Zainspirowana wieczornym
nawiedzeniem cmentarza
okrytego mgłą, Stuck in Love
i El Juego del Ángel.
Zmyślam, jak to ja.
------------------------------------------------------------------------------------
Pisarz jest sumą swoich doświadczeń.
William Borgens
I co teraz?
Mam do niej podejść i przerwać jej ten romantyczny wieczór?
Wracam do stolika, Sheila dziwnie mi się przygląda.
- Co jest?
- Dzwonił Chase, mamy ciało. Przepraszam, ale chyba będziemy musieli zakończyć naszą kolację.
- Nie szkodzi. Powiesz jej?
Nie bardzo rozumiem, o co kobiecie chodzi.
- Słucham?
- Tej całej Rose. Dobrze wiem, że siedzi przy tamtym stoliku- wskazuje miejsce Bennett.- Nie jestem głupia, Logan. Często na nią dzisiaj zerkałeś, zauważyłam. I widziałam ją na zdjęciu w twoim mieszkaniu z jakieś imprezy, twoja siostra przyczepiła je do lodówki.
Cała Mia, rodzinę i przyjaciół musi mieć zawsze przy sobie, wszędzie.
- Wybacz mi.
Uśmiecha się delikatnie.
- Ale co mam ci wybaczyć? To, że poradziłeś sobie i poszedłeś naprzód, tak jak powinieneś? Jesteś silny, Logan.
Wstaje, a ja za nią.
- Zapłacę za dziś.
- Dobrze. Dziękuję.
Odprowadzam ją do drzwi.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Całuje mnie w policzek.
- I jeszcze jedno.
- Tak?
- Przestań ją oszukiwać. Przestań oszukiwać samego siebie- mówi i opuszcza lokal.
O co jej chodzi?
****
Obserwuję, jak wstają, on odprowadza ją do drzwi.
Ian jest zajęty moim deserem lodowym, mogę więc śmiało przyglądać się brunetowi i jego partnerce.
Kobieta całuje go w policzek i coś mówi na pożegnanie, a ja czuję ukłucie w sercu.
Dlaczego mnie to obchodzi?
Mężczyzna rozmawia chwilę z kelnerem, po czym podchodzi do naszego stolika. Jestem zdziwiona i trochę przejęta.
- Przepraszam.
Głos Logana odrywa szatyna od spożywania lodów. Mój chłopak spogląda na mojego szefa spode łba.
- Czego chcesz, Henderson?- odzywa się oschle. Na brunecie nie robi to wrażenia, stoi jakby w ogóle nie dotarły do niego słowa Iana, patrzy na mnie przepraszająco.
Czasami zastanawiam się, czego obaj mężczyźni tak naprawdę ode mnie oczekują. Ian z pewnością pragnie uwagi i podporządkowania, powinnam traktować go trochę jak boga. Ale przecież jest idiotą. Logan chce mojej przyjaźni, wydaje mi się, że także czegoś więcej. Ale jak mam mu dać od siebie coś więcej, skoro sama przyjaźń z nim w moim przypadku jest związana stale z powstrzymywaniem się przed jego pobiciem? Mimo budzącej się we mnie agresji, brunet wywołuje u mnie także wiele pozytywnych uczuć. Jest dla mnie jak starszy brat, ale z domieszką innej czułości niż w przypadku Pabla. Jest moim dobrym duchem.
Gdybym teraz miała powiedzieć, który z mężczyzn jest mi bliższy, wskazałabym Hendersona. Uratował mi życie i mimo pewnego bólu, usunął się w cień, bym spędziła czas z moim chłopakiem, który przejął się moim stanem, ale gdy tylko dowiedział się, że nie ma powikłań, z powrotem bardziej oddał się pracy niż mnie.
Teraz obu mam na wyciągnięcie ręki. I chcę iść z Panem- Czyste- Niebo, gdziekolwiek musi pójść.
- Dobry wieczór, Logan- witam się.- Czy coś się stało?
Jego błękitne oczy na chwilę się rozpromieniają.
- Dobry wieczór. Dzwonił Adam, dostaliśmy wiadomość o morderstwie. Nie kłopotałbym cię, ale kapitanowi zależy na twojej obecności w tej sprawie. Nie chcę przerywać wam kolacji- zerkam na szatyna kończącego moje lody.- Chcę tylko wiedzieć, czy pojedziesz ze mną.
Tak! Tak! Tak!
- Daj mi chwilę-zerkam teraz w stronę drzwi.
- Oczywiście- brunet uśmiecha się lekko.- Miłego wieczoru, O'Laughlin.
- Z pewnością będzie milszy niż twój, Henderson.
Logan tylko kręci głową i odchodzi.
Przełykam ślinę.
- Nie będziesz miał mi za złe, jak pojadę z Hendersonem?
