Walka jest wychowawczynią wolności.
Ból. Wrażenie zmysłowe powstające pod wpływem bodźców uszkadzających tkankę.* Tak wygląda w pojęciu medycznym. Ból psychiczny zaś jest nie do opisania w kategoriach fizycznych, ponieważ nie ma on związku z żadnym świadomie i zmysłowo doznanym urazem. Nie dotyczy ręki, nerki, śledziony czy głowy, lecz "całego człowieka". ** Fizyczny jest lepszy do zniesienia. I chyba właśnie dlatego Jamie Stoker postanowił gnębić mnie w ten gorszy sposób. Siniaków na mózgu czy duszy nie widać, więc nikt niczego nie zauważy. A ja stoczę się na samo dno i stanę najgorszą wersją siebie: nienawidzącą tego, co do tej pory kochałem, chcącą niszczyć, zamiast chronić. Czystym złem.
Przez kilka godzin - a przynajmniej tak mi się wydaje, że to były godziny - zdołałem w pewnym stopniu dotrzeć do tego, czego oczekuje ten kryminalista poprzez moje porwanie. Chce mnie zniszczyć, sprawić, że nie będę chciał wrócić do swojego życia. Nie dostrzegł jednego - nie da się wpaść w sidła hipnotyzera, jeśli się mu nie ufa. *** A Stoker jest akurat ostatnią osobą, którą mogę obdarzyć choć minimalnym zaufaniem.
Po tym, jak obudziłem się otumaniony wstrzykniętym środkiem uspokajającym, starałem się o niczym nie myśleć. Poza tym było mi niedobrze, a jakoś nie chciałem wymiotować przed siebie. To za bardzo kojarzyło mi się z kacem po dobrze zakrapianej imprezie za akademickich czasów. Nie upijałem się za często - byłem na to za dobrze wychowany - ale pewne doświadczenie zdobyłem.
Ciemność panuje nadal, mami, by ciąć ją ostrym nożem. Albo to tylko moje wrażenie. Pozbyłem się uczucia paniki, teraz kalkuluję wszystko na chłodno. Wiem, że zostałem przeniesiony - "przewieziony" może być za mocnym słowem - gdzieś na odludzie lub stary obszar przemysłowy. Nie czuję, bym miał coś w kieszeniach, więc pewnie zostałem także okradziony. Jakoś mnie to nie dziwi. Mam tylko nadzieję, że trzymane w portfelu zdjęcie moje i Rosie nie zostało zniszczone, to pamiątka po pierwszych wspólnych wakacjach, wolałbym go nie stracić na zawsze.
Trudno jest zebrać myśli, kiedy jest się zdezorientowanym, ale jestem na dobrej drodze, by odpowiednio myśleć. Dość czasu sprawia, że rośnie we mnie złość, głównie na Stokera, ale i na siebie. Że też nie uznałem za dziwne, iż akurat, gdy wysiadałem przed swoim blokiem, ktoś potrzebował pomocy. Zbiegi okoliczności się zdarzają, nie mam nic przeciwko, ale to był narzucony przypadek, ktoś poświecił czas, by mnie śledzić i zaatakować. Pozostaje jedynie pluć sobie w brodę. Czasami chęć niesienia dobra przynosi ze sobą czyste zło, jak to jest w moim przypadku. Ale będę walczył. Muszę.
By nie dać się kolejnemu złemu uczuciu - obłędowi - przypominam sobie, jak dobrze bawiłem się na wieczorze kawalerskim. Przyjaciele nie przesadzili, obyło się bez tego, co mogło mnie urazić - żadnej striptizerki - miło spędziłem czas na racjonalnym piciu, rozmowie, głośnym śpiewaniu i byciu w centrum uwagi. Nie wydaje mi się, by małżeństwo z Rose mnie zatrzymało, nie pozwalało na to, co robiłem do tej pory, wręcz przeciwnie - jestem pewien, że zmiana stanu cywilnego da mi więcej możliwości do spełniania marzeń.
Wśród wspomnień ostatniej nocy, gdzieś między piciem kolejnego piwa a zupełną ciemnością, ukrył się głos. Znajomy, który zesłał mnie w to miejsce. Trudno jest mi uwierzyć, że kolejna osoba z mojego otoczenia okazuje się zdrajcą, to odrobinę boli.
