Naff przyuważyła, bo zna mnie osobiście, więc tłumaczę: Martha Settler, nasz świadek, nosi moje imię i nazwisko przełożone na angielski. I teraz możecie mnie szukać na Facebook'u. :3
Wybaczcie powtórzenia. Korekta nastąpi w wolnej chwili.
Free Women - docierają do mnie Twoje aluzje, ale zrozum - nie będę robić nic wbrew sobie, bo to ja tu rządzę mimo wszystko. A cieszenie się nie jest moją dobrą stroną.
_________________________________________
Wybaczcie powtórzenia. Korekta nastąpi w wolnej chwili.
Free Women - docierają do mnie Twoje aluzje, ale zrozum - nie będę robić nic wbrew sobie, bo to ja tu rządzę mimo wszystko. A cieszenie się nie jest moją dobrą stroną.
_________________________________________
Rudej.
Dziękuję za komentarze pełne emocji :*
A w kolejnym rozdziale
Logan się tłumaczy specjalnie dla Ciebie ;)
Dziękuję za komentarze pełne emocji :*
A w kolejnym rozdziale
Logan się tłumaczy specjalnie dla Ciebie ;)
<3
Wszystkim piszącym w maju matury.
Trzymam za Was kciuki,
poradzicie sobie! :*
Wszystko jest opowieścią,
narracją,
sekwencją zdarzeń i osób
przekazujących sobie emocje.
~Andreas Corelli
Wszystkim piszącym w maju matury.
Trzymam za Was kciuki,
poradzicie sobie! :*
Wszystko jest opowieścią,
narracją,
sekwencją zdarzeń i osób
przekazujących sobie emocje.
~Andreas Corelli
Choroba to coś, co pragniemy ukryć. Mam na myśli te poważne choroby. Dlaczego tak robimy? Bo nie chcemy być zmartwieniem dla naszych bliskich ani zagrożeniem dla innych ludzi. Żyje nas na świecie ponad sześć miliardów*, ilu z nas może poszczycić się znajomością wszystkich chorób? Nie znajdzie się ani jedna taka osoba, nawet doktor House nie zna ich wszystkich. Choroby to nie tylko wirusy, bakterie czy też genetyka, to także nerwy i oddziałujące na nie czynniki zewnętrzne. Psychika człowieka to jedno z najtrudniejszych do zbadania miejsc w organizmie. Czy właściwie jest miejscem? Przecież świadomości nie da się dotknąć, można jedynie wskazać obszar w mózgu, gdzie być może jest umiejscowiona. Każdy z nas reaguje inaczej na pewne zdarzenia, choć często to minimalne różnice behawioralne.
Od tygodni nie byłam na miejscu zbrodni, powrót do czegoś, co kiedyś było codziennością, przypomina odrobinę skok na głęboką wodę i szybkie wynurzenie. Już przez to przechodziłam, ale to wciąż gdzieś we mnie siedzi. Parkuję niedaleko miejsca zbrodni, wiem, że to ono, tłumik gapiów wciąż zajmuje teren przed policyjną taśmą, muszę się przecisnąć, by dostać się do żółto-czarnej wstęgi. Podnoszę i chcę pod nią przejść, gdy przede mną pojawia się blondwłosa kobieta, wyciąga przed sobą dłoń.
- Przepraszam, madame, ale nie może pani przejść dalej.
Cieszę się, że posłuchałam Logana i nie wyrzuciłam identyfikatora. Trzeba go zaktualizować, ale wciąż go mam i w tym momencie pokazuję go kobiecie. Przygląda się mojej twarzy i zdjęciu, krzywi się. Zdaję sobie sprawę z tego, że na plakietce widnieje napis konsultant zamiast konsultant psycholog, ale przecież nikogo nie udaję, jestem tą Rose Bennett z identyfikatora.
- Muszę to skonsultować z szefem.
Wzdycham. Nie mam pojęcia, ile czasu jej to zajmie. Dlaczego w pobliżu nie ma Adama ani Gomeza? Z nimi nie musiałabym się bawić w żadne formalności, poganialiby mnie do pracy. Pewnie sami są już zajęci pierwszymi krokami w śledztwie. Z tego, co mówił mi niebieskooki, radzą sobie we trójkę bardzo dobrze, ich statystyki są wciąż jednymi z najwyższych w mieście. Cieszę się, że tak dobrze im się powodzi, nawet podczas mojego i Hendersona pobytu w Wisconsin nasi przyjaciele byli znakomitymi partnerami przy rozwiązywaniu sprawy innego zespołu. Jestem z nich dumna niczym matka, której dzieci wyfrunęły z domu i odniosły w życiu sukces.
Kobieta wraca i oddaje mi identyfikator, nie ma za ciekawej miny, ale nie dbam o to. Przybyłam tu, by dotrzeć do świadka, przekonać go do pomocy, a nie, by użerać się z jakimś funkcjonariuszem.
- Proszę za mną.
Spokojnym krokiem zmierzam w głąb zaułka, dostrzegam Logana i czuję ciepło w sercu. Nie widzieliśmy się raptem kilkanaście godzin, a i tak się za nim stęskniłam. Mimo że mało w nocy spał przez nasz późny powrót, wygląda dobrze, jest w formie, bo może szukać kolejnego mordercy, a jak powszechnie wiadomo, praca jest jego wielką miłością. Zaraz po mnie.
Dostrzega mnie i uśmiecha się szeroko. Jestem pewna, że gdyby to były inne okoliczności, przytuliłby mnie na powitanie i pocałował, jednak w tej sytuacji może się jedynie przywitać werbalnie.
- Dzień dobry, Rose. Cieszę się, że dotarłaś tak szybko.
- Dzień dobry. - Spoglądam w tą samą stronę, w którą patrzył Logan, zanim się nie pojawiłam. - Dzień dobry - odzywam się bezpośrednio do brązowowłosej kobiety, która chyba próbuje nam udowodnić, że mieści się w szafce dworcowej. - Jestem Rose Bennett, psycholog.
- Martha Settler. Powiedziałabym, że miło mi poznać, ale ze względu na okoliczności chyba nie wypada.
Uśmiecham się, szatynka zna się na ironii, może nie będzie tak źle.
- Jak się pani czuje?
- Niezbyt dobrze. Kręci mi się w głowie, mam uczucie, że za chwilę zemdleję, ale jakoś się trzymam.
- Kiedy ostatnio miała pani atak paniki agorafobicznej? - pytam, obserwując ją uważnie.
Wpatruje się w beton obok śmietnika, chyba przyzwyczaiła się już do dobiegającego z niego zapachu, ja walczę ze sobą, by nie zwymiotować Settler na buty. Kobieta stara się sobie przypomnieć dokładnie, kiedy ostatnim razem wystąpiły u niej typowe oznaki agorafobii, które ludzie często biorą za zwykłą panikę. A to dwa inne, choć tak podobne do siebie, zjawiska choroby.
- Cztery miesiące temu podczas pogrzebu matki.
Kiwam głową ze zrozumieniem, tyle czynników wywołałoby atak u każdego.
- Bierze pani jakieś leki?
Szuka torebki, która leży wciśnięta za śmietnik, kobieta wyjmuje z niej małą buteleczkę i podaje mi. Chyba zaczęła mi ufać, skoro ryzykuje minimalnym kontaktem fizycznym. Chwytam pojemnik, czytam nazwę medykamentu i skład oraz dawkowanie ujęte na etykiecie.
- Czy pominęła pani ostatnią dawkę?
W niebieskich oczach lśnią łzy przerażenia, Settler musi walczyć sama ze sobą, by jako tako zachowywać się normalnie w naszej obecności. Choć ja wolałabym, by w tej chwili była sobą, mogłabym wtedy stwierdzić, jak ciężkim przypadkiem agorafobii jest.
- Tak. Powinnam wziąć tabletkę cztery godziny temu, nawet mam przy sobie butelkę wody. Po prostu nie byłam w stanie się poruszyć.
- Rozumiem. Czy jest pani gotowa pojechać z nami na posterunek, by złożyć zeznania? Możemy pani zapewnić odpowiednie warunki. Chyba, że woli pani rozmawiać w znajomym otoczeniu.
- Wolałabym rozmawiać u siebie.
Uśmiecham się i prostuję, wcześniej kucnęłam, by mieć twarz kobiety na wysokości wzroku, Logan przygląda mi się uważnie. Odchodzę kilka kroków, ale wciąż pozostaję w polu widzenia Marthy, brunet idzie za mną, zerkam na szatynkę.
- Jest źle? - pyta mnie detektyw.
- Nie, nie tak źle, jak początkowo myślałam, ale musimy odrobinę zmienić tryb prowadzenia śledztwa. - Próbuję wymyślić najlepsze rozwiązanie. - Technicy zdjęli już wszystkie odciski, zabezpieczyli wszystko? Dałbyś radę podjechać tutaj samochodem?
Logan ocenia na oko odległość między dwoma budynkami, zastanawia się przez chwilę.
