środa, 3 września 2014

45 I'm TITANIUM

   Szukając siebie, znalazłam przyjaciół, nową rodzinę, radość, szczęście.
   Pisarz jest sumą swoich doświadczeń.
   Zdobyłam je. Czuję się silna. I nic nie będzie mi już straszne.
   Trochę przed wydarzeniem, ale może tak będzie lepiej?
   <3
   Kilka perspektyw, jasny obraz wszystkiego. Refleksje, ach, uwielbiam.
   P.S.  W rozdziale znajdują się dwie linijki piosenki. Kto poda oryginalny tytuł i wykonawcę - zdobywa nagrodę ;) Nie powiem jaką.
-------------------------------------------------------------------


You shoot me down, 
but I won't fall.
I'm titanium.
~David Guetta feat. Sia
"Titanium"


Leah, Magdzie skarbuś i Okey?Okey.
za pomoc w akcji.
Dziękuję Wam! :*



 
     Romantyczność od zawsze kojarzyła się ze spacerami wśród gwiazd, uroczymi kolacjami w towarzystwie świec. Mnie zawsze kojarzyła się z magią, którą jedna osoba chce się podzielić z drugą. Sama uważana jestem za romantyczkę, a jednocześnie za osobę rozsądną, z głową na karku. Mam w sobie tyle natur, że aż się dziwię, że sama ze sobą wytrzymuję.
   Tęsknię za pewnym romantykiem. Aż boli mnie serce. Które ledwo bije.
   Mam ciężkie powieki, które nie chcą się podnieść, choć błagam Boga, by mi na to pozwolił.
   Widzę twarze zmarłych.
   Mama i tata. Uśmiechają się do mnie i mówią, jacy to są ze mnie dumni i żebym się nie poddawała, bym zdobyła szczęście, na którym mi zależy.
   Dziadek. Macha do mnie wśród jabłoni, jest w swoim sadzie w Middleton, dostrzegam huśtawkę zrobioną specjalnie dla mnie.
   Charlotte. Krzyczy na mnie z uśmiechem i macha mi przed oczami recenzjami, za nią wyświetlają się sceny z "Dumy i uprzedzenia".
   Widzę twarze żywych.
   Jane, jej rodzeństwo, rodzice, nasi dziadkowie, wujostwo z Anglii - dumne, posyłające mi kojące uśmiechy, mówiące mi po raz pierwszy od dawna, że mnie kochają.
   Kate, Mary i Pablo. Trzymają dużego, białego, pluszowego misia, którego dostałam na ostatnie urodziny. Śmieją się przyjaźnie.
   Mia. Prostuje włosy i mówi coś o najnowszych kolorach lakierów do paznokci, jej różowa sukienka podnosi się, gdy wieje mocniejszy wiatr.
   Adam i Diego. Przekomarzają się o coś, Meksykanin wymachuje rękami, a blondyn się śmieje i klepie przyjaciela po plecach.
   James, Clara, Violet i Madison. Moja najbliższa rodzina. Uśmiechnięci, mówią mi, że we mnie wierzą i zawsze przy mnie będą.
   I w końcu on. Ten, za którym tęsknię najbardziej.
   Niebieskie oczy ze złotymi iskierkami, wpatrzone we mnie. Usta układające się w dwa najpiękniejsze słowa na świecie.
   "Kocham cię".
   Spowita złowrogą ciemnością szukam w sobie siły, by wrócić do świata, do tego, który mnie kocha. Chcę żyć, muszę żyć, by przynajmniej choć raz spojrzeć w te kochane przeze mnie oczy, by choć raz poczuć chroniące mnie ramiona, by jeszcze raz wsłuchać się w bicie jego serca, by choć poczuć jego wargi na swoich ustach, by choć na chwilę ponownie znaleźć się w niebie.
   Znajduję siłę i na nowo próbuję kontrolować swoje ciało.
   Muszę wrócić do świata.
   Muszę wrócić do ludzi, którzy mnie kochają.
   Muszę wrócić do Logana.
   Ale kto to jest?
****

