Potwory są prawdziwe, duchy także. Żyją w środku nas i czasami wygrywają.
Życie psychopaty to życie pełne planowania każdego morderstwa. Każdy najmniejszy szczegół zostaje przemyślany, byle tylko nie doprowadzić do zabójcy. Żadnych śladów czy świadków. Zbrodnia doskonała. Jednak ta gra z czasem zaczyn nudzić psychopatę. Wtedy wybiera jedną z dwóch dróg: popełnia błąd przy kolejnej zbrodni lub w jakikolwiek sposób styka się z policją.
Pierwsza opcja przekreśla jego zbrodnię, już nie będzie ona doskonała, tylko taka do odkrycia. Druga opcja to ostateczna forma gry, mistrzowska gra w kotka i myszkę, która jest także odejściem geniusza okazującego się głupcem.
Nie zmienia to jednak faktu, że psychopaci są dla detektywów belką w oku, największymi wrogami, ale i największą zagadką, rozgrywką, która - niestety - nie zawsze kończy się zwycięstwem dobra, a sprawiedliwość robi sobie wtedy niezapowiedziane wakacje.
Nie jestem detektywem, nigdy nie myślałam o tym, by nim zostać, za to mój mąż (słowo przyszły traci na znaczeniu wraz z upływem czasu) wykonuje ten zawód i dobrze wiem, jak podobne śledztwa wyglądają, jakie emocje ze sobą niosą. Teraz, gdy i mnie przyszło toczyć bój z największym psychopatą, jakiego w swoim życiu poznałam, widzę, jakie to wyczerpujące pod względem mentalnym. Tak niewiele odkryliśmy, a ja już mam dość. Chcę móc wrócić do mieszkania i wtulić się w Logana, jak to bywało dawniej.
Wróć. Nie mogę wspominać tego tak, jakby wydarzyło się w ubiegłym stuleciu. Przecież podobna scena miała miejsce zaledwie cztery dni temu. To nie jest zamierzchła przeszłość, nie mogę tak o tym myśleć. Nigdy.
Zostałam w biurze sama. Chigi i Matt pojechali gdzieś tam szukać Hendersona, kapitan został przewieziony do szpitala na płukanie żołądka i badania, mnie pozostało jedynie zasiąść przed komputerem Gomeza i w przerwach między modlitwą szukać jakiejkolwiek podpowiedzi. Wiedząc przy tym, że może mi się nie udać, a porażka będzie gorzka i trudna do przełknięcia.
Od dwóch godzin przeglądam ujęcia nagrań sprzed naszej kamienicy. Na razie na trzech udało mi się dostrzec Michelle. Muszę przyznać, że dość skutecznie unikała wchodzenia w kadr. Pewnie poinformowano ją w organizacji, jak ma się zachowywać, jak postępować, by trop do niej był ukryty.
Co za zdzira.
Jak się nad tym zastanowić, to kobieta musiała się zainteresować - jak dziwnie by to nie brzmiało - Stokerem już wtedy, gdy była stażystką na szesnastym posterunku. Albo i wcześniej. Cholera, miała dostęp do materiałów archiwalnych! Moje serce przyspiesza swoje bicie. Jeśli Filion interesowała się naszym nemezis już dłuższy czas, to porwanie Logana może być bardziej przemyślanym działaniem, niż nam się wydawało.
Przełykam ślinę. Mam złe przeczucia niczym Han Solo w gwiezdnej sadze. To dziwne, kiedy podskórnie czujesz, że wydarzy cię coś niedobrego. Nie masz fizycznych dowodów, jedynie intuicyjnie wiesz. To jak bycie medium czy innym szarlatanem przez chwilę w swoim życiu. Wolałabym oddać komuś tę niewyuczoną umiejętność, która za każdym razem, gdy się objawia, niszczy mój wewnętrzny spokój. A to niekoniecznie uodparnia.
Zastanawiam się, gdzie może się podziewać Stoker z moim narzeczonym. Oczywistym jest, że nie pod adresem, którym podzielił się z detektywami. Nie jest typem, który aż tak się wystawia. Woli rozgrywać to powoli, krok za krokiem w swoim wielkim planie zniszczenia na raz życia wielu osób. Rasowy psychopata.
Przytłoczona swoją bezradnością loguję się do bazy ze swojego konta i przeglądam kartotekę Stokera. Przed rozprawą po moim postrzale nie chciałam tego robić, nie chciałam poznać swojego oprawcy. Ale to się musiało wydarzyć. Zapoznaję się z przewinieniami Jamiego, jest ich sporo. Kradzież, łapówki, fałszerstwa, morderstwa, szantaże. Można by tym obdzielić z pięciu mężczyzn. W jego przypadku dziesięć wyroków dożywocia to wciąż za mało.
Przyglądam się billingom Michelle. Wiem, że koledzy już to zrobili, ale chcę na własne oczy przekonać się, że nic nie zostało pominięte. Poza tym nie wiem, co jeszcze miałabym sprawdzać, co takiego szukać. Nie ma żadnego tropu poza tym, co przesłał Stoker, a to niewiele, w dodatku to pewnie nic nie da. Jestem załamana. Bezmyślnie przesuwam kursorem po ekranie, nie myśląc o tym, że znajdę jakiś punkt zaczepienia. A jednak go znajduję.
Patrzę z niedowierzaniem na tę informację. Dziwnie się czuję, wiedząc, że mogę mieć przełom. Albo tak mi się wydaje.
Chwytam za telefon i wybieram numer Adama. Jestem pewna, że dotarli już na miejsce i mogą ze mną rozmawiać.
Czekam, a piąty sygnał przynosi w końcu wybawienie.
- Co tam, Rose? - pyta blondyn. - My nic tu nie mamy. Poza ubraniami Logana. Cholera, oni gdzieś go przenieśli i to nagiego. Mam nadzieję, że jeszcze żyje.
- Żyje - odpowiadam. - Czuję to.