- Tak, mają odciski, porobili zdjęcia. A co do samochodu - powinienem dojechać do śmietnika. Dlaczego pytasz?
- Musimy wydostać stąd Settler i zawieźć do jej domu, tylko tam zechce z nami rozmawiać - tłumaczę, gdy widzę uniesioną brew mężczyzny. - To właśnie miałam na myśli, mówiąc o zmianie. To nasz świadek będzie rządził tym śledztwem.
Kiwa głową, choć chyba nie jest zbytnio zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ale powinien się spodziewać nienormalności, gdy usłyszał o chorobie Settler.
- Rozumiem. To idę po wóz.
Odchodzi, a ja wracam do świadka. Pierwsza próba poruszenia kobiety kończy się sukcesem. Cieszę się, że potrafię rozmawiać z prawie każdym człowiekiem i do niego dotrzeć. Martha stoi niepewnie na nogach, jest boso, nigdzie wokół nas nie widać jej obuwia, ale dostrzegam czubek czarnych szpilek wystający z jej torebki. Przechodzi mnie dreszcz, nieprzerwanie ktoś wpatruje się w moje plecy. I dobrze wiem kto. To czujne spojrzenie brązowookiej funkcjonariuszki. Początkowo mnie ono peszyło, teraz zaczyna mnie irytować. Jestem pewna, że kobiecie powierzono jakieś zadanie, a bynajmniej nie jest nim śledzenie każdego mojego ruchu.
Henderson podjeżdża srebrnym fordem jak najbliżej może, niepewnie wyciągam w stronę Settler ramie, przyjmuje je ochoczo. Będę musiała wypytać ją o jej terapię, jestem pewna, że przez jakąś przeszła, nie zachowuje się jak typowy agorafobik. Prowadzę ją do samochodu, Logan otwiera dla niej drzwi z tyłu.
- Czy detektyw Henderson może pojechać z nami - pytam, to ona tu decyduje.
- Tak. - Kiwa głową. - Ale nikt więcej.
Po tych słowach rzuca spojrzenie blondwłosej policjantce, musiała mieć z nią jakiś zatarg przed moim przyjazdem.
- Dobrze. Proszę usiąść i zapiąć pasy, za chwilę do pani dołączę.
Zamykam drzwi, widzę, jak Martha głęboko oddycha, na jej policzkach powoli pojawia się rumieniec. Jest w zamkniętym pojeździe oddzielona od zewnętrznego świata, bezpieczna, a to właśnie bezpieczeństwa teraz potrzebuje.
Ściągam z nadgarstka gumkę do włosów, zawieszki bransoletek pobrzmiewają lekko, gdy związuję kosmyki w kok. Logan przygląda mi się z uśmiechem.
- Jestem z ciebie dumny, ta praca ci się należy.
- Dziękuję za wiarę. Uprzedziłeś Jonesa, że to nie będzie typowe śledztwo?
- Tak, wyznaczyłem też już zadania dla Chigi i wysłałem Filion na posterunek. To nasza stażystka.
- Spodziewałam się, że Ben da wam do zespołu kobietę. Chyba mnie nie polubiła.
- Chyba nie do końca zdała sobie sprawę z tego, kim jesteś. Ale spokojnie - Diego z pewnością ją uświadomi.
Uśmiecham się do niego, po czym zasiadam z tyłu obok Marthy, która już się uspokoiła. Dopiero teraz mam okazję dobrze się jej przyjrzeć. Nie wygląda najlepiej, ale trudno, by po takiej nocy ktoś miał wyglądać niczym miss stanu. Udało mi się zamienić słowo z medykiem, który oględnie przyjrzał się świadkowi, nie ma śladów walki, tylko odwodnienie, którego można pozbyć się w domu. Brązowe włosy są oklapnięte, cera szara, resztki makijażu czynią z jej twarzy twarz wampira. Czerwona szminka pozostawiła smugi na ustach, smoke-eye na powiekach czyni jej oczy wyraźniejszymi, podkreśla kolor oczu, które w półmroku wyglądają na granatowe. Czarna podkoszulka jest pognieciona, spodnie w kolorze khaki są pobrudzone, na lewej łydce kobiety dostrzegam dość mocne zadrapanie. Nie wiem, czy na jej miejscu nie wyglądałabym gorzej.
- Dokąd mamy jechać? - pytam, przerywając ciszę.
- East Meadow. Później państwa poprowadzę.
To dość daleko, pewnie dotarła tu z denatką taksówką. Ale dlaczego tutaj spędziły ostatni wieczór i noc, która dla jednej z nich okazała się wprost zabójcza? Mam nadzieję, że rozmowa z tą nietuzinkową osobą wskaże nam drogę, którą powinniśmy podążać w tym śledztwie.
Od tygodni nie byłam na miejscu zbrodni, powrót do czegoś, co kiedyś było codziennością, przypomina odrobinę skok na głęboką wodę i szybkie wynurzenie. Już przez to przechodziłam, ale to wciąż gdzieś we mnie siedzi. Parkuję niedaleko miejsca zbrodni, wiem, że to ono, tłumik gapiów wciąż zajmuje teren przed policyjną taśmą, muszę się przecisnąć, by dostać się do żółto-czarnej wstęgi. Podnoszę i chcę pod nią przejść, gdy przede mną pojawia się blondwłosa kobieta, wyciąga przed sobą dłoń.
- Przepraszam, madame, ale nie może pani przejść dalej.
Cieszę się, że posłuchałam Logana i nie wyrzuciłam identyfikatora. Trzeba go zaktualizować, ale wciąż go mam i w tym momencie pokazuję go kobiecie. Przygląda się mojej twarzy i zdjęciu, krzywi się. Zdaję sobie sprawę z tego, że na plakietce widnieje napis konsultant zamiast konsultant psycholog, ale przecież nikogo nie udaję, jestem tą Rose Bennett z identyfikatora.
- Muszę to skonsultować z szefem.
Wzdycham. Nie mam pojęcia, ile czasu jej to zajmie. Dlaczego w pobliżu nie ma Adama ani Gomeza? Z nimi nie musiałabym się bawić w żadne formalności, poganialiby mnie do pracy. Pewnie sami są już zajęci pierwszymi krokami w śledztwie. Z tego, co mówił mi niebieskooki, radzą sobie we trójkę bardzo dobrze, ich statystyki są wciąż jednymi z najwyższych w mieście. Cieszę się, że tak dobrze im się powodzi, nawet podczas mojego i Hendersona pobytu w Wisconsin nasi przyjaciele byli znakomitymi partnerami przy rozwiązywaniu sprawy innego zespołu. Jestem z nich dumna niczym matka, której dzieci wyfrunęły z domu i odniosły w życiu sukces.
Kobieta wraca i oddaje mi identyfikator, nie ma za ciekawej miny, ale nie dbam o to. Przybyłam tu, by dotrzeć do świadka, przekonać go do pomocy, a nie, by użerać się z jakimś funkcjonariuszem.
- Proszę za mną.
Spokojnym krokiem zmierzam w głąb zaułka, dostrzegam Logana i czuję ciepło w sercu. Nie widzieliśmy się raptem kilkanaście godzin, a i tak się za nim stęskniłam. Mimo że mało w nocy spał przez nasz późny powrót, wygląda dobrze, jest w formie, bo może szukać kolejnego mordercy, a jak powszechnie wiadomo, praca jest jego wielką miłością. Zaraz po mnie.
Dostrzega mnie i uśmiecha się szeroko. Jestem pewna, że gdyby to były inne okoliczności, przytuliłby mnie na powitanie i pocałował, jednak w tej sytuacji może się jedynie przywitać werbalnie.
- Dzień dobry, Rose. Cieszę się, że dotarłaś tak szybko.
- Dzień dobry. - Spoglądam w tą samą stronę, w którą patrzył Logan, zanim się nie pojawiłam. - Dzień dobry - odzywam się bezpośrednio do brązowowłosej kobiety, która chyba próbuje nam udowodnić, że mieści się w szafce dworcowej. - Jestem Rose Bennett, psycholog.
- Martha Settler. Powiedziałabym, że miło mi poznać, ale ze względu na okoliczności chyba nie wypada.
Uśmiecham się, szatynka zna się na ironii, może nie będzie tak źle.
- Jak się pani czuje?
- Niezbyt dobrze. Kręci mi się w głowie, mam uczucie, że za chwilę zemdleję, ale jakoś się trzymam.
- Kiedy ostatnio miała pani atak paniki agorafobicznej? - pytam, obserwując ją uważnie.
Wpatruje się w beton obok śmietnika, chyba przyzwyczaiła się już do dobiegającego z niego zapachu, ja walczę ze sobą, by nie zwymiotować Settler na buty. Kobieta stara się sobie przypomnieć dokładnie, kiedy ostatnim razem wystąpiły u niej typowe oznaki agorafobii, które ludzie często biorą za zwykłą panikę. A to dwa inne, choć tak podobne do siebie, zjawiska choroby.
