piątek, 9 maja 2014

33 Sometimes music is killer

Zmęczona pisaniem.
Siedziałam dzisiaj do 4:15, oglądając po raz drugi Kaichou wa Maid - sama. Tylko jedna osoba nadaje się jako przykład min Logana. Nie uwolnię się od Usui'a. Nigdy.
W szoku po wygraniu konkursu u Elfika Elen. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ :*
Annemarie może żyć.
Załamana PJ'em i Teresą.
Bransoletka z różą i wyprzedzam termin.
Nikt nie zwrócił mi uwagi w komentarzu, ale mój mózg przypomniał sobie o czymś. Nie zdziwiło Was, że młodzież chodzi do szkoły w lipcu?!
Wytłumaczenie - fragment rozmowy detektywa Hendersona z Sofią Brooks:
LH: Co denatka robiła w szkole?
SB: Ćwiczyła przed koncertem. Szkoła jest otwarta w tym miesiącu, by nasi absolwenci ćwiczyli przed egzaminami wstępnymi na uczelnie wyższe na kierunki muzyczne. Także pozostali uczniowie mogą przychodzić do szkoły i grać, dla najmłodszych są przygotowane warsztaty.
Całość jest fikcją.

-----------------------------------------------------------


Jedna osoba potrafi zburzyć cały porządek świata.
Ważne, by znaleźć sposób, by go przywrócić.
Cleo Miachar Cullen


   Słońce wpada do pokoju, nie bacząc na zasunięte do połowy okien rolety. W rozświetlonym wnętrzu wirują w dzikim tańcu drobinki kurzu. Przez uchylone okna wpada ciężkie, przytłaczające powietrze. Czuć zbliżającą się burzę.
   Z tym miejscem wiąże się wiele wspomnień: moje nocowanie, pierwsza rozmowa o Ianie, klęczenie Logana, nasze czułe gesty, przytulanie. Te cztery ściany są naszą przestrzenią, w której jesteśmy sobą jak nigdzie indziej.
   Jednak teraz magia socjalika nie działa ani na mnie, ani na bruneta. Siedzimy w dwóch fotelach, naprzeciwko nas siedzi małżeństwo: śliczna, rudowłosa kobieta przed czterdziestką o intensywnie zielonych oczach i mężczyzna, dobrze zbudowany szatyn, o kilka lat starszy od żony. Trzyma ją za dłoń, jego twarz nie zdradza żadnych emocji, gdy rudowłosa płacze. Przesuwam ku niej po stoliku opakowanie chusteczek.
   - Bardzo nam przykro z powodu państwa straty.
   Emily Amer kiwa głową i bierze głęboki wdech, by się uspokoić.
   - Dziękuję. To straszne. Najbardziej dotknie to Jordin, naszą młodszą córkę, ma jedenaście lat. Lindsey była dla niej wzorem i jej najlepszą przyjaciółką. Jak mamy jej powiedzieć, że już nigdy nie ujrzy siostry, nigdy nie posłucha nowej kompozycji?
   Wiem, że to pytanie retoryczne, ale mojej wyobraźni to nie przeszkadza, w mojej głowie pojawia się obraz dziewczynki, która na wieść o śmierci siostry najpierw blednie, później wybucha niepohamowanym płaczem, biegnie drewnianymi schodami na piętro do swojego pokoju i rzuca się na łóżko, by płakać, płakać i płakać.
   Skąd ja to znam?
   Kobieta jest już dość spokojna, kamienna twarz jej męża nadal nie wyraża żadnych emocji.
   - Proszę nam opowiedzieć o Lindsey. Co lubiła? Z kim się przyjaźniła? Czy miała wrogów? - Mój głos brzmi profesjonalnie, nauczyłam się już rozmawiać z rodzinami ofiar tak, by nie dać po sobie poznać, że mnie także boli czyjaś śmierć. Moja empatia wreszcie umie ustąpić miejsca udawanej obojętności.
   Czasami zastanawiam się jednak, czy aby na pewno jestem w odpowiednim miejscu, na odpowiednim stanowisku, wśród odpowiednich ludzi. Czy tu naprawdę się realizuję, czy pomagam innym ludziom, czy tylko mam wrażenie, że to robię?
   Wątpliwości są wpisane w naturę każdego człowieka. Nie mam pewności, czy każda decyzja podjęta przeze mnie w życiu była właściwą. To pokaże czas. Jak to kiedyś napisał pisarz, "wątpienie jest moją religią". Jednak potrzebujemy w swoim życiu kogoś, kto będzie oddalał od nas te często destrukcyjne myśli. I ja kogoś takiego mam.
   Wystarczy jedno spojrzenie w błękitne oczy Logana, bym czuła, że jestem u siebie.
   - Była uroczą, sympatyczną, utalentowaną dziewczyną. - Ojciec ofiary, Clark, odzywa się po raz pierwszy od przekroczenia progu tego pokoju. - Cicha, skryta w sobie, muzyką przekazywała wszystkie swoje emocje. Uwielbiała swoją siostrę, poświęcała jej mnóstwo wolnego czasu, zabierała na przejażdżki rowerowe za miasto, do kina, jeździły razem na rolkach  po parku. W liceum Lindsey była koleżeńska dla innych, ale nie miała przyjaciół.
   - Za to w szkole muzycznej odżywała, miała mnóstwo znajomych, często grali u nas w domu. - Na twarzy Emily pojawia się uśmiech, gdy o tym mówi. - Przerobiliśmy połowę piwnicy, by mieli gdzie ćwiczyć weekendami. Wstawiliśmy tam nawet fortepian, by jej najlepsza przyjaciółka  także mogła brać udział w tych spotkaniach.
   Spoglądam na Logana, jest zamyślony.
   - Jak nazywa się ta przyjaciółka? - pyta brunet.
   - Blaineley Pologny. Także uczy się w tej szkole muzycznej, w klasie fortepianu. Poznały się bliżej z Lindsey podczas ubiegłorocznego koncertu walentynkowego. Od tamtej pory Blaineley przychodziła do nas prawie co tydzień, by wraz z Lindsey i pozostałymi członkami zespołu dać mały koncert muzyki klasycznej, a z czasem urozmaicili to wokalem. Były prawdziwymi bratnimi duszami. - Na twarzy Clarka pojawia się cień uśmiechu, jednak ten mężczyzna ma jakieś uczucia.
   - Miesiąc temu - Emily próbuje zebrać myśli, zanim powie coś dalej. - Coś się między nimi wydarzyło.
   - Co takiego? - jestem zaintrygowana.
   - Jak co sobotę nasza córka z przyjaciółmi grali w studio. Po godzinie próby, gdy szykowałam obiad, z tej części domu wybiegła widocznie zdenerwowana Blaineley, Lindsey próbowała ją zatrzymać, chwyciła ją za rękę, ale ta się wyrwała. Usłyszałam jedynie, jak mówiła, że ona tak nie chce i niech wszyscy dadzą jej spokój, po czym, nie żegnając się, opuściła nasz dom. Od tamtej pory jej u nas nie było. Próbowałam dowiedzieć się, co się stało, ale Lindsey nie chciała o tym mówić, a na każdą wzmiankę o Blaineley opuszczała pokój, dałam więc spokój. Może ona wam pomoże?
   - Z pewnością - blado się uśmiecham i zerkam nieznacznie na Logana, może nie będzie mi miał za złe kolejnego pytania. - Nie będą mieli państwo nic przeciwko temu, by nasi koledzy pojechali z państwem, aby obejrzeć pokój Lindsey?
   - Oczywiście, że nie. - Małżeństwo jest zgodne, chcą, byśmy jak najszybciej odnaleźli i doprowadzili przed wymiar sprawiedliwości przed sąd mordercę ich córki.
   Dziękujemy państwu Amer za ich czas, jeszcze raz składam wyrazy współczucia, pozwalam ujawnić się empatii. Henderson wydaje blondynowi i ciemnowłosemu polecenie, znikają w windzie, wraz z rodzicami denatki, a ja wybieram się do Phila. Pewnie zrzucił na dysk twardy całą zawartość znalezionej przy ciele komórki Lindsey, więc z numerem do panny Pologny nie powinno być problemu.



