piątek, 26 czerwca 2015

65 I guess you never felt that way

   Huehuehue, dzieje się w tym rozdziale :3 
   Zapraszam do udziału w Konkursie urodzinowym oraz przeczytania shota urodzinowego od Laurie.

   Podpowiedź do konkursu: należy wziąć pod uwagę te cztery bransoletki, by odpowiedzieć na pytanie.


__________________________________________________________


Here's the thing
we started off friends.
It was cool but
it was all pretend.
~Kelly Clarkson.
"Since U Been Gone"


Wszystkim rozpoczynającym
wakacje.
Bawcie się rozważnie,
wypocznijcie!


   Poświęcanie czasu dla pasji pomaga nam się realizować. Robiąc to, co kochamy, jesteśmy szczęśliwi, pełni energii i optymizmu. Wtedy jesteśmy jak najbardziej sobą i pokazujemy siebie innym. Tancerze poprzez ulubiony styl pokazują, co siedzi w ich wnętrzach, tak samo artyści. W chwili poddania się pasji stajemy się też dobrym celem dla osób, które chcą nas zniszczyć psychicznie. Gramy komuś napisaną samodzielnie piosenkę z własną muzyką, a dostajemy jedynie niekonstruktywną krytykę i obelgi. Nasza pasja zamiast pomóc się rozwijać, ukazuje nasze niedoskonałości, poniża w oczach innych, a nas popycha w stronę ciemnych, depresyjnych myśli. Powoli zabija.
   Wysiadam z windy na szóstym piętrze szesnastego posterunku i kieruję się w stronę biura. Nie jestem pewna, czy moja obecność tutaj jest pożądana, wczoraj Logan nie dał mi jasno do zrozumienia, że będę potrzebna przy tej sprawie. Ale skoro zeznania ma składać ponad stu świadków, raczej się tutaj przydam. Na drugim końcu korytarza pojawia się niebieskooki detektyw, który uśmiecha się szeroko na mój widok, odwzajemniam to. Idziemy ku sobie, co obserwatorowi mogłoby się skojarzyć ze sceną wyciętą wprost z jakieś komedii romantycznej.
   - Dzień dobry. - Staje przede mną przystojny, wysoki i całkowicie mój. Pochyla się i całuje mnie w usta. - Ktoś tu się chyba stęsknił?
   - Tylko ci się tak wydaje. Pomyślałam, że mogę wam pomóc, skoro jest tutaj tylu świadków.
   Mężczyzna chwyta moją dłoń i ciągnie w stronę opuszczonego biura.
   - Dobrze, że jesteś. Właściwie to Ben kazał mi po ciebie zadzwonić.
   Czyli jednak się przydam. Miło.
   - Za chwilę zadzwonię do laboratorium i przekażę, że nam konsultujesz. Czy mogę powiedzieć, że tworzysz profil mordercy? Jakoś będę musiał im uzasadnić twoją pracą tutaj.
   Podchodzi do swojego biurka i szuka swojej czarnej teczki pośród masy dokumentów. Skąd wiem, że szuka akurat tej? Zawsze ma tę jedną jedyną na przesłuchaniach i rozmowach, wymienia jej zawartość za każdym razem, gdy idzie do któregoś ze specjalnych pokoi. Albo uzupełnia jej wnętrze.
   - Właściwie to nie musisz tego robić - odzywam się. - Wzięłam sobie na dzisiaj wolne. Na jutro też mogę to zrobić, jeśli będzie taka potrzeba.
   Mężczyzna prostuje się i przygląda mi podejrzliwym wzrokiem, szukając na mojej twarzy oznak kłamstwa lub wyjątkowo nieudanego żartu. Wzdycha cicho, gdy zdaje sobie sprawę, że jestem w tej chwili całkowicie poważna.
   - Rose, coś ty znowu wymyśliła? Przecież nie musiałaś tego robić. - Drapie się po czarnej głowie. - Kurde, spróbuję to jakoś odkręcić. A ty - wskazuje na mnie palcem, na co ja pokazuję mężczyźnie język - wbij sobie do tej nadludzko inteligentnej mózgownicy, że laboratorium genetyczne, w którym pracujesz, ma podpisaną umowę z naszym posterunkiem i możesz być konsultantem, kiedy tego potrzebujemy bez twojego brania wolnego.
   Przewracam oczami. Oczywiście, że musiałam znaleźć zatrudnienie właśnie w tym laboratorium, podświadomie wciąż chciałam pracować przy śledztwach. Cieszę się, że udało mi się znaleźć rozwiązanie, które mnie w pełni satysfakcjonuje.
   - Wybacz mi moją głupotę, o panie. - Dygam przed nim niczym sługa, brunet parska śmiechem. - Postaram się następnym razem nie zawieść swoim zachowaniem.
   Detektyw chwyta za teczkę, wraca do mnie i całuje w czoło.
   - Jesteś głuptas. Ale mój. Później to odkręcę. Chcesz rozmawiać ze mną czy śledzić rozmowy wśród wszystkich?
   Zastanawiam się nad tym przez chwilę. Gdybym poszła z Loganem, spędziłabym z nim trochę czasu. Ale z drugiej strony mogę trafić na rozmowę z kimś nijakim, gdy potrzebujemy znaleźć kogoś podejrzanego, kogoś, kto zachowaniem może wzbudzić wątpliwości. co do bycia niewinnym czy też nieświadomym.
   - Wolałabym krążyć, będę miała wtedy lepszy obraz całości świadków. - Kiwa ze zrozumieniem głową. - Wiadomo już, kim jest druga ofiara?
   Ściągam kurtkę i wieszam ją na oparciu starego krzesła. Teraz moje miejsce pracy jest przy biurku Logana, z tego mebla mam idealny punkt obserwacyjny na bruneta. Odkładam torebkę na podłogę, raczej nikt nie będzie chciał mnie tu okraść. Chyba. Przecież już dwukrotnie próbowano zabić mnie na posterunku, być może powinnam być bardziej ostrożna.