- Chciałbym mieć twoją wiarę. - Detektyw wzdycha. - Coś się dzieje, że dzwonisz? Coś z kapitanem?
- Nie, z nim chyba dobrze, przechodzi płukanie żołądka. Dzwonię, bo w billingach Michelle znalazłam adnotację, że w ostatni czwartek dzwoniła dokądś z mieszkania przy Sto Jedenastej Wschodniej.
Mogę się założyć o karmelowy batonik, że w tym momencie blondyn przystanął i lekko napiął mięśnie ramion. Znam go, wiem, jak reaguje w różnych sytuacjach.
- Przecież to... adres zameldowania Stokera - mówi ściszonym głosem, przetrawiając tę wiadomość.
Jestem w stanie wyobrazić sobie, że po drugiej stronie detektyw marszczy w zamyśleniu czoło. Analizuje, czy taki krok nie będzie głupotą, nie przyniesie niepożądanych konsekwencji. Jednak i nim kierują emocje; o jego przyjaciela trzeba walczyć i nawet chwycić się brzytwy, choć ona sprawia ból.
- Zrobimy to. Zostań na posterunku, będziemy cię informować. Znajdziemy go.
Staram się uśmiechnąć przez łzy, choć Chase nie może tego zobaczyć. Przez zapewnienie mężczyzny czuję się odrobinę lepiej. Mając wsparcie, wiem, że nie będzie źle. Nie może być.
- Dziękuję.
Kończę połączenie i przechodzę do bufetu. Do swojego dawnego kubka wrzucam torebkę zielonej herbaty i zalewam wrzątkiem. Przez chwilę obserwuję, jak uwalnia się esencja. To niesamowite, co kryć może w sobie coś małego. Mała magia.
Kiedy wracam do biura, zastaję w nim Phila. Przystaję przy biurku narzeczonego i odstawiam kubek, niepokój ponownie wkłada się w moje serce.
- Cześć. Coś się stało? - pytam, a mój głos zaczyna zdradzać zdenerwowanie.
Patrzy na mnie, jest blady i zmęczony. Podejrzewam, że choć pozbawiona teraz pracy, nie wyglądam lepiej. Na każdym z wciągniętych w to ludzi cała sytuacja w większym lub mniejszym stopniu się odbije, taka już kolej rzeczy.
- Cześć. Mam już dostęp z nagrań sprzed wejścia na posterunek. Chcesz zobaczyć ze mną, kto naćpał kapitana?
To niekoniecznie będzie dla mnie dobre ze względu na własne przeżycia, ale chyba powinnam to widzieć. Należy przecież złapać tego kogoś i skazać za jego uczynek.
- Jasne.
Podchodzę do biurka Adama, przed którym zasiada technik. Mamy dość czasu, by przejrzeć nagrania. Przynajmniej tak mi się wydaje. Sytuacje lubią wymykać się spod kontroli.
Pierwsze dwie minuty nagrania za nami, kiedy na korytarzu rozlegają się czyjeś głośne kroki. Prostuję się na krześle i zerkam w stronę wejścia. Pojawia się w nim średniego wzrostu mężczyzna o lekko siwiejących włosach, bystrym spojrzeniu i w ciemnym garniturze. Szybko lustruje wnętrze, po czym przechodzi przez próg. Wstaję, by się przywitać, dopiero teraz mnie dostrzega.
- O, dzień dobry. - Prześlizguje się po mnie wzrokiem, po czym wyciąga w moją stronę dłoń. - Agent Peter Carlson, FBI. Przejmujemy dochodzenie w sprawie porwania Logana Hendersona.
Wzdrygam się, słysząc takie przedstawienie sprawy. Ściskam dłoń, która jest sucha niczym u starca. Nie mam na razie miłych uczuć do tego jegomościa, na razie odnoszę się z wyraźnym dystansem.
- Rose Bennett, psycholog i konsultant zespołu detektywa Hendersona, prywatnie jego narzeczona. - Zerkam na Phila, który także wstał, teraz wpatruje się w podłogę, jakby było na niej coś interesującego. - A to Phil Gramer, nasz technik. - Ponownie patrzę na agenta. - Trochę czasu zajęło wam dotarcie tutaj, szukamy Logana drugi dzień.
Jest wyraźnie zmieszany, odwraca ode mnie wzrok.
- Co wam przeszkodziło? - dopytuję, a w moim głosie da się wyczuć rozgoryczenie. Jest ono zrozumiałe: zaginęła najbliższa mi osoba, a ci, którym powinno zależeć na jego odnalezieniu, nic jeszcze nie zrobili.
- Proszę o wybaczenie. - Naprawdę jest mu przykro. Powinno. - Mieliśmy problem. A właściwie to dyrektor więzienia miał problem z udzieleniem nam jednoznacznym informacji na temat ucieczki Jamiego Stokera. Dopiero po zastosowaniu gróźb dowiedzieliśmy się, że właściwie to Stoker uciekł nie z piątku na sobotę, a w piątek w południe. To zmienia postać rzeczy.
Tak, zmieni. Bo to oznacza, że ten sukinsyn miał wystarczająco dużo czasu, by dotrzeć do Nowego Jorku i zaczaić się na Logana. Było to przemyślane od początku do końca. Istny dramat.
- Kto was wezwał? - pytam. - Rozumiem, że stanowi nie dawali sobie rady? Możecie nie wiedzieć, ale już pomaga nam jeden agent federalny.
- Matt Robben.
Patrzę na mężczyznę zaskoczona.
- Tak, on. Zgadza się.
Peter kiwa głową.
- Znam go dobrze. Jestem jego przełożonym.
Tego się nie spodziewałam. Ale czy jest się czemu dziwić? Gdy po raz pierwszy miałam z nim do czynienia, był jedynie konsultantem. Nie rozmawialiśmy o jego pracy, bo nie potrzebowałam szczegółowych informacji. Teraz - jak się okazuje - może jednak powinnam wypytać go o jego życie.
