piątek, 10 stycznia 2014

25 Case (?) Mai

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu.
Mały Książę


On mnie kocha.
Tak, na pewno.
Mary chyba nie wiedziała, co mówi.
On nadal kocha Sheilę.
Pojawiła się znikąd, po prawie trzech latach, a on ot tak przyjął ją z powrotem.
Zaraz złamię długopis, jeśli nie przestanie z nią rozmawiać, zamiast skupić się na pracy.
Wzdycham, odkładam długopis, podchodzę do tablicy.
Patrzę na zdjęcie kobiety z bazy i danych i z miejsca zbrodni.
Uduszona żyłką wędkarską 8 km od zatoki, znaleziona na stacji benzynowej.
Mimo nagrania nie udało się nam stwierdzić tożsamości zabójcy. Także zeznania pracowników stacji nie wiele nam dały.
Od kilku tygodni nie radzimy sobie z kolejnymi sprawami tak, jak na początku naszej współpracy, zawsze dochodzimy do punktu zatrzymania, gdy nie mamy nic.
Ponownie wzdycham i wychodzę do bufetu po kawę. Powinnam ją ograniczać, z powodu małej ilości magnezu w organizmie mam małe problemy zdrowotne, ale potrzebuję kofeiny, a ta w herbacie już na mnie nie działa.
Czekając, aż napój ostygnie, staram się utrzymać w myślach obraz, zdjęcie mojej małej, nieurodzonej jeszcze kuzynki.
Clara zgodziła się na USG w trójwymiarze, teraz ma już pewność, że jej córeczka jest śliczna. Tylko dlaczego jej rodzice nadal chcą ją skrzywdzić imieniem? Nie jestem przekonana do Alberty Margarity.
Zamykam oczy i oddycham.
- Tylko mi tu znowu nie mdlej  .
Nie otworzę oczu, niech wie, że go ignoruję.
- Rose, dobrze się czujesz?
Troska w głosie. Jest blisko mnie, za blisko.
Unoszę powieki, stoi po mojej prawej stronie i... pije moja kawę!
Mam dość takiego wykorzystywania. Chcę opuścić pomieszczenie, ale zaczyna mi się kręcić w głowie, muszę się oprzeć o ścianę. Zaczynam ciężko oddychać, zsuwam się, by dotknąć zimnej podłogi.
Słyszę, jak kładzie kubek na blat i podchodzi do mnie.
Kładę się bokiem, policzkiem dotykam chłodnej posadzki.
Odgarnia mi włosy z twarzy, podwoja rękawy żakietu, ale nie daje rady wyżej niż do połowy przedramienia, ściąga mi go z jednej ręki, delikatnie mnie podnosi i oswobadza z materiału także moją drugą rękę.
Kładzie mnie z powrotem na podłodze.
- Co jej się stało?- brunet chyba nie słyszy głosu Diega.- Logan, co jej się stało?
- Nie wiem- jest przestraszony.  Henderson przestraszony?- Stała przed tablicą, przyszła tutaj, zrobiła sobie kawę, nie wypiła ani łyka, nie wiem czemu,  chciała stąd szybko wyjść, ale nagle oparła się o ścianę, by się po niej osunąć i położyć.
- Jak długo tu leży?- pyta Adam. On też tu jest.
- Jakieś dwie minuty- Logan patrzy na mnie.- Jest przytomna, ale nadal ciężko oddycha. Chase, idź do biura po jej torebkę, Diego, szklankę wody, szybko.
Słyszę ich kroki, ale jakby z oddali, świat nadal się kręci.
- Rose- szepcze.- Rosie. Odezwij się do mnie. Proszę.
Chciałabym, ale nie daję rady.
Podnosi mnie, jestem w jego ramionach.
- Rae...
Przełykam ślinę, gotowa coś powiedzieć, ale przegrywam z czasem.
Spadam w ciemność.