- Cztery miesiące temu podczas pogrzebu matki.
Kiwam głową ze zrozumieniem, tyle czynników wywołałoby atak u każdego.
- Bierze pani jakieś leki?
Szuka torebki, która leży wciśnięta za śmietnik, kobieta wyjmuje z niej małą buteleczkę i podaje mi. Chyba zaczęła mi ufać, skoro ryzykuje minimalnym kontaktem fizycznym. Chwytam pojemnik, czytam nazwę medykamentu i skład oraz dawkowanie ujęte na etykiecie.
- Czy pominęła pani ostatnią dawkę?
W niebieskich oczach lśnią łzy przerażenia, Settler musi walczyć sama ze sobą, by jako tako zachowywać się normalnie w naszej obecności. Choć ja wolałabym, by w tej chwili była sobą, mogłabym wtedy stwierdzić, jak ciężkim przypadkiem agorafobii jest.
- Tak. Powinnam wziąć tabletkę cztery godziny temu, nawet mam przy sobie butelkę wody. Po prostu nie byłam w stanie się poruszyć.
- Rozumiem. Czy jest pani gotowa pojechać z nami na posterunek, by złożyć zeznania? Możemy pani zapewnić odpowiednie warunki. Chyba, że woli pani rozmawiać w znajomym otoczeniu.
- Wolałabym rozmawiać u siebie.
Uśmiecham się i prostuję, wcześniej kucnęłam, by mieć twarz kobiety na wysokości wzroku, Logan przygląda mi się uważnie. Odchodzę kilka kroków, ale wciąż pozostaję w polu widzenia Marthy, brunet idzie za mną, zerkam na szatynkę.
- Jest źle? - pyta mnie detektyw.
- Nie, nie tak źle, jak początkowo myślałam, ale musimy odrobinę zmienić tryb prowadzenia śledztwa. - Próbuję wymyślić najlepsze rozwiązanie. - Technicy zdjęli już wszystkie odciski, zabezpieczyli wszystko? Dałbyś radę podjechać tutaj samochodem?
Logan ocenia na oko odległość między dwoma budynkami, zastanawia się przez chwilę.
- Tak, mają odciski, porobili zdjęcia. A co do samochodu - powinienem dojechać do śmietnika. Dlaczego pytasz?
- Musimy wydostać stąd Settler i zawieźć do jej domu, tylko tam zechce z nami rozmawiać - tłumaczę, gdy widzę uniesioną brew mężczyzny. - To właśnie miałam na myśli, mówiąc o zmianie. To nasz świadek będzie rządził tym śledztwem.
Kiwa głową, choć chyba nie jest zbytnio zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ale powinien się spodziewać nienormalności, gdy usłyszał o chorobie Settler.
- Rozumiem. To idę po wóz.
Odchodzi, a ja wracam do świadka. Pierwsza próba poruszenia kobiety kończy się sukcesem. Cieszę się, że potrafię rozmawiać z prawie każdym człowiekiem i do niego dotrzeć. Martha stoi niepewnie na nogach, jest boso, nigdzie wokół nas nie widać jej obuwia, ale dostrzegam czubek czarnych szpilek wystający z jej torebki. Przechodzi mnie dreszcz, nieprzerwanie ktoś wpatruje się w moje plecy. I dobrze wiem kto. To czujne spojrzenie brązowookiej funkcjonariuszki. Początkowo mnie ono peszyło, teraz zaczyna mnie irytować. Jestem pewna, że kobiecie powierzono jakieś zadanie, a bynajmniej nie jest nim śledzenie każdego mojego ruchu.
Henderson podjeżdża srebrnym fordem jak najbliżej może, niepewnie wyciągam w stronę Settler ramie, przyjmuje je ochoczo. Będę musiała wypytać ją o jej terapię, jestem pewna, że przez jakąś przeszła, nie zachowuje się jak typowy agorafobik. Prowadzę ją do samochodu, Logan otwiera dla niej drzwi z tyłu.
- Czy detektyw Henderson może pojechać z nami - pytam, to ona tu decyduje.
- Tak. - Kiwa głową. - Ale nikt więcej.
Po tych słowach rzuca spojrzenie blondwłosej policjantce, musiała mieć z nią jakiś zatarg przed moim przyjazdem.
- Dobrze. Proszę usiąść i zapiąć pasy, za chwilę do pani dołączę.
Zamykam drzwi, widzę, jak Martha głęboko oddycha, na jej policzkach powoli pojawia się rumieniec. Jest w zamkniętym pojeździe oddzielona od zewnętrznego świata, bezpieczna, a to właśnie bezpieczeństwa teraz potrzebuje.
Ściągam z nadgarstka gumkę do włosów, zawieszki bransoletek pobrzmiewają lekko, gdy związuję kosmyki w kok. Logan przygląda mi się z uśmiechem.
- Jestem z ciebie dumny, ta praca ci się należy.
- Dziękuję za wiarę. Uprzedziłeś Jonesa, że to nie będzie typowe śledztwo?
- Tak, wyznaczyłem też już zadania dla Chigi i wysłałem Filion na posterunek. To nasza stażystka.
- Spodziewałam się, że Ben da wam do zespołu kobietę. Chyba mnie nie polubiła.
- Chyba nie do końca zdała sobie sprawę z tego, kim jesteś. Ale spokojnie - Diego z pewnością ją uświadomi.
Uśmiecham się do niego, po czym zasiadam z tyłu obok Marthy, która już się uspokoiła. Dopiero teraz mam okazję dobrze się jej przyjrzeć. Nie wygląda najlepiej, ale trudno, by po takiej nocy ktoś miał wyglądać niczym miss stanu. Udało mi się zamienić słowo z medykiem, który oględnie przyjrzał się świadkowi, nie ma śladów walki, tylko odwodnienie, którego można pozbyć się w domu. Brązowe włosy są oklapnięte, cera szara, resztki makijażu czynią z jej twarzy twarz wampira. Czerwona szminka pozostawiła smugi na ustach, smoke-eye na powiekach czyni jej oczy wyraźniejszymi, podkreśla kolor oczu, które w półmroku wyglądają na granatowe. Czarna podkoszulka jest pognieciona, spodnie w kolorze khaki są pobrudzone, na lewej łydce kobiety dostrzegam dość mocne zadrapanie. Nie wiem, czy na jej miejscu nie wyglądałabym gorzej.
- Dokąd mamy jechać? - pytam, przerywając ciszę.
- East Meadow. Później państwa poprowadzę.
To dość daleko, pewnie dotarła tu z denatką taksówką. Ale dlaczego tutaj spędziły ostatni wieczór i noc, która dla jednej z nich okazała się wprost zabójcza? Mam nadzieję, że rozmowa z tą nietuzinkową osobą wskaże nam drogę, którą powinniśmy podążać w tym śledztwie.
****
Nigdy nie byłam na tej wyspie, o Long Island słyszałam jedynie z opowieści znajomych, dlatego jestem pod wrażeniem osiedli, przez które prowadzi nas Settler. Odrobinę mi wstyd, mieszkam w Nowym Jorku od kilkunastu lat, a właściwie go nie znam**. Zerkam na Logana, on także nie czuje się pewnie w tej okolicy, jest skupiony na drodze i kolejnych instrukcjach Marthy.
- Na najbliższym skrzyżowaniu w prawo.
Brunet kiwa głową, rzuca mi spojrzenie we wstecznym lusterku, uśmiecham się do niego. Wszystko w porządku.
- Czwarty dom po prawej to mój, proszę się przed nim zatrzymać.
Henderson włącza migacz i parkuje na wydzielonym do tego miejscu. Martha odpina pas, chwyta kurczowo torebkę i bierze głęboki wdech, po czym otwiera drzwi, szybko opuszcza pojazd, mknie chodnikiem na werandę domu. Stawiam stopę na betonie, a drzwi budynku stają już przed nami otworem. Spoglądam na Logana, wzrusza jedynie ramionami z miną nic mnie już dzisiaj nie ma prawa zaskoczyć. Ramię w ramię kroczymy ścieżką do tego piętrowego*** domu niepewni, co nas w nim czeka.
Wchodzimy do środka i przyglądamy się Marcie, która szuka dla siebie odpowiedniego obuwia, jej bose stopy są zakurzone i brudne.
- Wybaczcie mi, ale nie miewam wizyt. Nienawidzę też brudu, pójdę się umyć. Może się to państwu wydać dziwne, ale proszę, byście dla mojego psychicznego spokoju zostali w tych miejscach co teraz. - Wymija nas i zamyka drzwi, co chwilę trwa, ma cztery zamki i łańcuch. A do tego alarm, który uruchamia po upewnieniu się, że drzwi są zamknięte. - Dajcie mi dziesięć minut.
W różowych kapciach biegnie wgłąb domu, wychylam się odrobinę, by obejrzeć mieszkanie, Henderson podnosi nogę, chce wykonać krok do przodu.
- Nie rób tego.
Mężczyzna patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Niby dlaczego?
