Metoda relaksacyjno - usypiająca pożyczona od Patricka Jane'a, pomaga mi, gdy chcę zasnąć, ale myśli nie chcą dać mi tej przyjemności; pomaga się wyciszyć. Dzięki, Mentalisto.
"Duma i uprzedzenie" z roku 2005 od pierwszego obejrzenia zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, nie pozbędę się tej miłości nigdy. A książka jest jeszcze lepsza i trafia na listę ulubionych <3
Odrobinę bez weny, ale z ostatniej części jestem zadowolona :)
Nie czepiać się literówek, tekst, jak zwykle, przejdzie jeszcze korektę ;)
-------------------------------------------------------------
Powrót do przeszłości nie zawsze jest bolesny, ale za każdym razem czegoś uczy.
Chyba, że przeszłość chce cię zabić...
Ciemność jest moim schronieniem. Miejscem, gdzie niczego nie muszę się lękać. Jest bezpiecznie, bo znam tę ciemność. Sama ją stworzyłam. Zamieszkałam w niej, by uciec od rzeczywistości i gorzkiej prawdy raniącej moje serce: Charlotte nie żyje. Nie. W mojej ciemności jest ze mną, siedzi obok, trzyma mnie za rękę i wymienia mi wszystkie filmy, w których wystąpił Anthony Hopkins, zaczynając od debiutu. Jej głos jest delikatny, dźwięczny i melodyjny. Nieraz myślałam o tym, by zgłosić ją na staż do uniwersyteckiej rozgłośni radiowej na weekendowe audiencje, z takim głosem zrobiłaby furorę i zaraz po odebraniu dyplomu mogłaby pracować w zawodzie. Najlepsza studentka dziennikarstwa, jaką Columbia kiedykolwiek miała i mieć będzie.
Wdech. Jeden.
Wydech. Dwa.
Nie planuję wziąć się dzisiaj w garść, bo po co? Na uczelni odwołano część zajęć z powodu śmierci Charlotte i prowadzonego na terenie Columbii śledztwa. Mogę leżeć, ile chcę, James wie, co przeżywam, nie będzie mi przeszkadzał, a moich znajomych do mieszkania nie wpuści.
Próbuję znaleźć lepszą pozycję, nie opuszczając ciemności. Moja ręka trafia na telefon, który, nie otwierając oczu, odkładam na blat nocnej szafki, nie mam ochoty słuchać z niego muzyki. Chcę zasnąć, obudzić się i dowiedzieć, że cała ta sprawa to tylko sen.
W pokoju panuje taka cisza, że słyszę ruch wskazówek zegara. Przez zasłonięte okno do pokoju nie wpada żadne światło z zewnątrz. Na dworze jest ponuro, a ja płaczę za zmarłą koleżanką. Wreszcie mój zły nastrój zbiegł się w czasie ze złą pogodą, to odrobinę budujące.
Kolejne krople uderzają o parapet, co powoli działa mi na nerwy. Podnoszę się do pozycji siedzącej, tępo wpatruję się w ścianę, na której wisi plakat z "Dumy i uprzedzenia". Keira Knightley patrzy gdzieś w bok, a Matthew Macfadyen wypatruje kogoś, intrygując spojrzeniem niebieskich oczu i klatą widoczną pod rozpiętą, białą koszulą.
Ten film także kojarzy mi się z Charlotte.
Łzy płyną zwartym potokiem, a ja odrzucam kołdrę, opuszczam wygodne posłanie, na bosaka podchodzę do ściany i zrywam z niej plakat.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak trudno było go zdobyć, ale jestem tak pełna bólu, smutku, żalu i goryczy, że każę zamknąć się tej części mnie, która już płacze za roztarganym posterem.
Zmiętym papierem rzucam w szafę, a z mojego gardła wydobywa się szloch. Rozpuszczone włosy są poplątane, opadają na ręce, gdy chowam w nich twarz. Płaczę kilkanaście minut, stojąc na środku pokoju, ale płacz nie przynosi mi ulgi, jedynie zaopatruje w spuchnięte, zaczerwione oczy.
Otwieram okno, rozglądam się po pomieszczeniu i postanawiam odrobinę posprzątać.
Zbieram porozrzucane na podłodze ubrania, składam je i chowam do szafy. Kartki, które w przypływie złości porozrywałam, wyrzucam do kosza. Dźwigam roletę, do moich oczu dociera słabe światło. Krople płyną po szybie, bawiąc się w wyścig. Wzdycham.
Dzwoni mój telefon. Podchodzę do nocnej szafki, zerkam na wyświetlacz. Przełykam ślinę, odbieram i mam nadzieję, że nie za bardzo zaschło mi w gardle.
- Rose Bennett, słucham.
- Rose, tu Nora Baronte.
- Dzień dobry, proszę pani. - Poznałam mamę Charlotte w zeszłym roku. - Czy coś się stało?
- Nic złego, jeśli o to pytasz. Dzwoniono do mnie z policji, chcą ze mną porozmawiać. Pomyślałam, że może zechciałabyś pojechać ze mną?
Rozglądam się po pokoju i czuję, że jeszcze chwila, a zwariuję w tych czterech ścianach.
- Oczywiście. Będę u pani za dwadzieścia minut.
- Dziękuję, Rose. W takim razie czekam.
Rozłącza się, a ja biorę ciuchy, idę do łazienki, by się odświeżyć.
Ciekawe, jak koledzy przyjmą mnie na posterunku.
Panuje spokój i cisza. Na korytarzu pusto, wszyscy detektywi są w swoich biurach. Nora rozgląda się wokół, chyba jest odrobinę zaskoczona wystrojem posterunku.
Prowadzę ją do pokoju przesłuchań, gdzie ma rozmawiać z moimi kolegami. Przed drzwiami stoi funkcjonariusz, pokazuję mu plakietkę, proszę o wpuszczenie kobiety do środka i poinformowanie członków zespołu Hendersona, że już dotarłyśmy.
Wciąż potrzebuję oddechowej metody relaksacyjnej. Przymykam oczy, by na chwilę wrócić do mojej bezpiecznej ciemności.
Słyszę czyjeś kroki, które zakłócają mój proces utrzymania się w całości. Do tej pory byłam sama na korytarzu, komu to się zachciało iść w tę stronę?
- Bennett. - Ten głos. - Co ty tutaj robisz? Kto cię wezwał?
Otwieram oczy i widzę przed sobą Logana, stoi kilka kroków ode mnie, ma jasne dżinsy i granatowy sweter, pod którym dostrzegam biały podkoszulek. Jego twarz jest obojętna, ale w oczach widzę rozczarowanie.
No tak, nie posłuchałam go, przyszłam tutaj. Ale miałam powód.
- Nora Baronte, matka Charlotte, poprosiła mnie, bym tu przyjechała na rozmowę, którą będziecie z nią przeprowadzać. Kapitan został o tym poinformowany, zanim pani Baronte zadzwoniła do mnie. Nie mogłam odmówić.
