Szukasz daleko, gdy rozwiązanie masz na wyciągnięcie ręki...
Dla Sherii Castle.
Radzisz nie pisać na siłę, a właśnie przez to siłę znajduję.
Dziękuję, że jesteś :*
Dla Sherii Castle.
Radzisz nie pisać na siłę, a właśnie przez to siłę znajduję.
Dziękuję, że jesteś :*
- Poważnie? Jesteś pewna?
- Może nie w pełni, ale na jakieś 90 % .
Przygląda mi się przez chwilę.
Wzdycham.
- Tak, wiem, to głupia teoria, ale na lepszą nie wpadłam, przykro mi.
Uśmiecha się delikatnie.
- Rose. Przestań. Twoja teoria jest możliwa, tylko potrzebujemy dowodu. Zastanawia mnie jedno. Jakim cudem udaje ci się widzieć to, co zwykli ludzie przeoczają?
- Może nie jestem zwykłym człowiekiem?
- Nie, nie jesteś. Twój poziom intelektualny jest jak zbiór intelektu przynajmniej pięciu osób, twoja empatia wielka jak u świętych i...
- Teraz ty przestań- przerywam mu, z palącymi rumieńcami na twarzy.
Patrzy na mnie ze złotymi iskierkami.
- Jesteś wspaniała, Rose- mówi, wkładając mi kosmyk włosów za ucho.
A ty mącisz mi w głowie.
Widzę, że chce coś jeszcze powiedzieć, ale na szczęście w tej chwili dzwoni telefon. Brunet podnosi słuchawkę i ustawia na głośnik.
- Cześć, Adam. Mów, co macie.
- Rose miała rację- Logan zerka na mnie.- Blue pozostawił w domu list pożegnalny.
- Przywieźcie go tutaj, proszę.
- Tak jest, szefowo- odpowiada blondyn, a w tle słychać śmiech Gomeza.
Przewracam oczami.
- Byle szybko, bo będzie kara- grozi im Henderson.
- Już jedziemy- mężczyźni rozłączają się.
Logan odkłada słuchawkę, a ja podchodzę do okna.
Błagam, niech mi znów nie słodzi.
- Rose?- słyszę jego głos.
- Tak?
- Masz może ochotę na kawę?
- Raczej na herbatę.
- Jeden earl grey z łyżeczką cukru, rozumiem- uśmiecha się.
- Dziękuję- odwzajemniam uśmiech.
Kiwa głową i wychodzi z biura.
Patrzę przez okno na mknące pod nami samochody i myślę o Ianie. Coś się musiało stać, skoro się nie odzywa.
A telepatia chyba działa.
Dzwoni mój telefon.
Na wyświetlaczu imię mojego chłopaka.
- Cześć, Ian- uśmiecham się do siebie.
- Cześć, Rosie, mój skarbie. Przepraszam, że nie dawałem znaku życia przez tyle czasu, ale musiałem pilnie wyjechać do Waszyngtonu, jestem konsultantem prawnym w pewnej sprawie. Powinienem wrócić w piątek, więc weekend będziemy mieli dla siebie, co ty na to?
- Brzmi fantastycznie. Wyjść po ciebie na lotnisko?
- Jeżeli chcesz. Nie masz pojęcia, jak za tobą tęsknię.
- Ja za tobą też. Bardzo.
- Przepraszam kochanie, ale muszę kończyć, za chwilę mam spotkanie. Zadzwonię jutro.
- Dobrze.
- Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Do usłyszenia.
Kończę połączenie, nadal się uśmiechając. Dwie minuty rozmowy z szatynem, a czuję się o niebo lepiej.
Dzwonił, widzę to. Cholera.
Jestem zapatrzona w drzewo po drugiej stronie ulicy, nie słyszę kroków bruneta.
- Twoja herbata.
Odwracam się ku Loganowi i biorę od niego kubek z napojem. Nasze palce spotykają się na chwilę i jak zwykle czuję ten dziwny prąd.
Co jest z nami?
Logan cofa dłoń i siada do biurka.
