środa, 25 września 2013

14 LOVE? This not for me

Kochać to znaczy przetrwać wśród najcięższych burz...




- Rose, proszę, twoja kawa.
Głos Mai dobiega do mnie jakby z oddali. Odwracam wzrok od mężczyzny i biorę od szatynki moje cztery kawy.
- Dziękuję, Maia.
- Do usług. Pozdrów ode mnie Logana.
Oczy jej błyszczą. Uśmiecham się. Kolejna dziewczyna zadurzona w moim szefie. Ten to ma branie.
Rzucam ostatnie spojrzenie szatynowi i idę ku drzwiom. Po drodze ktoś mnie potrąca i omal nie upuszczam kartonowego podstawnika. Kawa chlupocze w kubkach. Ktoś chwyta mnie w talii i przytrzymuje, chroniąc przed upadkiem.
Czekolada.
Mężczyzna trzyma w drugiej ręcę mały kubek z kawą i patrzy na mnie.
- Nic się pani nie stało?- pyta stroskany.
- Nie, nic mi nie jest. Dziękuję.
Pomaga mi się wyprostować. Twardo opieram stopy na podłodze. Ponad ramieniem szatyna dostrzegam stroskaną Maię. Daję jej znak, że nic mi nie jest.
- Na pewno nic pani nie jest?
- Na pewno. Dziękuję za troskę- zaczyna mi przeszkadzać obecność tego jegomości, peszę się.
Otwieram drzwi i owiewa mnie chłodne powietrze. Oddycham głęboko. Chcę zamknąć drzwi, ale wyczuwam opór. Pewnie ktoś wychodzi. Puszczam klamkę i odsuwam się na bok, rozglądam się po ulicy. Świetnie, ruch jak cholera. Dostrzegam postać w oknie mojego piętra.
Logan. Chyba się uśmiecha.
Macham mu. Odmachuje, pokazuje pięć palcy i zegaek.
Kiwam głową. Zrozumiałam.
Nadal stoi w oknie.
Robię krok do przodu i znowu słyszę ten głos.
Co to za facet?
- Odprowadzę panią.
Odwracam się ku niemu z wyrazem irytacji na twarzy.
- Naprawdę, nie trzeba.
- Nalegam- uśmiecha się. Może i jest bardzo przystojny, ale i wnerwiający.
Wzdycham.
- Nie wydaje mi się, żebym potrzebowała eskorty do pokonania dziesięciu metrów przez ulicę, by dotrzeć do pracy.
Mężczyzna spogląda na drugą stronę ulicy.
- Nie wygląda pani na kogoś, kto pracuje w policji.
- Pozory mylą-robię się sarkastyczna.
- Jestem Ian- wyciąga ku mnie dłoń.- Ian O'Laughlin.
Patrzę na niego przez chwilę i delikatnie ściskam jego dłoń.
- Miło poznać- nie mam zamiaru się przedstawiać. Znowu patrzę na ulicę. Dlaczego, gdy człowiek się śpieszy, wszystko idzie nie po jego myśli?
- A pani imię?- pyta.
Ale natarczywy.
- Nie muszę się przedstawiać. Przepraszam, ale jeśli mój szef za trzy minuty nie dostanie swojej kawy, ja dostanę kolejne papiery do wypełnienia.
- Proszę zaczekać! Poda mi pani chociaż swój numer telefonu?
- Oczywiście- wyczuwam, że jest mniej inteligentny niż mu się wydaje.
Wyjmuje telefon gotowy do wpisania numeru.
- Proszę zapisać: dos, cincuenta, veintinueve, trece, tres, dos. Do widzenia!
Akurat droga jest pusta. Dzięki niebiosom! Zostawiam mężczyznę na chodniku ze zdezorientowaną miną i pustym ekranem telefonu. Odchodzę ze złośliwym uśmiechemna ustach. Słyszę jedynie:
- Co to znaczy? Po jakiemu to? Proszę zaczekać!
Co za idiota.
Szybko wchodzę do budynku z jedną myślą.
Logan wszystko widział.
Ciekawe, co o tym myśli.



