sobota, 30 stycznia 2016

78 Festina lente

     Tytuł rozdziału z łacińskiego oznacza "śpiesz się powoli". Kto z mających udział w dochodzeniu powinien otrzymać taką radę? Przekonajcie się sami.
     Chciałabym taką torbę, jak ma Rose (może w innym kolorze), przydałaby się na spontaniczne wypady.
     Kto jak Logan uderza w ścianę?

     Mam wrażenie, że Diego powoli staje się gwiazdą tego opowiadania.
     Nie mam pojęcia, dlaczego pogrubiło mi tekst podczas podglądu, ale niech już tak zostanie. Przynajmniej ten jeden raz.
______________________





Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.

     
     Ukrywamy przed światem swoją prawdziwą twarz. Ukrywamy część działań. Naiwnie wierzymy w zasadę, że niewiele jest powodów, żeby mówić prawdę, za to jest ich bez liku, żeby kłamać*.  A to może doprowadzić do tragedii , jaką jest utrata dziecka.
     Doktor Joyce Morgan została przewieziona na ostry dyżur, Logan pojechał za nią, mnie pozostawiając zabranie Wenta na posterunek. Najwidoczniej Cardle nie miał czego sprawdzać na miejscu zbrodni - naukowiec ledwo słyszalnie wyznała, że jest w ciąży z Adamsem - więc numer trzy nas okłamał. Zrobię wszystko, by wyciągnąć z niego fakty, a nie głupie zagrywki mamiące. To nie wojna, tu nie każdy chwyt jest dozwolony.
     Siedzę z mężczyzną w jednym z pokoi przesłuchań, po mojej minie Cardle może widzieć, że stał się podejrzanym. Może nie jest odpowiedzialny za atak na Joyce - raczej nie posiada zdolności bycia w dwóch miejscach jednocześnie - ale okłamał nas w sprawie pobytu na miejscu zbrodni. Gdyby nie miał sobie nic do zarzucenia, uraczyłby nas prawdą, a nie jakąś ściemą.
     Patrzę na niego uważnie, wydaje się być przestraszony. Przed wejściem do tego pokoju odbyłam rozmowę z kolegami. Adam rozmawiał z Josephem Rogerem prowadzącym sprawę włamania, dowiedział się, że śledztwo umorzono, bo nie było świadków, a skradzionych przedmiotów nigdzie nie próbowano sprzedać czy oddać na złom. Złodziej nie był głupi, a Roger przyznał, że nie zabrano się do sprawy zbyt poważnie. Stwierdzono, że pewnie jakaś młodociana grupa obserwowała sklep, a gdy zwęszyła okazję, powynosiła wszystko, co zdołała. Marne wytłumaczenie, ale z braku dowodów Roger - młodszy sierżant podlegający staremu, otyłemu oficerowi - nie miał szans na wyjaśnienie tej zagadki.
      - Wydawało mi się, że czuł lekkie wyrzuty sumienia. Powiedziałem, że możemy zażądać ponowne rozpatrzenie dochodzenia, bo to włamanie może być istotne przy państwa sprawie, ale to prokurator musi wyrazić na to zgodę.
      Jak tylko Logan wróci ze szpitala, ma rozpocząć starania u kapitana. Pozostaję dobrej myśli - jestem pewna, że namnożone tajemnice właśnie przestaną być dla nas niewiadomą.
     Patrzę na Wenta i milczę. Przypomina mi zagubione dziecko, które było świadkiem bójki na szkolnym dziedzińcu, a teraz siedzi w gabinecie dyrektora i waha się, czy powiedzieć prawdę i zostać kapusiem, czy zachować się etycznie. To nie jest szkoła, ja nie mam tu władzy, więc nie powinien się mnie obawiać.
     - Panie Cardle - odzywam się, a mężczyzna się wzdryga. Chyba nie myślał, że będziemy siedzieć w ciszy, aż go wypuszczę, prawda? Bądźmy realistami. - Śmiem podejrzewać, że nie powiedział nam pan prawdy, jeśli chodzi o pańską obecność na miejscu zbrodni. Nie chodziło o obserwatora z kamienicy. Co pan tam robił?
     Wierci się niespokojnie niczym osobnik cierpiący na hemoroidy. A tych nie ma, w końcu każdy z ochotników musiał być zdrowy w chwili przyjmowania do eksperymentu.
     - Panie Cardle?
     Kryje twarz w dłoniach, nie ma już tej powłoki niewzruszonego żołnierza. Tak wygląda człowiek bezbronny, wplątany w tajemnice, o których wolałby nie wiedzieć. Wyraz mojej twarzy łagodnieje. Nie będę robiła za złego glinę, jestem tutaj psychologiem i jak on podejdę dalej do tej rozmowy.
     - Spokojnie, chcę się tylko dowiedzieć, do czego doszło. Odpowie pan, gdy będzie gotowy.
     Wentworth oddycha głęboko, jakby na nowo chciał, by jego płuca pracowały prawidłowo.
     - Nie wiem.
     - Słucham?
     - Nie wiem, co takiego robiłem wczoraj na tamtej ulicy, dlaczego patrzyłem na śmierć Dana, tym bardziej nie wiem, dlaczego się uśmiechałem. - Przełyka ślinę. - Nic nie wiem.
     Zapisuję w notatkach hipotezę, że nie tylko Adams był wczoraj rano kontrolowany, także przez czip Cardle'a przeszła informacja manipulacyjna. Tylko jak zadziałała, skoro obaj nie byli przed tym zdarzeniem w laboratorium, by dostać serum? Susan pewnie znajdzie odpowiedź na to pytanie.
     - Jak się poznaliście? - Przyczyny ewentualnych spięć najlepiej szukać w przeszłości, jest wtedy łatwiejsza do wychwycenia.
     - Służyliśmy razem w Afganistanie podczas ostatniej misji Dana.
     - Jak długo ona trwała?
     - Pół roku. - Mężczyzna widzi, że nie naciskam na odpowiedzi, nie zmieniam tonacji, nie staram się zabić go wzrokiem. To dobry znak, można się otworzyć niczym magiczny sezam. - Zbytnio się nie zaprzyjaźniliśmy, ale mieliśmy do siebie szacunek i byliśmy lojalni. Gdy wracaliśmy do kraju zmordowani, wyniszczeni psychicznie, zaczęliśmy rozmawiać o życiu, do którego wracaliśmy. Opowiedział mi o Joyce - pani naukowiec, którą spotkał przypadkiem w hipermarkecie, gdy oboje sięgali po masło orzechowe. Był nią zafascynowany, to myśli o niej dodawały mu sił podczas akcji.
     Romantyczne początki znajomości są częstsze, niż się może wydawać. Nietypowe spotkania mogą odmienić życie, trzeba tylko pozwolić sobie na więcej.
