sobota, 31 sierpnia 2013

11 El refrigerador y la confesión*

Z podziękowaniem dla Leah i Sherii za ich pomysły, które pozwoliły mi sobie wszystko dobrze ułożyć. I love you :*






W ciszy każde słowo jest prawdą...





Rozglądam się zdezorientowana, a w oczach mam łzy. Nie mamy szans stąd uciec. Oprócz drzwi i małego wirnika powietrza nie ma tu nic, na szynach nie wiszą żadne tusze, na szczęście, bo chybabym zwymiotowała widząc martwe zwierzęta parę metrów ode mnie.
Frustracja mnie przytłacza. 
- Rose- łagodny głos Logana tym razem nie działa
- Przepraszam- wycieram łzy.- Przepraszam, że nas tu wpakowałam. Myślałam, że ktoś tu jest, chciałam pomóc. Ale jestem głupia! Przepraszam cię, Logan.
- Rose, nie masz mnie za co przepraszać. Gdybym był tu sam i  usłyszał te krzyki, też bym tu wszedł. Nie zadręczaj się. Jesteś inteligentna, mądra. Wyjątkowa.
Stoi tak blisko mnie. Mimo naszego położenia czuję się tu bezpiecznie. Cieszę się, że utknęłam właśnie z brunetem.
- Jak myślisz, jak długo damy radę tu pożyć?- pytam go.
- Jakieś 5 godzin- ocenia.- Powietrze wpada jedynie przez wirnik, ściany go nie przepuszczają, są zbyt grube Gdyby to była inna pora roku, mielibyśmy 2, 3 godziny. Nasze organizmy są przyzwyczajone teraz do takiej temperatury. Ktoś chyba o tym nie pomyślał.
- Myślisz, że przez te parę godzin ktoś zacznie nas szukać?
- Na pewno. Nie martw się, Rose.
Przez pierwszą godzinę Logan siedzi na podłodze z zamkniętymi oczami, a ja chodzę od ściany do ściany i co chwila zerkam na telefon, sprawdzając zasięg. Bezskutecznie.
- Przepraszam- słyszę głos Logana.
- Za co?
- Za to, jaki jestem. Za to, że pozwalam zbliżyć się do mnie ludziom, a potem ich odpycham. Za mój sceptycyzm. Za moje humory- uśmiecham się delikatnie.
- Nie przepraszaj. Jesteś, jaki jesteś. Masz wady, jak każdy. Da się z tobą wytrzymać.
Odwzajemnia uśmiech.
- Nie powiedziałbym.
- Mnie się udaje.
- Bo sama jesteś inna- dopiero po chwili dociera do niego, co powiedział.- Przepraszam, miałem na myśl...
- Wiem. Jestem inna niż reszta. Pełna sarkazmu i ironii, wymyślająca przedziwne teorie, raniąca nieumyślnie innych ludzi, szczególnie tych, na których mi zależy. To ja przepraszam.
- Nie musisz, Rose. Udaje mi się z tobą wytrzymać.
Robi mi się trochę chłodno, dlatego siadam koło Hendersona.
- To o czym będziemy rozmawiać?
- Nie wiem, a o czym byś chciała?
Zamyślam się. Chętnie posłuchałabym o jego życiu, ale pewnie stwierdzi, że Mia powiedziała mi już o nim wystarczająco dużo.
- Nie mam pomysłu.
- Za to mnie nurtuje jedno pytanie- zerka na mnie.
- Zamieniam się w słuch.
- Dlaczego Rae?
- Słucham?- jestem zaskoczona pytaniem.- Skąd o tym wiesz?
- Gdy czekałem kiedyś na ciebie w "Darcy's" w kuchni, widziałem twoje zdjęcie z James'em podpisane dziecięcym pismem "Wujek James i Rae ". Więc może mi to wytłumaczysz?
Uśmiecham się do siebie.
- A pamiętasz, jak przy moim pierwszym spotkaniu z Mią spytała mnie o drugie imię? I jak powiedziałeś, że odpowiedź jest prosta?
- Oczywiście, że pamiętam.
- No to... Spróbuj odpowiedzieć. Dlaczego Rae?
- Zacznijmy od drugiego imienia. Znając pięć sióstr Bennett stworzonych przez Jane Austen, wybór jest prosty. Elizabeth. "R" to na pewno od Rose. A co z "A"?
- Podpowiedź?
- Poproszę.
- Zestaw moje pełne pierwsze imię z drugim.
- Roseann Elizabeth.
- Nie tak. Zrób akcent na drugą część mojego pierwszego imienia.
- RoseAnn Elizabeth. Rae.
Patrzę na niego i się uśmiecham. Odwzajemnia to.
- James wymyślił mi to przezwisko, gdy miałam 5 lat. Przedstawiając się w szkole, akcentowałam źle moje pierwsze imię, przez co wszyscy myśleli, że noszę trzy imiona. Gdy próbowałam tłumaczyć pomyłkę, nadal źle akcentowałam, więc zaczęłam mówić, że jestem Rose od Bennettów. Za to James zaczął zwracać się do mnie Rae, moi rodzice i dziadkowie podchwycili to i tak mówili do mnie w domu. Dla mnie Rae stało się moim imieniem ludzi, którzy mnie kochali. 
Logan patrzy na mnie uważnie, jakby naprawdę interesowało go to, co mówię.
- Mia zdradziła mi już swoje pełne personalia, ale ty nie. Też nosisz trzy imiona?
- Nie. W moim przypadku to ojciec je wybierał. Logan Matthew Henderson, do 17 roku życia również Skye, ale wykreśliłem panieńskie nazwisko matki z mojego. Tak, jak wyrzuciłem ze swojego życia wszystko, co mi ją przypominało.
Przypominam coś sobie.
- A zdjęcia w twoim mieszkaniu?- pytam delikatnie.
- Są dla Mii. Nigdy nie umiała porzucić kontaktów z matką, a ja nie mogę jej do niczego zmuszać.
- Pewnie było ci ciężko w czasie rozwodu rodziców- mówię łagodnie.
- Tak, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. Musiałem, mimo ogromnego bólu, jaki wtedy czułem, chronić moją siostrę, była jeszcze dzieckiem, nie rozumiała tego. Dla niej to był niewyobrażalny cios. Wydaje mi się, że gdybym nie odkrył zdrady matki i nie zdobył niepodważalnych dowodów jej winy, nie wzruszyłoby mnie to rozstanie, a tak? Czułem się winny rozpadowi mojej rodziny. Nadal się czuję. 
- A nie powinieneś- mówię delikatnie kładąc swoją dłoń na jego.- Wolałbyś nie wiedzieć o zdradzie i by twój tata był okłamywany jeszcze przez kolejne lata?
- Nie.
- Więc przestań się zadręczać. Przeszłość boli, ale i uczy. Należy o niej pamiętać, ale nie można jej analizować i przeżywać na nowo. To zabija teraźniejszość i przyszłość. Zrobiłeś, co zrobiłeś, nie cofniesz tego, ale pamiętaj, że przyspieszyłeś nieuniknione. Dzięki tobie twój tata uwolnił się wcześniej i mimo cierpienia znowu mógł zacząć żyć, w jakimś większym stopniu. Nie jestem sędzią, ale myślę, że postąpiłeś właściwie.
Ściska moją dłoń.
- Dziękuję, Rose. Jesteś znakomitym psychologiem. I przyjaciółką.
Po raz pierwszy mnie nią nazwał.
- Do usług. Ty także jesteś dobrym przyjacielem.
Uśmiecha się.
- Jestem nim?
- Tak- lekko się rumienię, patrząc na nasze złączone dłonie.
- To dlaczego nic o tobie nie wiem?
- Coś wiesz.
- To nie wystarcza.
Patrzę w moje niebo.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Wszystko.