   - Tak, wiemy. - Logan kiwa głową w stronę tablicy, na której przypięte są dwa zdjęcia bardzo podobnych do siebie kobiet. Podchodzę do niej, a detektyw mówi dalej: - Nina Oleyko, lat dziewiętnaście, młodsza siostra Swietłany. Przyleciała do Stanów tydzień temu, miała rozpocząć studia wokalistyki na NYADA. Jako że Swietłana mieszkała tu od kilku lat, Nina nie musiała martwić się o mieszkanie czy jedzenie aż do przeprowadzki na kampus.
   - Jakoś inna rodzina? - pytam. Jeśli kobiety miały krewnych w Nowym Jorku, musimy ich powiadomić.
   - Nie, żadnych. Tylko one wyrwały się, że tak powiem, z Europy.
   Kiwam głową i spoglądam na mężczyznę, kosmyk przydługich włosów opada mu na czoło. Uśmiecham się. Chyba już do końca życia się zastanawiać, jakim cudem jest tak przystojny.
   - W takim razie zaczynajmy. Z kim rozmawiasz?
   Odwzajemnia uśmiech, wychodzi z biura, idę za nim, na korytarzu mamy możliwość iść obok siebie.
   - Pokój siódmy, pan dyrektor. Choć pewnie nic więcej poza tym, co wczoraj, raczej nie powie.
   - Mus to mus, Logan. A po co byłeś wcześniej w bufecie?
   - Po wodę, brałem lekarstwa. Głupia śledziona.
   Chwytam jego dłoń i ściskam. Cieszę się, że stosuje się do zaleceń lekarza, choć widzę też, jak go to czasami denerwuje. Specjalna dieta nie jest taka zła, ale fizycznie nie jest już tak silny. Wciąż może powalić na ziemię osiłka cięższego od siebie, ale szybciej się męczy i nie jest już tak dobrze odporny na infekcje. Mimo to wolę go z lekarstwami i małym lenistwem niż martwego.
   Stajemy przed pokojem przesłuchań numer siedem. Funkcjonariusz przed drzwiami informuje nas, że pan Bruno Clifford jest już w środku i oczekuje detektywa. Logan uśmiecha się do mnie.
   - Do zobaczenia po drugiej stronie lustra, Alicjo.
   Wchodzi do pokoju, a ja otwieram drzwi do naszego śledzącego - tak zwykliśmy nazywać małe, wąskie pomieszczenie przylegające do każdego pokoju przesłuchań. Lustro weneckie na jednej ze ścian, sprzęt rejestrujący i nagrywający rozmowy - nic więcej tu nie trzeba. Staję przed lustrem, obserwuję Clifforda i słucham rozmowy mężczyzn. Mój chłopak miał rację, dyrektor powtarza właściwie to samo, co przekazał wczoraj Adamowi. Jedyną przydatną rzeczą jest dostarczenie niebieskookiemu listy osób z obsady i załogi technicznej z wczorajszego występu. Pomoże nam to, gdyby któryś nie chciał przybyć na posterunek, szybciej znajdziemy ich adresy.
   Odrobinę znudzona przechodzę do pokoju Diega, później Michelle i Adama. Żaden z rozmówców, któremu się przysłuchuję, nie budzi moich podejrzeń, dlatego po dwóch godzinach krążenia po pokojach nie jestem w stanie nikogo wskazać do powtórnych zeznań. Dyrekcja, załoga i część obsady została przesłuchana, teraz pora na świadków.
   - Czyli na razie wciąż szukamy - wzdycha Diego. Przecież tak wygląda każdy początek, nie powinien się dziwić. - Czy którejś z was rozmawiało z tą baletnicą, co to ponoć usiłowała bawić się w bazyliszka?
   Koledzy zaglądają do notatek, Logan dodatkowo zerka na listę otrzymaną od dyrektora.
   - Ma przyjechać później.
   - Rozumiem. - Diego zamyśla się nad czymś. - A jak  już tak rozmawiamy, to może powiecie mi, kto bierze Erica Vaughna na spytki?
   Spoglądam na Logana, którego wzrok utkwiony jest w mojej twarzy. Spojrzenie z cieniem bólu i smutku. No tak, biznesmen przedstawiał się jako rywal detektywa, choć moje serce już wtedy należało do niebieskookiego.
   - Nie mamy pewności, czy Vaughn znajdzie dla nas czas - odzywa się mój brunet. - Sami wiecie po tamtej sprawie, jaki bywa zajęty. Lepiej zadzwonić i się umówić. Choć posterunek to nie fryzjer.
   Trafne spostrzeżenie. Detektywi są przedstawicielami prawa, a nie właścicielami salonu piękności, w którym dostaje się datę wizyty. Tutaj liczy się czas i zebranie jak największej liczby obciążających dowodów, by złapać winnego przestępcę. Mam jednak dziwne przeczucie, że i tym razem Eric owinie nas sobie wokół palca.
   Henderson wchodzi na stronę firmy, szuka kontaktu, wybiera numer na telefonie biurowym i daje na głośnik. Liczę w myślach sygnały.
   - Vaughn&Sims Company. - Cztery. - W czym mogę państwu pomóc?
   Rozpoznaję głos asystentki milionera, Mindy. Uśmiecham się pod nosem. Czyli udało jej się utrzymać i wytrzymać tyle czasu na tym stanowisku, brawo.
   - Dzień dobry, mówi detektyw Logan Henderson z szesnastego posterunku. Chciałbym rozmawiać z Ericiem Vaughnem.
   - Oczywiście. Sprawdzę tylko, czy prezes nie jest zajęty. - Zapada cisza. Zerkam niespokojna na Logana, który ma kamienną twarz. chciałabym wiedzieć, co myśli. - Pan Vaughn jest wolny, zaraz pana przełączę.
   - Dziękuję.
   Do tej pory miałam cichą nadzieję, że zielonooki biznesmen jest zajęty. Teraz wstrzymuję oddech. Logan widząc mój stan, chwyta mnie za dłoń i ściska, chcąc dodać mi otuchy. Kątem oka widzę, że Filion prycha. Przykro mi, takie czułości są zarezerwowane tylko dla mnie.
   