     - Spotkaliśmy się później, jakieś pięć miesięcy temu w sklepie, w którym pracował Dan. Mój ojciec potrzebował czegoś, towarzyszyłem mu, bo nie jest już tak sprawny. Rozmawiałem przez chwilę z Adamsem, był szczęśliwy, bo po powrocie nawiązał kontakt z Joyce, byli parą. Wspominał też o eksperymencie na byłych żołnierzach, poczułem się zainteresowany. To dzięki niemu dostałem się do tego projektu. Mieliśmy za udział dostać po kilka tysięcy dolarów, rząd miał nas opłacić. Teraz nie wiem, czy zostanie przeprowadzony do końca. Biedna Joyce. Jej chłopak nie żyje, ciąża... Ma pani jakieś wieści ze szpitala?
     Patrzy na mnie błagalnie, jest blady, podłamany całą tą sytuacją. Stracił znajomego, jego sytuacja finansowa jest niestabilna. Z człowieka, który wydał mi się odrobinę arogancki i ironicznie nastawiony do świata, wychodzi jego natura kogoś wyniszczonego. Chciałabym mu pomóc.
     - Z tego, co udało się nam dowiedzieć, krwotok został zatrzymany, dziecku i Joyce nic nie zagraża, ale musi ona pozostać w szpitalu.
     Kiwa głową ze zrozumieniem, odrobinę mniej się spina.
     - Czy Adams miał jakiś wrogów? Czy ktoś mu groził?
     Zastanawia się nad odpowiedzią.
     - Nie jawnie. Wspominał, że ktoś do niego dzwoni. No wie pani, głuche telefony. Za każdym razem z telefonu na kartę. Wiem, bo Dan zgłosił to na policję. Ale tak samo jak z kradzieżą, niczego nie odkryto, nikt nie dostał zarzutów. Podejrzewam, że obie te sprawy to sprawka jednej osoby, pewnie dość wpływowej. Ale nikt znany nie przychodzi mi do głowy.
     Zapisuję informacje o tych telefonach. Nie wiem, o co jeszcze mogłabym zapytać. Dziękuję mężczyźnie za poświęcony mi czas i idę do biura.
     Do końca ubiegłego roku byłam pewna, że o Diego wiem już wszystko, co powinnam, by mimo jego wad móc się z nim przyjaźnić. Jednak od ostatniej wspólnej sprawy wydaje mi się, że to dopiero szczyt góry lodowej. Nie jestem zbytnio zaskoczona widokiem tablicy ustawionej na samym środku pomieszczenia. Nie dziwi też wypisanie nazwisk ludzi wplątanych w sprawę poniżej osi czasu upstrzonych strzałkami i podpisanie relacji. Okazało się, że w przypadku Gomeza jest to idealny sposób, by dowody śledztwa były dla niego klarowne. Teraz jest osobą, która przez dwa miesiące zdołała samodzielnie rozwiązać trzy sprawy. Kapitan jest z niego dumny, chwali się na posterunku, że doczekał na spotkanie z motylem, który po dekadzie wykluł się z kokonu. Ja także jestem dumna z kolegi. Miło patrzeć na jego zamyśloną twarz. Można usłyszeć, jak chodzą trybiki w jego głowie. Statystyki zespołu prezentują się coraz lepiej. Trzymajmy poziom, a może będzie jakaś podwyżka.
     W pokoju jest cała trójka. W oszczędnych słowach mówię im, czego się dowiedziałam, Diego określa relację między Wentworthem a Danem. Nie dostrzegam ewentualnego podejrzanego, ale Meksykanin pewnie ma już jakąś teorię.
     - Tylko siostra denata, Carly, umiała nazwać panią doktor po imieniu, choć możemy podejrzewać, że Morgan i Adams byli parą przez jakiś rok. Czy to nie jest dziwne? - zastanawia się ciemnooki.
     - Nie - odpowiadam. - To może być wynikiem traumy z czasów wojny. Umiał chronić to, co dla niego najważniejsze. Poza tym jego więzi z rodziną nie były zbyt silne przez dzielącą ich odległość, nie chciał wystawiać swojego życia na ich ocenę.
     Diego patrzy na mnie uważnie.
     - Okay, ten wątek porzucę. Logan, udało ci się porozmawiać z Joyce?
     Skutecznie przejął rolę dowódcy tej małej brygady, zadaje odpowiednie pytania, łączy wątki. Gdybym nie znała go tak długo, pomyślałabym, że ktoś mu podmienił mózg na taki skradziony geniuszowi.
     - Tak, udało,  w drodze do szpitala, dopóki nie straciła przytomności. Ale to nie była rozmowa. Szeptała tylko: Gen w cieniu, moje dziecko, gen w cieniu... Nie jestem pewien, co to mogło znaczyć.
     Ciemnooki wpatruje się w tablicę, intensywnie nad czymś myśli. Adam także włącza się do rozmowy.
     - Może zobaczymy, kogo możemy skreślić z listy podejrzanych? Joseph Roger nie był brany pod uwagę i nie powinien. Co z Cardle'em?
     - Odhaczyć. Przyjaźnił się z denatem, a w morderstwo ktoś go mistrzowsko wmieszał. - Blondyn nie ma wątpliwości, ja też nie. Nikt inny nie powinien ich mieć.
     - A co z Carterem? - pyta Diego. - Skarbówka chętnie wsadziłaby go za kratki. Ale czy ma coś wspólnego ze śmiercią Dana? Czy coś by z tego miał?
     Zastanawiam się przez chwilę.
      - Nie. - Meksykanin odpowiada sam sobie. - Był jego przepustką do ukorzenia się w oczach społeczeństwa, dzięki filantropii ludzie mieli dostrzec w nim dobrego człowieka. Zrobiłby wszystko, by utrzymać go przy życiu.
     Analiza mężczyzny pokrywa się z moimi spostrzeżeniami. Henderson również myśli podobnie, bo wspólnie odpowiadamy:
     - Odpada.
     Przekreślone nazwiska zawężają krąg, ale to niekoniecznie daje odpowiedź, której szukamy.
     - Wciąż możemy podejrzewać innych ochotników czy naukowców. To kilkudziesięciu ludzi.
     Podnoszę dłoń do ust i tłumię ziewnięcie. Nie spałam najlepiej - znowu - poza tym natrętne myśli wciąż nie dają mi odpocząć, a skutecznie dekoncentrują w prowadzeniu tego śledztwa.
     - Przepraszam. - Diego kręci głową nad moim zachowaniem, ale ziewa tuż po mnie. - To chyba jakiś znak.
     - Popieram. - Teraz Adam ziewa. - Możemy na dzisiaj skończyć?
     Patrzymy na szefa, który gromi wzrokiem tablicę, udaje, że nie dostrzega naszych spojrzeń. Psychologia jednak robi swoje, pod taką niewerbalną presją mężczyzna musi się ugiąć. Wzdycha.
     - Okay, macie rację, dzisiaj chyba na nic więcej nie wpadniemy. Do domu, ale już! Nie chcę was wyganiać, ale mam dość patrzenia na wasze gęby. Sio!
     Śmiejemy się przez chwilę, wykonujemy rozkaz. Logan pomaga mi ubrać płaszcz, w podziękowaniu muskam jego wargi swoimi. W drodze do mieszkania prawie zasypiam, dwa dni sprawy i mój mentalny stan przełożyły się na zmęczenie.
     Niebieskooki nie ma do mnie pretensji o szybsze położenie się do łóżka, siedząc obok, nuci naszą piosenkę. Zasypiam, a choć śpię dziewięć godzin, budzę się z gorączką.
     I bez podejrzanego.


