poniedziałek, 7 października 2013

15 Logan, bo cię walnę!

Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać.
Antoine de Saint- Exupéry
.


Dla Sherii, Elinor, Elaine i AleXandry.





Wtorek, siódma rano. Nadal nie doszłam do siebie po wczorajszym ataku piłki na moją twarz.
A to wszystko wina tego okropnego O'Laughlina.
Patrzę w lustro.
Czerwony ślad na moim policzku nieco zbladł, ale i tak jest widoczny.
Wzdycham.
Nie starczy mi pudru, by go dobrze zakryć.
Już słyszę te wszystkie pytania.
Ciekawe, czy Logan uwierzy w prawdę.
Przypominam sobie jego spojrzenie, gdy opuszczałam posterunek w towarzystwie Iana.
Spojrzenie pełne troski i bólu.
Dlaczego muszę mieć takie problemy z facetami?
Szczotkuję włosy i mimo swego położenia, nucę. Muzyka to mój przyjaciel od zawsze.
Jestem gotowa do pracy.
Żegnam się z Jamesem i opuszczam mieszkanie. Zmierzam ku stacji metra. Trzeba kiedyś skorzystać ze studenckiej zniżki.
Do pracy docieram pięć minut przed czasem, więc przeglądam notatki przesłane przez Pabla. Dużo mnie na tych studiach nie omija.
- Dzień dobry, Bennett.
Kiedy on się tu zjawił? Czasami porusza się tak cicho, że prawie dostaję zawału, gdy demonstruje swoją obecność.
Spoglądam na Logana i ... o matko. Ma na sobie ciemne dżinsy i granatową koszulę, która podkreśla kolor jego oczu. Cały strój podkreśla jego szczupłą sylwetkę, mogę zza materiału koszuli dojrzeć jego wyrzeźbione mięśnie brzucha.
Jest tak inny od Iana. Taki bardziej ... mój.
Dostrzega ślad na moim policzku, cały się spina.
- Co się stało? Co on ...?
- To nie Ian. Byłam nie ...
Wchodzą Adam i Diego, widzą czerwoną bile na mojej twarzy i wypytują.
- Rose, co ci się stało?
- Nic takiego. Byłam trochę nieuważna i oberwałam piłką na treningu. Mary ma bardzo mocną zagrywkę.
Diego bezpardonowo wybuch śmiechem, Adam uśmiecha się pod nosem,  Logan jest jak skamieniały, nawet jego spojrzenie jest twarde.
- Ciekawe, co takiego tak cię zaabsorbowało, że nie umiałaś się skupić?
Wytrzymuję jego spojrzenie.
- Później ci wyjaśnię.
Kiwa głową, ale się nie rozluźnia.
Czuję, że znowu się ode mnie dystansuje.
Wzdycham.
Przyjaźń z nim jest trudniejsza niż potencjalna przyjaźń Edwarda i Belli.
- Zdobyliśmy wczoraj listę klientów Lisy z ostatnich dwóch miesięcy. Z każdym prowadziła konsultacje przed zabiegiem, dostaliśmy jej notatki z tych rozmów- informuje nas Adam.- Proszę, tu macie kopie wszystkich danych, jakie mogliśmy zdobyć- Diego podaje mi i Hendersonowi grube pliki dokumentów.
Brunet pobieżnie je przegląda.
- Świetna robota, panowie. Na którą umówiliście rozmowy?
- Na dziewiątą- odpowiada Gomez.- O ile to nie problem.
- Żaden. Odpocznijcie. My z Bennett zajmiemy się przesłuchaniami.
Blondyn i ciemnowłosy opuszczają nas, słyszę tylko, jak przybijają sobie piątkę, zmierzając do bufetu.
Zostaję z pochmurnym brunetem. Nie czekam, aż zada pytanie, czuję je w powietrzu.
- Zawiózł mnie na trening i tyle.
- Czyżby?- jest sarkastyczny.
- Dlaczego tak trudno ci w to uwierzyć?
Przenosi wzrok na mój policzek.
- A wiesz, sam nie wiem.
Co ja mam z nim zrobić?
- Dobrze, poza podwózką, niezobowiązującą rozmową, bycie romantykiem i zaproszeniem mnie na kawę dostał mój prawdziwy numer telefonu. Zadowolony?
- Ani trochę.
- Dlaczego taki jesteś? Rozumiem, że między wami była rywalizacja i że go nie lubisz, ale, proszę, pozwól mi go poznać i ocenić.
- On ci się podoba- stwierdza.
Patrzę mu w oczy. Chce prawdy? Dobrze.
- Tak. Uważam, że jest fascynujący, chociaż niezbyt inteligentny.
- Jest bogaty.
- Pieniądze mnie nie obchodzą- zaczynam się złościć.- Chcę się sama przekonać,jakim jest człowiekiem, co w tym złego?
- On cię zrani. Złamie serce. Rozkocha w sobie i porzuci. Naprawdę tego chcesz?
- Nie wiemy, co będzie. Najwyżej będę cierpieć. Dlaczego tak bardzo się o mnie martwisz?
Jego spojrzenie ani na chwilę nie mięknie.
- Nie mam zielonego pojęcia.
Wychodzi, a ja próbuję uspokoić oddech. Co on sobie myśli?
Nie tak miała wyglądać nasz rozmowa.
Wczoraj zachowywaliśmy się jak przyjaciele, a dzisiaj znowu będziemy się unikać.
Wzdycham i biorę się za czytanie dokumentów.
Ile to jeden człowiek może zrobić zamieszania w życiu innych.