                                                                ***




- Proszę, wasze kawy.
Gomez i Chase biorą ode mnie kubki z podziękowaniami.
Uśmiecham się do nich.
Kawę Logana stawiam na jego biurku.
- Dziękuję, Bennett- stoi przy szafce. Patrzy na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Proszę bardzo.
Siadam przy MOIM biurku na moim krześle, które do tej pory stało przy biurku Hendersona. Ten właśnie znalazł dokument, którego szukał, i wraca do biurka. Moje biurko ustawione jest prostopadle do jego, więc mam dobry widok na to, co aktualnie robi. Wyczuwa moje spojrzenie, podnosi wzrok. Jego oczy są ciemniejsze niż zwykle, ale nadal piękne.
- A co to za gość, z którym rozmawiałaś przed kawarnią?- zagaja niebieskooki.
Adam i Diego patrzą po sobie niewtajemniczeni.
- Jakiś nawiedzony. Cytował Huxley'a. Pomógł mi, gdy ktoś mnie potrącił, a mimo moich podziękowań chciał mnie jeszcze odprowadzić do pracy, mimo, że to tylko kilka metrów.
Na twarzy Logana widzę rozbawienie.
- Musiałaś zrobić coś jeszcze, skoro za tobą krzyknął- zauważa.
- A ty skąd to wiesz?- pyta szefa Diego.
- Obserwował mnie przez okno- odpowiadam.
- Jestem detektywem i waszym szefem, muszę trzymać rękę na pulsie- znowu patrzy na mnie.- Odpowiesz na moje pytanie?
- Chciał mój numer telefonu.
- Dałaś mu go?- mięśnie Hendersona nieznacznie się napinają.
- Tak, podałam, ale w bardzo inteligentny sposób.
- Jaki?- nadal jest spięty. Pozostała dwójka także mnie obserwuje.
- A taki: dos, cincuenta, veintinueve, trece, tres, dos.
- Podałaś mu po hiszpańsku?- Adam się śmieje.
- Chwila- odzywa się Diego.- Dos, cincuenta, veintinueve, trece, tres, dos? To przecież 2, 50, 29, 13, 3, 2. Podałaś temu gościowi numer po hiszpańsku, w dodatku nie swój?
- Si- uśmiecham się.- Wolałam nie ryzykować, niespodziewany telefon od niego chyba by mnie doprowadził do stanu rzucania talerzami i ścianę.
- Łał- Gomez jest pod wrażeniem.- Bardzo sprytne.
Logan nie odrywa ode mnie wzroku.
- Nie jestem tak głupia, jak się niektórym wydaje- mówię, patrząc na niego wyzywającym wzrokiem.
Pozostaje niewzruszony.
- Ale wystarczająco, by mu powiedzieć, gdzie pracujesz.
Ałć.
Udało mu się, muszę przyznać.
- Cholera- kryję twarz w dłoniach.- Proszę, powiedzcie chociaż, że będzie miał problem, by mnie tu znaleźć.
Liczę na jakieś krzepiące rady Adama lub śmieszne Diega, ale znowu odzywa się Logan.
- No cóż, zważając na fakt, że jesteś jedyną w budynku zatrudnioną szarooką szatynką, chyba nie będzie miał większego problemu.
Patrzę na niego spode łba. Wyraźnie śmieszy go cała ta sytuacja.
- Dzięki, bardzo mi pomogłeś- mówię i dźwigam się z krzesła.
Przed wyprostowaniem się powstrzymują mnie czyjeś ręce. Logan prawie przyszpila mnie do siedzenia.
- Ale możemy załatwić mu zakaz wstępu.Pogadam z Bobem, powie chłopakom. Tylko potrzebujemy opisu. Metr osiemdziesiąt osiem, brązowe włosy i oczy, tak?
- Czekoladowe. Jego oczy są czekoladowe.
Moje niebo, nadal ciemne, patrzy na mnie.
- Dobrze. Czekoladowe.
- Możemy mieć problem- mówi Adam.- Jeśli ktoś ważny w jakieś sprawie będzie spełniał opis, a nie będzie to ten mężczyzna, to możemy mieć problemy, gdy go nie wpuścimy.
- Przecież wystarczy nazwisko- zauważam.
- Rose, to nie jest takie...
- O'Laughlin. Ian O'Laughlin- przerywam Chase'owi.- Przedstawił mi się.
Logan mnie puszcza, podchodzi do biurka, bierze kubek i opuszcza nas z jednym słowem na ustach.
- Świetnie.
Patrzę za nim skonsternowana.
- O co chodzi?- pytam pozostałą dwójkę.
- O'Laughlin to prawnik współpracujący z 86. posterunkiem- mówi Adam.
- I kolega Logana z liceum- dodaje Diego.
Patrzę w ślad za brunetem. Coś się musiało wydarzyć między nimi w szkole średniej, skoro Henderson tak zareagował.
Przynajmniej mam powód, dla którego będę mogła odmawiać Ianowi, gdy będzie chciał mnie gdzieś zaprosić, bo z pewnością będzie chciał.
Lojalność wobec Logana.
Wzdycham.
- Rozmawialiście z właścicielami sklepów na Kent? Ktoś rozpoznał sprawcę?- pytam ciemnowłosego i blondyna.
- Tak, ale wszyscy zgodnie twierdzili, że nigdy nie widzieli tego gościa.
- Na Kent Avenue jest jubiler. Pewnie ma kamery przed sklepem. Może użyczy nam nagrania?
- Zaraz zadzwonię- Adam już wstukuje numer z notesu.
Po pięciu minutach rozmowy blondyn uzyskuje  zgodę.
- Jedźcie- mówię, gdy zastanawiają się, czy powinni opuścić posterunek bez zgody szefa.- Powiem Loganowi.
Mężczyźni opuszczają piętro, a ja ruszam na poszukiwania bruneta.



