sobota, 19 marca 2016

80 She was once a true love of mine

     Gdyby nie była jedynie wytworem mojej wyobraźni, Rose skończyłaby dzisiaj 28 lat. Jest sześć lat starsza od prawdziwej mnie, jest moją przyjaciółką, to ona najwięcej razy przedstawiała moje myślenie. Dziękuję jej za to, że tak długo siedzi w mojej głowie.
     Rozdział drugi sprawy, w której rozmowy niekoniecznie są pomocne, a zaskoczenie może wywołać odkrycie prawdy, której nikt miał nie poznać przez długi czas.

     Dedykacja: Roseann w dniu urodzin <3
                          P&L, dużo miśków! <3
______________________________________________




Historia jest zawsze, trzeba ją tylko znaleźć.


       Co takiego odróżnia nas od dzieci? Szczerość. Niewinność. Kłamiemy jak z nut, bo tego wymaga od nas życie. Patrzymy podejrzliwym wzrokiem na każdą nowo poznaną osobę. Dobrze wiemy, jak wiele zła jest obok nas. Kiedy najczęściej tracimy tę dziecięcą niewinność i część naiwności? Właśnie wtedy, gdy sami po raz pierwszym stykamy się ze złem i zdajemy sobie sprawę z tego, że życie nie jest tak kolorowe, jak przez tyle lat nam wmawiano. Ochronny kokon pęka niczym bańka mydlana. Świat jest mroczny, każdy człowiek musi walczyć, by godnie w nim żyć. Nie każdy jest jednak gotowy na takie zadanie.
     Siedzący przede mną w pokoju socjalnym John McClark to jeszcze dzieciak. Młodszy ode mnie dopiero wchodzi w dorosłe życie, na dzień dobry dostaje dwa trupy. Jak przekazał mi Diego, młody policjant zwymiotował po ujrzeniu ciał. Nie dziwię mu się, nie był na to przygotowany.
     Jest blady, co bardzo kontrastuje z jego dużymi, czarnymi oczami. Szczupły, dość wysoki o uczesanych z przedziałkiem lekko rudawych włosach. Smutny, wręcz przybity, unika mój wzrok i co chwilę nerwowo przełyka ślinę.
     - Panie McClark - zagajam - proszę powiedzieć mi, jak się pan czuję.
     Nie musi przede mną ukrywać swoich uczuć. Jestem tu, by ułatwić mu ujarzmienie wspomnienia zatruwającego teraz jego serce. Nie wyśmieję go za reakcję, jest przecież człowiekiem jak ja.
     - Czuję... Czuję się, jakbym był częścią surrealistycznego świata, z którego nie potrafię się wyrwać, choć próbuję ze wszystkich sił. Wciąż mam przed oczami tę martwą kobietę. Nadal widzę krew pod swoimi stopami. - Przymyka powieki i po raz kolejny przełyka ślinę. - Czy ten obraz kiedykolwiek zniknie? - pyta z nadzieją, jakbym to ja była osobą, która uleczy jego duszę.
     Chcę mu pomóc i zrobię, co w mojej mocy, by przywrócić mu psychiczny spokój. Ale w swoim działaniu muszę też być szczera.
     - Nie, nie zniknie. Zatrze się, ale pozostanie w pamięci do końca pańskiego życia.
     Nie pomogłam. Ale to dopiero początek naszej terapii.
     - Czy pani... Czy kiedykolwiek widziała pani zwłoki?
     Pytanie osobiste, ale pozwalam na jego zadanie. Ponoć najbardziej współczują ci, którzy nie przeżyli tego co my. Jednak ja potrafię współczuć każdemu. Doświadczenie mnie tego nauczyło.
     - Tak. Wielokrotnie podczas współpracy z policją.
     Kiwa głową, niesforny kosmyk włosów opada na młodzieńcze czoło. John wydaje się być zwyczajny, pospolity ze swoim wyglądem chłopaka z sąsiedztwa, ale im dłużej mu się przyglądam, tym jest przystojniejszy w mojej ocenie. W szkole z pewnością budził zainteresowanie wśród koleżanek, ale przez swoją nieśmiałość nie dotarł za daleko ze znajomością z którąś z nich.
