piątek, 13 grudnia 2013

22 Case APRIL

Gdyby tak zapomnieć o zasadach, co
trzymają w klatce nas.
Gdyby tak, jak w stereo, usłyszeć głos, 
co ciągle woła...

Mrozu, "1000m nad ziemią"




M.K. 
Kocham czekoladę, ale nie wtedy, gdy tęsknię :*




- Mówię ci, zachowuje się dziwnie.
- Wiem, zauważyłam.
Mia wzdycha i zakłada pasemko ciemnych włosów za ucho.
Od godziny siedzimy w "Darcy's" przy ciastkach i kawie. Jest czwarta po południu. Brunetka zaraz po pracy przyjechała tu, by ze mną porozmawiać. Dobrze, że zajęcia miałam z samego rana.
- Jak mam mu pomóc? On cały czas mówi, że nic się nie dzieje, ale ja widzę, że coś go dręczy. Wiesz, o co chodzi, prawda?
- Mia, ty także wiesz, sam ci powiedział.
- Ale z pewnością nie wszystko! Wiem, że chodzi o morderstwo Celii, że ktoś ją otruł w drodze do więzienia, ale nic więcej.
- Ja też nie wiem więcej. Ale nie możemy się tym tak martwić, sam burmistrz powołał specjalną komisję śledczą, by wyjaśniła to morderstwo.
- Tak, wiem, po prostu...- wzdycha.- Martwię się o Logana, trochę nie umie sobie poradzić po tym, czego się dowiedział.
Dotykam jej dłoni.
- Twój brat to silny psychicznie mężczyzna. Poradzi sobie z tym na swój sposób, po prostu daj mu czas.
- Masz rację, jak zawsze. Dziękuję- tuli mnie.
Słyszymy dźwięk nadchodzącego SMS'a.
- To Henry. Pisze, że się spóźni na spotkanie. O matko, a ja o nim kompletnie zapomniałam! Muszę już iść.
Cmokam ją w policzek.
- Do zobaczenia.
- Pa, piękna!- krzyczy na pożegnanie i dość energicznie opuszcza lokal, omal nie uderzając drzwiami nadchodzącego klienta.
Uśmiecham się.
Mimo wszystko Mia zawsze jest sobą.
Przez chwilę obracam na środkowym palcu srebrny pierścionek z czarnym oczkiem. Bynajmniej nie jest to prezent od Iana, nie kupiłby mi pierścionka za 20 dolarów, to ujma na jego osobistej dumie. Kupiłam go sobie w ostatni weekend, na małym kramie w Queens. Kobieta, która mi go sprzedała, z uśmiechem przyjęła banknot i powiedziała: "Czerń nie zawsze oznacza ciemność".
Ciekawego, co takiego miała na myśli.
James, gdy dowiedział się, ile dałam za ten "złom ze świecidełkiem", chwycił się za głowę. Stwierdził, że lepiej byłoby, gdybym te pieniądze włożyła w rodzinny biznes, na przykład kupując ponad trzy kilo amorek lub obiad dla dwóch osób. Odpowiedziałam mu, że te pieniądze i tak pochodzą z mojej restauracyjnej pensji i mi ich nie oddam. Tylko się tym uśmiał.
Sprzątam po nas naczynia i wynoszę do kuchni, gdzie Bobby mimo jeszcze nie późnego popołudnia gotuje tajską zupę. Piękny zapach, ale  dania nie próbuję. Nie przepadam za krewetkami.
Kładę naczynia do zlewu i myję, przysłuchując się rozmowie naszego szefa kuchni i jego młodego ucznia, Chrisa.
Chłopak ma siedemnaście lat, chodzi jeszcze do liceum.ale pracuje już u nas, a raczej stażuje. bo chce mieć dobry zawód, a szkoła mu go nie da. Robi przepyszną warzywną lasagne i lody malinowe, może zatrudnimy go za jakiś czas na stałe.
- Cześć, Rose- uśmiecha się do mnie.- Co słychać?
- Cześć, Chris- odwzajemniam uśmiech.- Od wczoraj niewiele się u mnie zmieniło, ale miło, że pytasz.
Wycieram talerzyki i chowam do szafki, tak samo postępuję ze sztućcami i filiżankami. Po chwili nie mam zbyt wiele do zrobienia, więc nakładam sobie na duży talerz taką wczesną kolację- wielgaśną porcję zapiekanki a'la Grey.
- A i muszę ci coś powiedzieć, Christoperze.
Na dźwięk swego pełnego imienia chłopak się wzdryga i nieznacznie napina mięśnie.
- To dotyczy twojego tiramisu. Następnym razem, gdy będziesz je robił, proszę cię...
Siedemnastolatek chowa twarz w dłoniach.
- Błagam cię, nie mów mi tego.
Rozśmiesza mnie swoim dramatyzmem, parskam śmiechem.