  Szpitalny korytarz jest jasno oświetlony, kolejni pojawiający się znikąd ludzie rozpłaszczają się na ścianach, pozostawiając nam miejsce, byśmy mogli bez przeszkód poruszać się lu sali operacyjnej.
   Biegnę, ile sił w nogach, trzymając chłodną dłoń dziewczyny i obserwując, jak młoda lekarka stara się przywrócić ją do naszego świata. Czarna sukienka nasiąknęła krwią, szatynka jest blada niczym śmierć. Nie mogę uwierzyć w to, że jej serce już nie bije.
   Przecież musi żyć. Dla mnie.
   Przed nami dostrzegam drzwi z napisem: "BLOK OPERACYJNY". Nie zwalniam kroku. Ktoś szarpie mnie za marynarkę. Zerkam znad ramienia na pielęgniarkę, która dość brutalnie mnie zatrzymuje. Muszę wypuścić dłoń Rose ze swojej, łóżko znika za drzwiami.
   - Pani nie rozumie - zwracam się do kobiety. - Ja muszę przy niej być, muszę wiedzieć, co z nią jest!
   - Rozumiem pana. - Kiwa potakująco głową. - Ale nie może pan tam teraz wejść, za chwilę rozpocznie się operacja, czekamy tylko na lekarza.
   Ku nam korytarzem biegnie ubrany w biały kitel, znany mi skądś mężczyzna. Gdy jest już zaledwie metr ode mnie, rozpoznaję go.
   - Doktor Wholman?
   Jest zaskoczony moim widokiem w szpitalu.
   - Detektyw Henderson? Co pan tu robi? Czyżby...? - Zamyśla się na chwilę. - O nie. - Zerka na mnie. - To panna Bennett?
   - Tak. Została postrzelona. - Podchodzę bliżej mężczyzny i łapię go za ramiona. - Błagam, niech ją pan uratuje. Proszę!
   - Zrobię, co w mojej mocy. Obiecuję.
   Rusza w stronę bloku operacyjnego, a ja niespokojnie chodzę po korytarzu.
   - Proszę się uspokoić - mówi pielęgniarka, podając mi plastikowy kubek z wodą. - Jest pan jej mężem? Narzeczonym?
   Przez chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią. Wczoraj obudziłem się u Rose. Powiedziała, że czuje do mnie coś niezwykłego. Pocałowała mnie. Zapytała o okres próbny. To chyba o czymś świadczy. Nie jestem jedynie jej szefem. Jestem kimś ważnym.
   - Jestem jej chłopakiem.
   - Więc może mi pan podać dane osobowe pana dziewczyny?
   - Oczywiście.
   W chwili, gdy pomagam kobiecie wypełnić kartę przyjęcia Rose do szpitala, na piętrze zjawiają się zdenerwowani Adam i Gomez z informacją, że kapitan wysłał już za Stokerem list gończy.
   - Co z nią? - Diego jest blady, a Chase ostatkiem sił próbuje zachować resztki względnego spokoju.
   - Nie wiem. - Kręcę przecząco głową i przeczesuje dłonią włosy, które mam wielką ochotę powyrywać sobie z głowy za swoją nieuwagę. - Naprawdę nie wiem.