Kiwa głową, ale nie jest zbytnio zadowolony.
- Jak się czujesz? - pyta z cieniem troski w głosie.
Przed nim nie muszę niczego udawać.
- Koszmarnie.- Łzy już tworzą się pod powiekami. - Mam ochotę przez cały czas płakać, spać, czytać stare mejle i oglądać ulubione filmy Charlotte.
Przyciąga mnie do siebie, otacza ciasno ramionami. Obejmuję go, a po policzku płynie łza.
- Przykro mi - szepcze w moje włosy. - Ale pamiętaj, że masz mnie, możesz przyjść, dzwonić, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała.
- Wiem. Dziękuję. - Odsuwam się od niego i nie w pełni świadomie całuję go w usta, po czym odwracam się i wchodzę do pokoju przesłuchań, gdzie czeka Nora.
Zajmuję miejsce obok kobiety, po chwili do pokoju wchodzi Diego, a za nim niebieskooki. Dopiero, gdy siada i zerka na mnie, a w jego oczach widzę to samo, co widziałam na dachu, dociera do mnie, co takiego przed chwilą zrobiłam.
Jego oczy są niebieskie, lśnią, nie jestem w stanie w nie patrzeć, przenoszę więc wzrok na ciemnowłosego, który posyła mi kojący uśmiech.
- Pani Baronte - zwraca się do matki zamordowanej. - Bardzo nam przykro z powodu pani straty.
Nora wyciera chusteczką nos i spuchnięte, zaczerwienione oczy. Kładę jej dłoń na kolano.
- Dziękuję, detektywie. Macie już może jakiś pomysł, dlaczego ktoś zamordował moją córkę? - Głos jej się łamie pod koniec pytania.
- Czekamy na wyniki balistyczne - odzywa się Logan. - Sprawdzamy także monitoring, wypytujemy świadków. Mam przeczucie, że niedługo na coś wpadniemy. Proszę nam powiedzieć, czy ktoś ze znajomych Charlotte mógł mieć do niej jaką urazę?
- Do Charlotte? Nie. - Kobieta kręci głową. - Była duszą towarzystwa, pilna, mądra, towarzyska, wszystkim na około chciała pomagać. Była aniołem.
Czuję na sobie wzrok Hendersona, ale nie patrzę na niego, nie mogę.
- Czy ktoś jej w ostatnim czasie groził? Dostawała jakieś dziwne telefony, wiadomości?
- Nie jestem pewna. Może jej ojciec próbował się z nią skontaktować? Rozwiedliśmy się, gdy Charlotte miała dwanaście lat. Ciężko to zniosła, od tamtej pory chodziła raz w miesiącu na spotkania z psychologiem. Dwa tygodnie temu wyprowadziła się z domu, wynajęły z koleżanką, młoda panią psycholog, małą kawalerkę bliżej uczelni.
Diego zapisuje to w notesie.
- Jak nazywa się ta koleżanka?
Przygryzam wargę. To może być dla Gomeza lekki szok, nie był u niej po jej przeprowadzce.
Pojmuję, że ta sprawa dotyczyć będzie nie tylko mnie.
- Katherine Smoek.
Długopis wylatuje z dłoni Meksykanina. Widzę, jak przełyka ślinę, Baronte nie zwraca na to uwagi.
Logan zachowuje zimną krew.
- Na razie nie mamy do pani więcej pytań. Będziemy panią informować na bieżąco przez pannę Bennett.- Patrzy na mnie.
Czyli jakiś udział w sprawie będę miała. Może dopadnę tego sukinsyna.
Matka Charlotte wstaje z krzesła, zarzuca na ramiona płaszcz.
- Dziękuję, detektywi. - Wymienia uścisk dłoni z mężczyznami, Diego nadal jest w szoku. - Do widzenia.
Opuszcza pokój, wychodzę za nią.
- Proszę poczekać na mnie przy samochodzie, pani Noro. Ja muszę coś jeszcze załatwić.
Kiwa głową.
- Dobrze, Rose. Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną przyjechać.
Uśmiecham się do niej.
- Dla Charlotte wszystko.
Idzie znaną już drogą do windy, a ja czuję za sobą obecność Logana. Odwracam się do niego.
Patrzy na mnie z morzem czułości i miłości w oczach.
Ale tak nie może być.
- Rose. - Jego głos jest czuły, aż za bardzo.
- Nie. - Unoszę dłoń. - Zapomnij o tym, co zrobiłam przed rozmową z panią Baronte. Nie analizuj, tylko zapomnij. - Patrzę na niego twardo. - To moja wina, to nie powinno się wydarzyć. Po prostu zapomnij.
Odchodzę w stronę windy z przytłaczającym ciężarem winy i kłamstwa na swoich barkach, niezdolna usłyszeć słów mężczyzny.
- Nie zapomnę. Nigdy.
"Duma i uprzedzenie" z roku 2005 od pierwszego obejrzenia zajmuje szczególne miejsce w moim sercu, nie pozbędę się tej miłości nigdy. A książka jest jeszcze lepsza i trafia na listę ulubionych <3
Odrobinę bez weny, ale z ostatniej części jestem zadowolona :)
Nie czepiać się literówek, tekst, jak zwykle, przejdzie jeszcze korektę ;)
-------------------------------------------------------------
Powrót do przeszłości nie zawsze jest bolesny, ale za każdym razem czegoś uczy.
Chyba, że przeszłość chce cię zabić...
Benedict.
Happy birthday, my darling.
<3
<3
Ciemność jest moim schronieniem. Miejscem, gdzie niczego nie muszę się lękać. Jest bezpiecznie, bo znam tę ciemność. Sama ją stworzyłam. Zamieszkałam w niej, by uciec od rzeczywistości i gorzkiej prawdy raniącej moje serce: Charlotte nie żyje. Nie. W mojej ciemności jest ze mną, siedzi obok, trzyma mnie za rękę i wymienia mi wszystkie filmy, w których wystąpił Anthony Hopkins, zaczynając od debiutu. Jej głos jest delikatny, dźwięczny i melodyjny. Nieraz myślałam o tym, by zgłosić ją na staż do uniwersyteckiej rozgłośni radiowej na weekendowe audiencje, z takim głosem zrobiłaby furorę i zaraz po odebraniu dyplomu mogłaby pracować w zawodzie. Najlepsza studentka dziennikarstwa, jaką Columbia kiedykolwiek miała i mieć będzie.
Wdech. Jeden.
Wydech. Dwa.
Nie planuję wziąć się dzisiaj w garść, bo po co? Na uczelni odwołano część zajęć z powodu śmierci Charlotte i prowadzonego na terenie Columbii śledztwa. Mogę leżeć, ile chcę, James wie, co przeżywam, nie będzie mi przeszkadzał, a moich znajomych do mieszkania nie wpuści.