- Co słychać u Iana?
Musiał usłyszeć koniec naszej rozmowy lub zauważyć zmianę w moim nastroju.
- Ma się dobrze, dziękuję. Jest w Waszyngtonie, pomaga przy pewnej sprawie jako konsultant prawny.
- Dlaczego wcześniej do ciebie nie zadzwonił?- czy to przesłuchanie?
- Był dość zajęty. Poza tym taka przerwa dobrze nam robi, zaczynamy za sobą tęsknić i cenić wspólne chwile.
Patrzy na mnie, ale nic nie mówi. Czasami boję się jego milczenia.
Słyszymy dźwięk windy, do biura wchodzą nasi koledzy.
No to zaczynamy.
***
- Panno Vazques, panie Malcolm, panie Marks, miło nam, że państwo przybyli. Proszę, niech państwo usiądą- Logan wskazuje im miejsca.
Siadają na przeciwko nas.
Jesteśmy w pokoju socjalnym. Nie warto zajmować tego do przesłuchań, skoro żadne z nich nie jest chociażby naszym podejrzanym, a co dopiero mordercą.
- Przeszukaliśmy dom Dominica Blue'a, znaleźliśmy projekt waszego niewidzialnego drona z listem pożegnalnym.
- Jak to z listem pożegnalnym?- Gabriella blednie.
Patrzę na nią i robi mi się smutno.
- Dominic nie został zamordowany. Popełnił samobójstwo- wyjaśniam.
Vazques mdleje, mężczyźni rzucają się do jej cudzenia, a ja idę do bufetu po szklankę wody.
Gdy wracam, kobieta siedzi już na krześle i ciężko oddycha.
Nie zamykam za sobą drzwi, potrzebne jest nam powietrze.
- Proszę- podaję kobiecie szklankę.
- Dziękuję, panno Bennett- na jej twarz wracają kolory.
Malcolm trzyma kobietę za dłoń, pilnując, by znowu nam nie zemdlała.
- Proszę kontynuować- mówi.
Kiwam głową.
- Możemy stwierdzić, że samobójstwo było w pełni i świadomie zaplanowane. Panie Marks, wspomniał pan, że testy drona szły dobrze, gdy Blue stwierdził pewne nieścisłości w budowie.
- Tak. Przed testami parę razy sprawdzaliśmy parametry maszyny, wszystko zgadzało się z przyjętymi teoretycznymi wymiarami. Nie wiem, co takiego Blue znalazł, że musieliśmy przerwać testy- Vincent kręci głową z niedowierzaniem.
- Tak się składa, że nic- odzywa się Logan.- Pański kolega pana okłamał, by zabrać drona do swojej części laboratorium i ustawić czas lotu. Był przygotowany na śmierć. Zjadł obfitą kolację w najlepszej knajpce, jaką znał, ubrany w najdroższy garnitur, jaki posiadał. Parę minut przed startem maszyny opuścił lokal, włączył odliczanie i odjechał samochodem. Gdyby nie funkcjonariusz Hathaway, który prowadził patrol w okolicy w tym czasie, Dominic umarłby bez świadków, jako nieznany.
- Ale dlaczego?- pyta Vazques, szlochając.- Dlaczego to zrobił/
Wymieniamy z Loganem spojrzenie.
- Z powodu miłości- mówię.- Był w pani zakochany. Ale pani go nie odwzajemniała mimo randki i podchodów. Dominic był współczesnym samurajem. Nieodwzajemnione uczucie oznaczało dla niego stratę honoru, dlatego to zrobił. Dlatego popełnił seppuku.
Kobieta szlocha jeszcze bardziej.
Wyjmuję z teczki białą kopertę.
- Zostawił ją dla pani- podaję ją Gabrielli.
Kiwa głową, bierze ją i przytula do piersi.
To smutne, uświadomić sobie, że się kogoś kocha dopiero po jego odejściu na zawsze.
- Przykro mi- mówię i opuszczam pokój.
***
Jak zwykle, zbieram materiały z tablicy i chowam do kartonu.