                                                                        ***



Znajduję go w moim noclegowym pokoju. Stoi przy oknie, tak jak zaledwie pół godziny temu.
To stąd mnie obserwował.
- Logan?- nie odwraca się.- Nie chcę ci przeszkadzać. Przyszłam ci tylko  powiedzieć, że Adam i Diego jadą do jubilera na Kent. Ma monitoring przed sklepem, zgodził się udostępnić nagrania.
- Dobrze.
Staję w drzwiach jak zamurowana. Dobrze? Tylko tyle ma do powiedzenia, gdy informuję go o prawie niesubordynacji jego zespołu? Co się dzieje?
Podchodzę bliżej.
- Nie nakrzyczysz na mnie za rządzenie sobie twoimi podwładnymi?
Przelotnie na mnie zerka.
- Nie- mówi i z powrotem patrzy przez okno.
- Co się dzieje?- staję obok niego.- Dlaczego tak zareagowałeś na Iana?
- Bo znowu chce mi uprzykrzyć życie.
Przyglądam mu się.
- Opowiadaj.
Wzdycha.
- Naprawdę chcesz tego słuchać?- pyta.
- Logan, jestem dyplomowanym psychologiem. Nawijaj.
- Ale mamy sprawę...
- Nie ucieknie.Chłopaki wrócą najwcześniej za godzinę.
- Ale musimy jechać do kliniki.
- A mnie się wydaje, że wcale nie chcesz rozmawiać. W takim razie nie przeszkadzam.
Odwracam się i powoli zmierzam ku drzwiom.
- Rose, zaczekaj. Proszę.
Uśmiecham się.
Podchodzi do mnie.
- Dobrze, powiem ci. Jesteś zbyt dobrą manipulantką.
- Uznam to za komplement.
- Może usiądziemy?
- Dobrze.
Siadamy na kanapie, ale nie na jej dwóch końcach, ale dość blisko siebie. Ostatnio nasze relacje stały się prawie idealnie przyjacielskie. Wszystko to zasługa chłodni.
- Zamieniam się w słuch.
Patrzy na mnie, po czym się uśmiecha.
- Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności trafiłem do tego samego liceum co Ian O'Laughlin, syn wybitnego maklera i finansisty, Franklina O'Laughlina, jednego z wielkich szych  Nowego Jorku.
- Chyba trochę przesadzasz.
- Uwierz mi, że nie. Dalej. Przez pierwszy rok liceum chodziliśmy na te same zajęcia, w dodatku do tych samych grup. Wszystkie moje zajęcia były jego zajęciami. Przez rok. W drugiej klasie mój plan, mimo identycznej listy przedmiotów, w ogóle nie pokrywał się z jego planem. Dzięki Bogu.
- Co się stało?- jestem ciekawa.
- To wszystko wina hiszpańskiego. Ian dawał takiego czadu, że nikt za nim nie nadążał. Lepiej było go przenieść do innej grupy.
- Dla zaawansowanych?
- Dla początkujących. Nie dawał rady, nie rozumiał najprostszych pytań czy poleceń, a na początku roku chwalił się, że rozmawiał po hiszpańsku z księżniczką Hiszpanii i wszystko rozumiał. Zarozumialec. Sama chyba odkryłaś, że ten język nie jest jego mocną stroną, skoro nie zrozumiał, jaki numer mu podałaś. Poza tym nie ogarniał trygonometrii i miał problemy nawet z ojczystym językiem. Posłuchaj go, a sama się zrozumiesz, o czym mówię.
- Przesadzasz.
- Przekonaj się sama.
- Dobrze. Czyli przez rok byliście "nierozłączni"- robię palcami znak czudzysłowia.- Potem wasze drogi się rozeszły. Więc co się stało, że sama zmianka o nim cię denerwuje?
