życiu miałam tak że boje się przeczytać rozdział jakiegokolwiek z opowiadań ..Bałam się że jak go przeczytam to znów z utęsknieniem będę czekać na kolejny ... Dopiero za trzecim razem doszłam do wniosku że jestem głupia i go przeczytałam .. Świetny rozdział :D Bardzo mi się podobał :* /Karolina
OdpowiedzUsuńAle czego tu się bać? :D Dobrze wiadomo, kiedy spodziewać się następnego rozdziału. Jestem osobą, która strasznie lubi trzymać się przyjętych terminów, więc powinnaś bez obaw przeczytać rozdział, delektować się nim. I to nawet kilka razy ;)
UsuńCieszę się, że się podobał.
Dziękuję za komentarz :*
Ateista nie wierzy w Boga - Ojca, Stwórcę, Najwyższego. Ale może wierzyć, że to Natura jest najwyższym bogiem. *bo wiara to jest nic innego, jak uznawanie różnych nieuzasadnionych prawd, których nie potrafimy objąć rozumem, za prawdziwe - niekoniecznie musi tu chodzić o religię, czy inaczej mówiąc wiarę w jakieś Bóstwo :)
OdpowiedzUsuńTyle wyznań, ilu ludzi. *zgadzam się.
Ale nie wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że stawiając religię ponad wszystko inne, możemy stać się fanatykami. * a to się okazuje bardzo zgubne czasami. Wszystko dla ludzi, ale z umiarem.
Jednak coś w Manuelu mi nie pasuje. Wydaje się być naprawdę zaskoczony wieścią o śmierci Ford. Zachowuje się teraz zupełnie inaczej niż na początku rozmowy - uśmiech zniknął, zastąpiony przez cień bólu. W jego oczach lśnią łzy, które nie mogą być udawane. Odpowiada na pytania, ale bardzo często łamie mu się głos. *dobry trop. Ja myślę tak samo Rosie ;)
- Agentko Byron - zagaduję nieśmiało - kto przygotowywał Kelsie do życia pod przykrywką? - Wymieniam z Loganem spojrzenie, dobrze wie, co chcę powiedzieć. - Podejrzewamy, że mógł popełnić poważny błąd w tworzeniu nowej tożsamości Ford i tym samym zesłać na nią niebezpieczeństwo.
- O czym wy mówicie? - Amanda nie za bardzo skupia się na moich słowach, wpatruje się w bilingi członków grupy. - Przecież dobrze wiemy, że to któryś z wiccan, dlaczego na siłę chcecie wplątać w to jeszcze profesora Rockwooda? *to chyba macie rozwiązanie :P W końcu skoro wymyślił nazwisko, które od razu wzbudza podejrzenia, to tak, jakby ją przygotowywał nie do akcji, ale na pewną śmierć właśnie :)
U mojego boku pojawia się Logan, ma zacięty wyraz twarzy. - Dzwoniła nasza patolog. Sprawdziła DNA z naskórka znalezionego pod paznokciem ofiary i włos - oba wyniki wskazały na Adriana Rockwooda. * bingo :D
Trzeba było się tak nie "napalać" na błyskotki proszę pana :P Jak się nie ma za co kupować, bo pensja mała, to się rezygnuje z drogich zachcianek :D Pomysł z odszkodowaniem nie wypalił, to musiałeś się zemścić na Manuelu co? A jak najprędzej? Zabijając jego ukochaną. Zwłaszcza, że Pani też Cię w dupie miała, nie chciała podmienić dokumentów - no szkoda, że Ci nie wyszło, ależ mi kurwa przykro hahah. *sorry za słowo.
"Po prostu tak wyszło, cóż poradzić, człowiek zginął". W tym momencie także ja tracę cały swój szacunek do tego mężczyzny. * ja również.
Logan wstaje z miejsca, otwiera drzwi i woła funkcjonariusza.
- Zabierz go do aresztu, gdzie jego miejsce. Sprawiedliwość dopadnie każdego. *za takie podejście to mu się krzesło elektryczne należy, a nie! Cóż to jest zabić człowieka, za nic właściwie. Tfu!
I kolejna sprawa rozwiązana, brawo :D
Stoję przy oknie i wpatruję się w niebo, szukając na nim gwiazd. Salon jest dobrze oświetlony, z głośników wieży płynie cicho ballada, Logan pakuje naczynia po kolacji do zmywarki. Panuje spokój, który za chwilę zagłuszy maszyna. Na stoliku swoje miejsce znalazły kieliszki do wina zapełnione w połowie czerwonym płynem.
Jestem w tym miejscu, w którym powinnam być. *też tak uważam, moja Rosie <3
Od tyłu obejmują mnie silne ramiona, ciemnowłosa głowa znajduje dla siebie miejsce na moim barku, czuję jej ciężar. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech. *mrrry, jak milusio :D
Usuń- O czym myślisz, kochanie? - pyta mnie szeptem. Kładę dłoń na obejmującej mnie ręce i wtulam się bardziej w bruneta.