                                                               ****



- Dzwońcie po karetkę! Szybko!- krzyczę do mężczyzn i badam puls szatynce.
Niewyczuwalny.
- Nie, Rosie, nie możesz.
Kładę ją na podłodze i zaczynam reanimację.
Trzydzieści uciśnięć, dwa wdechy.
Diego przychodzi mi z pomocą, uciska klatkę, a ja wpuszczam powietrze do ust dziewczyny, modląc się, by wróciła do nas.
Do mnie.
Adam informuje martwym głosem dystrybutora pogotowia o zdarzeniu, kapitan próbuje uspokoić innych detektywów, mówiąc, że nic się nie stało.
Nie stało?!
Ona nie oddycha! Być może już nie żyje!
- Rose, proszę. Wróć do mnie- szepczę szatynce do ucha.
Zauważam, że Gomez uciska z mniejszą siłą, zmieniam go.
Słyszę dźwięk otwieranych drzwi windy i głos Jonesa.
- Jest tutaj, szybko!
Do bufetu wpada czterech ratowników medycznych z noszami, jeden z nich lekko mnie popycha i zaczyna uciskać klatkę piersiową.
 - Kto to?- pyta inny.
- Rose Bennett- odpowiadam głosem pozbawionym uczuć.- Konsultantka, lat dwadzieścia jeden. Ostatnio miała problemy z niską zawartością magnezu, w zeszłym tygodniu zemdlała na uczelni. Jest nieprzytomna od jakiś siedmiu minut.
- Defibrylator, biegiem- rozpina koszulę szatynki.
Młody ratownik podaje starszemu koledze urządzenie.
- Sto volt, na trzy.
Pierwszy wstrząs, sprawdzenie pulsu.
- Daj więcej!
Drugi wstrząs.
Nic.
Rose, błagam! Nie rób mi tego!
- Daj na dwieście.
Trzeci wstrząs.
- Mamy puls, szybko, nosze!
Kładą ciało dziewczyny i jadą z nią ku windzie.
- Kapitanie- podbiegam do Jonesa.- Czy mogę...
- Logan, co ty tu robisz? Jedziesz z nią, ja poinformuję Jamesa.
- Dziękuję- biegnę do windy.
- Do którego szpitala ją zabieracie?- pyta jeszcze Ben już z telefonem przy uchu.
- Do Harlem Hospital.
Zjeżdżamy na dół, wsiadamy do ambulansu i jedziemy na sygnale najszybciej, jak tylko możemy.
- Tu dyżurka 51, mamy młodą kobietę, zaburzona praca serca, 7 minut nieprzytomna, przygotujcie miejsce- mówi jeden z ratowników do krótkofalówki.
Trzymam Rose za rękę całą drogę do szpitala.
Wbiegamy do szpitala, lekarz już na nas czeka.
- Szybko, na salę! Pan musi tu zostać.
Stoję na korytarzu, wpatrzony w drzwi, za którymi zniknęła moja przyjaciółka.
Parę minut po mnie do szpitala dociera McLeen.
- Co z nią? Co się stało?
Relacjonuję mu wydarzenia ostatniej godziny, blednie, siada na krześle i wzdycha.
- Rosie, moja biedna Rosie.
Nie wiem, jak go pocieszyć.
Dzwonię do Mii, Kate i Pabla, całej trójce zostawiam wiadomości na pocztach głosowych, jako jej przyjaciele powinni wiedzieć.
Po półgodzinie wychodzi do nas lekarz.
- Panowie są rodziną 21-latki z zatrzymaną akcją serca?
- Jestem jej wujem, a to jej szef- mówi James.
- Stan dziewczyny jest krytyczny. Unormowaliśmy pracę serca, ale zapadła w śpiączkę. Na razie nie wiemy, co jest tego przyczyną.
Klepie blondyna po ramieniu, po czym odchodzi.
Mężczyzna kryje twarz w dłoniach, ponownie siadając.
- Nie martw się, James, wyjdzie z tego. Dobrze wiesz, jaka jest silna.
- O to, że się obudzi, to się nie martwię. Boję się tylko, w jakim stanie do nas wróci.
- Dzwoniłeś do Iana?
- Nie, nie mam jego numeru.
- Za to ja mam jej torebkę. Poinformuję go.
Wyciągam telefon szatynki, szukam w kontaktach numeru telefonu jej chłopaka. Jestem zdziwiony, że ma go zapisanego jako "Ian", gdy mnie jaki "Logan <3".
Czuję ciepło wokół serca. Rosie.
Wracam do numeru Iana i naciskam zieloną słuchawke.
- Hej, skarbie. Co tam?
On nic nie wie.
- Rose, jesteś tam?
Biorę głęboki wdech.
- Ian, tu Logan Henderson. Rose straciła przytomność w pracy. Jest w Harlem Hospital. W stanie krytycznym.
Po drugiej stronie zalega cisza, a później krzyk.
- Zabiję cię!
Mężczyzna się rozłącza, a ja zajmuję miejsce obok Jamesa.
Czekamy na jakiekolwiek wieści.