Logan pisze raport, a nasi "bracia" piją kawę w bufecie i się obijają.
- Przepraszam.
Odwracam się w stronę dyrektora Malcolma.
Henderson podnosi się z z krzesła , podchodzimy do mężczyzny.
- Chciałbym państwu podziękować za rozwiązanie sprawy- ściska nam dłonie.- Wiem, jak to się skończyło, ale to nie zmienia faktu, że wykonali państwo kawał dobrej pracy. Muszę jeszcze porozmawiać z zarządem, ale i tak planuję nazwać drona na cześć Dominica Tip 1- Blue.
Uśmiecham się delikatnie.
- W taki sposób uczci pan jego pracę, którą uwielbiał i której się poświęcał. To wspaniały gest.
Mężczyzna także się uśmiecha,
- Ludzie powinni pamiętać.
Kiwa głową i wychodzi.
- Do widzenia- szepczę.
Wracam pod tablicę i wzdycham. Ta sprawa lekko mnie wyczerpała.
A muszę jeszcze jechać na trening.
Zamykam karton, biorę go do rąk.
- Idę do archiwum- mówię Loganowi.
Kiwa głową nawet na mnie nie patrząc.
Zjeżdżam windą na parter, przemierzam długi korytarz, otwieram drzwi i schodzę parę metrów w dół.
Moim zdaniem posiadanie archiwum w piwnicy to nie jest najgenialniejszy pomysł, ale chyba lepszego miejsca w budynku nie znajdę.
Kładę karton na półkę oznaczoną numerem sprawy. Przestałam już liczyć, która to moja sprawa tutaj. Wiem, że nie ostatnia.
Pod wpływem impulsu idę wzdłuż półek, szukając tych sprzed pięciu lat.
Nie powinnam być tu zbyt długo, ale coś mnie ciągnie do spraw z czerwca.
Znajduję odpowiedni karton.
PD16/04/06/186
Sięgam dłonią do wieka i...
Nie. Nie mogę.
Cofam dłoń i kręcę głową.
Dlaczego chcę to zrobić? Po co wracać do tego, co było?
Zaciskam dłonie pięści i rozluźniam.
Pora się stąd zmywać.
Wracam na górę zamyślona, bez słowa pakuję rzeczy do torebki. Dobrze, że zabrałam sportowe ciuchy i buty ze sobą, nie muszę teraz wracać do domu, tylko od razu iść polować na taksówkę.
Zarzucam torbę na ramię, nie zauważając bacznego spojrzenia niebieskich oczu.
- Rose?
Patrzę na niego. Stoi przy biurku, jakby na coś czekał.
W jego dłoni dostrzegam kluczyki.
- Może cię podrzucić na trening?
Uśmiecham się delikatnie.
- Chętnie.
Jego uśmiech mógłby powalić na kolana wszystkie studentki Columbii.
- To na co czekamy?
***
Zajeżdżamy pod halę dość szybko, całą drogę słuchając płyty ze składanką Mii, którą dostał od niej na ostatnie święta.
Nie zdradzam mu, że część piosenek na krążku to mój pomysł.
Śmiejemy się właśnie z kawału na końcu płyty, po czym zalega cisza.
Oboje mamy uśmiechy na twarzach.
- Jest jedna piosenka, której mi tu brakuje- Logan patrzy na mnie.
Siedzę bokiem, przede mną jeszcze piętnaście minut siedzenia w samochodzie, zanim będę musiała iść się przebrać.
- Może "B.Y.O.B." lub "Lonely Day"?
- Nie.
- Hmm, a to solo, duet czy zespół?
- Duet.
- Hmm, znam?
- Tak. Śmiem twierdzić nawet, że to jedna z twoich ulubionych piosenek.
Śmieję się przez chwilę.
- Uwierz mi, tym stwierdzeniem nie za bardzo mi pomogłeś.
Unosi lewą brew, jak to ma w zwyczaju, gdy rozmawia z idiotą, nie wierzy rozmówcą lub obie te rzeczy naraz.