- Tworzymy zespół do spraw grup przestępczych - wyjaśnia Carlson, choć o nic nie pytam. - Matt zadzwonił do mnie wczoraj rano, by przedstawić sprawę. Wiem, jak bardzo osobiste jest to dla waszej dwójki, dlatego postaram się wraz z moim zespołem odnaleźć Logana. Możecie na nas liczyć.
Wychylam się lekko i patrzę za plecy Petera.
- Nikogo nie widzę.
- Moi ludzie czekają na korytarzu. Możecie się nie zgodzić na współpracę, czekają na waszą decyzję. Głównie na twoją decyzję, panno Bennett.
Waham się przez chwilę. Dotychczasowe spotkania z FBI nie były zbyt sympatyczne, ale Matt nie może pracować w złym zespole. Ufam mu, powinnam też zaufać jego szefowi.
- Zgoda, wprowadzę was. Ale potem macie się wziąć ostro do roboty. Mam w piątek ślub, chciałabym się na nim pojawić razem z panem młodym.
Carlson uśmiecha się na ten czarny humor, po czym woła swoich podwładnych. Mając czworo dodatkowych ludzi, powinniśmy zdołać pokrzyżować Stokerowi plany. Przekonamy się, czy tak będzie.
~*~
Nadal jest ciemno. Nie tak, jak wcześniej, nie napiera na mnie, mimo to nie czuję się w niej dobrze. Wciąż zwiastuje wymyślne tortury serwowane mi przez Michelle. Mam wrażenie, że to się nie skończy. Ponownie jestem zamknięty w jakimś pomieszczeniu bez większej ilości światła, choć tym razem bliżej cywilizacji - gdy wysiedliśmy z samochodu, ja z zawiązaną chustą na oczach, usłyszałem gwar miasta. Jedyna zmiana w tym niekończącym się horrorze. Powoli tracę wiarę w to, że będzie lepiej. Siedzę samotnie w pokoju, w którym pewnie nie ma mebli. Jestem słaby, głodny i spragniony, choć Filion napoiła mnie jakiś czas temu wodą zmieszaną z solą. Jej złowieszczy śmiech, który pojawił się, kiedy to zakrztusiłem się kolejnym łykiem, będzie mnie stale prześladował.
Nie wiem, ile upłynęło od mojego porwania. Nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, dlaczego ściągnięto ze mnie ubranie i gdzie je pozostawiono. Nie wiem, dlaczego ubrano mnie w coś innego. Nie wiem, co z Rose i dlaczego przyjaciele jeszcze mnie nie znaleźli. Nie wiem, ile jeszcze zdołam wytrzymać.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, spodziewam się, że to Michelle przyszła dręczyć mnie dalej. Nie podejrzewałbym, że ta ładna blondynka może być aż tak rozmiłowana w zadawaniu bólu. No cóż, człowieka poznaje się na tyle, na ile on sam pozwala.
- No, no, no. A ty nadal sam. Nie robi się to dla ciebie trochę nudne, Logan? - Wyczuwam, że kobieta staje przede mną i pochyla się, jej oddech palacza dotyka mojej skóry. Robi mi się niedobrze, nie mam jednak w żołądku czegoś, czego można by się w efektowny sposób pozbyć. - Jesteś głodny?
Odpowiedziałbym, ale mam za suche gardło, by się odezwać. Poza tym podejrzewam, że i tak nie dostałbym nic do jedzenia. Aż dziw, że jeszcze się jakoś trzymam i jestem przytomny. Nadzieja trzyma mnie mocno.
- Masz! - woła Michelle, na mojej głowie ląduje coś mokrego. A tak, balonik z wodą. Jakie to zabawne. - Nie mam jedzenia, mogę jedynie dać ci pić. Chcesz?
Kiwam głową, łudząc się, że cokolwiek dostanę od pani detektyw, dlatego jestem zdziwiony, gdy do moich ust zostaje przystawiona szyjka od butelki. Do gardła wpada pierwszy łyk przeraźliwie gorzkiego napoju. Do wody dodano sproszkowaną substancję, bym znowu miał być naćpany. Krztuszę się, zaczynam kaszleć, Michelle odsuwa butelkę.
- Wybacz, chyba nie za dobrze znosisz zwykłe czynności. - Wzdycha. - Czy już przyjąłeś do wiadomości to, co ci w kółko powtarzałam? Przyswoiłeś moją lekcję?
Unoszę głowę. Gdyby nie opaska, pewnie patrzyłby, teraz prosto w oczy Michelle. Wiem, o co pyta. Godziny tortur nie miały być tylko okazją do ukazania sadystycznych zapędów pani detektyw, ale miały też namieszać mi w głowie. Istne pranie mózgu, wobec którego byłem bezbronny całkowicie.
- Tak - szepczę zachrypłym głosem.
- Och, naprawdę? - Blondynka wydaje się być naprawdę zaskoczona. Pewnie tylko udaje. - W takim razie sprawdźmy to.
Czuję jej ręce z tyłu głowy, gdy odwiązuje materiał. Moje oczy mają problem z przystosowaniem się do otoczenia. Nie ma ciemności, docierają do mnie promienie słońca. Prawie zachłystuję się tym doznaniem.
Michelle kuca przede mną, patrzy i ze złośliwym uśmiechem zadaje mi pytanie.
- Kim jest Rose Bennett?
Próbuję niezauważenie przełknąć ślinę. Muszę dać do zrozumienia byłej stażystce, że udało jej się mnie odmienić. Właściwie to zdołała zasiać we mnie wątpliwości, moja religia dotarła dalej, niż bym sobie tego życzył. Chyba nie mam sił dłużej walczyć.
Odwzajemniam spojrzenie kobiety.
- Największym wrogiem.