                                                                 ****



Dziwne.
Ciemność ustąpiła jasności.
Nie takiej rażącej oczy.
Białej.
Jestem sama.
Ja i moja podświadomość.
Przed moimi oczami przewijają się zdjęcia ostatniej sprawy, jakby z zewnątrz oglądam rozmowy ze świadkami i podejrzanymi.
Wszystko układa się w całość.
Kłamstwo i niewiedza.
Znam motyw i winnego.
Mogę wrócić do świata żywych.
Chcę.
Muszę.



Leży na szpitalnym łóżku, podłączona do kroplówki i maszyn, których nie znam.
Wygląda, jakby spała.
Jest blada, ma zamknięte oczy, brązowe włosy rozsypane po poduszce..
Oddycha za nią respirator.
Nieruchoma, z rękami ułożonymi wzdłuż ciała.
Taka drobna, krucha.
Boję się podejść bliżej, James siedzi przy niej, głaszcze po głowie, płacze i prosi dziewczynę, by się obudziła, by do nas wróciła.
Mam wielką ochotę bić głową w ścianę, intuicja mówi mi, że być może zawiniłem, przecież zareagowała tak gwałtownie, gdy zauważyła, że piję jej kawę.
Gdybym mógł, sam bym sobie strzelił w twarz.
Słyszę czyjeś głośne krzyki na korytarzu i gniewny głos, ktoś otwiera drzwi.
Moje nabożne życzenie staje się faktem.
Cios Iana jest tak mocny, że robię parę kroków w tył, trzymając się za krwawiący nos.
Jest wzburzony, aż kipi nienawiścią, obie dłonie ma zaciśnięte w pięść.
Gdyby nie lekarz wbiegający do sali i James, szatyn rzuciłby mi się do gardła.
- To twoja wina! To przez ciebie tu leży! Przez ciebie omal nie umarła!
Przyjmuję te oskarżenia ze stoickim spokojem, jestem pewien swojej winy.
- Wiem.
- Co jej zrobiłeś?
- Nic, ja...
- Wynoś się stąd!- grzmi.- Nie masz prawa tu przychodzić. Dla niej jesteś nikim!
Nikim? Nie wydaje mi się, ale wychodzę z sali.
James wybiega za mną.
- Logan, poczekaj! Nie słuchaj tego idioty, wiem, że Rose chciałaby, byś przy niej był.
- Wiem, James, dzięki, ale i tak potrzebuję kogoś, kto opatrzy mi nos.
- Zadzwonię do ciebie, jak tylko Ian opuści szpital.
- Dobrze. Na razie.
Idę dość opustoszałym korytarzem, szukając pokoju pielęgniarek, krew przesiąkła przez jedyną chusteczkę, jaką znalazłem w kieszeni.
Widzę młodą kobietę w lekarskim uniformie.
- Przepraszam.
Patrzy na mnie.
- O mój Boże! Co się panu stało?- otwiera drzwi po swojej prawej stronie.- Proszę tu wejść.
Wchodzę do pomieszczenia.
- Proszę siąść na kozetkę.
Ubiera rękawiczki jednorazowe, jest bardzo przejęta.
Podchodzi do mnie z kawałkiem waty.
- Proszę tym tamować krwotok, obejrzę, czy nie doszło do uszkodzenia nosa.
Robię tak, jak prosi, trzymając głowę lekko pochyloną do przodu, nie do tyłu.
Sprawnie, ale delikatnie naciska na noc, nie czuję bólu.
- Na szczęście nie jest złamany. Musiał pan kogoś bardzo zdenerwować, skoro pana tak mocno uderzył.
- Raczej powinien mi być wdzięczny, ale mnie nie lubi.
- Pan przyjechał z tą dziewczyną, co teraz leży w śpiączce?
- Tak.
- Musi pan ją bardzo kochać, skoro tu z nią siedzi mimo jej stanu.
- To nie jest moja dziewczyna.
- Ale... myślałam... Przepraszam. W takim razie musi być pan jej dobrym przyjacielem.
- W zasadzie jestem jej przełożonym. A to- wskazuję na nos.- Zrobił mi jej chłopak.
Jej źrenice się rozszerzają.
- Przecież to napaść! Musi to pan zgłosić na policję!
- Tak się składa, że pracuję w policji.
- O, to już wypisuję kartę obdukcji!
Zajmuje się papierkiem, a ja wyrzucam watę do kosza i zerkam w lustro. Mam lekko opuchnięty policzek, ale to zejdzie.
Kobieta zerka na mnie i z małej lodówki wyjmuje kompres.
- Niech pan przyłoży.
- Dziękuję.
Spędzam w gabinecie dr Kidman, bo tak się nazywa kobieta, jeszcze dziesięć minut. Pyta o moje dane, nazwisko lekarza rodzinnego. Odpowiadam, ale mimo jej ładnej aparycji, nie mogę przestać martwić się o Rosie.
Dawno się tak nie bałem.
A co, jeśli ona już nie wróci?



