poniedziałek, 28 lipca 2014

44 Hello, Rose. I'm Death.

?
------------------------------------

Only know you've been high
when you're feelling  low.
Only hate the road
when you're missing home.
Only know you love her
when you let her go.
And you let her go
~ Passenger, "Let her go"

   
   - Pamiętasz, jak mówiliśmy o Lefroy'u i typach? - Wraca do tematu sprzed dwóch dni.
   - Tak, pamiętam.
   - To... chcę powiedzieć, że nigdy nie miałem swojego typu pod względem urody, koloru włosów, dla mnie zawsze liczy się inteligencja i stosunek do innych ludzi. Chcę powiedzieć, Rose, że...
   - ... jestem w twoim typie?
   - Wiem, że nie mam szans, ale...
   - Każdy ma szansę.


   Słońce wpada do pokoju przez odsłonięte i uchylone okno. Delikatny wiatr muska lekko skórę mojej dłoni, która... straciła swoje oparcie. Pamiętam dobrze, że była wyżej. Nie wyczuwam pod nią delikatnego bicia, a dotykam jedynie zmiętego prześcieradła. Otwieram oczy i podnoszę się na łokciu. Leżę w łóżku sama, połowa mebla pozbawiona jest kołdry, która otula mnie całą. Odgarniam z twarzy skołtunione włosy i sięgam po szczotkę leżącą na nocnej szafce obok telefonu. Powoli rozczesuję kosmyki, rozglądając się po pomieszczeniu. Nigdzie nie widzę żadnej kartki z wyjaśnieniem czy pożegnaniem, co nie pasuje mi do bruneta, jest za dobrze wychowany, by rano bez słowa, ot tak sobie wyjść. Ale skąd pewność, że był tu całą noc? Że spał tuż przy mnie, dzielił się swoim ciepłem, obejmował i chronił przed demonami?
   Jestem smutna, ale to nie przez śmierć Charlotte, a właśnie przez tą niepewność.
   Do moich uszu dochodzi dźwięk puszczanej wody. Wywołuje to uśmiech na mojej twarzy, czuję, jakby z serca spadł mi ogromny kamień.
   Wyobrażam sobie, że Logan wychodzi z łazienki z białym ręcznikiem owiniętym wokół szczupłych bioder, z nagim, umięśnionym torsem, ciemne, wilgotne włosy susząc mniejszym ręcznikiem, z iskierkami w oczach i łobuzerskim uśmiechem, podchodzi do mnie, siada na łóżku i całuje mnie w usta na powitanie. Jestem w stanie poczuć jego wargi na swoich ustach.
   To wyobrażenie sprawia, że oblewam się rumieńcem. Skąd te obrazy w mojej głowie? I dlaczego nie mam nic przeciwko nim?
   Drzwi z łazienki otwierają się, detektyw wchodzi do pokoju, a ja zakrywam twarz poduszką. Mężczyzna nie wygląda jak w mojej wyobraźni, ale jest jej bliski. Jego szczupłe nogi okrywają wczorajsze dżinsy, jest na bosaka, przeczesuje dłonią ciemne kosmyki. Kryję się za jaśkiem, by nie patrzeć na jego nagi brzuch.
   Moje policzki oblewają się jeszcze mocniejszą czerwienią, a serce bije jak oszalałe.
   - Dzień dobry.
   Odsuwam nieznacznie poduszkę, by móc spojrzeć na niebieskookiego. Uśmiecha się lekko, sięgając po podkoszulek przewieszony przez oparcie krzesła.
   - Dobry - mamroczę cicho, nie wiedząc jak ukryć rumieńce.
   Nakłada ubranie, po czym podchodzi do okna i otwiera je na oścież. Wiatr napływa przyjemną falą do środka, wprawiając w ruch nasze włosy. Mężczyzna oddycha głęboko, ma zamknięte oczy, a ja mogłabym przyzwyczaić się do takiego widoku co dzień.
   - Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jeśli ci powiem, że wyciągnąłem czysty ręcznik z jednej z szafek?
   Kiwam przecząco głową ukryta w połowie za poduszką. Ale jeśli chcę się odezwać, muszę odłożyć ją na bok.
   - Nie, nie jestem. Teraz muszę go wyprać, wiesz, te wszystkie zarazki...
   Plotę trzy po trzy, ale jeszcze nigdy w obecności bruneta nie czułam się taka nieswoja, zażenowana. Zakładam pasmo włosów za ucho, modląc się, by wiatr ochłodził naczynka mojej twarzy.
   Logan patrzy na mnie z troską.
   - Dobrze się czujesz? Jesteś czerwona na twarzy. - Świetnie, rumienię się jeszcze bardziej. - Masz gorączkę?
   Podchodzi do mojego łóżka, a ja staram się opanować, ponownie stosując wczorajszą metodę.
   Wdech. Jeden.
   Wydech. Dwa.
   - Nie, nie mam gorączki, to tylko moje myśli próbują mnie zabić.
   Siada na posłaniu, nie odrywając ode mnie wzroku.
   - Są aż tak dziwne?
   - Tak, bardzo.
   - Jakie na przykład?
   Błądzi wzrokiem po mojej twarzy, a ja siedzę wpatrzona w jego rozchylone usta, moje myśli układają się w jedno zdanie. Pocałuj mnie. Ale przecież to się skończy jak wczoraj - będę kazała mu zapomnieć. Dlaczego tak trudno przychodzi mi zrozumienie moich uczuć do tego mężczyzny? Utknęliśmy w połowie drogi ze swoją relacją, ale przecież nie możemy się cofnąć, musimy iść do przodu, co oznacza poważniejszy związek. Chyba. Czy powinniśmy kiedykolwiek spróbować być razem, skoro ja nie jestem pewna swoich uczuć? Może zachowuję się tak, bo obecność Logana oddala ode mnie żałobę, którą powinnam przeżywać, mimo że nie dotarła do mnie w pełni  wiadomość o śmierci Charlotte.