   Jestem sfrustrowany jak nigdy w życiu. Nie zostałem jeszcze poinformowany o stanie Rose, poza tym nie potrafię dodzwonić się do Jamesa, ma cały czas zajęty numer.
    Maszeruję przed wejściem na blok operacyjny, mężczyźni siedzą pod ścianą na składanych krzesłach z plastikowymi, czarnymi oparciami. Mdła zieleń ścian wywołuje u mnie nudności. Mijają kolejne minuty, a ja wciąż chodzę w kółko, co wyraźnie denerwuje Meksykanina.
   - Logan, przestań, bo zaraz się zrzygam, od tego twojego chodzenia wciąż po tej samej trasie kręci mi się w głowie.
   - Śmiało, wymiotuj - zachęcam kolegę. - Może wtedy ściany będą miały ciekawszy kolor.
   Słyszymy czyjeś kroki, ku nam zmierza James, ma byle jak narzuconą kurtkę, zmierzwione włosy, jest blady.
   - Co się stało? Dlaczego ktoś ją postrzelił? - pyta roztrzęsionym głosem.
   Wymieniam z Adamem spojrzenie. Skoro McLeen wie o postrzale, to oznacza, że kapitan już do niego dzwonił, ale nie powiedział nic o Stokerze.
   Chase rozumie, co chcę mu przekazać i szturcha w bok Diego, powoli wstając z miejsca.
   - Nic tu po nas, Gi. Wracajmy na posterunek, mamy snajpera do złapania. - Kiwa głową mi i wujowi szarookiej. - Jak tylko się czegoś dowiemy, damy wam znać. Do widzenia.
   - Dobrze. Na razie.
   Odchodzą, a ja z Jamesem zajmujemy miejsca pod ścianą. Blondyn jest zdenerwowany, strzela kostkami szczupłych palców, wokół mnie rozchodzi się nieprzyjemny dźwięk.
   - Co się dzieje, Logan? Kapitan nie chciał mi powiedzieć nic więcej niż to, że mam jak najszybciej przyjechać do szpitala. - Przygląda mi się uważnie. - Czy ona umrze?
   Zerkam na niego. Na jego twarzy maluje się przerażenie i ból. Gdyby Rose umarła, zniknęłaby jedyna cząstka jego siostry, pozostałyby po niej jedynie zdjęcia i wspomnienia. Już nigdy nie będzie mógł doszukiwać się  w Rose podobieństwa do Alice.
   Ze śmiercią Rae wiąże się nie tylko mój ból, opłakiwać będą ją setki ludzi, którzy kiedykolwiek mieli z nią do czynienia. Koledzy ze szkoły, ze studiów, dzieciaki z hospicjum, rodziny ofiar, którym pomogła dojść sprawiedliwości. Dlatego wiem, że nie umrze. Przeżyje, by nieść dobro dalej.
    - Nie, James. Nie umrze. Jest silna, już raz uciekła śmierci, zrobi to ponownie. Pamiętasz tego dilera, którego wspólnie wysłaliśmy do więzienia?
   - Oczywiście, że pamiętam, to była moja ostatnia sprawa. Dlaczego o nim wspominasz?
   - Bo widzisz, właściwie to przez niego Rose walczy teraz o życie.