- Proszę, być zrobił go więcej!
- Co? Naprawdę?- jego oczy są  duże, ciemne i roześmiane.
- Naprawdę. Lepszego nie jadłam.
W dwóch krokach pokonuje dzielącą nas odległość i mnie ściska.prawie podnosząc z ziemi.
Przypomina mi tym Jacoba B.
Śmieję się nadal. To wróży mi dobry wieczór.
- Możesz mnie już puścić, Chris.
Wypuszcza mnie z objęć, za to dostaję od niego soczystego buziaka w policzek.
- No już, chłopcze- upomina go kucharz.- Nie zapominaj, panienka Rose jest już w szczęśliwym związku z pewnym młodym mężczyzną. Lepiej, byś mu nie dawał powodów do rozpoczęcia pojedynku o serce tej damy.
Wraz z Chrisem dostajemy głupawki. Bobby tak komicznie naśladuje brytyjski akcent, że aż muszę się oprzeć o blat, na który wcześniej położyłam talerz z jedzeniem.
- Z czego się tak śmiejecie, dzieciaczki?- pyta, niby zdziwiony, ale widzę, że sam uśmiecha się pod nosem.
W towarzystwie nastolatka i kucharza spędzam następne kilka godzin, siedząc na blacie, zajadając się pyszną zapiekanką, obserwując chłopaka przy pracy, słuchając jego opowieści o szkole, kolegach, dziewczynach i rodzeństwie. Ma młodszego brata w siódmej klasie i ośmioletnią siostrę. Lubię o nich słuchać, mimo, że uświadamia mi to, co być może utraciłam wraz ze stratą rodziców- szansę na rodzeństwo.
Ale mam przecież przyjaciół, oni są moim rodzeństwem mimo braku więzów krwi.
Czasami wychodzę do restauracji z zamówieniami.
Koło dwudziestej do pracy przychodzą Kelly, Fiona i Margaret. Clara czeka już na nie w kuchni z rękami na biodrach. Ma na sobie luźną, kremową bluzkę, która maskuje jej brzuch. To już piąty miesiąc. Mam nadzieję, że moja kuzynka nie ubzdura sobie pojawić się na tym świecie wcześniej niż w terminie. I że jej rodzice wymyślą dla niej lepsze imię niż Frederica Constance.
Wraz z Chrisem obserwujemy, jak brunetka daje kelnerkom naganę i ponownie mamy powód do śmiechu.
To jeden z najprzyjemniejszych wieczorów od dłuższego czasu, gdy nie muszę się martwić studiami, kolejną randką czy morderstwem.
Po dziewiątej Bobby każe iść Chrisowi do domu, bo jutro rano ma szkołę. Na szczęście nie musi się martwić pracą domową. Podczas, gdy on pięknie układał na talerzach kolejne dania dla klientów, rozwiązałam mu całe zadanie z trygonometrii, napisałam list na hiszpański i esej na angielski na temat pozytywnego wpływu literatury klasycznej na młodych Amerykanów. Należy mu się za całą jego pracę.
Stojąc w drzwiach z kuchni na zaplecze, którymi wychodzą pracownicy, a także ja czasami, rzuca mi jeszcze jedno spojrzenie.
- Masz naprawdę cudowny śmiech, Rose.
- Dziękuję, Chris.
- W ogóle jesteś piękna.
Uśmiecham się tylko.
Podchodzi do mnie tak samo szybko, jak parę godzin temu i przytula.
Nieśmiało oddaję uścisk. Jest wyższy ode mnie kilka centymetrów.
- Wiem, że nie powinienem się pakować w takie coś, w końcu jesteś ode mnie cztery lata starsza, ale mi się podobasz- nie uznaję jego słów za zbytnią bezpośredniość czy chamstwo, chłopak  jest po prostu szczery.
- Miło mi to słyszeć, ale wiesz, że nie udałoby się to nam, mimo zmian.
- Wiem, jestem tylko twoim smarkatym kumplem.
- Nie, jesteś moim misiowatym, genialnie gotującym kumplem- daję mu całusa w policzek, na co wyraźnie się rozpromienia.
- To  świetnie. Pójdę już, mama się wścieknie, jak nie wrócę przed dziesiątą.
- Uważaj na siebie.
Dobrze, że mieszka tylko dwie przecznice od nas.
Opuszcza lokal, ale zatrzymuje się w połowie drogi do głównej ulicy.
- A i jeszcze jedno, Rose!
- Tak?
- Na twoim miejscu dałbym szansę temu detektywowi z ciemnymi włosami, a nie temu lalusiowi, Ianowi- mówi i znika mi z oczu.