Próbuję znaleźć lepszą pozycję, nie opuszczając ciemności. Moja ręka trafia na telefon, który, nie otwierając oczu, odkładam na blat nocnej szafki, nie mam ochoty słuchać z niego muzyki. Chcę zasnąć, obudzić się i dowiedzieć, że cała ta sprawa to tylko sen.
W pokoju panuje taka cisza, że słyszę ruch wskazówek zegara. Przez zasłonięte okno do pokoju nie wpada żadne światło z zewnątrz. Na dworze jest ponuro, a ja płaczę za zmarłą koleżanką. Wreszcie mój zły nastrój zbiegł się w czasie ze złą pogodą, to odrobinę budujące.
Kolejne krople uderzają o parapet, co powoli działa mi na nerwy. Podnoszę się do pozycji siedzącej, tępo wpatruję się w ścianę, na której wisi plakat z "Dumy i uprzedzenia". Keira Knightley patrzy gdzieś w bok, a Matthew Macfadyen wypatruje kogoś, intrygując spojrzeniem niebieskich oczu i klatą widoczną pod rozpiętą, białą koszulą.
Ten film także kojarzy mi się z Charlotte.
Łzy płyną zwartym potokiem, a ja odrzucam kołdrę, opuszczam wygodne posłanie, na bosaka podchodzę do ściany i zrywam z niej plakat.
Zdaję sobie sprawę z tego, jak trudno było go zdobyć, ale jestem tak pełna bólu, smutku, żalu i goryczy, że każę zamknąć się tej części mnie, która już płacze za roztarganym posterem.
Zmiętym papierem rzucam w szafę, a z mojego gardła wydobywa się szloch. Rozpuszczone włosy są poplątane, opadają na ręce, gdy chowam w nich twarz. Płaczę kilkanaście minut, stojąc na środku pokoju, ale płacz nie przynosi mi ulgi, jedynie zaopatruje w spuchnięte, zaczerwione oczy.
Otwieram okno, rozglądam się po pomieszczeniu i postanawiam odrobinę posprzątać.
Zbieram porozrzucane na podłodze ubrania, składam je i chowam do szafy. Kartki, które w przypływie złości porozrywałam, wyrzucam do kosza. Dźwigam roletę, do moich oczu dociera słabe światło. Krople płyną po szybie, bawiąc się w wyścig. Wzdycham.
Dzwoni mój telefon. Podchodzę do nocnej szafki, zerkam na wyświetlacz. Przełykam ślinę, odbieram i mam nadzieję, że nie za bardzo zaschło mi w gardle.
- Rose Bennett, słucham.
- Rose, tu Nora Baronte.
- Dzień dobry, proszę pani. - Poznałam mamę Charlotte w zeszłym roku. - Czy coś się stało?
- Nic złego, jeśli o to pytasz. Dzwoniono do mnie z policji, chcą ze mną porozmawiać. Pomyślałam, że może zechciałabyś pojechać ze mną?
Rozglądam się po pokoju i czuję, że jeszcze chwila, a zwariuję w tych czterech ścianach.
- Oczywiście. Będę u pani za dwadzieścia minut.
- Dziękuję, Rose. W takim razie czekam.
Rozłącza się, a ja biorę ciuchy, idę do łazienki, by się odświeżyć.
Ciekawe, jak koledzy przyjmą mnie na posterunku.
****
Panuje spokój i cisza. Na korytarzu pusto, wszyscy detektywi są w swoich biurach. Nora rozgląda się wokół, chyba jest odrobinę zaskoczona wystrojem posterunku.
Prowadzę ją do pokoju przesłuchań, gdzie ma rozmawiać z moimi kolegami. Przed drzwiami stoi funkcjonariusz, pokazuję mu plakietkę, proszę o wpuszczenie kobiety do środka i poinformowanie członków zespołu Hendersona, że już dotarłyśmy.
Wciąż potrzebuję oddechowej metody relaksacyjnej. Przymykam oczy, by na chwilę wrócić do mojej bezpiecznej ciemności.
Słyszę czyjeś kroki, które zakłócają mój proces utrzymania się w całości. Do tej pory byłam sama na korytarzu, komu to się zachciało iść w tę stronę?
- Bennett. - Ten głos. - Co ty tutaj robisz? Kto cię wezwał?
Otwieram oczy i widzę przed sobą Logana, stoi kilka kroków ode mnie, ma jasne dżinsy i granatowy sweter, pod którym dostrzegam biały podkoszulek. Jego twarz jest obojętna, ale w oczach widzę rozczarowanie.
No tak, nie posłuchałam go, przyszłam tutaj. Ale miałam powód.
- Nora Baronte, matka Charlotte, poprosiła mnie, bym tu przyjechała na rozmowę, którą będziecie z nią przeprowadzać. Kapitan został o tym poinformowany, zanim pani Baronte zadzwoniła do mnie. Nie mogłam odmówić.
Kiwa głową, ale nie jest zbytnio zadowolony.
- Jak się czujesz? - pyta z cieniem troski w głosie.
Przed nim nie muszę niczego udawać.
- Koszmarnie.- Łzy już tworzą się pod powiekami. - Mam ochotę przez cały czas płakać, spać, czytać stare mejle i oglądać ulubione filmy Charlotte.
Przyciąga mnie do siebie, otacza ciasno ramionami. Obejmuję go, a po policzku płynie łza.
- Przykro mi - szepcze w moje włosy. - Ale pamiętaj, że masz mnie, możesz przyjść, dzwonić, kiedy tylko będziesz tego potrzebowała.
- Wiem. Dziękuję. - Odsuwam się od niego i nie w pełni świadomie całuję go w usta, po czym odwracam się i wchodzę do pokoju przesłuchań, gdzie czeka Nora.
Zajmuję miejsce obok kobiety, po chwili do pokoju wchodzi Diego, a za nim niebieskooki. Dopiero, gdy siada i zerka na mnie, a w jego oczach widzę to samo, co widziałam na dachu, dociera do mnie, co takiego przed chwilą zrobiłam.
Jego oczy są niebieskie, lśnią, nie jestem w stanie w nie patrzeć, przenoszę więc wzrok na ciemnowłosego, który posyła mi kojący uśmiech.
- Pani Baronte - zwraca się do matki zamordowanej. - Bardzo nam przykro z powodu pani straty.
Nora wyciera chusteczką nos i spuchnięte, zaczerwienione oczy. Kładę jej dłoń na kolano.
- Dziękuję, detektywie. Macie już może jakiś pomysł, dlaczego ktoś zamordował moją córkę? - Głos jej się łamie pod koniec pytania.
- Czekamy na wyniki balistyczne - odzywa się Logan. - Sprawdzamy także monitoring, wypytujemy świadków. Mam przeczucie, że niedługo na coś wpadniemy. Proszę nam powiedzieć, czy ktoś ze znajomych Charlotte mógł mieć do niej jaką urazę?