- Naprawdę?
- Tak. Jest dość duża pula duetów, które mnie urzekły.
- Ale, o ile pamiętam, tańczyliśmy, jak na razie, tylko do jednego.
Lekko pąsowieję na wspomnienia naszego tańca podczas moich urodzin, a raczej na wspomnienie niedoszłego pocałunku.
Opuszczam wzrok, próbując zebrać myśli.
- All about us- szepczę.
- Tak, tego właśnie mi brakuje.
- Logan, przestań wreszcie, proszę!
Unoszę głos, co jest dla niego zaskoczeniem.
Czuję łzy pod powiekami.
Nie dam im popłynąć.
Jest zdezorientowany.
- Rose, co się dzieje?
Zamykam oczy i głęboko oddycham.
- Przestań mi to robić. Komplementować, być tak czułym i opiekuńczym, troskliwym. Koniec romantyzmu! Nie wiem, co mam robić, gdy jesteś tak blisko, za blisko. Mam chłopaka, którego nie lubisz i najwidoczniej zapominasz o jego istnieniu. Każde wspomnienie o nim w twoich ustach brzmi jak obraza. Co sobie myślisz? Że jesteś od niego lepszy? Na pewno, jeśli chodzi o intelekt, ale nic poza tym. Mam też dość tych ciągłych podwózek, normalnie czekam, aż mi wystawisz rachunek za benzynę. Te nasze całusy i przytulenia, prąd i ciepło... Co jest między nami?
Nie daję rady. Po moim policzku płynie łza.
Logan przygryza wargę, jego oczy są jeszcze bardziej niebieskie, niepewne, czułe.
Ściera łzę z policzka.
- Od grudnia nic się u mnie nie zmieniło, nadal twierdzę, że jesteś w moim typie, ale... nic nie mogę więcej zrobić. Jesteś już z kimś związana. Przykro mi, że mącę ci w głowie.
Patrzę na niego, zszokowana. Jak może to tak mówić, jakby to nic nie znaczyło?
Otwieram drzwi.
- A mnie jest przykro, że nie wykorzystałeś swojej szansy, którą miałeś w chłodni- opuszczam pojazd, trzaskając drzwiami.
Biegnę do drzwi hali, słyszę jeszcze jego głos, woła moje imię, ale się nie odwracam.
Wpadam do szatni lekko zdyszana. Dziewczyny patrzą na mnie, ale nic nie mówią.
Związuję włosy w kucyk, szybko się przebieram, byle tylko nie myśleć o zdarzeniu sprzed paru minut.
Nie zauważam, kiedy podchodzi do mnie Mary.
- Rose? Wszystko w porządku?
Kiwam głową, nawet na nią nie zerkam.
- Rose. Mów.
Patrzę na brunetkę, a w oczach znowu czuję łzy.
Skupiam wzrok na bransoletce na moim nadgarstku.
Mary zajmuje miejsce koło mnie na ławce.
- Chodzi o Iana? O to, że się nie odzywa?
- Nie, nie o niego. Dzwonił, jest w Waszyngtonie, pomaga w jakiejś sprawie, wraca w piątek.
Dziewczyna otacza mnie ramieniem.
- Oj, Rosie. Chodzi o Logana, prawda?
- Tak.
Wzdycham.
- Dosłownie parę minut temu wygarnęłam mu, że mam dość jego zachowania.
Patrzy na mnie.
- Dlaczego?
- Bo mąci mi w głowie. Robi rzeczy, które przestają nosić miano przyjacielskich.
- Czyli robi dobrze.
- Słucham?
Patrzę na brunetkę jak na wariatkę.
- Rose, nie rozumiem. Podczas śledztw dostrzegasz rzeczy, które innym umykają, a nie widzisz tego co się dzieje wokół ciebie.
- O czym ty mówisz?
Przewraca oczami.
- On cię kocha, Rose. Logan jest w tobie zakochany.
***
Czterysta dziewięćdziesiąt siedem.
Czterysta dziewięćdziesiąt osiem.