                                                                ****



Jak? 
Jak mam być jej przyjacielem, skoro czuję coś więcej?
Jak mam znieść Iana?
Obserwuję ją.
Jest taka piękna. 
I smutna.
Przeze mnie.
Jak mam być  z nią? Po to, by ją ranić?
Ja... Ja ją chyba kocham.
Mam nie dużo czasu, więc przeglądam pobieżnie dane ostatnich klientów Lisy.
Wśród nich jest zaledwie czterech mężczyzn, z których żaden nie wygląda jak nasz zabójca.
Jestem sfrustrowana.
Z tego, co mówiła Roxana, Lisa z nikim się nie spotykała, więc morderca musiał być kimś, kogo poznała w pracy.
Za dwie dziewiąta.
Oglądam jeszcze szybko zdjęcia współpracowników.
Troje mężczyzn.
Żaden podobny do mordercy.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwiczek windy.
Pora brać się do roboty.
Zbieram dokumenty i wychodzę na korytarz. Logan już czeka na naszego gościa. Nie patrzę w jego stronę. Niech wie, że jestem na niego zła.
Kątem oka dostrzegam, że otwiera usta, by coś powiedzieć. Na szczęście podchodzi do nas kobieta, która przed chwilą opuściła windę. Ma piękne blond włosy, delikatny makijaż, czarny płaszcz i cudowne botki.
Oraz cienie pod oczami, których puder nie zdołał pokryć.
Mimo widocznych śladów zmęczenia, kobieta jest piękna. Porusza się z gracją baletnicy. Także jej głos brzmi jak głos arystokratki.
- Przepraszam, czy państwo prowadzą śledztwo w sprawie morderstwa Lisy Edelman?
- Tak, zajmujemy się sprawą pani Edelman- odpowiada Henderson spokojnym głosem.
Nie wygląda na to, że kobieta zrobiła na nim jakieś wrażenie, co jest dziwne. Ma obojętny wyraz twarzy.
- Jestem detektyw Henderson, a to konsultantka, panna Bennett.
- Jacquline Donnell. Pracowałam z Lisą w klinice.
- Proszę przyjąć nasze wyrazy współczucia- odzywam się.
- Dziękuję.
- Zapraszam- brunet wskazuje dłonią pokój po prawej stronie  korytarza.
Blondynka przekracza próg, wchodzę za nią.
- Proszę, niech pani usiądzie.
Logan zamyka drzwi i wskazuje kobiecie miejsce.
Jest nim oczarowana.
- Dziękuję.
Zajmujemy miejsca naprzeciwko niej. Biorę od Logana kartki, długopis w gotowości. Przesłuchanie czas zacząć.
- Pani Donnell, proszę nam powiedzieć...
Nasza rozmowa z kobietą trwa pół godziny, a nie wnosi do sprawy nic nowego. Jacquline nie wiedziała nic o żadnej kłótni denatki z pewnym mężczyzną.
- No i stoimy w miejscu- mówię, gdy Donnell znika nam z oczu po wyjściu z budynku.
- Na to wygląda- przytakuje mi Logan.
- Kto następny?
- Brittany Sund. Druga asystentka chirurga.
- Wydaje mi się, że bardziej powinniśmy się skupić na przesłuchaniach mężczyzn.
- Będziesz ich umiała tak podejść, żeby powiedzieli nam to, co chcemy?
- Oczywiście. Przecież jestem świetną manipulantką.
Podejrzanym płci męskiej okazuje się dopiero piąta przesłuchiwana osoba, dyrektor Holder.
Ósmą jest młody stażysta, Brian Whitehouse.
- Czy wiesz coś o kłótni Lisy z jakimś mężczyzną na górnym Manhattanie sprzed trzech tygodni?
- Sprzed trzech tygodni?
- Tak.
Milknie, jego ramiona się napinają.
- Brian?