Patrzy na mnie swoją płynną czekoladą i się uśmiecha.
- Oczywiście, że nie, kochanie. To część twojej pracy, a to, że przez tydzień nie pojawiłaś się na posterunku, tłumaczy, dlaczego kapitan chce cię mieć przy tej sprawie. Idź.
Wstaję z uśmiechem, podchodzę do Iana i całuję go w policzek.
- Dziękuję. Jesteś wspaniały.
- Tylko bądź ostrożna, nie chcę cię znowu widzieć w szpitalu.
- Będę, obiecuję.
Wychodzę na ciepłe powietrze, Logan opiera się o swój samochód i delikatnie uśmiecha.
Podchodzę do niego z rozwiewanymi przez wiatr włosami, żałując, że nie mam przy sobie żadnej gumki do włosów.
Patrzy na mnie, a w jego oczach jawi się zachwyt, nie wiem, nad czym.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
Nie czekam, aż okaże się dżentelmenem, podchodzę do drzwi od strony pasażera, otwieram je i zajmuję miejsce. Słyszę, jak wzdycha, siadając za kierownicą. Zapinam pasy i wyglądam przez przednią szybę na ciemne, gwieździste, nocne niebo Manhattanu. Brunet zapuszcza silnik i opuszcza parking. Jedziemy w ciszy, która bynajmniej mi nie przeszkadza. Loganowi chyba też nie. Uśmiecha się, ale nie kpiarsko czy łobuzersko, po prostu się uśmiecha. Cieszę się z jego obecności, wdycham tak dobrze znany mi zapach samochodu. Czuję się tu swojsko i bezpiecznie.
Jak w domu.
Dojeżdżamy do miejsca zbrodni, wiem to, bo znam już na pamięć zachowanie bruneta w takiej okoliczności. Jego oddech nieznacznie przyśpiesza, napina ramiona i mocniej trzyma kierownicę, a na czerwonym świetle zawsze przeczesuje lewą dłonią włosy.
Parkuje przy jakieś mało uczęszczanej ulicy, której nazwy nie jestem w stanie odczytać z fasady najbliższego budynku. Szczerze, to nawet nie wiem, w której części Nowego Jorku jesteśmy. Chyba zbytnio skupiłam się na przyglądaniu gwiazdom, by obserwować drogę. Wysiadamy, moje włosy targa jeszcze mocniejszy wiatr, w powietrzu czuć sól, niedaleko musi być rzeka.
No tak, East River.
Podążam za Loganem, by po kilku krokach się z nim zrównać. Cisza między nami nie znika. Innym ludziom może się wydawać, że jesteśmy ze sobą skłóceni, gdy tak naprawdę po prostu w ten sposób celebrujemy swoją obecność.
Przechodzimy pod żółtą taśmą, moje szpilki nie pomagają w poruszaniu się po nierównym chodniku, w dodatku jest mi trochę zimno, a żakiet zostawiłam w samochodzie Iana.
Nasi koledzy dostrzegają mnie i bruneta.
- Dobry wieczór- witam się z nimi.
Obaj przyglądają mi się z uśmiechami.
- Dobry wieczór, Rose- odpowiada Adam.- Wyglądasz rewelacyjnie.
- Dziękuję.
- Przykro mi, że przerwaliśmy wam randkę- przeprasza Diego.
- Chciałeś powiedzieć: randki- poprawia go Logan.- O'Lauglin chyba miał ochotę mi przywalić, gdy podszedłem do ich stolika.
- Na szczęście dla ciebie, był zbyt ociężały, by się ruszyć- patrzę na bruneta, on także ma wzrok utkwiony w mojej twarzy.
- Chwila, czy ja dobrze rozumiem. Byliście na dwóch randkach, ty z Ianem, ty z Sheilą w tej samej restauracji?!- pyta zaskoczony Gomez.
- Tak- odpowiadamy oboje chórem.
Lekko się wzdrygam, co nie uchodzi uwadze Hendersona, ściąga marynarkę i okrywa nią moje ramiona.
- Dziękuję.
- De nada.
Chase i Gomez przypatrują się nam z głupimi minami. Wzdycham.
- Może łaskawie pokażecie nam ciało?- pytam z lekką nutką ironii.
- Mam nadzieję, że w ostatnim czasie nie wkurzyliście Boga- ciemnowłosy zerka na nas.
- Nie miałam czym.
- A ja wątpię, a nie wierzę. I wątpienie jest moją religią- odpowiada Logan, a ja patrzę na niego zaskoczona.
Znam te słowa. czyżby Henderson poznał listę moich ulubionych książek? O tej mu nie mówiłam, właściwie nikt nie wie, co aktualnie czytam.
- Może to i lepiej- Chase dziwnie się uśmiecha.- Chodźcie.