                                                                                **



- Gdzie Logan i Rose?- pyta kapitan Jones.
Gomez i Chase patrzą po sobie.
- Mieli jechać do zakładu Zurbkovsky'ego.
- Kiedy pojechali?
Adam zerka na zegar.
- Prawie dwie godziny temu.
- To chyba powinni już wrócić. Dziwne. Jak tylko się pojawią, dajcie mi znać.
- Kapitanie, stało się coś?
- Co? E, nie. Po prostu dzwonił James, pytał o siostrzenicę. Jadą jutro do Wisconsin, a Rose jeszcze się nie zaczęła pakować. No nic. Jakby co, dajcie znać.
Ben znika w swoim gabinecie, a detektywi powoli zaczynają się niepokoić o  swoich przyjaciół.
- Skoro McLeen dzwonił do kapitana, to znaczy, ze nie dodzwonił się do Bennett- mówi Adam.
- To ja spróbuję- Diego wybiera numer szatynki, czeka.- Poza zasięgiem. Teraz spróbuję do Logana.
Wybiera numer i znowu czeka.
- Tak samo. Poza zasięgiem.
- Mam nadzieję, że nic im nie jest.
- Stary, nie martw się- Gomez pociesza blondyna.- Pewnie wybrali się na jakiś spacer czy coś i wyłączyli komórki. Powinni wreszcie pogadać.
- Nie wiem, czy im się uda, bracie.
- Dlaczego tak mówisz?
- Logan powiedział, że on i Rose nie wytrzymają ze sobą 10 miesięcy w pracy.
- E tam, głupie gadanie. Przecież widać, że ona mu się podoba. Choć Rose traktuje go tylko jako przyjaciela.
- Robimy zakład?- pyta Adam.
- Ok. A o co?
- Obstawmy, po ilu miesiącach będą razem. Pracujemy w tym składzie trzeci miesiąc, więc ja obstawiam że w marcu będą razem. Po sześciu wspólnych miesiącach.
- Przyjmuję. Po dziewięciu. W czerwcu.
- Zgoda. O ile?
- O dwie stówy.
- Zakład stoi.
Mężczyźni ściskają sobie dłonie, detektyw Marks poproszony, przecina splot.
Detektywi ze śmiechem wracają do sprawdzenia telefonów i finansów Aleksandra Mierdewa.
Nie zdają sobie sprawy z tego, że ich zakład stanie pod znakiem zapytania już w styczniu, a to za sprawą pewnego uroczego młodzieńca...