                                                                     ***




Nucę i zmywam, chcę choć trochę odciążyć Bobby'ego, by znów nie siedział w restauracji do nie wiadomo której.
Mam dobry humor, co widać.
Kelly śmieje się z opowieści Margaret, a Fiona zjada ostatni kawałek Chrisowego tiramisu. Dziewczyna jest tak szczupła, że z pewnością trochę pustych kalorii jej nie zaszkodzi. Czasami zastanawiam się, jak udaje jej się unieść dość ciężką tacę.
Układam teraz naczynia na półkach, nadal nucąc.
- Oho, ktoś tu ma dobry humor- zauważa Mar.
- Tak, mam- uśmiecham się.
- Jakbyś się prowadziła z takim facetem, jak nasza Rosie, to też byś miała- docina jej Kelly.
Przewracam oczami i wsuwam niesforny loczek za ucho. Fiona zauważa chyba coś interesującego, bo wydaje z siebie okrzyk.
- O matko! Czy to...?- zapowietrza się.
Patrzymy na nią z pozostałymi dziewczynami jak na wariatkę. Nie widząc naszych spojrzeń, podchodzi do mnie z szeroko otwartymi oczami, podnosi do światła moją prawą dłoń i zachłystuje się powietrzem.
- Oświadczył się? Rose, czy ten godny pożałowania prawniczyna ci się oświadczył?
Wzdycham i uwalniam dłoń z jej ucisku.
- Nie, Fiona, nie oświadczył mi się. To by było zdecydowanie za szybko. Tak w ogóle, to to nawet nie jest prezent od niego. Sama sobie kupiłam ten pierścionek.
- Jest bardzo ładny- mówi Kelly.- Pasuje do ciebie.
- Dziękuję.
- Ten twój Ian to naprawdę jakiś dziwny jest. Snob, nierozgarnięty, pewnie ojczulek załatwił mu staż w kancelarii- odzywa się Margaret.
- Dziewczyny, dajcie już spokój. Wiem, że nie przepadacie za Ianem, ale to mój chłopak i proszę was o powstrzymywanie się od kąśliwych uwag na jego temat w mojej obecności.
- No dobra, dobra- kapituluje Fiona.- Ale zgadzam się z Chrisem, powinnaś być z tym przystojnym detektywem o cudnych niebieskich oczach- dwie kelnerki także wzdychają.
Uśmiecham się. Urok bruneta podziałał również na nie.
- Zgodzę się, ma piękne oczy. I uśmiech.
Margaret szturcha Kelly, która się dziwnie uśmiecha i ma podejrzany błysk w oczach.
- Czyżby twój policyjny szef ci się podobał, Rose?
Ponownie przewracam oczami. Jak tylko sobie coś  ubzdurają, trudno jest im to wybić z głowy.
- Nie, ja...
- Och, daj spokój , Rosie. Naprawdę ci się nie podoba?- podpytuje mnie Fiona.
- Uważam, że Logan jest bardzo przystojny, szczególnie, gdy ma trzydniowy zarost i złote iskierki w swoich błękitnych jak niebo oczach, ale nie czuję do niego tego, co wy chcecie, bym czuła. Kocham Iana i jestem z nim szczęśliwa.
Czy aby na pewno?
W mojej głowie pojawia się taka myśl, ale szybko ją od siebie odsuwam.
Koleżanki patrzą na mnie, ale nic nie mówią. Po chwili Fiona wzrusza ramionami.
- No nic, może nie czujesz. To znaczy, że twój detektyw jest w naszym zasięgu. Jak myślisz, lubi śmietankowe cukierki?
- Nie wiem, Fiona, i nie koniecznie chcę to wiedzieć. Powodzenia. Tylko proszę, przestańcie rozmawiać o moim życiu osobistym za moimi plecami, w pracy, potem nawet Bobby tworzy jakieś swoje teorie.
- Czy ja wyczuwam ukrytą groźbę?- śmieje się Kelly.