Kroczymy kawałek za nim, żółta taśma policyjna jest rozciągnięta kilka metrów przed betonowym murem, jego brama zwieńczona jest gwiazdą Dawida.
Miejscem zbrodni jest stary żydowski cmentarz.
Nie jestem tym przerażona. Swego czasu bardzo często chadzałam na katolicki cmentarz w Middleton, tam mogłam dać upust emocjom, klękając nad grobem rodziców i dziadka. Tam też zbierałam siły, by stawić czoła szarej rzeczywistości.
Po wejściu na jego teren skręcamy na prawo, by w słabym świetle latarni po drugiej stronie muru dostrzec schowane w cieniu ciało.
Ludzie koronera kręcą się w pobliżu. Susan jest na zwolnieniu lekarskim, ma zapalenie oskrzeli, tak więc współpracujemy z innym patologiem.
Mam nadzieję, że z Brianem Colemanem, współpracownikiem doktor Parish, który jest bardzo sympatycznym i inteligentnym mężczyzną. Za każdym razem, gdy się spotykamy, możemy prowadzić interesujące konwersacje. Bardzo go lubię.
Niestety, zawsze istnieje szansa, że coś popsuje miły wieczór.
Nie Coleman jest naszym patologiem, a doktor Veronica Smith, dwudziestosześcioletnia kobieta z kilkunastomiesięcznym doświadczeniem zawodowym, czerwonowłosa (farby używa chyba raz w miesiącu) o zielonych oczach i bladej jak moja cerze.
Wpatrzona w Logana jak cielę w malowane wrota, gdy tylko mamy (jesteśmy zmuszeni?) z nią pracować. Może zbyt pochopnie ją oceniam, ale nie wypływa to bynajmniej z mojej zazdrości czy coś, po prostu uważam, że zbytnio afiszuje się ze swoim zainteresowaniem osobą bruneta.
Dostrzega nas znad ciała, uśmiecha się i kiwa głową.
- Dobry wieczór. Podejdźcie.
Żeby to uczynić, musiałabym zejść z chodniczka na dość wilgotną (wina cienia rzucanego przez mur przez większą część dnia) trawę, w której z pewnością zanurzą się moje szpilki.
Logan mi się przypatruje.
- Rose, co jest? Dlaczego nie idziesz?
- Podejdź sam, nie chcę ugrząźć.
Dopiero teraz zwraca uwagę na moje obuwie i wzdycha.
- Idź, ja tu zaczekam, porozglądam się.
- Bennett, zawsze oglądasz ciało, bez względu na to, jakie masz buty.
- Uznajmy to za wyjątek w tej sprawie.
Zbliża się do mnie i zanim zdążę zareagować, bierze mnie na ręce, marynarka odrobinę zsuwa mi się z ramion.
- Co ty wyrabiasz?
- Nie pozwalam ci wymigiwać się od obowiązków- mówi, niosąc mnie ku ciału.
Słyszę śmiech Diega i mam ochotę zniknąć.
- Nienawidzę cię.
Śmieje się i szepcze mi do ucha.
- A ja ciebie wprost przeciwnie.
Jego głos i słowa działają na mnie jak muzyka, jednocześnie czuję się zdezorientowana. Patrzę mu w twarz, a jego uśmiech i oczy przyprawiają moje serce o szybsze bicie. Schylam głowę, gdy po chwili mogę się uwolnić z objęć bruneta. Nie chcę, by dostrzegł moje rumieńce. Z pochyloną głową lepiej widzę ciało denatki. Kucam, uważając, by nie podwinęła mi się sukienka, na szczęście nie jest zbyt luźna w dolnych partiach.
Logan wita się z rudą i z grzecznością pyta, co u niej słychać, ja w tym czasie oglądam otarcia na szyi ofiary. Kobieta, na oko pięćdziesięcioletnia, ma rozbitą czaszkę, rany na szyi i nadgarstkach, postrzępione ubranie. Nie wygląda na ubogą, na twarzy ma resztki makijażu, jej włosy pachną drogim szamponem, a manicure świadczy o niedawnej wizycie u kosmetyczki.
- Kto to?
****
Rozwiązanie tego śledztwa zajmuje nam cały tydzień.
I nie jest to wina braku świadków, rodziny czy znajomych, którzy mogliby nam opowiedzieć o denatce czy też braku teorii lub poszlak.
Winę ponosi doktor Smith, która myli próbki materiałów znalezionych na dwóch różnych ciałach, naszej ofiary i mężczyzny zamordowanego parę dni przed nią, przez co żaden z podejrzanych nam nie pasuje, do czasu odkrycia przez Susan pomyłki podwładnej.