     - A jak się pani czuła, kiedy widziała zwłoki po raz pierwszy?
     Wypytuje mnie, bo chce mieć pewność, że zrozumiem, nie będę go oceniać ani oczerniać.
     - Płakałam - wyznaję szczerze. - Miałam dziesięć lat i patrzyłam na martwe ciała rodziców podczas okazania zwłok w prosektorium. Musiałam zidentyfikować mamę, która miała zmasakrowaną przez szkło twarz. Do dzisiaj ją pamiętam.
     Gdy jest źle w naszym życiu, musimy pamiętać, że ktoś może mieć o wiele gorzej od nas. Kiedyś ktoś mi powiedział, że doznajemy tyle cierpienia, ile jesteśmy w stanie znieść. Ja dostałam go wiele, a nadal - mimo niedawno przeżytego kryzysu - potrafię cieszyć się tym, co mam, i kochać życie.
     McClark patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Na taką odpowiedź nie był przygotowany.
     - Bardzo mi przykro.
     Z pewnością. Uśmiecham się do niego delikatnie. Skoro już zdołałam się otworzyć i powiedzieć coś, co sprawiło mi ból swoim wspomnieniem, funkcjonariusz także da radę zmierzyć się z opowiedzeniem o wczorajszym zdarzeniu.
     - Mnie też. Czy jest pan w stanie powiedzieć mi, jak zastał wczoraj ciała? Jak wyglądało mieszkanie?
     Tym razem mężczyzna nie przełyka śliny, a głęboko oddycha. Pierwsza warstwa muru opadła.
     - Zgłoszenie dotarło do nas kilka minut po dziewiątej. Jak zwykle patrolowaliśmy z porucznikiem okolicę. Gdy usłyszeliśmy treść powiadomienia, pan Jones kazał mi przyspieszyć, zgłosił, że bierzemy to na siebie i już jedziemy. Dotarliśmy pod motel w cztery minuty, w czasie których zdołałem zauważyć, że porucznik zbladł i zrobił się nerwowy. Nigdy dotąd taki nie był.
     - Dlaczego to ty pierwszy wszedłeś do mieszkania? - pytam. Diego zdołał zdradzić mi co nieco z wczorajszej rozmowy, mnie pozostało jedynie upewnić się, co do zeznań sprzed kilkunastu godzin.
     - Pan Jones powiedział, że muszę to zrobić, by zacząć się oswajać ze swoją pracą. Myślałem, że zastaniemy tam tylko dwóch bijących się mężczyzn, co często się zdarza w tej części miasta. Dlatego bezpardonowo wszedłem do środka, jakbym chciał kogoś nakryć. A tam leżała ta para. Martwa. A wokół nich krew.
     Kręci głową, obrazy zatruwają ją właśnie w tym momencie. Wiem, jak to jest. Film, którego nie zdoła się zatrzymać, on sam musi się skończyć.
     - Wyszedłem i zwymiotowałem. Poczułem odór śmierci. Po raz pierwszy w życiu miałem z nią do czynienia. To było okropne.
     Na wiele rzeczy, które mogą się nam przydarzyć, nie jesteśmy w stanie się przygotować. Nie znamy swojego przeznaczenia, los z radością nas zaskakuje, zsyłając kolejne - czasami bolesne - doświadczenia. Musimy stawić im czoła, inaczej nie zdołamy przetrwać.
      - A porucznik? Jak on się zachował?
     John zastanawia się przez chwilę, jakby rozważa, czy wyznać mi prawdę, czy zataić przede mną jakiś szczegół. Lepiej, żeby tego nie robił - okłamana robię się wyjątkowo wredna.
     Cierpliwie czekam na dokończenie. McClark patrzy na mnie, po raz pierwszy podczas tej rozmowy widzę jego oczy w pełnej krasie.
     - Mówił cicho, ale udało mi się usłyszeć i zrozumieć. Moje dziecko. Moje biedne dziecko.
     Zaskoczona otwieram usta. Jeśli to prawda, jeśli Jessica była córką porucznika, to sprawa się skomplikuje. A złapanie mordercy będzie motywowane chęcią zemsty, która może wymknąć się spod kontroli i doprowadzić do większej tragedii.