****


     Docieramy na posterunek kilka minut po dziewiątej. Nasze spóźnienie jest wynikiem - dłuższej, niż myślałam - próby wytłumaczenia mojemu narzeczonemu, że czuję się dobrze i mogę jechać do pracy. Po moim wyglądzie trudno w to uwierzyć. Wątpię, bym skutecznie przekonała Logana, ale nie wyrzucił mnie z samochodu, co oznacza, że nie ma zamiaru walczyć z takim uparciuchem jak ja. Wchodzimy do biura, gdzie Adam z uniesionymi brwiami obserwuje ciemnookiego biegającego od tablicy do biurka, gdzie przegląda dokumenty. Mogę przysiąc, że jego głowa paruje.
     - Cześć. Co mu jest? - pytam blondyna, znajduję miejsce dla płaszcza na wieszaku, obok ląduje kurtka Logana.
     - Dzień dobry. - Zielone oczy nadal śledzą przyjaciela. - Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Przyszedłem dwadzieścia minut temu, już wtedy się tak zachowywał. No i pił przy tym kawę, która chyba nie była jego pierwszą w dniu dzisiejszym.
     Przyglądam się koledze, ale on chyba nie dostrzega naszej obecności. Albo skutecznie nas ignoruje.
     - Rozmawiałeś z nim?
     - Nie miałem jak. Jest tak zaaferowany swoimi myślami, że ledwie zdołał się ze mną przywitać.
     Logan, nasz szef wśród szefów, podchodzi do Meksykanina i otwartą dłonią uderza go w potylicę.
     - Ała!
     Mężczyzna patrzy na niebieskookiego z morderczym wyrazem twarzy, jest zły, że przerwano jego zajęcie, którego żadne z nas nie umiało nazwać.
     - Hen, za co to, kurde, było?
     - Za żywota wiecznego - odpowiada brunet, nie jest zaskoczony przezwiskiem. Ja też nie, usłyszałam kiedyś, jak chłopaki tak go nazywają. Skoro w zespole wszyscy mamy ksywki, pora wymyślić jakąś dla kapitana. Może Jonnie? - Co robisz?
     - Układam puzzle. 
     Trzy spojrzenia pełne wątpliwości co do inteligencji kolegi. Nigdzie nie widzę żadnej układanki. Poza tą na tablicy.
     Zbliżam się do Diega.
     - Wpadłeś na coś?
     Patrzy na mnie bez wyrazu, powoli przyswaja moje pytanie.
     - Tak. Mam naszego mordercę.
     Wiedziałam, że możemy się tego spodziewać po ciemnookim, więc jedynie się uśmiecham. Znalazł sposób, by w pełni pokazać swoje zdolności, możemy jedynie być z niego dumni. Zespół Hendersona rośnie w siłę, staniemy się prawdziwymi obrońcami miasta.
     - Oświeć nas. Tłumacz, czego i jak się dowiedziałeś.
     Oczy mężczyzny rozbłyskują niczym lampki choinkowe.
     - Susan przesłała wyniki. Wyszło z nich, że w organizmie była jakaś złożona substancja oddziałująca na mózg.
     - Serum - mówię.
     - Zgadza się. - Gomez zamienia się w akademickiego wykładowcę, który w dość przystępny sposób wyjaśnia swoim studentom tajemnice nauki. - Popytałem Phila i jego kolegów, czy czegoś nie znaleźli w domu Dana. Poza rzeczami Joyce Morgan, takimi jak ubrania i kosmetyki - najwidoczniej się do niego wprowadzała - znaleziono także buteleczki po nieoznakowanych do końca lekach. Na etykiecie był jedynie napisany wzór chemiczny, który zgadzał się z tym serum. Zadzwoniłem do laboratorium, rozmawiałem z jednym z prowadzących badanie naukowcem, potwierdził, że uczestnicy brali rano po jednej tabletce, by nawet w dni wolne od eksperymentu być pod wpływem.
     - Ale to by oznaczało, że zawsze są podatni na kontrolę - zauważa Logan.
     - Wiem o tym. - Diego nie pozwala wybić się z rytmu. - Dodatkowo stale byli monitorowani przez chip z mikronadajnikiem. 
     Patrzymy na mężczyznę z podziwem.
     - Jestem pod wrażeniem - chwali go brunet.
     - Jeszcze nie skończyłem.
     Wymieniamy spojrzenia. Stoimy w trójkę przed Meksykaninem, który dobrze się bawi, wprowadzając nas we wszystkie szczegóły, do których samodzielnie dotarł. Po zakończeniu śledztwa będę wnioskowała o premię lub stałą podwyżkę dla tego detektywa.
