wtorek, 5 listopada 2013

18 Ian, I can't, Logan, I won't

To, co jest, jest, a to, czego nie ma, nie ma.
Parmenides






Nosi mnie i to strasznie.
- Mamy coś?- pytam Adama chyba po raz siódmy w ciągu ostatniej godziny.
- Nie, Rose, nic- wzdycha.- Gdzie mógłby uciec?
Mój umysł pracuje na najwyższych obrotach.
- Sprawdź, czy w okolicach Detroit nie znajdziesz sygnału jego komórki.
- Detroit?- patrzy na mnie badawczo.- Dlaczego podejrzewasz, że może być akurat w Detroit? Skąd ten pomysł?
- Na ścianie w korytarzu wisiały rodzinne zdjęcia, kilka z nich było właśnie z wycieczki do Detroit. Z psychologicznego punktu widzenia, jeżeli potrzebujemy gdzieś uciec, wybieramy miejsca, w których już byliśmy. W przypadku Parkera mam ich wytypowanych pięć: jego rodzinne Albuquerque, Detroit, Pheonix, Las Vegas i Nowy Orlean. O tej porze roku wakacje pewnie spędzałby na południu kraju, ale skoro wyjechał z powodu śmierci syna, to stawiam na Albuquerque lub Nowy Orlean. W Luizjanie wychowywał się Louis przez pierwsze pięć lat życia, Parkerowie mają tam jeszcze domek. Sprawdź to.
- Tak, jest szefowo- mówi ze śmiechem, ale bierze się do pracy.
Biorę głęboki wdech. Potrzebuję kawy. Jestem na nogach od ponad osiemnastu godzin, czuję się lekko wyczerpana, ale nie pojadę do domu, dopóki nie dowiemy się, gdzie jest Parker.
Idę do pokoju, włączam ekspres, który wydaje tylko lekki syk i nie wypluwa z siebie ani mililitra czarnego napoju.
Świetnie.
Mam ochotę coś rozwalić.
Wracam do biura poddenerwowana. Jest już późno, wszystkie kawiarnie są zamknięte. Pozostaje mi zrobić sobie herbatę.
Idę do bufetu. Mały ruch sprawia mi przyjemność, nie muszę siedzieć bezczynnie.
Biorę z szafki mój ulubiony kubek, włączam wodę, wrzucam torebkę i czekam. Zerkam w stronę biura, mogę stąd dostrzec tablicę. 
Nie mam pomysłu. Nic.
Wzdycham.
Woda się gotuje.
Zalewam herbatę, czekam 5 minut, aż się zaparzy, po czym cukruję jedną łyżeczkę.
Smak i zapach earl grey'a działają na mnie kojąco. 
Zajmuję miejsce przy biurku i patrzę w tablicę. Coś nam umyka, tylko co?
Jaki był powód wyjazdu ojca denata?
Czy on go zabił?
Jeśli tak to dlaczego?
Tyle pytań, żadnej odpowiedzi.
Muszę odsunąć na chwilę myśli od tej sprawy. Wyjmuję z torby kartkę z listą piosenek na sobotę. Skorygowałam ją i już nawet przydzieliłam do nich  pary. Dla nich to niespodzianka, ja nie będę musiała poświęcać zbyt dużo czasu na zmianę utworów na sprzęcie. Może Pablo nie będzie mi aż tak potrzebny?
Muszę się pilnować przy Diego i Kate, żeby nie zdradzić im tytułu ich piosenki. Mam jedynie nadzieję, że dobrze ja do nich dobrałam.
Mija zaledwie kilka minut, a mój mózg znowu próbuje rozwikłać sprawę.
- Mamy coś?- pytam po raz kolejny blondyna, na co przerzuca oczami.
- Nie, jak tylko coś znajdę, dam ci znać. Powinnaś iść do domu.
- Nie mogę. Nie dam rady kierować samochodem i w ogóle nie zamierzam wychodzić stąd, dopóki się czegoś nie dowiemy.
- Mogę cię odwieźć, jak skończę.
- Dziękuję za propozycję, ale nie. Tu jest teraz moje miejsce pracy, nie spocznę, nie dziś.
Choć mam wielką ochotę się położyć i zasnąć.
Upijam kolejne łyki herbaty, patrząc na tablicę.
Alec.
Czuję, że czegoś nam nie powiedział.
I skąd miał w domu książkę z matematyki, skoro był humanistą?
Sięgam po słuchawkę, by wykręcić numer, ale zdaję sobie sprawę, że jest już prawie północ i Zayn może już spać.
Cholera.