- To ja. To ze mną się kłóciła. Ja... przez przypadek i moje roztargnienie a powodowane egzaminami semestralnymi, zamiast maści regenerującej, podałem pacjentce maść ogrzewającą, co spowodowało jej poparzenie. Lisa czekała na mnie przed moim domem, by na mnie nawrzeszczeć, groziła pozwaniem i procesem, złą referencją. Byłem przerażony. Potrzebuję tej pracy, by ukończyć studia. Lisa się uspokoiła, porozmawialiśmy. Nie poprosiła o moje zwolnienie, nie doniosła dyrektorowi, wzięła to na siebie. Pilnowała mnie. Byłem jej dłużnikiem. A teraz on nie żyje, a ja jej się nie odwdzięczyłem. Teraz z pewnością mnie wywalą- mężczyzna kryje twarz w dłoniach.
- Czy zauważył pan coś dziwnego w ostatnim czasie?- pytam.
- Nie, nie zauważyłem... Nie, chwila. Miała problemy z którymś z klientów, po konsultacjach była bardzo zła. Spytałem, czy coś się stało, ale nie chciała o tym rozmawiać, więc dałem sobie spokój.
- Zna pan nazwisko tego klienta?
- Nie, ale wiem, jak wyglądał.
Wyciągam z teczki zdjęcia czterech ostatnich klientów denatki i kładę je na stole. Brian przygląda się im wszystkim przez chwilę, po czym wskazuje drugie od lewej.
- To on.
Odczytuję nazwisko mimo, że widzę je do góry nogami.
- Frederick Knightley
- Przyszedł do kliniki w zeszłym miesiącu, chciał zrobić sobie liposukcję, co jest dziwne, bo facet według badań robionych przed konsultacjami ma tylko kilkanaście procent masy tłuszczowej.
- To o to się awanturował?
- Najwidoczniej. Lis była nastawiona pozytywnie do każdego, trudno było ją zdenerwować. Jemu się udało. Tyle wiem. Przepraszam.
- Nie ma pan z co. Bardzo nam pan pomógł.
Whitehouse opuszcza budynek, a ja z Loganem robimy sobie przerwę. Cztery godziny przesłuchań naprawdę są męczące.
Logan parzy sobie kawę w naprawionym już automacie (ciekawe, może sam go naprawił po ostatnich wydarzeniach w "Cafe Paradise"?). Przypinam zdjęcie Fredericka na naszej tablicy i robię nad nim znak zapytania. Knightley ma wpaść do nas po pracy,koło siedemnastej. Jeszcze go nie poznałam, ale moja intuicja już mi mówi, że powinnam na niego uważać, że może być niebezpieczny. I nie pasuje mi coś w jego twarzy.
Logan podchodzi do mnie z dwoma kubkami kawy.
- Proszę- podaje mi jeden napełniony kawą z dużą ilością mleka.
Biorę go do ręki, moje palce spotykają palce Logana.
- Dziękuję.
Ten prąd. Jest między nami od początku naszej znajomości. I nie niknie. U Iana widzę to, co mogę zobaczyć, nie czuję jego ciepła, nie rozpoznaję jego kroków, a w przypadku Logana poznałam go po czterech latach od pierwszego spotkania. Z Loganem czuję się bezpieczna.
- Jakieś teorie w sprawie?- stoimy ramię w ramię i pijemy kawę. Chciałabym, by parzył mi ją częściej.
- Nie, nie mam pojęcia, jaki mógłby być motyw, by poderżnąć młodej asystentce chirurga plastycznego gardło, ale wierzę Brianowi i nie podoba mi się ten cały Knightley. Jest w nim coś podejrzanego.
- Też mam takie wrażenie. Ciekawe, co nam powie.
Po kolejnych trzech godzinach, czterech kobietach, ochroniarzu i trzech klientach Lisy zaczynam się denerwować.
Obserwuję korytarz, wiercę się na krześle. Logan rzuca mi spojrzenie znad laptopa. Rezerwuje matce bilet do NY na Walentynki.
- Spokojnie, Bennett. Jest jeszcze czas.
- Mam złe przeczucia.
Brunet zatrzaskuje laptop, a ja się wzdrygam. Naprawdę jestem bardzo spięta.