Mój głos, choć ochrypnięty, brzmi stanowczo i poważnie. Michelle uśmiecha się promiennie. Udało jej się, złamała mnie. Teraz mogę być orężem w jej dłoni i zranić najbliższe mi osoby. A to oznacza, że zbliża się ostateczna rozgrywka. Kto wygra tę walkę, zostanie bohaterem. Kto przegra, znika w otchłani zapomnienia. Koniec jest bliski.
_______________Nie wiem, ile upłynęło od mojego porwania. Nie wiem, gdzie jestem. Nie wiem, dlaczego ściągnięto ze mnie ubranie i gdzie je pozostawiono. Nie wiem, dlaczego ubrano mnie w coś innego. Nie wiem, co z Rose i dlaczego przyjaciele jeszcze mnie nie znaleźli. Nie wiem, ile jeszcze zdołam wytrzymać.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, spodziewam się, że to Michelle przyszła dręczyć mnie dalej. Nie podejrzewałbym, że ta ładna blondynka może być aż tak rozmiłowana w zadawaniu bólu. No cóż, człowieka poznaje się na tyle, na ile on sam pozwala.
- No, no, no. A ty nadal sam. Nie robi się to dla ciebie trochę nudne, Logan? - Wyczuwam, że kobieta staje przede mną i pochyla się, jej oddech palacza dotyka mojej skóry. Robi mi się niedobrze, nie mam jednak w żołądku czegoś, czego można by się w efektowny sposób pozbyć. - Jesteś głodny?
Odpowiedziałbym, ale mam za suche gardło, by się odezwać. Poza tym podejrzewam, że i tak nie dostałbym nic do jedzenia. Aż dziw, że jeszcze się jakoś trzymam i jestem przytomny. Nadzieja trzyma mnie mocno.
- Masz! - woła Michelle, na mojej głowie ląduje coś mokrego. A tak, balonik z wodą. Jakie to zabawne. - Nie mam jedzenia, mogę jedynie dać ci pić. Chcesz?
Kiwam głową, łudząc się, że cokolwiek dostanę od pani detektyw, dlatego jestem zdziwiony, gdy do moich ust zostaje przystawiona szyjka od butelki. Do gardła wpada pierwszy łyk przeraźliwie gorzkiego napoju. Do wody dodano sproszkowaną substancję, bym znowu miał być naćpany. Krztuszę się, zaczynam kaszleć, Michelle odsuwa butelkę.
- Wybacz, chyba nie za dobrze znosisz zwykłe czynności. - Wzdycha. - Czy już przyjąłeś do wiadomości to, co ci w kółko powtarzałam? Przyswoiłeś moją lekcję?
Unoszę głowę. Gdyby nie opaska, pewnie patrzyłby, teraz prosto w oczy Michelle. Wiem, o co pyta. Godziny tortur nie miały być tylko okazją do ukazania sadystycznych zapędów pani detektyw, ale miały też namieszać mi w głowie. Istne pranie mózgu, wobec którego byłem bezbronny całkowicie.
- Tak - szepczę zachrypłym głosem.
- Och, naprawdę? - Blondynka wydaje się być naprawdę zaskoczona. Pewnie tylko udaje. - W takim razie sprawdźmy to.
Czuję jej ręce z tyłu głowy, gdy odwiązuje materiał. Moje oczy mają problem z przystosowaniem się do otoczenia. Nie ma ciemności, docierają do mnie promienie słońca. Prawie zachłystuję się tym doznaniem.
Michelle kuca przede mną, patrzy i ze złośliwym uśmiechem zadaje mi pytanie.
- Kim jest Rose Bennett?
Próbuję niezauważenie przełknąć ślinę. Muszę dać do zrozumienia byłej stażystce, że udało jej się mnie odmienić. Właściwie to zdołała zasiać we mnie wątpliwości, moja religia dotarła dalej, niż bym sobie tego życzył. Chyba nie mam sił dłużej walczyć.
Odwzajemniam spojrzenie kobiety.
- Największym wrogiem.
Mój głos, choć ochrypnięty, brzmi stanowczo i poważnie. Michelle uśmiecha się promiennie. Udało jej się, złamała mnie. Teraz mogę być orężem w jej dłoni i zranić najbliższe mi osoby. A to oznacza, że zbliża się ostateczna rozgrywka. Kto wygra tę walkę, zostanie bohaterem. Kto przegra, znika w otchłani zapomnienia. Koniec jest bliski.
~*~
Serce bije mi jak oszalałe, kiedy przysłuchuję się rozmowie Chigi z przełożonym Matta. Mam ochotę działać, jednocześnie potwornie boję się, że zastaniemy jedynie śmierć i zniszczenie. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie martwego Logana, a skoro tej umiejętności mi poskąpiono, nie chcę mieć tego w rzeczywistości.
- Jesteście pewni, że ten trop Rose dokądś nad zaprowadzi? - Agent Carlson jest sceptyczny, ale rozumiem go. Nie zna mnie, nie wie, jak bardzo wyostrzoną mam intuicję. Diego pragnie mu to wytłumaczyć.
- Proszę nam wierzyć - jeśli Rose ma jakąś teorię, to można ją sprawdzić! To dzięki niej mieliśmy taki duży procent rozwiązanych spraw przez ostatnie kilka lat.
Uśmiecham się do niego. Odrobinę przesadził z tym chwaleniem. Ostatnim razem niewiele pomagałam, ale miło słyszeć zapewnienie o swojej użyteczności.
Peter spogląda to na mnie, to na detektywów. Robben opiera się o ścianę przy wejściu i nie spuszcza oka z przełożonego. Takie badawcze spojrzenia nie sprzyjają przyjaznej atmosferze, ale teraz to nie o nią chodzi. Musimy odnaleźć Hendersona. Mam dość uczucia, że marnujemy tutaj czas na czcze gadanie, zamiast zająć się tym, co teraz naprawdę dla większości z nas jest ważne.
Phil, który nie został oddelegowany na swoje piętro, wykonuje taniec palców na klawiaturze.