                                                                                   **



- Ale co dokładnie?- nie wiem, co mam mu powiedzieć.
- Rose, wszystko będzie mi odpowiadało.
- Logan, chodzi o to, że ja... nie lubię mówić o sobie. To sprawia, że jest się w centrum uwagi, aja wolę pozostać na uboczu.
- I widzisz? Już mi coś o sobie powiedziałaś.
Uśmiecham się delikatnie.
Proszę, mów. Kocham twój głos.
- To może zadawaj mi pytania? Będzie mi łatwiej.
- Jak to się stało, że znasz tyle języków? Ja znam jedynie hiszpański i podstawy francuskiego.
- Zauważyłam. W Middleton, moim rodzinnym mieście, moją sąsiadką była Meksykanka, Maria Ramirez. Przyjaźniła się z moją mamą, a po moich narodzinach często nas odwiedzała. Moja mama, Alice- Logan mocniej ściska mi dłoń na dźwięk tego imienia- była nauczycielką hiszpańskiego i francuskiego w miejscowym liceum, więc za każdym razem, gdy wpadała do nas Maria, rozmawiały po hiszpańsku, a ja, małe dziecko, bardzo szybko przyswajałam nowe słowa. Pewnego zimowego jak na marzec dnia, kilkanaście dni przed moimi piątymi urodzinami, mama usadziła mnie przed telewizorem i włączyła jakąś bajkę. Zła zaczęłam jej tłumaczyć w języku Marii, że nie lubię tej bajki, bo jest głupia i niczego nie uczy. Gdybyś tylko mógł widzieć jej minę.
Jego roześmiane oczy wpatrzone w moje.
- Wyobrażam to sobie.
- Zawołała tatę i kazała mi powtórzyć, to powtórzyłam. Will, mój tata, zrobił tylko wielkie oczy i wyszedł z pokoju. Po chwili przyniósł mi kartkę i długopis, kazał napisać "Kocham moją mamę i mojego tatę". Zapytałam go, czy po angielsku czy po hiszpańsku. Odpowiedział, że w obu. To on nauczył mnie pisać po moich czwartych urodzinach. Gdy po niespełna minucie oddałam mamie kartkę, stwierdziła, że w obu językach zdanie to napisane jest poprawnie. To wtedy zaczęli myśleć o moim wcześniejszym wysłaniu do szkoły. Francuski opanowałam w wieku 8 lat, mama była moją nauczycielką. Rosyjskiego nauczył mnie dziadek Bennett. Cyrylicę opanowałam na krótko przed śmiercią rodziców- robię pauzę. Logan mnie nie pospiesza, czeka. Jestem mu wdzięczna. Biorę się w garść.
- Niemieckiego uczyłam się w liceum, a włoski i portugalski to zasługa rodziców mojej najlepszej przyjaciółki, Kate, której mama pochodzi z Włoch, a ojciec jest tłumaczem portugalskiego i przed rozwodem dał mi parę lekcji.
- Wow. Gdybym w swoim życiu spotkał tylu nauczycieli, pewnie znał bym więcej języków.
- Nie przesadzaj, znasz dwa. A ja kilkanaście osób, które mimo paru lat nauki w szkole, nie potrafią powiedzieć "cześć" w języku innym niż angielski.
Rozśmieszam go, to taki miły dźwięk. Jego śmiech.
- Ok, to chyba kolej na kolejne pytanie. Słucham, detektywie Henderson.
Patrzy na mnie z niepewnym uśmiechem. Myśli nad czymś.
- Chodzi mi jedno po głowie, ale może ci się nie spodobać.
- Pytaj.
- Mia wspominała mi, że ty i twój przyjaciel, który tak często do ciebie dzwoni w godzinach pracy, Pablo Martinez, byliście parą i to dość długo. Czy to prawda?
Przełykam ślinę.
- Si, la verdad*.
- Możesz mi o tym opowiedzieć?- pyta łagodnie.
Wiem, że mogę. A nawet chcę.
- W maju, dwa lata temu, uczestniczyłam w sympozjum doktora Daniela Jane'a, wybitnego psychologa zajmującego się badaniem etymologii zjawisk. Siedziałam z moją grupą ze studiów, a kilka rzędów przede mną po lewej, grupa uczniów z liceum im. Alberta Einsteina. Po pół godzinie wykładu jeden licealista podniósł rękę i za zgodą Jane'a zadał pytanie o genetyczną historię zachowań. Jego pytanie mnie rozśmieszyło. Znałam już trochę więcej niż podstawy genetyki, byłam świeżo po rozmowie kwalifikacyjnej na ten kierunek, więc to głupie pytanie aż się prosiło o odpowiedź. I zamiast sympozjum doktora odbyła się debata moja i Pabla. Spierał się ze mną dopóki Jane mnie nie poparł. Obrażony wyszedł z sali. Gdy po godzinie opuszczałam salę z moją grupą, zaczepił