Muszę poczekać przynajmniej dziewięć godzin, to taki optymalny czas snu chorej osoby. 
Co ja mam ze sobą zrobić?
- Adam, idź już do domu. Grace się pewnie niecierpliwi- słyszę głos szefa.
- Uprzedziłem ją, że będę dzisiaj później niż zawsze.
- Już jest później. Dobranoc.
Jak to jest, że Logan jest młodszy od Diega i Adama, a oni czują do niego taki respekt i akceptują to, że mimo młodego wieku jest ich szefem?
Blondyn zabiera kurtkę, życzy mi dobrej nocy, po czym opuszcza biuro. Logan patrzy na mnie badawczo.
- Chyba powinienem zacząć się przyzwyczajać do twoich głupich pomysłów spędzania na posterunku masy czasu bezproduktywnie.
Słucham?!
- Zarzucasz mi, że siedzę tutaj i nic nie robię?- lekko podnoszę głos.- A jeszcze kilka godzin temu dziękowałeś mi za mój wkład w pracę. Ale z ciebie oszust- mówię i wychodzę do bufetu z pustym kubkiem. Podąża za mną.
- Nie o to mi chodziło. Uważam za głupie siedzenie wieczorami tutaj i myślenie nad sprawą, w której zrobiłaś już więcej niż inni- tłumaczy się.- Twój wkład jest już ogromny, nie powinnaś tu siedzieć, nie o tej porze. Powinnaś wyjść gdzieś z przyjaciółmi, częściej bywać na uczelni...
- Teraz zarzucasz mi, że jestem niesystematyczna w pracy nad studiami?!- przerywam mu.
- Nie, Rose, do cholery. Możesz mnie wreszcie wysłuchać do końca?
- Nie mam ochoty.
Wracam po kurtkę, wyciągam kluczyki z torebki i idę do windy. Brunet podąża za mną jak cień.
- Chcę powiedzieć, że wydaje mi się, że powinnaś skończyć badać tę sprawę.
- Odsuwasz mnie?!- wszystkie negatywne emocje kumulują się we mnie.- Nie ma sprawy, już znikam!
Chcę wrócić po torebkę, ale mnie zatrzymuje. Uścisk na nadgarstku sprawia mi odrobinę bólu. Patrzę mu w oczy z wyrzutem.
- Puść mnie albo to się dla ciebie źle skończy.
- Chyba zapominasz, kto tu jest szefem- mówi z łobuzerskim uśmiechem na ustach.- Tak, chcę byś odsunęła się od sprawy, zrobiłaś wystarczająco dużo. Wracaj do domu. 
- Nie mam zamiaru- wyrywam rękę i wsiadam do windy.
Drzwi powoli się zatrzaskują, ale wkłada rękę i szybko daje  nura do środa.
- Dlaczego rezygnujesz ze swojego dawnego życia na rzecz bycia konsultantką? Dlaczego pojawiasz się tu za każdym razem, gdy mamy morderstwo? Powinnaś choć jedno sobie podarować, ale nie. Co się dzieje, Rose? Dlaczego cały czas tu jesteś?
Dobre pytanie.
Patrzę w te niebieskie oczy, a odpowiedź sama wypływa z moich ust.
- Bo zajmując się kolejnymi sprawami, mogę choć na chwilę zapomnieć o własnych problemach.
Unosi pytająco brew.
- Ty masz jakieś problemy? Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Bo jedno dotyczy ciebie.
- Sama muszę się z nimi zmierzyć.
- Dlaczego się przede mną zamykasz?
- A dlaczego ty tak robisz?- odpowiadam pytaniem na pytanie.
Patrzy na mnie uważnie, ale nie odpowiada.
Jesteśmy już na parkingu. Zmierzam ku naszemu staremu fordowi, brunet idzie tuż obok mnie.
Otwieram samochód i z tylnego siedzenia zabieram małą podręczną torbę.
Unosi brew.
Zatrzaskuję drzwi i  zamykam auto, odwracam i z powrotem zmierzam do windy.
Logan odbiera mi torbę.
- Hej, co robisz?
- Zdejmuję z ciebie ciężar jednego problemu- uśmiecha się, a ja nie wytrzymuję.
Łzy frustracji, złości i niepewności spływają po moich policzkach. Idę ku windzie szybkim krokiem, prawie oślepiona przez łzy.
- Rose, poczekaj.
Jego czuły i spokojny głos sprawia, że płaczę jeszcze bardziej i ze zbyt dużą siłą naciskam przycisk.
Drzwiczki otwierają się, szybko wchodzę do środka i wciskam się w kąt, otulając ramionami.