Powtórnie otwierają się drzwi do mojego więzienia. Ta odrobina światła nie stanowi dla mnie żadnego pocieszenia, dobrze wiem, że zniknie, zanim się do niego przyzwyczaję. Wsłuchuję się w kroki brzmiące mocniej poprzez betonową posadzkę. Z całą pewnością nie należą do Stokera - ten chodzi twardo, stawia rozważnie stopy, jakby niezwykłe ważne było, by za każdym razem krok posiadał tę samą siłę. U tej osoby tego nie ma. Wstrzymuję oddech. Nie wiem, kto mnie nawiedził, nie mam się jak bronić, a na szczęście w tych okolicznościach raczej liczyć nie mogę.
- Nie bój się - odzywa się, prycham na ten kobiecy głos. Jej akurat bać się nie potrafię, jedynie czuję żal. - Najlepsza część dopiero przed nami.
Powietrze przecina świst bicza, a ja syczę z bólu, mój policzek, po którym spływa krew z płytkiej rany, pulsuje.
O tak, zabawa się zaczyna.
~*~
Chodzę od okna do drzwi, tam i z powrotem niczym pewien hobbit. Ponownie mam ochotę obgryzać paznokcie, ale ze względu na dzieci nie robię tego. Wystarczy mi, że muszą już przeżywać mój stres, to dla nich i tak za wiele.
Wciąż jest za wcześniej na zgłoszenie zaginięcia, choć co do tego nikt z nas nie ma najmniejszych wątpliwości. Znam Logana, nie mógłby porzucić mnie bez słowa. Zawsze jest szczery z tym, co myśli i czuje. Jest lepszy ode mnie, ucieczki nie są w jego stylu. Za to są w stylu przestępcy mającego wiele za uszami.
Do tej pory nie dało się nam natrafić na ślad Stokera. Władze więzienia nie chcą udzielić nam jakichkolwiek informacji dotyczących brawurowej akcji tego kryminalisty. Nie wiemy, jak zdołał się wydostać. Jestem pewna, że ktoś mu pomagał, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz. Może osobiście nie miałam z nim do czynienia, mimo to wystarczyła jedna sprawa sądowa, bym dostrzegła, jak dobrym jest manipulatorem. To pewnie on rozdaje karty tej gry. Ukrywa się w cieniu, obserwuje i po cichu przesuwa kolejne pionki. Śmieje się nam prosto w twarz.
Wzdrygam się, kiedy Adam kładzie mi dłoń na ramieniu, patrzę na niego przestraszona.
- Wybacz - mówi spokojnie. - Zaparzyłem melisę, powinna ci pomóc.
Dopiero po chwili dostrzegam kubek na blacie swojego biurka.
- Dzięki.
Chwytam naczynie, próbuję przejąć odrobinę jego ciepła. Nie jest mi zwyczajnie zimno, chłód serca spowodowany jest okolicznościami, a żeby się go pozbyć, muszę zobaczyć ukochanego. Całego i zdrowego.
- Jak się miewasz?
- Źle - odpowiadam na pytanie detektywa i garbię się lekko. Jesteśmy w biurze sami - Diego poszedł przeglądać nagrania z okolicy, zaś Matt z kapitanem omawiają strategię dalszego działania. Jakby nie dostrzegli, że nic nie mamy. - Bardzo źle. - Strach po raz kolejny ściska mi gardło. - Nie wiem, co mam robić. Boję się.
Nie pojadę do mieszkania, bo zwariuję w czterech ścianach. Nie chcę także towarzystwa, które by mnie pocieszało. Pragnę jak najszybciej dowiedzieć się, gdzie jest Henderson, znaleźć go i mocno przytulić. Chcę go z powrotem dla siebie.
Chase pije swoją kawę, siedzę nieruchomo na krześle. Czas się dla mnie powoli zatrzymuje. Trafiam do innej rzeczywistości. Alternatywnego świata, w którym nie posiadam serca, bo ono zostało oddane na własność komuś, kto nie istnieje.
- Ja też się boję - dochodzi mnie głos przyjaciela. - Ale jednocześnie jestem pewien, że wyrwiemy Logana z rąk tego sukinsyna. W końcu stanowimy zespół, tak łatwo się nie poddamy.