     - Do tej pory skupialiśmy się na relacji osób, które znały się poza eksperymentem. Ale nie wzięliśmy pod uwagę, że takie znajomości mogą zostać przed nami ukryte.
     Przesuwa tablicę byśmy mogli spokojnie dojrzeć, kogo to Diego umieścił pod napisem PODEJRZANY.
     - Abraham Lucas? - Niebieskooki sceptycznie podchodzi do tej teorii. - Wygląda groźnie, ale chyba ma już dość zadawania śmierci.
     Gomez kręci przecząco głową.
     - Właśnie to wojskowi najlepiej ukryją bycie mordercami.
     - Jak to odkryłeś? - pytam, nie chcąc pozwolić na zbyt mocną wymianę zdań, a to jest możliwe. - W ogóle od której jesteś w pracy?
     - Przyszedłem przed szóstą. A co do odkrycia, przebadałem ostatnią misję Adamsa i Cardle'a, dowiedziałem się, że ich dowódcą był Lucas, który bez skrupułów zataił to, że dokonano nieplanowanego ataku na pewne osiedle, gdzie zginęły trzydzieści dwie osoby, w tym trzynaścioro dzieci. Został zdegradowany, jego reputacja przepadła, a on przygotowuje młodzież do zostania żołnierzami. Smutny los biednego generała.
     - Generał - mówię cicho, coś sobie uświadamiając. - Gen. Gen w mroku. Morgan widziała, kto ją zaatakował.
     - I wiedziała też o jego niecnym uczynku. Dan musiał jej powiedzieć. Dlatego groziło jej niebezpieczeństwo. Jej, jej dziecku, ale i Wentowi - podsumowuje Gomez. - Generał chciał uciszyć każdego, kto mógł powiedzieć o jego sekrecie.
     Logan zamyśla się nad czymś.
     - Ale dlaczego ktoś miałby o tym mówić?
     - Bo eksperyment był w fazie końcowej, niedługo rząd miał zatwierdzić wyniki i podać do opinii publicznej informacje o eksperymencie, o posiadaniu nowej broni, nazwisko Lucasa miało być przytoczone, a dobrze wiemy, że dziennikarze lubią węszyć.
     A to mogłoby doprowadzić do publicznego linczu, społeczeństwo walczyłoby o wsadzenie mężczyzny do więzienia. W którym i tak wyląduje, być może spędzi tam resztę życia, a to dzięki ciężkiej pracy i wnikliwości naszego kolegi.
     - Dzwoniłeś już do Lucasa?
     - Tak, że proszę o przybycie w roli świadka, bo mamy do niego kilka pytań.
     - Jesteś pewien, że przyjedzie, a nie opuści w pośpiechu miasto?
     - Monitorujemy jego samochód, billingi, a w pogotowiu jest grupa gotowa złapać go i przyprowadzić.
     Widać, że Diego pomyślał naprawdę o wszystkim. Niesłychane. Logan także nie może wyjść z podziwu.
     - Dotarłeś do tych wszystkich informacji sam i to w ciągu trzech godzin?
     Przez ostatnie dwa dni jedynie zbieraliśmy cienie dowodów, a on zebrał to wszystko, uporządkował i doszedł do rozwiązania. W tak krótkim czasie? Chyba ktoś podmienił mu mózg na ten jakiegoś kosmity.
     Gomez nie rozumie, skąd to pytanie.
     - No tak. Wczoraj nad tym myślałem, gdy dotarłem do domu. Pożyczyłem od dzieciaków sąsiadki blok rysunkowy i zrobiłem sobie podobną tablicę u siebie. Znalazłem rzeczy, których brakowało, i znalazłem klej, by je połączyć z pozostałymi elementami.
     Adam zaczyna bić brawo, przyłączam się do niego. Wygląda to komicznie, ale tak najlepiej możemy pokazać, pod jak wielkim wrażeniem jesteśmy.
     - Wow. - Blondyn nie jest w stanie powiedzieć nic więcej. - Wow.
     Logan kręci głową nad naszym zachowaniem, nie przyłącza się do nas, ale chwali kolegę głośno.
     - Odwaliłeś kawał dobrej roboty, jestem z ciebie dumny. Chcesz może w nagrodę wolne do końca dnia?
     - Nie, dzięki. Chcę pogadać z generałem, wsadzić go za kraty, napisać raport i mieć jutro wolne.
     - Proszę bardzo.
     Uśmiecham się. To się ciemnookiemu należy, naprawdę nas dzisiaj zadziwił i pokazał, jak bardzo może być pomocny.
     - To się dogadaliśmy. A teraz zakończmy tę sprawę na dobre.