   - Wierz mi, nie chcesz tego wiedzieć.
   Uśmiecha się łobuzersko i przybliża bardziej. Patrzę na niego niepewnie, gdy jego twarz jest coraz bliżej mojej. Mogę dostrzec złote iskierki w jego błękitnych oczach. Owiewa mnie jego miętowy oddech.
   - Błagam, powiedz, że nie myłeś zębów moją szczoteczką.
   Śmieje się i dotyka dłonią mojego czoła.
   - Nie, użyłem sposobu z dzieciństwa. Naprawdę masz rozpalone czoło. Boli cię coś, Rosie?
   Przestaje się przybliżać, za to ja pochylam się do przodu. Jest zaskoczony tak samo, jak wczoraj, gdy składam na jego ustach delikatny pocałunek. Odsuwam się od niego, patrzy na mnie podejrzliwie.
   - Dlaczego to zrobiłaś?
   Nie ma sensu kłamać. Odgarniam mu włosy znad oka, powinien iść je podciąć. Są miękkie w dotyku, przeczesuję je.
   - Bo tego chciałam.
   Chciałabym wiedzieć, o czym myśli. Jego twarz jest nieprzenikniona. Może czuje się wykorzystany. Nie może tak odbierać tego, co robię. Nie całuję go, by zapomnieć o śmierci koleżanki. Całuję go, bo nie chcę go stracić.
   - Logan, ja... nie wiem do końca, co jest między nami, ale wiem, że nie chcę tkwić w tym dziwnym zawieszeniu.
  - Co masz na myśli? - Lekko się spina.
   - Nie jestem pewna, co do ciebie czuję, ale wiem, że to coś niezwykłego. - Potrzebuję chwili przerwy, by zebrać myśli i dobrze się wyrazić. - Powiedziałam ci kiedyś, że każdy ma szansę. My także. Jeśli dasz mi trochę czasu, jeśli na mnie poczekasz, to może się udać.
   - Chcesz powiedzieć, że...
   - Chciałabym spróbować być z tobą. Jako twoja partnerka. Nie wiem, co czujesz, ale wydaje mi się, że chcesz tego samego.
   Patrzy na mnie, a uśmiech na jego twarzy rozjaśnia jego młodzieńczą twarz z jednodniowym zarostem. Dotykam jego policzka i gładzę go.
   - Dam ci tyle czasu, ile będziesz potrzebowała. Będę czekał, ile będzie trzeba. Nie jestem w stanie z ciebie zrezygnować.
   Uśmiecham się delikatnie.
   - Czy to oznacza "tak"? Chcesz okresu próbnego?
   Chwyta moją dłoń i splata swoje palce z moimi.
   - Jeśli to prawdziwa propozycja, a nie jedynie próba złagodzenia bólu...
   - Nie insynuuj takich rzeczy!- Grożę mu palcem. - Los odebrał mi Charlotte, chce mieć tylko pewność, że nie odbierze mi ciebie, zanim nie spróbujemy.
   Pochyla się nade mną.
   - Tak. Spróbujmy.
   Całuje mnie czule i delikatnie, jakby nie mógł uwierzyć we własne szczęście. Oddaję pocałunek i wiem, że zrobiłam dobrze, odsłaniając się przed nim ze swoimi uczuciami.
    Odsuwa się ode mnie.
   - Co jest? - pytam z dłonią na jego twarzy.
   - Nie chciałbym przerywać tej chwili tak szybko, ale muszę iść do pracy. Czeka mnie dzisiaj rozmowa z panem Baronte.
   - Przyjechał już do Nowego Jorku?
   - Tak, przynajmniej tak mi się wydaje. Poza tym muszę wpaść do mieszkania zmienić ciuchy, nie wypada dwa dni z rzędu pojawić się w pracy w tych samych ubraniach.
   Puszcza do mnie oczko i sięga po sweter, a ja śmieję się i opuszczam łóżko. Rozciągam się po tylu godzinach leżenia. Niebieskooki przygląda mi się z uśmiechem.
   - Ślicznie wyglądasz, śpiochu.
   - Wiem. I nie jestem śpiochem. - Pokazuję mu język.
   Śmieje się i zakłada bluzę. Obserwuję, jak ponownie przeczesuje dłonią włosy, podchodzi do mnie, przyciąga do siebie i obejmuje w talii. Zarzucam mu ręce na szyję.
   - Co planujesz dzisiaj robić? - pyta.
   - Napisać przemówienie na pogrzeb Charlotte, który jest jutro, jej mama mnie o to poprosiła. Pójdę też do niej pomóc, muszę także porozmawiać z młodszą siostrą Charlotte. Śmierć jest naprawdę do kitu.
   - Dlatego dla równowagi życie jest piękne. Zabijesz mnie, jeśli zadzwonię wieczorem?
   - Nie. Zabiję cię, jeśli tego nie zrobisz. Może zostaniesz na śniadanie?
   - Chciałbym, ale naprawdę muszę już iść.
   Wzdycham. Wciąż trzyma mnie w objęciach z uśmiechem na przystojnej twarzy.
   - To dlaczego nie idziesz?
   - Bo mnie do siebie przywiązałaś.
   Śmieję się i kolejny raz dzisiaj go całuję. To chyba nigdy mi się nie znudzi.
   - Idź już - odzywam się, gdy po dłuższej chwili jego wargi nie dotykają już moich ust. - Bo jeszcze cię z pracy wyrzucą i kogo będę wkurzać?
   - Znajdziesz sobie inny obiekt do słownych potyczek.
   - A może ja nie chcę nikogo innego?
   - Bardzo dobra odpowiedź.
   Całuje mnie, a miękkość jego warg po raz kolejny mnie poraża. Czuję, że znalazłam swoje miejsce na ziemi.
   - Idę już.
   - Dobrze.
   Pożegnalny całus i opuszcza pokój, a ja sprzątam z biurka naczynia po naszej wczorajszej kolacji. Moje serce chce wyskoczyć z piersi i ogłosić całemu światu, jakie to jest szczęśliwe.



