Dobro i zło muszą istnieć obok siebie, a człowiek musi dokonywać wyboru.
sobota, 1 października 2011 r.
Dźwięk rozchodzący się po pomieszczeniu ma być zapowiedzią kolejnych godzin pełnych zabawy. Meble zostały przesunięte, by zwiększyć przestrzeń do tańczenia. Niski stolik ugina się pod ciężarem szklanek i przekąsek. Rozstawione na blatach zapalone świece nadają mieszkaniu klimat. Stukot obcasów w łazience sugeruje, że jakaś ładna dziewczyna szykuje się na romantyczną kolację. Ale to nie ma być romantyczny wieczór. Ma być zabawa.
Bo to mój wieczór panieński.
Pragnę zniknąć.
Czarna bluzka ma mnie odchudzić, w półcieniu nie jest to zbyt trudne. Rozglądam się wokół i zastanawiam, czy to naprawdę konieczne. Rozumiem tradycję, ale najchętniej bym ją przeskoczyłam.
- Co jest? - pyta mnie osobnik stojący po mojej prawej stronie. - Wyglądasz, jakbyś szukała drogi ucieczki.
Bardzo możliwe, Logan potrafi trafnie ocenić moje nastawienie. Wzdycham cicho, a detektyw obejmuje mnie ramieniem i całuje w skroń.
- Muszę to robić? - pytam, a brunet śmieje się w moje włosy.
- Tak. Skoro ja spędzę wieczór w towarzystwie przyjaciół, którzy będę starali się odwieść mnie od ożenku i być może zabić, ty także musisz przejść przez coś podobnego. I tak jesteś w lepszej sytuacji, niż ja - ciebie nie będą chciały upić za wszelką cenę.
Uśmiecham się krzywo.
- Dzięki, już mi lepiej.
Może zabrzmiało to odrobinę sarkastycznie, ale naprawdę jest mi lepiej. To ostatni wieczór, kiedy dobrowolnie poddajemy się zabawie w dwóch różnych miejscach, z dala od siebie. Później, już za kilka dni, będziemy małżeństwem, a każdy wieczór spędzać będziemy razem. I tak przez wiele, wiele lat. Podoba mi się taka przyszłość.
Opieram głowę na ramieniu mężczyzny, który głaszcze mnie łagodnie. Jego siostra wciąż zajmuje łazienkę. Chyba naprawdę robi się na bóstwo. Nie przewiduję przybycia żadnego przystojniaka, nie mam jednak pewności do tego, co przygotowały moje przyjaciółki.
- Uściskaj ode mnie Matta. Mam nadzieję, że zdąży wytrzeźwieć do piątku, by tu wrócić i wygłosić obiecaną weselną przemowę.
Logan śmieje się i ponownie całuje w to samo miejsce, słychać dzwonek do drzwi.
- Uściskam, spokojnie. Nawet sobie nie wyobrażasz, ile potrafi wypić i nadal uchodzić za trzeźwego - mówi, przechodząc do przedpokoju, idę za nim.
- Brzmisz tak, jakbyś chciał mi to udowodnić przy najbliższej okazji.
Obserwuję, jak z szerokim uśmiechem zakłada na siebie ulubioną skórzaną kurtkę w kolorze węgla. Jego włosy są roztrzepane, czym się zbytnio nie przejmuje, w końcu i tak wygląda bardzo dobrze. Zerka na mnie, przybliża się i składa pocałunek na moich ustach. Ponownie rozchodzi się dźwięk dzwonka.
- Niczego nie obiecuję. Idę już, inaczej Diego zostanie posądzony o gwałt na dzwonku. - Kładzie dłoń na moim brzuchu. - Kocham was. Bawcie się dobrze, moi Hendersonowie.
Uśmiecham się.
- Ty także. My też cię kochamy.
Całuje mnie jeszcze raz, po czym otwiera drzwi i wpada na Gomeza i Chase'a, którzy przybyli, by dowieźć go na miejsce imprezy. Dostrzegają mnie, zgodnie krzyczą: Cześć, Rose!. Macham im i patrzę, jak schodzą na niższe kondygnacje, słyszę oddalające się, radosne głosy i mam nadzieję, że naprawdę miło spędzą ten wieczór.