****


   Generał Abraham Lucas dotarł na szesnasty posterunek minutę przed południem. Wówczas nie było w nim już Rose Bennett, którą narzeczony odesłał do mieszkania, by tam walczyła z gorączką, a która właśnie podejmowała pewną decyzję. Mężczyzna nie tłumaczył, dlaczego zjawia się w mundurze, detektywi stwierdzili, że przybywa prosto z laboratorium. Jak wcześniej ustalono, wszelkie pytania zadane mają być w pokoju przesłuchań, tak też się dzieje.
     Detektyw Gomez w oszczędnych słowach podejrzanemu dowody obciążające go, generał przyjmuje każdy wyraz bez mrugnięcia okiem. Siedzi sztywno, twarde spojrzenie ytkwił w starszym z przesłuchujących. Logan obserwuje mężczyznę, czeka na jakąkolwiek reakcję z jego strony, jednak to bezcelowe - wojskowy doskonale się maskuje. 
     - Przedstawiono panu zarzuty, chce się pan do nich jakoś ustosunkować?
     Twarz Abe'a wykrzywia grymas.
     - Nie, nie mam nic do dodania. Poza tym, że ktoś świetną bajkę wam wymyślił. Wątpię, by prokurator wam uwierzył.
     Przez głowę Hendersona przelatuje myśl, że to nie pierwszy raz, gdy oskarżony nie przyznaje się do winy, a próbuje wmówić detektywom, że są bajkopisarzami. Niektóre zachowania stają się naprawdę nużące.
     - Dlaczego myśli pan, że to bajka?
     - Bo nie macie twardych dowodów. Kryjecie się za prostą teorią z nadzieją, że sąd się na to nabierze. - Zakłada przed sobą ramiona. - Nic nie macie. Nic nie zrobiłem. Zakończcie to.
     Próbuje wstać, ale Gomez skutecznie przygwożdża go do krzesła.
     - Może się panu wydawać, że jest pan od nas równiejszy, ale musisz zrozumieć, generale, że życie to nie Folwark Zwierzęcy Orwella, tu sprawiedliwość dopada każdego. Mamy zeznanie Joyce Morgan, wiemy, że to pan dźgnął ją nożem w korytarzu laboratorium. 
     - Och, naprawdę? - pyta wojskowy sceptycznie. - Uwierzylibyście na słowo rannej kobiecie, która majaczyła z bólu? Jak miałaby wiedzieć, że to ja? Było ciemno. Naprawdę chwytacie się brzytwy.
     Detektyw Gomez nie ma zamiaru odpuścić, przysiągł sobie, że wyśle tego drania za kratki, gdzie powinien być już od wielu miesięcy za niehumanitarne czyny wojenne.
     - Może słowa to marny dowód, za to nagranie z odpowiednim filtrem użytym przez naszego technika pokazało, że był pan w korytarzu i zaatakował doktor Morgan.
     - Dodatkowo zdołał wyodrębnić głos, wyraźnie słychać, jak groziłeś, że zabijesz, jeśli Joyce cokolwiek nam powie - dodaje Logan. - Zabiłeś Dana, kazałeś patrzeć na jego śmierć Wentowi. Nie miałeś skrupułów przed dokonaniem kolejnych złych rzeczy. Krew kolejnej osoby na twoich rękach nie robiła ci już różnicy.
     Mężczyzna drga, patrzy oszołomiony po detektywach.
      - Jakie nagranie? Tam przecież nie ma żadnych kamer, do cholery!
     Najwyraźniej coś zaczęło do niego docierać. Rzeczywistość nie jest bajką, choćbyśmy nie wiadomo jak ją zaklinali. Diego wyciąga z teczki fotografie - kadry z monitoringu. - Nie ma sensu kłamać dalej. 
     - Kontrolował pan eksperyment, ale nie kontrolował pan laboratorium. A ono nie ma zamiaru chronić cię przed sprawiedliwością.
     Pokonanego człowieka da się rozpoznać nawet, gdy bardzo stara się ukryć swoją porażkę. W ich wyglądzie zachodzi jedna, istotna zmiana - twarz starzeje się o kilka dobrych lat. Ramiona opadają w dół, jakby grawitacja zaczęła działać na nie bardziej niż na ramiona innych ludzi. Generał właśnie tak wygląda - starzec, nie wojskowy.
     Część jego ducha uleciała, siły go opuściły. Patrzy martwym wzrokiem nad ramieniem Diega, nie reaguje. Z jego ust wydobywają się jedynie martwe słowa.
     - Chcę adwokata.
     Koniec. Detektywi nie mają wątpliwości, że oto kolejna sprawa dotarła do finiszu. Diego pokazał, że potrafi sam sobie poradzić. Tajemnica została rozwiązana. Teraz już nic nie powinno być źle.