Zazwyczaj nie lubię, gdy ktoś próbuje mnie pocieszyć, dzisiaj nie zwracam szczególnie uwagi na podobne próby. Mimo to odkładam kubek i podchodzę do Adama. Także wstaje z miejsca, rozpościera ramiona. Zbliżam się i przytulam do mężczyzny. Po policzkach płyną mi łzy. Nie potrafię wyobrazić sobie, że ojciec moich dzieci nie wychodzi z tego żywy.
- Ej, co tu się dzieje?
Zerkam przez ramię; Diego patrzy na mnie podejrzliwie, zaciska usta, po czym rusza w naszą stronę, jego oczy są wilgotne.
- Ja też chcę się przytulić! - krzyczy, otaczając nas i przyciskając swoje ciało do naszych.
- Ała, Diego, nie przesadzaj - mówię, napierając ciążowym brzuchem na kolegę. - Dziecku się to nie podoba!
Uścisk staje się lżejszy, moje słowa docierają do ciemnowłosego. Powiedziałam dziecko, nie dzieci, bo oboje z Loganem postanowiliśmy zataić ten fakt przed bliskimi do czasu wesela i wyznać w odpowiedniej chwili. A to ma szansę się nie wydarzyć.
- Wybacz, przez chwilę się zapomniałem. - Zbiorowy przytulas się kończy, Gomez drapie się po głowie. - Jak się czujesz?
Powtórzone pytanie, powtórzona odpowiedź.
- Źle.
Kiwa głową.
- Tak, ja też.
Nasze stany są różne, choć w pewien sposób takie same, dodaje mi to otuchy.
- Znalazłeś coś? - pytam, ponownie zasiadając przy swoim biurku i dopijając melisę, która po części mnie uspokaja. Ale tylko po części. - Jakieś ślady?
- Chciałbym. Nie ma nic. Żadnego podejrzanego samochodu bez tablic, postaci przemykających przez zaułki, zgłoszeń. Możliwe, że nagrania są podłożone, Phil sprawdza ich autentyczność, ale sam może nie dać sobie rady. Mówię to z ciężkim sercem, ale na razie Stoker ma nad nami przewagę. Cholerny psychopata.
Do uczucia niepokoju i strachu dołącza teraz również frustracja. Taka mieszanka może zakłócić logiczne myślenie, a to przedłuży u mnie analizę sytuacji. Nie chcę tego, wolę walczyć.
- A udało ci się namierzyć telefon Logana? - drążę dalej.
Diego opada na swoje obrotowe krzesło, które lekko skrzypi pod jego ciężarem. Jak tak na niego patrzę, dochodzę do wniosku, że Meksykanin nagle się postarzał. W ogóle nikt z nas nie przypomina siebie. To porwanie wywołuje na światło inne wersje nas.
- Także nic. Ostatni raz został zlokalizowany o trzeciej dwadzieścia trzy przy drodze wyjazdowej do New Hampshire. To może być zmyłka. Kurde, to jakaś paranoja no. - Pociera czoło. - Jaki w tym cel? Przecież to Logana i Jamesa chciał zniszczyć poprzednim razem, o co chodzi teraz?
Przez chwilę nad tym rozmyślam. Gomez ma rację, poprzednio to ja byłam na celowniku Stokera, bo chciał cierpienia dwóch najbardziej znienawidzonych przez siebie ludzi. Teraz Henderson jest w jego rękach. Dlaczego?
Doznaję olśnienia.
- Nie chodzi o mnie - mówię, kładąc dłoń na brzuchu. - Jemu chodzi o dziecko. O dziecko, któremu odbierze ojca.
Przez chwilę panuje cisza. Mężczyźni przyswajają moje słowa. Może się to wydawać naciągane, ale ja nie widzę innego powodu, by Stoker podejmował podobne działania. Moje cierpienie już miało miejsce, przyszła pora na cierpienie kogoś zupełnie niewinnego.
Adam marszczy nos.
- Możliwe. Ale to by oznaczało, że wie o ciąży. Niby skąd?
Diego ma już teorię.
- Ktoś musiał was obserwować.
Wzdrygam się. Coś w tym musi być, przecież to uczucie niepokoju pojawiające się przez ostatnie tygodnie nie wzięło się znikąd. Mając pod sobą organizację pełną zmanipulowanych osób nietrudno o szkolenie szpiega. Władza i pieniądze dają więcej możliwości.