Wracam do salonu, gdzie na kanapie siedzi Mia w obcisłej czerwonej sukience podkreślającej jej idealną figurę. Czarne, proste włosy pozostawiła rozpuszczone. Ma na twarzy makijaż, który nie jest wulgarny, aczkolwiek odważny. Porusza nogą do rytmu, czarne szpilki są bardzo wysokie. Wygląda, jakby wybierała się bawić do eksluzywnego klubu, a nie z ciężarną przyjaciółką w jej mieszkaniu.
- O, tutaj jesteś. - Dostrzega mnie i podnosi się z miejsca. - Jaki masz humor? Gotowa na wielką zabawę?
Jej oczy lśnią jak u małego dziecka, które ma spotkać swojego bohatera. Na ten widok uśmiecham się niewymuszenie. z taką towarzyszką ten wieczór nie może być zły.
- Tak mi się wydaje.
Mia śmieje się radośnie, po raz kolejny rozlega się dzwonek do drzwi, tym razem przy akompaniamencie kobiecych głosów. Brunetka wyrzuca ręce do góry.
- Wieczór panieński czas zacząć!
****
Budzę się z uczuciem niepokoju. Nie jest on spowodowany jedynie wariacjami w brzuchu - przyzwyczaiłam się do porannych mdłości - a poczuciem, że Logana nie ma w pobliżu. Sięgam dłonią na jego połowę łóżka i natrafiam na pustkę. Unoszę się powoli i patrzę po pokoju. Żadnego śladu obecności detektywa. Brak jakichkolwiek porozrzucanych ubrań. Nie czuję jego zapachu. Coś tu jest nie tak.
Zrywam się i biegnę do toalety. Drugi trymestr jest już na wyciągnięcie ręki, częstotliwość porannych, wymuszonych przez organizm wizyt powinna się zmniejszyć. To jakieś pocieszenie przed kolejnymi miesiącami noszenia pod sercem dwójki dzieci.
Na bosaka przechodzę do kuchni, gdzie do jednej z wysokich szklanek nalewam wody z kranu i wypijam. Czynię kilka kroków do przodu i rozglądam się po salonie, który nie wygląda tak źle, jak można by się tego spodziewać po ekscesach bliskiej utraty przytomności Mii. Nie wiem, ile wypiła, ale była w tak złym stanie, że konieczne stało się wezwanie taksówki - Kate odprowadziła ją pod drzwi mieszkania i oddała w ręce Annabelle Skye, która zbytnio nie była zadowolona z zachowania córki, o czym Kate wspomniała mi w esemesie ze sprawozdaniem. Będziemy musiały uświadomić Mię i opowiedzieć jej o dzikich tańcach, które wyczyniała.
Uśmiecham się. To był przyjemny wieczór spędzony spędzony z najbliższymi mi kobietami, które z pompą żegnały mój status singla. Godziny spędzone na rozmowach, kołysaniu się w rytm muzyki, pyszne jedzenie z Darcy's przyniesione przez Clarę - czego mogłam chcieć więcej? Striptizera nie było, od początku dziewczyny zakładały, że żadnego do mieszkania nie sprowadzą, mój błogosławiony stan jest dobrym argumentem za atrakcyjnością i pociągiem seksualnym mojego przyszłego męża, nie potrzebuję faceta, który za pieniądze będzie podnosił mi samoocenę.
Podchodzę do okna i wyglądam na ulicę. Jeśli zegar na komodzie mnie nie okłamuje, jest po dziewiątej. To dziwne. Diego i Adam obiecali mi, że odprowadzą Logana do nas. Wątpię, by nocował w hotelowym pokoju Matta; jego kuzyn odmówił spania u nas, byśmy mogli spędzić tę niedzielę we dwójkę, Robben i tak będzie w mieście przez najbliższe kilkanaście dni.
Postanawiam zrobić sobie kawę i pożywne śniadanie w oczekiwaniu na mojego bruneta. Bardzo możliwe, że śpi u któregoś z kolegów, a do domu dotrze koło południa, gdy już dojdzie do siebie. To mogła być przecież przyjemnie męcząca dla niego noc.