****


     W sąsiednim pokoju socjalnym siedzę na krześle i  obserwuję Franka Jonesa. Myślałem, że będzie chodził od ściany do ściany i denerwował się na brata za spóźnienie. Zachowuje spokój, przez co ja zaczynam się niepokoić. Przyrzekłem kapitanowi, że nie rozpocznę rozmowy, dopóki się pojawi. Ale ile można czekać? Na pewno nie wieczność. Mam nadzieję, że Ben szybko się uwinie ze swoimi obowiązkami i dołączy do nas.
     Porucznik zajmuje miejsce na kanapie i wpatruje się w sufit z takim udawanym zainteresowaniem, że aż mam ochotę parsknąć śmiechem. Powstrzymuję się, to nie czas i miejsce na godne dzieciaka zachowanie. Frank chyba wyczuwa, że mu się przyglądam, bo zerka na mnie przelotnie.
     - Ta kobieta, z którą wczoraj przyjechałeś, ta psycholog. To twoja dziewczyna?
     Znamy się od kilku lat, Jones potrafi wiele rzeczy dostrzec. Ale moja relacja z Rose jest akurat widoczna dla każdego, porucznik nie jest kimś nadzwyczajnym.
     Przytakuję.
     - To moja narzeczona, pobieramy się w październiku.
     Uśmiecha się nieznacznie na kilka sekund.
     - Gratuluję.
     - Dzięki.
      Od kiedy rozesłaliśmy zaproszenia, naprawdę czuję, że za kilkanaście tygodni nareszcie zmienię stan cywilny. Ojciec, gdy tylko dostał w swoje ręce tę wyczekiwaną kopertę, od razu do mnie zadzwonił. Całe szczęście, że nie działo się w pracy nic ważnego i  mogłem odebrać. Co takiego usłyszałem? Że mam tego nie spieprzyć, bo on innej synowej nie chce. Cieszę się, że Rose zdobyła sympatię całej mojej rodziny.
     Drzwi otwierają się szeroko i do pomieszczenia wchodzi Ben. Od kiedy schudł. by przypodobać się pewnej patolog, trzyma formę, ale czasu nie potrafi zawrócić. Na jego twarzy pojawiają się zmarszczki, a zmęczenie spowodowane pracą także się na niej odbija.
     Bez słowa podchodzi do brata. Przez chwilę obaj mierzą się spojrzeniami, coś w wyrazie ich twarzy się zmienia i padają sobie w ramiona, z gardła młodszego wydobywa się szloch. Nie bardzo wiem, co się właśnie wydarzyło. Jak długo ich znam, byli dla siebie chłodni, różnica wieku była odczuwalna w każdych okolicznościach. Czyżby teraz coś się zmieniło?
     Mężczyźni zasiadają na kanapie, kapitan zerka na mnie.
     - Możemy zaczynać.
     Chrząkam cicho.
     - Panie poruczniku, proszę powiedzieć dokładnie, jak pan i John McClark znaleźliście ciała.
     Cichym głosem relacjonuje beznamiętnie, jak przyjął zgłoszenie i udał się z partnerem pod wskazany adres. Opowiada o przebiegu zdarzenia, jakby w ogóle nie brał w nim udziału.
     Albo starał się coś przede mną ukryć.
     Kapitan dostrzega moje niezadowolenie, kładzie dłoń na ramieniu brata.
     - Pora, być powiedział to, co najistotniejsze.
     Przywykłem do tego, że ludzie podczas rozmów ze mną owijają w bawełnę istotne szczegóły, ale nadal wywołuje to u mnie irytację i zniecierpliwienie, które chowam za wyuczoną maską obojętności.
     Frank patrzy na mnie oczami pełnymi łez.
     - Znam ofiary. To Jessica Raven i Brad Malone. - Oddycha ciężej. - Moja córka i jej partner.
     Zaskoczony wpatruję się w mężczyznę. Przecież Diego powiedział, że ojciec denatki to alkoholik mający problemy z prawem, porucznik nijak pasuje do tego opisu. Mówię to na głos, młodszy Jones jedynie wzdycha.
     - Gomez dotarł do informacji oficjalnych. Ojczym Jessici to alkoholik i były kryminalista, mieszka w jakieś komunie na Bronksie, gdzie pewnie doczeka śmierci. To ja jestem... byłem jej biologicznym ojcem.