- Martha powiedziała, że mamy zostać w tych samych miejscach. A jeśli agorafobik z manią czystości każe ci zostać na tym samym miejscu, to chodzi dokładnie o to samo miejsce.
- Wiesz, że trzy razy powiedziałaś to samo miejsce?
- Wiem, chodziło o zaznaczenie mocy. Agorafobicy bywają trudni w obyciu, ale podejrzewam, że Settler przechodziła jakąś terapię, nie rzuciła się jeszcze na nas z paznokciami.
- Moja twarz jest jej za to wdzięczna. - Logan rozgląda się po korytarzu. - Ładnie tu. Ale my mamy zostać w tej samej pozycji, tak? Co będziemy robić?
Uśmiecham się do bruneta, jest na tyle blisko, że bez problemu mogę przeczesać jego miękkie włosy.
- Możesz spróbować zasnąć na stojąco, mała drzemka chyba ci się przyda.
Śmieje się cicho i chwyta moją dłoń, przytula do niej policzek.
- Spałem krótko, ale dobrze, nie musisz się o mnie martwić. A przynajmniej nie tak bardzo.
- Dziękuję za pozwolenie. - Cofam dłoń. - Co możesz powiedzieć mi o denatce?
- O niej samej niewiele, za to o jej śmierci mogę co nieco zdradzić.
Dzieli się ze mną informacjami, których dostarczyła mu Susan. Mam już jako taki obraz morderstwa, w mojej głowie kiełkują pytania, które będę mogła zadać Settler. Najpierw musimy poznać stopień jej zażyłości z ofiarą. Mogły być przyjaciółkami - agorafobicy nie zawsze są aspołeczni - albo nieznajomymi, Martha mogła po prostu być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Mam wrażenie, że to śledztwo będzie tym, którego tak bardzo chciałam w lutym - wymagającym domysłów, mnóstwa pracy od każdego członka zespołu. I bez udziału federalnych. Uśmiecham się do siebie, czuję to samo dziwne podekscytowanie, które towarzyszyło poprzednim sprawom. Tęskniłam nawet za tym uczuciem.
Dołącza do nas Martha, ma na sobie długi T-shirt, czarne getry, włosy związała w kok. Teraz mogę dostrzec naturalną bladość jej skóry, przypomina mi moją. Uśmiecha się do nas lekko, nie wygląda na chorą. Ale zazwyczaj ukrywamy chorobę, uważając, że nie dotyczy ona nikogo poza nami.
- Przepraszam, że musieliście państwo tyle czekać.
- Nie szkodzi - odzywa się miło Logan - dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. - Patrzy na mnie z uśmiechem, odwzajemniam to, napięcie między nami jest wyczuwalne.
Settler spogląda po naszej dwójce z obojętną miną, ale w jej niebieskich oczach dostrzegam iskierki rozbawienia. Jestem pewna, że wie o tym, co łączy mnie i detektywa, wszyscy potrafią to bez problemu zaobserwować. Ale i my nie staramy się tego ukrywać, po prostu podczas pracy nie mamy czasu na czułości.
- Cieszę się, że mnie państwo posłuchaliście i nie ruszaliście się z miejsca. - Zerkam na Hendersona z miną a nie mówiłam?, przewraca oczami. - Proszę za mną.
Prowadzi nas do przestronnego salonu, który lśni czystością jak reszta domu, którą mogę dojrzeć. Starając się nie ubrudzić butami dywanu, zajmujemy miejsce na kanapie, Martha zasiada naprzeciwko nas w fotelu.
- Napiją się państwo czegoś?
Na zewnątrz jest upalnie, a ja nie chcę trudzić kobiety, proszę więc jedynie o wodę, Logan dziękuje. Martha idzie do kuchni, po chwili wraca z plastikowym kubkiem wypełnionym płynem.
- Przepraszam, że nie w szklance, ale nie posiadam szklanych naczyń, zdarzało mi się je podczas ataków tłuc.
- Rozumiem. - Przyjmuję od niej kubek. - Dziękuję.
- Na najbliższym skrzyżowaniu w prawo.
Brunet kiwa głową, rzuca mi spojrzenie we wstecznym lusterku, uśmiecham się do niego. Wszystko w porządku.
- Czwarty dom po prawej to mój, proszę się przed nim zatrzymać.
Henderson włącza migacz i parkuje na wydzielonym do tego miejscu. Martha odpina pas, chwyta kurczowo torebkę i bierze głęboki wdech, po czym otwiera drzwi, szybko opuszcza pojazd, mknie chodnikiem na werandę domu. Stawiam stopę na betonie, a drzwi budynku stają już przed nami otworem. Spoglądam na Logana, wzrusza jedynie ramionami z miną nic mnie już dzisiaj nie ma prawa zaskoczyć. Ramię w ramię kroczymy ścieżką do tego piętrowego*** domu niepewni, co nas w nim czeka.
Wchodzimy do środka i przyglądamy się Marcie, która szuka dla siebie odpowiedniego obuwia, jej bose stopy są zakurzone i brudne.
- Wybaczcie mi, ale nie miewam wizyt. Nienawidzę też brudu, pójdę się umyć. Może się to państwu wydać dziwne, ale proszę, byście dla mojego psychicznego spokoju zostali w tych miejscach co teraz. - Wymija nas i zamyka drzwi, co chwilę trwa, ma cztery zamki i łańcuch. A do tego alarm, który uruchamia po upewnieniu się, że drzwi są zamknięte. - Dajcie mi dziesięć minut.
W różowych kapciach biegnie wgłąb domu, wychylam się odrobinę, by obejrzeć mieszkanie, Henderson podnosi nogę, chce wykonać krok do przodu.
- Nie rób tego.
Mężczyzna patrzy na mnie jak na wariatkę.
- Niby dlaczego?
- Martha powiedziała, że mamy zostać w tych samych miejscach. A jeśli agorafobik z manią czystości każe ci zostać na tym samym miejscu, to chodzi dokładnie o to samo miejsce.
- Wiesz, że trzy razy powiedziałaś to samo miejsce?
- Wiem, chodziło o zaznaczenie mocy. Agorafobicy bywają trudni w obyciu, ale podejrzewam, że Settler przechodziła jakąś terapię, nie rzuciła się jeszcze na nas z paznokciami.
- Moja twarz jest jej za to wdzięczna. - Logan rozgląda się po korytarzu. - Ładnie tu. Ale my mamy zostać w tej samej pozycji, tak? Co będziemy robić?
Uśmiecham się do bruneta, jest na tyle blisko, że bez problemu mogę przeczesać jego miękkie włosy.
- Możesz spróbować zasnąć na stojąco, mała drzemka chyba ci się przyda.
Śmieje się cicho i chwyta moją dłoń, przytula do niej policzek.
- Spałem krótko, ale dobrze, nie musisz się o mnie martwić. A przynajmniej nie tak bardzo.
- Dziękuję za pozwolenie. - Cofam dłoń. - Co możesz powiedzieć mi o denatce?
- O niej samej niewiele, za to o jej śmierci mogę co nieco zdradzić.
Dzieli się ze mną informacjami, których dostarczyła mu Susan. Mam już jako taki obraz morderstwa, w mojej głowie kiełkują pytania, które będę mogła zadać Settler. Najpierw musimy poznać stopień jej zażyłości z ofiarą. Mogły być przyjaciółkami - agorafobicy nie zawsze są aspołeczni - albo nieznajomymi, Martha mogła po prostu być w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.
Mam wrażenie, że to śledztwo będzie tym, którego tak bardzo chciałam w lutym - wymagającym domysłów, mnóstwa pracy od każdego członka zespołu. I bez udziału federalnych. Uśmiecham się do siebie, czuję to samo dziwne podekscytowanie, które towarzyszyło poprzednim sprawom. Tęskniłam nawet za tym uczuciem.
Dołącza do nas Martha, ma na sobie długi T-shirt, czarne getry, włosy związała w kok. Teraz mogę dostrzec naturalną bladość jej skóry, przypomina mi moją. Uśmiecha się do nas lekko, nie wygląda na chorą. Ale zazwyczaj ukrywamy chorobę, uważając, że nie dotyczy ona nikogo poza nami.
- Przepraszam, że musieliście państwo tyle czekać.
- Nie szkodzi - odzywa się miło Logan - dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. - Patrzy na mnie z uśmiechem, odwzajemniam to, napięcie między nami jest wyczuwalne.
Settler spogląda po naszej dwójce z obojętną miną, ale w jej niebieskich oczach dostrzegam iskierki rozbawienia. Jestem pewna, że wie o tym, co łączy mnie i detektywa, wszyscy potrafią to bez problemu zaobserwować. Ale i my nie staramy się tego ukrywać, po prostu podczas pracy nie mamy czasu na czułości.
- Cieszę się, że mnie państwo posłuchaliście i nie ruszaliście się z miejsca. - Zerkam na Hendersona z miną a nie mówiłam?, przewraca oczami. - Proszę za mną.