Po posiłku wracam do sypialni, gdzie zakładam koszulę i ogrodniczki, włosy natomiast związuję w luźny kok. Bo najważniejsza jest dla mnie teraz wygoda, nie paradowanie w szpilkach. Podchodzę do biblioteczki i sięgam po losową książkę. Może kolejna z nich mnie zachwyci? Logan ma bardzo dobry gust literacki, choć niektóre powieści są dla mnie za ciężkie. Wiem już, kiedy brunet czyta - gdy ja biorę prysznic. To jego sposób na relaks przed snem. Zaczytany wygląda bardzo przystojnie.
Z książką pod pachą idę do salonu, gdzie rozkładam się na kanapie, w pobliżu mając mały zapas lodów i żelków. Bo nie wiadomo, kiedy dzieciakom przyjdzie na nie ochota. Opieram się o poduszki i otwieram powieść, przez chwilę wącham kartki. Taki już mam zwyczaj. Czytam pierwsze słowa, gotowa poddać się kolejnej fikcyjnej historii. Zagłębiam się w inny świat, który może mi wiele zaoferować.
Mimo przyjemnego zajęcia nie potrafię pozbyć się tego uczucia niepokoju. Gości w moim sercu, myśl uważaj! czai się na tyłach mojej głowy i nie pozwala oderwać się od rzeczywistości.
Spoglądam na zegar. Dziesiąta. Daję sobie czas do południa, później obdzwonię przyjaciół. Logan przyjdzie przed tą godziną, staram się w to naiwnie wierzyć. Mam złe przeczucie. Cholernie złe przeczucie. Boję się. Bo mam czego.
****
Ciemność. Nieprzenikniona i gęsta. Wciska się, gdzie tylko może. Oplata swoimi mackami siedzącego na krześle mężczyznę. Można by pomyśleć, że ten śpi strudzony po ciężkiej nocy. Nic bardziej mylnego. Jest nieprzytomny. Śledzono go, później zaatakowano, ogłuszono i zaciągnięto do dużego samochodu z przyciemnionymi szybami. Nie było świadków, o co zadbał sprawca tej sytuacji.
Mężczyzna był nieprzytomny po uderzeniu w tył głowy, teraz, kiedy dzień jest już w pełni, jego stan jest wynikiem wtłoczenia do żył mieszanki medycznych substancji. Gdy się ocknie, a jego niebieskie oczy zaczną uczyć się otoczenia, będzie zagubiony jak jeszcze nigdy w swoim dwudziestodziewięcioletnim życiu.
W pomieszczeniu obok goła żarówka rzuca odrobinę światła na betonowe ściany. Poza nią, drewnianym stołem i dwoma plastikowymi krzesłami nie ma nic, co nie przeszkadza pewnemu osobnikowi w chodzeniu tam i z powrotem spokojnym krokiem. Uśmiecha się, rozmawiając przez telefon ze swoim współpracownikiem.
- Domyśla się już czegoś?
Wyczuwa, że rozmówca kręci przecząco głową. Wyostrzył sobie zmysł odczuwania; przez lata obserwował przeróżnych ludzi, uczył się objawów zwiastujących pewne zachowania. Wie, kiedy ktoś próbuje go okłamać. Zauważy, gdy ktoś będzie chciał go wykiwać. Nie ma dla niego sytuacji, z której nie umiałby wyjść obronną ręką. Jest mistrzem manipulacji, potrafi omotać każdego i zmusić, by był mu posłuszny. Zrobił wszystko, by stać się godnym następcą swojego ojca. Teraz ma nadzieję, że ten - gdziekolwiek przebywa - jest z niego dumny.
- Nie, jeszcze nie. Ale się niepokoi. Zaczęła spacerować po mieszkaniu. Niedługo pewnie chwyci za komórkę.
Uśmiech na jego twarzy rozszerza się. Wszystko idzie zgodnie z planem. Doskonale. Tak powinno być. Przecież jest panem losu.
- Dobrze. Pozbyliście się jego dokumentów i telefonu? Nie dajecie szansy na znalezienie czegokolwiek w billingach?
- Tak. Wszystkie twoje polecenia zostały wykonane.
- Doskonale. W takim razie bez odbioru. - Rozłącza się i mruczy pod nosem niczym milusi kotek. - Wszystko jest dobrze.
Zerka na drzwi prowadzące do sąsiedniego pokoju, jego uśmiech jest złowieszczy. Początkowy etap przeszedł bez problemu, kolejne też powinny tak wyjść. Nieprzytomny mężczyzna to dobry cel do wywołania małego zamieszania w mieście. Albo nawet małej wojny. Tylko trzeba dokonać jeszcze jednej zbrodni.