     Patrzę na mężczyznę z niedowierzaniem. Czyżby uciekł od rodzicielstwa i teraz poczuł instynkt? Trochę chyba na to za późno. Przynajmniej takie jest moje zdanie.
     - Dlaczego się nią pan nie zajmował?
    Frank wzdycha. Mógł się spodziewać, że o to zapytam. Muszę wiedzieć jak najwięcej, by mieć odpowiedni obraz.
     - Jej matka, Megan... Była jedyną moją miłością. Chodziliśmy razem do szkoły. Uważałem ją za ósmy cud świata. Zakochaliśmy się w sobie. Byliśmy młodzi i naiwni. Jessica urodziła się kilka miesięcy po tym, jak skończyliśmy szkołę. Poszedłem do pracy w fabryce. Tyrałem na trzy zmiany, byle tylko zapewnić jej godne życie. Jednak nie dałem rady. Megan odeszła, zabierając naszą córkę i nadając jej swoje panieńskie nazwisko. Jej rodzice krzywo na mnie patrzyli i utrudniali kontakt. Początkowo walczyłem, ale im dłużej trwała ta walka, tym więcej sił traciłem. Odpuściłem. Widywałem się z Jess dwa, trzy razy w roku. Chyba nigdy nie poczuła, że to ja jestem jej ojcem. Dopiero gdy skończyła osiemnaście lat, sama do mnie zadzwoniła. Powiedziała, że się usamodzielnia, poprosiła o pomoc. Znalazłem dla niej mieszkanie w dobrej okolicy za rozsądną cenę. Od tamtej pory rozmawialiśmy przez telefon regularnie. To ja zorganizowałem pogrzeb Megan, nie ten ej zapijaczony mąż. To ja zawiozłem rodzącą Jess do szpitala, nie Brad, który nie mógł się wyrwać ze swojego warsztatu samochodowego. Całą miłość, którą miałem do Megan, przelałem na córkę i wnuczkę. Odebrano mi tę pierwszą. - Wyciera łzy, które zaczęły płynąć po policzkach chwilę wcześniej. - Błagam, Logan. Znajdź tego sukinsyna. Niech za to zapłaci.
     Nie wiem, co odpowiedzieć, kiwam więc jedynie głową. Oczywiście, że znajdę mordercę Jess, to przecież moja praca. A skoro kapitan się pojawił, to sprawa została priorytetem. Ben także nie spocznie, dopóki nie dopadniemy sprawcy.
     Zapisuję istotne szczegóły w notesie. Jestem gotowy zakończyć tę rozmowę, mam wystarczająco dużo, by ruszyć z kopyta z dochodzeniem.
     - Co się stało z Alisson? - pyta młodszy Jones, gdy dziękuję mu za poświęcony mi czas.
     - Wraz z Bennett zawieźliśmy ją wczoraj do domu opieki społecznej, gdzie jest bezpieczna. Chcesz się z nią zobaczyć? Mogę do nich zadzwonić.
     Dwa pragnienia, równie silne, walczą o dominację, przedłużając podjęcie ostatecznej decyzji.
     Wzdycha.
     - Nie, lepiej nie. Skontaktowaliście się z rodzicami Brada? Jolene i Gus pewnie zajmą się małą lepiej niż ja.
     Widzę ból w jego oczach, ale nie osądzam go. Jeśli uważa, że drudzy dziadkowie zapewnią jego wnuczce dobre warunki i poczucie bezpieczeństwa, to tak pewnie będzie, w końcu ich zna.
     Już wcześniej podziękowałem, nic tu nie trzyma porucznika. Wstaje z kanapy, Ben idzie w jego ślady. Bracia ściskają się jeszcze raz.
     - Dopadniemy drania - szepcze kapitan, na co Frank jedynie kiwa głową i bez pożegnania wychodzi z pokoju. Stracił dziecko, żadne słowa mu go nie zwrócą.
     Kapitan przystaje przy moim boku.
     - Masz do dyspozycji każdy zespół. Złap go. Powodzenia.
     Klepie mnie po plecach i także opuszcza pomieszczenie.
     To może być najtrudniejsza sprawa w mojej karierze. Jeśli zawiodę, całkowicie zawali się świat osoby, którą znam. Za nic nie mogę do tego dopuścić.