                                                                 ****



Nie wiem, ile czasu minęło, od kiedy spadłam w ciemność.
Nie umiem.
Nie umiem. się obudzić.
Nadal sama, chociaż...
Czuję czyjś dotyk, jakby... głaskanie?
Nadal niczego nie słyszę.
Ale jestem już spokojniejsza, wiem, że nie zniknęłam na zawsze.
Jeszcze raz próbuję poruszyć kończynami, najpierw palcami stóp, później rąk.
Tak jakby bariera puszcza, palce dłoni odrywają się od prześcieradła.
Mam tylko nadzieję, że ktoś to zobaczy.



Informuję Jamesa SMS-em, że wracam do pracy, ma dać znać, gdy tylko stan szatynki ulegnie poprawie. Jadę na posterunek tak ostrożnie i wolno, że inni kierowcy urządzają mi koncert klaksonów.
Wjeżdżam na szóste piętro odrętwiały, już czuję, że na niczym się dzisiaj nie skupię.
Wchodzę do biura. Mężczyźni patrzą na mnie, obaj z mieszanką sprzecznych uczuć.
- Co z nią?- pyta ochrypłym głosem Adam.
- Przywrócono jej podstawowe funkcje życiowe, unormowano pracę serca i podpięto kroplówkę. Niestety, jej stan jest krytyczny, oddycha za nią respirator. W dodatku jest w śpiączce. Lekarze na razie nie mają pojęcia, co jest tego przyczyną.
Podchodzę do okna, wyglądam na ulicę.Wszystko, co robię, jest wysnute z wszelkich emocji.
- A co z tobą? Twoją twarzą?
Uśmiecham się krzywo pod nosem.
- Ian musiał się na kimś wyżyć.
- I oczywiście padło na ciebie.
 Zwracam się ponownie twarzą do nich.
- Mamy coś w sprawie? Cokolwiek, co pomoże nam ją wreszcie zamknąć?
- Sue udało się  znaleźć numer seryjny żyłki, którą uduszono denata. Została zakupiona przez Jamie'go Ronalda.
- Jakieś powiązania z ofiarą?
- Żadne. Nie byli krewnymi ani znajomymi, nie wydaje mi się, żeby w ogóle kiedykolwiek się spotkali- mówi Gomez.
Wzdycham.
- Skontaktowaliście się z nim?
- Tak, jest w pokoju nr 16, gdybyś chciał z nim rozmawiać.
- Dzięki.
Idę korytarzem, nadal myśląc o szatynce. Chciałbym pojechać do niej jeszcze dziś.
Otwieram drzwi do pokoju. Przy stole siedzi pięćdziesięciokilkuletni mężczyzna, słysząc dźwięk otwieranych drzwi, podskakuje na krześle.
- Dzień dobry, jestem detektyw Henderson.
- Jamie Ronald. Dlaczego tu jestem?
- Czy miesiąc temu zakupił pan żyłkę wędkarską w sklepie "Ocean's Paradise"?