- Tak. Jeśli usłyszę jeszcze choćby jedną plotkę na mój temat, poproszę Clarę o wyciągniecie konsekwencji z waszych notorycznych spóźnień. Zwolni was.
- Nie zrobisz nam tego.
- Nie, jeśli wy spełnicie moją prośbę.
Margaret wzdycha.
- No dobrze. Jesteś zbyt dobrą manipulantką i szantażystką. Obiecujemy.
Uśmiecham się. Moje małe zwycięstwo.
- Tutaj jest!- słyszymy głos Jamesa.
Odwracam się w stronę drzwi z restauracji, które wujek właśnie zamyka, a przed nimi stoi  nie kto inny, tylko mój ulubiony sceptyk.
 Patrzę na niego, a na moich ustach jawi się delikatny uśmiech. Miło mi go widzieć.
Także się uśmiecha.
- Dobry wieczór paniom.
Kelnerki odwracają się ku niemu porażone aksamitnością jego głosu. Z całej trójki jedynie Fiona zachowuje jako taki rezon.
- Dobry wieczór, detektywie.
- A co wy tu jeszcze robicie?- pyta je James.- Jak widzę, jest już posprzątane, więc idźcie wszystkie do domu. Do zobaczenia jutro, tylko się nie spóźnijcie, Rose nie będzie za was pracować. A ty, Rae, nie zapomnij kluczy i bądź cicho, jak będziesz wracała. Dobranoc wszystkim.
Wychodzi, Clara czeka już na niego w mieszkaniu.
Kobiety się zbierają, ale robią to strasznie wolno, dobrze wiem, dlaczego. Dam im tą przyjemność.
Chcę się odezwać, ale Logan mnie wyprzedza.
- Powinienem zakazać Charlotte odwoływanie spotkań klubu, miałby wówczas pewność, że telefon będziesz miała schowany w kieszeni, a nie w pokoju.
- Przepraszam, byłam dość zajęta w restauracji. Dużo razy dzwoniłeś?
- Raz, ale kapitan, Gomez i Chase przynajmniej po trzy.
- Co mamy?
- Spalony samochód na 21th.
Dziewczyny zbiły się przy nas jak mały tłumik głodny sensacji.
- Dobranoc- mówię twardo, ale z uśmiechem.
Nie są zadowolone, ale wychodzą. Kelly puszcza mi oczko na pożegnanie.
Idę schodami na moje półpiętra, brunet podąża za mną jak cień.
- Chciało ci się tu jechać o takiej porze?
- No cóż, to był jedyny pomysł, jaki przyszedł mi do głowy, by jeszcze dzisiaj dowieźć cię na miejsce zbrodni.
- A ja myślałam, że liczysz na kolejny rabat na amorki.
Uśmiecha się tak, jak tylko on potrafi, a otwieram drzwi do pokoju. Dobrze, że mam porządek.
- Wejdź.
- Nie, Rose, poczekam na zewnątrz.
Przyjmuję bojową postawę.
- Albo i nie- kapituluje i przekracza próg.- Masz bardzo ładny pokój- rozgląda się po nim z zainteresowaniem.
- Dziękuję- otwieram szafę i szukam jakiegoś cieplejszego swetra idealnego na wiosenny wieczór.
Jest, mój ulubiony czarny ze śmiesznym nadrukiem.
Nie chce mi się przejść tych paru kroków do łazienki, ściągam więc bluzkę, stojąc tyłem do mężczyzny.
- Czy to są twoi rodzice...- słyszę jego głos, nie dokończone pytanie.
Odwracam się ku niemu, na górze mając jedynie czarny stanik.
Osz kurde.
Lustruje mnie przez chwilę wzrokiem, po czym znowu patrzy mi w oczy. Nie widzę w nich zawstydzenia, a zachwyt i to nienazwane uczucie, przeznaczone jedynie dla mnie.
Moja twarz pokrywa się lekkim rumieńcem.
Trzyma w dłoni ramkę ze zdjęciem.
- Tak, to moi rodzice- mówię i szybko zakładam przez głowę sweter.
- Jesteś bardzo podobna do swojej mamy.
- Wiem.
Jestem mu wdzięczna za przemilczenie ostatniego zdarzenia. Biorę telefon z biurka.
- Jestem gotowa. Możemy już jechać.