****


    Pisak stawia ostatni znak i zamiera. Czerń tworzy abstrakcyjne wzory na białej powierzchni. Ilość informacji nie przytłacza, a wzbudza nadzieję. Zegar odmierza minuty do przyjazdu Lacey Carroll. Wszystko wydaje się być w porządku.
     Wtedy do biura wchodzi Logan i dzieli się tym wszystkim, co usłyszał, a to burzy porządek, który zastaliśmy rano.
     - Czyli że rodzice Brada jeszcze żyją? - pyta zaskoczony Diego. - Widziałem ich nekrolog na stronie jednego z domów pogrzebowych. Frank jest pewien?
      Henderson drapie się po głowie.
     - Tak. Przynajmniej mówił o wszystkim, jakby był całkowicie pewien. Przecież wymienił ich imiona!
      Gomez jeszcze raz sprawdza, co wiadomo o denacie i kręci przecząco głową.
     - Jak byk stoi: sierota.
     
To zastanawiające. Jak wersja osoby znającej obie ofiary oraz policyjne i miejskie dane mogą się tak mylić? To chyba niemożliwe.
     - Czy technicy zabezpieczyli dokumenty ofiar, ich dowody osobiste i prawa jazdy?
     - Oczywiście.
     Siedząc przy biurku, obserwuję Logana.
      - O czym myślisz? - pytam.
     - O tym, że to były podróbki w przypadku Brada. Że nie był w rzeczywistości tym, za kogo się podawał przed resztą świata.
     To wydaje się prawdopodobne, biorąc pod uwagę, jak wiele rzeczy się nie zgadza, przeczy sobie.
     - A co z jego siostrą? Jessica na nie miała rodzeństwa. - Logan wydaje się być zdeterminowany. Dlaczego?
     - Czy coś przed nami ukryłeś, Hen? - pytam, unosząc jedną brew. Przyjęty od niego gest sprawdza się w podobnych sytuacjach.
     Niebieskooki wzdycha, wie, że nie uda mu się uniknąć odpowiedzi.
     - Frank Jones to biologiczny ojciec naszej denatki. Zamordowano jedyną bratanicę kapitana, dlatego ta sprawa jest priorytetowa dla całego wydziału, wszelkie zespoły będą skore do pomocy, jeśli będziemy jej potrzebować.
     Po raz kolejny tego dnia jestem zaskoczona. Już wiem, co miał na myśli John, wspominając słowa Jonesa. Ojciec odnalazł zwłoki własnego dziecka. To musiało być dla niego straszne.
     - Jak on się czuje? - pyta zatroskany Diego. Wiem już, że każdy z detektywów miał do czynienia z porucznikiem.
     Czuję się odrobinę wykluczona - spotkałam mężczyznę raz i nawet nie zamieniłam z nim słowa - ale sama się martwię. To przez zbyt duże pokłady empatii.
     - Sam nie wiem. Płakał podczas rozmowy, więc pewnie jest wstrząśnięty. A jednocześnie jest niewzruszony jak kamień. Siedzi u Bena, chyba spędzi tu cały dzień.
     Wśród ludzi, a jednocześnie wyizolowany przez cztery ściany. Może przeżywać żałobę i być na bieżąco z postępami w śledztwie. To chyba najlepsze rozwiązanie.
     - To co robimy? - pyta Adam. - Nagrania z kamer przy motelu już dotarły, Carroll powinna się niedługo pojawić.
     Niebieskooki zastanawia się przez chwilę.
     - Diego, porozmawiasz z Lacey. Adam, sprawdź billingi. Ja porozmawiam z Susan, może ma już wstępne wyniki sekcji.
     Cierpliwie czekam na uzyskanie zadania, ale brunet milczy. Zapomniał o mojej obecności? Wątpię. Przecież siedzę metr od niego.
     - A co z Rosie? - Ciemnooki zerka to na mnie, to na Logana. - Wysyłasz ją do domu?
     Właściwie to porozmawiałam z McClarkiem i zrobiłam co w mojej mocy, by zminimalizować szok po wczorajszym wydarzeniu. Resztę musi zrobić jego psychika.
     - Myślę - odpowiada brunet. - Ktoś powinien dotrzeć do tego, dlaczego mamy dwie różne wersje życia naszego denata. - Mężczyzna patrzy na mnie. - Masz zadanie bojowe: iść do Franka i delikatnie wyprosić numer do rodziców Brada. Powodzenia, szeregowcu!
     Przewracam oczami. Nie jestem w wojsku, czego narzeczony chyba nie widzi. Woda sodowa uderza mu do głowy od tego całego szefowania.
     By podtrzymać klimat, wstaję i salutuję niebieskookiemu.
     - Tak jest, sir!
     Mężczyźni parskają cichym śmiechem, po czym każdy z nas bierze się do pracy. Zbieram całą uprzejmość, jaką w sobie noszę, i idę do gabinetu kapitana.
     Porucznik bez problemu podaje mi numer, a także adres. Jest przy tym tak obojętny, że boję się, by nie spróbował sobie czasem zrobić krzywdy. Musiał być bardzo związany z córką, także pod względem emocjonalnym. Bolesne jest patrzenie na człowieka, któremu właśnie odebrano tak cenny skarb.
     Opuszczam pokój, by nie marnować czasu, wracam do biura i dzwonię. Po dwóch sygnałach odbiera posiadaczka szorstkiego, kobiecego głosu.
     - Tak?
     - Dzień dobry, mówi Rose Bennett z szesnastego posterunku. Czy dodzwoniłam się do Jolene?
     - Tak. O co chodzi?
     - Bardzo mi przykro. Pani syn, Brad, nie żyje. Został zamordowany ostatniej nocy w swoim mieszkaniu w motelu.
     Cisza.
     - Proszę pani?
     - To jakaś pomyłka. - Mocny ton przeszedł w szept. - Mój syn nie ma na imię Brad, tylko Kyle. Kyle. Jackson. O mój Boże! A co z Jess i Alisson? Co z nimi? - Szloch. - Moje kochane dziecko!
     Kyle Jackson? Mieliśmy błędne dane?
     - Jessica także nie żyje. Alisson jest w domu opieki społecznej przy 27 Zachodniej. Jeśli nie są państwo w stanie przyjechać na posterunek, przyślę do państwa detektywa.
     - Proszę to zrobić. - Rozłącza się, a ja wzdycham.
     Ta rozmowa nie tak miała wyglądać. Nie tego miałam się dowiedzieć. Dobrze, że do biura wraca Logan, mogę się z nim podzielić teoriami
     Są dwie. Albo nas oszukano skradzionymi dokumentami, albo mamy do czynienia ze świadkiem koronnym.