****

   Staram się, ale cóż, dotykam tylko zamiast czuć. Lecz mówię prawdę, nie chcę was oszukać.
   Nie pamiętam go.
   Te oczy: niebieskie z iskierkami. Ta twarz. Uśmiech. Głos. Widzę i słyszę. Ale to wszystko. Nie mam z nim żadnych wspomnień. Nic. Pustka.
   Nicość.
   Jeszcze raz staram się poszukać w głowie skojarzeń związanych z Loganem, jakiś szczegółów, które przywodzić mi na myśl powinny bruneta, ale bezskutecznie. Tylko jego wizerunek, dwa słowa i imię. Nic więcej.
   To frustrujące.
   Nie pamiętam go, a moje ledwo bijące serce tęskni za nim, jak za nikim innym. Coś musiało między nami być, skoro tak na niego reaguję. Ale co? Miłość? Nie wydaje mi się. Już dawno nie byłam zakochana i wiem, że to się w najbliższym czasie nie zmieni.
   W takim razie musieliśmy być przyjaciółmi. Ale nie tęsknię za nim tak, jak za Pablo, Mary, Kate, Mią czy detektywami. Ta tęsknota jest głębsza. 
   Co nas łączyło?
   Chciałabym poznać odpowiedź na to pytanie.

****

   Obracam w palcach plastikowy kubek po kawie, której mdły smak sieje spustoszenie na podniebieniu i drażni gardło. Wpatrzony w szare linoleum, czekam, aż James zabierze głos. Przed chwilą dowiedział się o Stokerze. Powiedziałem mu wszystko, po tylu miesiącach odczułem ulgę, gdy podzieliłem się tą wiedzą z kimś innym, z kimś, kto współodczuwa mój ból i strach.
   Siedzi obok ze wzrokiem utkwionym w jakiś punkt na suficie.
   - Jedno trzeba ci przyznać - odzywa się. - Jesteś mistrzem w ukrywaniu prawdy.
   Blady uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
   - To czekam na jakiś medal.
   Zerka na mnie.
   - Jak ci się to udało?
   Odwzajemniam spojrzenie.
   - Po prostu ją kocham. - Powiedzenie tego głośno sprawia, że czuję się lepiej. - Nie mógłbym pozwolić, by ktoś ją w jakikolwiek sposób skrzywdził. A skoro wiedziałem, że coś jej grozi, mogłem ją chronić, niczego nikomu nie mówiąc. Jestem przyzwyczajony do tajemnic.
   - Ale ona nie. - Wzdycha. - Cieszę się, że jesteście razem. - Chcę zaprotestować, wyjaśnić, że to jedynie okres próbny, ale restaurator ucisza mnie ruchem dłoni. - Tak, wiem, że to nieoficjalne, niemniej się cieszę. Rose zasługuje na szczęście, a wiem, że ty możesz uczynić ją szczęśliwą.
   - Mam nadzieję, że będę miał tę szansę.
   Kąciki jego usta unoszą się lekko do góry, w kącikach oczu tworzą się drobne zmarszczki, na skroni dostrzegam pojedynczy, siwy włos.
   - Czyżbyś zaczął wątpić?
   - Wątpienie jest moją religią.
   - Ale co do Rosie możesz być pewny. - Pociesza mnie. - Jeśli coś lub kogoś kocha, jeśli na czymś jej zależy, będzie o to dbała. Czasami wydaje mi się, że widzę w niej Alice. Jej matka także pragnęła, by wszyscy wokół niej byli szczęśliwi.
   - Tęsknisz za nią? - pytam.
   - Tak. Ciężko jest nie tęsknić za zmarłą siostrą. Rose jest bardzo do niej podobna. Te same włosy, kształt twarzy i ust, ten sam alabastrowy odcień skóry. Po Willu odziedziczyła jedynie kolor i kształt oczu. Jest tak samo uparta i altruistyczna jak jej matka. Ma jej siłę.
   - Nie żałujesz, że ją przygarnąłeś? - To pytanie nurtuje mnie już od dawna.
   - Nie. Nigdy tego nie żałowałem. - Spogląda w biały sufit korytarza. - Właściwie, to była jedna z najlepszych decyzji w moim życiu. Musiałem zająć się dziesięcioletnią siostrzenicą, ale wreszcie miałem blisko siebie kogoś z rodziny. Moja matka także mieszkała w Nowym Jorku, ale tylko do czasu, aż Rose nie poszła do liceum. Później radziłem sobie sam. - Uśmiecha się szerzej. - I chyba dobrze mi to wyszło.
   - Wychowałeś anioła - odpowiadam. - Więc tobie także należy się medal.
   - Dzięki. - Zerka w stronę wejścia na blok operacyjny. - Jak myślisz, jak długo to potrwa?
   - Mam nadzieję, że wystarczająco długo, by ją uratować.

****

   Tymczasem na komisariacie panowała grobowa cisza. Członkowie zespołu detektywa Hendersona przesłuchiwali świadków postrzału Rose Bennett. Niestety, nikt nie umiał powiedzieć niczego, co mogłoby popchnąć śledztwo do przodu.
   Aż w pokoju przesłuchań nie zjawiła się Marlene Baronte, siostra zamordowanej przez Jamie'go Stokera studentki dziennikarstwa.
   Adam spogląda na nastolatkę, któa wzdycha i zaczyna mówić.
   - Podczas przemówienia Rose rozglądałam się po cmentarzu. Moją uwagę przykuł wiatr wprawiający w ruch liście drzewa kilkadziesiąt metrów od miejsca uroczystości. Coś mi nie pasowało, na wyższej gałęzi panowało jakieś poruszenie i na pewno nie było ono spowodowane przez ptaki. Ktoś na nim siedział. A później rozległ się strzał.
   Detektyw zapisuje tę informację, po czym wraz z kolegą odbywa rozmowę z kapitanem. Jednak poza słowami Marlene, panowie nie mają nic. Na nagraniach, które udało się im zdobyć z ulic wokół cmentarza, nie widać nikogo podejrzanego, nie można dostrzec żadnego pojazdu, który mógłby wzbudzić czyjeś podejrzenie.
   Mężczyźni są smutni, snują się po korytarzach posterunku jak duchy, ich myśli błądzą wokół szarookiej przyjaciółki. Cały wydział zabójstw modli się o życie Rose.