mnie. Specjalnie na mnie czekał. Pogratulował mi argumentów, inteligencji i wiedzy, przedstawił się i poprosił o numer. Dałam mu go, nie liczyłam na to, że zadzwoni. Mimo, że jesteśmy w tym samym wieku, nie pragnęłam kontaktu z rówieśnikami. Pablo właśnie kończył szkołę średnią, na mnie czekał mój pierwszy dyplom. Zadzwonił. Po tygodniu. Poszliśmy na kawę. Imponował mi. Inteligentny, rozsądny chłopak. Ucieszyłam się, gdy powiedział mi, że po sympozjum zdecydował się studiować genetykę na Uniwersytecie Columbia. Tak to się wszystko potoczyło, że z pierwszym dniem studiów zostaliśmy parą. Te pierwsze siedem miesięcy to była bajka, czułam, że go kocham. Z czasem zaczęłam sobie uświadamiać, że zbyt dużo rzeczy nas łączy.
- Łączy? Za dużo?
- Tak. Widywaliśmy się na uczelni, na zajęciach sportowych, Pablo gra w reprezentacji piłki nożnej, po zajęciach. Zdarzyło się, że spędzaliśmy ze sobą nawet piętnaście godzin na dobę. Zaczęliśmy się kłócić. Zapisałam się na kółko filmowe. W lipcu wyjechałam na całe wakacje do Meksyku, do hospicjum jako wolontariuszka w ramach mojego stażu psychologa. Niby tęsknił, ale wiedziałam, że się cieszy, że może ode mnie odpocząć. Sama odpoczywałam. Po moim powrocie próbowaliśmy jeszcze ocalić to, co między nami było, ale nie da się miesiąc mówić o tym samym. Rozstaliśmy się w listopadzie zeszłego roku po czternastu miesiącach związku. Niby ze sobą nie rozmawialiśmy aż tak wiele, ale Pablo ponownie się zakochał, a ja stałam się mostem pomiędzy nim a Mary. Na nowo nawiązaliśmy kontakt w maju, gdy Mary przyszła na swój pierwszy trening z siatkówki. Udowadniam, że da się przyjaźnić z byłym partnerem, ale nie chcę na razie się z nikim wiązać.
- Nie chcesz znowu cierpieć?
- Nie chcę znowu ranić. To ja byłam prowodyrem, ja zaczęłam mówić o rozstaniu, aż do niego doprowadziłam. Jestem trudna w relacjach, aż mnie dziwi, że tyle ze mną wytrzymał.
- A twoje poprzednie związki? Poprzedni chłopcy?
- Jacy poprzedni? Pablo był pierwszy. I jak na razie ostatni.
Brunet ma oczy otwarte ze zdumienia.
- Nie miałaś nikogo przedtem?
- Nie. Niby moi koledzy z klasy przez całe moje życie byli ode mnie dwa lata starsi, ale strasznie głupi. Pablo był pierwszym chłopakiem, który mnie zainteresował.
Zapada cisza. Przyglądam się Loganowi, jego przystojnej twarzy.
- A ty?- patrzy na mnie.- Ile miałeś dziewczyn?
- Mia ci nie mówiła?- kręcę głową.
- Wspominała tylko, że miałeś duże powodzenie, nawet u starszych dziewczyn.
- Czyli o szkole ci mówiła?
- Tak.
Uśmiecha się do siebie pod nosem.
- Niech no pomyślę... Celia, Dafne, Joyce, Marjorie, Vivian, Sheila i Flavia... to łącznie ile?
- Siedem- odpowiadam. Jestem w lekkim szoku. Rozumiem, że Loganem da się szybko zauroczyć, ale siedem dziewczyn w przeciągu, nie wiem, dekady? Wow.
- Siedem, nie licząc Mindy, April i Chloe z zeszłego miesiąca, jeden wspólny wieczór się nie liczy- uśmiecha się szelmowsko, ale ja mam tylko ochotę zwymiotować.
To ma mi niby imponować?
Odsuwam się od bruneta. Czuję do niego odrazę.
Jak można złamać tyle serc?
- Rose, o co chodzi?- patrzy na mnie z troską.
- To jakiś rodzaj sportu? Poznawanie dziewczyn o rzadkich, oryginalnych imionach, rozkochiwanie ich w sobie, a później rzucanie? Pewnie sprawia ci to wiele przyjemności- zaczynam się robić wściekła, a przez to sarkastyczna.
- O czym ty mówisz?- jest zdezorientowany.
- O twoich miłosnych podbojach. 26 lat i siedem dziewczyn plus trzy "na jeden wieczór"? Zakładasz się z kumplami, który zaliczy więcej?- mój ton jest przesycony jadem.
Brunet także robi się nieprzyjemnie nastawiony.
- Uważaj, Bennett. Zaczynasz mnie wkurzać mówieniem o rzeczach, o których nie masz pojęcia.
- Nie mam? To może będziesz na tyle łaskawy i mnie oświecisz?
Wzdycha.