****



   Docieram do biura na czas, przepełniony szczęściem, którego jeszcze nie pojmuję. Uśmiech nie schodzi z mojej twarzy, mam ochotę skakać. Z całej tej radości nawet się nie ogoliłem, jedynie przebrałem i opuściłem mieszkanie pod czujnym wzrokiem mamy i Mii. Nic im nie powiedziałem, to, co jest między mną a Rose, jest jeszcze zbyt świeże, by mówić o tym komukolwiek. Nasze szczęście chwilowo pozostanie ukryte.
   Wchodzę do naszej części piętra, gdzie za biurkami siedzą już Adam i Gomez. Obaj obserwują mnie, gdy wieszam kurtkę, zasiadam na krześle, na blat kładę telefon i sięgam po dokumenty. Diego podjeżdża do mnie na swoim krześle.
   - Cześć, Logan. Coś taki radosny.
   - Dzień dobry. Mam powód.
   - Gdzie to się było wczorajszej nocy? Mia do mnie dzwoniła.
   - To chyba nie twoja sprawa, Gi. Mia w końcu dowiedziała się, gdzie byłem, nie miała się o co martwić.
   Unosi brwi, blondyn także na mnie patrzy. Wzdycham. Nie mam ochoty tłumaczyć im, co takiego się wydarzyło, niech to pozostanie moją słodką tajemnicą.
   Ciemnowłosy przybliża się do mnie i wącha moją szyję. Odsuwam się od niego nieznacznie, patrząc na niego jak na idiotę.
   - Stary, co ty robisz?
   - Pachniesz perfumami Rose. Spałeś u niej? - Otwiera szeroko usta, ma błysk w oczach.
   - Może.
   Uśmiecha się jak głupi do sera i zaczyna skakać. Patrzymy po sobie z Adamem. Gdyby ktoś niezwiązany z wymiarem sprawiedliwości i tym posterunkiem wszedł teraz do naszego biura, bez wątpienia uznałby, że trafił do wariatkowa, gdzie trzydziestoletni mężczyzna właśnie ma atak.
   Diego klepie mnie  w plecy.
   - Wreszcie jesteście razem! Gratulacje!
   - Tego nie powiedziałem.
   Ręka zawisa w powietrzu, uśmiech na twarzy Meksykanina nagle gaśnie.
   - Ale jak to?
   Zbieram z biurka dokumenty, chwytam za długopis i wstaję z krzesła.
   - Nie będę jeszcze komentował tego, co jest między mną a Rose.
   - Dlaczego? - pyta ciemnowłosy płaczliwym tonem.
   Chase uśmiecha się pod nosem, Gomez zachowuje jak małe dziecko.
   - Bo to moja sprawa. Moja i Rose. Tylko nasza. - Patrzę po kolegach. - Czy pan Baronte już dotarł?
   - Tak, jest w pokoju czwartym.
   Adam wychodzi za mną, ciemnooki ma możliwość pogrążenia się w rozpaczy. Jakoś będzie musiał przeboleć moje milczenie. Dopóki nie będę pewny, że związek mój i szarookiej da radę przetrwać wszystko, nie będę o nim mówił.
   Wchodzimy do pomieszczenia, gdzie jedno miejsce przy stole zajmuje mężczyzna w czarnym garniturze. Jego lekko siwiejące włosy są starannie uczesane, ubranie uprasowane. Wygląda jak typowy biznesmen czy polityk, niepokoi mnie jednak jego bladość, zmęczenie malujące się na twarzy i chudość, której strój nie jest w stanie zakryć.
   - Dzień dobry - odzywam się, mężczyzna wstaje z krzesła, wyciągam do niego rękę. - Detektyw Logan Henderson, a to detektyw Adam Chase.
   Także wymieniają uściski dłoni.
   - Jeffrey Baronte.
   - Proszę usiąść.
   Baronte ponownie zajmuje miejsce, wraz z Chase'em zasiadamy naprzeciwko niego.
   - Kiedy ostatni raz kontaktował się pan z córką?
   Przez chwilę myśli nad odpowiedzią, a ja spokojnie mu się przyglądam.
   - Dzwoniłem do niej codziennie przez cały ubiegły tydzień, odebrała jedynie w niedzielę.
   Ma zapadnięte policzki, ziemistą cerę, dużo zmarszczek. Widywałem już podobnych do niego ludzi, gdy towarzyszyłem matce w szpitalu podczas kolejnych naświetleń.