- O tej sprawie. Jak na naszą ostatnią nie musiałam robić zbyt wiele, czuję się taka nieusatysfakcjonowana. Nie zadowala mnie mój wkład w jej rozwiązanie. Jakbym zrobiła za mało.
- Nie wszystkie rozwiązania zależą od twojej głowy. - Niebieskooki popycha mnie w stronę kanapy. - Poza tym to dobry powód, byś wróciła w przyszłości na posterunek i rozwiązała naprawdę skomplikowaną sprawę. *Logan <3 słuszna uwaga :P
- Matt wydaje się być w porządku - zagajam. - Bywa aż nadto poważny, ale ma poczucie humoru i wie, czym jest sarkam. Poza tym z wyglądu mi kogoś przypomina. - Spoglądam na mężczyznę z szerokim, złośliwym uśmiech, za co dostaję prztyczka w nos. *zasłużyłaś kochana. nie drażnij lwa, ja Cię proszę :D
- Tylko mi tu teraz nie zaczynaj mówić o ślubie! *haha, masz już dość Rosie?
- Nie chciałem o nim wspominać.
*moja rozmowa z Loganem:
- Taa jasne. - Mrugam do niego. - A jedzie mi tu czołg? - mówię, pokazując palcem na swoje oko.
- Cicho bądź, Edzia! - stwierdza ze śmiechem i daje mi lekkiego kuksańca w bok.
A co do naszego ślubu - ja nie mam pewności, że on nastąpi.
Podpieram się na ręce, oddalam od Logana i patrzę mu prosto w oczy, wytrzymuje moje spojrzenie.
- Naprawdę?
Kiwa głową i wsuwa mi za ucho kosmyk włosów.
- Tak. Nie mam pewności, czy zechcesz zostać moją żoną. Ale uprzedzam - zrobię, co w mojej mocy, byś nią została.
Uśmiecham się do niego.
- Na razie jesteś na dobrej drodze.
- Poważnie?
Rozpromienia się, a ja pochylam nad nim nieznacznie.
- Ale celu jeszcze nie osiągnąłeś. Powodzenia. *ech Rosie, Rosie. Dalej się upierasz? I tak wszyscy wiedzą, że on osiągnie to, czego pragnie. Choćbyś nie wiem jak uciekała, to będzie Cię gonił, póki nie złapie :P Zresztą, Ty też go kochasz, widać jak na dłoni, droczyszsię tylko chyba :D Prędzej czy później Rogan stanie na ślubnym kobiercu - małżeństwo naprawdę niczego między Wami nie zmieni, także nie ma się co wzbraniać kochana. Nie trzymaj go tyle w niepewności :P
I kolejny rozdział za Nami. Trochę mi zeszło, bo święta były, z moim ukochanym tym razem :D Także nie miałam za bardzo kiedy, ani czytać ani komentować. Ale nadrobiłam ;)
Ok, to czekam na dalsze części. Powodzenia w tworzeniu <3
Właśnie zaczęłam myśleć nad tym, kiedy pojawią się oświadczyny. Oczywiście, że Rose wie o ślubie, przecież sama powiedziała, że Logan jest na dobrej drodze i życzy mu powodzenia. Po prostu ciągłe wzmianki na początku związku zaczęły ją irytować.
UsuńNo tak, sprawa dość interesująca :)
Nie musisz mi się tłumaczyć ;)
Dziękuję za komentarze :*
Super rozdział :) sprawa rozwiązana i co? Rose odejdzie z posterunku? Jestem ciekawa jak dalej potoczą się zdarzenia :D czekam na next ♥♥♥
OdpowiedzUsuńJuż pod ostatnim bodajże rozdziałem tłumaczyłam komuś, że Rose na poważnie odchodzi z posterunku. Jednak ma możliwość powrotu, gdy będzie potrzebna.
UsuńTeraz nastąpi przeskok czasowy, akcja 61 rozdziału dzieje się 29 czerwca.
Dziękuję za komentarz :*
Super jak zawsze :) swietnie opisujesz uczucia , mimikę ludzi w danych sytuacjach, czyje sie jakbym oglądała serial :) kiedy następny ?
OdpowiedzUsuń~hope
Miło mi powitać Cię na Rozważnej.
UsuńJak wielokrotnie wspomniałam, inspiruję się serialami, a opowiadanie jest hołdem dla mojego ulubionego serialu, stąd wziął się taki układ, że rozdziały tworzą odcinki.
Informacje o kolejnych rozdziałach są po prawej stronie.
Dziękuję za komentarz :)
Koniec! nadrobilam ;) wieczorem skomentuje
OdpowiedzUsuńChyba jestem jakaś głupia. Nie no, na pewno jestem głupia;D Jak ja mogłam nie zauważyć, że pojawił się 61 rozdział? Boże, Ruda za dużo czasu spędza w internecie i mózg jej się zlasował. Zdecydowanie!