- A to może być prawdopodobne - odzywa się technik. Mam podgląd z nagrań sprzed wejścia do tego budynku. Jako że to kamienica, parkuje się na zewnątrz. - Odgłos kolejnych uderzeń w klawiaturę. - Mam zdjęcie z dzisiaj, sześć godzin temu.
Obraca ku nam ekran komputera, tłoczymy się przed nim dość dużą grupą. Bez wątpienia z czarnej furgonetki o fałszywym numerze tablic wychodzi - a raczej jest wypychany jest - Logan. Czuję napływające do oczu łzy ulgi. Żyje, a przynajmniej istnieje duża szansa, że nadal tak jest. Wypuszczam cicho wstrzymywane przez kilkanaście sekund powietrze.
- Skąd pewność, że to prawdziwy obraz, a nie nałożony?
Należy rozważnie podchodzić do każdej nowej opcji, nie ekscytować się nią, bo rozczarowanie będzie o wiele bardziej gorzkie. Ale co do Phila się nie martwię. To on dostrzegł nieprawidłowości w widoku z kamery przy sprawie Upiora. Może brzmi to naiwnie, ale ufam mężczyźnie, wręcz wierzę w to, że nam pomaga, a nie stara się pogrążyć i wykorzystać. Zdołałam go poznać i wiem, że jest dobrym człowiekiem.
- Bo nie ma nakładających się pikseli - wyjaśnia technik. - Jeśli dobrze się przyjrzymy, z samochodu wysiadają cztery osoby, ale do budynku wchodzą trzy. Kierowca po krótkiej rozmowie z tym mężczyznę - rozpoznaję w nim Stokera, który nawet nie ukrywa swojej twarzy - wsiada z powrotem i odjeżdża. Kiedy prześledzimy nagranie od wejścia do teraz, zobaczymy, czy gdzieś się nie przenieśli.
Przez kolejne minuty w zupełnej ciszy przyglądamy się nagraniom, starając się dostrzec te same postaci co wcześniej. To się nie dzieje. Przełykam ślinę. Kolejny krok jest chyba oczywisty.
- Okay, ruszamy tam za dwadzieścia minut. - Carlson bierze na siebie dowodzenie w tej akcji. - Pobrać kamizelki, broń i do samochodów. Nie mamy za wiele czasu. Pora odzyskać waszego szefa.
Mężczyźni ruszają w stronę wyjścia. Idę za Mattem, który raptownie zatrzymuje się i zerka na mnie.
- Rose, co ty robisz?
Jak to co?
- Idę z wami.
Agent wzdycha.
- Nie możesz, nie jesteś czynnym członkiem zespołu, poza tym nie możesz narazić dziecka...
- Idę z wami - powtarzam z mocą. - Żadnych protestów. Logan to mój narzeczony, chcę mieć pewność, że przy ołtarzu w piątek będzie w jednym kawałku.
Przez chwilę bada moją twarz. Wymalowana na niej powaga sprawia, że Robben się łamie. Wzdycha ponownie.
- Dobra, spróbuję pogadać o tym z Peterem, ale nic nie obiecuję. Zakładasz kamizelkę i trzymasz się z tyłu, zrozumiałaś?
Jak najbardziej. By nie narazić całej operacji, ja - cywil - nie mogę się wychylać, nie mogę być kimś, kto będzie potrzebował pomocy. Nie mogę zniszczyć tej akcji, stawka jest zbyt wysoka.
- Tak jest!
Niezgrabnie salutuję, po chwytam kurtkę i wychodzę z biura. Odzyskamy Logana, bez niego do mieszkania nie wracam.
- Skąd pewność, że to prawdziwy obraz, a nie nałożony?
Należy rozważnie podchodzić do każdej nowej opcji, nie ekscytować się nią, bo rozczarowanie będzie o wiele bardziej gorzkie. Ale co do Phila się nie martwię. To on dostrzegł nieprawidłowości w widoku z kamery przy sprawie Upiora. Może brzmi to naiwnie, ale ufam mężczyźnie, wręcz wierzę w to, że nam pomaga, a nie stara się pogrążyć i wykorzystać. Zdołałam go poznać i wiem, że jest dobrym człowiekiem.
- Bo nie ma nakładających się pikseli - wyjaśnia technik. - Jeśli dobrze się przyjrzymy, z samochodu wysiadają cztery osoby, ale do budynku wchodzą trzy. Kierowca po krótkiej rozmowie z tym mężczyznę - rozpoznaję w nim Stokera, który nawet nie ukrywa swojej twarzy - wsiada z powrotem i odjeżdża. Kiedy prześledzimy nagranie od wejścia do teraz, zobaczymy, czy gdzieś się nie przenieśli.
Przez kolejne minuty w zupełnej ciszy przyglądamy się nagraniom, starając się dostrzec te same postaci co wcześniej. To się nie dzieje. Przełykam ślinę. Kolejny krok jest chyba oczywisty.
- Okay, ruszamy tam za dwadzieścia minut. - Carlson bierze na siebie dowodzenie w tej akcji. - Pobrać kamizelki, broń i do samochodów. Nie mamy za wiele czasu. Pora odzyskać waszego szefa.
Mężczyźni ruszają w stronę wyjścia. Idę za Mattem, który raptownie zatrzymuje się i zerka na mnie.
- Rose, co ty robisz?
Jak to co?
- Idę z wami.
Agent wzdycha.
- Nie możesz, nie jesteś czynnym członkiem zespołu, poza tym nie możesz narazić dziecka...
- Idę z wami - powtarzam z mocą. - Żadnych protestów. Logan to mój narzeczony, chcę mieć pewność, że przy ołtarzu w piątek będzie w jednym kawałku.
Przez chwilę bada moją twarz. Wymalowana na niej powaga sprawia, że Robben się łamie. Wzdycha ponownie.
- Dobra, spróbuję pogadać o tym z Peterem, ale nic nie obiecuję. Zakładasz kamizelkę i trzymasz się z tyłu, zrozumiałaś?