Po zamknięciu i skatalogowaniu sprawy umawiam się z Ianem na kolejną randkę w restauracji, wcześniej konsultując się z szefem, czy czasem sam nie planuje kolejnej kolacji z Sheilą, a jeśli tak, to w której restauracji, byśmy znowu nie znaleźli się z niezręcznej sytuacji. Na szczęście, wybierali się do knajpki na Bronxie, więc nie ma mowy o kolizji.
Nie wracamy do "wyznania" z cmentarza.
Veronica, załamana swoim błędem, przybyła na 16. posterunek, by osobiście przeprosić Hendersona za opóźnienie finału śledztwa i by, w ramach rekompensaty, zaprosić go na kolację. Brunet w grzeczny, dyplomatyczny, acz stanowczy sposób odmówił, tłumacząc kobiecie, że już się z kimś spotyka.
Coś mi mówi, że chyba więcej razy nie zobaczymy jej u nas.
W mieszkaniu wre. Trwają przygotowania do ślubu, wesela i narodzin. Za wszelką cenę staram się unikać, co Logan mi ułatwia, wzywając do każdej możliwej sprawy czy to pracy w archiwum.
Powoli szykują się do egzaminów semestralnych. Spotykam się z przyjaciółmi, robię to, co sprawia mi radość i przyjemność.
W żaden sposób nie jestem przygotowana na to, co stanie się w czerwcu.
Wracam do stolika, Sheila dziwnie mi się przygląda.
- Co jest?
- Dzwonił Chase, mamy ciało. Przepraszam, ale chyba będziemy musieli zakończyć naszą kolację.
- Nie szkodzi. Powiesz jej?
Nie bardzo rozumiem, o co kobiecie chodzi.
- Słucham?
- Tej całej Rose. Dobrze wiem, że siedzi przy tamtym stoliku- wskazuje miejsce Bennett.- Nie jestem głupia, Logan. Często na nią dzisiaj zerkałeś, zauważyłam. I widziałam ją na zdjęciu w twoim mieszkaniu z jakieś imprezy, twoja siostra przyczepiła je do lodówki.
Cała Mia, rodzinę i przyjaciół musi mieć zawsze przy sobie, wszędzie.
- Wybacz mi.
Uśmiecha się delikatnie.
- Ale co mam ci wybaczyć? To, że poradziłeś sobie i poszedłeś naprzód, tak jak powinieneś? Jesteś silny, Logan.
Wstaje, a ja za nią.
- Zapłacę za dziś.
- Dobrze. Dziękuję.
Odprowadzam ją do drzwi.
- Dziękuję za dzisiejszy wieczór.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
Całuje mnie w policzek.
- I jeszcze jedno.
- Tak?
- Przestań ją oszukiwać. Przestań oszukiwać samego siebie- mówi i opuszcza lokal.
O co jej chodzi?
****
Obserwuję, jak wstają, on odprowadza ją do drzwi.
Ian jest zajęty moim deserem lodowym, mogę więc śmiało przyglądać się brunetowi i jego partnerce.
Kobieta całuje go w policzek i coś mówi na pożegnanie, a ja czuję ukłucie w sercu.
Dlaczego mnie to obchodzi?
Mężczyzna rozmawia chwilę z kelnerem, po czym podchodzi do naszego stolika. Jestem zdziwiona i trochę przejęta.
- Przepraszam.
Głos Logana odrywa szatyna od spożywania lodów. Mój chłopak spogląda na mojego szefa spode łba.
- Czego chcesz, Henderson?- odzywa się oschle. Na brunecie nie robi to wrażenia, stoi jakby w ogóle nie dotarły do niego słowa Iana, patrzy na mnie przepraszająco.
Czasami zastanawiam się, czego obaj mężczyźni tak naprawdę ode mnie oczekują. Ian z pewnością pragnie uwagi i podporządkowania, powinnam traktować go trochę jak boga. Ale przecież jest idiotą. Logan chce mojej przyjaźni, wydaje mi się, że także czegoś więcej. Ale jak mam mu dać od siebie coś więcej, skoro sama przyjaźń z nim w moim przypadku jest związana stale z powstrzymywaniem się przed jego pobiciem? Mimo budzącej się we mnie agresji, brunet wywołuje u mnie także wiele pozytywnych uczuć. Jest dla mnie jak starszy brat, ale z domieszką innej czułości niż w przypadku Pabla. Jest moim dobrym duchem.
Gdybym teraz miała powiedzieć, który z mężczyzn jest mi bliższy, wskazałabym Hendersona. Uratował mi życie i mimo pewnego bólu, usunął się w cień, bym spędziła czas z moim chłopakiem, który przejął się moim stanem, ale gdy tylko dowiedział się, że nie ma powikłań, z powrotem bardziej oddał się pracy niż mnie.