- Do Charlotte? Nie. - Kobieta kręci głową. - Była duszą towarzystwa, pilna, mądra, towarzyska, wszystkim na około chciała pomagać. Była aniołem.
Czuję na sobie wzrok Hendersona, ale nie patrzę na niego, nie mogę.
- Czy ktoś jej w ostatnim czasie groził? Dostawała jakieś dziwne telefony, wiadomości?
- Nie jestem pewna. Może jej ojciec próbował się z nią skontaktować? Rozwiedliśmy się, gdy Charlotte miała dwanaście lat. Ciężko to zniosła, od tamtej pory chodziła raz w miesiącu na spotkania z psychologiem. Dwa tygodnie temu wyprowadziła się z domu, wynajęły z koleżanką, młoda panią psycholog, małą kawalerkę bliżej uczelni.
Diego zapisuje to w notesie.
- Jak nazywa się ta koleżanka?
Przygryzam wargę. To może być dla Gomeza lekki szok, nie był u niej po jej przeprowadzce.
Pojmuję, że ta sprawa dotyczyć będzie nie tylko mnie.
- Katherine Smoek.
Długopis wylatuje z dłoni Meksykanina. Widzę, jak przełyka ślinę, Baronte nie zwraca na to uwagi.
Logan zachowuje zimną krew.
- Na razie nie mamy do pani więcej pytań. Będziemy panią informować na bieżąco przez pannę Bennett.- Patrzy na mnie.
Czyli jakiś udział w sprawie będę miała. Może dopadnę tego sukinsyna.
Matka Charlotte wstaje z krzesła, zarzuca na ramiona płaszcz.
- Dziękuję, detektywi. - Wymienia uścisk dłoni z mężczyznami, Diego nadal jest w szoku. - Do widzenia.
Opuszcza pokój, wychodzę za nią.
- Proszę poczekać na mnie przy samochodzie, pani Noro. Ja muszę coś jeszcze załatwić.
Kiwa głową.
- Dobrze, Rose. Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną przyjechać.
Uśmiecham się do niej.
- Dla Charlotte wszystko.
Idzie znaną już drogą do windy, a ja czuję za sobą obecność Logana. Odwracam się do niego.
Patrzy na mnie z morzem czułości i miłości w oczach.
Ale tak nie może być.
- Rose. - Jego głos jest czuły, aż za bardzo.
- Nie. - Unoszę dłoń. - Zapomnij o tym, co zrobiłam przed rozmową z panią Baronte. Nie analizuj, tylko zapomnij. - Patrzę na niego twardo. - To moja wina, to nie powinno się wydarzyć. Po prostu zapomnij.
Odchodzę w stronę windy z przytłaczającym ciężarem winy i kłamstwa na swoich barkach, niezdolna usłyszeć słów mężczyzny.
- Nie zapomnę. Nigdy.
****
Detektywie Henderson!
Wchodzę do biura, gdzie zastaję jedynie Diego, Chase jest na czwartym piętrze u Phila, przegląda nagrania z monitoringu wokół kampusu. Gomez rozmawia przez telefon, jestem pewny, że jego rozmówcą jest Kate. Siedzi pochylony, blady, wstrząśnięty tym, czego się dowiedział. Obserwuję go ze swojego miejsca, prowadzi przesłuchanie swojej dziewczyny z męczeńską miną.
- Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś? Nie, mi tesoro, nie jestem zły, tylko odrobinę zasmucony, tym, że mi nie ufasz.
Słucha cierpliwie odpowiedzi Smoek. To dopiero początek tej sprawy, a mężczyzna już wygląda na zmęczonego. Przeczesuje dłonią ciemne włosy, zerka na mnie.
- Dzwonił do niej? Kiedy?
Prostuję się na krześle, dziewczyna może właśnie teraz informować Meksykanina o czymś istotnym dla śledztwa.
- Wiesz może, jak się nazywa?
Chwyta kartkę i długopis, zapisuje coś, jego twarz nabiera koloru.
- Tak. Dobrze. Oczywiście. Kocham cię, Kate. - Uśmiecha się. - Do zobaczenia.
Wyraźnie się rozpogodził. Patrzę na niego, czekając na newsy.
- Kate powiedziała, że ojciec Charlotte dzwonił do niej w ostatnim tygodniu kilkakrotnie, nie odbierała, a gdy raz to zrobiła, odłożyła słuchawkę z płaczem.
- Dane ojca?
- Jeffrey Baronte. Mieszka w New Jersey, zaraz dowiem się, gdzie pracuje.
- Dobrze.
Wstaję z krzesła i zerkam na zegarek. Dzień powoli zaczyna ustępować miejsca nocy, niebo barwi się odcieniami czerwieni, co nie pasuje do deszczowej pogody. Moje myśli biegną ku Rose. Mam nadzieję, że jakoś się trzyma. Wciąż czuję na wargach dotyk jej ust. Jeśli każdy pocałunek z nią ma mieć magię tego pierwszego, to chcę ją całować jak najczęściej.
Moje myśli galopują na niebezpieczne tereny, muszę się czymś zająć.
- Idę do bufetu. Chcesz kawy? - pytam kolegę.
- Tak, poproszę. Dzięki.
Zaparzenie kawy zajmuje mi kilka minut. Wracam do biura z dwoma kubkami parującego napoju. Po pomieszczeniu nerwowo przechadza się Adam, Gomez spogląda w pewne dokumenty, których z całą pewnością wcześniej tu nie było.
Kładę naczynie na biurko kolegi, ze swojego upijam łyk. Za mało mleka. Rose zrobiłaby ją w idealnych proporcjach. Brakuje mi jej obecności na posterunku, mimo że była tutaj zaledwie kilka godzin temu.
Chase jest czymś niezdrowo podniecony, uśmiecha się jak jakiś socjopata.
- O co chodzi? - Patrzę na zielonookiego.
- Nie znalazłem nic w nagraniach bo wszystkie kamery zostały wyłączone na kilka minut przed zabójstwem Charlotte i włączone kilkanaście minut później.
- To z czego się tak cieszysz? - Ciemnowłosy również nie rozumie zachowania kolegi. - Ja nic z tego nie rozumiem.
- Dostaliśmy to faksem kilkanaście minut temu. - Adam odbiera Gomezowi kartki i podaje je mnie. - To może nam pomóc w odnalezieniu mordercy. Wydaje mi się, że on lub ona chce, byśmy jego czy też ją złapali.
Jest podekscytowany, a ja przerażony tym, co właśnie widzę.
Na jednej kartce widnieje kopia zdjęcia wykonanego jakby z lotu ptaka, z pewnej znacznej wysokości. Ujęta jest na nim latarnia rozświetlająca chodnik oraz postacie kobiety i mężczyzny. Rozpoznaję ich od razu. Charlotte stoi tyłem do 'fotografa', jej włosy w tym jasnym świetle mają ten sam odcień, co włosy Rose, z których jeszcze nie do końca zmyła się czarna farba.