Czterysta dziewięćdziesiąt dziewięć.
Pięćset.
Wstaję z podłogi, by się napić.
Ćwiczę od półtorej godziny.
Ze złości.
Brzuszki, pompki, podciągania.
Nie mogę jechać do Marka, nie mam z nim dzisiaj treningu.
A przydałby mi się, mógłbym się powyżywać na workach.
Wypijam szklankę wody i nalewam następną.
Ćwiczę bez koszulki, tak jest wygodniej.
Czuję mięśnie, bolą, ale to dobrze.
Ten ból zagłusza inny, głębszy.
Wypijam drugą szklankę.
Mia wychodzi z pokoju z gniewną miną.
- Co ty wyprawiasz? Hałasujesz, nie dajesz mi się w spokoju wyspać.
- Przepraszam, zapomniałem o twojej migrenie.
- Co się dzieje?
- Nic.
Nalewa sobie soku.
- Nie kłam, przecież widzę. Chodzi o Rose?
Wzdycham.
- Dlaczego myślisz, że chodzi o Bennett?
- Po pierwsze, nigdy nie ćwiczysz w domu, zawsze u Marka, po pracy. Po drugie, przy mnie nie mówisz o niej po nazwisku. Po trzecie, jesteś jednocześnie zły i smutny. Oboje dobrze wiemy, kto powoduje u ciebie taki stan.
- Od kiedy to jesteś taka spostrzegawcza?
- Od kiedy moją przyjaciółką jest niesamowita pani psycholog. Powiesz mi wreszcie, co się stało?
- Nie mogę. Sam próbuję to sobie wyjaśnić.
- Ale to coś złego- zauważa.
- Raczej coś niszczącego.
Dzwonek do drzwi.
Zerkam na Mię.
- Spodziewasz się kogoś?
- Nie, a ty?
Kręcę przecząco głową, ściągam z krzesła czarną koszulkę, zakładam ją, otwieram drzwi i...
Nie wierzę.
Ten uśmiech.
Te oczy.
Takie same, jak ostatnim razem, gdy ją widziałem.
- Co ty tu robisz?
- Cześć, Logan. Mogę wejść?
-----------------------------------------------------------------------------------------
Udało się! :)
Na końcu to nie Rose, oj nie nie nie.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńTylko nie mów mi, że Rose wcześniej nie wiedziała, że Logan ją kocha. To niemożliwe, przecież to widać! :) Taka mądra, niestety z ślepym sercem..
Mia wkracza do akcji! I prawidłowo! :D Uwielbiam ją :)
Mam mętlik w głowie. Kto mógł odwiedzić Logana? Jedna z jego byłych dziewczyn? Oczywiście przez głowę najpierw przeszła mi Rose, ale to by było zbyt proste, jak na ciebie :D Drugą osobą o jakiej pomyślałam, była mama Logana i Mii, ale jak tak teraz o tym myślę to.. raczej nie jestem pewna :)
Chwila. Czyżby Rose ciągnęło do sprawy czerwcowej? :) Spełnienie moich marzeń! :*
A co sprzeczki Logana z Rose to uważam, że taka wymiana zdań im się przydała :) Może w końcu sobie wszystko wyjaśnią, poukładają? No chyba, że tajemniczym gościem Logana okaże się jego przyszła miłość, to dopiero będzie xd
Za dużo myślę.
Czekam na kolejny rozdział :) Nie wiem, czy wytrzymam do 17 stycznia :D Niestety, muszę ;)
Kocham, pozdrawiam! <3
O matko, ale komentarz o.O
UsuńNie wiem, na które pytanie mam odpowiedzieć :D
Zacznę od następnego rozdziału, pojawi się on najpóźniej 17 stycznia, nie wcześniej, bo mam do załatwienia pewne sprawy związane ze studiami.
Dobrze myślisz nad postacią :) To będzie dziewczyna, która się już pojawiła (patrz: rozdział 11).