Prowadzi nas do przestronnego salonu, który lśni czystością jak reszta domu, którą mogę dojrzeć. Starając się nie ubrudzić butami dywanu, zajmujemy miejsce na kanapie, Martha zasiada naprzeciwko nas w fotelu.
- Napiją się państwo czegoś?
Na zewnątrz jest upalnie, a ja nie chcę trudzić kobiety, proszę więc jedynie o wodę, Logan dziękuje. Martha idzie do kuchni, po chwili wraca z plastikowym kubkiem wypełnionym płynem.
- Przepraszam, że nie w szklance, ale nie posiadam szklanych naczyń, zdarzało mi się je podczas ataków tłuc.
- Rozumiem. - Przyjmuję od niej kubek. - Dziękuję.
Szatynka zajmuje poprzednie miejsce i głęboko oddycha. Siedzimy z niebieskookim w ciszy, dopóki świadek swoją postawą nie da nam do zrozumienia, że jest gotowa rozmawiać. Kiwa głową, wywiad detektywistyczny można zacząć.
- Pani Settler, proszę nam powiedzieć, co łączyło panią z zamordowaną Theą Holland?
- Poznałyśmy się pięć lat temu w przychodni psychiatrycznej - ja czekałam na umówione spotkanie, Thea właśnie wychodziła z gabinetu.
Zapisuję te informacje w notesie, który zabrałam ze sobą, miło znowu coś w nim pisać.
- Czy Thea również cierpiała na jakieś fobie? - pytam, patrząc uważnie na kobietę.
- Nie. - Kręci przecząco głową. - odwiedzała jedynie matkę podczas przerwy. Doktor Maila Holland była moją terapeutką. Będzie zdruzgotana na wieść o śmierci córki. Mam nadzieję, że chociaż ona nie będzie miała mnie za winną tej tragedii.
Patrzymy po sobie z Loganem.
- Pani Settler, nikt nie obwinia pani o śmierć Thei, to nie była pani wina!
- Skąd może to pani wiedzieć? - Stalowe spojrzenie niebieskich oczu przyszpila mnie do miejsca. - Obiecałam matce Thei, że się nią zaopiekuję, a teraz ona jest martwa.
Kryje twarz w dłoniach i zaczyna gwałtownie łapać powietrze, co mnie martwi. Jeśli teraz dostanie ataku, nie zdołamy z nią więcej porozmawiać, jedynie przez telefon, a nie wiem czy taka forma kontaktu ze świadkiem jest dopuszczalna. Musimy maksymalnie wykorzystać czas, który nam ofiarowano.
Po policzku kobiety płynie łza, ale nie ściera jej, pozwala sobie okazać wszelkie emocje, w końcu jest u siebie.
- Co robiły panie ostatniej nocy na Dwudziestej Dziewiątej Ulicy?
- Thea wyciągnęła mnie do klubu, chciała świętować. - Martha patrzy na mnie i stara się uśmiechnąć. - W przyszłym tygodniu premierę ma moja trzecia książka.
Nowa informacja: Settler jest pisarką. Domyśliłam się tego, dostrzegając regały pełne literatury porównawczej, słowników, także stary Underwood na biurku w pokoju naprzeciwko salonu, do którego nie zamknięto drzwi, mógł zasugerować zawód kobiety.
- To miały być tylko dwa drinki, nie zniosłabym dłużej obecności tylu ludzi w jednym miejscu. Nie widziałam go, nie umknął uwadze Thei, zbladła, gdy go ujrzała. A mimo to próbowała bawić się dalej. Powinnam wcześniej wyprowadzić ją z tego lokalu.
Ponownie chowa twarz w dłoniach, posyłam spojrzenie Loganowi z nadzieją, że zrozumie, o co mi chodzi. Kończy nam się czas.
- Zna pani mordercę Holland? - pyta Henderson. Przyszła pora na najważniejsze pytania, na które odpowiedzi potrzebujemy najbardziej.
- Nie znam go osobiście, ale go widziałam. A mam głowę do twarzy. Potrafiłabym go opisać.
- Czy mogę przysłać do pani rysownika?
Kręci przecząco głową i wzdycha, jest wyczerpana, nie możemy oczekiwać od niej za wiele.
- Wolałabym, by nikt się tu już nie zjawiał. - Kręci się na fotelu, nie wiem, co to znaczy.
- W takim razie zadzwonimy do pani, tylko poproszę numer.
- Oczywiście.
Zapisuję rząd cyferek, po czym wstaję, Logan idzie w moje ślady.
- Dziękujemy za poświęcony nam czas. Skontaktujemy się z panią. Nasze wyrazy współczucia.
- Dziękuję.
Odprowadza nas do drzwi, czuję za sobą jej coraz płytszy oddech, Krótkie słowa pożegnania i opuszczamy dom Settler. Pozwalam lekkiej bryzie owiewać mnie całą, zaczerpuję powietrze w drodze do samochodu, milczę dopóty, dopóki nie wyjedziemy z ulicy świadka. Logan spogląda na mnie, ale nie zaczyna rozmowy, sam układa sobie w głowie to wszystko, czego dowiedzieliśmy się podczas tej nietypowej wizyty.
- Przepraszam - odzywam się - że obiecałam jej kontakt telefoniczny z rysownikiem, to chyba niezgodne z procedurami.
Brunet uśmiecha się lekko.
- Nie przepraszaj, przy tej sprawie mało co będziemy robić zgodnie z procedurami.
Rozluźniam się i wyglądam przez okno, krajobraz Long Island nie jest tak surowy jak Manhattanu. Chętnie spędziłabym tu czas w wolny weekend.
- I co myślisz? - pytam mężczyznę.
- Będę szczery, choć być może zabrzmi to dziwnie, a nawet bardzo dziwnie. Uważam, że nasz świadek jest bardziej interesujący niż ofiara.
Spoglądam na profil mężczyzny.
- Mam to samo odczucie. Dodatkowo mam wrażenie, że Martha Settler będzie kluczem do rozwiązania tej sprawy.
Spokojnie wracamy na Manhattan, rozpatrując kroki, które podejmiemy w dalszym śledztwie. Proszę bruneta, by wysadził mnie niedaleko miejsca zbrodni, przecież mój samochód wciąż zajmuje miejsce parkingowe. Gdy własnym pojazdem docieram na posterunek, zostaję oficjalnie przedstawiona Michelle Filion, która nie przeprasza mnie za swoje wcześniejsze zachowanie, ale wyraźnie się dystansuje. To jej zadaniem jest teraz piecza nad tablicą, która powoli zapełnia się informacjami. Dzielę się z resztą zespołu pierwszymi spostrzeżeniami. Kapitan już aktualizował mój identyfikator, podpisaliśmy umowę-zlecenie, mogę znowu działać na szesnastym posterunku.
Miło wrócić do znanego miejsca, ludzi, którzy tęsknili. Choć nie wszystkim to pasuje.
- Pani Settler, proszę nam powiedzieć, co łączyło panią z zamordowaną Theą Holland?
- Poznałyśmy się pięć lat temu w przychodni psychiatrycznej - ja czekałam na umówione spotkanie, Thea właśnie wychodziła z gabinetu.
Zapisuję te informacje w notesie, który zabrałam ze sobą, miło znowu coś w nim pisać.
- Czy Thea również cierpiała na jakieś fobie? - pytam, patrząc uważnie na kobietę.
- Nie. - Kręci przecząco głową. - odwiedzała jedynie matkę podczas przerwy. Doktor Maila Holland była moją terapeutką. Będzie zdruzgotana na wieść o śmierci córki. Mam nadzieję, że chociaż ona nie będzie miała mnie za winną tej tragedii.
Patrzymy po sobie z Loganem.
- Pani Settler, nikt nie obwinia pani o śmierć Thei, to nie była pani wina!
- Skąd może to pani wiedzieć? - Stalowe spojrzenie niebieskich oczu przyszpila mnie do miejsca. - Obiecałam matce Thei, że się nią zaopiekuję, a teraz ona jest martwa.
Kryje twarz w dłoniach i zaczyna gwałtownie łapać powietrze, co mnie martwi. Jeśli teraz dostanie ataku, nie zdołamy z nią więcej porozmawiać, jedynie przez telefon, a nie wiem czy taka forma kontaktu ze świadkiem jest dopuszczalna. Musimy maksymalnie wykorzystać czas, który nam ofiarowano.
Po policzku kobiety płynie łza, ale nie ściera jej, pozwala sobie okazać wszelkie emocje, w końcu jest u siebie.
- Co robiły panie ostatniej nocy na Dwudziestej Dziewiątej Ulicy?
- Thea wyciągnęła mnie do klubu, chciała świętować. - Martha patrzy na mnie i stara się uśmiechnąć. - W przyszłym tygodniu premierę ma moja trzecia książka.
Nowa informacja: Settler jest pisarką. Domyśliłam się tego, dostrzegając regały pełne literatury porównawczej, słowników, także stary Underwood na biurku w pokoju naprzeciwko salonu, do którego nie zamknięto drzwi, mógł zasugerować zawód kobiety.