Druga kartka to napisana na komputerze wiadomość. Do mnie.
Chase jest czymś niezdrowo podniecony, uśmiecha się jak jakiś socjopata.
- O co chodzi? - Patrzę na zielonookiego.
- Nie znalazłem nic w nagraniach bo wszystkie kamery zostały wyłączone na kilka minut przed zabójstwem Charlotte i włączone kilkanaście minut później.
- To z czego się tak cieszysz? - Ciemnowłosy również nie rozumie zachowania kolegi. - Ja nic z tego nie rozumiem.
- Dostaliśmy to faksem kilkanaście minut temu. - Adam odbiera Gomezowi kartki i podaje je mnie. - To może nam pomóc w odnalezieniu mordercy. Wydaje mi się, że on lub ona chce, byśmy jego czy też ją złapali.
Jest podekscytowany, a ja przerażony tym, co właśnie widzę.
Na jednej kartce widnieje kopia zdjęcia wykonanego jakby z lotu ptaka, z pewnej znacznej wysokości. Ujęta jest na nim latarnia rozświetlająca chodnik oraz postacie kobiety i mężczyzny. Rozpoznaję ich od razu. Charlotte stoi tyłem do 'fotografa', jej włosy w tym jasnym świetle mają ten sam odcień, co włosy Rose, z których jeszcze nie do końca zmyła się czarna farba.
Druga kartka to napisana na komputerze wiadomość. Do mnie.
Detektywie Henderson!
Poznaje mnie pan? Z pewnością.
Nie popisałem się, przyznaję. Porażka to sromotna, ale to jeszcze nie koniec.
Pomyślałem, że większą przyjemność sprawi mi cierpienie większej grupy ludzi, nie tylko Waszej trójki.
Strzeż jej.
Bo obiecuję, trafię ją prosto w serce.
Uniżenie
JS
Spoglądam na kolegów, którzy patrzą na mnie wyczekująco. Co mam im powiedzieć? Jak mam to powiedzieć?
Słyszę nagły dźwięk maszyny, z faksu wypada kartka. Spinam się jeszcze bardziej. Diego podjeżdża do niego swoim krzesłem, chwyta papier w dłoń i czyta jego zawartość.
- To wyniki balistyczne - odzywa się. - Mamy dopasowanie. Broń zarejestrowana jest na Gabreila Van Stock.
- Ale przecież on nie żyje - zauważa Adam. - Prawda? - Szuka u mnie potwierdzenia, milczę. - Był szefem Beniedetere Company, to jego przyskrzyniłeś z detektywem McLeen'em. Mylę się?
Patrzę na niego z obojętnym wyrazem twarzy.
- Tak, to prawda. Van Stock popełnił samobójstwo w swojej celi w marcu tego roku.
- Kto mógł mieć dostęp do jego broni? Przecież powinna zostać zabrana z jego mieszkania podczas śledztwa.
Chyba, że skontaktował się z nim szybciej.
- Za mną. - Podjąłem decyzję. - Musimy poinformować kapitana o szczegółach tej sprawy, musi to zobaczyć - unoszę wyżej kartki - zanim zabezpieczymy odciski i dołączymy to do reszty materiałów.
- Logan, co się dzieje? - pyta zaniepokojony blondyn. - Coś złego?
Patrzę na niego.
- Tak. Jednemu członkowi naszego zespołu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
- Logan, co się dzieje? - pyta zaniepokojony blondyn. - Coś złego?
Patrzę na niego.
- Tak. Jednemu członkowi naszego zespołu grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
****
Mężczyzna siedzi za obładowanym dokumentami biurkiem i opowiada moim kolegom o Stokerze, sprawie Celii i o wewnętrznym śledztwie prowadzonym przez detektywa Ambrasco. Słuchają w milczeniu, niespokojni. Siedzę na sofie, którą za każdym razem, gdy jesteśmy wzywani do gabinetu, zajmuje Rose. Mój niepokój o nią wzrósł jeszcze bardziej w przeciągu ostatnich trzydziestu minut.
Kapitan stara się mówić beznamiętnym głosem, ale cień wstydu wdziera się do niego. Czuje, że nas zawiódł, skoro pozwolił na swoim terytorium do próby zabójstwa naszej szarookiej koleżanki.
- Reasumując, musimy chronić Bennett za wszelką cenę.
- Tak, jak to do tej pory robił Logan? - pyta Diego, zerkając na mnie znad ramienia. - Mamy być obojętny i jednocześnie czujni i czuli?
- Nie jestem obojętny - oponuję.
- Chłopaki, tylko bez kłótni. - Jones nas uspokaja. - Musimy mieć wszyscy oczy szeroko otwarte. Wiemy, że Stoker jest w Nowym Jorku, ale nie mamy pewności co do tego, w której jego części. Ambrasco dostanie kopię tego listu, jego zespół będzie z wami współpracował. Zrozumiano?
Nasza trójka kiwa głowami.
- To dobrze. Tylko pamiętajcie, Chase, Gomez - patrzy po nich uważnie - nasza szarooka przyjaciółka nie może się o niczym dowiedzieć. Jeśli tak się stanie, będzie chciała za wszelką cenę chronić ludzi, których kocha, co może motywować Stokera do jeszcze większej liczby ofiar.
- Ciężki orzech do zgryzienia, prawda? - pyta blondyn.
Wymieniam z Benem spojrzenie.
- Nawet nie wiesz, jak ciężki.
Dzwoni moja komórka. James. Wstaję z miejsca, koledzy dostrzegają niepokój malujący się na mojej twarzy, sami robią się nieswoi.
- Co jest? - Kapitan przygląda mi się badawczo.
- To McLeen. Proszę, byście byli cicho. - Odbieram połączenie. - Cześć, James. Co się dzieje?
- Logan. - W głosie mężczyzny pobrzmiewa nuta zmęczenia. - Potrzebuję twojej pomocy. Chodzi o Rose.
- Co z nią?
- Od kilkudziesięciu minut nosi Violet na rękach i płacze. Mała wyczuwa jej zły nastrój i płacze wraz z nią. To coś strasznego. Nie potrafię uspokoić żadnej z nich, Rae nie chce mi oddać córki. Przyjedziesz?
Patrzę po zgromadzonych w pokoju mężczyznach i w ciągu sekundy podejmuję decyzję.
- Będę za dwadzieścia minut.
****
Płacz ucichł, z sypialni wujostwa dochodzi mnie jedynie głos Clary śpiewającej córce kołysankę. Siedzę przy kuchennym stole, ręce mam ułożone na blacie, a na nich spoczywa moja głowa. Wyczerpana płaczem, jestem tak zmęczona, że marzę jedynie o kąpieli i powrocie do łóżka, ale nie jestem skora do ruchu pod wpływem oskarżycielskiego spojrzenia Jamesa. Słyszę jego wzdychanie.