Nie chcę przy nim płakać. Uzna mnie za słabą.
Kładzie moją torbę na podłodze i przyciąga mnie do siebie.
Potrzebuję go.
Wtulam się w niego mocno i szlocham.
Trzyma mnie w ramionach.
Jest tu.
To mi wystarcza.
Powoli się uspokajam. Zmoczyłam Hendersonowi przód koszuli i pobrudziłam tuszem, ale nie zwraca na to uwagi.
Delikatnie ściera z moich policzków resztki łez.
Zaczynam mówić.
- Clara i James są tacy szczęśliwi. Boję się, że ja nigdy nie zaznam tego uczucia. Poza tym mają dziecko w drodze, a nie mamy przecież jeszcze jednego pokoju, by było dla niego, więc będę musiała się wyprowadzić, a nie wiem, czy Kate zgodzi się mnie przyjąć. No i jeszcze Ian- wzdycham.
Spina się.
- Coś ci zrobił?- nieznacznie jego głos przyjmuje nieprzyjemny ton.
- Nie, znaczy... Nie powiedziałam ci we wtorek wszystkiego. Nasza randka zakończyła się pod drzwiami naszej restauracji pytaniem.
- Czy on...?- nie wiem, czy wie, ale wstrzymuje oddech.
- Tak. Spytał, czy zostanę jego dziewczyną.
- Co powiedziałaś? Zgodziłaś się?
- Nie.
- Nie?- zaskoczyłam go.
- Nie. Poprosiłam go o czas do namysłu. Ale miałam ochotę powiedzieć "nie mogę".
- Dlaczego miałabyś nie móc?
Bo czuję też coś do ciebie.
Patrzę mu w oczy.
- Nie mogę, bo nie chcę. Nie chcę cierpieć ani ranić. Nie wiem w ogóle, co do niego naprawdę czuję. A gdy próbuję przeanalizować moje uczucia, gubię się. Co powinnam zrobić?
Patrzy na mnie ze spokojem.
- Zaryzykować.
Jestem oniemiała.
- Słucham?
- Wiem, to dziwnie usłyszeć takie słowa- drzwiczki otwierają się na szóstym piętrze, wysiadamy. Logan niesie mi torbę.- Akurat ode mnie, ale uważam, że powinniście spróbować. Widzę, jak działają na ciebie spotkania z nim, jaka jesteś radosna. W sobotę powinnaś dać mu odpowiedź. Twierdzącą.
Nie wiem, co powiedzieć, dlatego wspinam się na palce i przytulam bruneta. Jest trochę zaskoczony, ale oddaje uścisk.
- Dziękuję- szepczę mu do ucha.- Jesteś kochany.
- Wiem- czuję, że się uśmiecha.
Odrywamy się od siebie, oboje z delikatnymi uśmiechami na twarzach.
- Może wreszcie dowiem się, po co ci ta torba?- pyta mnie Logan.
Biorę ją od niego z lekkim rumieńcem na twarzy.
- To moja torba awaryjna na wypadek nocowania na posterunku.
Dopiero po chwili dociera do niego sens moich słów.
- Rose, chyba nie chcesz tu dzisiaj spać?
- Chcę. I już nawet mam odgórną zgodę. Kapitan nie miał nic przeciwko, James jest poinformowany, Bob także wie, że nie musi tu zaglądać za często.
- Dlaczego najpierw mnie nie zapytałaś?
- Bo byś się nie zgodził.
- Masz rację, nie zgodziłbym się. To głupi pomysł. A gdyby komuś wpadło do głowy włamać się tu dzisiaj?
- Chyba zapominasz, że rozmawiasz z posiadaczką czarnego pasa trzeciego stopnia w karate. Położyłabym każdego najwyżej w pięciu ruchach.
- Gdybyś przy okazji sama nie oberwała- jest sceptyczny.
- Och, daj spokój. Wiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę bezpodstawnie. Pozamykam wszystkie okna, włączę alarm na korytarzu. Poradzę sobie, idź już do domu, miałeś przecież pobyć z matką, No już, dobranoc.
Wzdycha.
- Jesteś strasznie pyskatym uczniem.
- Ale nadal twoim- mówię z uśmiechem.
Schyla głowę i cmoka mnie w policzek.
- Dobranoc, Rose.
- Dobranoc, Logan.
Rzuca mi ostatnie spojrzenie i znika za zamykającym się metalem.
 Robię to, co mu przyrzekłam, po czym szykuję sobie posłanie w moim ulubionym pokoju socjalnym.
Zasypiam z jedną myślą.
Jestem blisko.