- Celia, moja pierwsza dziewczyna, była moją przyjaciółką z podstawówki. Gdy przeskoczyłem siódmą klasę i nasze drogi miały się rozejść, oznajmiła, że nie chce tracić ze mną kontaktu. W połowie roku zostaliśmy parą. Rozstaliśmy się w zgodzie po pięciu miesiącach, gdy zakochała się w koledze z francuskiego. Nie miałem do niej żalu. Dostałem się do reprezentacji szkoły w koszykówce. Przez treningi nie miałem dość czasu dla Mii po szkole, a moi rodzice pracowali do późna, więc zatrudnili dla niej opiekunkę, dwa dni w tygodniu. Miała na imię Dafne. Zajmowała się Mią dopóki nie wróciłem z treningu, dawała jej jeść. Była w moim wieku. Zamienialiśmy ze sobą parę słów zanim nas opuszczała. Raz zaprosiła mnie do kina. Odmówiłem, bo miałem wtedy ważny turniej, ale po nim zaprosiłem ją na kawę. Zaczęliśmy się spotykać. Po trzech miesiącach Dafne zaczęła mi wyrzucać, że gdy przychodzi do Mii, to mnie nie ma, pewnie jej unikam albo mam kogoś na boku.
Zatyka mnie.
- Ale przecież... miałeś treningi.
- No właśnie.
Zaczynam chichotać. Można być aż tak głupim?
Logan ma delikatny uśmiech na twarzy.
- Scooby- Doo ukazał prawdę, Dafne to ładne dziewczyny, ale strasznie głupie.
Rozśmiesza mnie tym stwierdzeniem jeszcze bardziej. Zaczyna mnie boleć brzuch.
- Masz cudowny śmiech- słyszę jego głos, wyczuwam szczerość.
- Dziękuję.
Cofam dłoń. Dopiero teraz. Logan wydaje się być zaskoczony, ale po chwili znowu się uśmiecha.
- A co z pozostałą piątką?- pytam zaciekawiona.
- Kolejne dwie, Joyce i Marjorie, były czirliderkami.
- A ty koszykarzem, to rozumiem. Jaki staż.
- Z Joyce cztery, z Marjorie trzy miesiące. Idiotki. Nie tak głupie, jak Dafne, ale jednak głupie.
- Co z Vivian?
- Poznałem ja w wakacje przed rozpoczęciem nauki w Akademii. śliczna blondynka z długimi nogami, uczennica ostatniej klasy najlepszego w Nowym Jorku prywatnego liceum. Byliśmy razem 7 miesięcy, po czym zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem z pokoju. Dosłownie. Przyłapałem ich, jak się całowali i to w dodatku siedząc na moim łóżku. To było pierwsze zerwanie, które mnie bolało. Potrzebowałem 3 lat, by ponownie się z kimś związać.
- I tak trafiłeś na Sheilę.
- Poznałem ją na rozdaniu dyplomów, okazała się córką mojego profesora- mentora. Dwa lata młodsza. Studentka dziennikarstwa. Wpadłem po uszy. To była prawdziwa miłość- przestaje mówić.
W takim momencie? Muszę wiedzieć, co dalej!
- Co się wydarzyło?
- Byliśmy razem 3 lata. Zaręczyliśmy się po dwóch. Myślałem, że już zawsze będziemy razem- patrzy na mnie.- Odeszła trzy miesiące przed naszym ślubem. Stwierdziła, że nie jest jeszcze gotowa, by być żoną, że jest młoda i chce się wyszaleć. To mnie kompletnie załamało.
Milknie.
Mój Boże.
Trzy lata.
I zniszczyć to takim czymś?
Nie wierzę.
- Przykro mi- co mam mu powiedzieć?
- Żeby zagłuszyć ból, zacząłem umawiać się z najlepszą przyjaciółką Sheili, Flavią, ale wytrzymałem tylko trzy miesiące. Od tamtej pory jestem sam.
- A co z tą trójką.
- Znajome z liceum. Akurat potrzebowały towarzystwa do klubu, a ja nie miałem co robić, bo tak szybko rozwiązywaliśmy sprawy. Rose- patrzy na mnie.- Przepraszam.
To się robi męczące.
- Za co tym razem?
- Chyba opowiedziałem za dużo, nie powinienem...
- Przestań!- fukam go i rzucam mu się na szyję.
Doznał bólu zranienia od kobiet, które kochał, został porzucony tuż przed ślubem, jego marzenia legły w gruzach.
Tulę go do siebie, jest mi trochę niewygodnie, bo siedzę bokiem, ale chcę, by czuł, że jestem z nim.
- Powiedziałeś to wszystko- mówię.- bo mi ufasz. Jesteśmy przyjaciółmi. Postaram się ciebie nie ranić, a jeśli już kiedyś choć raz zraniłam, to przepraszam. Jestem tu, Logan. Jestem tu.
Dopiero teraz oddaje mi uścisk. Przez tyle czasu musiał być nieszczęśliwy.
Czy jeszcze kiedyś kogokolwiek pokocha?
Czy byłby w stanie kiedykolwiek  zakochać się we mnie?
Jest tu. Czuję jej perfumy i... po raz pierwszy od dawna czuję namiastkę szczęścia.
Wtulam twarz w jej piękne, kręcone włosy.
Nie chcę jej puścić.