****

   Mam dość tej otaczającej mnie zewsząd ciemności. Już wiem, jak sofiści doszli do wniosku, że wszystkim, co istnieje, jestem ja i mój umysł. Popełniali zbiorowe samobójstwa, a grupa specjalnie wybranych do tego osób próbowała przywrócić ich do życia. Ci, którzy wrócili z zaświatów, wymyślili taki pogląd. 
   Mam gdzieś zdanie filozofów, taka jest moja opinia na ten temat. Profesor McGonaghall pewnie wlepiłby mi dwóję, gdybym mu to tak wyjaśniła na zajęciach na pierwszym roku. Szkoda, że nie mogę cofnąć się w czasie.
   Wzdycham. Czy będąc nieprzytomną, można wzdychać? Chyba tylko w duchu. Dobrze, że jego jeszcze mam. Jeszcze.
   Chciałabym się już obudzić. Chociaż nie, przecież nie śpię. Chciałabym otworzyć oczy i znowu ujrzeć świat, barwę drzew, poczuć zapach kwiatów. Mam dość męczenia się sama ze sobą, gdy wokół jedynie czerń.
   Chciałabym poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.
   Chciałabym znowu ujrzeć tę przystojną twarz, te błękitne oczy, dotknąć tych policzków i dowiedzieć się, czy kiedykolwiek mogłabym zakochać się w tym intrygującym mężczyźnie.
   Wciąż jest w moich myślach. Mam to jedno jedyne wspomnienie, gdy wyznaje mi miłość. Trzymam się go kurczowo, to główny powód, dla którego chcę żyć. Dla prawdy.
   Coś się dzieje.
   Czuję ciepło rozchodzące się po całym ciele, ma ono przyjemną, pomarańczową barwę, która przegania ciemność. Słyszę dźwięki, strzępy rozmów, czuję zapach środków dezynfekujących, tak charakterystyczny dla szpitali.
   Wracam do świata.
   I bardzo dobrze.
   Mam w nim jeszcze wiele do zrobienia.