Teraz obu mam na wyciągnięcie ręki. I chcę iść z Panem- Czyste- Niebo, gdziekolwiek musi pójść.
- Dobry wieczór, Logan- witam się.- Czy coś się stało?
Jego błękitne oczy na chwilę się rozpromieniają.
- Dobry wieczór. Dzwonił Adam, dostaliśmy wiadomość o morderstwie. Nie kłopotałbym cię, ale kapitanowi zależy na twojej obecności w tej sprawie. Nie chcę przerywać wam kolacji- zerkam na szatyna kończącego moje lody.- Chcę tylko wiedzieć, czy pojedziesz ze mną.
Tak! Tak! Tak!
- Daj mi chwilę-zerkam teraz w stronę drzwi.
- Oczywiście- brunet uśmiecha się lekko.- Miłego wieczoru, O'Laughlin.
- Z pewnością będzie milszy niż twój, Henderson.
Logan tylko kręci głową i odchodzi.
Przełykam ślinę.
- Nie będziesz miał mi za złe, jak pojadę z Hendersonem?
Patrzy na mnie swoją płynną czekoladą i się uśmiecha.
- Oczywiście, że nie, kochanie. To część twojej pracy, a to, że przez tydzień nie pojawiłaś się na posterunku, tłumaczy, dlaczego kapitan chce cię mieć przy tej sprawie. Idź.
Wstaję z uśmiechem, podchodzę do Iana i całuję go w policzek.
- Dziękuję. Jesteś wspaniały.
- Tylko bądź ostrożna, nie chcę cię znowu widzieć w szpitalu.
- Będę, obiecuję.
Wychodzę na ciepłe powietrze, Logan opiera się o swój samochód i delikatnie uśmiecha.
Podchodzę do niego z rozwiewanymi przez wiatr włosami, żałując, że nie mam przy sobie żadnej gumki do włosów.
Patrzy na mnie, a w jego oczach jawi się zachwyt, nie wiem, nad czym.
- Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję.
Nie czekam, aż okaże się dżentelmenem, podchodzę do drzwi od strony pasażera, otwieram je i zajmuję miejsce. Słyszę, jak wzdycha, siadając za kierownicą. Zapinam pasy i wyglądam przez przednią szybę na ciemne, gwieździste, nocne niebo Manhattanu. Brunet zapuszcza silnik i opuszcza parking. Jedziemy w ciszy, która bynajmniej mi nie przeszkadza. Loganowi chyba też nie. Uśmiecha się, ale nie kpiarsko czy łobuzersko, po prostu się uśmiecha. Cieszę się z jego obecności, wdycham tak dobrze znany mi zapach samochodu. Czuję się tu swojsko i bezpiecznie.
Jak w domu.
Dojeżdżamy do miejsca zbrodni, wiem to, bo znam już na pamięć zachowanie bruneta w takiej okoliczności. Jego oddech nieznacznie przyśpiesza, napina ramiona i mocniej trzyma kierownicę, a na czerwonym świetle zawsze przeczesuje lewą dłonią włosy.
Parkuje przy jakieś mało uczęszczanej ulicy, której nazwy nie jestem w stanie odczytać z fasady najbliższego budynku. Szczerze, to nawet nie wiem, w której części Nowego Jorku jesteśmy. Chyba zbytnio skupiłam się na przyglądaniu gwiazdom, by obserwować drogę. Wysiadamy, moje włosy targa jeszcze mocniejszy wiatr, w powietrzu czuć sól, niedaleko musi być rzeka.
No tak, East River.
Podążam za Loganem, by po kilku krokach się z nim zrównać. Cisza między nami nie znika. Innym ludziom może się wydawać, że jesteśmy ze sobą skłóceni, gdy tak naprawdę po prostu w ten sposób celebrujemy swoją obecność.
Przechodzimy pod żółtą taśmą, moje szpilki nie pomagają w poruszaniu się po nierównym chodniku, w dodatku jest mi trochę zimno, a żakiet zostawiłam w samochodzie Iana.
Nasi koledzy dostrzegają mnie i bruneta.
- Dobry wieczór- witam się z nimi.
Obaj przyglądają mi się z uśmiechami.
- Dobry wieczór, Rose- odpowiada Adam.- Wyglądasz rewelacyjnie.
- Dziękuję.
- Przykro mi, że przerwaliśmy wam randkę- przeprasza Diego.
- Chciałeś powiedzieć: randki- poprawia go Logan.- O'Lauglin chyba miał ochotę mi przywalić, gdy podszedłem do ich stolika.
- Na szczęście dla ciebie, był zbyt ociężały, by się ruszyć- patrzę na bruneta, on także ma wzrok utkwiony w mojej twarzy.