Nie, Rose nie wiedziała, że Logan BYĆ MOŻE ją kocha. Sam jej przecież tego jeszcze nie powiedział, trzeba poczekać do sprawy październikowej, gdy już będzie zmuszony przez świat do wyznania swojego uczucia.
Co do kartonu i czerwca- Rose znalazła karton ze sprawy, w której Logan pomagał, a James został postrzelony. Nawiązanie w rozdziale czerwcowym i październikowym.
Wyjaśnią sobie wszystko dłuugo później, coś czuję, że teraz będzie dużo kłótni, zważając na fakt, że wiem, co będzie w majowej sprawie ;)
Ok, to tyle wyjaśnień ode mnie. Mam nadzieję, że moje plany zbytnio Cię nie zawodzą :)
Dziękuję za komentarz :*
Niech zgadne to będzie new girl friends Logana??
OdpowiedzUsuńOj ale się porobiło. Zapowiadają się kłopoty, a to oznacza kolejne ciekawe rozdziały.
Z zniecierplwieniem czekam na nn;***
Tak, ta dziewczyna będzie PONOWNIE w związku z naszym Panem Czyste- Niebo.
UsuńAle na szczęście nie długo ;)
Kłopoty zawsze spoko, nadają smaczku :D
Dziękuję za komentarz :*
Bardzo podoba mi się rozwój wydarzeń :)Jak zawsze rozdział super :*Już czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńM.K
Dziękuję Ci za komentarz :*
UsuńJak to nie jest Rose na końcu?! :(
OdpowiedzUsuńWidzę, że relacje Rosie i Logana na pierwszy rzut oka się psują, ale ja wiem, że i tak jest coraz lepiej ;)
Czy oni nie mogą w końcu być razem?! Katujesz nas tak od czerwca! :(
Właśnie sobie przypomniałam, jakim Logan na początku był chamem... :O O rany! Grunt, że teraz jest O NIEBO lepszy :)
I widzę, że nasz Loganek za niedługo zacznie się z kimś spotykać ;) Mam dziwne wrażenie, że Bennett będzie zżerała zazdrość ;)
A więc jak zwykle czekam na nn <3
Hahahaha, nie było Cię tu 3 miesiące, a zauważa wszystko, co planuję i niszczysz mi zabawę :P
UsuńBędę Was katować, oj będę :P
Rosie będzie zazdrosna, ale później, jakieś 3 sprawy później, to Logan będzie ponownie zazdrosny o Rose i to bardziej niż ona o niego.
A w sprawie czerwcowej też coś będzie :D
Ale nie zdradzę tego ;)
Logan chamem? Niby kiedy? :D
Cieszę się, że wróciłaś :* Przeczytałaś wszystkie zaległe rozdziały?
Tak jest, kapitanie! ;)) Tak w ogóle to chyba odbije Rose Logana! On jest świetny! *.* Wręcz go uwielbiam! Aż się zaczynam o siebie martwić!
UsuńTylko mi się tutaj nie zadurzaj w panu Hendersonie, bo złamie Ci serce ;)
UsuńDziękuję za dedykacje. Wierm, jak pisze się pod przymus bo czasem tak pisze. A jeśli chodzi o rozdział to jest genialny. Rozumiem Rose. Najpierw nie wykorzystał szansy, a potem jest czuły. Niech wreszcie przestana wokół siebie krążyć, bo powoli może stać się coś złego. nie mogę się doczekać rozdziałow, gdy bedą zazdrośni. Chętnie zobaczę ich w akcji.
OdpowiedzUsuńJESTEŚ GENIALNA I DALEJ TAK TRZYMAĆ.
Dziękuję bardzo za komentarz :*
UsuńWszystko w swoim czasie ;)
Kolejny rozdziały za mną, a mi nadal jest mało. Na szczęście jeszcze kolejne 13 przede mną. :)
OdpowiedzUsuńRose zaczyna mnie drażnić. Czemu ona nie widzi tego, że Logan coś do niej ten teges? No wariatka.
Pozdrawiam i lecę czytać dalej, bo się oderwać nie mogę. :)
Guardian Angel