                                                                      ***



Wpatruję się w czerwony migoczący punkcik i zagryzam dolną wargę.
Po drugiej stronie zalega cisza.
- Alec, proszę cię. Powiedziałeś, że pomożesz. Wiec to zrób. Możliwe, ze grozi ci niebezpieczeństwo, a ja chcę cię chronić. Odpowiedz mi. Proszę.
Ciemnowłosy i blondyn krzątają się wokół mnie, słyszę głos kapitana wydającego polecenia, ale się na nim nie skupiam.
Teraz najważniejsze są słowa Aleca.
Wzdycha.
- Tak. To pan Parker zrzucił mnie ze schodów domu. Obserwował nas od jakiegoś czasu, domyślał się, że między nami jest coś więcej niż męska przyjaźń. To on nie pozwalał Louisowi mieć rzeczy wystawionych na widok publiczny ani obrazów na ścianach. Chciał z niego zrobić mężczyznę- żołnierza, jednak Lou był zbyt wrażliwy. Jedyne, z czego pan Parker był dumny, to studia matematyczne, bo matematyka to domena mężczyzn. Ale mimo wszystko nie spodziewałbym się nigdy, że byłby w stanie zabić swojego jedynego syna.
Notuję coś na kartce i podsuwam Gomezowi. Kiwa głową.
- Nikt by się nie spodziewał- mówię.- Jesteś teraz w domu?
- Tak, ale sam.
- Nie ruszaj się ani na krok, nawet nie próbuj.
- Tak jest, panno Bennett.
Odkładam słuchawkę, sięgam po kurtkę i mówię donośnym głosem.
- Podejrzany, David Parker, jest teraz na Park Avenue, kilka przecznic od miejsca zamieszkania Alexandra Zayn'a. bliskiego przyjaciela ofiary. Bardzo prawdopodobne, że pan Zayn jest kolejnym celem naszego mordercy.
Rozbrzmiewa głos Jonesa.
- Wszyscy znacie swoje stanowiska i zadania. Ruszamy.
Mijając mnie, klepie mnie po ramieniu.
- Świetna robota, Rose- w jego głos słychać dumę.
Uśmiecham się.
- Dziękuję, kapitanie.
Wychodzi za resztą, a ja zaczynam się modlić, by nikomu nic złego się nie stało.