- Bo dołączył do drużyny koszykówki. Należałem do niej już drugi rok, byłem dobrym pomocnikiem, starsi zawodnicy mnie lubili i podobała im się moja gra. Kapitan drużyny widział we mnie swojego następcę. Cieszyłem się, że po kilkunastu miesiącach gry jestem szanowanym członkiem zespołu. A tu nagle pojawia się Ian z tym swoim tatusiem. Bez sprawdzianu umiejętności został wcielony do drużyny, w dodatku stał się prawie kapitanem. A był jedynie niewyrośniętym chucherkiem, mierzącym 168 centymetrów piętnastolatkiem, gdy do drużyny przyjmowano pierwszoroczniaków mierzących ponad 170 centymetrów. A on w drugiej klasie nie spełniał tego warunku. Ale jego ojciec był sponsorem szkoły, załatwiał nowy sprzęt, Ian musiał znaleźć się w drużynie. Zajął moje miejsce, cofnięto mnie do obrony. Jedynym plusem jego obecności w teamie było to, że dzięki niemu uwolniłem się od Joyce i Marjorie. Odszedłem z drużyny wraz z końcem trzeciej klasy. Miałem dość ciągłego narzekania Iana na moją grę. A on był z siebie dumny, bo wreszcie ze mną wygrał. Ze mną, chłopakiem, któremu wszystko wychodziło własnymi siłami, a nie z pomocą bogatego tatusia. Od skończenia szkoły nie miałem z nim kontaktu, nie widywałem go. Aż do dziś. I teraz... może znowu będzie chciał walczyć, gdy dowie się, że ze mną pracujesz. A ja się boję, że mimo swojej niskiej inteligencji, wygra. Znowu.
- Dlaczego tak myślisz?- jestem zdziwiona, do jakich wniosków doszedł.
- Bo mu się spodobałaś, na pewno. I wydaje mi się, że on także wpadł ci w oko.
Lekko pąsowieję.
- Logan...
- Nie zabronię ci się z nim widywać, nie mam takiego prawa. Proszę tylko, byś mnie w to nie wplątywała. Nie chcę go widzieć na posterunku, gdy sam tu będę i...
- Logan, przestań! Nawet nie wiem, czy go jeszcze zobaczę. Dobra, jest przystojny, ale to nie powód, by się od razu w nim zakochiwać. Poza tym wydał mi się mało inteligentny. Nawet gdyby chciał kiedyś czegoś więcej ode mnie, to ja się tak łatwo nie dam.
 - Ale w końcu cię zdobędzie. Zawsze ma to, co chce. Nie zmieni się pod tym względem nigdy.
- Będę się miała na baczności- podnoszę się z kanapy, Logan również wstaje.- Nie mam zamiaru się z nikim wiązać przez najbliższe parę miesięcy.
- Możesz zmienić zdanie- zauważa.
- Jeśli je zmienię, dam ci znać. A co do Iana, nie pozwolę, by wszedł kiedykolwiek w nasze relacje. Jesteś zbyt dobrym przyjacielem, bym chciała cię stracić- mówię i delikatnie wtulam się w bruneta.
Jest zaskoczony, ale przyciąga mnie ku sobie mocniej i oddaje uścisk.
- A ja nie mógłbym stracić ciebie.
Tak wtulonych zastają nas nasi koledzy. Adam puka w szklane drzwi.
- Nie przeszkadzamy?
Odsuwamy się od siebie z brunetem.
- Nie, wejdźcie. Macie nagrania?- pyta Henderson.
- Tak, właśnie chcielibyśmy je przejrzeć. Phil jest wolny, możemy do niego podejść.
- No to idziemy.
Chase i Gomez są już na korytarzu. Zmierzam w ich stronę, gdy Logan chwyta mnie za nadgarstek.
- Rose, zapomniałem ci jeszcze o czymś powiedzieć.
- Tak?
- Posłuchałem twojej rady, że każdy ma szansę. W Wigilię zadzwoniłem do matki. To był najlepszy prezent, jaki mogłem dać jej i sobie. :Pogodziliśmy się. Przyjedzie do mnie i Mii na kilka dni w przyszłym miesiącu.
- To wspaniale!- uśmiecham się szeroko.
Odwzajemnia uśmiech.
- To twoja zasługa. Dziękuję.
- De nada.
Wreszcie dołączamy do chłopaków. Adam badawczo się nam przygląda, a Diego ma głupi uśmiech na twarzy.
Przecież mną a Loganem nic się takiego nie wydarzyło.
Nie ogarniam ich.