OdpowiedzUsuńW każdym razie nie mam zamiaru z tego powodu rozpaczać. Co to, to nie! Wręcz przeciwnie. Jestem bardzo zadowolona, że będzie mi dane przeczytać kiedy chcę jeszcze jeden rozdział. Przyzwyczaiłam się do tych moich zaległości i teraz żałuję, że już ich nie mam. Bo nie ma nic gorszego niż czekanie tygodniami na nowy post. Człowiek się rozprasza, traci takie zainteresowanie, a emocje maleją. No, ale cóż... taki już minus blogowych opowiadań - trzeba na nie czekać. Wydaj całe opowiadanie w formie książki to Ruda będzie zadowolona! :D
Nie spodziewałam się, że mordercą będzie ten doktorek. Skoro ofiara była torturowana to raczej stawiałabym na jakiegoś psychopatę, który czerpie radość z zadawania bólu. A tutaj motywem jest zemsta i to jeszcze nie na ofierze, a mężczyźnie, który ją kochał. Troszkę mi nie pasuje sposób zabójstwa do motywu sprawcy. Ale kto wie... może ten doktor też ma coś z głową? Wcale bym się nie zdziwiła! Więc zostawiam to do rozstrzygnięcia sędziemu.
Jestem bardzo ciekawa jak zamierzasz rozstrzygnąć sprawę Rose i jej odejścia z policji. Jak teraz będą się układać jej stosunki z Loganem? Nadal będzie uczestniczyć w sprawach związanych z morderstwami (ale na innym stanowisku) czy w ogóle odetnie się od tego świata? Bardzo jestem tego ciekawa!
A co do Matta - nie mam na razie jakiś większych spostrzeżeń. Miałam taki pomysł, że może będzie chciał odbić Rose Loganowi, ale skoro ZASPOILEROWAŁAŚ GRRR! że niedługo zniknie to odpuszczam takie myśli.
Jeszcze kilka zdań ogółu i spadam, bo późno. Początek opowiadania był fajny. Tak, fajny. Nie odczuwałam jakiejś wszechogarniającej potrzeby dalszego czytania, ale byłam ciekawa do czego zmierzasz w kolejnych rozdziałach. Przeogromnie denerwowała mnie ta nadludzka (czasami tak to wyglądało) mądrość Rose i jej wszechstronne talenty. Przypominała mi trochę taką typową Mary Sue. Ale potem wszystko zaczęło się zmieniać. Okazało się, że każdy ma wady, nikt nie jest nieomylny, a idealna Rose też jest krzywdzona i też potrafi cierpieć. Poza tym coraz bardziej przyciągał mnie wątek romansowy i bywało, że jak dorwałam się do opowiadania to potrafiłam czytać do 2 czy 3 w nocy. Z komentowaniem bywało różnie, ale czytać czytałam dość szybko. Koło 40 rozdziału byłam już tak zauroczona, że szok, choć były szczegóły bądź zachowania, które ogromnie działały mi na nerwy. Ale przecież tak jest w życiu. Nie zawsze się ze wszystkim zgadzamy.
Reasumując... Jestem na wielkie TAK! Mam nadzieję, że wena będzie Ci długo dopisywać, bo w tym momencie jest to jedno z moich ulubionych opowiadań! ;)
Spadam;) Mam nadzieję, że szybko dam radę przybyć do 61;)
Pozdrawiam! ;*
Wow, świetny fragment o religii. Naprawdę. Najbardziej podoba mi się ten: „A trzeba wiedzieć, że każdy fanatyk religijny ma w sobie ziarno zła, które podlewane przez źle zinterpretowane wersy świętych ksiąg zaczyna kiełkować i niszczyć serca, które zainfekował”
OdpowiedzUsuńCzytając fragment o przykrywkowej ksywie Kelsie przypominam sobie, że czytałam już ten rozdział, tylko po prostu go nie skomentowałam.
Wybacz ale w tym rozdziale nie będę wszystkiego szczegółowo omawiała bo już czytałam ten rozdział i chcę sobie tylko przypomnieć.
Hm tylko cztery grupy? Ja bym dała jeszcze grupę zapracowanych np. a’la biznesmenów czy wiecznie wkuwających studentów z książkami.
No cóż, znowu wzmianka o ślubie. No ładnie ładnie ;)
Czasami nachodzi mnie na ciekawe rozmyślenia na różne tematy, to o religii jest wynikiem takich właśnie rozmyślań :)
UsuńRose i Kate w wieku dostrzegały tylko te cztery grupy, bo to one wzbudzały ich największe zainteresowanie ;)
Znowu wzmianka o ślubie. Bo tak :D
Dziękuję za komentarz! :*