****



     Detektyw Gomez stara się nie zwracać uwagi na podkrążone oczy rozmówczyni, jej lekko rozbiegany wzrok i odór alkoholu, którego nie przykryły ciężkie, kobiece perfumy. Ma ochotę otworzyć okno, ale to byłoby nietaktowne, a on już wiele razy obrywał za nieodpowiednie zachowanie. Cierpliwie czeka, aż kobieta przyjmie jedną pozycję na swoim miejscu, wcześniej rozmowy nie rozpocznie. Musi mieć pewność, że jest ona całkowicie skupiona i da radę odpowiedzieć na jego pytania. Ciemnooki ma cichą nadzieję, że siedząca przed nim, tleniona blondynka nie poprosi go o pieniądze na jeszcze jedną butelkę wódki. Już raz miał do czynienia z takim osobnikiem, później musiał się tłumaczyć z nagłego użycia siły wobec świadka. Najadł się przy tym największego w życiu wstydu. Nie chce, by to się powtórzyło.
     Lacey bierze się w garść. Jeśli chce jeszcze dzisiaj wyrwać się na imprezę poza miasto, potrzebuje czasu, by się przygotować. To, że Jess nie żyje, nie robi na niej wrażenia. Została wpisana jako opiekunka prawna dziewczyna tylko dlatego, że Frank miał do niej ograniczone prawa rodzicielskie, a Lewis - ten zapijaczony kretyn - nie chciał bawić cudzego bachora. Dobrze, że on i matka Jess nie mieli wspólnych dzieci, bo nimi pewnie też musiałaby się zajmować. A zdecydowanie wolała wydawać pieniądze na kolejne butelki taniego wina kupowane na czarnym rynku, niż kupować jakimś dzieciakom jedzenie i ubrania.
     - Pani Carroll, czy była pani blisko z siostrzenicą?
     Chce odpowiedzieć, że tak, w końcu przez wiele lat dzieliła je tylko cienka ściana mieszkania, ale po kilku sekundach jej przyćmiony procentami umysł zdołał pojąć, że detektywowi chodzi o relację, nie o odległość w lokalizacji.
     - Niezbyt. Gdy mieszkałyśmy razem, to tak, ale jak znalazła pracę po skończeniu szkoły i się wyprowadziła, to już nie.
     Pokrętna i dość płytka odpowiedź, ale czego można się spodziewać od osoby, która jeszcze na dobre nie wytrzeźwiała? Aż trudno uwierzyć, że blondynce udało się dotrzeć na posterunek bez kolizji ani spotkania policjanta. Ogromny fart głupca.
     - Kiedy ostatni raz ze sobą rozmawiałyście?
     - Kilka dni temu, nie wiem dokładnie ile. - To akurat detektywi mogą sami spokojnie sprawdzić, szczegółowa informacja nie jest potrzebna. - Pytała mnie, czy nie zostawiła u mnie przy ostatniej wizycie butelki od Ally, bo jednej jej brakowało, a pakowała się, by gdzieś wyjechać z małą i tym swoim chłoptasiem.
     Po sarkastycznym tonie łatwo wywnioskować, że nie za bardzo przepadała za Bradem. Chyba każdy ma taką osobę w swoim otoczeniu, którą potrafi jedynie tolerować przez ignorancję. To musi być jeden z takich przypadków.
     - Czy powiedziała, dokąd się wybierają?
     Lacey potrzebuje przypomnieć sobie ostatnią rozmowę  z dwudziestosiedmiolatką, ale żadna konkretna nazwa nie pojawia się w dostępnych jej umysłowi wspomnieniach.
     - Przykro mi, ale nie pamiętam. - Nagle robi jej się ciepło. - Czy można otworzyć okno? Trochę tu duszno.
     To przez pani wyziewy, myśli Diego, ale nic nie mówi. Na razie Carroll odpowiada dość składnie i o przydatnych informacjach, nie może jej teraz zrazić, bo kobieta pewnie wyjdzie stąd i ponownie się upije, ale do tego stanu, że nie będą w stanie porozmawiać z nią nawet ziomkowie od kielicha.