                                                   ****



   Takiego widoku brunet się nie spodziewał. Też jestem trochę zaskoczona, ale nie w takim stopniu jak Logan, na korytarzach Columbii można spotkać wielu podobnych do Pologny.
   Blaineley nie wygląda na siedemnaście lat, powiedziałabym raczej, że jest moją rówieśniczką. Spojrzenie jej piwnych oczu jest twarde i trochę lekceważące. Nie to jednak sprawia, że Pan Czyste - Niebo czuje się niekomfortowo.
   Dziewczyna ma niebieskie, proste włosy sięgające łopatek, po pięć wkrętek w każdym uchu, kolczyk w prawej brwi i w dolnej wardze, a na lewym nadgarstku tatuaż smoka. Ubrana jest na czarno, ciężkie buty z ćwiekami chyba nie są dobrym pomysłem w taki upał. Z trudem przychodzi mi wyobrażenie jej sobie siedzącej przy fortepianie.
   Milczy, ręce ma założone przed sobą i jedynie na nas patrzy, jej twarz jest jak maska, ale nie wierzę, by śmierć przyjaciółki w ogóle jej nie ruszyła. No chyba, że jest zabójcą.
   - Blaineley, kiedy ostatni raz widziałaś się z Lindsey? - pytam, patrząc na nią.
   - Widywałyśmy się w szkole muzycznej na korytarzu. - Jej głos także nie jest zmącony przez jakiekolwiek uczucie. - Ostatnio rozmawiałyśmy, a raczej kłóciłyśmy się ponad cztery tygodnie temu.
   - Co takiego się wydarzyło, że wybiegłaś z domu państwa Amer?
   - Chodziło o filmiki.
   Wymieniam z Loganem zdziwione spojrzenie.
   - Filmiki? O czym ty mówisz? - brunet zmienia pozycję, teraz opiera oba łokcie o blat stołu i lekko pochyla się do przodu.
   - To państwo o niczym nie wiecie? - pyta kpiąco, ale nie dajemy po sobie poznać, by jej bunt przeciwko całemu światu nas ruszał.
   - Skoro pytamy, to chyba nie wiemy, czyż nie? - Mój sarkazm odrobinę studzi jej wrogość.
   Wzdycha i trochę rozluźnia mięśnie. Kosmyk niebieskich włosów pada jej na twarz.
   - To był pomysł Stephanie. Podczas prób jej chłopak, Theo, kręcił nasze występy i wrzucał do internetu. Nazwaliśmy się "Świetlne Gwiazdy". Każdy oglądający miał w komentarzu pod każdym filmem wyrazić swoją opinię i napisać, kto jego zdaniem jest najlepszy z zespołu. Po tygodniu Bettany, wokalista sopranowa, robiła w odpowiednim programie statystykę, którą wrzucała pod nowy film. Nie podobało mi się to, rodziło między nami niezdrową rywalizację, zamieniało w szczury w jakimś bezsensownym wyścigu. O to się pokłóciłyśmy. Nie chciałam dłużej brać w tym udziału, Lindsey próbowała mnie zatrzymać, byłyśmy na samym szczycie tego rankingu, pierwsze i drugie miejsce należało do Lindsey i do mnie, ludzie nas lubili, bo nie udawałyśmy kogoś, kim nie jesteśmy... byłyśmy przed kamerą, jak Steph, która na każdym filmie musiała być w centrum, na pierwszym planie, bardziej pozując niż grając na tych swoich skrzypcach. Powiedziałam Lindsey, że mam gdzieś, które miejsce zajmuję, wolę skupić się na tworzeniu muzyki, nie zależy mi na sławie, Lindsey to akceptowała, ale pozostała wtedy z innymi, była przekonana, że któryś wykładowca NYADA* obejrzy choć jeden filmik i że uczelnia się nią zainteresuje. Jakby wygrywanie w konkursach stanowych jej nie wystarczało. - Po policzku spływa jej jedna łza, którą szybkim ruchem dłoni ściera z twarzy. Dopiero teraz mogę zobaczyć ból i smutek, jaki odczuwa.
   - Od roku była moją najlepszą przyjaciółką, miałyśmy takie same marzenia, plany na przyszłość. Po zdaniu matury chciałyśmy dostać się na staż do Filharmonii Nowojorskiej, jeździć do świecie, koncertować, zarażać ludzi miłością do muzyki klasycznej. A teraz? Zostałam sama! - pochyla głowę i zaczyna głęboko oddychać, by się uspokoić.
   - Blaineley, wiesz, kto mógłby chcieć ją zabić? Albo zrobić jej chociażby krzywdę? - nie chcę więcej dręczyć dziewczyny, to ostatnie pytanie.
   - Nie wiem. W szkole na pewno wiele osób jej zazdrościło, w przyszłości mogłaby być prawdziwą wirtuoz skrzypiec. Ostatnio u jej boku pojawiał się pewien chłopak z klasy wiolonczeli. Kendall Mash. Powinniście z nim porozmawiać.
   Spoglądam na Logana zapisującego dane chłopaka.
   Mamy coś w sprawie, ale do jej zakończenia jeszcze daleka droga.



                                             ****



   Opieram się o biurko Adama, patrzę na tablicę i próbuję znaleźć wspólny mianownik dla wszystkiego, co wiemy w tej sprawie. Logan rozmawia z Kendallem, który pojawił się na posterunku pół godziny temu, a moi dwaj koledzy po udanych oględzinach, zabezpieczeniu oraz dostarczenia tutaj laptopa ofiary popijają kawę w bufecie. Mamy zeznanie Stephanie z odnalezienia ciała, jesteśmy po rozmowie z rodzicami i najlepszą przyjaciółką denatki, ale nie jesteśmy ani o krok bliżej poznania prawdy o uciętych palcach. Dlaczego pozbawiono ich Lindsey? To był impuls czy zamierzone?
   Wzdycham i biorę łyk trzeciego w ciągu godziny kubka earl grey'a. Trochę rozjaśnia mi umysł, ale bywały lepsze "kopy" po teinie. Dzwoni mój telefon, ktoś wybrał sobie idealny moment. Odkładam kubek na drewniany blat i odbieram.
   - Bennett. 
   - Rose, mamy mały problem. - James jest zdenerwowany, jak przez ostatnie dni. Boję się, że może psychicznie nie wytrzymać do ślubu.
   - Co się stało, wujku?
   - Chodzi o twoją babcię - zamieram, a w głowie pojawiają się same czarne myśli.
   - Tak? - próbuję zapanować nad drżeniem głosu.
   - Nie dam rady pojechać po nią na lotnisko. Jestem w hurtowni, handlarz ma małe opóźnienie z towarem. Poprosiłbym Clarę. ale dobrze wiesz, że w jej stanie nie może nic nosić, a znając moją mamę, to ma dużo bagażu. Wiem, że macie sprawę, ale czy mogłabyś po nią pojechać? Nowy Jork nadal nie jest dobrze poznanym przez nią miastem.
   Czuję niewysłowioną ulgę, słuchając blondyna. On wie, jak mnie wystraszyć.
   - Oczywiście, że pojadę. Henderson nie powinien robić problemów, tylko będę musiała później wrócić na posterunek.
   - Dobrze - wyczuwam, że się uśmiecha. - Jak dobrze, że mam siostrzenicę, na której mogę polegać.
   - Módl się, by twoja córka też taka była.
   Śmieje się.
   - Do zobaczenia wieczorem, Rae.
   - Pa.
   W ubiegłym tygodniu James i Clara sprawili mi nie lada niespodziankę i przerejestrowali swój samochód na mnie. Sami otrzymali nową skodę od Gwen i Joe'ego w prezencie ślubnym. Trochę wcześnie, ale co z tego? Wujek już ją testuje, a ja bez przeszkód mogę jeździć po ulicach miasta i siać strach i spustoszenie.
   Śmieję się z tonu wujka i dopijam resztę herbaty, gdy do biura wchodzi Logan, kładzie teczkę na swoje biurko i podchodzi do mnie, bacznie mi się przyglądając.
   - Coś się stało?
   - Tak, mój wujek jest mistrzem w przyprawianiu mnie o zawał serca.
   Brunet unosi lewą brew.
   - A myślałem, że ja nim jestem.
   - To mi przykro, źle myślałeś. Dzwonił, by powiedzieć, że nie pojedzie po babcię na lotnisko, bo ma problemy z hurtownikiem, poprosił, bym ja pojechała. 
   - Więc na co czekasz?
   - Na twoją zgodę.
   Uśmiecha się i kręci głową.
   - Jakbym tu jeszcze miał coś do powiedzenia. Jedź.
   Wspinam się na palce i całuję go w policzek.
   - Dziękuję. Za godzinę będę z powrotem.
   - Nie musisz tu dzisiaj wracać.
   Sięgam po moją szarą, kochaną torebkę.
   - Muszę - uśmiecham się. - Beze mnie nie dacie sobie rady.
   Odprowadza mnie do windy, jak zawsze. Wchodzę do metalowej puszki.
   - Mam tylko jedną prośbę, Rose.
   - Tak?
   - Spróbuj nie zabić nikogo w drodze na lotnisko. Nie będę cie bronił w sądzie.
   - Postaram się.