                                                                       ***



Jedziemy w ciszy. Sprawdzam telefon. Szesnaście połączeń nieodebranych z policji, dwa esemesy od Pabla, trzy od Kate.
Wzdycham i kasuję połączenia, a później czytam wiadomości. Jest już za późno na odpisanie.
Logan skupiony jest na drodze. Mogę mu się przyjrzeć z ukosa. Naprawdę świetnie wygląda z tym zarostem. Wyczuwa, że mu się przyglądam, uśmiecha się do mnie.
- Z którego treningu wolałabyś zrezygnować, z wtorkowego czy może piątkowego?
- Logan, o czym ty mówisz?
- Słyszałaś. Z którego treningu chcesz zrezygnować?
Zakładam ręce przed sobą.
- Nie wiem, co sobie ubzdurała ta twoja ciemnowłosa głowa, ale nie zrezygnuję z ani jednego treningu.
- Z taką masą tłuszczową są już chyba niepotrzebne- zauważa.- Twój piękny brzuch raczej nie będzie już bardzie płaski.
Lekko pąsowieje.
- Dziękuję. Ale chyba nie musimy o tym wspominać.
- Twoja decyzja.
Na jego wargach gości łobuzerski uśmiech.
Wzdycham.
- Dobrze, widziałeś mnie bez koszulki, ale to nie znaczy, że masz o tym ciągle wspominać.
- Nie odbieraj mi tej zabawy.
- Nie odbiorę, jeśli zobaczę twój nagi brzuch.
- Możesz w każdej chwili.
Wiem, że prowadzimy tę konwersację  zabawnym tonem, ale czuję jakieś napięcie między nami. W oczach Logana pojawiają się złote iskierki. Nie chcę odwracać od niech wzroku, ale im bardziej w nie patrzę, tym bardziej się rumienię.
Odwracam wzrok ku oknu i podziwiam nocne niebo Manhattanu.
- Piękny pierścionek- ponownie słyszę jego głos.- W gotyckim, romantycznym stylu. Bardzo ci pasuje.
- Dziękuję.
- Ian już go widział?
- Skąd pewność, że to nie prezent od niego?
- Nie wydaje mi się, by wpadł na pomysł kupienia tak oryginalnego pierścionka, raczej kupiłby srebrny z brylantem.
- Nie, nie widział go. W ogóle nie widzieliśmy się od piątku.
- Dlaczego?
Patrzę na niego, on także na mnie zerka.
- Przepraszam, nie musisz odpowiadać.
- Nie masz za co. Właściwie to nie wiem, dlaczego. Nie pisał ani nie dzwonił, a ja także nie czuję potrzeby, by do niego dzwonić.
- Wow. Sześć dni bez siebie. Jak to znosisz?
- A nie widać?- uśmiecham się.- Mam więcej czasu dla znajomych, mogę popracować w restauracji, a także pojawiać się na zajęciach. Umiem bez niego żyć.
- Czyli może to jeszcze nie jest miłość- stwierdza, parkując na chodniku przy 21th.
- Albo to prawdziwa miłość oparta na całkowitym zaufaniu- wyrażam swoją opinię.
Patrzy na mnie, ale nic więcej nie mówi.
Opuszczamy samochód i idziemy wzdłuż ulicy, dwieście metrów od nas dostrzegam Adama i Diego.
- Dobry wieczór, Rose- wita mnie zielonooki.
- Dobry wieczór- odpowiadam.
- Jak to jest, że możemy dzwonić do ciebie ile wlezie, a tylko szefowi udaje się sprowadzić cię na miejsce zbrodni?- pyta Gomez.