Przechodzi do swojego zakładnika, przystaje w progu i nasłuchuje. W ciemności nic nie słychać. Nawet oddechu. Odrobinę zaniepokojony podchodzi bliżej krzesła, przyklęka przy mężczyźnie i przytyka dłoń do jego ust. Czuje delikatny powiew ciepła. Oddycha. Ledwie, ale oddycha. Sprawca uśmiecha się ponownie. Wszystko idzie zgodnie z planem.
Wychodzi z pokoju, zamyka drzwi na klucz, po czym opuszcza budynek. Gdzie się on znajduje? W starej części przemysłowej miasta. Betonowy, niski, na odkrytej przestrzeni. Zapomniany, sprywatyzowany. Władze nie musiały się o niego martwić, to nie było w ich kwestii. Stało więc puste przez wiele lat, nim trafiło w ręce obecnego właściciela. Kogoś, kto ostatni rok spędził w więzieniu. stanowym, nim udało mu się opracować skuteczny plan ucieczki. Teraz budynek może liczyć na czyjeś zainteresowanie. A nawet i na remont, kiedy cała ta farsa się zakończy.
Mężczyzna kieruje się w stronę położonego kilkaset metrów dalej samochodu. Nie rozgląda się na boki, bo nikt go tu nie zobaczy, a jeśli nawet ktoś zgubiłby się w tej okolicy, to miło będzie zabawić się w bohatera filmu i strzelić intruzowi prosto w głowę.
Jamie Stoker uśmiecha się. Karty, które trzyma w dłoni, pozwolą mu wygrać tę grę. Będzie siał zamęt, jak zawsze chciał tego jego ojciec. Podbije Nowy Jork swoim złem, a zniszczenie Logana Hendersona będzie tego początkiem.
****
Wybiła dwunasta. Niepokój, który czuję od czasu przebudzenia, teraz przejmuje nade mną kontrolę. Niepewnie patrzę po pustym mieszkaniu, w którym cisza aż krzyczy. Tylko takim oksymoronem jestem w stanie określić panującą atmosferę. Nie wiem, co ze sobą zrobić. Zakładałam, że w południe obdzwonię przyjaciół z pytaniem, gdzie się podziewa mój przyszły mąż. Ale do tego zakładałam również, że Logan pojawi się do czasu pierwszego telefonu. Że rzucę mu się na szyję i mocno uściskam. Teraz nie mam zbytnio wyboru.
Po pokonaniu którejś z kolei długości salonu chwytam za komórkę i wybieram numer. Pierwszym, pod który warto próbować, jest numer Adama. Wciskam połącz z nadzieją, że Chase będzie w stanie powiedzieć mi, gdzie podziewa się jego zespołowy szef. Przysiadam na podłokietniku kanapy i ze stresu unoszę dłoń do ust z chęcią obgryzania paznokci. Hamuję się jednak - moje dzieci nie powinny dostawać czegoś takiego. Dbam o nie, więc nie zatruję ich lakierem do paznokci. Później mogą być na mnie o to złe.
Przy czwartym sygnale czuję frustrację, przesyłam przyjacielowi mentalny komunikat. Co chyba działa, bo blondyn odbiera.
- Cześć, Rosie. Co tam?
Jego beztroski ton mnie dezorientuje. Jeśli Adam tak brzmi, to chyba oznacza, że o niczym nie wie. A jeśli on nie wie, to będę musiała próbować dalej, a przyjaciel się zmartwi. Cholera.
- Cześć. Dzwonię, by zapytać, o której skończył się wasz wieczór.
- A co, Logan jest nadal zbyt pijany, by ci opowiedzieć? - Blondyn stara się mnie rozśmieszyć, ale mu to nie wychodzi. Bo Hendersona nie ma obok mnie.
- Nie, nie jest na tyle pijany. Jest na tyle nieobecny ciałem i duchem, by mi nie odpowiedzieć. On nie wrócił, Adam. Nie mam pojęcia, gdzie jest.
Po drugiej stronie zapada cisza, przez chwilę istnieje jedynie oddech Chase'a. Wyczuwam, że sam jest teraz zdezorientowany. Pewnie zgodnie z umową odstawili Logana pod mieszkanie, nie mam powodów, by im nie ufać. Potrzebuję tylko dowiedzieć się, co wydarzyło się później, co sprawiło, że brunet do mnie nie wrócił.