- Rose. - Blondyn nieznacznie zmienia pozycję. - Powiesz mi, jak się czujesz?
- Jak worek kartofli przejechany przez walec i rzucony w kąt ciemnej, wilgotnej piwnicy, gdzie nie dociera światło.
Ponownie wzdycha, a ja wracam do swojej ciemności.
Słyszę czyjeś kroki na schodach do mieszkania, a później pukanie do drzwi na klatce. James opuszcza kuchnię, idzie otworzyć, a ja wciąż przebywam w mojej bezpiecznej przystani.
Wdech. Jeden.
Wydech. Dwa.
Kroki i głosy są coraz bliżej, nie ruszam się, włosy opadają mi na ramiona. Szary sweter chroni mnie przed zimnym powietrzem wpadającym do środka przez uchylone okno. Chcę, muszę zachować spokój, nie ważne, kto przyszedł, muszę postarać się być normalną sobą.
Wdech. Jeden.
Wydech. Dwa.
- Dobry wieczór.
Logan stoi w drzwiach, patrzy na mnie uważnie, w jego oczach dostrzegam troskę. Musiał przyjechać tu prosto z pracy, ma na sobie te same ubrania, co na przesłuchaniu, na ramiona zarzuconą ma czarną, sportową kurtkę.
- Cześć. - Zerkam na blondyna. - Wezwałeś go tu, bo myślisz, że skoro tobie nie udało się mnie uspokoić, to on odniesie lepszy efekt?
Mój sarkastyczny ton nie wywołuje u wujka złości, jedynie znużenie.
- Rose - odzywa się brunet. - Mogłabyś przestać wyżywać się werbalnie na swoim wujku? To trochę dziecinne.
- Dziecinne byłoby wyżywanie się niewerbalne, nie uważasz?
Puszcza moje pytanie mimo uszu, opiera się o framugę i patrzy na mnie badawczo, dając mi tym samym do zrozumienia, że jest przygotowany na każdą możliwą potyczkę słowną.
James patrzy po nas, uśmiecha się pod nosem.
- To ja idę do Clary. Tylko, dzieciaki - śmieje się przy tym słowie - błagam was, spróbujcie się nie pozabijać, nie mam zapasowego czarnego worka, by ukryć ciało.
Odchodzi w stronę sypialni, a ja i brunet wciąż wpatrujemy się w siebie w milczeniu. Wstaję z krzesła i staję przed mężczyzną, ze wzrokiem wciąż utkwionym w jego twarzy, zakładam przed sobą ramiona, po czym wymijam go i zmierzam do mojego pokoju. Logan idzie za mną, więc nawet nie zamykam mu drzwi przed nosem, choć to kuszące.
Rzucam się na łóżko, głowę zakrywam poduszką i przenoszę się ponownie do lepszego świata.
Wdech. Jeden.
Wydech. Dwa.
Słyszę odsuwane krzesło, Logan siada na nim i milczy, czuje jego wzrok na sobie. Dobrze, że w przypływie żałobnej złości posprzątałam moje lokum.
Mijają minuty, a w pokoju zalega cisza.
Odwracam głowę i zerkam na detektywa.
- Wpisanie do CV, że byłeś moją niańką nie polepszy twojej pozycji na rynku pracy, gdy zostaniesz bezrobotnym.
Uśmiecha się odrobinę, ale w jego oczach nie ma złośliwości, tylko troska.
- Najwyżej będę po znajomości niańczył małego George'a, polubił mnie.
- Nie. - Odwzajemniam uśmiech. - Oswaja cię, by w przyszłości niecnie wykorzystać.
- Wykorzystywać to będzie swojego ojca chrzestnego (czyli Diego - przyp.aut.), ja go będę rozpieszczał.
- Nie starczy ci oszczędności.
- Zdziwisz się.
Siadam na łóżku, opatulam kołdrą i opieram o ścianę. Z nadgarstka ściągam gumkę do włosów i związuję nią brązowo-czarne kosmyki.
- Jak się czujesz? - pyta niebieskooki.
- Od rana niewiele się zmieniło, więc odpuśćmy sobie to pytanie. Najlepiej w ogóle nie wspominajmy dzisiejszego dnia.
- Jeszcze się nie skończył.
- Nie czepiaj się słówek.
Przysuwa się z krzesłem bliżej łóżka i rozgląda po pokoju. Przez chwilę wpatruje się w ścianę, na której swym jaśniejszym, niezabrudzonym kolorem odcina się prostokąt po zerwanym papierze.
- Co się stało z plakatem?
- Wyruszył w podróż życia do Koszolandii.
- Myślisz, że wyśle mi stamtąd pocztówkę?
- Od razu milion.
Patrzy na mnie, a troska wyraźniej maluje się w jego błękitnych oczach. Przyjechał tutaj nie dlatego, że James go o to poprosił. Przyjechał tu, bo się o mnie martwi. Bo osobiście chciał się dowiedzieć, jak się czuję. Wciąż jest przy mnie, mimo że odrzucam go za każdym razem, gdy się do niego za bardzo zbliżę. Dzisiejszy pocałunek był krótki, ale magiczny. Brunet jest wciąż przy mnie.
Pod powiekami czuję łzy, dostrzega je.
- Rosie.- Siada na łóżku. - Co się dzieje?
Pozwalam płynąć potokom po twarzy.
- Śmierć jest do kitu. A ja nienawidzę pożegnań na zawsze.
Przyciąga mnie do siebie i przytula. Moczę mu sweter, ale nie zwraca na to większej uwagi.
- Opowiedz mi o tym.
- Opowiedz o czym?
- O tym, jak się czujesz. O Charlotte i waszej małej koalicji w walce ze światem.
Patrzę na niego.
- Naprawdę chcesz tego posłuchać?
Uśmiecha się delikatnie.
- Mam czas.
Opowiadam. O bólu, tęsknocie, wspólnych zajęciach, pierwszym spotkaniu i zbyt dużym początkowym uprzedzeniu do dziewczyny. Robimy sobie tylko jedną przerwę podczas mojego monologu, gdy robimy herbatę i zabieramy ją wraz z odgrzaną zapiekanką do pokoju. Wciąż mówię. Nim się spostrzegę, robi sie dwudziesta trzecia.
Głowę opartą mam o ramię bruneta, jest mi wygodnie.
- Była wspaniałą osobą - podsumowuje.
- Tak. Była.
Delikatnie się ode mnie odsuwa.
- Powinienem już iść, jest późno.
Opuszcza łóżko, patrzę za nim.
- Logan?
- Tak? - Sięga po kurtkę przewieszoną przez krzesło.
- Zostań na noc. Proszę.
Jest zaskoczony, niedowierzanie miesza się z nadzieją.
- Nie powinienem. Co powie twój wuj?
- Lepiej, bym spała u twojego boku niż przy jego. Proszę. Nie chcę zostawać sama.
Waha się, kręci głową, ale odkłada kurtkę na jej poprzednie miejsce.