Zerkam na Logana.
- Ma swoje sposoby.
Koledzy wymieniają ze sobą spojrzenie. Nie chcę wiedzieć, co im przyszło na myśl.
- Możemy zobaczyć ciało?- pyta niebieskooki.
- Raczej jego szczątki- prostuje Adam.- Za mną.
Idziemy kawałek. Na lewym pasie po skosie strażacy zbierają swój sprzęt, a pani patolog próbuje w spalonym pojeździe znaleźć cokolwiek.
- Dobry wieczór, Susan- witam się z nią.- Jak się miewa Ethan?
- O, cześć, Rose- uśmiecha się blado.- Powiem ci później. Dobry wieczór, Logan.
- Witaj, Sue. Udało ci się coś znaleźć?
- Niestety. Mogę jedynie domyśleć, że był to mężczyzna, sądząc po wysokości szczątków. Tożsamość będę wam mogła podać, jak zrobię badania i znajdę go po karcie dentystycznej.
- Jacyś świadkowie?
- Policjant drogowy- informuje Diego.- Powie wam, co widział. Panie Hathaway!
Podchodzi do nas czterdziestoparoletni mężczyzna średniego wzrostu w policyjnym uniformie.
- Dobry wieczór. Detektyw Logan Henderson, a to panna Rose Bennett- przedstawia nas brunet.
- Jonathan Hathaway.
Wymieniamy uściski dłoni.
- Proszę nam opowiedzieć, co się wydarzyło.
- Jechałem na patrol, gdy z naprzeciwka wyjechał samochód. Musiałem zrobić unik, by we mnie nie walnął. Miał dobrą prędkość, ale jechał zygzakiem. Włączyłem koguta, zawróciłem i pojechałem za nim. Po iluś metrach go wyprzedziłem, ustawiłem samochód bokiem jako blokadę. Wyszedłem z samochodu, trzymając w górze pistolet. Auto jechało w moją stronę tracąc prędkość, gdy nagle wybuchło. Nie wiem, jak, ale wybuchło.
- Dziękuję. Proszę, by złożył pan te same zeznania detektywowi Chase'owi. Rose, porozmawiaj z którymś ze strażaków. Ja przyjrzę się jeszcze miejscu zbrodni.
- Dobrze.
Idę ku ubranemu w pomarańczowy mundur mężczyźnie.
- Przepraszam.
Odwraca się ku mnie.
- Rose Bennet, NYPD- pokazuję plakietkę.
Wyciągam dłoń i  ściska ją.
- Wayne Bowm. W czym mogę pani pomóc.
- Czy przy wraku zauważyliście państwo ślady materiałów wybuchowych? Czy jesteście w stanie ocenić, jaki był to rodzaj bomby?
- Oczywiście, panno Bennett- uśmiecha się.- Szczególnie, że nie było żadnej bomby.



-----------------------------------------------------------------------


Dzień dobry, moje Dziubaski kochane! :)

Piosenka Mroza- "mój" środowy (04.12) poczwórny budzik o 05.45.
Monika (moja genialna, kochana współlokatorka :D ) sobie go ustawiła i słyszała jedynie raz.
Świetne wyrwanie ze snu.

Co do pierścionka, pojawia się, bo właśnie sobie taki kupiłam i chciałam, by także dla Rose coś znaczył. Niestety, nie udało mi się znaleźć jego zdjęcia, a szkoda.

Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam brak perspektywy z punktu widzenia Logana. Opuściłam ją sobie w tym rozdziale, bo wydała mi się zbędna. W następnym się pojawi ;)

Przepraszam za wszelkie literówki.