                                                                       ***



Zjeżdżamy windą dwa piętra w dół, do zespołu technicznego. Phil czeka na nas przed swoim biurem. Na mój widok szeroko się uśmiecha, a jego oczy błyszczą.
Wzdycham.
Logan martwi się Ianem, a ja jeszcze nie poradziłam sobie z Philem.
- Cześć wam- wita się z chłopakami.- Cześć, Rose.
- Cześć, Phil.
Logan przygląda mi się, ale nie z drwiną, jak jakiś czas temu w takiej sytuacji, a z troską, jakby dopiero teraz zorientował się, jaki mam problem.
- Zapraszam.
Mężczyźni patrzą na mnie wyczekująco. No tak, dżentelmeni.
Wchodzę do pokoju i zajmuję krzesło naprzeciwko biurka.
Mam nadzieję, że Phil nie będzie chciał później ze mną rozmawiać.
Moi koledzy zajmują pozostałe wolne miejsca.
W pokoju spędzamy pół godziny, mimo wpatrywania się nie udaje nam się dowiedzieć czegoś nowego.
- No cóż- mówi Logan wstając z sofy.- To chyba tyle. Dzięki za twój czas, Derman.
- Nie ma sprawy, Henderson.
Całą czwórką zmierzamy ku drzwiom.
- Rose, mogę z tobą porozmawiać?- pyta technik.
- Jasne- odpowiadam szybko, dopiero potem zerkam na Logana.
Ma lekki uśmiech na twarzy i troskę w oczach, ale opuszcza pokój.
Zostaję sam na sam z Philem.
Zakładam ręce na piersi, moja postawa "lepiej nie denerwuj, nie zbliżaj się".
- O czym chciałeś ze mną porozmawiać?- pytam.
- Pamiętasz, jak w grudniu przed waszym meczem ze Stanford oglądałem wasz trening?
- Tak, pamiętam- Phil jest wielkim fanem siatkówki, więc zaprosiłam go na jeden trening.
- To... chciałem powiedzieć, że... spodobała mi się jedna zawodniczka.
O, serio?
- Tak? Która?
- Miała numer jeden na koszulce, to chyba wasza kapitan. Nie wiesz może, czy się z kimś spotyka?
- Lena? Nie, nie ma chłopaka- oddycham z ulgą. Nie chodziło mu o mnie, uff. Co za szczęście.
- Jeśli chcesz, mogę was sobie przedstawić. Przyjdź w czwartek o 18 do Hali.
- Naprawdę to dla mnie zrobisz?
- Oczywiście, przecież jestem twoją dłużniczką.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. A teraz, jeśli pozwolisz, wrócę do pracy.
- Dobrze. Do zobaczenia.
- Pa.
Z uśmiechem wjeżdżam na szóste piętro. Martwiłam się Philem, a on w ogóle nie okazał się problemem.
Wchodzę do naszej części biura. Logan podnosi głowę. Opiera się o biurko Chase'a przed tablicą magnetyczną. Ma ten sam uśmiech, co w pokoju, gdy wychodził.
Mój uśmiech otuchy.
- Mamy coś w sprawie?- pytam.- Jakieś postępy?