- Jesteś pewna, że nigdzie go nie ma?
Lubimy podawać w wątpliwość to, co wydaje się nam nielogiczne, przekłamane. Staramy się dociec, znaleźć dowód na to, że nie taka jest rysowana nam przez kogoś rzeczywistość. Nie zawsze wychodzimy z takiego działania jako zwycięzcy, ale póki próbujemy, mamy szansę.
- Jestem. Sprawdziłam każdy pokój, szukając śladu jego obecności. Zeszłam nawet na dół do pralni, chcąc sprawdzić, czy się w niej czasem nie przespał. Nigdzie go nie ma.
Pod koniec wypowiedzi łamie mi się głos, a do oczu napływają łzy. Od przejścia żałoby po rodzicach starałam się nie być osobą bardzo emocjonalną, ale kiedy chodzi o miłość mojego życia, mogę tak reagować. Tym bardziej, że jestem w ciąży i już mam dość poważnie zachwiane nastroje.
- Cholera. Na stówę dotarł do klatki, jeszcze się czule żegnał z Mattem. Rozmawiałaś z nim?
- Nie, jesteś pierwszą osobą, do której dzwonię.
- OK. To dzwoń do Matta, jak nie na komórkę, to do hotelu. I do Jamesa. Ja biorę na siebie Diega i pozostałych. Twój narzeczony na pewno gdzieś jest, a my go znajdziemy. Nie martw się, Rose, masz do pomocy odpowiednich ludzi.
Uśmiecham się lekko przez łzy.
- Dzięki, Adam. Informuj mnie jakby co.
- Jasne. Na razie.
Rozłącza się, a ja mam ochotę krzyczeć. Zamiast tego wybieram zapisany w notesie numer i staram się dodzwonić do kuzyna Hendersona. Odbiera szybciej, niż mój przyjaciel z posterunku.
- Robben, słucham.
Agent federalny ma ten sam sposób ujawniania, że jest po drugiej stronie słuchawki, co ja, Logan oraz kapitan Jones. To chyba jakieś zboczenie zawodowe.
- Cześć, Matt. Tutaj Rose.
- O, hej. Co tam? - Nie wydaje się być zaskoczony tym, że do niego dzwonię. Czyżby coś wiedział?
Przełykam ślinę.
- Mamy problem. Wydaje mi się, że Logan zniknął.
Matt zachowuje się inaczej, niż Adam. Zaczyna wypytywać mnie o wieczór i noc, o to, czy jego kuzyn miał jakieś inne plany na zakończenie imprezy. Mówię mu wszystko, co wiem, zamieniając się w zeznającego. Rozumiem stres każdego, komu przyszło rozmawiać z policją, bo był świadkiem. Tylko w moim przypadku nie doszło do żadnej zbrodni. Jeszcze.
Czuję, jak napinają się mięśnie moich nóg - to nieodzowny znak, że stres przejmuje nade mną kontrolę. Mogę zachowywać się i wyglądać na pozór normalnie, ale to napięcie nie ustąpi. Jeśli ktoś dobrze mi się przyjrzy, zobaczy je. Stres da się łatwo wyłapać, walka z nim przychodzi ciężej.
- OK, nie wiem, co mogło się wydarzyć, ale dotrzemy do tego. Dasz radę przyjechać na szesnasty posterunek? Chyba możemy otworzyć dochodzenie.
Wpatruję się w jedno z moich zdjęć z Loganem. Zrobiono je nam w Middleton po moim dyplomie, kiedy to brunet wywiózł mnie do babci, nic wcześniej nie mówiąc. Nadal nie lubię niespodzianek, jednak ta należała do miłych. Henderson dobrze wie, na co może sobie pozwolić.
Tak bardzo się o niego boję.
Dopiero po chwili docierają do mnie słowa agenta, marszczę czoło.
- Jak to dochodzenie? Przecież policja nie przyjmie nawet zgłoszenia o zaginięciu, bo nie minęło odpowiednio dużo czasu.
Matt wzdycha, a w tym dźwięku daje się wyczuć morze smutku. Bolą mnie nogi, w ustach mam pustynię, serce bije mi zdecydowanie za szybko. Jak bardzo jest źle?