- To miały być tylko dwa drinki, nie zniosłabym dłużej obecności tylu ludzi w jednym miejscu. Nie widziałam go, nie umknął uwadze Thei, zbladła, gdy go ujrzała. A mimo to próbowała bawić się dalej. Powinnam wcześniej wyprowadzić ją z tego lokalu.
Ponownie chowa twarz w dłoniach, posyłam spojrzenie Loganowi z nadzieją, że zrozumie, o co mi chodzi. Kończy nam się czas.
- Zna pani mordercę Holland? - pyta Henderson. Przyszła pora na najważniejsze pytania, na które odpowiedzi potrzebujemy najbardziej.
- Nie znam go osobiście, ale go widziałam. A mam głowę do twarzy. Potrafiłabym go opisać.
- Czy mogę przysłać do pani rysownika?
Kręci przecząco głową i wzdycha, jest wyczerpana, nie możemy oczekiwać od niej za wiele.
- Wolałabym, by nikt się tu już nie zjawiał. - Kręci się na fotelu, nie wiem, co to znaczy.
- W takim razie zadzwonimy do pani, tylko poproszę numer.
- Oczywiście.
Zapisuję rząd cyferek, po czym wstaję, Logan idzie w moje ślady.
- Dziękujemy za poświęcony nam czas. Skontaktujemy się z panią. Nasze wyrazy współczucia.
- Dziękuję.
Odprowadza nas do drzwi, czuję za sobą jej coraz płytszy oddech, Krótkie słowa pożegnania i opuszczamy dom Settler. Pozwalam lekkiej bryzie owiewać mnie całą, zaczerpuję powietrze w drodze do samochodu, milczę dopóty, dopóki nie wyjedziemy z ulicy świadka. Logan spogląda na mnie, ale nie zaczyna rozmowy, sam układa sobie w głowie to wszystko, czego dowiedzieliśmy się podczas tej nietypowej wizyty.
- Przepraszam - odzywam się - że obiecałam jej kontakt telefoniczny z rysownikiem, to chyba niezgodne z procedurami.
Brunet uśmiecha się lekko.
- Nie przepraszaj, przy tej sprawie mało co będziemy robić zgodnie z procedurami.
Rozluźniam się i wyglądam przez okno, krajobraz Long Island nie jest tak surowy jak Manhattanu. Chętnie spędziłabym tu czas w wolny weekend.
- I co myślisz? - pytam mężczyznę.
- Będę szczery, choć być może zabrzmi to dziwnie, a nawet bardzo dziwnie. Uważam, że nasz świadek jest bardziej interesujący niż ofiara.
Spoglądam na profil mężczyzny.
- Mam to samo odczucie. Dodatkowo mam wrażenie, że Martha Settler będzie kluczem do rozwiązania tej sprawy.
Spokojnie wracamy na Manhattan, rozpatrując kroki, które podejmiemy w dalszym śledztwie. Proszę bruneta, by wysadził mnie niedaleko miejsca zbrodni, przecież mój samochód wciąż zajmuje miejsce parkingowe. Gdy własnym pojazdem docieram na posterunek, zostaję oficjalnie przedstawiona Michelle Filion, która nie przeprasza mnie za swoje wcześniejsze zachowanie, ale wyraźnie się dystansuje. To jej zadaniem jest teraz piecza nad tablicą, która powoli zapełnia się informacjami. Dzielę się z resztą zespołu pierwszymi spostrzeżeniami. Kapitan już aktualizował mój identyfikator, podpisaliśmy umowę-zlecenie, mogę znowu działać na szesnastym posterunku.
Miło wrócić do znanego miejsca, ludzi, którzy tęsknili. Choć nie wszystkim to pasuje.
****
Udało nam się połączyć z Marthą Settler jeszcze przed końcem dnia, dzięki czemu ja miałam pewność, że kobieta nie pominęła kolejnej porcji leku, a nasz rysownik mógł się wykazać. Martwię się odrobinę o szatynkę, jest sama w domu, nie mamy pewności, że morderca Thei jej nie widział. Na moją prośbę i za zgodą kapitana Logan wysyła do East Meadow patrol, który ma obserwować dom pisarki. Detektywi i funkcjonariusz Filion rozmawiają z rodziną denatki - jej matka załamała się zgodnie z przewidywaniami Settler - a ja jako psycholog nie mam nic więcej do zrobienia. Phil wyszukuje dla nas dane mężczyzny z portretu pamięciowego, musi przejrzeć dość obszerną bazę, spodziewam się wyniku jutro rano. Zbieram się więc do opuszczenia budynku, żegnam się z kolegami i Michelle, która stara się do mnie uśmiechnąć, odwzajemniam to. Nie chcę walczyć o swoje stare miejsce, teraz jestem specjalistycznym konsultantem. Podążam do windy, za sobą słysząc kroki Hendersona, oczywiście musi mnie odprowadzić. Naciskam przycisk przywołujący dźwig i ustawiam się frontem do swojego chłopaka. Uśmiecha się i wyciąga rękę, by odgarnąć mi z czoła kosmyki włosów.
- Miło mi znowu z tobą współpracować, Rose.
- Mnie także miło wrócić do pracy z zespołem tak wspaniałych detektywów. Choć jego nowy członek chyba mnie nie lubi.
Śmieje się, po czym przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. To w tych ramionach zasypiałam noce i było mi tak przyjemnie. Znalazłam w nich swoją przystań, do której mogę zawitać, kiedy tylko chcę.
Odsuwam się od bruneta, patrzę w jego twarz, całuję w usta.
- Pamiętaj, by jutro nie obciążać Settler rozmową, pół godziny, nie więcej. W razie jakichkolwiek problemów daj mi znać, przybędę.
- Dobrze. - Teraz to on mnie całuje. - Dobranoc.
Zmęczona wrażeniami dnia szybko zasypiam. Pracę zaczynam dopiero po Dniu Niepodległości, jeszcze przez kilka dni będę się cieszyć wolnością. To idealny czas na powrót do roli konsultanta, a morderstwo Thei Holland mogę traktować jako ostatnią sprawę. Jeśli Michelle Filion pozytywnie przejdzie staż i uzyska miano detektywa, jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie na stałe na szesnastym posterunku. A jeśli zespół Logana będzie sobie liczył czworo równych sobie rangą detektywów, żaden konsultant nie będzie im zbytnio potrzebny.
Poranek nie przynosi niczego niespotykanego, przynajmniej do czasu. Korzystając z wolnego, robię dość spore zakupy dla restauracji, zabieram Violet na spacer do parku. Gdy po powrocie sięgam po książkę z zamiarem ułożenia się na kocu pod jabłonią, dzwoni mój telefon. Widząc, że połączenie przychodzi od Logana, nie bawię się w żadne powitania, przywykłam do tego, że uprzejmości przy rozmowach telefonicznych z detektywami na służbie odchodzą w siną dal.
- Bennett, słucham.
- Cześć, mamy problem i to całkiem spory. Mimo postawionych pod drzwi policjantów ktoś włamał się do domu Marthy Settler i usiłował ją zabić. Niestety zbiegł. Kobieta jest teraz w stanie wskazującym atak paniki, nie potrafię uzyskać informacji o tym, kiedy ostatnio brała leki, poza tym nie chce wpuścić do domu techników, by zbadali możliwe ślady. Nie wiem co robić.
Idę do swojego pokoju, zabieram z niego szarą torebkę.
- Spróbuj uspokoić ją poprzez mówienie o pogodzie, o muzyce. Ważne, byś mówił o tym miękko, nie oddawał werbalnie takich uczuć jak złość czy zniecierpliwienie, ja już idę do samochodu.
- Trafisz tutaj?
- Powinnam. W razie czego dam znać. Pilnuj, technicy nie próbowali przedostać się do domu, nie możemy pozwolić, by Settler całkowicie się na nas zamknęła.
- Okay, zrozumiałem. Do zobaczenia.
Rozłączam się, pakuję do samochodu i włączam do ruchu. Mknę w kierunku Long Island najszybciej, jak mogę według znaków, a na moich ustach pojawia się odrobinę psychopatyczny uśmieszek. To śledztwo staje się coraz bardziej interesujące.
- Miło mi znowu z tobą współpracować, Rose.
- Mnie także miło wrócić do pracy z zespołem tak wspaniałych detektywów. Choć jego nowy członek chyba mnie nie lubi.
Śmieje się, po czym przyciąga mnie do siebie i mocno przytula. To w tych ramionach zasypiałam noce i było mi tak przyjemnie. Znalazłam w nich swoją przystań, do której mogę zawitać, kiedy tylko chcę.
Odsuwam się od bruneta, patrzę w jego twarz, całuję w usta.
- Pamiętaj, by jutro nie obciążać Settler rozmową, pół godziny, nie więcej. W razie jakichkolwiek problemów daj mi znać, przybędę.
- Dobrze. - Teraz to on mnie całuje. - Dobranoc.