- ... Prokurator z pewnością weźmie pod uwagę pańskie przyznanie się do winy i może nie skaże na karę śmierci, a jedynie na dożywocie za zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i usiłowanie kolejnego.
Diego i Adam opuszczając pokój przesłuchań, w którym David przyznał się do morderstwa swojego syna, a ja tulę teraz jego żonę w pokoju wizualnym.
- Jak on mógł to zrobić?- nadal jest oszołomiona.- Jak mógł zabić naszego syna?
- Pani mąż nie mógł sobie poradzić z tym, że wasz jedyny syn jest gejem.
- Co z tego, że Louis był homoseksualistą? Jesteśmy, byliśmy jego rodzicami, powinniśmy go wspierać we wszystkim. Nie mogę w to uwierzyć.
- Pani Parker- patrzy na mnie.- Gdyby potrzebowała pani pomocy lub chciała z kimś porozmawiać o tym, co się stało, to tu są namiary na świetną panią doktor psychologii- podaję jej wizytówkę mojej byłej szefowej.- Będzie służyła wsparciem.
- Dziękuję, panno Bennett. Za wszystko.
- Do usług.
Opuszczam pokój, proszę jednego z funkcjonariuszy o odprowadzenie pani Parker i idę ku biurkom, gdzie moi koledzy gawędzą sobie z kapitanem.
Mężczyźni gratulują mi rozwiązania sprawy.
- Zastanawia mnie jedno- odzywa się Adam.- Skąd wiedziałaś, żeby właśnie wtedy uruchomić komputer?
Wzruszam ramionami.
- Przeczucie? Intuicja?
- Nieważne- Gomeza macha ręką.- Ważne, że doprowadziło nas to do rozwiązania sprawy.
Uśmiecham się do niego. Odwzajemnia to.
- Co tu się dzieje?
Wszyscy odwracamy się w stronę Logana. Widać, że nie jest zadowolony.
Kapitan mu wszystko wyjaśnia.
- Rozwiązaliście sprawę. Rose nocowała na posterunku, około piątej rano przeczucie, intuicja czy jak to nazwać, kazało jej włączyć komputer Adama i program szukający sygnału GPS pana Parkera. Ujawnił się on nagle na Mannhattanie, niedaleko domu pana Zayn'a. Rose postawiła na nogi cały wydział, a także pana Alexandra. Dzięki niej ujęliśmy pana Parkera zanim strzelił do chłopaka. Jest już po przesłuchaniu, postawiono mu zarzuty, trafi za kratki na całe życie lub czeka go krzesło, prokurator oceni. Powinieneś być dumny ze swojego zespołu, szczególnie z Rose, której czujność uratowała człowiekowi życie.
Uśmiecham się blado do Bena, ale jestem spięta.
Niebieskooki patrzy badawczo na naszą trójkę.
- Jestem z was dumny, naprawdę dobrze sobie poradziliście, ale... Dlaczego mnie nie powiadomiliście?!
Mam wielka ochotę wywrócić oczami, ale boję się reakcji Hendersona na takie zachowanie.
- Ponieważ masz gościa- ponownie odzywa się kapitan. - Sam zakazałem im o ciebie dzwonić, miałeś przecież pobyć z matką, tak długo jej nie widziałeś. A właśnie, dlaczego jej teraz nie towarzyszysz?
- Jest z Mią na zakupach- odpowiada, patrząc na mnie.- Szukają mojej siostrze sukienki na jutrzejszy konkurs- krępuje mnie jego wzrok.- Mimo, że ma ich już z tuzin. Więc wpadłem, by wyjaśnić sprawę, ale widzę, że sobie poradziliście. Dobrze. Dziękuję. Możecie się rozejść. Kapitanie, mogę pana prosić na słówko?
Ben kiwa głową i odchodzą na bok, Diego i Chase wychodzą do bufetu, a ja ściągam z tablicy materiały.
- Ben, nie wydaje ci się, że na za wiele jej pozwalasz? Jest tylko konsultantką, nie ma uprawnień do podejmowania takich działań. W ogóle nie powinna tak często tu bywać.
- Przesadzasz, Logan. Rosie spisuje się świetnie, jeszcze nie przekroczyła granicy bycia konsultantką. Ale jeśli ci to przeszkadza, mogę ja wcielić do innego zespołu. Chcesz tego?
Napinam ramiona.
Dobrze zna odpowiedź.
- Nie, nie chcę.
Jones klepie mnie po ramieniu.
- Dbaj o nią, Logan. Taka dziewczyna to skarb. 
Mój wzrok mknie ku szatynce, a serce bije mocniej.
Tyle jej zawdzięczam.
Jones odchodzi, jeszcze raz gratulując mi takiego zespołu i szybko rozwiązanej sprawy.
Kątem oka dostrzegam zbliżającego się Logana. Jestem przygotowana na mały ochrzan.
Staje w pobliżu, niepewny.
O co chodzi?
- Cześć, Rose.
- Cześć. Przepraszam, powinnam cię powiadomić, to... ale musieliśmy dopaść szybko Parkera, on zabiłby Aleca i...
- Przestań.
Patrzę na niego.
Uśmiecha się delikatnie, w jego oczach widzę podziw i szacunek.
- Chyba nie jestem jeszcze gotowy, by pożegnać się z rolę twojego mistrza.
- Nie chcę, byś przestał nim być- wymyka mi się z ust.
Teraz także jego oczy się śmieją.
Wyjmuje mi z rąk kartkę.
- Ja się tym zajmę. Idź do domu.
- Sama to zrobię. Poza tym jest jeszcze wcześnie.
- Rose, to nie była prośba.
- Ale ja...
Odwraca mnie, chwyta za ramiona i pcha do przodu. Protestuję, ale zbieram po drodze swoje rzeczy.
- Jesteś strasznym despotą.
- A ty pyskata. Zmykaj do domu- pomaga mi założyć kurtkę.
- To mnie zwolnij...
- Niedługo będę zmuszony to zrobić, kiedy twój wujek przyjdzie tu z awanturą, że już w ogóle cię nie widuje.
Wywracam oczami.
- Najwyżej najmę się jako konsultantka gdzieś indziej. Na przykład na 86. posterunku.
- Twój chłopak będzie zachwycony.
- Ian nie jest moim chłopakiem!
- Jeszcze. Ale pamiętaj, co masz zrobić jutro- cmoka mnie w policzek.- Dobranoc, Bennett.
- Dobranoc, Henderson.
Uśmiecha się i wraca do biura, a ja zjeżdżam na parking.
James mnie zabije za brak auta do dyspozycji.
Mówi się trudno.