- Chwila, czy ja dobrze rozumiem. Byliście na dwóch randkach, ty z Ianem, ty z Sheilą w tej samej restauracji?!- pyta zaskoczony Gomez.
- Tak- odpowiadamy oboje chórem.
Lekko się wzdrygam, co nie uchodzi uwadze Hendersona, ściąga marynarkę i okrywa nią moje ramiona.
- Dziękuję.
- De nada.
Chase i Gomez przypatrują się nam z głupimi minami. Wzdycham.
- Może łaskawie pokażecie nam ciało?- pytam z lekką nutką ironii.
- Mam nadzieję, że w ostatnim czasie nie wkurzyliście Boga- ciemnowłosy zerka na nas.
- Nie miałam czym.
- A ja wątpię, a nie wierzę. I wątpienie jest moją religią- odpowiada Logan, a ja patrzę na niego zaskoczona.
Znam te słowa. czyżby Henderson poznał listę moich ulubionych książek? O tej mu nie mówiłam, właściwie nikt nie wie, co aktualnie czytam.
- Może to i lepiej- Chase dziwnie się uśmiecha.- Chodźcie.
Kroczymy kawałek za nim, żółta taśma policyjna jest rozciągnięta kilka metrów przed betonowym murem, jego brama zwieńczona jest gwiazdą Dawida.
Miejscem zbrodni jest stary żydowski cmentarz.
Nie jestem tym przerażona. Swego czasu bardzo często chadzałam na katolicki cmentarz w Middleton, tam mogłam dać upust emocjom, klękając nad grobem rodziców i dziadka. Tam też zbierałam siły, by stawić czoła szarej rzeczywistości.
Po wejściu na jego teren skręcamy na prawo, by w słabym świetle latarni po drugiej stronie muru dostrzec schowane w cieniu ciało.
Ludzie koronera kręcą się w pobliżu. Susan jest na zwolnieniu lekarskim, ma zapalenie oskrzeli, tak więc współpracujemy z innym patologiem.
Mam nadzieję, że z Brianem Colemanem, współpracownikiem doktor Parish, który jest bardzo sympatycznym i inteligentnym mężczyzną. Za każdym razem, gdy się spotykamy, możemy prowadzić interesujące konwersacje. Bardzo go lubię.
Niestety, zawsze istnieje szansa, że coś popsuje miły wieczór.
Nie Coleman jest naszym patologiem, a doktor Veronica Smith, dwudziestosześcioletnia kobieta z kilkunastomiesięcznym doświadczeniem zawodowym, czerwonowłosa (farby używa chyba raz w miesiącu) o zielonych oczach i bladej jak moja cerze.
Wpatrzona w Logana jak cielę w malowane wrota, gdy tylko mamy (jesteśmy zmuszeni?) z nią pracować. Może zbyt pochopnie ją oceniam, ale nie wypływa to bynajmniej z mojej zazdrości czy coś, po prostu uważam, że zbytnio afiszuje się ze swoim zainteresowaniem osobą bruneta.
Dostrzega nas znad ciała, uśmiecha się i kiwa głową.
- Dobry wieczór. Podejdźcie.
Żeby to uczynić, musiałabym zejść z chodniczka na dość wilgotną (wina cienia rzucanego przez mur przez większą część dnia) trawę, w której z pewnością zanurzą się moje szpilki.
Logan mi się przypatruje.
- Rose, co jest? Dlaczego nie idziesz?
- Podejdź sam, nie chcę ugrząźć.
Dopiero teraz zwraca uwagę na moje obuwie i wzdycha.
- Idź, ja tu zaczekam, porozglądam się.
- Bennett, zawsze oglądasz ciało, bez względu na to, jakie masz buty.
- Uznajmy to za wyjątek w tej sprawie.
Zbliża się do mnie i zanim zdążę zareagować, bierze mnie na ręce, marynarka odrobinę zsuwa mi się z ramion.
- Co ty wyrabiasz?
- Nie pozwalam ci wymigiwać się od obowiązków- mówi, niosąc mnie ku ciału.
Słyszę śmiech Diega i mam ochotę zniknąć.
- Nienawidzę cię.
Śmieje się i szepcze mi do ucha.
- A ja ciebie wprost przeciwnie.
Jego głos i słowa działają na mnie jak muzyka, jednocześnie czuję się zdezorientowana. Patrzę mu w twarz, a jego uśmiech i oczy przyprawiają moje serce o szybsze bicie. Schylam głowę, gdy po chwili mogę się uwolnić z objęć bruneta. Nie chcę, by dostrzegł moje rumieńce. Z pochyloną głową lepiej widzę ciało denatki. Kucam, uważając, by nie podwinęła mi się sukienka, na szczęście nie jest zbyt luźna w dolnych partiach.