Jest tu. I tylko to się teraz liczy.



                                                                               **



Gdzie oni mogą być? To już ponad trzy i pół godziny!
- Jakieś wieści?- rozmyślenia Adama przerywa kapitan Jones.
- Nie, kapitanie- blondyn kiwa przecząco głową.- Nie wiemy, gdzie są. 
- A sprawa?
- Technicy rozkodowali szyfr, dotyczył spotkań z Zurbowem. Poza tym ponownie przesłuchaliśmy Elenę Zurbową, przyznała, że Mierdew często do niej dzwonił, a nawet nachodził, ale tego nie zgłosiła.
- Powiedzieliście, że to on zabił?
- Nie, chcemy go tu jutro sprowadzić i przedstawić mu dowody, a rodzeństwo Zurbow ma być tego świadkiem.
- Kto zajmie się przedstawianiem dowodów?
- Mamy nadzieję, że Logan z Rose.
- Też mam już tylko nadzieję.
Do mężczyzn podbiega Gomez.
- Mam trop!
Ben i Adam patrzą na niego zaskoczeni.
- Mów!- rozkazuje starszy.
- Udało nam się podłączyć pod kamery zakładu, auto Logana nadal tam stoi.
- Mamy rozkład zakładu?
Adam wstukuje coś na komputerze, czyta, po czym zamiera.
- O nie.
- Co się dzieje, Chase?- pyta stroskany kapitan.
- Zakład posiada trzy chłodnie.
- Chcesz powiedzieć, że...
- Logan i Rose są uwięzieni w którejś z nich.
Jones blednie.
- Wszyscy do mnie! Ruszamy na akcje! Dwoje naszych ludzi zostało uwięzionych w zakładzie "Zurbkovsky S.A". Mamy jakieś pół godziny, by uwolnić ich żywych. Ruchy, ruchy!
Trzydziestu ludzi rusza na ratunek przystojnemu detektywowi i uroczej pani konsultant,najlepszej parze z całego Nowego Jorku.