Jak najbardziej. By nie narazić całej operacji, ja - cywil - nie mogę się wychylać, nie mogę być kimś, kto będzie potrzebował pomocy. Nie mogę zniszczyć tej akcji, stawka jest zbyt wysoka.
- Tak jest!
Niezgrabnie salutuję, po chwytam kurtkę i wychodzę z biura. Odzyskamy Logana, bez niego do mieszkania nie wracam.
~*~
Zgodnie z życzeniem agenta Carlsona Rose pozostaje tuż za drzwiami wejściowymi, ukryta przy ścianie. Jeśli wydarzy się coś nieprzewidywalnego, ma uciec i wezwać pomoc. Nie przybiec z odsieczą, lecz zadbać o posiłki. Pewnie przyjdzie jej to z ciężkim sercem, ale nie zawiedzie kolegów i ukochanego. Za dobrze zna stawkę.
Kiedy Bennett opiera się o pionową powierzchnię i pozwala czarnym myślom nawiedzać głową. Chigi, Robben, Carlson i jego zespół wchodzą na trzecie piętro, każdy z odblokowaną i wyciągniętą przed sobą bronią. Nasłuchuję, a gdy do ich uszu dociera stłumiony kobiecy głos, zgodnie podchodzą do drzwi z numerem dwadzieścia trzy. Ustawiają się po obu stronach, po czym na znak Petera jeden z agentów wykopuje drzwi.
- FBI, nie ruszać się!
Nikt ze znajdujących się w pomieszczeniu nie zmienia swojej pozycji. Stoker stoi przy oknie i wygląda przez nie. Logan siedzi na krześle na środku małego salonu i wpatruje się w podłogę. Michelle, która przerwała swój monolog wraz z pojawieniem się nieproszonych gości, stoi w progu do kuchni i stara się zabić intruzów siłą swojego umysłu. Nie jest jednak Profesorem Xavierem, nie potrafi wpływać na umysły innych, więc jej próby okazują się płonne.
- Proszę, proszę, proszę. - Głos Jamie'ego Stokera ocieka jadem. Powoli odwraca głowę, szare oczy przyglądają się i badają nowo przybyłych. - Nareszcie ktoś przychodzi z odsieczą. Widzisz, Logan? - Robi krok w stronę krzesła. - Być może komuś jeszcze na tobie zależy. - Henderson nie daje żadnego znaku, że wie, kto się zjawił. Wyzuty z emocji swoim zachowaniem budzi niepokój u pracowników i kuzyna. - A gdzie panna Bennet, przyszła pani Henderson? Ze stresu się rozchorowała czy może nie chce już widzieć narzeczonego?
Matt się wzdryga. Po raz pierwszy ma do czynienia z mężczyzną odpowiedzialnym za cierpienie i trudności w życiu, drażni go ten złośliwy uśmiech na chorobliwie bladej twarzy Stokera. Zaciska zęby, wie, że musi porzucić wszystkie osobiste powody i zachowywać się jak na profesjonalistę przystało.
- To nie pana interes - odzywa się agent Carlson. - Ręce do góry, Stoker. - Zerka na kobietę. - Ty też, Filion. Jesteście aresztowani za porwanie i... - Patrzy na siedzącą postać. - Torturowanie Logana Hendersona. Zakuć ich!
Obie wezwane do tego osoby unoszą górne kończyny, co budzi niepokój u Adama Chase'a. Niemożliwe jest, by tak łatwo mieli się poddać. Jaki lider potężnej organizacjo tak robi?
Ten, który ma plan awaryjny i potrafi przewidzieć ruch przeciwnika.
- To może być pułapka - szepcze do Gomeza, który kiwa głową. Jemu także coś tutaj nie pasuje.
Patrzą, jak dwaj agenci zbliżają się do winnych, nadal trzymając broń przed sobą. Nie można dać się zaskoczyć, każdy błąd może przynieść poważne konsekwencje.
- Nic wam nie da moje aresztowanie. - Głos stokera jest pełen rozbawienia, złośliwy uśmiech zamienia się w złowieszczy, upodabniający mężczyznę do wcielenia diabła. - Waszego Logana już nie ma. Pozostało jedynie ciało, jego umysł należy do mnie!
Korzystając z tego, że wszyscy funkcjonariusze wsłuchują się w słowa Stokera, że wszyscy pozwalają w sobie niepokój, Michelle uderza z łokcia w brzuch agenta, któremu przyszło ją aresztować. Wywołuje to małe zamieszanie, po chwili zostaje ono jednak zakończone, a to za sprawą Jamiego, który niepostrzeżenie wyciągnął z kieszeni obszernej marynarki pistolet i właśnie oddaje strzał w okno. Szyba pęka, a sam przestępca - mimo odłamków tkwiących w wyciągniętej dłoni, ma otwartą drogę ucieczki.
Jest źle. Cholera, jest bardzo źle. W tej chwili FBI i NYPD są na przegranej pozycji.
Ale wszystko może się odmienić w przeciągu kilku sekund.
- Nie ruszać się! - Ryk Stokera dotyka uszu każdego. Mężczyzna wystawia rękę, teraz celuje w opuszczoną głowę Logana. - Jeśli ni chcecie stracić go całkowicie, pozwolicie mi odejść. Kolejny raz pokażecie, ja słabi jesteście.
Do mieszkania wpada Rose. Bacznym wzrokiem rejestruje, co dzieje się w pomieszczeniu, przez chwilę zatrzymuje się nim na Loganie, po czym przechodzi do Stokera. Ten na jej widok uśmiecha się radośnie, uradowany jej pojawieniem się.
- Rosie! Jak miło znowu cię widzieć! Jak się miewasz? A mały Henderson? Nie martwi się o tatusia?
Bennett patrzy twardo na swojego dawnego oprawcę. Widać, że chce coś powiedzieć, ale zamyka nagle usta, gdy Logan unosi głowę i patrzy na narzeczoną oczami bez wyrazu. Martwymi.