Widzę, że Pan-Czyste-Niebo chce coś powiedzieć, ale ubiega go dźwięk otwieranych drzwi windy. Szybko wstaję z krzesła i wybiegam na korytarz, a tam... kurier z wielkim bukietem czerwonych róż.
Załamuję ręce.
Świetnie.
Zaraz mnie szlag trafi.
Logan opiera się o ścianę, ręce ma założone przed sobą, na jego twarzy powaga walczy z rozbawieniem.
Kurier podchodzi bliżej mnie.
- Przepraszam, panna Rose Bennett?
Przełykam ślinę.
- Tak, to ja.
- Proszę pokwitować odbiór.
Pośpiesznie podpisuję kwit i biorę od mężczyzny nieszczęsny bukiet ze sztucznym uśmiechem na ustach.
Czekam, aż za kurierem zamknie się winda, i wzdycham. Róże pięknie pachną, ale ich zapach mnie nie uspokaja jak zawsze.
Logan uśmiecha się kącikiem ust.
- Prwdziwy z niego romantyk, nie ma co. Kwiaty do biura, a znacie się zaledwie dobę. Świetnie.
- Och, zamknij się.
- Nie tym tonem do mnie, Bennett.
- Och, zapomniałam, że jesteś na mnie wściekły. Więc co tu robisz? Bawisz się moim kosztem?
- Uspokój się.
- Nie!
Kładzie mi dłoń na ramieniu. Czuję łzy złości pod powiekami.
- Rose.
Ma tak czuły głos, że aż podnoszę na niego wzrok. Po lewym policzku spływa łza.
- Powiedziałaś mu, że nie lubisz czerwonych?- wyciera łzę. Jego dotyk działa na mnie kojąco, jak nic innego.
- Tak, powiedziałam, ale chyba to do niego nie dotarło.
Patrzy na mnie z troską. Jak on się o mnie martwi.
Jak prawdziwy przyjaciel.
- Przyniosę ci wazon na te kwiaty.
- Nie trzeba. Otwórz mi tylko okno. Proszę.
- Czy ty chcesz... ?
- Tak.
Troska nie znika z jego oczu, gdy spełnia moją prośbę.
Podchodzę do okna i ostentacyjnie wyrzucam kwiaty, krzycząc "Uwaga!" we wszystkich znanych mi językach.
Na wysokości drugiego piętra silniejszy powiew wiatru przenosi róże na ulicę, gdzie spadają przed nadjeżdżającą taksówką i giną pod jej kołami.
- Będzie zły, gdy mu powiem, że pozbyłam się ich w taki sposób.
- Nie musi się dowiedzieć. Nie musisz mu o tym mówić.
- Ale powiem. Niech do niego dotrze, że nie znoszę tego koloru róż. Uwielbiam herbaciane.
- Chociaż ja to zapamiętam.
Patrzę na niego i nie mogę odwrócić wzroku. Nie chcę. Znam tę twarz, silne ramiona, dłonie, silne i twarde.
Każdy uśmiech, każde spojrzenie.
 A mimo to mnie zaskakuje.
- Przepraszam- szepczę.
Zerka na mnie.
- Za co?
- Za rano. Za Iana. Ja... To dla mnie nowość, mimo jednego związku. Ale Ian to nie Pablo, za szybko chce czegoś więcej. Nie wiem, co mam robić.
- Nie musisz mnie przepraszać, Rose. To ja... ja przepraszam. Jestem do niego uprzedzony. Może się zmienił, nie wiem. Martwię się o ciebie, może za bardzo, ale to dlatego, że zależy mi na tobie. Jesteś moją przyjaciółką, jedyną, jaką mam. Nie licząc Mii, ale ona jest moją siostrą. Ale chcę też, byś była szczęśliwa i szła własną drogą.
Nie spodziewałam się takich słów z ust Logana.
Podchodzę do niego  i wtulam się w znane mi ramiona.
Nie jest zaskoczony, obejmuje mnie.
Razem tworzymy całość.
Ktoś chrząka.
Odwracam wzrok.
Adam.
- Przepraszam was- Logan wypuszcza mnie z objęć.- Ale nie mam dobrych wieści. Dzwonił Knightley, powiedział, że nie przyjedzie, gdyż jest w drodze do Detroit w sprawach służbowych.
- Co?!