Szczęk telefonu, spinam się.
   - Dzień dobry, detektywie. - Udawanie radosnego tonu  mężczyźnie nie wychodzi, wszyscy w pomieszczeniu dostrzegamy sztuczność w jego głosie. - Czym mogę służyć?
   - Chciałbym się dowiedzieć, czy znajdzie pan dzisiaj dla nas czas, by złożyć zeznania.
   - Oczywiście, że znajdę. Jestem wolny o trzynastej. - Zerkam na zegar na ścianie, jest kwadrans po dwunastej. - Z przyjemnością porozmawiam z panną Bennett.
   Kamienna maska opada, ukazując zaskoczenie i powoli rosnącą wściekłość.
   - Słucham? - Logan nie kryje się ze swoim niezadowoleniem.
   - Złożę zeznania pannie Bennett. Tylko jej. I nie na posterunku, a w restauracji. Proszę jej przekazać, że będę na nią czekał o trzynastej w Bella Monica. Miłego dnia, detektywie.
   Rozłącza się, a ja boję się spojrzeć na bruneta. To przecież zapowiada powtórkę z rozrywki! Może tym razem Ericowi nic nie grozi, ewidentnie to nie on miał być ofiarą, ale ja nie zniosę bycia z nim sam na sam, potrzebuję czyjegoś wsparcia.
   - Świetnie - cedzi przez zaciśnięte zęby Logan, odkładając słuchawkę. - Po prostu świetnie.
  Zerkam na Chigi - obaj nie są entuzjastycznie nastawieni na warunki biznesmena. Czyli miałam dobre przeczucia.
   - A czy nie możemy iść z tym do kapitana? - pyta Michelle, za co zostaje zgromiona czterema posępnymi spojrzeniami.
   - Burmistrz jest już w to pewnie wmieszany - mówię, wstając z miejsca i sięgając po kurtkę. - Myślicie, że zdążę, jeśli pojadę metrem?
   Chigi patrzą na mnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Logan również wstaje, chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie, zmuszając do ruchu.
   - Pokój socjalny. Teraz! - Nie mogę liczyć na jego spojrzenie, gdy ciągnie mnie w kierunku wyjścia.
   Czyli będzie pogadanka. Świetnie, po prostu świetnie.



****

   Nie wiem, co takiego jest w tym pomieszczeniu, ale ma ono w sobie coś przyciągającego. Z jakiegoś powodu to tu zawsze lądujemy z Loganem. To te cztery ściany były świadkiem początku naszego uczucia. Teraz będą świadkami naszej kłótni. To ją zapowiadają niespokojne kroki Logana, który z ponurą miną chodzi od ściany do okna i z powrotem. Obserwuję go przygotowana na wszelki atak.
   - Co ty sobie wyobrażasz? - pyta, starając się nie podnosić głosu. Nie teraz, jeszcze nie. -Masz zamiar się z nim spotkać, tak? Sam na sam?
   - Znasz odpowiedź. Wiesz dobrze, że nie możemy zrobić nic innego, to on tu rządzi. Tak samo jak rok temu.
   Patrzy na mnie przez z chwilę z niedowierzaniem. No tak, nie mam ochoty buntować się jak poprzednio. Jeśli zatańczymy, jak Vaughn nam zagra, szybciej zakończymy to śledztwo. I wtedy okaże się, że to my kontrolowaliśmy tę grę, nie Eric.
   - Czy ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, co chce osiągnąć? Rose, on znowu będzie chciał cię poderwać!
   Podchodzi do okna i uderza w nie lekko pięścią, chcąc pozbyć się nadmiaru złości, a jednocześnie nie rozwalić szyby.
   - A czy ty mi choć trochę ufasz?
   Do tej pory opierałam się o sofę, teraz stoję twardo na nogach, patrzę na plecy mężczyzny i sama zaczynam odczuwać złość. Zaciskam dłonie w pięść, zbyt długie paznokcie wbijają się w delikatną skórę wewnętrznej strony dłoni, to mnie otrzeźwia.
   Henderson odwraca się w moją stronę, z zawodem malującym się w oczach.
   - Oczywiście, że ci ufam. Nie mam za to za grosz zaufania do tego typka. Narcyz, zarozumialec, wywyższający się typ.
   Wzdycham. Mam wrażenie, że tą rozmową nigdzie nie dotrzemy. Zerkam na zegar wybijający kolejne sekundy i minuty. Wskazówka stale przesuwa się, jest coraz bliżej jedynki. Naprawdę Logan chce tracić czas?
   - Mogę już jechać? - Nie pytam o pozwolenie, chcę tylko opuścić ten pokój, który dzisiaj działa na mnie depresyjnie. - Lepiej, by zbytnio nie czekał.
   - Naprawdę chcesz to zrobić? - pyta detektyw, w jego głosie wyczuwam ból. Świetnie. - Dać mu tę przyjemność spotkania z tobą? By znowu mógł cię komplementować?
   Czy on naprawdę nie rozumie? Nie chodzi o mnie, a o śledztwo.
   - Przestań. - To nie prośba. - Jadę tam, by pomóc w sprawie. Być może dowiem się czegoś o siostrach. Vaughn mógł widzieć jakąś kłótnię między nimi czy coś podobnego.
   Nie wygląda na przekonanego.
   - Nie pojedziesz.
   Jęczę cicho.
   - Dlaczego? Logan, chcesz to rozwiązać? Chcesz wiedzieć, kto zabił Swietłanę i Ninę?
   - Chcę, to w końcu moja praca.
   - Więc dlaczego nie chcesz pozwolić mi zbadać ten trop?
   Patrzy na mnie takim wzrokiem, jakby zastanawiał się, czy naprawdę jestem tak inteligentna, jak mówią wszyscy wokół. On tego nie widzi, zaćmiony uczuciem, którego jeszcze u niego nie widziałam. Przynajmniej nie tak wyraźnie.
   - Logan, mnie chodzi o sprawę, nie pragnę spotkania z Ericiem. Więc proszę, schowaj swoją zazdrość do jakieś cholernie głębokiej kieszeni i daj mi możliwość jechać na to spotkanie!
   - Nie jestem zazdrosny - cedzi, czym mnie zupełnie nie przekonuje.
   - Wcale. Idę.
   Kieruję się w stronę drzwi, gdy mężczyzna chwyta mnie za nadgarstek. Jego ucisk sprawia mi lekki ból, wściekła zerkam na bruneta.
   - Nie pozwolę ci.
   Mam dość. Cała ta rozmowa obudziła we mnie najgorsze uczucia, którym nie chcę się poddać. Ale nie jestem wulkanem, by zbierać się na jeden wielki wybuch. Chcę się oczyścić jak najszybciej.
   Wyrywam dłoń z uścisku.
   - Wyłysiej, Logan* - mówię twardo, po czym opuszczam pomieszczenie.
   Słyszę za sobą kroki Hendersona, ale nie dbam o to, co sobie teraz myśli czy co planuje. Sięgam po torebkę i nakładam na siebie kurtkę. Po odgłosach wiem, że niebieskooki zajmuje swoje zwykłe miejsce pracy. Zerkam na Chase'a.
   - Adam. - Blondyn patrzy na mnie znad ekranu. - Jedziesz ze mną. Weź dyktafon.
   Opuszczam biuro i opieram się o ścianę, czekając na kolegę. Słyszę wyraźnie głos Meksykanina.
   - Co teraz, Logan? Sprawdzamy monitoring  czy dalej rozmawiamy ze świadkami?
   Po moim policzku płynie pojedyncza łza, gdy Logan odpowiada:
   - Obojętne. Jest mi doskonale wszystko jedno.