- Rose, zauważyłaś coś dziwnego wokół siebie i Logana w ostatnim czasie? - pyta Chase, a ja ponownie staję się osobą zeznającą. Jak na procesie.
- Nie, jedynie raz wydawało mi się, że ktoś mnie bacznie obserwuje, ale to był ktoś po drugiej stronie ulicy, nie widziałam twarzy.
Adam kiwa głową ze zrozumieniem. Nie ma zamiaru mnie oceniać czy też narzekać, że byłam nieuważna. Jestem mu za to wdzięczna.
- Chyba możemy to sprawdzić, tylko podaj, gdzie, która część miasta, może dostanę nagranie.
- Dzięki, Adam.
Uśmiecha się do mnie. Takiego dodawania otuchy potrzebuję.
Z korytarza dobiegają kroki, odwracam się w stronę wejścia. Pojawia się w nim Matt, a za nim kobieta, w której rozpoznaję panią Lewitt, sąsiadkę moją i Logana. Sztywnieję. Jej obecność może świadczyć o czymś złym. Niekoniecznie, ale w tych okolicznościach umiem być jedynie pesymistką.
- Przepraszam was - mówi Robben - ale macie gościa. Albo Rose ma. - Przesuwa się, by Lewitt mogła wejść. - Proszę powiedzieć pannie Bennett, co pani wie.
Moja sąsiadka wchodzi do środka, kiwa głową na powitanie moim kolegom, Diego mruczy ciche "dzień dobry". Bo o kulturze nie można zapomnieć. Wstaję z krzesła.
- Dzień dobry, pani Lewitt. Proszę usiąść.
W tym momencie cieszę się, że przy moim biurku jest ustawione krzesło dla interesantów. Przyszedł czas, by z niego skorzystać.
Kobieta zajmuje wskazane miejsce, rozgląda się wokół z zaciekawieniem. To chyba jej pierwsza styczność z posterunkiem i detektywami. Nie wliczając mojego narzeczonego, oczywiście.
- Proszę mówić.
Lewitt zerka na mnie, jest wyraźnie smutna. Moje serce boli.
- Gdy przyjechano z pytaniami, czy widziałam coś dziwnego, nic nie przyszło mi do głowy. Ale później przypomniałam sobie, że widziałam jakąś kobietę pod kamienicą. I to nie raz. Najczęściej stała wieczorami po drugiej stronie. Wydaje mi się, że miała przy sobie aparat i robiła zdjęcia albo je oglądała. Rozmawiała też z kimś przez telefon.
Dostajemy nagle coś, czego się nie spodziewaliśmy. Być może mamy trop, na którym tak bardzo nam zależy. Prawie zachłystuję się tą szansą.
- Niestety, nigdy nie widziałam jej z bardzo bliska. - Kobieta kręci głową. - Ale chyba umiałabym ją opisać.
Patrzy wokół, natrafia na zdjęcie na biurku Hendersona i nagle blednie. Niepokoi mnie to.
- O co chodzi? - pytam.
- To ona - odpowiada Lewitt. - To ona was obserwowała.
Spoglądam na zdjęcie i sama blednę. Jest na niej pięcioosobowy zespół Hendersona. Dobrze pamiętam, że Jones wykonał to zdjęcie na jednym z kilku spotkań w tym gronie. Ładna blondynka wykrzywia usta niezadowolona, bo ktoś ją fotografuje. W mojej pamięci nadal żywe są jej słowa, że tego nie lubi i nikt - nawet wesołek Diego - jej do tego nie zmusi.
Przełykam ślinę, moi koledzy dostrzegają ciszę, patrzą na mnie.
- Co jest? - pyta Gomez, pani Lewitt patrzy na niego.
- To ona - mówi głośniej, wskazując na zdjęcie. - Ta kobieta obserwowała naszą kamienicę, ze trzy razy ją widziałam i to tylko późnym popołudniem bądź wieczorem. Nie do końca widziałam jej twarz, ale to na pewno ona, nie mylę się!
Starszy detektyw otwiera lekko usta.
- Jak to możliwe? - pyta.
Wzruszam ramionami.