                                                                    **



To już prawie czwarta godzina naszego zamknięcia. Jest mi strasznie zimno, boję się o moje stopy, bo już nie czuję palców. Mam założony kaptur z bluzy, płaszcz zapięty pod samą szyję owiniętą szalikiem.
Jak Logan to znosi? Ma tylko czarny płaszcz, nic poza tym. Ani czapki, rękawiczek czy szalika. Przytulam się do niego mocniej.
Od ponad pół godziny siedzimy koło siebie w ciszy. Ja wtulona w Logana, on dodatkowo obejmuje mnie ramieniem i głaszcze ręką. Mnie to pomaga, ale jemu marznie dłoń. Dotykam jej, nakazując spokój i trzymam, ogrzewając. To samo robię z jego drugą dłonią. Mimo skrzyżowanych ramion, jest mi wygodnie. Opieram głowę na ramieniu Hendersona.
Wzdycha.
- Logan?- zerka na mnie.- Mogę ci zadać pytanie?
- Oczywiście, Rose.
- Czy kiedykolwiek przeżyłeś swój osobisty koniec świata?
- Rozwód rodziców. Może nie koniec świata, ale potężne trzęsienie ziemi z ogromnym tsunami i wybuchem wulkanu. Ty przeżyłaś dwa. Jak?
- Z Jamesem było mi łatwiej, bo od początku lekarze dawali mu szansę na przeżycie, mimo rozległego,otwartego złamania piszczela i postrzelonego uda. Mimo rehabilitacji, która i dla mnie była trudna, zniosłam to lepiej.
- A z rodzicami?
- Miałam dziesięć lat. Nie byłam przygotowana. To miał być normalny powrót z teatru w Madison do Middleton, a za sprawą jednego pijanego kierowcy stał się moją największą tragedią. Otrząsnęłam się dopiero po roku, gdy w pełni uświadomiłam sobie, że oni odeszli, a ja żyję w Nowym Jorku, jednym z najpiękniejszych miast na świecie. James bardzo mi pomógł.  Po tym, jak uzyskał prawną opiekę nade mną, robił wszystko, bym nie zapomniała o rodzicach. Zapisał mnie na karate, którego uczył mnie tata, i francuski. Często oglądał ze mną zdjęcia. To była nasza wspólna terapia. Najgorzej było ze śpiewaniem.
- Dlaczego?
- Nie chciałam śpiewać, bo to przypominało mi moje ostatnie urodziny, gdy urządziliśmy sobie karaoke.
- Rose, czy teraz mogę cię o coś zapytać?
- Oczywiście.
- A inna rodzina? Mam na myśli ze strony ojca.
- Nie ruszają się z Anglii. Ostatni raz spotkałam się z całą rodziną trzy lata temu, w wakacje, a oni ostatni raz w Stanach byli dekadę temu, na pogrzebie.
- Tęsknisz za nimi?
- Bardzo. Szczególnie za Jane, córką wujka Johna. Chciała studiować w Nowym Jorku, ale moi dziadkowie i siostry taty wybili jej to z głowy.
- Dlaczego nie chcieli?
- Mój tata zdradził rodzinę- Logan robi zdziwioną minę.- Opuścił Anglię, związał się z Amerykanką i osiadł na stałe w Stanach. To obraza dla mojej brytyjskiej rodziny. Na ślub moich rodziców przyjechał tylko wujek John, był świadkiem. Dziadkowie i siostry taty, Margaret i Camilla, zjawili się dopiero na moich chrzcinach.
Logan patrzy na mnie, a w jego oczach dostrzegam podziw.
- Mimo tylu cierpień, braku wsparcia części najbliższej rodziny, jesteś wspaniałą, młodą kobietą, wszechstronnie uzdolnioną.
- Życie nauczyło mnie walki.
- Pamiętasz, jak mówiliśmy o Lefroy'u i typach? - wraca do tematu sprzed dwóch dni.
- Tak, pamiętam.
- To... chcę powiedzieć, że nigdy nie miałem swojego typu pod względem urody, koloru włosów, dla mnie zawsze liczy się inteligencja i stosunek do innych ludzi. Chcę powiedzieć, Rose, że...
- ... jestem w twoim typie?
- Wiem, że nie mam szans, ale...
- Każdy ma szanse- przerywam mu.
To już czas?
Patrzy na mnie swoimi szarymi oczami, a mnie szybciej bije serce.
Nachylam się i... 
Słyszymy głosy.
- Logan! Rose!
Rozpoznaję Bena.
- To kapitan- podrywam się z podłogi.- tu jesteśmy!
Podbiegam do drzwi i zaczynam w nie uderzać.
Nie udało się.
Logan również wstaje i dołącza do mnie. Wiem, że go zraniłam.
- Są na końcu!- to Adam.
Coraz szybsze kroki.
Nie mam czasu.
Odwracam się twarzą do Logana, wspinam na palce i całuję w policzek. Wiem, że nie tego chciał, ale nie jestem gotowa na więcej.
Jest zaskoczony
- A to za co?
- Za wysłuchanie. I uratowanie życia.
Otwierają się drzwi, a w nich stoi... James?
- Rose, masz kategoryczny zakaz brania udziału w akcjach w terenie!
Bezpiecznie ląduję w ramionach wujka, który otula mnie kocem i nie puszcza.
Obserwuję Logana. Nasze spojrzenia spotykają się na moment.
Oboje wiemy, że to, co się zdarzyło, odbije się na naszej relacji.


Mam nadzieję, że na lepsze.



----------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Przed Wami rozdział 11. Nie jestem z niego do końca zadowolona, czegoś mi brakuje, ale doszłam do wniosku, że 15 stron moim najdrobniejszym drukiem musi wystarczyć za ten rozdział.
Leah i Sherii: DZIĘKUJĘ za Wasze pomysły, jesteście WIELKIE !!! :**
Leah: masz za swoje! To za Hendersona! :D
Tytuł: chłodnia i wyznanie.
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba :)

Wojtuś! Jeżeli to czytasz, to wiedz, że nawet pisząc bloga, piję tak uwielbianą przez nas herbatę! :*

Nie wiem, kiedy pojawi się 12, mam nadzieję, że niedługo.
A w 13 się zacznie.... I.O ;)

Przepraszam za wszelkie literówki.