   - Przepraszam bardzo - odzywam się. - Czy pan jest chory?
   Przez chwilę patrzy na mnie zaskoczony moim podejrzeniem, po czym kiwa potakująco głową.
   - Tak. Nowotwór złośliwy trzustki. Przedostatnie stadium. Lekarze dają mi trzy, maksymalnie sześć miesięcy życia. Dlatego dzwoniłem do Charlotte. Chciałem się z nią pożegnać. A jednak ją przeżyłem.
   Kryje twarz w dłoniach, jego drobnym ciałem wstrząsa szloch.
   Przypominam sobie nasze poprzednie sprawy, gdy ofiarami były dzieci, nastolatkowie, ludzie dopiero co rozpoczynający dorosłe życie. Nie potrafię, mimo mojej empatii, wyobrazić sobie, co przeżywają ich rodzice. Ten ból i rozpacz - jestem pełen podziwu.
   - Jak zareagowała na tę informację?
   - Rozpłakała się i powiedziała, że wybacza mi wszystko, co złego jej uczyniłem. Mówiła o tym, że jest szczęśliwa, bo właśnie się przeprowadziła na swoje, że mnie kocha i że wierzy w moje wyzdrowienie i to, że zatańczę z nią na jej ślubie. A co mi pozostało? Płakać na jej pogrzebie.
   Rozmawiamy z nim o jego relacjach z Charlotte, ale pół godziny 'przesłuchania' utwierdza mnie w przekonaniu, ze ojciec nie może być jej zabójcą.  Czyli jest nim Stoker.
   Jestem w bufecie, postanawiam zadzwonić do szatynki.
   - Bennett, słucham.
   - Cześć, Rae.
   - ¡Hola! Co słychać?
   - Wszystko dobrze. Jesteś u pani Baronte?
   - Tak, właśnie oglądam z siostrą Charlotte jej zdjęcia. Mam coś przekazać?
   - Zapytaj ją, proszę, czy nie będzie miała nic przeciwko, jeślu na pogrzebie pojawi się kilku funkcjonariuszy?
   - Już pytam.
   Przez chwilę słyszę jedynie szum rozmowy między kobietami. Wyglądam przez okno na parking i przypominam sobie, jak wyrzucała przez nie kwiaty, które dostała od Marshalla. Uśmiecham się pod nosem. Kwiaty ode mnie przeważnie stały na jej biurku w biurze lub w mieszkaniu, nie wyrzucała ich, dopóki nie zwiędły. To pozwala mi wierzyć, że nie jestem jej obojętny już od dłuższego czasu.
   - Nora nie ma nic przeciwko, prosi tylko, by wtopili się w tłum, możecie udawać kolegów Char ze studiów.
   - Dobrze, dziękuję. Jak się czujesz?
   - Myślałam, że będzie gorzej, gdy spotkam się z rodziną Charlotte, ale miałam dość przyjemny poranek, który wprawił mnie w dobry nastrój, więc jest dobrze. - Wyczuwam, że się uśmiecha.
   - Też miałem dobry poranek, więc miewam się nieźle.
   Przez chwilę słyszę jej cichy śmiech.
   - Muszę kończyć. Mam nadzieję, że nikomu nie powiedziałeś, tylko wzbudziłeś podejrzenia.
   - Nie widziałaś Diego, chyba się załamał, gdy wyczuł na mnie twoje perfumy, a nie usłyszał, że jesteśmy razem.
   - Biedny Gi. Naprawdę muszę już kończyć.
   - Dobrze.
   Zapada między nami przyjemna cisza.
   - Logan? - odzywa się po chwili.
   - Słucham, Rae?
   - Jesteś pewien tego, co robisz?
   - Jak niczego innego na świecie.
   - Miło mi to słyszeć.
   Słyszę za sobą czyjeś kroki, do bufetu wchodzą Chase i Gomez. Patrzą na mnie z dziwnymi uśmiechami.
   - Zadzwonisz wieczorem? - Dochodzi mnie pytanie ze słuchawki.
   - Oczywiście. Chcę jeszcze żyć.
   - No to do usłyszenia.
   - Do usłyszenia.
   Dopiero po kilkunastu sekundach wsłuchiwania się w nasze oddechy kobieta rozłącza się. Chowam telefon do kieszeni spodni z uśmiechem na ustach i upijam łyk chłodnej już kawy. Nie przeszkadza mi jej temperatura, nie czuję nawet smaku napoju, jestem odurzony szczęściem.
   I mam nadzieję, że będzie ono trwało jak najdłużej.