                                                                          ***



- Dziękujemy, to była nasza ostatnia para. Wielkie brawa dla Kate i Diega!
Brawurowo zaśpiewali "Need You Now" Lady Antebellum.
Diego się przyłożył do nauki piosenek miłosnych ostatniej dekady, ja nic mu nie powiedziałam.
- A teraz- odzywam się ponownie.- Czy wszyscy tu zgromadzeni mają kartki do głosowania i długopisy?
Z sali unosi się głośne "Yeah!"i w górze widzę wspomniane przedmioty.
Uśmiecham się.
Kate nas dobrze zaopatrzyła.
- Wiem, że trudno byłoby wybrać jeden z spośród tylu wspaniałych muzycznych duetów, dlatego też głosowanie wygląda w następujący sposób.  Przy kratce każdej z par należy wpisać cyfrę oceniającą od 1 do 5. Możecie wszystkim parą dać 1 czy 5. Dzięki uprzejmości naszego przyjaciela, Phila- Phil, pokaż się!- posiadamy program, który szybko, sprawnie i bezbłędnie odczyta, podliczy i zsumuje punkty każdej z par. Głosowanie trwa 15 minut. Długopisy w dłoń i ... START!
Zaczęło się. Znajomi przekrzykują się, kto komu da ile punktów.
Schodzę ze sceny i kładę mikrofon na stoli. Biorę butelkę wody stojącą nieopodal. Nie wiedziałam, że prowadzenie tego typu imprez jest tak męczące dla gardła.
- Hej, Rosie- podbiega do mnie Mia.- I jak wyszło?
- Hej, byliście z Henry'm niesamowici. A właśnie, gdzie podziewa się twój chłopak?
- Jest przy barze, poszedł po drinki. Jest uroczy, nie uważasz?
Nie dane jest mi odpowiedzieć, gdyż na scenę wbija Pablo i ucisza tłum.
- Jako współorganizator bardzo się cieszę, że nas w tak wielkim gronie nawiedziliście. Mam nadzieję, ze konkurs się wam podobał, tak?
Z tłumu idzie "Tak!", dużo ludzi klaszcze.
Uśmiecham się.
- Głosowanie trwa, warto by je umilić jakąś piosenką, nie uważacie?
Kolejny okrzyk aprobaty.
- Mamy tutaj ciekawą piosenkę dla singli na poprawę humorku, warto by ja zaśpiewać, ale kto się tego podejmie? Chwila, przecież nasza największa gwiazda karaoke "Darcy's" nic dzisiaj nie zaśpiewała. Wiecie, o kim mówię, prawda?
- Taak! Rose, Rose, Rose!
Tłum skanduje moje imię.
O matko, Pablo, coś ty narobił?
- Rose, zapraszamy!
Kiwam głową na znak protestu, ale Mia i Kate, która pojawiła się nagle u mojego boku, wypychają mnie na scenę.
Biorę od bruneta mikrofon.
- Mam nadzieję, że nie wymyśliłeś nic dziwnego- szepczę.
- Nie bój żaby- odszeptuje, a głośniej mówi.- Przed wami nasza gwiazda, Rose Bennett w piosence Kelly Clarckson "Since You Been Gone"!
Wielki krzyk.
Uśmiecham się.
Znam to i lubię.
Jakoś pójdzie.
Pierwsze takty, a mnie już porywa muzyka.

Here's the thing we started off friends
It was cool, but it was all pretend
Yeah, yeah, since you've been gone
You dedicated, you took the time
Wasn't long till I called you mine

Dostrzegam Iana, stoi pod sceną i klaszcze. Jego oczy błyszczą. Uśmiecha się z podziwem i miłością.
Moje serce drży.
Nie mogę oderwać od niego wzroku.

But since you've been gone
I can breathe for the first time
I'm so movin' on yeah, yeah

Jest piękna.
Cudowna.
Jak mogłem ją oddać?
- Nie chciałam ci uwierzyć, synku- słyszę głos matki.- Ale miałeś rację. Jest wyjątkowa. Ma cudny głos.
- Sama zapisałaś ją na lekcje śpiewu w wieku ośmiu lat, zapomniałaś?
- Nie mówię o twojej siostrze, Logan- zerkam na nią, lekko zdezorientowany.- To ona, prawda? Ta dziewczyna, Rose. To on ci się podoba?
Kiwam potakująco głową. Przed nią nic się nie ukryje.
- Tak. Bardzo. Ale jest już z kimś związana.
- Mimo to nadal masz szansę, synku. Nie zmarnuj jej.

You had you change you blew it
Out of sights, out of mind
Shut your mouth I just can't take it
Again and again and again and again

Dopiero teraz dostrzegam dwie pary niebieskich oczu.
Smutne Logana i nieprzeniknione Annabelle.
Czyli jednak przyszedł. 