Logan wita się z rudą i z grzecznością pyta, co u niej słychać, ja w tym czasie oglądam otarcia na szyi ofiary. Kobieta, na oko pięćdziesięcioletnia, ma rozbitą czaszkę, rany na szyi i nadgarstkach, postrzępione ubranie. Nie wygląda na ubogą, na twarzy ma resztki makijażu, jej włosy pachną drogim szamponem, a manicure świadczy o niedawnej wizycie u kosmetyczki.
- Kto to?
****
Rozwiązanie tego śledztwa zajmuje nam cały tydzień.
I nie jest to wina braku świadków, rodziny czy znajomych, którzy mogliby nam opowiedzieć o denatce czy też braku teorii lub poszlak.
Winę ponosi doktor Smith, która myli próbki materiałów znalezionych na dwóch różnych ciałach, naszej ofiary i mężczyzny zamordowanego parę dni przed nią, przez co żaden z podejrzanych nam nie pasuje, do czasu odkrycia przez Susan pomyłki podwładnej.
Po zamknięciu i skatalogowaniu sprawy umawiam się z Ianem na kolejną randkę w restauracji, wcześniej konsultując się z szefem, czy czasem sam nie planuje kolejnej kolacji z Sheilą, a jeśli tak, to w której restauracji, byśmy znowu nie znaleźli się z niezręcznej sytuacji. Na szczęście, wybierali się do knajpki na Bronxie, więc nie ma mowy o kolizji.
Nie wracamy do "wyznania" z cmentarza.
Veronica, załamana swoim błędem, przybyła na 16. posterunek, by osobiście przeprosić Hendersona za opóźnienie finału śledztwa i by, w ramach rekompensaty, zaprosić go na kolację. Brunet w grzeczny, dyplomatyczny, acz stanowczy sposób odmówił, tłumacząc kobiecie, że już się z kimś spotyka.
Coś mi mówi, że chyba więcej razy nie zobaczymy jej u nas.
W mieszkaniu wre. Trwają przygotowania do ślubu, wesela i narodzin. Za wszelką cenę staram się unikać, co Logan mi ułatwia, wzywając do każdej możliwej sprawy czy to pracy w archiwum.
Powoli szykują się do egzaminów semestralnych. Spotykam się z przyjaciółmi, robię to, co sprawia mi radość i przyjemność.
W żaden sposób nie jestem przygotowana na to, co stanie się w czerwcu.
Mm.. czerwiec ;)
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę dobry, przyjemnie się czytało, a zwłaszcza o tym wkurzonym Ianie :D
Czekam na następny rozdział!
Sprawa czerwcowa <3!
A tak btw.. kocham "Stuck In Love" :3
UsuńDziękuję za komentarz :*
UsuńCo do Stuck in Love, obejrzałam go we wtorek, 11 lutego, i się w nim zakochałam, poważnie!
Oceniam film na 7, ale czasami tak mnie powalał tekstami, że z pewnością do niego wrócę ;)
Eh, Ian..
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać czerwca (i w opowiadaniu, i w prawdziwym świecie ;))
Nie mogę się przyzwyczaić do wyglądu bloga... Nie wiem, czemu... ;/
Czekam na nn :))
Pozdrawiam!
Dziękuję bardzo za komentarz :*
UsuńO nowy wygląd bloga :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze super :*
Nie mogę już doczekać się kolejnego rozdziału i w końcu randki Logana i Rose :D :)
M.K
Dziękuję za komentarz :*
UsuńZastanawia mnie jedno. Czy ja Ci kiedykolwiek coś mówiłam o randce Rogan? Nie przypominam sobie :P
Zapamiętaj: randki Rogan nie będzie! :P
Ehm, ehm. Najpierw pozwól, że odpowiem na twój komentarz u mnie. Trafiłaś w sedno. Wymyślając moje opowiadanie inspirowałam się Darami Anioła! Chociaż nie sądziłam, że upodobnię Nathiel'a do Jace'a. To się jeszcze zmieni, bo Nathiel ma nawalone w głowie.
OdpowiedzUsuńCo do matur. Matko, zazdroszczę ci D: kilkanaście dni i zdać maturę. Ja nie jestem tak ambitna XD. Chodzę do technikum, a tam nawet tak dobrze nas nie przygotowują do zdawania matury. Gratuluje UJ! Jestem pod wrażeniem :O.
A teraz odnośnie rozdziału, oczywiście! Powiem ci najpierw tak. Gotowałam obiad, zaczytałam się w twoim opowiadaniu i spaliłam ten obiad D: no, nic. Zwęglone ziemniaki i przypalona wątróbka bez cebulki, bo się zwęgliła, nie jest taka zła! Ehm, ale powracając! Bardzo spodobał mi się twój styl pisania. Wiesz? Piszesz trochę jak... Graham! Właśnie ten rozdział skojarzył mi się z Mastertonem!