- Czy mam zasunąć roletę, milady? - pyta z łobuzerskim uśmiechem.
- A jak myślisz, sługo?
Czyni swą powinność, po czym ściąga buty, mamrocząc coś o mojej tyranii, po czym siada na łóżku i patrzy na mnie.
- Jesteś tego pewna?
Kiwam potakująco głową, obserwuję, jak ściąga sweter, by zostać w podkoszulku, wchodzi pod kołdrę, poprawia poduszkę, układa się w wygodnej pozycji. To bardzo miły dla oka widok.
Ponownie obejmuje mnie ramieniem, a ja opieram na nim głowę, tulę się do niego, jak do dużego, ciepłego, nieowłosionego misia. Moja ręka spoczywa na sercu mężczyzny, które bije mocno, rytmicznie, uspokaja mnie to. Czuję się jak małą dziewczynka, a Logan jest moim rycerzem.
- Proszę, obroń mnie przed demonami - szepczę.
- Obronię. Zawsze.
Całuje mnie w czoło, a ja wtulam się w niego bardziej, głaszcze mnie po włosach i nuci naszą piosenkę, a ja, spokojna, zasypiam.
Coś jest w piosenkach z lat 80., coś, co sprawia,
że kocham je śpiewać.
Biedna Rose :(
OdpowiedzUsuńOna i Logan, słodkooo ♡
Bardzo słodko ♥
ŻE CO KURWA?! KTOŚ CHCE ZABIĆ ROSE?! MÓWIŁAM, ŻE CHCESZ JĄ ZABIĆ, MÓWIŁAM!
"
Ruda, spokojnie, tak?
UsuńNie wiesz, co chcę zrobić. :P
Dziękuję za komentarz :*
Kurcze nie jestem pierwsza ;( supet super ;*
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się podoba :)
UsuńDziękuję za komentarz :*
Jaki świetny prezent na dwusetny dzień roku ; D uwielbiam ten rozdział ! A już szczególnie końcówka :D Szkoda, że został ostatni rozdział :'( Uwielbiam Twoją twórczość :)/ Kamyla
OdpowiedzUsuńNawet nie zdawałam sobie sprawy, że to dwusetny dzień roku, dobrze wiedzieć :D
UsuńCieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
super rozdział. Niech wreszcie dopadną tego drania. Biedna Charlotte'a i Rose. Mam nadzieje, że nic się nie stanie Rose, jeden zamach na życie wystarczy. Świetnie, że Logan jest przy niej gdy tego potrzebuje. Mam nadzieje,że nasza dziewczynka nie zwieje i wyzna miłość ukochanemu. jesteś genialna i świetnie piszesz
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak miły komentarz :*
UsuńA co zrobi Rose, to się dopiero okaże ;)
Rozdział jest super,a końcówka najlepsza :*
OdpowiedzUsuńBiedna Rose ;(
Magdycja
Cieszę się, że się podoba :)
UsuńWypoczywaj u babci :*
Dziękuję za komentarz :*
A, jednak nie poszłam spać. Pomyślałam sobie, że przeczytam mimo wszystko twój rozdział jeszcze dziś! Jestem padnięta i mój umysł ciężko pracuje, ale spróbuję ogarnąć! >D Tylko pół szklaneczki domestosa i jestem jak żywa!
OdpowiedzUsuńNie lubię ciemności. Ciemność to zUUo. No, chyba, że chodzi o takie sacrum w którym człowiek się zamyka, to jak najbardziej, ale u mnie to sacrum byłoby jasne XD.
Szkoda mi Rose :c początkowy opis jest boski.
No i nie ma rozpaczy, czas ruszać do boju!
Och, Logan, ty mój przytulasku! Ja też płaczę, patrz! *aplikuje sobie sztuczne łzy do oczu, wystawia ręcę*
A, no i teraz ta zapowiedź, co mnie tak zirytowała. Nie komentuję tym razem XD.
Kawa i idealne proporcje. Ja tam walę pół mleka, pół kawy... a czo tam XD.
Wiesz? Ten list wcale mnie nie zdziwił. Od początku podejrzewałam, że ktoś będzie chciał zabić Rose. Coś mi tak podpowiadało XD. Tak więc mnie nie zaskoczyłaś.
Bu, Rose płacząca razem z małą Violet na dłoniach :c
Właśnie, Rose! Takie wyżywanie się werbalne jest dziecinne! Ja tak się zazwyczaj wyżywam, nie bierz ze mnie przykładu XD.
Koszolandia zawsze spoko XDD! Każdy ma taką krainę w domu! Jaaaa XD ale fajnie. Mój pokój sam w sobie jest Koszolandią! Zapraszam! Ohohoho.
Zazwyczaj nie zauważam błędów, ale widzę jeden XDD "pod powiekami czuję zły". Zło pod powiekami Rose! Niedobrze :o
Ej, ej, ej! Co to miało być to: "Obroń mnie przed demonami"?! A Nathiel nie jest milusi XDD?!
EHm, ehm. A teraz się popodniecam. WSPÓLNA NOC!!!!!!!!!! YEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Dobra, koniec radości, ale mimo wszystko się jaram tym, że sobie grzecznie dzieciaczki śpią C:
Dziękuję za znalezienie literówki, poprawione ;)
UsuńPrzed Nathielem powinien ją obronić najbardziej, nie wiadomo, co zielonookiemu przyjdzie do głowy, prawda?
Naff, a gdzie przekleństwa, co? Brakuje mi ich :(
Z tą ciemnością to tak mnie jakoś wzięło, też lubię ten fragment :) Chodzi o ciemność, która 'uaktywnia' się, gdy zamkniesz oczy i odetniesz od świata.
Co do listu - powinniście się go spodziewać, taka sprawa :P
Dzieciaczki śpią smacznie, a rano jednemu z nich zacznie odwalać ;)
Dziękuję za komentarz :**
Przepraszam! Nie miałam czasu przeczytać ;c
OdpowiedzUsuńDaaamn girl! Co za rozdział. Kto by pomyślał, że taki delikatny, szybki i nieoczekiwany całus wywoła tyle zamieszania. Oh ale się nie dziwie. Jak to dobrze, że Logan przy niej był. A końcówka?! Mega słodka!
Było coś wspominane o tym zbirze co teraz grozi Rose? Sama już nie wiem i nie pamiętam ;c (ah ta kochana skleroza -,-)
P.S Booosz jak ja uwielbiam stare piosenki! <3<3<3
Stare piosenki mają w sobie magię, którą uwielbiam :D
UsuńTak, o Jamie'm Stokerze była mowa pod koniec sprawy czerwcowej, możesz nie pamiętać, bo zaraz po wzmiance o nim był pierwszy pocałunek Rogan ;)
Cieszę się, że się podoba :) I miło, że w ogóle przeczytałaś :)
Dziękuję za komentarz :*
Jak miałabym nie przeczytać, kobieto co ty za bzdury piszesz xd Chyba śpiąca już jesteś ;p
UsuńChyba będę musiała sobie odświeżyć tę sprawę ;3
Odrobinę śpiąca może, to przez siatkówkę plażową :D
UsuńA muszę się wyspać, bo jadę dokumenty na uczelnię zawieźć i coś jeszcze mnie czeka :D
Zmęczenie i metoda Jane'a dobre na zaśnięcie.