Zmęczona wrażeniami dnia szybko zasypiam. Pracę zaczynam dopiero po Dniu Niepodległości, jeszcze przez kilka dni będę się cieszyć wolnością. To idealny czas na powrót do roli konsultanta, a morderstwo Thei Holland mogę traktować jako ostatnią sprawę. Jeśli Michelle Filion pozytywnie przejdzie staż i uzyska miano detektywa, jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie na stałe na szesnastym posterunku. A jeśli zespół Logana będzie sobie liczył czworo równych sobie rangą detektywów, żaden konsultant nie będzie im zbytnio potrzebny.
Poranek nie przynosi niczego niespotykanego, przynajmniej do czasu. Korzystając z wolnego, robię dość spore zakupy dla restauracji, zabieram Violet na spacer do parku. Gdy po powrocie sięgam po książkę z zamiarem ułożenia się na kocu pod jabłonią, dzwoni mój telefon. Widząc, że połączenie przychodzi od Logana, nie bawię się w żadne powitania, przywykłam do tego, że uprzejmości przy rozmowach telefonicznych z detektywami na służbie odchodzą w siną dal.
- Bennett, słucham.
- Cześć, mamy problem i to całkiem spory. Mimo postawionych pod drzwi policjantów ktoś włamał się do domu Marthy Settler i usiłował ją zabić. Niestety zbiegł. Kobieta jest teraz w stanie wskazującym atak paniki, nie potrafię uzyskać informacji o tym, kiedy ostatnio brała leki, poza tym nie chce wpuścić do domu techników, by zbadali możliwe ślady. Nie wiem co robić.
Idę do swojego pokoju, zabieram z niego szarą torebkę.
- Spróbuj uspokoić ją poprzez mówienie o pogodzie, o muzyce. Ważne, byś mówił o tym miękko, nie oddawał werbalnie takich uczuć jak złość czy zniecierpliwienie, ja już idę do samochodu.
- Trafisz tutaj?
- Powinnam. W razie czego dam znać. Pilnuj, technicy nie próbowali przedostać się do domu, nie możemy pozwolić, by Settler całkowicie się na nas zamknęła.
- Okay, zrozumiałem. Do zobaczenia.
Rozłączam się, pakuję do samochodu i włączam do ruchu. Mknę w kierunku Long Island najszybciej, jak mogę według znaków, a na moich ustach pojawia się odrobinę psychopatyczny uśmieszek. To śledztwo staje się coraz bardziej interesujące.
_________________________________
* Akcja rozdziału dzieje się w roku 2010, siedmiomiliardowe dziecko urodziło się później.
** Częściowo Long Island należy terytorialnie do miasta stanowego Nowy Jork.
*** Piętrowy - w mniemaniu Polaków parterowy. Tak, te różnice są irytujące.
* Akcja rozdziału dzieje się w roku 2010, siedmiomiliardowe dziecko urodziło się później.
** Częściowo Long Island należy terytorialnie do miasta stanowego Nowy Jork.
*** Piętrowy - w mniemaniu Polaków parterowy. Tak, te różnice są irytujące.
Piosenka Cleo i Magdycji.
Nie ma to jak się schować pod angielskim nazwiskiem i umieścić we własnym opowiadaniu - bomba :D
OdpowiedzUsuńMichelle się musi skonsultować w sprawie konsultantki - podoba mi się hyhy. Kurde no, parę dni tu siedzi i już się rządzi. Rzeczywiście dobrze Rosie, ze zabrałaś plakietkę, chociaż ja to bym jej jakoś utarła nosa raczej a nie bawiła w grzeczności :P Ale cóż, ja to ja: złośliwa i wredna Edzia :D
To widzę, że z Martusią będzie mały problem. Chociaż tyle, że ufa naszej Rosie i się dała wyprowadzić spod tego śmierdzącego śmietnika :) Jak to dobrze ją mieć w zespole, nawet nie wiedziałam, że agorafobia jest taka okropna, przecież to można dostać hyzia jak to mówi moja mama :D Czuć się w porządku tylko u siebie w domu, do ludzi nie wyjdziesz, na każdy dotyk czy próbę zbliżenia się reagujesz strachem, rzucasz się z pazurami *to co mówiła Rosie - no masakra.
- Wybaczcie mi, ale nie miewam wizyt. Nienawidzę też brudu, pójdę się umyć. Może się to państwu wydać dziwne, ale proszę, byście dla mojego psychicznego spokoju zostali w tych miejscach co teraz. *o rany Julek :D To nawet się ruszyć nie można? Ciekawe co by się stało, gdyby zrobił jeden mały kroczek w którąś stronę, pobrudziło by się? No nieźle, jak to się człowiek całe życie uczy, nawet z opowiadań :P
Plastikowe kubki - no to akurat logiczne, żeby w czasie ataku agorafobicznego sobie krzywdy nie zrobiła. Chociaż z drugiej strony pierwsze wrażenie jest trochę dziwne :)
Pisarka? Czemu mnie to nie dziwi hyhy. Bardzo adekwatne <3
Widziała mordercę? O proszę :) Ciekawe kto to będzie tym razem, były chłopak? Albo jakiś niezadowolony pacjent, który się zemścił na mamusi. Poczekamy zobaczymy :D
Spotkanie w przychodni, jakie to prozaiczne :P Ale cóż, podobno w kolejkach do lekarza się najlepiej ludzi poznaje, tak słyszałam przynajmniej :D
Mimo postawionych pod drzwi policjantów ktoś włamał się do domu Marthy Settler i usiłował ją zabić. Niestety zbiegł. Kobieta jest teraz w stanie wskazującym atak paniki, nie potrafię uzyskać informacji o tym, kiedy ostatnio brała leki, poza tym nie chce wpuścić do domu techników, by zbadali możliwe ślady. Nie wiem co robić. *o kurde, już ją chciał ktoś zabić? Przy obstawie policyjnej? Nie wierzę... Poza tym facet, który nie wie co robić i prosi o pomoc - cud natury huehue. Kocham Cię Logan <3 :* :D
No pewnie, że trafi - zdolną masz dziewczynę :P
...na moich ustach pojawia się odrobinę psychopatyczny uśmieszek. To śledztwo staje się coraz bardziej interesujące. *no nie poznaję koleżanki :D Psychopatyczny uśmiech? Poważnie? Ale w sumie też uważam, że się robi coraz bardziej interesująco, czekam na rozwiązanie :)
Świetne to było, mrrr <3 Pisz dalej, bo się nie mogę doczekać końca tego śledztwa, dawno mnie już nic tak nie podjarało, dzięki :P :*
AAAAA, pierwsza jestem! Niemożliwe!! Juhuuuu :P No to teraz się zdziwiłam dopiero *odtańczyła taniec radości, rozwalając głowę o sufit huehue. Milusio, ten dzień właśnie stał się lepszy niż był :D Mrrrrr <3
UsuńTak, Edzia, jesteś pierwsza, gratuluję :D
UsuńCo do agorafobii - niewiele wiem o tej chorobie, nie chciałam się zbytnio wczytywać, poznałam jedynie podstawowe objawy i zachowani, i to one zostały wplecione w ten rozdział i kolejny.
Właściwie to wciąż jest pierwszy dzień Michelle na szesnastym posterunku (ostatnia część rozdziału jest drugim). Więc szybko zaczęła się rządzić :D Ale takie ma narzucone procedury, a Rose jeszcze nie miała okazji poznać, stąd jej zachowanie.
Da się obejść obstawę policyjną, jeśli się wie, że takowa pod domem stoi ;)
To nie tak, że Logan nie wie co robić, raczej nie ma referencji, by udawać psychologa ;) A Rose i tak siedzi w tej sprawie, więc co szkodzi zadzwonić?
Cieszę się, że się podjarałaś :D Masz guza na głowie?
Dziękuję za komentarz! :**
A dziękuję dziękuję, pierwszy raz mi się udało być pierwszą *ale zamotałam huehue.
UsuńNo jak na podstawowe wiadomości to w moim mniemaniu coś strasznie dużo wiesz jednak, nie bądź już taka skromna :P
W sumie to się nie bardzo orientuję w czasie, co zresztą widać hyhy, ale skoro jeden dzień i kawalątek drugiego to bardzo szybko - rządzidło wredne :D Rozumiem jej zachowanie, ale hmm, i tak mnie wkurza, sorry :P
No tak, nie pomyślałam. Tylko wtedy się nasuwa pytanie skąd wiedział :)
Dobra, niech Ci będzie :D Mnie tam w sumie bardziej chodziło o to proszenie, nie znam zbyt wielu takich facetów, prędzej bym pomyślała, że będzie próbował sam sobie radzić, mimo braku psychologicznych referencji jak to ładnie ujęłaś :) Poza tym i tak dzwoni do Rosie w każdej sprawie, więc wcale nie mówię, że źle zrobił czy że zaszkodził tym czemuś, wręcz przeciwnie :P
Ja też się cieszę, że się cieszysz, a guza na szczęście nie nabiłam, zamortyzowało hyhy.