****



   Idę wolnym krokiem, by nie połamać sobie nóg w obcasach na naderwanych kostkach betonowej ścieżki na cmentarz. Zmierzam ku grupie kolegów z kółka filmowego. Cała dwudziestka ubrana jest w czarne garnitury, mężczyźni są bladzi. Za nimi dostrzegam profesora Evansa z żoną. Wszyscy są cisi, nieskorzy do rozmowy, przyszli tu uczcić pamięć Charlotte.
   Po powitaniu ze znajomymi kieruję się ku miejscom siedzącym zarezerwowanym dla rodziny, na życzenie Nory Baronte mam siedzieć za jej córką. Siedemnastoletnia Marlene, wielka fanka powieści o demonach, ma tak samo zielone oczy jak starsza siostra, ale jej włosy są koloru dojrzewającej na słońcu pszenicy. Wyższa ode mnie o kilka centymetrów dziewczyna przyjmuje właśnie kondolencje od Chrisa, naszego młodego kucharzyka. Jeśli wierzyć opowieściom Grey'a, są znajomymi z angielskiego, chemii dla zaawansowanych i wychowania fizycznego, ale patrząc na nich, śmiem twierdzić, że jest między nimi coś więcej. 
   Pastor rozpoczyna smutną uroczystość. Naprzeciwko mnie dostrzegam Logana. Wiem od niego, że poza Chigi miejsce pochówku zielonookiej studentki pilnuje jeszcze jeden zespół detektywów.
   Przychodzi pora na przemówienia. Najpierw u szczytu trumny staje przewodnicząca klubu dziennikarskiego, następnie prezes akademickiej Rady Studenckiej. Słucham ich przemów bez większego zainteresowania, obserwuję zgromadzonych tutaj ludzi. Skoro Henderson prosił o zgodę na 'wpuszczenie' funkcjonariuszy na uroczystość, to oznacza, że wśród żałobników kryje się zabójca Charlotte. Szukam wzrokiem kogoś, kto nie zachowuje się zbytnio naturalnie, szukam potencjalnego podejrzanego.
   - Teraz prosimy o zabranie głosu Rose Bennett, zastępcę przewodniczącego klubu "Cinema".
   Wstaję z krzesła, na chwilę kładę dłoń na ramieniu Nory, po czym zajmuję miejsce poprzednich mówców i witam się za zgromadzonymi.
   - Poznałam Charlotte trzy lata temu - zaczynam - gdy zderzyłyśmy się na korytarzu uczelni, a moje książki przygniotły jej stopę.
   Opowiadam pokrótce o początkach mojej znajomości ze zmarłą, o jej zaletach, które mnie urzekły, o naszych wpadkach, miłości do kina.
   - Charlotte rozumiała mnie jak nikt inny, jeśli chodzi o filmy. Potrafiła o nich dyskutować, nie obrażała się, gdy miałam inne zdanie na temat wykreowania charakteru postaci, fabuły czy muzyki. Była do mnie podobna, jednocześnie różniłyśmy się od siebie, co wytworzyło między nami szczególną więź. 
    Zerkam ze swojego miejsca na Logana, który uśmiecha się do mnie lekko, po czym wraca do obserwowania otoczenia. Dostrzegam błysk światła z pobliskiego drzewa, jakby promień światła odbił się od tarczy zegarka. 
   - Była dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam. - Pochylam się odrobinę nad trumną i kładę na niej białą różę. - Żegnaj, Charlotte. Będę za tobą tęsknić.
   Moich uszu dochodzi dziwny dźwięk, jakby świst wystrzeliwanej amunicji, po czym w moim ciele, pod sercem tkwi kula. Spoglądam w dół sukienki, na ranę, skąd na czarny materiał powoli spływa czerwona ciecz. Lecę na plecy, nie czuję bólu, tylko krążącą w żyłach adrenalinę, mam wyostrzone zmysły, słyszę krzyki ludzi i ich kroki. Oddycham z trudem.
   Nagle pojawia się przy mnie Logan, ściąga marynarkę i przyciska ją do rany. Głaszcze mnie po włosach, jest przerażony.
   - Rosie, to nic. - Próbuje się uśmiechnąć, ale mu to nie wychodzi.
   Powoli otula mnie złowroga ciemność.
   - Zostań ze mną, Rae. Proszę. Błagam. Zostań ze mną.
   Patrzy na mnie swoim niebem, a ja coraz bardziej odpływam.
   - Kocham cię, Rose. Słyszysz? Kocham cię.
   Uciekam w złą ciemność, wpadam bezbronna w jej paszczę.