                                                          ****



Pędzę Manhattanem na 16. Wczoraj ledwo co udało mi się wysłać Rose do domu. Po telefonie Knightley'a przez kilka godzin stała przed tablicą, szepcząc "imposible".
Nigdy nie widziałem jej w takim stanie.
Ale...
Właściwie potrafię myśleć tylko o jej reakcji na prezent Iana i naszym pogodzeniu się.
Po wczorajszym jestem pewien kilku rzeczy.
Zależy jej na mnie.
Nie mogę stracić jej uczuć.
A przed O'Laughlinem jeszcze długa droga.
Parkuję na moim stałym miejscu i wsiadam do windy.
Ciekawe, czy Rose mnie posłuchała i chociaż dzisiaj się wyśpi?
Wysiadam na szóstym piętrze, wchodzę do naszej części i...
Co ona tutaj robi?!
Rose.
Odwraca wzrok od tablicy.
- Dzień dobry, Logan.
Ma cienie pod oczami. Ale nie widać już siniaka po piłce.
- Rose, czy ty w ogóle spałaś?
- Tak.
Staję obok niej.
- Ile?
- Trzy godziny.
- Rae...
Patrzy na mnie swoimi szarymi oczami. Doskonale zdaję sobie sprawę, że po raz pierwszy zwracam się do niej jej przezwiskiem z dzieciństwa. Sama powiedziała, że tym 'imieniem' zwracają się do niej ludzie, którzy ją kochają, więc ja chyba też mogę?
- Coś mi nie pasowało w twarzy Knightley'a, pamiętasz?
Przytakuję głową.
- Jakiś pomysł?
- Zajęło mi to trochę czasu, ale stawiam na Fredericka. To on jest naszym zabójcą.
- Wytłumaczysz mi to?
- Tak, ale muszę poczekać. Phil tworzy dla mnie przezroczystą kopię portretu pamięciowego.
- Derman nadal do ciebie wzdycha?
- Nie- uśmiecha się delikatnie.- Podoba mu się Lena.
- Wasza kapitan siatkarek?
- Tak. Jutro po treningu mam ich sobie oficjalnie przedstawić. Phil jest mi za to tak wdzięczny, że sam przychodzi z pytaniem, czy mi w czymś nie pomóc. Dopóki mogę, trochę go powykorzysuję.
Patrzy na mnie moim niebem pełnym troski.
- Nie wydaje mi się, żeby mu to przeszkadzało- zauważa, ale bez dawnej złośliwości.
- Dzięki mnie ma jakiekolwiek zajęcie.
Logan uśmiecha się do mnie, po czym przenosi wzrok  na tablicę. Zamyśla się. Ciekawe, czy uda mu się wpaść na tę samą myśl, co mnie. Jest duże prawdopodobieństwo, Henderson to inteligentny, młody, przystojny mężczyzna.
Mój przyjaciel.
- Widziałam się wczoraj z Ianem.
Znowu wzrok bruneta skierowany jest na mnie.
- Mam cię prosić na kolanach, byś mi powiedziała więcej?
Uśmiecham się złośliwie.
- A wiesz co, mógłbyś.
Ku mojemu zaskoczeniu Logan klęka przede mną.
Dostrzegam Gomeza i Chase'a przypatrujących się nam z głupimi uśmiechami na twarzy.
- Roseann Elizabeth Bennett, czy uczynisz mi ten zaszczyt i opowiesz o swoim tajemniczym spotkaniu z przystojnym Ianem O'Laughlinem, prawnikiem, którego nie darzę sympatią w przeciwieństwie do ciebie?
Jest tak poważny, że aż parskam śmiechem.
- Wstań, proszę cię.
- Odpowiedz najpierw na moje pytanie.
- Tak, tak, zgadzam się.
- Nie jestem przekonany.
- Wstań, bo cię walnę.
- Groźby ci nie pomogą, Bennett, przekonaj mnie.
Uśmiecham się. Swoim małym show brunet już poprawił mi humor.
Pochylam się, cały czas patrząc mu w oczy, i składam pocałunek na jego policzku.
- No to chyba się ugnę- kąciki jego ust unoszą się do góry, a w oczach pojawiają się iskierki.
 Oboje się prostujemy.
- Czekał na mnie przed komisariatem, chciał iść na spacer. Odmówiłam, powiedziałam, że miałam ciężki dzień w pracy i chcę wrócić do domu. Trochę go tym uraziłam, ale uprzejmie zaproponował podwózkę. W drodze na Lenox powiedziałam, co zrobiłam z kwiatami. Stwierdził, że wyrzucam jego pieniądze. Odparłam, że nie chcę od niego niczego materialnego, żadnych kwiatów czy innych upominków, tym mnie nie zdobędzie. No i powtórzyłam, co myślę o pąsowych różach. Zmienił temat, zaczął mówić o swojej pracy, potem wypytywał mnie o moją, jaką mamy teraz sprawę i jak to się stało, że, cytuję, " taka piękna i młoda kobieta jak ja pracuje z takim frajerem, jakim jest Logan Henderson".