                                                       ****



   Wdycham kojący nerwy zapach lawendy i uświadamiam sobie, jak bardzo tęskniłam za tą kobietą. Oplatam ją bardziej ramionami, nie przeszkadza mi, że jest niższa. Nie widziałyśmy się prawie cztery miesiące, a teraz spędzimy ze sobą dwa tygodnie. Madison jedzie do Anglii razem z nami. 
   - Tak się cieszę, że cię widzę, Rosie - dotyka mojego policzka, w jej oczach lśnią łzy. - Jak się miewasz?
   - Dobrze, babciu - uśmiecham się. - Ja też się cieszę, że cię widzę. Bardzo. Wezmę twoje bagaże.
   Podaje mi torbę podróżną, którą zarzucam sobie na ramię, ale nie pozwala mi ciągnąć walizki, upiera się, że zrobi to sama. Energia tej sześciedzięciopięciolatki czasami mnie powala.
   Idziemy wzdłuż terminalu ku północnemu wyjściu, gdzie zaparkowałam. Mijamy grupy wycieczek z Europy, słyszę szczebiot dwóch Rosjanek, które są zachwycone przylotem do NYC. Uśmiecham się słabo pod nosem, ciekawe, czy są gotowe na zderzenie z nowojorską rzeczywistością.
   Stoimy przy samochodzie, udaje mi się włożyć do bagażnika torbę i walizkę bez niczyjej pomocy. Babcia zajmuje miejsce pasażera, ja za moim kochanym kółkiem, zapinamy pasy, zapuszczam silnik, sprawnie wyjeżdżam z parkingu i włączam się do ruchu. Z radia leci jakaś wakacyjna piosenka.
   - Jak ostatnie przygotowania do ślubu?
   - Dobrze. Wujek jest coraz bardziej przerażony.
   Babcia chichocze, ja także się uśmiecham. Streszczam jej przebieg wieczoru panieńskiego Clary i wspominam, co wiem o kawalerskim Jamesa z opowieści Chigi. Widać po kobiecie, że jest zachwycona zbliżającym się ślubem swojego drugiego dziecka. Moja mama cieszyłaby się z takiej bratowej jak Clara.
   Podczas tej rozmowy uświadamiam sobie, że w naszej rodzinie mamy niepisaną tradycję: panna młoda idzie do ołtarza z maleństwem w sobie i tak od czterech pokoleń. Babcia mojej babci, mama mojej babci, moja babcia, także moja mama wychodząc za mąż za mojego tatę była ze mną w trzecim miesiącu ciąży. Z tego grona Clara się wyróżnia, jest przecież w ósmym miesiącu, za kilka tygodni powitamy na świecie małą pannę McLeen. Ciekawe, czy mnie też to czeka. Nie narzekałabym.
   - A co słychać u Logana?
   Przyznaję, nie spodziewałam się tego pytania w tym momencie. Zerkam na babcię i zmieniam bieg.
   - W porządku. Teraz. Dwa tygodnie temu dowiedział się, że jego mama jest chora. Ma nowotwór piersi.
   - Pewnie wspierasz całą rodzinę Hendersonów w walce?
   - Staram się.
   Przekrzywia głowę na prawo, by lepiej mi się przypatrzeć, na twarzy ma podejrzany uśmiech.
   - Wydaje mi się, że między wami coś się wydarzyło.
   Napinam mięśnie ramion, usta zaciskam, a na policzkach czuję ogień.
   - Dlaczego tak myślisz?
   - A dlaczego ty się rumienisz? - To pytanie sprawia, że pąsowieję jeszcze bardziej. - Opowiadaj, dziecko.
   - Nie wiem, czy dobry pomysł - przygryzam dolną wargę. Nikomu nie mówiłam o tym, co się wydarzyło na dachu, nawet Mia nie widziała naszych splecionych dłoni, w drodze do pokoju Logana oboje przybraliśmy maski. 
   Madison patrzy na mnie wyczekująco.
   Wzdycham.
   - My... eee... - biorę wdech i zaczynam od początku. - My się... całowaliśmy.
   Szok na twarzy kobiety jest aż nadto widoczny, mam nadzieję, że się z niego otrząśnie, zanim dojedziemy do restauracji, zostały trzy przecznice.
   - Jesteście razem?! Mój Boże, to wspaniale!
   Kręcę przecząco głowo, skręcając w Lenox Avenue.
   - Nie, babciu. Nie jesteśmy parą.
   Jej szok jeszcze się pogłębia.
   - Jak to?
   Opowiadam jej o tamtym wieczorze, o smutku rozdzierającym serce, bezsilności, powtarzam, co powiedziałam brunetowi, przypominam sobie dotyk jego warg i odczuwam tęsknotę. Wiem, że wtedy zmieniło się wszystko, a my zawiśliśmy w połowie drogi między przyjaźnią a związkiem.
   - Chcesz mi powiedzieć, Rosie, że mimo tego pięknego, tak romantycznego pocałunku nadal jesteś z Ianem?
   - Tak.
   Wzdycha.
   - Przepraszam. Wiedziałam, że nie będziesz ze mnie zbytnio zadowolona. 
   - Nie mnie przepraszaj. A chociaż powiedziałaś swojemu chłopakowi o zdradzie z twojej strony? - nazywa po imieniu mój uczynek.
   - Nie.
   - Rosie - odgarnia mi kosmyk z czoła, a ja czuję łzy pod powiekami, parkując przed "Darcy's". - Musisz być szczera. Głównie ze sobą, a także z oboma mężczyznami.
   - Ale jak mam być szczera, skoro nie wiem, co tak naprawdę czuję do każdego z nich? - po policzku toczy się samotna łza.
   Kobieta przytula mnie do siebie nad skrzynią biegów i całuje w czoło.
   - Pomogę ci. Wspólnie poznamy twoje uczucia.
   - Dziękuję.