****


   Zajeżdżamy przed restaurację, Adam przygląda mi się niepewnie, gdy biorę od niego dyktafon i złożoną kartkę papieru.
   - Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
   Uśmiecham się do niego blado.
   - A mam inne wyjście?
   Opuszczam pojazd, wygładzam bluzkę pod rozpiętą kurtką, biorę głęboki wdech i wchodzę do środka eleganckiego Bella Monica. Nie cierpię tego typu miejsc. Głównie dlatego, że przypominają mi one o Ianie i naszym nieudanym związku. Poza tym różnią się od Darcy's, nie umiem się w nich odnaleźć. Kilka różnych kieliszków, liczne widelce, łyżki. To nie moja bajka.
   Eric zajmuje miejsce w głębi sali. Wolałabym stolik przy oknie, Adam mógłby nas wtedy spokojnie obserwować. Muszę jednak pamiętać, że gram według reguł Vaughna, nie swoich. Nie mogę doprowadzić do przejęcia kontroli nad sprawą. Jeśli tak się stanie, śledztwo nic nie zyska, a ja jedynie stracę tutaj cenny czas.
   Dostrzega mnie, podrywa się do góry, prawie wywracając przy tym krzesło, uśmiecha się szarmancko. Gdzie się podział ten dystyngowany, najbardziej znany biznesmen Nowego Jorku? Ja widzę jedynie mężczyznę wyglądającego jak nastolatek na pierwszej randce. Świetnie. Jego entuzjazm sprawia, że jestem jeszcze bardziej oziębła niż podczas wczorajszego niespodziewanego spotkania.
   - Dzień dobry, panie Vaughn - witam się i zajmuję miejsce, zanim zielonooki ruszy się, by odsunąć mi krzesło. Lubię dżentelmenów, ale niektórzy działają mi na nerwy. - Proszę, to dla pana. - Podaję mu kartkę.
   - Dzień dobry. - Jest zaskoczony moim chłodem. Patrzę, jak odrobinę zdezorientowany siada naprzeciwko mnie. - Co to jest?
   Kładę trzymany do tej pory w dłoni dyktafon na środku stołu. Powinien dobrze rejestrować dźwięk.
   - Nakaz nagrywania rozmowy, do którego musi się pan ustosunkować, inaczej grozi panu zarzut utrudniania śledztwa.
   Tego się nie spodziewał. Próbuje się do mnie uśmiechnąć, jednak cień porażki jest widoczny na jego twarzy. Na razie jest jeden zero dla mnie.
   - Rozumiem. Dobrze. - Wpatruje się w moje oczy z taką miną, jakby chciał mnie zaczarować swoim szmaragdem. Niestety, przepadłam już na wieku w odmętach niebieskiego morza. - Jest pani jak zwykle przygotowana. Bystra, inteligentna i piękna. Nic dziwnego, że tylu mężczyzn się wczoraj za panią oglądało, to zaszczyt oglądać kogoś tak zjawiskowego.
    Mam ochotę odpowiedzieć, że nie jestem jakimś cholernym eksponatem do podziwiania i nie zwracam uwagi na osobników płci przeciwnej, bo jestem szczęśliwie zakochana, ale to byłaby oznaka wytrącenia mnie z równowagi, a nie mogę pozwolić na remis w tej rozgrywce.
   - Już poprzednim razem miałem panią za wspaniałego konsultanta i niesamowitą kobietę. Teraz to wrażenie się jedynie pogłębia.
   Nigdy nie rozumiałam komplementów, ich sensu. Miały ponoć pomóc poczuć się lepiej. Ale po co poprawiać komuś humor miłymi słowami, skoro mogą one być nieszczere lub być wypowiedziane z myślą o dalszym wykorzystaniu? Poza tym nie wiem, jak na nie zareagować. Podziękować? Uśmiechnąć się? Najczęściej milczę.
   - A ja od zawsze traktowałam pana jedynie jako biznesmena, którego potrzebowaliśmy przy śledztwie. Zgaduję, że nigdy nie czuł pan w ten sposób, prawda?
   Otwiera usta, ale nie ma pomysłu na ripostę. Uśmiecham się miło. Dwa zero dla Bennett, trybuny szaleją.
   