     - Czy Jessica skarżyła się na jakieś problemy? - ciemnooki zadaje kolejne pytanie.
     Ponownie czterdziestosześciolatka wertuje swoją pamięć niczym książkę, szukając odpowiedzi na to pytanie. W jej głowie świeci komunikat chcę wódkę!, a wspomnienia związane z siostrzenicą są ukryte za mgłą. Stara się bardziej, detektyw dostrzega żyłę na czole kobiety. Oby ten proces czasem nie wywołał u niej bólu głowy, to zarezerwowane jest dla kaca.
     - Nie wydaje mi się - bełkocze cicho. Wpadający do środka wiatr delikatnie chłodzi jej rozpalone w dalszym ciągu policzki. - Była lekko zdenerwowana, ale nie tłumaczyła dlaczego, a ja nie pytałam. Może powinnam była.
     Może. Na niektóre pytania nigdy nie uzyska się odpowiedzi, być może dostarczą je późniejsze pokolenia.
     - A jak dobrze znała pani Brada?
     Kobieta prycha cicho pod nosem. Ten mężczyzna działał jej potwornie na nerwy, choć wielkimi znajomymi nie byli.
     - Widziałam go trzy, może cztery razy, gdy Jessica mnie zapraszała na obiad. Zawsze do restauracji. Nie wiem, czy nie chciała pokazać mi mieszkania, ale nie wnikałam w to. Ten Brad może i był ojcem Ally, ale to tylko wina natury. W ogóle się małą nie zajmował, często nawet nie zwracał na nią uwagi, choć siedziała dwa metry od niego. Poza tym to był leń. Nie pracował, nie pomagał w domu. Chyba się z jakieś choinki urwał. Nawet nie wiedziałam, że Jess się z kimś spotyka, dopóki nie powiedziała o ciąży. Się nie dziwię, też nie chciałabym przedstawiać takiego faceta swojej rodzinie.
     Nagły słowotok początkowo drażni Gomeza, ale skoro i w nim są informacje, to wysłuchuje Lacey do końca. Ma już pewien obraz sytuacji, ale żadnej teorii. Należy bardziej zagłębić się w życie denatów, poznać miejsca, w których bywali. Detektyw zadaje ostatnie pytanie do pani Carroll, później puści ją wolno, by mogła spotkać się ze znajomymi i kolejną butelką wódki. Niektórych dorosłość zwyczajnie niszczy.
     - Gdzie pracowała Jessica?
      Musieli mieć skądś pieniądze na czynsz. Frank i rodzice Brada pewnie wspierali ich w jakiś sposób finansowo, ale nie tak, by całkowicie opłacać im życie.
     - Była pokojówką w hotelu, a po narodzinach Alisson najęła się jako gospodyni u pewnych ludzi mieszkających niedaleko motelu.
     - Zna może pani nazwisko tych ludzi?
     - Brown. Państwo Brown, tak o nich mówiła.
     Jedno pytanie pociągnęło za sobą drugie, ale Gomez nie ma z tego powodu wyrzutów sumienia. Wie, z kim zespół powinien zamienić kilka słów. Dziękuje kobiecie za poświęcony czas. Stojąc na korytarzu, obserwuje, jak huragan Lacey maltretuje przycisk, chcąc szybciej przywołać windę. Dziwna osoba, myśli sobie, po czym idzie do biura. Chce podzielić się usłyszanymi niusami, już nawet bierze wdech dla wypowiedzenia pierwszych słów, ale napotyka zacięty wyraz twarzy Rose. A on nigdy nie wróży niczego dobrego.
     - Hej, co jest? - pyta, siadając na swoim ulubionym krześle obrotowym i rzucając notesem o blat.
     Brązowowłosa przyjaciółka zerka na niego i dzieli się informacją, która chwilę wcześniej wstrząsnęła pozostałymi członkami zespołu stojącymi teraz przy oknie.
     - Mamy problem. Nasz denat nie nazywa się Brad, a Kyle Jackson. I jest poszukiwany listem gończym przez FBI za próbę usiłowania zabójstwa wiceprezydenta Meksyku. Agenci już tutaj jadą.