                                                ****



   Wracając na posterunek, czuję się podbudowana słowami babci. Z jej pomocą może nie pogubię się podczas analizy swoich uczuć.
   W biurze nikogo nie ma, co jest trochę podejrzane. Udaję się na czwarte piętro do Phila, gdzie zastaję moich kolegów. Stoję w drzwiach, a Logan spogląda na mnie z czułością w oczach.



   Staram się nie zarumienić przez siłę tego spojrzenia.
   - Cześć. Mamy coś?
   - Cześć - Chigi uśmiechają się do mnie. 
   - Przeglądamy filmy z laptopa Lindsey. Blaineley mówiła prawdę, siódemka uczniów szkoły muzycznej założyło zespół i w sieci dzieliła się swoimi mini - koncertami - informuje mnie Adam. 
   Staję obok niebieskookiego, zakładam ręce przed sobą i oglądam je z nimi. Jednak po godzinie mam dość, nie widzę na nich nic, co sugerowałoby nam, kto jest mordercą i jaki miałby motyw. Także statystyki nie mówią nam nic nowego.
   Po uzgodnieniu tego z szefem wracam do biura, włączam komputer, zerkając co jakiś czas na tablicę. Po jego uruchomieniu sprawdzam pocztę, gdzie czeka na mnie wiadomość od Jane, która nie może się już doczekać naszego przylotu. Jak ja za nią tęsknię. Dobrze, że jej mama, ciocia Joanne, jest ginekologiem, w razie wcześniejszego porodu będzie przy Clarze i pomoże przyjść mojej kuzynce na świat. Być może będzie miała podwójne obywatelstwo, jak ja, jeśli tylko się pośpieszy.
   Odpisuję kuzynce, a także znajomym z Panamy, których nie zdołam odwiedzić w tym roku i Miriam, córce Marii, mojej sąsiadki z Middleton, gdy jeszcze żyli moi rodzice. Cieszę się, że tyle znajomości udało mi się utrzymać mimo odległości czy też upływu czasu.
   Nie mając pomysłu, co ze sobą zrobić, w wyszukiwarkę wpisuję "Lindsey Amer". Wyskakuje kilkanaście artykułów z gazet, przeglądam je, jeden szczególnie przykuwa moją uwagę. Czytam go, robiąc coraz większe oczy, gdy odpowiednie elementy w mojej głowie układają się w jedną całość.
   Wybucham śmiechem, gdy moi koledzy wracają do biura. Chigi patrzą na mnie jak na wariatkę, a Logan unosi lewą brew.
   Nie umiem powstrzymać chichotu, obracam ku mężczyznom laptop.
   - Chyba już wszystko jasne. Znalazłam naszego mordercę.