****

   Siedem godzin.
   Od tylu siedzimy z Jamesem na korytarzu. Między nami panuje cisza, blondyn ma pochyloną głowę i bezgłośnie szepcze. Pewnie się modli. Może ja też powinienem? Ale dawno tego nie robiłem. Nie wiem, czy pamiętam.
   Wzdycham. Wciąż nikt do nas nie wyszedł, nie powiedział, dlaczego operacja trwa tak długo. Nie poddaję się myśli, że może umierać. Przecież pewnie ktoś by tu biegał.
   Jestem niespokojny, wstaję, potrzebuję rozprostować nogi. Zwracam się twarzą ku mężczyźnie.
   - Idę po kawę. - Nieznacznie wzdrygam się na wspomnienie jej smaku. - Chcesz też?
   - Nie, dzięki. - Kręci głową. - Zadzwonię do Clary, by się nie denerwował i szła spać wraz z Violet.
   - Okay.
   Idę wzdłuż korytarza, wychodzę zza zakrętu i o mało co nie zderzam się z pewną blondynką.
   - Przepraszam panią bardzo.
   - Nie szkodzi. - Ma przyjemny, miły dla ucha głos.
   Przez chwilę się jej przyglądam. Ma zielone oczy, włosy związane w kucyk, znajomą twarz.
   - Marlene?
   Za nią stoi dobrze znany mi młodzieniec, mistrz kuchni, jedyny w swoim rodzaju Christopher Grey.
   - Detektyw Henderson? - Podchodzi bliżej dziewczyny, jest odrobinę zaskoczony moim widokiem. - Co pan tu robi?
   - Cześć, Chris. Czekam z panem McLeen na zakończenie operacji Rose. Co wy tu robicie? Jest już późno, a jutro macie szkołę.
   - Wiem, ale musieliśmy tu przyjść.
   Są poważni, na ich twarzach maluje się determinacja. Niegrzeczne byłoby kazanie im iść teraz do domów. Wyraźnie mają mi coś do powiedzenia.
   - O co chodzi?
   Nastolatkowie wymieniają ze sobą spojrzenie.
   - Bo widzi pan - odzywa się zielonooka - byłam na posterunku. Chyba wiem, gdzie podczas pogrzebu był strzelec.
   Opowiada mi to, o czym poinformowała już moich kolegów. Mam nadzieję, że coś znaleźli. Zadzwonię do Adama zaraz po tym, jak dowiem się, co z Rose.
   - Dziękuję wam za informację.
   - Panie Henderson? - zwraca się do mnie siedemnastolatek.
   - Słucham, Chris.
   - Da nam pan znać, co z Rose, gdy operacja już się skończy?
   - Oczywiście. Obdzwonię wszystkich, jak tylko Rose wróci.
   - Dziękuję. Do widzenia!
   Odchodzi z Marlene. trzymają się za ręce. Patrzę za nimi z delikatnym uśmiechem. W nieszczęściu zawsze kryje się promyk szczęścia.
   Zmierzam do automatu, gdzie kupuję czwartą już dzisiaj kawę. Jej smak wciąż mnie odpycha, ale nie ma tutaj nic lepszego. Nie wyobrażam sobie, bym miał ot tak opuścić szpital, by pójść do jakieś kawiarni po dobry, kofeinowy napój.
   Wracam do Jamesa, który właśnie rozmawia z doktorem Wholmanem. Serce zaczyna bić mi mocniej, przyspieszam kroku, a plastikowy kubek ściskam tak mocno, że omal go nie gniotę. Czarna ciecz prawie oblewa mi rękę, ale tego nie zauważam. Teraz najważniejsze to dowiedzieć się, co z Rose.
   Doktor gestykuluje, McLeen słucha go uważnie. Boże, proszę!
   - Co się dzieje? - pytam, gdy jestem dość blisko, by mężczyźni mogli mnie usłyszeć.
   Wholman patrzy na mnie z lekkim uśmiechem.
   - Roseann żyje, proszę się nie martwić.
   Czuję, jak z pleców spada mi ogromny ciężar, ulga włada teraz całym ciałem.
   - Wyjęliśmy kulę, zatrzymaliśmy krwawienie, musieliśmy jednak dokonać transfuzji, inaczej byłoby źle. Panna Bennett ma złamane dwa żebra, na szczęście serce nie zostało uszkodzone, nie doszło też do krwotoku wewnętrznego, organy nie wydają się poobijane. 
   - Chwała Bogu! - krzyczy James i po przyjacielsku się do mnie przytula. - To teraz mogę zadzwonić do mamy.
   Klepię go po plecach, niezdolny odezwać się choć słowem. Ona żyje. Żyje!
   Więc i ja mogę na nowo żyć.
   - Mogę ją zobaczyć? - pyta blondyn.
   - Jest na OIOM- ie, chcemy ją poobserwować. Może ją pan zobaczyć jedynie przez szybę.
   - Dlaczego?
   - Ponieważ jest w śpiączce. W takim stanie będziemy mogli ewentualne powikłania rozpoznać szybciej, bez uszczerbku na zdrowiu pacjentki.
   - Ale to chyba nie jest konieczne?
   - Nie, ale w takim stanie szybciej zarejestrujemy zmiany po podaniu leków. Musimy być bardzo ostrożni, by nie zaszkodzić obojgu.
   - O czym pan mówi? - James jest zdezorientowany.
   - Nie wszystkie leki są odpowiednie dla dziecka. Pańska siostrzenica jest w ciąży. To czwarty tydzień.