Proszę, jak komentować to Edzia zawsze chętna *tadam :D
Hej Cleo :)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, tonie mam zbytnio tematów do rozpisywania się :(
Rozdział po prostu jest genialny.
Spodziewałam się, że bardziej polecą iskry między Rose a tą Michelle ... Ale jak na razie lecą tylko ze strony Filion. Jestem ciekawa jak to dalej się pociągnie :)
"Zerkam na Hendersona z miną a nie mówiłam?, przewraca oczami" - piękne.
Rose oczywiście znawczyni wszelkich chorób... Zastanawiam się tylko jak mózg ludzki coś takiego mieści? No cóż, zazdośc dupę ściska ;)
"Jeśli Michelle Filion pozytywnie przejdzie staż i uzyska miano detektywa, jest duże prawdopodobieństwo, że zostanie na stałe na szesnastym posterunku." - błagam ... nie...
Filion na stałe? To by było straszne. No i Rosie by nie mogła wrócic...
Jedna rzecz do lekkiej poprawki - "Pilnuj, technicy nie próbowali przedostać się do domu"
Rozdział piękny, no i tradycyjnie nie mogę się doczekac następnego.
Życzę weny :*
*nie mam
UsuńNa studiach Rosie zapoznawała się z wszelkimi fobiami, a że ma chłonny umysł, wiele zapamiętała ;)
UsuńDziękuję za wyłapanie niedopisanego zdania, poprawię ;)
Nie wiem, co się stanie z Michelle. Jeszcze nie wiem.
Cieszę się, że się podoba :) A wena zawsze się przyda.
Dziękuję za komentarz! :*
Rozdział świetny! Uwielbiam Ragan w akcji.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o moje iluzje...tak naprawdę nic do ciebie nie mam i rozumiem o co ci chodzi.
Tamten komentarz napisałam, bo nie moglam się doczekać tego rozdziału i tyle w temacie.
Pozdrawiam
Cieszę się, że się podoba :3
UsuńDziękuję za komentarz! :*
Naff to przyuważyła tylko dlatego, że sama stworzyła Marthę Settler do "3/4 demona". Nie pamiętałam jak twoje nazwisko brzmi po angielsku XDD! Choć jak je rozczytałam to walnęłam facepalma bo zapomniałam najprostszego słowa ;_____; tak to jest jak się nie używa angielskiego na co dzień. Rozdział oczywiście przeczytam rano/w południe <3. Teraz już mi się łoczęta zamykają.
OdpowiedzUsuńPodejrzewam, że podając swoje imię i nazwisko chciałaś w pewnym sensie zostać odnaleziona, więc Cię odnalazłam:D Ten czerwony łeb, który zaprasza Cię do znajomych to ja :D
OdpowiedzUsuńZacznę do tego, że bardzo podoba mi się sprawa, nad którą przyszło im pracować. Do tej pory głównie komentowałam relacje Rogan, a na sprawach skupiałam się mniej, ale to chyba zrozumiałe;D Teraz, gdy nasze gołąbki są wreszcie razem, mogę w spokoju zająć się też śledztwami.
Podoba mi się postać Marthy. Niewiele wiem na temat jej choroby, dlatego tym ciekawiej mi się o czymś czyta. W ogóle zastanawiam się skąd u ciebie taka wiedz na tyle tematów:D Doszkalasz się przy każdym wymyślonym śledztwie czy to przez filmy/książki? ;D Ciekawa jestem, bo ciągle serwujesz nam coś nowego. Ale to mi się jak najbardziej podoba ;) Ta Martha jest bardzo trudnym przypadkiem i jakby nie pomoc Rose to chyba nic nie potrafiliby z niej wyciągnąć. Widać, że to rzeczywiście Martha rządzi teraz śledztwem i to ona ustala warunki. To bardzo interesująca odmiana;D A najlepsze jest to, że Logan tak naprawdę niewiele może w tej kwestii zrobić, bo gdy w grę wchodzi choroba to policyjne schematy przestają się nadawać. Jestem ogromnie ciekawa jak to dalej poprowadzisz! ;)
Sprawa wydaje się być w miarę łatwa skoro Martha domyśla się kto może być sprawcą. A z drugiej strony mam wrażenie, że jeszcze czymś nas tutaj zaskoczysz. Sam fakt, że sprawca włamał się do jej domu, omijając pilnujących go śledczych jest godny zainteresowania. Jak to zrobił? Czemu nikt go nie zauważył? To duże niedopatrzenie, które mogło kosztować kogoś życie!
Natomiast bardzo śmieszyła mnie w tym rozdziale Filion:D W sumie to podoba mi się to, że nie lubi Rose. Wszędzie gdzie się Bennetówna pojawi, wzbudza zainteresowanie i sympatię. Fajnie, że tym razem jest inaczej i trafiła wreszcie na kogoś kto nie lubi jej od samego początku;D Mam też dziwne wrażenie, że Filion może w przyszłości zakochać się w Loganie. W końcu nie jest to trudne, biorąc pod uwagę jak przystojnym i wartościowym facetem jest. No, ale Ty zawsze mnie zaskakujesz, więc pewnie zrobisz to i tym razem;D Więc nie gdybam i czekam na kolejny rozdział! ;**
I dziękuję za dedykację! <3
Zaproszenie przyjęte :D Raczej chciałam wpleść siebie do opowiadania, gdyż postać Cleo M. Cullen pojawia się już w jednym opowiadaniu Króliczka, jestem także w sequelu innego opowiadania, chciałam być także u siebie ;)
UsuńJa też niewiele wiem na temat agorafobii, naprawdę. Poczytałam jeden artykuł w sieci i to tyle. Nie do każdej sprawy przygotowuję się od strony merytorycznej, ale czasami lepiej mieć małe pojęcie o czymkolwiek. Jestem typem erudyty, lubię wiedzieć co nieco na dużo tematów poza tymi, od których jestem prawie ekspertem :D
Sprawy łatwe najczęściej okazują się tymi najtrudniejszymi ;)
Mnie także Michelle rozśmieszała :D Wychodzi na to, że taka postać była Rozważnej potrzebna :3
Dziękuję za komentarz! :**
Świetny rozdział ♥ jeszcze takiego świadka nie widziałam ;) a Michelle jest taka... hm... dziwna? Jakoś tak dziwnie się zachowuje. Mam nadzieję, że nie poczuje czegoś mocnego do Logana i nie będzie próbowała go zdobyć!!! Ale Rose nie pozwoli go sobie odebrać, mam rację? :D czekam na następny i jestem bardzo ciekawa jak potoczy się dalej sprawa
OdpowiedzUsuńMichelle dziwna? Być może, ale raka postać jest potrzebna ;)
UsuńCieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Dobra. Wtorek, dzień wolny, przeczytam choć jeden rozdział. Dziś zamierzam się obijać na maksa (co rzadko mi się zdarza), dlatego piszę rozdziały, komentuję i piszę listy ohoh (no i sprzątam, ale to swoją drogą >D). Długo mnie tu nie było, czas nadrobić!
OdpowiedzUsuń"Psychika człowieka to jedno z najtrudniejszych do zbadania miejsc w organizmie" - o, tak, z tym się trzeba zgodzić. Ogólnie pierwszy fragment i rozważania z niego przypadły mi do gustu!
"brązowowłosej kobiety, która chyba próbuje nam udowodnić, że mieści się w szafce dworcowej" - buahaha, no, padłam XDDD. W ogóle ta Martha nijak nie przypomina mi prawdziwej Cleo XD! Kurde! "ma cztery zamki i łańcuch" - zaczyna mnie przerażać... XD
"- Moja twarz jest jej za to wdzięczna" - dlaczego po tym stwierdzeniu Logan wydał mi się narcyzem ahahaha XD?
"- Poznałyśmy się pięć lat temu w przychodni psychiatrycznej" - idealne miejsce na spotkanie! Nie wiedzieć czemu, skojarzyło mi się z królikową Dementią XD.
"- W przyszłym tygodniu premierę ma moja trzecia książka." - ha, wiedziałam, że Martha będzie pisarką! BANG!
Ta lekko romantyczna scena Rogan <3 jaram się. Są tacy słodcy i zgodni jako para. Wręcz bym rzekła, że idealni!
I wiedziałam, że ktoś się włamie do Marthy! HA! Poza tym... wiesz? To chyba jedna z bardziej interesujących spraw na Rozważnej! Jaram się tą sprawą :333!
Yea, jeden rozdział nadrobiony!
Oahyo! :)
UsuńCieszę się, że jeden rozdział masz już nadrobiony :3 Ach, słodkie lenistwo :D Ja się wybieram z Magdycją na napoje lodowe, ciekawe, czy zmrożą mi mózg.
Martha nie przypomina mnie zachowaniem, ale chociaż wyglądem tak :3
Cieszę się, że sprawa Ci się podoba :)
Dziękuję za komentarz! :**