- Po tym, co widzę w TV, mogę tak sądzić. Włącz kanał czwarty, później powiadom wuja i przyjeżdżaj. Odgadniemy to wszystko razem.
Rozłącza się bez pożegnania, przez chwilę wpatruję się w telefon, po czym wykonuję polecenie Robbena. Chwytam za pilot, włączam telewizor, przeskakuję na podany kanał. Muszę usiąść, bo to, co słyszę z ust prezenterki, zwala mnie z nóg.
- ... Dziś w nocy z więzienia stanowego Dannemora uciekł groźny przestępca, Jamie Stoker. Pomogli mu w tym jego współpracownicy z rozbitej na początku ubiegłego roku organizacji Benedetiere Company. Policja podejrzewa, że Stoker kieruje się do Nowego Jorku, by dokonać zemsty. Na razie brak zagrożenia, ale proszę pozostać czujnym. Dla państwa bezpieczeństwa publikujemy zdjęcie zbiega. Jeśli ktoś go zobaczy, jest proszony o niezwłoczny kontakt z policją. A teraz dalsze wiadomości...
Niewidzialny byt uderza mnie z całej siły w brzuch. Krzyczę przez łzy.
****
Czuję ból. Ostry, pulsujący. Ukryty gdzieś z tyłu. Powietrze, którym oddycham, jest ciężkie. Za ciężkie. Jakby od dawna nikt tu nie wietrzył. Otwieram oczy i staram się przebić wzrokiem przez fałdy zalegającej wokół mnie ciemności. Chcę się poruszyć, ale jedynie obcieram sobie odrobinę skóry z nadgarstków.
Szlag, jestem związany.
W ogóle... Cholera, gdzie ja jestem?!
Po ciele rozlewa się panika, staram się jej nie poddać. Ale jak mam tego dokonać, będąc najzwyczajniej w świecie totalnie zdezorientowanym i zagubionym?
Uspokój się!, nakazuję sobie. Na pewno znajdę odpowiedzi. Wiem, że siedzę na twardym krześle w pokoju bez okien, spod drzwi - gdziekolwiek one są - nie dociera żadne światło. Wiem, że byłem nieprzytomny - jestem otępiały i dziwnie zesztywniały. Nie umiem orzec, jaka pora dnia lub nocy panuje na zewnątrz. Mgliście pamiętam postać przed blokiem, która prosiła o pomoc, bo przyjaciółce stała się krzywda. Pamiętam, że przeszedłem za nią do zaułka przecznicę dalej. A tam zostałem zaatakowany. Jak głupiec wszedłem prosto w paszczę bestii.
Co z Rosie?
Serce odrobinę przyspiesza swoje bicie. Zaczynam się martwić o ukochaną. Czy już zauważyła, że mnie nie ma? Szuka mnie? Poinformowała innych? Z pewnością o mnie walczy, w końcu Bennett nie odpuszcza, jeśli chodzi o to, co dla niej najważniejsze. A zostanie w piątek moją żoną to priorytet.
O ile do piątku będę jeszcze żył.
Ta myśl mnie paraliżuje. Przecież nie wiem właściwie, kto mnie tutaj przywiózł i dlaczego. Wiem, że mam wrogów - który z detektywów ich nie ma? - ale wszyscy oni siedzą w pudle.
Albo tak mi się tylko wydaje.
Ponownie staram się poruszyć i rozluźnić więzy, ale nic to nie daje. Ktoś dobrze wiedział, co robi. Wzdycham. Ostatnio nikomu nie zaszedłem porządnie za skórę. Nikogo nie zwyzywałem, ba! - nawet nie byłem świadkiem w żadnym procesie. Ktoś żywi do mnie urazę za dawne czyny.
Nagle sztywnieję, czego nie da się zaobserwować w tej dojmującej ciemności. Jest jedna osoba, która obsesyjnie wręcz pragnie mojej śmierci.
Jamie Stoker.
Przełykam ślinę. Niemożliwe jest, by był na wolności, przecież dostał samotną celę pod ostrzałem wzroku strażników więzienia stanowego! Nie mógł, cholera, nie mógł uciec! Nie może znowu zagrozić Bennett!
A co, jeśli już to robi?