****


      Jestem niespokojna. Uderzam palcami o blat stołu, wiercę się na krześle, rozglądam po mieszkaniu i mam wątpliwości. Nie powinnam tego chcieć, ale serce mówi mi, że tego właśnie teraz potrzebuję. Tego, nic innego. I choć mogę zranić najbardziej kochaną przeze mnie osobę na świecie, powinnam też myśleć o sobie. Ostatnio robię to częściej i czuję, że jeżeli nie podejmę decyzji, zacznę nienawidzić samą siebie.
     Podskakuję na krześle, słysząc przekręcany klucz w drzwiach. Wiedziałam, że śledztwo dzisiaj się zakończy, ale myślałam, że wróci do domu trochę później. Przełykam ślinę, mam nagle suche gardło. Udało mi się zbić gorączkę, więc o to Logan nie musi się martwić, choć pewnie będzie. Uwielbia się o mnie niepokoić, od tego się zaczęło.
     Wchodzi do kuchni, przystaje za moimi plecami, pochyla się i całuje mnie w czubek głowy. Zawsze się tak ze mną wita, gdy wraca do domu po mnie. Mały rytuał, który dzisiaj prawie doprowadza mnie do łez. Czy jestem w stanie ponownie go zranić?
     - Hej. - Siada naprzeciwko mnie, uśmiecha się. - Diego się spisał, Ben chyba da mu podwyżkę. - Niepokoi go moja mina. - Rosie, wszystko w porządku? Nadal masz gorączkę? - Wyciąga dłoń i dotyka mojego czoła. 
     Co mam mu powiedzieć? Przecież się wścieknie. Wolę, by sam doszedł do tego, co tutaj jest nie tak.
     - Wszystko w porządku z moim zdrowiem.
     Uspokaja go to wytłumaczenie, wstaje od stołu.
     - Chcesz kawę?
     - Nie, nie chcę.
     - Okay, to ja sobie zrobię.
     Krząta się po kuchni, nucąc pod nosem. Do tej pory nie zauważył niczego dziwnego, ale wiem, że to kwestia czasu, jest bardzo spostrzegawczy.
     Po kilku minutach wraca do mnie z kubkiem napoju w dłoni, a ja jestem pewna swojej decyzji. Może mi tego nie wybaczyć, ale pragnę jedynie cienia zrozumienia i chwili wolności. Siada na wcześniejszym miejscu i patrzy na mnie badawczo, nadal wystukuję rytm palcami. Upija łyk.
     - Rose. Mów, co się dzieje. Teraz.
     Nie jest chętny do słuchania banałów, a ja nie znajduję odpowiednich słów, by się odezwać. Odsuwam krzesło i wstaję, przechodzę do przedpokoju, gdzie zakładam sportową kurtkę i adidasy. Patrzę na siebie w lustrze i krzywię się: jestem blada, moje włosy oklapły, a wiecznie obecne cienie pod oczami stały się ciemniejsze. Ostatnim razem wyglądałam podobnie, kiedy Stoker zabił Charlotte i zniszczył porządek mojego świata. Teraz nie dochodzi do trzęsienia ziemi, o nie. Czuję, że teraz w moim życiu panuje apokalipsa, która nie pozwala mi na radość.
     Brunet przystaje w progu kuchni, opiera się o framugę i nie odrywa ode mnie wzroku.
     - Wychodzisz, by się z kimś spotkać? Czy może znowu wpadłaś w dół i wmawiasz sobie, że jesteś stara?
     Próbuje wywołać u mnie cień uśmiechu, dowieść, że nie mam się czym martwić, bo jestem młoda i piękna, ale nie o to chodzi. To głębsza sprawa.
     Przechodzę do salonu, gdzie zostawiłam swoją czarną, sportową torbę pamiętającą czasy treningów sekcji siatkarskiej. Odzież na zmianę, bielizna i potrzebne kosmetyki znalazły w niej dla siebie miejsce, tak samo jak pewna książka, która ma na nowo pokazać mi, że moje życie nie jest takie złe. Gotówka i dokumenty ukryte są w specjalnej kieszeni. Zarzucam torbę na ramię i kieruję się ku drzwiom, Logan zastawia mi drogę.
     - Co robisz? Co się dzieje?
     Jest zdezorientowany, nie dziwię mu się. Patrzę w dwa zaklęte jeziora, chcę je pamiętać podczas podróży.
     - Odchodzę. Muszę.
     Chcę zrobić krok naprzód, ale mi na to nie pozwala, zakleszcza mnie w swoich objęciach.
     - Nie pozwolę na to.
     - Nie zostawiam cię na zawsze - mówię cicho, starając się powstrzymać łzy. - Kocham cię, ale potrzebuję czasu tylko dla siebie.
     Delikatnie zmniejsza uścisk, patrzy na mnie smutno.
     - Dlaczego?
     - Muszę odkryć, czego chcę od życia.
     - Więc idź.
     Odsuwa się, odwraca wzrok, umożliwia dotarcie do drzwi. Nie jest zły, rozgoryczony, nie chce większych wyjaśnień, nie w tym momencie. Przybliżam się do niego, chwytam jego twarz w dłonie i całuję go. Zasługuje na pożegnanie. Wychodzę, zatrzaskując za sobą drzwi. Słyszę uderzenie w ścianę w mieszkaniu.
     Zbiegam ze schodów, a łzy płyną strumieniami. Mam nadzieję, że szybko uporam się ze sobą i wrócę. Nie mogę pozwolić mu cierpieć za długo.