Miłej lektury! :)


16 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!
    Uwielbiam te rozmowy Logana z Rose w samochodzie :D Chociaż śmieszniejsza była konwersacja dziewczyn ;) Skąd ja to znam :)
    Zdziwił mnie koniec, ale zapewne o to ci chodziło ;D Jak to nie ma bomby? Nie rozumiem, ale znając ciebie w kolejnym rozdziale wszystko się wyjaśni :)
    Brak perspektywy Logana zupełnie mi nie przeszkadza. My też czasem musimy od niego odpocząć tak, jak Rose ;)
    Gratuluję rozdziału! :* Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też uwielbiam ich rozmowy w samochodzie :D Te najlepiej mi się tworzy.
      Nie, nie ma bomby :) Przypomniał mi się jeden odcinek "Mentalisty" i na jego podstawie tworzę tą sprawę.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. O jezus ! Nie wierzę ! Piszesz naprawdę niesamowite ! :D Hehe. Uwielbiam Logana. ;D . A ten koniec.. No hmm... Pewnie tak miało być i spoko. :D . Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału . Tak wspaniała dziewczyna nie może nie wykorzystywać swojego talentu ! ♥ . Więc z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział , który , mam nadzieje pojawi się jak najszybciej !
    Czekam . ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział 23 najpóźniej w Wigilię :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. O ludzie! Niech mnie ktoś trzyma, bi zaraz padnę z wrażenia! To jest boskie ♥♥♥ już nie mogę się doczekać na nn
    LOFFCIAM CIĘ :* :* :* :* :* :* :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje bardzo za dedykacje :* <3
    Kolejny rozdział jak zawsze ciekawy :)
    Może kiedyś wydasz własną książkę, która to okaże się hitem :) :*
    M.K

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ją napiszę, to dedykacji nie dostaniesz, nie licz na to :P

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Jesteś genialna. Zawsze twoje opowiadanie poprawia mi nastrój czekam na nn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się :) Następny pojawi się do Wigilii.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  6. Świetny. Kiedy będzie Rogan?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdradzę ;)
      Muszę mieć swoje tajemnice :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. Rozdział zarąbisty ;D
    Naprawdę masz WIELKI talent :D
    Wszystko masz świetnie przemyślane i zaplanowane :D
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału! <33333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja chcę rozdział jak najszybciej napisać, a trochę brak mi weny.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  8. Loganowi chyba należą się moje przeprosiny. Okazało się, że jednak pomyślał i nie wyłączył tego dyktafonu. To przywróciło mi wiarę w niego i jego zdolności. Czasem ta moja wiara słabnie, tym bardziej gdy okazuje się, że bez pomocy Rose nie jest w stanie czegoś zrobić. No, ale teraz pokazał, że jednak jego sprawy osobiste nie zaważyły na dobru śledztwa, więc zwracam mu honor. Swoją drogą, ciekawa jestem czemu ta baba została otruta? Czyżby się komuś naraziła? Będzie o tym jeszcze potem?:D

    Zgadzam się z dziewczynami, że Rose powinna wybrać Logana. Ale w sumie co tu wybierać skoro on nie robi żadnego ruchu w jej kierunku. Czuć między nimi napięcie jakie się tworzy między zakochanymi, czuć te motyle i chemię, ale oni nic z tym nie robią. Duszą to w sobie, jakby byli idiotami i nie wiedzieli, co to oznacza. Rose jest w związku, więc nie chce myśleć o innym mężczyźnie, a Logan nie chce podrywać zajętej kobiety. No i mamy błędne koło. Tekst o brzuchu mi się mega podobał:D "W każdej chwili" - cały Logan:D ahahaha

    Wybacz, kochana, że tak wolno nadrabiam, ale ostatnio mam kompletny zapierdziel i sama nie wiem w co ręce włożyć. Postaram się nadgonić, ale zobaczymy jak to będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruda, mnie naprawdę nie zależy, byś nadrobiła Rozważną jak najszybciej. Idź swoim rytmem i zaskakuj mnie komentarzami ;)
      Logan przeprosiny przyjmuje! :P
      O Celii jeszcze będzie, nawet śledztwo jest w jej sprawie podczas śledztwa (?) majowego.
      Relacja Rogan specjalnie jest tak skomplikowana, bo nie chciałam od razu tworzyć z nich pary.

      Usuń

Komentarze mile widziane :)