Brunet parska śmiechem.
- Ktoś tu jest zazdrosny.
- Powinien być. Jak na razie mnie nie zachwycił, gdy ty już podczas naszego spotkania w szpitalu zachowywałeś się jak dżentelmen.
- Schlebiasz mi, Bennett. Chcesz coś ode mnie?
- Wolne jutro po południu?
- Nie ma sprawy.
Naprawdę go uwielbiam.
- Wracając do Iana, wytłumaczyłam mu, jak zaczęła się nasza współpraca, ale gdy zaczął drążyć temat, poinformowałam go, że jeżeli chce się ze mną spotykać, to musi porzucić rozmowy o pracy. Możemy rozmawiać o wszystkim innym, studiach, zainteresowaniach, ale nie będę łączyła życia zawodowego z prywatnym w jego wypadku.
- Nas i twoich przyjaciół udało się pogodzić i ze sobą poznać.
- Bo wiedziałam, że macie szanse się polubić. W przypadku Iana to nie wypali, bo on cię nie lubi,t ty także nie pałasz do niego wielką miłością. Nie zrobię tego. Wiem, że będzie na mnie zły, ale nie obchodzi mnie. Bardziej zależy mi na tobie niż na nim.
Nie spodziewałam się takich słów, same wydostały się z moich ust.
Spojrzenie Logana mięknie, iskierki się pogłębiają.
- Dziękuję- mówi czułym głosem i wsuwa mi pasemko włosów za ucho.
Przez chwilę wtulam twarz w jego dłoń.
Ktoś chrząka.
Spuszczam wzrok zarumieniona, a Logan cofa dłoń i przewraca oczami.
- Powinniśmy wam stworzyć jakąś małą przestrzeń- odzywa się Diego.- Mdli mnie od tej waszej czułości. Co to było, oświadczyny?
- Nie- śmieję się.
- Znalazłem świetny sposób, by nasza szarooka koleżanka dostarczyła informacji. Jak widać, pełen sukces- mówi Logan, za co otrzymuje ode mnie sójkę w bok.
- Nie chcieliśmy psuć sobie zabawy- mówi Adam.- Dlatego wam nie przeszkadzaliśmy. Proszę, to od Phila- podaje mi kartkę.- A to wyniki analizy DNA. Wskazuje na Fredericka Knightley'a.
- Skąd wiedziałaś, Rose?- pyta Logan.
- A stąd.
Przytykam przezroczystą kopię twarzy mordercy do zdjęcia Knightley'a. Jego rys są mniej widoczne, ale to na pewno on.
- Był klientem kliniki, wpłacił już pieniądze, musiał mieć zabieg. Wstrzyknął sobie botoks, ale już po zabiciu Lisy.
- Jaki motyw?
- Nieodwzajemniona miłość. Na konsultacjach wyznawał ją Lisie, prosił, by za niego wyszła. Jest niezrównoważony psychicznie, leczył się parę lat temu.
- Skąd to wiesz?
- Susan znalazła go w spisie pacjentów Harlem, napisała mi wczoraj mejla.
- Lisa odrzuciła Fredericka i zapisała go do głównego chirurg. To go rozwścieczyło. Śledził ją w niedzielę, a gdy znalazł odpowiedni moment, zabił, po czym parę godzin później poddał się zabiegowi, który zniekształcił jego twarz.
- Wow- Gomez jest pod wrażeniem.
- Czy policja z Detroit kontaktowała się z wami?- pyta Chase'a boss.
- Nie, ale złapaliśmy sygnał jego komórki, nie opuścił Nowego Jorku. Jest na Queens.
- Zgarnijcie go.
Diego i Adam wychodzą, a Logan uśmiecha się do mnie.
- Świetna robota, Rose.
- Wiem, bo moja- odwzajemniam gest.
- No to sprawa prawie zamknięta. Nie dam ci jutro wolne, bo nie mam od czego.
- Cieszę się.
Idę po płaszcz.
- Widzisz się dzisiaj z Ianem?
- Mam nadzieję, że nie.
Z biurowego telefonu dzwonię do Roxany. Nie umie wyrazić wdzięczności za złapanie mordercy jej siostry.
Żegnam się z Loganem, mijam na korytarzu Adama z Frederickiem, uśmiecham się do niego złośliwie.
Dobrze ci tak, sukinsynu.
Grozi mu dożywocie. Dopiero po tej informacji opuszczam posterunek.
Jestem z siebie dumna.
I nawet możliwe spotkanie z Ianem nie popsuje mi już dnia.