     Rose zbiega ze schodów i wypada na ulicę, dochodzi do swojego samochodu, wyciera łzy, wrzuca torbę na miejsce pasażera, zasiada za kierownicą i rusza przed siebie. Osaczona przez myśli i uczucia nie zauważa, że ktoś jej się przygląda. Kolejny raz duch w cieniu zbiera informacje dla swojego pracodawcy. Uśmiecha się i mówi do dyktafonu:
     - Róża odeszła, lew został sam. Zaczynamy.
     Plan powoli zacznie żyć, by zniszczyć życie innym. Nikt nie jest bezpieczny. Śmierć czai się za rogiem, a spotkane z nią tym razem będzie ostateczne.
     Uważajcie i szykujcie się na czyjś pogrzeb.
_________________________
Cytat: Isaac Monfort [w]: Cień wiatru, Zafon C.R., wyd.2. - Warszawa : MUZA S.A, 2013
* Słowa Fermina Romero de Torees [w]: Cień wiatru, Zafon C.R., wyd.2. - Warszawa : MUZA S.A, 2013

11 komentarzy:

  1. Nienawidzę pisać komentarzy z telefonu, także przepraszam, ale ten długością nie będzie grzeszył.U mnie pogrubiona jest tylko pierwsza część, druga jest normalnie. Czyli nie tylko mi blogger szwankuje dobrze wiedzieć.
    Rozdział jak zwykle mistrzostwo świata! Wszystko pięknie, ładnie, ale końcówka to nie bł najlepszy pomysł, wiesz? Nie, to był okropny pomysł.
    Tak, wiem wiem nie może być cukierkowo całe życie i dramat jest lekko wskazany, ale no ROGAN SERIO?!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      Końcówka taka miała być. Jeśli boli, to przepraszam.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  2. Tak, Diego staje się gwiazdą tej historii, która naprawdę pięknie błyszczy. Mam nadzieję, że to da też efekty w sytuacji, którą szykujesz dalej, ale o tym za chwilę.
    Przeczucie, że generał ma z tym coś wspólnego, mnie nie zwiodło, choć po dwóch pierwszych rozdziałach sprawy nie miałam gotowej teorii czy mocnych podejrzeń. Miła odmiana, gdy nie jestem w stanie przewidzieć, co możesz wymyślić. Owszem, zawsze jest jakiś cień niepewności, ale nie zawsze może być tak prosto.
    Diego bardzo na plus. Coraz bardziej go lubię, choć - chyba już wcześniej zwracałam na to uwagę - Diego-błazen też jest nadal mile widziany. Wszystko oczywiście w odpowiednich proporcjach.
    Co do Rogan... Nie będę Cię potępiać. Chyba umiem się wczuć w sytuację Rose. Jej życie od dłuższego czasu nabrało trochę szalonego tempa. Do tego cień przeszłości, który w niej żyje. Nic dziwnego, że potrzebuje przerwy, ucieczki od tego, co jest. Logan ma prawo być wściekły, ale mam nadzieję, że jest w stanie jej zaufać na tyle, by pozwolić w pełni dojść ze sobą do zgody.
    Natomiast tajemniczy obserwator jest już tu większą przeszkodą. Nie wiem, co zamierzasz w związku z tym i to mnie niepokoi. To tutaj możesz oczekiwać ode mnie nieprzychylności w zależności od treści kolejnych rozdziałów.
    Z błędów w oczy rzuciła mi się zmiana płci pani doktor na początku rozdziału, ale wiem, że to poprawisz w wolnej chwili.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie za każdym razem jasno widać, kto jest zabójcą, a efekt zaskoczenia z mojej strony jest mile widziany.
      Diego błyszczy i mnie to cieszy. Ale momenty błaznowania nadal będzie miał, w końcu głupota jest częścią niego.
      Rose dziękuje za zrozumienie ;)
      A tajemniczy obserwator? Jakąś rolę odegra.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. "Doktor Joyce Morgan została przewieziony na ostry dyżur" - chyba przewieziona?
    Dan na misji w Afganistanie <3 Przypomina mi to o moim Danie z prologu ;)

    W poprzednim rozdziale Candle sprawiał wrażenie takiego typa spod ciemnej gwiazdy. A przynajmniej ja go tak widziałam, tak mi się kojarzył. A tutaj kompletna odmiana. Wystraszony, spokojny, współczujący. Nie wiem, co myśleć. Takie nagłe zmiany nastawienia zawsze wzbudzają we mnie niepokój.
    "z karty na telefon " - a nie telefonu na kartę?
    Cieszy mnie na nagła zmiana w zachowaniu Diega. Wcześniej był taki niewyraźny, trochę jak tło, a teraz coraz bardziej się wybija. Czy jest gwiazdą? Nie wiem, ale na pewno jest bardziej wyrazisty i lubię go w takim wydaniu. Dziwi mnie tylko, że oni dopiero teraz wpadli na pomysł z tą tablicą. Przecież używa się jej od zawsze i praktycznie wszędzie. Podejrzewam, że w każdym wydziale jest wydzielony jakiś kawałek ściany albo innej przestrzeni na przyklejanie zdjęć, dopisywanie informacji, rysowanie powiązań, czy schematów. Także dziwi mnie, że dla nich to jest takie wow...