-------------------------------
NYADA* - New York Academy of the Dramatic Arts






31 komentarzy:

  1. Świetne - jak zwykle... O ja cię, brak mi słów. Wolę nie pisać jakiejś nieskładnej papki, więc kończę.
    Pozdrawiam,
    Paulina A
    PS. Jestem pierwsza! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jesteś pierwsza :)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Och ta Rosie… jak nie wie z kim chce być to chyba coś znaczy… a dokładnie, że nie kocha Iana, bo „W chwili, kiedy zaczynasz zastanawiać się, czy kochasz kogoś, przestałeś go już kochać na zawsze.” Może powinna spróbować z Loganem, jak ten pocałunek tak na nią zadziałał?
    I niebieskie włosy *.* Też kiedyś chciałam mieć.
    Ciekawa jestem kogo wytypowała Rose.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znam ten cytat :) No właśnie, to jest zastanawiające, nawet ja, autorka, mam problem w rozeznaniu się w jej uczuciach.
      Niebieskie włosy to pomysł Abigail ;)
      Żadnych uwag, nie wypisałaś żadnych błędów. Dlaczego? Że niby nie ma ani literówki?! Szok.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :*

      Usuń
    2. Poczułam ten sarkazm aż u siebie w domu… Nie wypisałam błędów, bo po pierwsze zamieściłam notkę na blogu, że już tego nigdy nie zrobię, a po drugie już wiem, że robi to Abigail. Notki już nie ma, ale były tam podziękowania za komentarze i coś w stylu „ sory za zrobienie spisu powszechnego literówek.” Korzystając z okazji, że piszę to, zapomniałam dodać jakieś słowo o samym rozdziale… Takie roztargnienie. No więc podobają mi się Twoje opisy, bo z jednej strony są na tyle szczegółowe, że mogę sobie dokładnie wyobrazić, co miałaś na myśli opisując daną sytuację, a z drugiej dajesz możliwość użycia wyobraźni… Teraz chyba wszystko. Pa.

      Usuń
    3. Dziękuję :*
      Jaki sarkazm? :D Przepraszam, że może odczułaś taki wydźwięk, ale naprawdę byłam w szoku.
      Abigail się jeszcze nie odezwała, ale czekam.
      Cieszę się, że opisy się podobają. Właśnie o to mi chodzi, opisać jak to wygląda, ale też pozwolić czytelnikowi popuścić wodze fantazji.
      Buziaki :*

      Usuń
  3. Podoba mi się rozdział :>
    Jak tak czytałam o Rose i jej babci to smutno mi się zrobiło.
    Może dlatego, że obie moje babcie nie żyją.
    Boże
    Nie, nie piszę nic, bo już mam łzy w oczach, chyba dlatego, że babcia zmarła z 2 lata temu [jacie jak czas gna] a byłam przywiązana, razem mieszkaliśmy a dodatkowo już pod koniec było strasznie.
    Cierpiała
    dobra koniec już
    rozdział świetny, czemu Rose się śmieje z zabójcy? Dziwne..xd
    Czekam na następny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przykro mi, że nie masz już babć. Ale pewnie masz masę wspomnień z nimi związanych, jak najczęściej o nich myśl i będzie dobrze :)
      Dlaczego Rose się śmieje? Bo zabójca był podany na talerzu :D
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Rozdział jak zwykle genialny ;) Rose się śmieje z zabójcy? Coś się będzie działo :3 Pisz szybciutko nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wiem co to będzie!!! Podczas gry, struna sama się przerwała ;)

      Usuń
    2. Oj nie :D
      Nie będę się śpieszyć, bo się diabeł będzie cieszył :P Jak przyjdą do mnie słowa, to będę pisać ;)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*
      i witam na "Rozważnej" :)

      Usuń
  5. Nie zwróciłam uwagi na to, że jest u ciebie lipiec XDD buahah. Ale rzeczywiście. Jakby nie patrzeć. Matko, Usui. Jaką ja kiedyś na niego miałam manię D: ale to było dawno, dawno, potem oglądnęłam milion następnych anime i było od cholery i jeszcze więcej takich Usui'ów. Czekam na kogoś oryginalnego XD.
    Wiem, miałam przeczytać przed biologią, ale nim się obejrzałam, zobaczyłam, że jest 14 D: a ja mam 121 str. ćwiczeń do przerobienia. Więc pozwól, że przeczytam... w poniedziałek po maturach, bo dziś do późna nauka, Eurowizja (XD), a jutro cały dzień będę kelnerować na komunii D: - no chyba że wrócę wcześniej! Ale przeczytam. Nie mogę się już doczekać C:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytasz, jak będziesz miała chwilę, przecież ten rozdział nagle nie zniknie ;)