- Czy możemy już zaczynać? - pytam z dłonią na dyktafonie. - Mam ograniczony czas na rozmowę, śledztwo trwa.
   Kiwa potakująco głową, upija łyk wody z wysokiej szklanki. Do naszego stolika zbliża się kelner, odprawiam go ruchem dłoni. Nie czas na lunch, tu się rozgrywa praca policji. Naciskam przycisk i zaczynam przesłuchanie.
   - Rozmowa z Ericiem Vaughnem, świadkiem w sprawie morderstwa Swietłany i Niny Oleyko, prowadzi Rose Bennett, konsultant. - Spoglądam na mężczyznę, czegoś nie rozumie. - Kilka minut po tym, jak się na siebie natknęliśmy, a pan opowiedział o dziwnym zachowaniu baletnicy Catii Vassyliev, w łazience w garderobie znaleźliśmy kolejne ciało. Martwą Ninę Oleyko, siostrę otrutej baletnicy. Miała wbity w serce nóż, wykrwawiła się.
   - Mój Boże. - Jest wstrząśnięty tą informacją. To nic, mam ochotę powiedzieć, to nie pan znalazł trupa. To dopiero porusza człowiekiem. - Macie państwo już jakiegoś podejrzanego?
   - Nie, na razie prowadzimy rozmowy ze świadkami i sprawdzamy nagrania. - Nie wspominam o oczekiwaniu na wyniki sekcji zwłok obu kobiet, Vaughn nie musi wiedzieć wszystkiego. Z torebki wyciągam zdjęcia denatek, to Niny kładę na stole obok dyktafonu. - Poznaję ją pan? Widział ją pan kiedykolwiek?
   Bierze fotografię do ręki, przygląda się twarzy dziewczyny. W jednym momencie źrenice jego oczu rozszerzają się. Poznaje ją.
   - Tak. Widziałem ją wczoraj godzinę przed spektaklem. Kłóciła się z kimś.
   Opieram łokcie na blacie i pochylam do przodu.
   - Proszę mi o tym powiedzieć.
   Odkłada zdjęcie i patrzy w stronę wejścia do restauracji. Smakowite zapachy wywołują u mnie skręt kiszek, ale nie wołam kelnera. Nie mogę się niczym rozpraszać. Niczym.
   - Przybyłem do The Metropolitan Opera ponad godzinę przed rozpoczęciem spektaklu. Miałem się tu spotkać z moją towarzyszką, Evelyn Misstoe. - Czyli to tak nazywa się ta kobieta w czerwonej sukni, którą tak bajerował. Dobrze wiedzieć. - Widziałem wtedy, jak ta dziewczyna przebiegała przez foyer do biura, po drodze potrąciła starsze małżeństwo, które także przyszło obejrzeć balet. Ktoś szedł za nią, jakiś młody mężczyzna, uderzyła go w twarz, zanim weszła do biura, choć wątpię, by tam pracowała.
   - Może mi go pan opisać?
   Słucham go, ale niezbyt uważnie, mój mózg już próbuje znaleźć odpowiedzi na pytania, które do tej pory pojawiły się do tej pory przy śledztwie. Komu zależało na śmierci dwóch osób w tym samym czasie? Dlaczego siostry zginęły w ten sposób? Czy na pewno był jeden zabójca? I czy termin morderstwa był wybrany nieprzypadkowo?
   Zerkam na dyktafon. Ponad dwadzieścia minut opisu kłótni, dziwnego zachowania baletnicy, Catii Vassyliev, oraz upadku i śmierci Swietłany. Gdy Eric kończy mówić, zbieram swoje rzeczy i wstaję z miejsca.
   - Dziękuję za pański czas, prezesie Vaughn. Przepraszam, jeśli panu przeszkodziłam. Życzę miłego lunchu i miłego dnia.
   Chcę odejść, zatrzymuje mnie głos bruneta.
   - Panno Bennett?
   Dyktafon jest wyłączony, mężczyzna ma wolną drogę do pytania, o cokolwiek chce. Zerkam na niego, ale nie siadam na krzesło. Nie jestem pionkiem w grze.
   - Tak?
   Uśmiecha się, wstając, wyciąga przed siebie rękę, niechętnie ją ściskam.
  - Miło było mi znowu panią spotkać, panno Rose.
   Odwzajemniam uśmiech.
   - Mnie także było miło. Mimo okoliczności.
   - Mam nadzieję, że detektyw Henderson wreszcie przestanie udawać, że nic się nie dzieje.
   Wiem już, o co chodzi, a to dzięki wybuchowi w pokoju socjalnym.
   - Nie ma się pan o co martwić. Nie udaje od miesięcy, jesteśmy razem szczęśliwi.
   Uśmiecham się ostatni raz, odwracam i wychodzę z restauracji. Adam wciąż zajmuje miejsce parkingowe przed lokalem, obserwuje mnie, gdy podchodzę do samochodu.
   - Jak poszło? - pyta, gdy zapinam pasy.
   Podaję mu dyktafon.
   - Nieźle. Chyba wiem, kto jest naszym zabójcą.
_________________________________________
* nawiązanie do "Go bald, Kurosaki" z mangi Dengeki Daisy; wyrażenie tłumaczone na j. polski właśnie jako "Wyłysiej, Kurosaki".



10 komentarzy:

  1. Nieźle. Wstęp do rozdziału jak zwykle świetnie oddający rzeczywistość, mała rozgryweczka z Filon i ten profesjonalizm Rose. Sądziłam, że nie można jej bardziej lubić, a jednak da się. Po tym rozdziale mam do niej jeszcze więcej szacunku niż dotąd.
    Za to Erica rozerwałabym najchętniej na strzępy. Święta krowa, której się wydaje, że wie wszystko i wszystkich ma w kieszeni. Co to jest? Tak, porozmawiam z Rose w drogiej restauracji. Nic tylko walnąć o ścianę, żeby się odbił i zmądrzał. Rose jednak tu sobie koncertowo dała radę. Logan powinien być z niej dumny i jeszcze jej to wynagrodzić. A skoro już jesteśmy przy Hendersonie, to z jednej strony rozumiem tą jego wściekłość. Trudno, żeby nie poczuł się zagrożony, ale trochę zaufania nooo. Zna Rose nie od dziś i wie, że ona nie jest taka głupia. Chociaż przynajmniej widać, że mu zależy. Chyba aż za bardzo.
    Rozdział jak najbardziej bardzo dobry, a ja niezmiennie czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam serdecznie.
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Erica to ja miałam takie nerwy, że, jak sama napisałam na fanpage'u, miałam ochotą uderzać jego głową o ścianę. Ale przydał mi się :)
      Cieszę się, że Ci się spodobał :)

      Dziękuję za komentarz :**
      Ściskam!