- Niektórych ciemna strona mocy kręci bardziej - mówię.
Diego opiera się o blat mojego biurka.
- Proszę powiedzieć nam coś więcej.
Gdy kobieta opowiada, co wie, Adam rozpoczyna namierzanie. Michelle Filion musi wpaść w nasze ręce, mamy do niej kilka ważnych pytań.
~*~
Chłodne, słone powietrze muska policzki mężczyzny. Nieliczne latające nad głową ptaki porozumiewają się ze sobą od czasu do czasu tylko sobie znanym językiem. Słońce coraz bliższe jest zachodowi. Poza tym jednym człowiekiem nie ma tutaj nikogo. Zatoka Hudsona mami swoim niewysławionym pięknem, które mężczyzna dostrzega. Przyjechał tu specjalnie dla tego widoku.
Opiera się o maskę samochody, chowa dłonie do kieszeni starej, wysłużonej kurtki, która przypomina mu tę noszoną przez jego ojca, gdy ten był w kwiecie wieku. Przez noszenie podobnych ubrań stara się zachować więź z rodzicem, który popełnił samobójstwo, nie mogąc znieść myśli, że jego najlepsza agentka Lacei - a właściwie Celia Shirley - musiała się zabić, by ten przeklęty Henderson nie dostał kolejnych informacji o Benedetiere Company.
Jamie zaciska schowane w kieszeniach pięści. Czuje ból, wspominając Gabreila von Stocka. Ojciec - rodowity Holender - nie zmienił nazwiska na brzmiące bardziej po amerykańsku, mimo to nie widział przeszkód, by żona i syn to uczynili. Wyrażając zgodę, w pewien sposób odciął ich od organizacji, zapewnił cienką warstwę bezpieczeństwa.
Jamie patrzy przed siebie i uśmiecha się złośliwie. Co go tak rozbawiło? Usłyszana kilka minut wcześniej informacja w nadawanym dzienniku radiowym. Spiker poważnym głosem powtarzał, że "...ostatniej nocy z więzienia stanowego uciekł groźny przestępca..." i z tego powodu należy zachować ostrożność i czujność.Tak właściwie nie uciekł w nocy, tylko dwie doby temu w samo południe, kiedy to nastąpiła zmiana strażników. Było to przemyślane i zorganizowane działanie - Benedietere Company zapewniła transport, zaś trzech opłaconych klawiszy ułatwiło wydostanie się z celi i dostanie do pralni. Wszystko poszło zgodnie z planem. Los mu sprzyja, to on jest zwycięzcą.
Przez chwilę wpatruje się we wzburzoną powierzchnię przed sobą. Szum fal zawsze wpływał na niego kojąco. Tłumaczył to sobie tym, że dzieciństwo spędził w domku nad jeziorem. Czuł się dobrze, słysząc fale. To nad wodą dokonał swojej pierwszej zbrodni. Zabicie kota może nie było zbyt wielkim wyczynem, ale uświadomiło mu, że ma być taki, jak ojciec, jego największy bohater. Też może być zły.
Dwadzieścia lat później stoi nad zatoką z niemałą kartoteką. Jest z siebie dumny i pewny tego, że swoją największą grę doprowadzi niedługo do końca.
Sięga do kieszeni na piersi i wyciąga z niej telefon na kartę. Zna sposoby policji na szukanie podejrzanych, wie, jakie metody stosują, by kogoś namierzyć. Nie z nim jednak te numery. Wie dobrze, co robić, by pozostać nieuchwytnym. Nie da się już zamknąć, jedynie śmierć zdoła go uciszyć.
Jego uśmiech zamienia się w złowieszczy. Eli poinformowała go, że proces transformacji został rozpoczęty. Doskonale. Może teraz zaprosić do pojedynku kolejne pionki.
Wstukuje ciąg cyfr, po czym naciska zieloną słuchawkę. Mimo położenia na odludziu ma zasięg i łączy się.
Pierwszy sygnał.
Kracząca wrona przelatuje nad głową.
Drugi sygnał.
Opadający do wody kamień. Szeroki uśmiech, spojrzenie w stronę nieba.
Dopiero wczesny wieczór, a on już jest daleko przed detektywami. Tak powinno być.