Kolejna depresyjna myśl daje się uchwycić w mojej głowie. Nie wiem przecież, co dzieje się na zewnątrz. Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jestem, czy na pewno Stoker mnie porwał, jaki jest tego powód. Mogę jedynie snuć przypuszczenia, a są one nieciekawe. Z natury nie jestem pesymistą, ale czy w takich okolicznościach ktoś inny pocieszałby się myślą, że będzie dobrze? Szczerze wątpię.
Oddycham spokojnie. Grunt to nie dać się panice. Bo jeśli przejmie nade mną kontrolę, szybko nie dotrę do tego, jak się wydostać. A oczywistością jest, że będę próbował. W końcu mam do kogo wrócić.
Moje rozmyślenia przerywa dochodzący zza moich pleców dźwięk przypominający odgłos odsuwanego rygla. Patrzę w dół, na podłodze pojawia się smuga światła. Zastygam, gdy cień postaci staje się na niej widoczny. Przestraszony obserwuję, jak rośnie. W chwili, gdy rozlega się rozbawiony głos, nie mam wątpliwości co do tego, z kim przyszło mi się mierzyć.
- Dzień dobry, detektywie. Długo żeśmy się nie widzieli. Masz może ochotę na grę?
Kręcę przecząco głową. Nie chcę żadnych gier z psychopatą, bo to oznacza wejście do walki na śmierć i życie, którą powinienem przegrać, a ja pragnę żyć. Dla Rosie i dzieci.
- Nie? Co za szkoda. A tak bardzo chciałem posłać twojej narzeczonej twoją głową. Może wówczas by poroniła i twój ród się nie utrzymał? To ciekawa perspektywa, nie uważasz?
Już mam ochotę powiedzieć Stokerowi, że zadaje zdecydowanie za dużo pytań retorycznych, ale nie jest mi to dane - mężczyzna szybko podchodzi i od tyłu zatyka mi usta dłonią pachnącą tytoniem. Robi mi się niedobrze.
- Mam dla ciebie ciekawą propozycję, panie Henderson. Pozwolisz mi się torturować, w zamian ja zaszczepię w tobie nienawiść do twojej ukochanej kobiety. Co ty na to, detektywie?
- Spierdalaj.
Nie potrafię powstrzymać przekleństwa, za co obrywam w tył głowy, następnie oprawca ciągnie mnie za włosy i przytyka coś do mojej szyi. Czuję ukłucie, a potem falę bólu. Zaczynam odpływać, choć wcale tego nie chcę.
- Dobranoc. Gdy się obudzisz, zacznie się prawdziwa zabawa.
Przenoszę się w nicość, a moja dusza krzyczy. Nie poddam się bez walki. Nigdy.
****
W filmach, które tak namiętnie oglądam, gdy ktoś zostanie porwany, od razu podejmowane są kroki, by tę osobę odnaleźć i odbić. Jest specjalny zespół, któremu się to udaje, miejsce ukrycia jest proste do zlokalizowania, a sprawca okazuje się być albo psychopatycznym geniuszem, albo życiowym nieudacznikiem cierpiącym na brak gotówki. Prosty schemat, do przewidzenia i ze szczęśliwym zakończeniem.
Ale prawdziwe życie tak nie wygląda. Skąd to wiem? Bo mam to teraz. Siedzę w biurze na posterunku i mam coraz gorsze przeczucia. Obserwuję kolegów, którzy próbują znaleźć coś pozwalającego ruszyć naprzód. Jest źle. Naprawdę źle. Kamery miejskie w pobliżu naszego mieszkania nie uchwyciły niczego podejrzanego. Istnieje prawdopodobieństw, że obrazy nie są rzeczywiste, a zostały nałożone. Oczywiście wiemy, kto jest sprawcą, ale nie mamy nic, by zacząć szukać Stokera. Może być wszędzie, ma pod sobą całą organizację, która żyła w cieniu przez ostatnie kilkanaście miesięcy. Trudno powiedzieć, ilu ludzi pomogło mu do tej pory.
Matt popytał mieszkańców sąsiednich budynków, czy czegoś w nocy nie słyszeli, ale z powodu nieustalenia przybliżonej godziny porwania - mogło ono nastąpić kilkanaście minut po tym, jak koledzy zostawili Logana przed drzwiami - niewiele udało się dowiedzieć. Tylko tyle, że gdzieś było słychać rozmowę mężczyzny i kobiety. Nic więcej.