    " spojrzenie ytkwił" -utkwił.

    No, no... Gomez rzeczywiście się rozwinął. Może to zerwanie mu jednak służy? Nie ma się biedaczyna czym zająć w domu, to szuka, węszy i są efekty. A powiem szczerze, że miałam wcześniej wrażenie, że kompletnie się nie nadaje do tej roboty. Super przemiana! ;D

    Nie bardzo podobało mi się to, że zmieniłaś styl wypowiedzi na trzecioosobowy. Przyzwyczaiłaś nas do tego, że znamy myśli Logana albo Rose, a nagle taka zmiana... Mogłaś to spokojnie przedstawić z perspektywy Logana (to przesłuchanie), skoro tam był.
    Rose mnie wkurzyła. Chociaż sama chciałam, żeby coś się zepsuło:D Ale mnie wkurzyła. Bo sama nie wie czego chce i przez to rani Logana. Mogła jakoś lepiej mu to wszystko wyjaśnić, proprosić o czas a nie tak po prostu sobie iść. Wzięła torbę, ubrała kurtkę i wio... No to był niesprawiedliwe. Jakby ją nie zatrzymał to pewnie nic by nie powiedziała. Ktoś umrze? Ej, ja nie chcę złego zakończenia! :<<< No i kto na nich czyha? Ajajaja będzie się działo, coś tak czuję!

    Czekam na kolejny! ;**
    " wystykuję rytm palcami. Upija łyk" - wystukuję

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wyłapanie wszelkich literówek! Tekst nie przeszedł jeszcze korekty - nauka na egzaminy tak bardzo - ale teraz mogę się za to wziąć, bo mi to ułatwiłaś. Gracias!
      W poprzednim rozdziale Cardle udawał/grał/whatever, teraz dopiero pokazał prawdziwego siebie.
      Tablica jest od dawna, natomiast pomysł zapisu relacji kto z kim i dlaczego (niczym w telenowelach)jest dość świeżym pomysłem w zespole. Ale egzamin zdaje na piątkę.
      Diego błyszczy i tyle :D
      Trzecioosobowy narrator jest już od jakiegoś czasu, a Logan specjalnie nie dostaje swoich części, bo... bo tak.
      Rose natenczas nie wie, czego chce, potrzebuje chwili dla siebie. Nie będę jej bronić czy tłumaczyć, sama o sobie decyduje.
      Anonim w cieniu jeszcze trochę anonimem będzie.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  4. Tym razem króciutko, bo mam jakieś pięć minut na korzystanie z telefonu :(
    Diego od jakiegoś czasu staje się coraz mądrzejszy, ale tym razem totalnie mnie zaskoczył. Samemu rozwiązać zagadkę w tak krotkm czasie? No nieźle.
    Ech gdzieś tam w głębi wiedziałam, że za długo nie będzie tak kolorowo, ale końcówka boli. Bardzo boli. Szczerze mówiąc gdy myślałam o jako takim rozpadzie Rogan, to sądziłam, że będzie on winą Logana, a nie mojej kochanej Rosie...
    Niemniej jednak cała sytuacja mnie bardzo intryguje i nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
    Ściskam mocno :*
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Diego błyszczy. Chciałam, by przez chwilę to wokół niego kręciła się historia. Po smutnym rozstaniu z Kate zasłużył na jakieś pięć minut dla siebie.
      Dlaczego winą Logana? Choć przyznam, to byłoby ciekawe.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  5. Jeju! Jak ja dawno tu nie zaglądałam... rozdział po prostu Wow! Przeczytałam bloga od początku i dopiero teraz zwróciłam uwage jak postacie dojrzały jak się zmieniły. Twój blog coraz bardziej przypomina prawdziwy kryminał. Połączenie Agathy Christi i Jane Austen, niesamowite. Diego wysunął się naprzód i niemal dorównał Loganowi i Rose, natomiast biednego Adama zostawiłaś z tyłu, tak samo jak Pablo i Katie których w ogóle już nie piszesz. Nic mi już nie zostaje ... Weny życze
    ~Kiara Meredith
    ~Kimiko Pedrosa
    ~^^Angel Cup

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałaś od początku? :o Chciało Ci się? Wow, jestem pod wrażeniem, ja nie potrafię czytać swoich pierwszych rozdziałów, bo mnie rażą. Ale zgodzę się, postaci się zmieniły, dorosły.
      Diego się wysunął, Adam nie stoi jednak w jego cieniu, a cieszy się z jego sukcesu, w końcu to najlepsi przyjaciele. Można to odebrać jako pozostawienie z tyłu, ale każda z pobocznych postaci będzie jeszcze miała wkład w tę historię. W swoim czasie.
      Dziękuję za komentarz i powrót! :*

      Usuń
  6. Hej ;) Nominowałam Cie do LBA, więcej tutaj --> http://nefilim22.blogspot.com/2016/02/lba.html

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)