Since you've been gone
Since you've been gone
Since you've been gone

Tłum szaleje. Dostaję owacje jak jeszcze nigdy.
Uśmiecham się, macham moim słuchaczom, którzy nadal mi klaszczą, i schodzę ze sceny, lądując znienacka w ramionach szatyna. Ian całuje mnie w czółko.
- Byłaś wspaniała, Rosie. Jesteś niezwykła.
- Dziękuję, Ian. Musimy porozmawiać.
- Wiem. Po wszystkim będę czekał na parkingu.
- Dobrze.
Całuje mnie w policzek i odchodzi w tłum, a ja patrzę za nim tęsknym wzrokiem. Jestem gotowa, by spróbować.
Podbiega do mnie Phil.
- Rose, mam już wyniki- podaje mi kopertę.
- Świetnie. Dzięki.
Biorę mikrofon od Pabla i wracam na scenę.
- Uwaga wszyscy! Głosowanie już się zakończyło. Mam wyniki, są w tej kopercie. Jesteście gotowi?
- Taak!!!
Uśmiecham się. Powoli odklejam kopertę, ale nie wyciągam kartki z wynikami.
- Zapraszam na scenę wszystkie nasze pary. Wielkie brawa dla nich!
Dwadzieścia cztery osoby ledwo mieszczą się ze mną na scenie, ale dajemy radę.
Robię krok do przodu i staję tak, by nikt nie mógł czytać mi zza ramienia.
- Brązowymi królową i królem naszego konkursu zostają... Cassidy i Richard!
Wymienieni ściskają się i odbierają od Pabla brązowe korony i kupony na darmową kolację w restauracji.
- Miejsce drugie i srebrne korony wraz z bonem otrzymują... Mia i Henry!
Słyszę burzę oklasków. Moja przyjaciółka ma łzy w oczach, gdy jej gratuluję.
Matka i brat też są z niej dumni.
Nadchodzi chwila prawdy.
- A naszymi mistrzami walentynkowego konkursu karaoke zostają...-zerkam z niedowierzeniem na kartkę.- O matko, Kate i Diego!
Psycholog płacze, Gomez bierze ją w ramiona i całuje na oczach wszystkich.
Nareszcie!
Pocałunkowi towarzyszy aprobata zebranych. Gdy para wreszcie się od siebie odkleja i pozwala ukoronować, Kate ma rumieńce na policzkach, a Diego szczęście w oczach.
Schodzą ze sceny trzymając się za ręce. Ja także schodzę, idę do nich. James mnie ściska z gratulacjami wspaniałej imprezy, po czym zaprasza wszystkich na ucztę.
Szukam wzrokiem Iana, ale nigdzie go nie widzę.
Napotykam za to wzrok Logana. Kiwa głową w stronę tylnego wyjścia.
Dziękuję skinieniem.
To koniec.
Wychodzę na dwór bez kurtki, chcę jak najszybciej zobaczyć te czekoladowe oczy.
- Rose! Gdzie masz płaszcz? Zmarzniesz!
Uśmiecha się do mnie, a ja mięknę.
Podchodzę do niego ostrożnie, by się nie poślizgnąć i nie upaść.
Zdejmuje kurtkę i zarzuca mi na ramiona.
- Dziękuję. Piękną mamy dzisiaj noc, prawda?
- Tak, piękną. Ale nie tak piękną jak ty.
Rumienię się i spuszczam wzrok zawstydzona komplementem. 
Coś, co Logan nazywa motylkami, szaleje w moim brzuchu.
O'Laughlin chwyta mnie za podbródek i podnosi głowę tak, bym patrzyła mu prosto w oczy.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać?
- Muszę ci coś powiedzieć. Zastanowiłam się i odpowiedź brzmi "tak".
- Słucham?
- Tak, Ian. Będę twoją dziewczyną, jeśli nadal tego chcesz.
Jego oczy lśnią, kąciki ust unoszą się do góry.
Jest taki przystojny.
Przyciąga mnie do siebie i delikatnie całuje mnie w usta.
Nieśmiało oddaję pocałunek.


Nareszcie.



-------------------------------------------------------------------------------
Cześć Wam! :)
Tak, wiem, że jest 1 w nocy, ale kończyłam WCZORAJ (hahaha :D) rozdział i postawiłam sobie za cel opublikować go jak najszybciej, bez względu na to, czy zarwę noc czy nie.
Taki urok studiów.

Uprzedzałam, że mnie znienawidzicie.
Ale to było zamierzone od samego początku bloga, więc żadnych protestów :)

Mam nadzieję, że mimo końcowej sceny rozdział się Wam spodoba :)

Następny nie wiem, kiedy. Mam nadzieję, że coś mi wpadnie do głowy ;)

Przepraszam za wszelkie literówki.