      Usuń
  2. - Dzień dobry. - Staje przede mną przystojny, wysoki i całkowicie mój. Pochyla się i całuje mnie w usta. - Ktoś tu się chyba stęsknił?
    - Tylko ci się tak wydaje. *drobna złośliwość z rana, jak śmietana huehue. Moja Rosie <3
    - Właściwie to nie musisz tego robić - odzywam się. - Wzięłam sobie na dzisiaj wolne. Na jutro też mogę to zrobić, jeśli będzie taka potrzeba.
    Mężczyzna prostuje się i przygląda mi podejrzliwym wzrokiem, szukając na mojej twarzy oznak kłamstwa lub wyjątkowo nieudanego żartu. Wzdycha cicho, gdy zdaje sobie sprawę, że jestem w tej chwili całkowicie poważna.
    - Rose, coś ty znowu wymyśliła? Przecież nie musiałaś tego robić. - Drapie się po czarnej głowie. - Kurde, spróbuję to jakoś odkręcić. A ty - wskazuje na mnie palcem, na co ja pokazuję mężczyźnie język - wbij sobie do tej nadludzko inteligentnej mózgownicy, że laboratorium genetyczne, w którym pracujesz, ma podpisaną umowę z naszym posterunkiem i możesz być konsultantem, kiedy tego potrzebujemy bez twojego brania wolnego. *haha, nadludzko inteligentna mózgownica - glebłam.
    Przewracam oczami. Oczywiście, że musiałam znaleźć zatrudnienie właśnie w tym laboratorium, podświadomie wciąż chciałam pracować przy śledztwach. Cieszę się, że udało mi się znaleźć rozwiązanie, które mnie w pełni satysfakcjonuje.
    - Wybacz mi moją głupotę, o panie. - Dygam przed nim niczym sługa, brunet parska śmiechem. - Postaram się następnym razem nie zawieść swoim zachowaniem.
    Detektyw chwyta za teczkę, wraca do mnie i całuje w czoło.
    - Jesteś głuptas. Ale mój. Później to odkręcę. *glebłam znowu :D Uśmiałam się jak hiena z tej rozmowy. Po prostu uwielbiam przekomarzanki w ich wykonaniu huehue, bez kitu <3 I to dyganie... Wybacz mi moją głupotę, o Panie - trzecia gleba, więc z podłogi już nie wstaję na wszelki wypadek :D Mój głuptas - też tak mówię do Archiego <3 Dokładnie to zdanie wypowiedziałam po tej nieuzasadnionej zazdrości o Tyśka na przykład, lepiej się tego ująć nie dało po prostu huehue.
    A jak już tak rozmawiamy, to może powiecie mi, kto bierze Erica Vaughna na spytki? *no właśnie. Ja bym Logana proponowała, na pewno by mu przywalił w którymś momencie *złośliwa Edzia, tak bardzo :D
    - Chciałbym się dowiedzieć, czy znajdzie pan dzisiaj dla nas czas, by złożyć zeznania.
    - Oczywiście, że znajdę. Jestem wolny o trzynastej. - Zerkam na zegar na ścianie, jest kwadrans po dwunastej. - Z przyjemnością porozmawiam z panną Bennett.
    Kamienna maska opada, ukazując zaskoczenie i powoli rosnącą wściekłość.
    - Słucham? - Logan nie kryje się ze swoim niezadowoleniem.
    - Złożę zeznania pannie Bennett. Tylko jej. I nie na posterunku, a w restauracji. Proszę jej przekazać, że będę na nią czekał o trzynastej w Bella Monica. Miłego dnia, detektywie. *że co?! Teraz to kuźwa przesadziłeś koleś, idę do Ciebie! Przefasonuję Ci tę buźkę i może będziesz grzeczny w końcu. No zabawne w ciul, koń by się uśmiał po prostu. To ma być przesłuchanie debilu, a nie jakaś randka! Pogięło? Myślisz, że co tym ugrasz, będziesz ją uwodził czy jak? I co, może Rosie rzuci Logana i się zakocha w Tobie? W takim oślizgłym typku, który się uważa za pępek świata? Niedoczekanie, już ja się też postaram ^^
    - Myślicie, że zdążę, jeśli pojadę metrem?
    Chigi patrzą na mnie, nie wiedząc, co powiedzieć. Logan również wstaje, chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie, zmuszając do ruchu.
    - Pokój socjalny. Teraz! - Nie mogę liczyć na jego spojrzenie, gdy ciągnie mnie w kierunku wyjścia.
    Czyli będzie pogadanka. Świetnie, po prostu świetnie. *Boże Rosie, naprawdę chcesz tam jechać? Mogę to zrobić za Ciebie? Ale będziesz mi przynosiła paczki do więzienia co? Bo ja to na pewno go zabiję :D
    Uch, wkurzony Logan to nic dobrego, już się boję...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak jak myślałam. Nie będę całości kopiować, bo to za dużo, ale całość imponująca. Aż dziw, że tam czegoś nie rozwalił :D No i w sumie Rosie ma rację, chce pomóc w śledztwie, nie pragnie spotkania z Ericiem, więc powinien jej zaufać. W końcu nawet jak będzie chciał ją podrywać i liczyć, że ona to odwzajemni, to jest w wielkim błędzie. Zresztą Edzia czuwa, mój kochany Loganie i obiecuję, że nic jej nie grozi <3 Jak amen w pacierzu huehue.

      - Co teraz, Logan? Sprawdzamy monitoring czy dalej rozmawiamy ze świadkami?
      Po moim policzku płynie pojedyncza łza, gdy Logan odpowiada: - Obojętne. Jest mi doskonale wszystko jedno. *to było zupełnie niepotrzebne :) Sprawiłeś jej przykrość. Ale myślę, że sobie to wyjaśnicie - będzie dobrze Rosie :*
      Spotkania też nie kopiuję, żeby nie przedłużać :D Powiem tylko, że była genialna tu, parę razy dała Vaughnowi prztyczka w nos - jestem z Ciebie dumna Rose :D Logan też byłby dumny, gdyby przy tym był. Mina Ci zrzedła Vaughn co? i to nie raz. Dobrze Ci tak zarozumiały bufonie! Chyba Twój urok nie działa cosik, dziwne prawda? :P A myślałeś, że wszystkie po czymś takim będą padały do Twoich stóp jak muchy, co się łapią na jakiś obrzydliwy lep, bo tak odbieram te Twoje komplementy - no jakżeż mi przykro mwahaha *szatański śmiech, tak bardzo <3
      Phi, nawet moje pięści nie były potrzebne, chociaż miałam ochotę, nie powiem :D
      Ale tego odwzajemnionego uścisku dłoni to Ci nie wybaczę Rosie. Jak mogłaś!? Buuu :D Trzeba było spojrzeć zimno na tę wstrętną łapę, skinąć główką, odwrócić się na pięcie i wyjść - ja bym tak zrobiła :P A Ty go jeszcze ładnie pożegnałaś. Będę płakać :'( huehue. Żartuję Rosie, kocham Cię :* Ale mogłaś mu jednak przywalić :D
      - Mam nadzieję, że detektyw Henderson wreszcie przestanie udawać, że nic się nie dzieje. *no bo się nie dzieje, choćbyś nie wiem jak się gimnastykował, to nic nie zrobisz. Oni się kochają, są razem szczęśliwi, ale taki dupek jak Ty, tego nie zrozumie.