   Umieram.



THE END



21 komentarzy:

  1. To chyba nie jest koniec ?! nie mozesz tego skonczyc! :C

    OdpowiedzUsuń
  2. Powiem Ci tyle: Postarałaś się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piosenka pasuje jak żadna inna...

    OdpowiedzUsuń
  4. To już?! Akcja z prologu?! Ile jeszcze będzie po tym rozdziałów? Jeju a tak się uroczo zapowiadało ;c
    Taki cudny poranek. W końcu się odnaleźli, zrobili pierwszy krok. Są dla siebie idealni. Czeka ich długa wspólna przyszłość, prawda? PRAWDA?! Powiedz, że tak! Będą mieli dwójkę dzieci, chłopczyka i dziewczynkę. No bo Rae przeżyje. Nie ma innej opcji. No chociaż spotkałam się w jednej serii, że główna bohaterka umarła, ale tutaj tak nie zrobisz, nie możesz! To znaczy teoretycznie możesz, ale nam chyba tego nie zrobisz. Przynajmniej mam taką nadzieje.
    Kurde wszędzie miłość i słodkości. Normalnie to uwielbiam, ale nie przez ostatnie kilka dni :_;
    Może Rose będzie teraz w takim zawieszeniu? Między życiem, a śmiercią? Spotka Charlotte, pogadają, a ona jej powie, że to nie jest jeszcze jej czas i musi wrócić do Logana.
    "dojrzewającej na słońcu pszenicy" Kurdeee xd
    P.S napisałam ci odpowiedź u mnie na blogu! XD

    OdpowiedzUsuń
  5. ŻE CO KURWA!? CZY CIEBIE PO****** CLEO?! TO NIE MOŻE BYĆ KONIEC!!!
    ***** *** ********** ****, CLEO, COŚ TY ZROBIŁA!?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciebie chyba popierdolilo !?

    OdpowiedzUsuń
  7. Przyznam szczerze, że jestem w szoku. Chyba nie chce mi się wierzyć, że to koniec tego opowiadania. I jeszcze nie dopisałaś nic od siebie? Mam nadzieję, że odezwiesz się jednak z wyjaśnieniami w kolejnym poście. Mam wiele pytań ;)
    Oczywiście, rozdział fenomenalny. Niby Rose umarła, ale uwielbiam szokujące zakończenia. Śmierć w ramionach ukochanego, z tą niewiedzą co będzie dalej, jak bliscy przyjmą jej odejście, jak dalej potoczy się ich życie, czy o niej zapomną. To jest coś pięknego. Myślę, że kiedy człowiek umiera, dopiero w pełni rozumie, ile dostał, otrzymując życie.
    Gratuluję opowiadania. Jedno z najlepszych jakie czytałam :)
    Trzymaj się ciepło! I napisz, co ty o tym wszystkim myślisz; brakuje mi tego "od autora", które dodawałaś zawsze na początku i końcu rozdziału.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ło, matko, co tu się dzieje O__o. Wszyscy klną, wyzywają. Ej, ej, spokojnie. Już się domyślam, że Rose umarła? WTF? A nie miałaś dłużej pisać? Kurdę, akurat wysłałam dzisiaj list XD. No, no, jak na nerwową osobę, to jestem teraz strasznie chilloutowa. Huehue. Nie no, żeby ci od razu zniszczyli przygodę? Wiem, że cię to zabolało, ale nie ma co się tym przejmować, słuchaj. To twoja twórczość. Ja osobiście ją kocham <333.
    Więc... idę poczytać rozdział!
    No, oczywiście początek już czytałam, to nie komentuję :3.
    Sposób z dzieciństwa? Czyżby mycie zębów palcem XD? ohohoh.
    Logan, kocham cię!
    Tak! W końcu była szczera z Loganem! Matko, dziewczyno, nie można było tak od początku?! Jestem z ciebie dumna! TAAAK!
    Pocałunki! OU YEA! To jest kurna niebo *___* (Naff się jara co najmniej tak, jakby to Logan całował mnie ohohohoho. No, weź, Naff, no, weź! Achhh, bo się zarumienięęę!).
    "Śmierć jest naprawdę do kitu, dlatego dla równowagi życie jest piękne" - to był epicki tekst! I jaki prawdziwy.
    Haha, jaka reakcja na to, że Logan spał u Rose XD. Wariatkowo! Poskaczę razem z nim! JEEEEEJ!
    Uuu, biedny ojczulek :c rak. Co za ironia losu, przeżyć własną córkę... Aż mi się płakać zachciało po tej rozmowie :c.
    Marlene, Marlene! YEEEEE! XDDD 17-letnia (łał), zielone oczy (jak Nathiel?!), fanka demonicznych opowieści! JUHU! Ej, dobra, to jest pogrzeb, powinnam się opanować :o. O, tak, na pewno między nią z Chrisem coś jest ohohooh. Chris! <3 lubię gościa.
    "Moje książki przygniotły jej stopę" - padłam XD.
    No, wiedziałam, że ktoś ją ustrzeli. Wcale mnie to nie zaskoczyło :c smutne. Rose, nie zostawiaj Logana.
    Ej, ja wiem, że to nie jest ostatni rozdział. Pożegnałabyś się, a tego nie zrobiłaś. Ona będzie żyła! Ma żyć! Bo Loganowi serduszko pęknie :c.
    Szczerze? Ten rozdział był epicki. Cholernie mi się podobał i nie dlatego, że Rose zginęła tylko dlatego, że tyle się tu działo! Wyznanie, pogrzeb, ustrzelenie Rose.
    Powiedz, że to nie koniec! Żyj, Rose! Zrobię ci reanimację! Moja złość całkowicie przeszła! ŻYJ!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Okłamałam cię. Dopiero czytając po raz setny komentarz, spostrzegłam, że napisałam "wysłałam ci list", a miałam napisać: "napisałam ci list" XD. Wyślę jutro, bo teraz czeka mnie jeszcze rysunek ohoho