- Tak, kupiłem. Jednak po paru użyciach się starła, chciałem ją wyrzucić, ale zaczepił mnie jakiś inny wędkarz, poprosił, bym mu ją dał. Zapłacił mi nawet połowę jej ceny, więc się zgodziłem. Nie wiem, na co by mu była potrzebna, ale z drugiej strony to nie moja sprawa.
- Mógłby mi pan opisać tego mężczyznę?
- Hmm, średniego wzrostu, brązowe włosy i czarne oczy, strasznie blady, bardzo szybko mówił.
Opis kogoś mi przypomina.
Wyjmuję z teczki zdjęcie szefa denata.
- Czy to on? Jemu pan odsprzedał żyłkę?
- Tak, to on.
Nareszcie przełom.
- Dziękuję za pański czas i pomoc.
Wypuszczam mężczyznę i informuję kolegów, co mamy.
Próbujemy się skontaktować z podejrzanym, ale nie odbiera telefonu, nie zastajemy go też w jego domu.
Kończę pracę późnym wieczorem.
W mieszkaniu zastaję Mię z czerwonymi oczami, przytulam ją.
- Byłaś u niej?
- Tak, bez zmian. Matko, ona nie może umrzeć.
- Nie umrze. Ma dla kogo żyć.
Zasypiam bardzo późno, do pracy zmierzam jak zombie.
Kapitan proponuje mi dzień urlopu, ale odmawiam.
James poinformował mnie, że O'Laughlin nie odstępuje łóżka Rose. Lepiej, żebym się tam nie pokazywał.
Dzień na komisariacie nie przynosi niczego nowego.
Mogę odespać prawie bezsenną noc.
Budzi mnie dźwięk telefonu.
- Henderson, słucham.
- Logan, to ja- słyszę głos Jamesa.- Powinieneś przyjechać do szpitala.
- Ian jest?
- Tak, właśnie poszedł po kawę.
- Raczej nie przyjadę.
Ktoś coś mówi, słyszę szum, a potem głos, dla którego chcę żyć.
- Zbieraj się z tej sofy i migiem mi tutaj- mówi, a mnie serce rośnie w piersi.- Inaczej nie dowiesz się, kto zabił i dlaczego.



----------------------------------------------------------------------------------
Hejka! :D

Rozdział dzień wcześniej niż to było planowane, ale potrzebuję mieć wolny weekend dla nauki.
Podoba mi się perspektywa Logana :)
Mimo obejrzenie wszystkich odcinków dr. House'a, moja wiedza medyczna jest uboga, więc proszę się nie czepiać ;)

Kolejny rozdział... Nie mam pojęcia, kiedy. Jak wiecie, studiuję, jest styczeń, co dla mnie oznacza sesję. Planuję zacząć się od jutra uczyć, mam 4 egzaminy, a materiału w cholerę.
Będę Was w "INFO" informowała o postępach w pisaniu.

Przepraszam za wszelkie literówki.

Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

Miłej lektury :) 





20 komentarzy:

  1. Niesamowity rozdział!
    Mi również podoba się perspektywa Logana :) Przyjemnie się czyta o jego miłości do Rose :D A poza tym sprawa czerwcowa coraz bliżej! Już nie mogę się doczekać, co tam wymyślisz! W tym rozdziale przerosłaś samą siebie! Co jest Rose? Czy to poważne? I mogę stwierdzić, że Ian mnie wkurza :D W końcu! W końcu go nie lubię! xD Na jakiej podstawie oskarża Logana?! Przyjaciela jej dziewczyny, który zrobiłby dla niej wszystko?! Ale nie ma się co martwić! Sprawa czerwcowa, łuhu! :D
    A! I jeszcze chciałam wspomnieć, że [nie wiem, czy zauważyłaś], ale zaszła miła zmiana w perspektywie Logana ;) Prowadzi "obfite" przemyślenia bez potrzeby ćwiczeń! :D Tego się nie spodziewałam :D
    Ogólnie rozdział BARDZO udany i jak zwykle trzymający w napięciu :) Gratuluję! Kocham :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, nie, nie zauważyłam :D
      Przecież Logan jest inteligentny, umie myśleć w różnych sytuacjach ;)
      Też się nie mogę doczekać sprawy czerwcowej, ale najpierw trzeba namieszać w tej.
      Co z Rose? Dowiesz się w kolejnym rozdziale :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Niesamowite... udało mi się wpaść na twój blog zupełnie przypadkowo, i uznałam że sprawię sobie mały spoiler w postaci przeczytania dalszego rozdziału. Nie zawiodłam się. jest naprawdę świetny! Od dzisiaj obserwuję Cię *-* Masz bardzo fajnego bloga :3 :> Mam także mini pytanie, czy mogłabyś skomentować mój prolog? Bardzo zależy mi na szczerej opinii. :) I dopiero zaczynam pisać więc chciałabym sprawdzić czy piszę w miarę znośnie ;) LINK : http://kill-me-with-a-smile-on-the-face.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :)
      Cieszę się z kolejnego nowego czytelnika :D
      I już do Ciebie zaglądam.

      Usuń
  3. a wiesz co?
    świetne to jest! :*
    akurat weszłam w swój pulpit nawigacyjny, przeglądam i patrzę a tam że dodano nowy rozdział. nawet nie wiesz jak mi poprawiłaś humor :)
    jak zaczęłam czytać, to zachciało mi się płakać. Rae nie mogłaby umrzeć, Logan by tego nie przeżył chyba :p
    dobra, nie rozpisuje się bardziej, napiszę jeszcze tylko raz, że rozdział świetny :*
    pozderki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przeżyłby tego z pewnością :)
      Dzięki za komentarz :*

      Usuń
  4. Wow! Ale akcja! Normalnie super. Tylko po co tam ten Ian? Mógłby sobie pójść, hehe. Czekam z niecierpliwością na następny ♥♥♥♥♥♥
    I mam nadzieję, że egzaminy pójdą Ci bardzo dobrze :* :* :* :* :* trzymam za Cb kciuki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz i trzymanie kciuków, przyda się ;) :*

      Usuń
  5. Cieszę sie z rozdziału ! Jest przecudowny ! :*
    Nie mogę się doczekać kolejnego ♥
    Pójdzie dobrze z egzaminami !
    Kocham Chce kolejny ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam nadzieję, że Rose szybko z tego wyjdzie :( A przynajmniej, że Logan będzie jej towarzyszył w trakcie powrotu do zdrowia ;) Haha, ostatnio cały czas mi się coś przypomina związanego z Twoim blogiem i pamiętam, jak się zorientowałaś, że Logan Henderson to też członek BTR! ;D
    No, ale wracając do rozdziału... Mam wrażenie, że ten Ian tą całą scenę z przyłożeniem Loganowi odwalił pod publiczkę ;/ Nie lubię Iana... Weź się go pozbądź... Chociaż myślę, że nad tym pracujesz ;) Wydaje mi się, że wiem, kto jest mordercą... ;)) Ostatnie kwestia Jamesa rozwiewa moje wątpliwości :)
    Czekam na nn :)
    Ciekawe czy moje przypuszczenia się sprawdzą ;) (chyba że po prostu okażę się psychopatką, która zza wszelką cenę chce się pozbyć Iana...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ian DEFINITYWNIE zniknie dopiero we wrześniu, ale w genialny sposób.
      Właściwie już wiadomo, kto jest mordercą. W 26 rozdziale skupię nadal na części obyczajowej, ale już napiszę, że będzie się działo ;)

      Usuń
  7. Dopiero niedawno trafiłam na Twojego bloga :) Niemal jednym tchem przeczytałam wszystkie dostępne rozdziały i z niecierpliwością czekam na kolejne :) Budujesz napięcie w tak niesamowity sposób, że nie mogę oderwać się od czytania choćby na minutkę.
    Pozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie : http://hope-i-jonathan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz :'8
      Cieszę się, że się podoba :)
      Zaraz do Ciebie zajrzę ;)