Sprawę sobie odśwież, właściwie to wystarczy jej ostatni rozdział. I chyba do marca trzeba by wrócić.
Jak chcesz, masz ochotę i czas, to sobie przypomnij :)
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńOch, Rogan, jakie czułości! No, proszę!
Niech już znajdą tego idiotę, co ma problem życiowy do Rose xD No chyba nie zamierzasz mi tu zabijać Rae! (Nie, no co ty. Nie zrobiłabyś tego >:D)
Także uwielbiam stare piosenki. W ogóle fascynuję się latami 80 i 90. Żałuję, że nie urodziłam się 30 lat wcześniej. Świat wydawał się wtedy bardziej radosny.
Pozdrawiam i czekam na nn ;)
Cieszę się, że się podoba :)
UsuńJako urodzona w 94', mam zachowane w głowie piosenki powstałe w latach 80., które w kolejnej dekadzie wciąż robiły furorą. Najlepsze lata muzyki to właśnie 70. i 80. Teraz nie ma takich hitów.
Co do Rose - nic nie napiszę :P
Dziękuję za komentarz :*
Wydaje mi się, że ten rozdział był taki inny od poprzednich... To znaczy było dużo Rogan, co mnie bardzo cieszy :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że wreszcie rozpoczyna się akcja z człowiekiem, który chce zabić Rose i tym samym zmierzamy i do prologu opowiadania.
Współczuję Rae :( Widać, że bardzo, bardzo przeżywa śmierć Charlotte.
Czekam na nn :)
Tak, zbliżamy się do końca, co odrobinę mnie smuci, ale wiem, że się podobało :)
UsuńWrażliwość Rose może się kiedyś dla niej źle skończyć.
Dziękuję za komentarz :**
Dziękuję
List i już wiadomo, że to nie skończy się dobrze. Szkoda, że Logan nie powie Rose czegoś w stylu :
OdpowiedzUsuń“I'll take the shot for you
I'll be the shield for you
Needless to say
I'll stand in your way…“
Chociaż bardziej chodzi o to, że nie zrobi… :(
Ostatnia scena romantyczna i nawet mnie zaskoczyła, bo nie spodziewałam się, że Rose kiedykolwiek wpuści Logana do swojego łóżka. ;D
Charlotte i jej matki nadal mi szkoda, i Rose też. Temat śmierci jest trudny, ale chyba najgorsza jest ta pustka, która zostaje po osobie, z którą w jakiś sposób jest się związanym.
Dokładnie, ta pustka sprawia, że człowiek robi coś, do czego nie był wcześniej zdolny. Jak Rose - nie stąd ni zowąd zaprasza Logana do łóżka. Ale on bynajmniej nie narzeka ;)
UsuńDziękuję za komentarz :*
Rozdział cudowny <3
OdpowiedzUsuńŻyję i oto przybywam. Trochę mnie tutaj nie było. P R Z E P R A S Z A M!. ;C
OdpowiedzUsuńUtrata bliskich osób niszczy. Zabija radość, pozwala żyć smutkowi. Łzy stają się Twoim sojusznikiem, śmiech potwornym wrogiem. Serce nie bije tak samo. Powietrze zmienia swój skład chemiczny. Brakuje w nim oddechu życia tej osoby. Chociaż serce wiele zniesie to i tak brak tej osoby je osłabi.
Rose przeżywa załamanie. Musi jednak wiedzieć, jak to się potoczy, więc pomaga matce dziewczyny. To zrozumiałe. Logan - i tak jej nie odciągniesz. Ona musi w tym uczestniczyć. To także jej sprawa. Może zabrania się tego, lecz inaczej ona zwariuje.
I ta wspólna noc. Normalna, bez udziwnień. Został z nią jako przyjaciel, a wyjdzie jako...
c.d.n.
Jestem po 41 i szczerze powiedziawszy nie wiem, co myśleć. W poprzednich rozdziałach Ian sprawiał wrażenie kompletnie innego mężczyzny, a tutaj zrywa z nią z powodu jakiegoś filmu? To mi kompletnie do niego nie pasuje i mam nadzieję, że chodzi o coś innego. To wszystko było zbyt poważne, żeby teraz zerwać o takie coś. W końcu to nie podstawówka.
OdpowiedzUsuńWahaya want from me <3 Jak ja lubię ta piosenkę!
To musiało być dla niej straszne, dowiedzieć się, że bliska osoba nie żyje. Nie ma ta Rosie łatwego życia. Najpierw rodzice, potem przyjaciółka. Ale cóż zrobić, śmierć jest nieodłącznym aspektem naszego życia. Dobrze zrobili, że odsunęli ją od sprawy. Mam nadzieję, że Logan będzie w stanie ją rozwiązać. Marzy mi się taka sprawa, przy której udowodni, że potrafi poradzić sobie bez Rose. W końcu on jest detektywem, on jest szefem. Byłoby miło gdyby to jednak on był mądrzejszy.
Ale nie o tym miałam;D A więc jednak to Rose miała być celem... tak podejrzewałam. Najgorsze jest to, że w pewnym sensie przez nią zginęła jej przyjaciółka. Jak ona się będzie czuć, gdy o wszystkim się dowie? Myślę, że James powinien się o tym dowiedzieć. W końcu też uczestniczył kiedyś w tej sprawie (o ile dobrze zrozumiałam). Ależ ta sprawa jest trudna! Rose w każdej chwili może wpaść w sidła bandziora... A nic mu nawet nie zrobiła.
Logan został na noc! A mój ryjek się cieszy. Ja wiem, że nic się nie wydarzy, ale sam ten fakt bardzo ich do siebie zbliży. Jestem pewna. A przynajmniej mam nadzieję. Mój czas chyba dobiegł końca, więc pewnie nie przeczytam 44-ego, ale spodziewaj się mnie niebawem! ;*
Z powodu jakiegoś filmu?! Przecież to gwiezdne Wojny, najlepsza filmowa saga w historii kina!
UsuńMoże to i nie podstawówka, ale Ian nie należy do zbytnio powżnych osób. Wiesz, co jest głównym powodem zerwania? Rose idzie na maraton do Logana. Do Logana. Ian jest zazdrosny i ma dość tego, że w życiu Bennett jest jeszcze jeden ważny dla niej mężczyzna.
Twój czas dobiegł końca przed tak fajnym rozdziałem. Czyli muszę poczekać na radość i smutek z Twojej strony.
Będę się Ciebie spodziewać o każdej porze dnia i nocy!
Ściskam! :*