      Usuń
  9. Na początku rozdziału mam ochotę krzyczeć aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa są razem!!!!!!!! Później ta rozmowa na telefon aww<3 I na końcu Rosie umiera, ja nie mogę co ty ze mną robisz kobieto. Mam nadzieje, że Rose wyjdzie z tego i nie będzie to koniec opowiadania. Czekam na next... Kiara

    OdpowiedzUsuń
  10. Rose taka uroczo nieśmiała. Pewnie od początku wiedziała, że coś ją z Loganem będzie łączyć poza pracą, bo za często był obecny w jej myślach.
    Logan, zakładam, że doskonale wiedział, co wywołało rumieńce na twarzy Rose. Ale takie przekomarzanie się jest fajne.
    Dobrze, że Rose dała szansę Loganowi i przyznała się do swoich uczuć.
    Cały zespół się cieszy ze szczęścia przyjaciół. Szkoda tylko, że Logan tak szybko zakończył temat.
    Szkoda pana Baronte. Najgorszą rzeczą dla rodzica jest śmierć dziecka.
    Scena na pogrzebie smutna, ale tak jak poprzedniczki mam nadzieję, że nie skończysz na tym rozdziale i że Rose przeżyje. W końcu dopiero zaczęła być z Loganem. Ja chce jakieś opisy ich związku! ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Proszę powiedz, że Rose będzie żyła. Boże ile się wydarzyło w tym rozdziale. To było mega słodkie jak Rose wyznała Loganowi swoje uczucia i ta rozmowa telefoniczna po prostu awwwwww. Mam nadzieję, że nie kończysz tego opowiadania. ;| Już się nie mogę doczekać kolejnego. ;) Wenyyyyyy ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. ej, ej, ej ! Ona ma żyć ! słyszysz?! MA ŻYĆ bo inaczej na tam do cb przyjde i .... no XD
    to nie mogłoby się tak skończyć, nie :(
    nie rób mi tego plis :(
    Ale są razem jezu jak ja za to cię kocham ♥
    ale no... Eh dobra nic..
    czekam na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
  13. No pięknie. Mam nadzieje, że Rose nie poplącze swojej relacji z Loganem, tak jak Beckett z Rickiem po wyznaniu miłości. Chyba, że Rose nie przeżyje, czego ci nie wybaczę. Od razu domyśliłam się jak skończy się ten rozdział. Ale to mu nie ujmuje. jest genialny. Tylko: ONA MA ŻYĆ I NIE OKŁAMYWAĆ LOGANA JAK BECKETT CASTLE'A. INACZEJ DOPADNĘ CIĘ

    OdpowiedzUsuń
  14. JAK MOGŁAŚ :((( chlip chlip .. masz ją ożywić nw może zmartwychstać czy coś ma żyć .. za bardzo się do niej przywiązałam :((