Miłej lektury! :)




12 komentarzy:

  1. Wspaniały! Powinni zrobić serial na podstawie twoich rozdziałów! Dlaczego nie piszesz książki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już próbowałam pisać, ale wszystko było za szybko wyjaśniane i po siedmiu rozdziałach dałam sobie spokój.

      Dziękuję bardzo za komentarz :*

      P.S Proszę, by następnym razem podpisać się chociaż nickiem czy inicjałami. Chcę poznać moich czytelników :)

      Usuń
  2. rozdziałto po prostu ósmy cud świata ! :)
    popieram Anonimka, powinnaś napisać książkę <3
    czekam na kolejny rozdział. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział. Nie wiem jak to robisz. Czytałam z przyjemnością. Wyobrażałam go sobie inaczej. A on przeszedł moje oczekiwania. Nie mogę doczekać się następnego. Oboje poznają coraz bardziej siebie, a to dobrze im wruży. nie spodziewałam się, że Rose wpadnie w ramiona Jamesa. Brak mi słów, aby wyrazić swoją opinię.

    Ogromne gratulacje moja droga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wyobrażałam go sobie inaczej, ale i tak jest dobrze.
      Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Dziękuję bardzo za pomoc przy jego tworzeniu i za komentarz :*

      Usuń
  4. Rozdział zarąbisty :D
    I bardzo przepraszam że, wcześniej nie komentowałam ale w ogóle nie miałam czasu a jak już zaczynałam to coś mi przerywało :/
    Logan i Rose ... ♥
    Czekam na nn świetny rozdział i Logse ( jm głupia i wymyśliłam przezwisko im, jak masz inne to napisz żebym wiedziała jak ich przezywać :* )
    No i te zbrodnie, normalnie jakbym oglądała jakiś kryminalny serial, wszystko precyzyjnie i super opisane ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu na podstawie seriali kryminalnych powstaje moje opowiadanie :)
      Raczej byłabym skłonna ku Rogan :) Ale nie wpadłam na pomysł z ksywką.

      Jesteś pierwszą osobą, która w ogóle wspomniała o przezwisku. Dziękuję! Mamy Rogan!!

      Dziękuję Ci bardzo za kometarz :*

      Usuń
  5. Odnosząc się do powyższego komentarza, Rogan is real! <3 No może jeszcze nie do końca... ;)
    Właśnie takiego rozdziału oczekiwałam! Te zwierzenia Rose i Logana... :) James na końcu był najlepszy. ;)
    A poza tym, ta akcja z Hendersonem w moim opowiadaniu nie było celowo! Po prostu miałam zarys odcinka z udziałem bohaterów "Pary Królów" parę miesięcy przed założeniem Twojego bloga, więc nie przyzwyczaiłabym się do nowego nazwiska tego wojownika! ;)
    A tak w ogóle, poczekaj do "Oh My Doctor!". Wtedy doznasz szoku, gdy pojawi się postać Zoey BENNETT ;) To też nie było zamierzone! :D
    Chcę Ci jeszcze powiedzieć, że jesteś pierwszą osobą, która w opowiadaniu stworzyła niesamowite postacie, do których od razu poczułam niewytłumaczalną sympatię :)
    Kocham ich wszystkich, ale moim faworytem i tak pozostaje Logan. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to czekam na Zoey Bennet :D
      Dziękuję za tak pozytywny komentarz :*
      Postaci stworzyłam na podstawie postaci z seriali i książek, ale Moja Wielka Trojka, czyli Rose, James i Logan są bohaterami stworzonymi przeze mnie :D

      Szczególnie Rose. Jest mną w świecie, w którym chciałabym żyć. :)

      Usuń
    2. No i dziękuję za pomysłna ten rozdział :*

      Usuń
  6. Mam wrażenie, że rozdziały sa coraz dłuższe, ale to dobrze;) Więcej treści i więcej wydarzeń;D Choć od samego początku i tak nie można narzekać na ilość ;)

    Wydaje mi się, że Rose niepotrzebnie wyjawiła, że wie kim jest ten cały Rusek. To mogło sprowadzić na nich niemile konsekwencje i sprowadziło. Wiedziałam, że ktoś ich tam znajdzie i że nie zamarzną na śmierć, więc nie bałam się o ich życie i w całości skupiłam relacjom jakie zaczęły się między nimi tworzyć. Czuję w kościach, że są coraz bliżej znalezienia wspólnego języka. Lecą na siebie i to widać na kilometr! Nawet współpracownicy zaczynają się o nich zakładać, a to coś chyba znaczy;D Jestem pewna, że już niedługo wydarzy się coś, co ich połączy. Tylko zastanawia mnie ten mężczyzna, o którym wspomniałaś między wierszami. Zaostrzyłaś apetyt! Już się nie mogę doczekać na widok zazdrosnego Logana;D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)