Patrzę, jak Diego stawia na białej tablicy wielki znak zapytania. Taki sam jawi się w mojej głowie. Nie mam pojęcia, gdzie może być Logan. Kładę dłoń na brzuchu - mój niepokój udziela się także bliźniakom. Powinnam starać się uspokoić, ale to na nic; moje serce nie jest zależne od mnie.
Podskakuję lekko na krześle, gdy rozlega się pukanie we framugę. Spoglądam w stronę wejścia i napotykam przestraszone spojrzenie bladego kapitana. Skoro tak wygląda, nie może być dobrze.
- Co jest? - pyta Adam, a agent federalny i drugi detektyw podchodzą do Jonesa. - Proszę mówić!
- Przed chwilą otrzymaliśmy ten krótki list. Przeczytajcie. Chodzi o Logana.
Sama blednę, gdy Chase zapoznaje się nas z treścią.
Gdy życie kwitnie, radujesz się. Gdy jest zagrożone, walczysz. A co, jeśli powoli odchodzi? Strzeż się, bo ten, którego kochasz, przepadnie już niedługo. JS
Przez chwilę panuje cisza. Przełykam ślinę, w oczach czuję zbierające się łzy. Ktoś chce zabić Logana i jest gotowy to uczynić. Powoli, by zadać mu jak najwięcej cierpienia. To straszne.
- Cholera - rzecze Diego. - No to mamy p r z e j e b a n e.
Zgadzam się z nim. To będzie cholernie trudne. Ale wierzę, że damy radę.
Musimy. Mamy dla kogo.
Nie uprzedziłam o pojawieniu się przekleństw, bo chciałam, byście poczuli to, co Logan. Miało nie być różowo i się udało. Hue.
Rozdział dedykuję mojej kochanej Mamie. Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin! <3
______________________
Cytat: Mahatma Gandhi
Cytat: Mahatma Gandhi
Przy początku rozdziału byłam uśmiechnięta i nawet żartowałam sama do siebie, że coś się wydarzy na ślubie. Ale nie. Postawiłaś na wieczór panieński/kawalerski i sprowadziłaś Stokera. Śmieszy mnie jego postawa, że chce rządzić miastem jak tego chciał jego ojciec. W swym zadufaniu i szaleństwie brzmi tak żałośnie, że aż śmiesznie. Nie twierdzę, że przy okazji nie napsuje Rogan krwi, co już efektywnie robi. Mam nadzieję, że dostanie kulę w łeb. Albo profilaktycznie cały magazynek.
OdpowiedzUsuńRose, trzymaj się. Choć tym razem w grę wchodzą emocje, to nie jest pierwsza sprawa, gdy nie mieli początkowo absolutnie nic. Oboje będą walczy i w to wierzę. Bo chyba nie chcesz na ok. 10 rozdziałów przed końcem stworzyć tu dramatu, prawda?
Pozdrawiam
Muszę przyznać, że właśnie na taką akcję czekałam! Wreszcie jakiś zwrot, wreszcie emocje, które czułam czytając początkowe rozdziały, gdy nic nie było jasne, oczywiste, a wątek Rogan stał ciągle pod znakiem zapytania.
OdpowiedzUsuńWcale się nie dziwię, że Rose zaczęła panikować. Po pijaku ludzie robią różne rzeczy, różny jest ich sposób myślenia, tym bardziej, że na wieczorze kawalerskim Logana pewnie nikt sobie alkoholu nie odmawiał. Mogło się stać dużo różnych rzeczy, nawet bez pojawienia się tego Stokera.
Po tekście, że Logan wszedł poprzedniego dnia do klatki, poczułam, że blednę, a gdy się okazało, że siedzi gdzieś przypięty do stołka, to miałam taką cichą satysfakcję, że wreszcie coś się będzie działo. Nie życzę mu źle, mam nadzieję, że wyjdzie z tego cały i zdrowy i zakończenie tej sprawy będzie happy endem, ale uwielbiam takie emocje i ten strach o bohatera.
Zastanawiam się w jaki sposób go odnajdą, jak daleko posunie się Stoker i czy Logan będzie w stanie jakoś sam sobie pomóc. No i czy te nerwy nie zaszkodzą dzieciakom... ;/ W końcu Rose z pewnością nie będzie teraz umiała zachować spokoju.
Z wielką niecierpliwością czekam na następny! ;*