- Nie. Nic. Zero.
- A gdzie Adam i Diego? Nigdzie ich nie widzę.
- Pojechali do kliniki porozmawiać z dyrektorem i współpracownikami Lisy, mają też zdobyć listę jej ostatnich klientów.
- Ale... przecież... my mieliśmy jechać!
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Logan!
- Uspokój się. Chłopaki potrzebowali trochę ruchu, a ty potrzebujesz odpoczynku.
- Odpoczywałam przez trzy tygodnie. Ty po prostu chcesz, żebym się zanudziła.
- Nie, Rose. Uważam, że zrobiłaś już wystarczająco dużo. Pokazałaś nam mordercę.
- Dalej nie wiemy, kto nim jest.,
- Ale wiemy, jak wyglądał. Technicy zabezpieczyli ślady krwi i odciski palców na nożu znalezionym w śmietniku w tamtym zaułku, Susan jutro podeśle wyniki. To tylko kwestia dnia, złapiemy drania zanim powie "obieżyświat".
- Prościej "Aragorn"- uśmiecha się. Tolkien nas łączy.- To może pomogę ci przy papierach?
- Nie, Rose. Ja mam swoje papiery, a ty trening za pół godziny. Pozdrów Mary i niech ode mnie przybije żółwika Pablo.
Wywracam oczami.
Człowiek wyjeżdża na jakiś czas, a przyjaciele mu się bratają. Mary i Pablo zostali przedstawieni Loganowi przez Mię w Sylwestra, którego wszyscy moi przyjaciele spędzili na Time Square.
- Oczywiście, że pozdrowię twoich uroczych, odebranych mi przyjaciół- odpowiadam sarkastycznie.
Brunet śmieje się i idzie po mój płaszcz. Jak zwykle, pomaga mi go założyć.
- Wiesz co, za każdym kolejnym razem, gdy pomagasz mi założyć płaszcz, czuję się jeszcze większą kaleką. - Ja tylko staram się być romantyczny.
- Rada dla ciebie. Zdecydowanie wolę, gdy rzucasz mi płaszcz i patrzysz, jak nie radzę sobie z guzikami.
Szczerzy się.
- Też wolę twoją walkę z zapięciem się od mojej szarmancji. Widzimy się jutro punkt ósma rano.
- A zaparzysz mi znowu earl grey'a?
- Może. Na twoim miejscu lepiej bym uważał. Kiedyś mogę przypadkiem do twojej herbatki dodać belladonny.
Grozi mi?
Patrzę w jego niebieskie oczy i chcę tu zostać.
- Mam nadzieję, że nie będziesz wtedy moją halucynacją.
Schyla głowę i całuje mnie w policzek.
- Dobranoc, Bennett.
- Dobranoc, Logan.
Mimo pożegnania stoimy w miejscu i patrzymy sobie w oczy.
Logan dostrzega coś za mną i cały jego dobry humor znika.
- A ten tu co robi?
Odwracam się, a na korytarzu stoi nie kto inny, jak Ian O'Laughlin z bukietem różanych pąsowych pączków i kogoś wypatruje.
Oczywiście mnie.
Zauważa nasze biuro i nas.
Idzie w naszą stronę.