~*~
Siedzę przy swoim biurku i z tej odległości patrzę na tablicę ustawioną zwyczajowo na środku pomieszczenia. Niewiele na niej faktów, więcej spekulacji, jednak dzięki pani Lewitt możemy się czegoś chwycić. Najtrudniejszy pierwszy krok wykonany.
Moi koledzy starają się prześledzić kilka ostatnich miesięcy z życia Michelle Filion. Jakoś nie potrafię zrozumieć, dlaczego przystała do Stokera. Co takiego ją pociąga w tym psychopacie? Pieniądze? Władza? Czy dołączyła do niego, by zemścić się na mnie, bo nie chciałam oddać jej Logana?
To wszystko jest jakąś paranoją.
Boli mnie głowa. Nie tak dawno wszystko było w porządku - miły wieczór panieński, spokojna noc - a teraz? Zostaliśmy rzuceni w sam środek dziwnej, niezrozumiałej gry. Jak bardzo pragnienie zemsty może się zakorzenić w czyjeś głowie? Jak bardzo można jej pragnąć? Jak wiele można poświęcić, byle tylko odwdzięczyć się zadaniem podobnego cierpienia?
Nie bardzo chcę poznać odpowiedzi na te pytania, ale chyba nie mam wyboru.
Wstaję z zamiarem pójścia do bufetu po kolejny kubek melisy, kiedy odzywa się mój telefon. Zerkam na wyświetlacz.
Numer nieznany.
Spoglądam na Adama, kiwa głową, zasiadając przy swoim biurku. Jest gotowy do próby namierzenia, jeśli to Stoker. Przełykam ślinę, w przeciwieństwie do blondyna nie jestem gotowa nawet na telefoniczną konfrontację z tym sukinsynem, któremu rozmowa ze mną z pewnością sprawi niebywałą przyjemność.
- Odbierz - szepcze Diego.
Zerkam w stronę wejścia, gdzie przystaje Matt. On także kiwa głową. Mam ich wparcie, więc nie powinnam się niczego obawiać.
Podnoszę telefon i odbieram, przytykam przedmiot do ucha. Najważniejsze to zachować teraz spokój.
- Bennett, słucham - odzywam się, starając zapanować nad brzmieniem głosu. Wydaje mi się, że strach nie pojawił się w mojej tonacji.
- Droga Rosie, witaj. - Mogę przysiąc, że mężczyzna po drugiej stronie właśnie szeroko się uśmiecha. - Jakże miło mi cię słyszeć.
- A mnie pana wcale - mówię, zanim zdążę ugryźć się w język. - Czego chcesz, Stoker? - pytam, a mój głos staje się ostry niczym brzytwa. Budzi się we mnie wściekłość, a nad nią może mi być trudno zapanować. - Czego, do jasnej cholery, chcesz?
Słyszę wyraźnie jego śmiech. Jakby stał tuż obok mnie. Nie daj się sprowokować, nakazuję sobie. Nie jestem pionkiem w jego grze. Jestem tą osobą, która go pokona.
- Czego chcę? Już niczego. Przecież cierpisz, prawda?
Wiedziałam. To cierpienie ma być zamierzonym efektem działań. Z ciężkim sercem muszę przyznać mu rację.
- Tak, cierpię. Więc może to zakończysz? Masz to, czego pragnąłeś.
Kolejny raz śmieje się prosto do mojego ucha, wzdrygam się. Zerkam na Adama, który kręci przecząco głową, jego oczy śledzą obraz na ekranie. Robi mi się chłodno, mam też ochotę się rozpłakać. Wściekłość nie pożywia się mną na tyle, by całkowicie wyrwać z łap przerażenia.
- Zakończyć? Ale najlepsza część dopiero się zacznie! - oznajmia radosnym głosem, który pasuje do niego jak nic. - Najpierw Logan zostanie poddany praniu mózgu, znienawidzi cię, formalnie zaś zostawi. Jak ci się podoba ten scenariusz, droga Rosie?
Mam ochotę krzyczeć. Nie chcę zła w swoim życiu, przeraża mnie, że ktoś może je narzucić.
Ponownie zerkam na Adama.
- Nic - mówi bezgłośnie. Stoker przewidział, że będziemy chcieli go namierzyć, jest krok przed nami. Cholera.