Zapraszam do ankiety, jeszcze trwa.

Hasta luego! :*

14 komentarzy:

  1. wertyrost

    Świetny rozdział!Chciałbym cię spotkać i poprosić o autograf. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może kiedyś ;)
      Dziękuję, że wreszcie komentujesz :*

      Usuń
  2. Rozdział jak zawsze super nawet z końcową sceną :)I nie mogło obyć sie bez herbatki :p
    M. K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze wiesz, że uwielbiam earl grey :D

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. OMG! Przeczytałam całe Twoje opowiadanie prawie, że na jednym wdechu, bo nie mogłam się oderwać ;) zajebiście piszesz! Masz wieeeelki talent :* już nie mogę się doczekać nexta i mam nadzieję, że Logan i Rose niedługo będą razem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, świeża krew na blogu, witam! :D
      Będą razem, to pewne, ale przed nimi jeszcze trochę wydarzeń, zanim to się stanie.
      Cieszę się, że blog Ci się podoba, twój komentarz jest bardzo budujący i motywuje mnie do pisania kolejnych rozdziałów.

      Dziękuję za komentarz :*
      Mam nadzieję, że będziesz się objawiała częściej ;)

      Usuń
  4. Udało się :D
    Przeczytałam cały blog i mówię Ci - lepszego nie czytałam! Naprawdę, czuję, jakbym czytała książkę, a nie bloga :D Uwielbiam relację pomiędzy Rose, a Loganem <33 I zmieniam zdanie! Teraz to Logan zajął posadę mojej ulubionej postaci :) I nie mogę żyć z myślą, że on cierpi:( Oby słowa matki przemówiły mu do rozumu! Miał tyle czasu.. i co?! Teraz modlę się tylko o to, aby Ian okazał się jakimś totalnym idiotą x) I załatwione, Logan nadal będzie mógł wcielać w życie swój nieistniejący plan zdobycia Rose Bennet! :D
    Oczywiście muszę jeszcze wspomnieć, że oczarowałaś mnie tym opowiadaniem i stałam się twoją fanką na wieki :D Naprawdę, dzięki, że piszesz tak super opowiadanie, bo jest po co szczerzyć się do ekranu :))
    Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iduś, strasznie Ci dziękuję! :*
      Cieszę się, że przeczytałaś wszystkie rozdziały :)
      Ian okaże się palantem, ale dopiero we wrześniu.
      Mam już tak ustalony plan, ale mogę jedynie napisać, że Logan zbliży się bardzo (dosłownie) do Rose pod koniec czerwcowej sprawy.
      Rozdział pomału, ale się pisze :)

      Jeszcze raz dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Piszesz świetnie. Wszystkie rozdziały, któwe w ostatnm czasie nie czytałam, teraz pochłołam odrazu z przyjemnścią. Jesteś genialna. Nie wiem jak to robisz. W pzyszłości choć trochę chcę ci dorównać. Jedno moje zastrzeżenie to chłopak Rose. Chciałabym aby jak najszybciej został nim Logan. Nie przrciągaj jak w serialach bo trudno wytrzymqć z napięcia.

    JESTEŚ WIELKA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, Sherii, ale Logan nie zwiąże się z Rose jeszcze przez jakiś czas.
      Przecież same wybrałyście opcję, że chcecie by Henderson miał dziewczynę, więc dajcie mi się wykazać :)
      Mam już plan do końca opowiadania i raczej nie będą go już zmieniać.

      Dziękuję za komentarz :*
      Czekam na Twój blog ;)

      Usuń
  6. Świetny rozdział! :D
    Logan gamoniu, ogarnij się :D
    Dziewczyna twoich marzeń ucieka a ty jej jeszcze pomagasz, wiem że to teraz ,,tylko przyjaciel '' i jej pomaga i chce jej szczęścia ale przecież Rose nie była pewna swoich uczuć czyli Logan jeszcze nie wypada z gry xD
    Ja też mam w zwyczaju szybkiego niełączenia głównych bohaterów, i nw czy to dobrze czy źle :D
    Czekam niecierpliwością na następny :* :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :*
      Następny rozdział się pisze ;)

      Usuń
  7. Dzisiaj zaczęłam to czytać. To opowiadanie jest naprawdę ciekawe i wciągające :) Nie mogę się oderwać.
    Ale dlaczego ona jest z Ianem? :( Zdecydowanie jestem team Rogan :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Grrrrr.... Idź precz łotrze! Ta kobieta kocha innego!

    Musiałam to napisać;D A teraz lecę do następnego, który prawdopodobnie skomentuję bardziej sensownie;D

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)