- Świetnie- wzdycham.- Nienawidzę czerwonych róż.





---------------------------------------------------------------------------
Cześć!

Strasznie się cieszę, że napisałam ten rozdział i udało mi się go opublikować.
Jak dla mnie nie jest zły, ale brak mi postępów w sprawie. Doszłam jednak do wniosku, że lepiej pozostawić Was bez odpowiedzi na kilka pytań.
Co dalej?
Nie wiem, kiedy pojawi się rozdział 15.

W każdym razie ten rozdział jest OSTATNI do odwołania.
Nie mam pojęcia, kiedy wrócę.

Muszę zniknąć.

Za góra miesiąc powinnam się odezwać, ale nie mogę nic obiecać.

Będę tęsknić.
Właściwe pożegnanie nastąpi w poniedziałek.


Przepraszam za wszelkie literówki.

Miłej lektury ! :)

P.S.   Jest ktoś może z Krakowa? 

8 komentarzy:

  1. Ej, no nie rób mi tego! :o
    Ale rozumiem, że masz swoje sprawy ;)
    Ale obiecaj mi jedno,mianowicie, że:
    WRÓCISZ!!!!!!!!!!

    Rozdział świetny :D
    Logan zazdrosny ... mrrrrr ;3
    Lubię takie sceny xD

    Będę tęsknić :(
    Masz może gg lub coś, żeby pogadać? xD
    Ten blog jest świetny i naprawdę nie zostawiaj go albo zrób sb krótką przerwę ale WRÓĆ. Proszę ...

    Kocham ♥ i czekam na wielki powrót niezastąpionej i jedynej w swoim rodzaju CLEO CULLEN <3333333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko, ale komentarz :D
      Muszę zniknąć,ale WRÓCĘ NA 100%!

      Dziękuję :* za wszystko!

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Nie wiem jak mam wyrazić swój zachwyt. Jesteś genialna. Ta zabawna rozmowa Bennett i Logana jest wspaniała. A ten mężyzna i historia Logana to majstersztyk. Czekam na kolejny rozdział. W świetnym momęcie urwałaś historię.

    JESTEŚ MiSTRZYNIĄ

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za ten komentarz :*

      Cieszę się, że Ci się podoba :)

      Usuń
  3. Wow... Po prostu nie mogę się wysłowić. \
    Masz naprawdę ogromny talent dziewczyno.
    Nie mam się do czego przyczepić xD
    Długość w sam raz, akcja idealnie Twój blog zdecydowanie jest moim ulubionym. Dopiero teraz przeczytałam wszystkie rozdziały, więc wybacz, że wcześniej nie było komentarza.
    Proszę nie znikaj.
    Nie mam pojęcia dlaczego to robisz, ale jeśli chodzi o komentarze to wiedz, że dużo osób czyta tego bloga, ale jeszcze więcej nie pisze komentarzy, bo się nie chce.
    Pzdr. Elaine twoja wierna czytelniczka

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję bardzo za Twój pierwszy, ale na pewno nie ostatni komentarz :*

    Jutro wyjaśnię, dlaczego znikam.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skąd dokładnie? Ja jestem z okolic Krk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początkowo Kurdwanów (dwa tygodnie), później Przegorzały. Jednak od ponad roku nie mieszkam w Krk, o czym się dowiesz z kolejnych notek rozdziałowych.

      Usuń

Komentarze mile widziane :)