_________________________________
     Cytat: Richard Castle, Castle, 2009, sezon 1, odcinek 1 "Flowers for your grave"

6 komentarzy:

  1. Dużo rozmów, dużo informacji i tylko jedna teoria w mojej głowie związana z informacją, którą znalazła Rose. Tylko jeszcze nie jest tak klarowna, jakbym chciała. Zobaczymy, co z tego będzie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo informacji niekoniecznie będzie potrzebne, trzeba je przeanalizować i część odrzucić.
      Przekonamy się, czy wasze teorie są podobne ;)
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja czekam na konstruktywny komentarz. Dogadamy się?

      Usuń
  3. "Smutny, wręcz przybity, unika mój wzrok" - bardziej by mi pasowało "unika mojego wzroku".
    I to chyba jedyna nieścisłość, którą znalazłam.

    Powiem ci, że ta sprawa od samego początku wydaje mi się jakaś lekko podejrzana. Może dlatego, że uczestniczy w niej porucznik, a to zawsze wywołuje pewne obawy. Ja jestem z reguły bardzo nieufna co do takich sytuacji i zawsze gdzieś się pojawia lampka ostrzegawcza, że może ten glina jest w coś umoczony;D Dlatego uważnie będę przyglądać się Frankowi, chociaż na razie zachowuje się dość... normalnie i może nie powinnam go o nic podejrzewać.
    Tylko tak... hm... jego córka, z którą jakiś tam kontakt utrzymywał, jest związana z facetem poszukiwanym listem gończym i ojciec porucznik w żaden sposób na to nie zareagował? Mógł nie wiedzieć, ok, ale przecież funkcjonariusze otrzymują podobizny takich ludzi. Może Brad był sprytny i zmienił wygląd? Ajajaa ciekawe to wszystko! I tak byłam zaintrygowana tą sprawą, ale teraz, po tym ostatnim zdaniu, to już mega! Nie dość, że Jess jest córką policjanta, to jeszcze była w związku z kryminalistą;D Zastanawiam się czy ten facet nie był w jakiejś mafii albo grupie przestępczej. No bo pierwszy lepszy facet raczej nie porywa się na zabicie wiceprezydenta... Jestem bardzo ciekawa rozwinięcia tego wątku! ;)

    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdanie budziło wątpliwości także u mnie. Chyba skonsultuję się z jakimś polonistą by ocenić jego poprawność.
      Cieszy mnie to, że sprawa Cię intryguję, mam jednak obawę, że nie wyjaśniłam w dzisiejszym rozdziale tego, co byś chciała.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)