      Usuń
  8. Rozdział jest niesamowity :) Nie mogę już doczekać się co będzie dalej :D Rozwinięcie jest genialne :D :*
    M. K

    OdpowiedzUsuń
  9. Jesteś genialna. Czytajac siedzę na szpilkach. nie mogę si doczekać miny Rose, gdy dowie się że wiedzął kto zabił. Ale przytajmniej poda dlaczego. Trzymaj tak dalej

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę powiedzieć, że Ian to dupek, a szkoda. Wygląda na to, że naprawdę zależy mu na Rose, choć te telefony i spotkania raz na tydzień są lekko szokujące. Jak się ktoś darzy ogromną miłością to chce ze sobą rozmawiać ciągle. Wytłumaczenia Rose, że ten związek polega na zaufaniu i dlatego wszystko wygląda tak, a nie inaczej są dla mnie niewystarczające. Co ma piernik do wiatraka? :D
    Nie są sobie potrzebni skoro potrafią wytrzymać tyle czasu bez żadnego zająknięcia. Dziwne, bo Rose jakoś nie wspominała o wielkiej tęsknocie zanim Ian zadzwonił. To coś znaczy tylko szkoda, że Rose tego nie widzi.

    Podobało mi się jedno zdanie (tzn nie jedno, ale na na to akurat zwróciłam największą uwagę;D ), w którym to bodajże Mia mówi, że Rose potrafi pomagać innym jako psycholog, a sobie nie. To jest normalnie zdanie wyjęte żywcem z mojej głowy xD Może i Rose jest spostrzegawczą, inteligentną osobą, ale nie rozumiem jak przez kilka miesięcy nie potrafiłą zauważyć, że Logan coś do niej czuje. Ten taniec, spojrzenia, prawie pocałunek, buziaki i jego teksty. Jak mogła nie zauważyć, że Logan ją kocha! Dobrze, że teraz ktoś jej to wreszcie powiedział to może zacznie na to patrzeć z innej perspektywy. Choć to oczekiwanie jest mega zachęcające do dalszego czytania;D

    Co do tego upadku to jesteś pewna, że niedobór magnezu może mieć AŻ takie skutki? Miliony osób pije kawy i nie słyszałam, żeby ktoś z tego powodu trafiał pod respirator. Ale nie znam się, więc nie będę się odzywać;D Byłam po prostu zdziwiona, że takie omdlenie mogło doprowadzić ją do stanu krytycznego. A jeszcze bardziej zaskoczył mnie fakt, że podczas śpiączki myślała o sprawie. Serio?:D ahahaha to akurat mnie trochę śmieszyło:D Może nie powinno, ale chyba jestem dziwna. W każdym razie cieszę się, że nasza Rose powraca do świata żywych. I jestem mega ciekawa jak przywita się z Loganem. Może podczas tej śpiączki przemyślała też ich sprawę?;D

    Pozdrawiam!;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piernik do wiatraka ma to, że wiatrak może być z młyna, w młynie robi się mąkę, która może być potrzebna przy wyrobie pierników :P Ha!
      Większość osób, w tym ja, odbiera(ła) Iana jako idiotę, który nie angażuje się w ten związek. Zależy mu, to oczywiste, ale Rose nie jest dla niego najważniejsza.
      Nie wiem, czy nie widzi. Bennett niektóre rzeczy po prostu ignoruje, nie analizuje, bo boi się, że jak się w nie zagłębi, zrozumie prawdę, którą widzą inni. Nie dorosła do związku z Loganem i tyle.
      Kurde, nie chcę spoilerować. Napiszę tak: jesteś bliska pewnego rozdziału, który raczej Ci się spodoba, a potem będziesz na mnie zła ;)
      Pisałam - nie mam medycznego wykształcenia, wiem, jakie skutki ma niedobór magnezu i nie są one takie, jak opisane (poza omdleniami). Ale to się wyjaśnia w kolejnym rozdziale ;)
      Musisz po prostu przeczytać kolejne części, ja na pytania i wątpliwości w komentarzach nie odpowiadam :P

      Również pozdrawiam! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)