Moment, jak Logan przeniósł Rose przez błoto/ziemię/trawę! To takie... romantyczne, pomijając to, że szli właśnie do ciała zabitej panny! Czo tam. W ogóle śmieszna sytuacja z tą... podwójną randką, bym rzekła. I... zaciekawiłaś mnie tym czerwcem. O matko. Co się stanie w czerwcu :O? Naff życzy weny i czeka na dalsze rozdziałyyy! http://cien-nocy.blogspot.com
Długość komentarza mnie przeraziła na początku, ale jak się wczytałam, to odkryłam, że nie jest tak źle :D
UsuńCo do matur, do tej z WOSu przygotowywałam się od września, z gegry chodziłam na konsultacje, ale poza tym, co się robiło w szkole, nic więcej nie robiłam właśnie do 26 kwietnia, kiedy to pożegnałam polskie szkolnictwo średnie.
Dziękuję, UJ to przypadek, dla żartu złożyłam papiery, a tu szok, przyjęli mnie :D
Chwila. Skoro jesteś w technikum i zdajesz teraz maturę, to robisz ją tak jak mój brat bliźniak, co oznacza, Naff, że jesteśmy w tym samym wieku! :D
Ok, koniec pisania.
Dziękuję za komentarz :*
Trochę mi obiadu szkoda :)
UsuńA "Dary" są świetne! ;)
I będę szczera, nie mam pojęcia, kto to jest Graham Masterton, właśnie obczajam go u Wujka :D
Nie ma co się bać komentarzów Naff'a XD. Jestem do bólu ugodową i w miarę miłą osobą haha.
UsuńTo musisz być naprawdę ambitną osobą, skoro starczyła ci sama szkoła i przygotowania przed samą maturą. Zazdroszcze xd.
No i dobrze, że cię przyjęli! XDD Ja marzę o tym, aby i mnie w ogóle jakiś uniwersytet przyjął xd.
Ach, właśnie tak coś mi podpowiadało, że ten sam wiek! A no bo patrzałam na twoją notkę i pisałaś, że jesteś na studiach, to od razu mi tak wpadło. Haha, fajnie jest znaleźć rówieśniczkę wśród opowiadaniowych blogów. Na razie spotykam same 12,14 latki i oczywiście nie przeszkadza mi to, no, ale fajnie tak rocznik '94 dorwać :3.
Masz brata bliźniaka :O? Też chcę mieć D:
Obiad mimo wszystko zjadliwy, a "Dary anioła" wiadomo, że świetne *___* i mam nadzieję, że mocno swoim opowiadaniem w nie nie wejdę xd.
Jak nie wiesz, to musisz nadrobić! Graham to mistrz XD
hfgafhlghaukhsklhfvl jedyna dobra opcja walentynek, Cleo <3
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle świetny :D
wiercę się na krześle i z niecierpliwością czekam na następny ;*
Dziękuję za komentarz :*
UsuńJa nie obchodzę Walentynek.
Ja obchodzę Dzień Chorych Psychicznie :D
A myślałam, że będzie gorzej i Rose się w ścieknie.Ale tak jest lepiej. Szkoda, że nic ni e wiemy o sprawie. Ale rozdział; jest genialny. Kobieta musiała pięknie wyglądać w ramionach Hendersona. Jesteś genialna.Nie mogę się doczekać sprawy czerwcowej.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za komentarz :*
UsuńJejku ! Jaki niesamowity rozdział♥
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Sherii ! :D Też myślałam,że Rose się wścieknie , hehe .
Czekam naa kolejny :* ♥
Dziękuję za komentarz :*
UsuńBoski *_* uwielbiam Twoje opowiadanie ♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńPowiem Ci prawdę. Rose i Logan mnie już denerwują. Zachowują się strasznie głupio :/ Cały czas dzieje się coś między nimi, ale żadne z nich nie potrafi tego przyznać i czegoś zacząć. :/ Mam nadzieję, że się wreszcie opamiętają.
OdpowiedzUsuńCzytasz zaległości? Miło mi :)
UsuńMogłabyś mnie nie pośpieszać?
W najbliższym "odcinku" coś się między nimi wydarzy, później za jakieś 9 rozdziałów też się będzie działo.
Nie zmienię planów, które już mam co do akcji obyczajowej.
Jak tak bardzo Ci przeszkadza ich zachowanie, to załóż fanklub "My już chcemy Rogan!" :P
Hahaha! I tak zrobię! ;D
UsuńAre you kidding me?!
UsuńA ja powiem szczerze, że mnie to juz denerwuje -.- za każdym razem jak Logan chce ją pocałować to ona ucieka... mógłby ja w koncu pocałować -.-
OdpowiedzUsuń