      Usuń
    2. I mnie nie było miło, stanowczo. Rose jest za dobra po prostu. Wiecie co? Mam diaboliczny plan mwahaha:
      Podchodzę do stolika, przy którym siedział Eric. Moja mina nie wróżyła nic dobrego.
      - Ej Ty, co to miało być? - warczę.
      - Przepraszam bardzo, a pani to kto? - pyta zdziwiony Vaughn.
      - Anioł stróż. - Zaśmiałam się. - Rosie niestety ma zbyt dobre serce, nie powinna była Cię traktować tak łagodnie. 
      - A co ja takiego zrobiłem? - spojrzał na mnie zaskoczony.
      - Po prostu żyjesz - skwitowałam z diabolicznym uśmiechem. - No i się przystawiasz do Rosie. Nic Ci to nie da tak po prawdzie, ona faktycznie ma rację, nie zaprzątaj sobie tym głowy.
      Spojrzałam na Vaughna spode łba. 
      - Proszę proszę, jaka obrończyni uciśnionych - stwierdził, uśmiechając się promiennie. - Logan był na pewno zachwycony z tego spotkania hm? 
      Gapiłam się na niego z nienawiścią: "Co on sobie w ogóle wyobraża?" - zastanawiałam się w myślach. A on jedynie patrzył tymi swoimi ślepiami, jakby mnie chciał zaczarować. Jeszcze się uśmiechał szarmancko przy tym, ale w jego mniemaniu chyba tylko, bo ja miałam ochotę mu przywalić. 
      - A może by tak do niego zadzwonić, że się świetnie bawiliśmy? - stwierdził Vaughn. - Zmontować jakieś zdjęcia na potwierdzenie, jak się całujemy z Rose na przykład? No co Aniołku, jak się zapatrujesz na taki pomysł? - zapytał, śmiejąc się złośliwie.
      Tego było już za wiele. Nienawiść wzięła górę nad rozsądkiem, złapałam go za rękę i wykręciłam mocno do tyłu. Vaughn syknął z bólu, ale nie przejmowałam się tym. 
      - Jeszcze raz zbliżysz się do Rose, a wrócę i Ci ją złamię. 
      Zwolniłam chwyt, więc momentalnie odwraca się do mnie ze wściekłą miną. Ja natomiast rozjuszona do granic wytrzymałości walnęłam go w policzek z całej siły, a potem zwinęłam dłoń w pięść, która wylądowała na nosie mojego przeciwnika. Zatoczył się lekko, przykładając ręce do twarzy. Na odchodne kopnęłam go jeszcze w czułe miejsce, a on upadł na kolana, krzywiąc się z bólu.
      - Zapamiętaj to sobie raz na zawsze - burknęłam, pochyliłam się nad nim z nienawistną miną i dodałam - Rosie jest nietykalna, Logana zostaw w spokoju, nigdy więcej nie mieszaj w ich związku, bo będziesz mieć znowu ze mną do czynienia.
      Zostawiłam klęczącego Vaughna i z satysfakcją malującą się na mojej twarzy, odeszłam.
      Mwahaha, koniec. Tym razem się nie zmieszczę w jednym, na stówę. Kurczę, obawiam się, że w trzech nawet nie – cóż, zobaczymy :D Ale jaką miałam frajdę teraz, to Ci normalnie piszę huehue. Ciekawe czy ich zetkniesz razem jeszcze, oby nie, bo nie będzie pasowało, niech ją zostawi w spokoju faktycznie, chociaż zrobisz jak zechcesz oczywiście. Moja Ty autorko <3
      - Jak poszło? - pyta, gdy zapinam pasy.
      Podaję mu dyktafon.
      - Nieźle. Chyba wiem, kto jest naszym zabójcą. *poszło genialnie, zwłaszcza że Vaughn dostał "łupnia" ode mnie mwahaha.
      Czuję, że się sprawa rozwiązała, pewnie ten facet, którego opisał Eric. Chociaż nie wiem, co to za jeden. Dyrektor? Oby nie. Może partner Swietłany... Dobra, nie będę zgadywać już, bo i tak pewnie nie trafię :D W każdym razie czekam na wieści, a ten rozdział zapisuję na pierwszym miejscu w moich ulubionych <3

      Usuń
    3. Matko, Edzia, ale pojazd na Erica, no nie wierzę :D
      A ta scenka? Bu, KOCHAM! <3
      Cieszę się bardzo, że rozdział Ci się podobał :3

      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. Haha widzę, że Edzia jak zwykle pół rozdziału zamieściła w komentarzu;D
    Ja Cię bardzo przepraszam za takie opóźnienia, ale rzeczywiście rozdział gdzieś mi umknął. Dodałaś kilka notek niezwiązanych z opowiadaniem i musiał mi się gdzieś między nimi zagubić. Ale jestem i przeczytałam. Nie wiem kiedy będę mieć czas na nadrobienie najnowszego, ale też na pewno przybędę.

    A więc mamy morderstwo dwóch sióstr? Zapowiada się ciekawie. Choć już zbyt wiele tutaj chyba nie nawymyślam skoro Rose jak zwykle "wie kto jest mordercą" :D Ten tekst przypomina mi trochę seriale filmy kryminalne, w których to nadludzko zdolny śledczy zawsze w najmniej oczekiwanym momencie wpada na trop i nagle wszystko wie;D Ale nie przeszkadza mi to w serialach, więc tutaj też nie. Przywykłam już chyba do tego, że Rose zawsze znajduje sprawcę.
    Za to ogromnie wkurzył mnie tutaj ten Eric. Nie dlatego, że na siłę szuka kontaktu z Rose, ale dlatego, że jest zbyt pewny siebie i zadufany. Takiemu kolesiowi aż chce się coś odburknąć i zmieszać go z błotem, no bo ile można znosić takie zachowania. Mam wrażenie, że postradał rozum i uważa, że mu wszystko wolno i każdy musi spełniać jego polecenia. Nawet policja. Nienawidzę takich ludzi, więc nienawidzę Erica. I bardzo cieszyłam na każdą uwagę Rose, która skutecznie blokowała jego zapędy. A zdanie "Nie udaje od miesięcy, jesteśmy razem szczęśliwi" kompletnie mnie rozwaliło. O to chodzi Rose!