 A to wszystko zasługa Logana.





------------------------------------------------------------------
Cześć! :)


Rozdział 16 ma dwie strony. Możliwe, że zostanie dodany również w częściach.

Naprawdę nie mam cierpliwości do kolejnych zjazdów do domu, chce dzielić się z Wami kolejnymi rozdziałami jak najszybciej.



Miłego czytania! :)

                                   

8 komentarzy:

  1. Też pierwsza dodałam kom :D
    Ojejku, rozdział, dla mnie? :')
    ♥ Uwielbiam cię i twoje opowiadanie ♥
    Rozdział świetny, Logan ma konkurenta :D Tak jak Jack u mnie, hahaha xD
    Jestem strasznie ciekawa drugiej części, więc pisz szybciutko :*
    Kocham i czekam na nast <3 :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Cały rozdział jest napisany w zeszycie, ale musę go dodawać w częściach, bo table się buntuje, a mnie się nie chce czekać do następnego zjazdu do domu.
    Część II może jeszcze dzisiaj ;)
    Tak, rozdział dla Cb :*
    Dziękuję za komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Skomentuję twój rozdział wypowiedzią, którą przesłałam mojej BFF na GG: JJJJJJJJJJJJJJJJJJEEEEEEEEEEEEEEEESSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSSTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTTT~!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    KOLEJNY ROZDZIAŁ NA MOIM ULUBIONYM BLOGU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    ALE SIĘ JARAM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    Ona mi na to:
    xD
    to się nie jaraj tylko czytaj

    Czyli w skrócie: CUDOWNY! Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, czy Ty masz jakies zaburzenia? :D
      Ciesze sie, ze sprawilam Ci radosc.
      Wieczorem part 2, bo teraz wychodze na miasto.

      Dziekuje za komentarz :*

      Usuń
  4. Dobry rozdział. Już oczmi wyobraźni widzę te słowa wypowiadanie przez Kate i Ricka. To byłoby do nich podobne. Jesteś genialna. Otrzymałaś dar pisania. cieszę się, że studia nie przeszkadzają ci w pisaniu.
    PS: Nie dziw się, że nie wstawiam komentarza, ale zabrano mi tablet za karę i mam tylko soboty

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że nie masz kiedy pisać komentarzy i jak, nie obrażę się za to ;)
      Studia dopiero się rozkręcają, więc póki mogę, piszę.