- Jesteś chory - posyłam te słowa przez słuchawkę, na moment zapada cisza. Przez myśl przemyka mi, że przestępca się rozłączył, ale nic z tego. Nadal może się pastwić nad tymi, których ma za wrogów.
- Możliwe. Właściwie to każdy z nas jest w pewien sposób chory, nie uważasz? A teraz coś ci powiem, więc słuchaj uważnie. Nie odzyskasz swojego chłoptasia. On już do ciebie nie wróci. Może i zawładnęłaś jego sercem, lecz jego dusza należy do mnie. Dla ciebie Logan Henderson jest już martwy. Martwy.
Otwieram szeroko usta, w moich oczach czają się łzy.
- Nie - szepczę, ale Jamie już mnie nie słyszy, zakończył połączenie.
Mam nogi jak z waty, muszę usiąść. Ledwie zajmuję miejsce, a przy moim boku pojawia się Matt.
- Hej. - Kładzie mi dłonie na ramionach. Nie potrafię się powstrzymać, płaczę, a serce zaczyna mnie boleć. - Rose, spójrz na mnie. - Niechętnie, ale wykonuję polecenie agenta. - Znajdziemy ich. Odbijemy Logana, byście mogli wziąć ślub. Złapiemy Stokera i obijemy mu mordę tak, że będzie marzył o powrocie za kratki.
Uśmiecham się odrobinę na próbę rozśmieszenia mnie. Jednak potrzebuję wsparcia jak powietrza. I nadziei. Jeśli umiera ostatnia, to niech teraz przy mnie będzie.
Robben odwzajemnia to, po czym dźwiga się z kucek i podchodzi do tablicy.
- Znajdziemy ich - powtarza. - Znajdziemy.
Chciałabym być pewna tych słów.
~*~
Plusk. Ciecz po raz kolejny spływa po mojej twarzy, prycham. Mam dość, jestem cały mokry, poza tym nie wiem, skąd nadejdzie kolejna fala - moja oprawczyni skutecznie kryje się w ciemności.
- Przestań - szepczę cicho. - Przestań, proszę.
Kobiecy śmiech rozbrzmiewa wokół. Jest mi zimno, moje ubrania, które pamiętają radosny czas zabawy w gronie przyjaciół, na nic mi się już przydadzą, kiedy stąd wyjdę.
Jeśli stąd wyjdę. Nie mogę mieć pewności, że Stoker mnie nie zabije. Własnoręcznie bądź poprzez swoich pracowników.
- Ale ja dopiero zaczęłam. Musisz mi już psuć zabawę?
Michelle. Nie spodziewałbym się, że przystanie do tej cholernej bandy, która stara się zemścić za coś, na co nie miałem faktycznie wpływu. Nie ja kazałem zabić się Celii Shirley - w końcu kiedyś była moją dziewczyną - na posterunku, nie ja przekazałem Gabreilowi informację o śmierci jednego z najlepszych agentów, nie ja zmusiłem go do powieszenia się w więziennej celi.
Nie ja. Dlaczego więc za to płacę?
- Wiesz, byłam w tobie zadurzona, gdy razem pracowaliśmy. Uważałam, że ta cała Bennett do ciebie nie pasuje. Nadal tak myślę. Ale już nic do ciebie nie czuję. Zupełnie nic.
- Co zatem widzisz w Stokerze? - pytam. Raczej nie natknęła się na niego przypadkiem podczas zakupów w supermarkecie. - Co takiego w sobie ma, że chcesz dla niego pracować?
Jestem pewien, że uśmiecha się w tym momencie niczym drapieżny kot chwilę przed zaatakowaniem ofiary.
- Olbrzymią siłę. Władzę. Charyzmę. Spokój. Jest pełen cech, które mogą uczynić go Kimś w tym zakłamanym świecie.
Chcę prychnąć, coś powiedzieć, ale powtórnie zostaję oblany wodą - tym razem spływa ona po moim karku za koszulkę.
Wzdrygam się.
- Jest też tą osobą, która cię zniszczy, Logan. Wydrze z ciebie całe człowieczeństwo, wszystkie te uczucia, która w sobie nosisz, aż zostaniesz potworem z jedną myślą. Będziesz nienawidził Rose Bennett. Już wiecznie.