    Co do tej kłótni to myślę, że po części są winni oboje. Logan rzeczywiście zachował się nierozsądnie i głupio, bo nie potrafił oddzielić pracy od życia prywatnego. Poza tym jego sposób myślenia i zachowanie mogło być bolące dla Rose. Jakby w ogóle jej nie ufał. Zazdrość jest ważna i potrzebna, ale nie w takim stopniu jak tutaj. Natomiast Rose moim zdaniem też trochę za ostro zareagowała. Może jakby się ciepło uśmiechnęła (mimo złości), zapewniła o swoich uczuciach albo mocno przytuliła to złość by z niego uleciała. Albo chociaż by się aż tak nie denerwował. Podchwyciła temat, nie dała za wygraną i proszę. Pierwsza kłótnia naszych gołąbków. Ale nie powiem, miło mi się to czytało:D

    "nikogo wskazań do powtórnych zeznań" - wskazać

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawione!
      Rozumiem, że mogłaś pominąć, bo były trzy posty inne. Cieszę się, że dotarłaś :)
      Zgadzam się, oboje zachowali się trochę za dziecinnie, ale to pierwsza ich kłótnia, więc im to daruję.
      Eric. Ach, uwielbiam czytać wszelkie dissy na tego gościa :3

      Dziękuję za komentarz! :*
      Ściskam mocno!

      Usuń
  4. Przybywam!
    Zauważyłaś, że ostatnio robię sobie u ciebie taką... trójcę czytania XD? Zazwyczaj mam do nadrobienia trzy rozdziały! Kurdę, nie lubię takich zaległości sobie robić, to irytujące, ale czasem po prostu nie starcza mi czasu na wszystko. Wyobraź sobie, że odkąd wróciłam z Gda, cały czas siedziałam na lapku. Robiłam notki, poprawiałam rozdziały, starałam się coś pisać, nadrabiać, w cholerę tego dużo było. I nareszcie dziś mogę powiedzieć, że... mam dla siebie czas. Ej, serio. No, bo WCN rozdziały nadrobione, 6-ty do rozpoczęcia z czym mi się nie spieszy, RH cz. 1 zamierzam za chwilę skończyć i wstawić na WCN do wersji roboczej, gdzie spokojnie w środę będę mogła ją poprawić (a może jutro po nocce już zacznę?), Łowcę Królika przeczytałam (wow, miałam 12 rozdziałów w plecy), teraz Rozważna, może jeszcze WiP'a uda mi się przeczytać i zabrać za list. Jakikolwiek. Nie jest źle. Ale koniec pierniczenia XD! Czas na rozdział!
    "Robiąc to, co kochamy, jesteśmy szczęśliwi, pełni energii i optymizmu" - Ooo, tak, z tym się zgodzę. Ludzie często się dziwią, że chodzę taka radosna i w ogóle. A robię to dlatego, że każdy moment mojego życia przepełniony jest moją pasją <3 idę nawet głupią ulicą i śpiewam - to już jest pasja! Myślę o opowiadaniach - pasja! Dlatego całkowicie się z tym zgodzę ^__^. Reszta myśli trochę bardziej pesymistyczna :o! Ale z tym też trzeba się zgodzić. Ciągła krytyka w końcu powoli zabija.
    "Staje przede mną przystojny, wysoki i całkowicie mój" - NO, właśnie. Całkowicie JEEEEEEJ ;_____;
    Ej, w ogóle to takie zabawne. Rose niby odeszła, a i tak cały czas pomaga XDDD! Więc w sumie tak, jakby nie odeszła! W sumie teraz i tak jest gdzieś obok <3
    "Drapie się po czarnej głowie" - dlaczego skojarzyło mi się to z murzynami XD? NO NIE! Murzyn-Logan ;___;?
    "Choć posterunek to nie fryzjer" - to określenie mnie rozwaliło XD.
    W ogóle tak siedzę, gryzę palce z wyczekującą miną przy rozmowie Logana z Ericiem i takie... ŁOOOOT. Chce rozmawiać tylko z Roooose? No, to grubo! >D Jaram się już tą rozmową! Będzie ostro, będzie ostrooo!
    "Z jakiegoś powodu to tu zawsze lądujemy z Loganem" - dlaczego zaczęłam uśmiechać się jak wariat? No, do cholery! Muszę przestać pisać o Lauriel! To mnie niszczy od środka buahaha XD.
    uuuuuu, groźna scena zazdrości między Rogan! Ale wiesz? Podoboba mi się to. Bo przecież nie może być tak słodko i idealnie, a sam Logan nie jest jakimś perfekcyjnym, nadludzkim człowiekiem. Pokazałaś doskonale zachowanie zazdrosnego mężczyzny >D! *like a Aruś*
    "- Wyłysiej, Logan" - no, jebłam! Wcześniej był Logan-murzyn, teraz łysy Logan! I dlaczego mam wrażenie, że obojętnie, jaki by był i tak byśmy go kochali ;_____;?
    "- A ja od zawsze traktowałam pana jedynie jako biznesmena, którego potrzebowaliśmy przy śledztwie" - Badum tssssss! Rose rozwala system! Podoba mi się, że jest taka chłodna dla Erica! DO BOJU, ROSE, DO BOJU! Wierzę w ciebie! Masz tę moc! Masz tę moc!
    O, a więc Rose wie kto jest zabójcą? Tylko nie mów, że Eric :o! WSADŹ GO ZA KRATY! ZA KRATY! ZA KRATY! *śpiewa* wtf. W ogóle tak szybko zleciało mi czytanie tego rozdziału, że wow :o. Teraz chwilka przerwy na RH i lecę dalej <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka czytelnicza trójca :D Ale mnie się nie śpieszy, ważne, byś w ogóle dalej czytała, na tym mi najbardziej zależy.
      O tak, zgadzam się. Nieważne, jak Logan by wyglądał w dalszym ciągu opowiadania, jak się już w nim zakochało, to ta miłość nie minie.
      Lauriel niszczy Ci mózg, a Ty niszczy mi mój spoilerami. Jest świetnie! :D
      Rosie pokazała, jaki ma stosunek do Erica i tyle ;)

      Dziękuję za komentarz! Ściskam mocno! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)