    OdpowiedzUsuń
  15. ..., a wyszedł stamtąd jako jej chłopak. Dokończam w inny sposób swoją myśl, gdyż już zapomniałam, co dokładnie tam napisałam, a nie chce mi się cofnąć. Jestem tak leniwa, że szok! Nie bij. :D
    I zanim skomentuję ten rozdział - piosenka. Nienawidzę jej. Nie znoszę jej, odkąd miałam praktyki w Hadexie. Gdy tylko ją słyszałam to chciałam uciekać z budynku, bo praktycznie nią rzygałam. Nawet w autobusie zatykałam uszy, gdy leciała. Brr...
    Rose tak bardzo wstydliwa. Nie powinna się tak wstydzić. Przecież to Logan! Logana się nie wstydzimy. Od Logana czerpiemy pewność siebie! Tak czerpiemy pewność siebie jak od Naff domestosa! :3
    I wiem, z którym odcinkiem Castle'a jest to związane. Był to ostatni odcinek, jaki puściło TVP2. Wtedy chciałam ich zagryźć, że nie wiadomo, co dalej. :C
    Oj ludzie, ludzie... Przecież sprawa nie jest do końca wyjaśniona to co już rozpaczacie? Rose została postrzelona i traci życie, lecz czy jest napisane, że kaput? Że jej serce nie bije, mózg nie pracuje, robi się sztywna niczym ja, gdy muszę się wypowiadać na forum klasy? Nie. To cisza! :3
    Znak zapytania tak bardzo sexy. ;3

    OdpowiedzUsuń
  16. Należą się Ci szczere przeprosiny. Trochę mnie poniosło. Masz racje. To twoje opowiadanie. Przeperaszam. Postaram się teraz trzymać rerwy na wody i przemyśleć komentarz. Nieważne co postanowisz zawsze będę czytać swoje opowiadanie i będę pamiętała, że to twoja historia. Będę cię spierać.

    OdpowiedzUsuń
  17. Kurczę, dopiero co zaczęło im się układać, a Rose zostaje postrzelona :/ Niefajnie.. Czy ta dwójka kiedyś dowie się, co to znaczy spokój? Niech NYPD lepiej znajdzie tego świra i wsadzi go tam, gdzie jego miejsce.
    Bardzo mi się podoba relacja Rogan jako prawie że oficjalnej pary :) Są uroczy.
    Jestem po prostu wstrząśnięta tym komentarzami z przekleństwami :O Są tak bezczelne, że aż nie wierzę, że ktoś w pełni świadomy mógłby je napisać..
    No więc czekam na nn <3 I dodam, że uwielbiam Let Her Go, więc rozdział zyskuje kolejnego plusa dzięki piosence :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Co Ty zrobiłaś?! Dlaczego Rose? :'( na początku było tak pięknie, a na koniec się poryczałam :'( rozdział wspaniały, zresztą jak całe to opowiadanie :) piszesz wspaniale i mam nadzieję, że będą jeszcze jakieś rozdziały ;) uwielbiam Twojego bloga i chciałabymzżebyś jeszcze nie kończyła tego opowiadania, bo jest zajebiste ♥♡♥♡♥

    OdpowiedzUsuń
  19. Usta ułóż w smutnego banana,
    Upadnij na swe obdarte kolana,
    Ukryj twarz w dłoniach drżących
    - i tak nie odpędziesz myśli cię męczących,
    Okrutnej prawdy, przenikającej
    Niczym kocioł lawy wrzącej
    Do twojego szczęśliwego, dotychczas serca
    Rozpala go od środka, przez dziury jego zerka,
    By zapłonąć i okrutnie strawić resztki jego,
    Serca człowieka prawego.
    Patrzysz oczami wypełnionymi łzami
    Umysł nieustannie cię mami,
    Że to nic, że wszystko będzie dobrze
    Ale prawda wbija się niczym kły kobrze,
    Jad prawdy rozpływa się po całym ciele.
    Zostawiając po sobie śladów wiele,
    Szepczesz więc cicho słowa nadziei pełne
    Słowa odważne i dzielne,
    Które wydają się być echem w tej otchłani mijającego życia
    Tego niezaprzeczalnego faktu bycia,
    Cicho, lecz prawdziwie wychodzą z ust twoich,
    Zostawiając blizny we wspomnieniach moich.
    "Kocham Cię".

    A od siebie mogę powiedzieć tyle jedynie,
    Że czuję, jakby mnie przeżuły demony na Krymie,
    A rozdział był tak wspaniały,
    Że wierszu rezultat jego zdania dały.
    A wiersz chyba pierwszy całkiem poważny.
    Tego zrobić królikowi nie potrafi każdy.
    Lucy jednak do Rosie się nie wybiera,
    Bo na żelki Sally zabiera.
    Rosie przeżyje.
    Logan odżyje.
    I będą razem już na zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Króliczku, Twoje wierszowane komentarze są rewelacyjne!
      A jak dobrze oddają Twoje odczucia.
      Cieszę się, że rozdział się spodobał :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń

Komentarze mile widziane :)