Można przysiąc, że nagle w magiczny sposób z mieszkania wyssane zostało powietrze. Zakochani patrzą na siebie, a cisza staje się coraz bardziej uciążliwa, nieznośna i ciężka. Taka cisza informuje o burzy, która rozpocznie się lada moment.
Stoker przy krześle, może swobodnie mówić wprost do ucha Hendersona. Wygląda jak diabeł namawiający słabego śmiertelnika do popełnienia grzechu. Gdyby to namalować, obraz przerażałby ukrytą w sobie grozą.
- Powiedz, Logan, ale tak szczerze. Kim dla ciebie jest obecna tu Rose Bennett?
Spojrzenie błękitu zderza się z szarością.
- Największym wrogiem.
Zachrypnięty głos swoimi słowami przecina mieszaninę gazów, a te trafiają w samo serce pani psycholog. Po jej policzkach płyną łzy.
- Słyszałaś? - Stoker wybucha donośnym śmiechem, Michelle mu wtóruje. - Jego już nie ma! Straciłaś go! On jest mój, tobie pozostaje jedynie cierpienie!
Żaden z agentów ani Chigi nie wie, jak zareagować. Opuścił ich duch walki, wszystko wydaje się zmieniać w jednym kierunku.
Ale - jak wspomniałam - wszystko może się odmienić w przeciągu sekund.
Logan bierze wdech i, mimo bolącego gardła, mówi:
- Rose Bennett, jest największym wrogiem. Ale twoim, nie moim, do jasnej cholery!
Zanim ktokolwiek zdąży zareagować, Henderson przesuwa się z krzesłem do tyłu, używa do tego całek siły. Zaskoczony Stoker wypuszcza pistolet, a po chwili leży na chodniku z licznymi złamaniami, wpatruje się tępo w nowojorskie niebo.
Tak kończą ci, którzy za bardzo igrają ze sprawiedliwością.
Chwila ciszy, a po niej...
- Ręce do góry! Zakuć ją!
Michelle otrzymuje nową biżuterię w postaci srebrnych bransolet na nadgarstkach. Cicho łka, kiedy Chase wraz z Carlsonem wyprowadzają ją z budynku. Matt uwalnia kuzyna z więzów, Rose powoli zbliża się do porwanego. Brunet patrzy na nią, rozmasowującego sobie ręce. Przykuca przed nim, drżącą dłonią dotyka jego twarzy. Logan nie czeka na żaden odpowiedni moment - całuje ukochaną, pozwalając uczuciom pojawić się na nowo.
- Boże. - Rose patrzy na niego z niedowierzaniem. - Tak się bałaś.
- Nie miałaś o co. Nie mógłbym umrzeć, nie zostając twoim mężem. Nie mógłbym was opuścić. Kocham cię.
Agenci odetchnęli z ulgą, uśmiechają się i nie przeszkadzają narzeczonym. Niech cieszą się, że są razem. Teraz już nic i nikt im nie zagraża. Nareszcie w pełni mogą cieszyć się swoim szczęściem. Tego, co mają, nie stracą. Silni razem, zniosą już wszystko. Zawsze.
Korzystając z tego, że wszyscy funkcjonariusze wsłuchują się w słowa Stokera, że wszyscy pozwalają w sobie niepokój, Michelle uderza z łokcia w brzuch agenta, któremu przyszło ją aresztować. Wywołuje to małe zamieszanie, po chwili zostaje ono jednak zakończone, a to za sprawą Jamiego, który niepostrzeżenie wyciągnął z kieszeni obszernej marynarki pistolet i właśnie oddaje strzał w okno. Szyba pęka, a sam przestępca - mimo odłamków tkwiących w wyciągniętej dłoni, ma otwartą drogę ucieczki.
Jest źle. Cholera, jest bardzo źle. W tej chwili FBI i NYPD są na przegranej pozycji.
Ale wszystko może się odmienić w przeciągu kilku sekund.
- Nie ruszać się! - Ryk Stokera dotyka uszu każdego. Mężczyzna wystawia rękę, teraz celuje w opuszczoną głowę Logana. - Jeśli ni chcecie stracić go całkowicie, pozwolicie mi odejść. Kolejny raz pokażecie, ja słabi jesteście.
Do mieszkania wpada Rose. Bacznym wzrokiem rejestruje, co dzieje się w pomieszczeniu, przez chwilę zatrzymuje się nim na Loganie, po czym przechodzi do Stokera. Ten na jej widok uśmiecha się radośnie, uradowany jej pojawieniem się.
- Rosie! Jak miło znowu cię widzieć! Jak się miewasz? A mały Henderson? Nie martwi się o tatusia?
Bennett patrzy twardo na swojego dawnego oprawcę. Widać, że chce coś powiedzieć, ale zamyka nagle usta, gdy Logan unosi głowę i patrzy na narzeczoną oczami bez wyrazu. Martwymi.
Można przysiąc, że nagle w magiczny sposób z mieszkania wyssane zostało powietrze. Zakochani patrzą na siebie, a cisza staje się coraz bardziej uciążliwa, nieznośna i ciężka. Taka cisza informuje o burzy, która rozpocznie się lada moment.
Stoker przy krześle, może swobodnie mówić wprost do ucha Hendersona. Wygląda jak diabeł namawiający słabego śmiertelnika do popełnienia grzechu. Gdyby to namalować, obraz przerażałby ukrytą w sobie grozą.
- Powiedz, Logan, ale tak szczerze. Kim dla ciebie jest obecna tu Rose Bennett?
Spojrzenie błękitu zderza się z szarością.
- Największym wrogiem.
Zachrypnięty głos swoimi słowami przecina mieszaninę gazów, a te trafiają w samo serce pani psycholog. Po jej policzkach płyną łzy.
- Słyszałaś? - Stoker wybucha donośnym śmiechem, Michelle mu wtóruje. - Jego już nie ma! Straciłaś go! On jest mój, tobie pozostaje jedynie cierpienie!