      Dziękuję za komentarz i za to, że jesteś :*

      Usuń
  5. Długo mnie tu nie było za co ogromnie Cię przepraszam, ale miałam i mam mały mętlik w głowie, ciągle mi coś wypada, ciągle coś robię i zwyczajnie brakuje mi na wszystko czasu. Także w najbliższej przyszłości mogę pojawiać się tutaj dość rzadko, ale na pewno wszystko nadrobię;) Co prawda jak widzę zaległości mi ciągle rosną, ale to nic. Nie poddaję się! :D

    I póki pamiętam, ogromnie dziękuję Ci za wszystkie komentarze! Jako, że obie interesujemy się kryminałami, zawsze niecierpliwie czekam na Twoją opinię, bo wydaje mi się, że jeśli zrobiłabym jakąś gafę to Ty ją wychwycisz;) I ogromnie się cieszę, że opowiadanie zaczyna Cię wciągać. <3

    A teraz wróćmy do tych dwóch rozdziałów: 14 i 15. Zacznę od tego, że gdy zajrzałam kiedyś w spis rozdziałów i zobaczyłam tytuł 15 to miałam ochotę ominąć wszystko i już do niego przejść :D Wszystkie takie wyszukane, obcojęzyczne, a tutaj "Logan, bo cię walnę". No mega mi się to podobało! ;D

    Postać Iana na razie jest dla mnie tajemnicą i niewiele na jego temat powiem, oprócz tego że rzeczywiście wydaje mi się być mało rozgarnięty i inteligentny. Nie lubię bogaczy, bo zazwyczaj uważają, że wszystko można załatwić za pomocą kasy, a to nie prawda. Zdenerwowało mnie również to, że przysłał jej takie kwiaty, jakich Rose nie lubi, mimo że mu o tym wspominała. Czyżby wcale jej nie słuchał? Jak się facet angażuje, to pamięta takie rzeczy. No chyba, że jest debilem jak Ian xD Ale nie. Stop. Nie będę go oceniać po okładce i tak samo jak Rose zaczekam na rozwój sytuacji. Choć na moje oko ta postać nie będzie w stanie zamieszać Rose w głowie, bo ona bez przerwy myśli tylko o Loganie i to widać, słychać i czuć. W ogóle podoba mi się to, że w tych rozdziałach więcej było o bohaterach, a mniej o śledztwie. Takie fragmenty też są potrzebne i bardzo mi się podobały ;) Wyczuwam, że zarówno Logan jak i Rose są coraz bliżej siebie. Zazdrość mężczyzny jest aż nadto widoczna i dziwię się, że kobieta tego nie zauważa. A przecież jest taka domyślna i spostrzegawcza! No ale jak w grę wchodzi miłość to człowiek przestaje być sobą.
    Na koniec dodam jeszcze, że opowiadanie coraz bardziej mnie wciąga i wyczekuję niecierpliwie na zacieśnienie relacji tej dwójki. A z drugiej strony odwlekanie tego w czasie daje piorunujący efekt i sama już nie wiem czego chcę! A, wiem. Kolejnego rozdziału;D

    Postaram się przybyć jak najszybciej;) Na razie żegnam i pozdrawiam serdecznie! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, naprawdę nie jestem zła za taki odstęp czasu między komentarzami, przecież nie tylko blogami człowiek żyje ;)

      Nie dziękuj mi za komentarze, bo to bardziej zaszczyt dla mnie, że mogę czytać tak świetne opowiadania!

      Wierz mi, znielubisz Iana tak samo jak wszyscy, nawet ja go nie lubiłam, a że był głupi, zniknął w głupi sposób, przekonasz się ;)
      Właśnie o to mi chodziło - Rose miała być taka bystra, ale nie w sprawie miłości.
      A zazdrosny Logan to zabawny Logan :D
      Za jakiś czas będziesz po mnie jechać, bo wiem, co Cię czeka w związku z Rogan.

      A mnie pozostaje życzyć miłej dalszej lektury ;)

      Ściskam mocno! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)