_____________________
Cytat: Friedrich Nietzsche
* Definicja [w]: Encyklopedia Popularna PWN, Warszawa, Wydawnictwo Naukowe, 1999, wyd. 30
** Ból psychiczny. W: http://www.kopernik.org.pl/bazawiedzy/artykuly/zmyslypsyche-soma-bol-psychiczny-i-somatyczny/ [dostęp: 13.05.2016 r.]
*** Nawiązanie do Usui'a i Kaichou wa Maid-sama! odcinek 14, gdzie to Usui został poddany hipnozie, która nie zadziałała właśnie z powodu nieufności
Koniec zeszytu Rainbow. UI70-89;
12.08.15-26.05.16.
Przerażasz mnie, Cleo. Naprawdę mnie przerażasz. I to nie wcale z powodu Stokera, który bawi się w demona i słabo mu to idzie. Nawet nie z powodu Filon, słabej idiotki. Ty mi po prostu czytasz w myślach albo działasz na tych samych falach i adaptujesz podobne idee. To jest przerażające. Jeszcze tego nie zobaczysz, ale za kilka rozdziałów PW z pewnością.
OdpowiedzUsuńMusisz mi wybaczyć jeszcze jedno skojarzenie z PW. Chociaż nie, równie dobrze możesz mnie po prostu wyrzucić. Skojarzenie związane z zemstą. Krucjata Stokera polega na zabawie, zadawaniu cierpienia wszystkim zamieszanym jakoś w sprawę - bezpośrednio i pośrednio - delektuje się tym uczuciem, jakby było drogim, niespotykanym deserem. Jak podchodzi do zemsty Elena już widziałaś. Dość chłodno, trzyma na wodzy wszelkie emocje, do tego nie pozwala, by zemsta została jedyną rzeczą w jej życiu. I o tyle Stoker jest żałosny, że ma tylko zemstę i nic, do czego chciałby wrócić po krucjacie. Uznam to za słabość i główną przyczynę jego porażki, która z pewnością nastąpi.
Filon z jednej strony mnie zaskoczyła. Że się na to w ogóle ważyła, mała szmata. Kiedy się pojawiła w historii, nie sądziłam, że jest do tego zdolna. Z drugiej strony to może być kwestia poczucia siły w tej chwili. Nie zaskoczyło mnie, że to ona, bo już w pierwszym fragmencie wytypowałam ją na zdrajcę z otoczenia Logana. Mam nadzieję, że marnie skończy.
Rose, trzymaj się. Walcz, bo potrafisz. Udowodniłaś to nieraz. Logan zresztą też. Nie jest łatwo złamać kogoś takiego jak on. Nie teraz, gdy ma coś, co chce chronić za wszelką cenę.
Pozdrawiam
Dziwne mi się wydało, że siedząc związanym w pokoju, sam na sam z psychopatą, Logan myśli o tym, żeby nie zniszczył wspólnego zdjęcia jego i Rose z wakacji. Rozumiem, że po czasie panika mogła trochę opaść, ale chyba nie aż tak.
OdpowiedzUsuń„ o maskę samochody” – samochodu
Z wielką ciekawością siadłam do tego rozdziału! Naprawdę, odkąd Logan został porwany opowiadanie stało się nieprzewidywalne i nie mam pojęcia, jak to się zakończy. A to wzmaga moją ciekawość i chęci na czytanie.
Uważam, że pomysł ze zrobieniem zdrajcy z Filion był świetny. Do tego jeszcze włączenie wątków z przeszłości i ta psychopatyczna nienawiść, jaką Filion i Stoker darzą Logana i Rose. O ile nazwisko Stoker zawsze źle się kojarzyło, to nie spodziewałam się, że Filion też jest w to jakoś zamieszana. Nie było widać w niej nic dziwnego, nie rzucała się w oczy i nie wyglądała na całkiem normalnego człowieka. A ten dialog, który przeprowadziła z Loganem, nie brzmiał normalnie. Kurde, czemu oni wcześniej lepiej jej się nie przyjrzeli? No, ale tak… łatwo mówić po fakcie.
Bardzo podobał mi się ten rozdział. Były emocje, był nagły zwrot akcji z tą Michelle, jest też świadomość, że Stoker ciągle wyprzedza ich o krok, a oni nie bardzo wiedzą, co robić. Super! ;) Na to czekałam! :D