      Usuń
  6. Ciekawa sprawa i rozdział jak zawsze jest bardzo dobry :D Już nie mogę doczekać się jak rozwiąże się ta sprawa :)
    Sarkazm- to coś co oby dwie uwielbiamy :*
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim drugim imieniem powinna być "Ironia".
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. Rozdział bardzo mi się podoba :)
    Ciekawa sprawa. Rose znalazła zabójcę? Już chcę wiedzieć kto to! Dlaczego Lindsey obcięto plecy? Twoja wyobraźnia czasami mnie przeraża :D
    Czekam na nn^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palce to nie moja wyobraźnia, ale wyobraźnia Abigail ;)
      Taki szok, że Rose w przedziwny sposób znalazła mordercę? Przecież to normalne :P
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  8. Omg boskie. Babcia Rosie wymiata:-)
    Też chce żeby nasza bohaterka była z Loganem:-)
    Dobra czekam na nexta:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rose i Logan będą razem na pewno, do tego dążę :) Ale jeszcze się musi DUŻO wydarzyć, byśmy w końcu mogli się cieszyć ich związkiem.
      Także uwielbiam Madison :)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  9. No hej. ;* Już jestem i zaczynam mówić coś, co może ci pomóc. ;)
    Na samym początku rozdziału zjadło ci wcięcie w akapicie. Może to nic szczególnego, aczkolwiek razi w oczka. ^^
    śliczna, rudowłosa kobieta o zielonych oczach, przed czterdziestką - nie brzmi to zbyt dobrze. A nie lepiej, gdy to sformuujesz tak: śliczna, rudowłosa kobieta przed czterdziestką o (intensywnie) zielonych oczach? To w nawiasie to taka drobna sugestia. Skoro opisujesz ją jako piękną to też może odzwierciedlać jej urodę. ;)
    Trzyma ją za dłoń, jego twarz nie zdradza żadnych emocji, rudowłosa płacze. - ...emocji, gdy rudowłosa płacze. Jedno słowo, a już zmienia charakter zdania. ;D
    Najbardziej dotknie to Jordin, naszą młodszą córkę, ma jedenaście lat. Lindsey była dla niej wzorem i jej najlepszą przyjaciółką. Jak mamy jej powiedzieć, że już nigdy nie ujrzy siostry, nigdy nie posłucha nowej kompozycji? - zbyt złożone zdania. Gdy ktoś rozpacza to rzuca takie krótkie pytania czy zdania. Wiem, bo wiele razy wysłuchiwałam ludzi w tych najgorszych chwilach.
    Co lubiła, z kim się przyjaźniła, czy miała wrogów? - Co lubiła? Z kim się przyjaźniła? Czy miała wrogów?
    To pokaże czas. Jak to swego czasu napisał pisarz,... - powtórzenie słowa czas
    Małżeństwo jest zgodne, chcą, byśmy jak najszybciej odnaleźć i doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości przed sąd mordercę ich córki. - jak najszybciej odnaleźLI i doprowadziLI przed wymiar sprawiedliwości, przed sąd, mordercę...
    ...znikają w windzie wraz z rodzicami denatki... - przecinek po windzie
    Też jestem trochę zaskoczona, ale nie w takim stopniu jak Logan,... - zbędna spacja po nie
    bardziej pozując niż grających na tych swoich skrzypcach... - grając
    Zostałam sama - ja bym tę wypowiedź zakończyła wykrzyknikiem.
    No. To chyba na tyle tych błędów, a teraz przejdźmy do treści.
    Masz bardzo fajne porównania. Twoje rozmyślania powodują, że jestem zazdrosna jak jasna cholera. Rany, skąd ty to bierzesz? Co takiego jesz, że tak płynnie ci to wychodzi? Ja też chcę!
    Tak, brawa dla mnie za niebieskowłosą istotę. Przecież w takich miejscach zawsze się znajdzie ktoś, kto się wyróżnia. To co, że ona gra muzykę klasyczną. Przecież buntownik nie założy sweterka w kratę i spodni w kant. To jest dziwne skojarzenie...
    Gdy Rose rozmawiała ze swoją babcią to tak zapragnęłam znów spotkać się ze swoją. Jednej nie znałam (zmarła), gdy druga mnie odrzuciła. Może to zabrzmieć jak wyznania psychicznie chorej, ale gdy ktoś znał swoje babcie i one zmarły to ci przynajmniej wiedzieli, że one ich kochały. A co ja mam powiedzieć?
    I coraz bliżej rozwiązanie sprawy. Coraz bliżej... Zabójca podany na tacy, a przykrywka dalej ciążyła. Trzeba było tylko ją podnieść i odkryć zawartość naczynia. ;)