Żaden z agentów ani Chigi nie wie, jak zareagować. Opuścił ich duch walki, wszystko wydaje się zmieniać w jednym kierunku.
Ale - jak wspomniałam - wszystko może się odmienić w przeciągu sekund.
Logan bierze wdech i, mimo bolącego gardła, mówi:
- Rose Bennett, jest największym wrogiem. Ale twoim, nie moim, do jasnej cholery!
Zanim ktokolwiek zdąży zareagować, Henderson przesuwa się z krzesłem do tyłu, używa do tego całek siły. Zaskoczony Stoker wypuszcza pistolet, a po chwili leży na chodniku z licznymi złamaniami, wpatruje się tępo w nowojorskie niebo.
Tak kończą ci, którzy za bardzo igrają ze sprawiedliwością.
Chwila ciszy, a po niej...
- Ręce do góry! Zakuć ją!
Michelle otrzymuje nową biżuterię w postaci srebrnych bransolet na nadgarstkach. Cicho łka, kiedy Chase wraz z Carlsonem wyprowadzają ją z budynku. Matt uwalnia kuzyna z więzów, Rose powoli zbliża się do porwanego. Brunet patrzy na nią, rozmasowującego sobie ręce. Przykuca przed nim, drżącą dłonią dotyka jego twarzy. Logan nie czeka na żaden odpowiedni moment - całuje ukochaną, pozwalając uczuciom pojawić się na nowo.
- Boże. - Rose patrzy na niego z niedowierzaniem. - Tak się bałaś.
- Nie miałaś o co. Nie mógłbym umrzeć, nie zostając twoim mężem. Nie mógłbym was opuścić. Kocham cię.
Agenci odetchnęli z ulgą, uśmiechają się i nie przeszkadzają narzeczonym. Niech cieszą się, że są razem. Teraz już nic i nikt im nie zagraża. Nareszcie w pełni mogą cieszyć się swoim szczęściem. Tego, co mają, nie stracą. Silni razem, zniosą już wszystko. Zawsze.
Cytat: Stephan King
Nijak ma się do rozdziału, ale to moja piosenka ostatnich dni. I chyba roku. W ogóle straciłam głowę dla Rixton, więc teraz się leczę ich muzyką. Nigdy nie pamiętam, jak Phil ma na nazwisko xD Będę musiała sobie je gdzieś zapisać jako Gramer.
1 sierpnia po godzinie 22 Rozważna uzyskała 100 000 wyświetleń. Dziękuję! <3
Michelle i Stoker nadal boleśnie nudni. Taka nemezis, że ja dziękuję, ale mogę być nieco stronnicza. Cóż, jak się okazuje, diabeł tkwi w szczegółach. Wystarczyła jedna pozycja z bilingów, żeby pociągnąć za sobą działanie. Świetnie.
OdpowiedzUsuńLogan pomimo wszystkiego przetrwał proces łamania i wyszedł z niego obronną ręką. Filon była naprawdę głupia, sądząc, że da radę tak szybko i w taki sposób złamać swojego dawnego szefa. Cóż, więcej tego błędu nie popełni.
Przyznam, że przez moment wstrzymałam oddech, gdy Logan przy wszystkich powiedział, że Rose jest wrogiem. Normalnie w takich chwilach przelatuję tekst spojrzeniem, żeby ogarnąć ciąg dalszy, ale tym razem nie mogłam oderwać się od poszczególnych słów. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze i pójdą wspólnie do ołtarza. Nie mogę się doczekać.
Pozdrawiam
I to już? Już po wszystkim? Trochę się czuję zawiedziona, bo myślałam, że jednak trochę dłużej potrzymasz nas w niepewności...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z koleżanką u góry, że Filion i Stoker jako złoczyńcy (co to jest za słowo w ogóle;D) byli bardzo nudni. Naprawdę ich jednym celem było zniechęcenie Logana do Rose? Może i mogło być to w pewnym sensie dla nich satysfakcjonujące, ale trochę średnio to rozegrali, takie moje zdanie. Od kogoś pokroju Stokera spodziewałam się czegoś bardziej... emocjonującego. Większego zniszczenia, lepszego planu, więcej szkód. Albo chociaż pułapki! A wygląda na to, że on chciał tylko i wyłącznie zobaczyć, jak Logan mówi, że Rose jest dla niego wrogiem. I co, tylko za to Filion poświęciła swoją karierę? Tylko za to Stoker dałby się ponownie złapać? Sądziłam, że trochę wyższe cele nimi kierują i że zamierzają narobić więcej szumu. Trochę szkoda.
Ale cieszę się, że wszystko skończyło się dobrze i muszę przyznać, że odczułam duże emocje podczas czytania. A o to przecież chodzi;)
Tylko po cholerę Rose tam wbiegła? Przecież miała być ostrożna... miała tylko wezwać pomoc - jakby co. A ta wbiegła zupełnie bez sensu w środek akcji i wszystko mogła popsuć... Powaliło ją?
Czekam na kolejny! ;*
Wybacz że nie komentowałam ostatnich rozdziałów. Te wakacje i w ogóle tyle wszystkiego :/.
OdpowiedzUsuńAle każdy rozdział był czytany zaraz po wstawieniu . Jestem na bieżąco :).A mi się właśnie podoba taka szybka akcja :). Kamień z serca mi spadł że znaleźli Logana żywego . Przez ostatnie rozdziały adrelina mi skakała , żyłam w stresie . O mało na zawał nie zeszłam :P Chodź jak Logan powiedział że Rose jest jego największym wrogiem chyba przez godzinę przyswajałam tą informację ale na szczęście to było sprzeczne z prawdą :) Ja w kółko czytam ten rozdział na maxa mi się podoba :) A zwłaszcza zakończenie :)
Teraz ślub najlepszej pary , Rose i Logana <3 Już nie mogę się doczekać. I jeszcze przecudowne bliźniaki przyjdą na świat :)
Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział *,* xo