    No to się cosik rozpisałam. :D Ale cóż... trzeba wrócić do formy. Tyle czekałaś na mój odzew, więc byłoby dziwne, gdybym napisała: super, czekam na next. :* Gdy kiedykolwiek tak napiszę to znajdź mnie i przywal z patelni lub wlej do gardła domestosa. ;)
    A teraz nie pozostaje nic innego jak oczekiwać kolejnego rozdziału. Życzę ci weny po same uszy, a także hektolitry pysznej herbaty!
    Pozdrawiam. :*
    Ps. Ty też zacznij pisać książkę! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, strasznie przepraszam za to "Małżeństwo jest zgodne, chcą, byśmy jak najszybciej odnaleźć i doprowadzić przed wymiar sprawiedliwości przed sąd mordercę ich córki.". Wiedziałam, że mam odmienić, a jakoś tak mi to uciekło przy przepisywaniu.
      Czasami nie panuję też nad naciskami spacji, jakiś dziwny tik. A za literówki powinnam sobie w łeb strzelić, naprawdę muszę baczniej sprawdzać przepisany już na laptop tekst.
      Dziękuję za celne uwagi, poprawiłam :) Uwielbiam Cię jako mojego nieoficjalnego "betę" :D :*
      Abby, brałaś coś? "Masz bardzo fajne porównania. Twoje rozmyślania powodują, że jestem zazdrosna jak jasna cholera." O jakie porównania Ci chodzi? Ja nic takiego nie jem, po prostu czasami do drzwi mojego małego mózgu pukają słowa z pytaniem "Wykorzystasz nas?" :D
      Twoją babcię to ja chyba będę musiała odwiedzić, by z nią poważnie porozmawiać :)
      Jak kiedyś napiszesz komentarz na jedną linijkę, znajdę Cię, uderzę kotletem dla omdlenia, wleję domestos do gardła i całość zakończę mocnym ciosem patelnią ;)
      Taa. Herbata. W niej tkwi moja siła. Idę zaparzyć earl grey, gdyż zaczęłam pisać kolejny rozdział :D
      Co do książki, historia kolejna (Pheobe, tak, Pheobe :P) będzie pisana tak, by w przyszłości można by ją było opublikować na papierze.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. HAHAHAH, przybywam! Wstałam wcześniej (aż o 11) i okazało się wczoraj, że nie idę na komunię. Więc czytam! Mam nadzieję, że tym razem nic nie spalę XD (właśnie robię sobie jajecznicę)
    W sumie już sama historia tej Lindsey mnie zainteresowała. Fajnie tak. Muzyka, śmierć. Czyżby zabójstwo z zazdrości? Nie, na pewni nie.
    Ło, matko, takiego obrazu Ba... jak ona miała? Mniejsza, ale się tego nie spodziewałam. Próbowałam ją połączyć z pianinem, ale ten widok się żarł XD.
    Ach, kocham Logana, najlepszy tekst ever: "Spróbuj nikogo nie zabić, bo nie będę cię bronił w sądzie" XDD.
    Rozmyślania Rose o ciąży i nagle: A co u Logana? No weź, Rose, na pewno jak będziesz szła do ołtarza, to Logan ci sprawi niespodziankę mwahaha! >D jestem zazdrosna o Logana, ale niech będzie z Rose :c *sniff sniff* Nie chcę Rose z tym Ianem!
    Inaczej wyobrażałam sobie czułość w oczach Logana, Usui to zepsuł. Dla mnie ma minę a'la: "Jestem naćpany i dlatego się uśmiecham" XD.
    EJ! Jak mogłaś! W takim momencie? Jestem ciekawa co tak rozbawiło Rose w tym zabójcy! Eeeej! t.t Chcę jak najszybciej nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naff, ja Cię błagam, nigdy, ale to nigdy nie czytaj mojego rozdziału, gdy coś gotujesz! Zapomniałaś już o zwęglonej wątróbce?
      Taa, Blaineley wymyślona przez Abigail tak właśnie wygląda ;) (Abi jest świetna w wymyślaniu morderstwa, dam jej medal!)
      Co do tego zdania Logana: początkowa wersja była "Spróbuj nikogo nie zabić w drodze na lotnisko" i tyle, ale przepisując rozdział, pomyślałam, że przecież Pan Czyste - Niebo znany jest z sarkazmu, więc trochę rozwinęłam zdanie :)
      Twoja obsesyjna miłość do Logana mnie przeraża ^^ Właśnie o to chodziło, tu Rose rozmyśla o "tradycji", a tu nagle pytanie o Logana :D Zdziwisz się, jak Rose bd szła do ślubu :P (szczegółowego opisu nie będzie, ale w epilogu będzie coś przed ślubem ;))
      A mnie Usui pasuje :P Mój blog, mój rozdział, moje obrazki :P
      Już pisze, spokojnie, kończę pierwszą stronę :P

      Dziękuję za komentarz :*
      Powodzenia jutro i we wtorek na maturach :* Trzymaj kciuki :)

      Usuń
    2. Piszę *, trzymam*.
      Matko, muszę wrócić do spania w normalnych godzinach, bo mi mózg siada.
      A gdzie Nathiela zgubiłaś? Ile mam czekać na nowy rozdział? :P Będzie po maturach?

      Usuń
  11. Miałam taki ładny komentarz i mi się wszystko pozacinało :((
    To tak w skrócie.. Popieram babcię Rose. Rosie zdecydowanie powinna porozmawiać z Ianem i Loganem.
    Wygląd Blaineley też mnie zadziwił :O
    A sarkastyczny Logan to mój ulubiony Logan :D Po prostu uwielbiam jego teksty ;)
    Czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się z każdego Twojego komentarza, bo wiem, że jeszcze żyjesz w blogosferze.
      Też uwielbiam takiego Logana :) Właśnie zaczynam drugą stronę rozdziału, gdzie nasz brunet będzie miał zawias na widok Rose :D

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
    2. AAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Już nie mogę się doczekać ;) To pewnie będzie przeurocze :D

      Usuń
  12. Sherii Castle15 maja 2014 21:48

    Rozdział genialny. Mam nadzieję, że babcia uświadomi wnuczkę, że ta kocha Logana. jesteś genialna. Nie mogę doczekać się ślubu Jamesa. Uwielbiam twoją historię. To ona podniosła mnie na duchu w tym szpitalu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia :)
      Madison pomoże Rose uporać się ze swoimi uczuciami, ale trochę to zajmie.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  13. Jak zwykle bystra Rose! Uwielbiam ją!
    Powiem szczerze, że dobry pomysł i naprawdę pozostaje ślad w pamięci. Uśmiech na twarzy, gdy pojawia się następny rozdział! :)

    Pozdrawiam, Meg ;****
    youonlyliveoncesophie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)