   

25 komentarzy:

  1. CIĄŻY.. JAKIEJ CIĄŻY?! CLEO!
    nie dość, że jestem tragicznie zmęczona to ty jeszcze wyskakujesz mi z takim czymś... nie masz serca :(
    ale rozdział jest genialny, mimo wszystko <3
    Jejjuuu biedny Logan! Nareszcie jego Rosie wróciła.. :*
    czekam na kolejny, albo chociaż na zapowiedź kolejnego ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i nie mam serca, ale to przez książki i filmy.
      W najzwyklejszej ciąży. Proste.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. |Rozdział jest świetny, bardzo mu się podoba. Jak zwykle umiesz nas zaskoczyć.
    JESTEŚ GENIALNA!!!!!!
    Oczami wyobraźni zobaczyłam na miejscu Rose i Logana Beckett i Castle'a. Uwierz mi, twoi bohaterowie w tej sytuacji wyglądają korzystniej. Biedny Logan. Mam nadzieje, ze nadal będą razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może i wyglądają korzystniej, przynajmniej w tym momencie, ale musisz wiedzieć, że czeka ich jeszcze niemniej problemów niż miał Caskett.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. W końcu rozdział, jupiiiiiii! Ej, w ogóle to go miałam przeczytać wieczorem (w nocy?), ale do cholery przewinęłam w dół i zobaczyłam samo zakończenie. Niech mnie szlag, sama sobie zaspoilerowałam XD. I byłam w szoku tym, co przeczytałam. Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak w szoku, jak coś czytałam. No, ale jeszcze nie do końca wiem o co chodzi! Więc wracam do początku, aby na koniec wyrazić swoje jak zwykle emocjonalne... eeee... stwierdzenia.
    Bardzo podobają mi się pierwsze rozważania Rose i jej widzenia zmarłych i żywych ludzi. To taki piękny moment D: wiedziałam, że na końcu będzie Logan, no bo jakże inaczej?! Chociaż najgorsze i zastanawiające jest to podsumowanie: "kto to jest Logan?". Mam nadzieję, że amnezji nie będzie miała i to tylko chwilowe D:
    Ten moment w szpitalu jest tak emocjonujący i stresujący, że normalnie dostaję drgawek i oczy płoną mi się jak u jakiegoś najaranego Kolumbijczyka D:
    " - Śmiało, wymiotuj - zachęcam kolegę. - Może wtedy ściany będą miały ciekawszy kolor." - i ta ironia Logana podczas poważnej sytuacji. Ironia jest dobra na każdą porę dnia, każdą sytuację, tak więc... akceptuję to! Ou yeah! Naff approves! A czo!
    TAK! Logan wierzy! Ja też wierzę! Wszyscy wierzymy! Wake up, Rose! Kopnij śmierć w kościstą dupę i zaśmiej się jej w twarz!
    Czyli jednak chwilowa amnezja D:? Chwilowa, oby. Nie no, na pewno chwilowa! Przecież zaraz Logan i Rose wezmą ślub i będą mieli trójkę dzieci! Ou yea!
    "- To czekam na jakiś medal." - Loganie! Jesteś dziś mistrzem ironii! Moje serce szybciej zabiło!
    Widzę, że Cleo bardzo lubi określenie "altruizm". Ach, ta Niezgodna tak działa na ludzi XD. W końcu muszę ją przeczytać.
    Rose anioł? Nie pasuje mi to określenie do niej. No, nie pasuje! Nie wiem czemu :o
    Jeee! Jest i Marlene! Marlene i ruszające się drzewo. Jupi! To żeś pomogła, dziewczyno XD.
    McGonaghall? Profesor? Huehue, gdyby nie ta jedna literka to bym się kłóciła, że Minerwa zawitała w nasze progi XD!
    "Czy będąc nieprzytomną, można wzdychać? Chyba tylko w duchu. Dobrze, że jego jeszcze mam. Jeszcze." - gratki Rose za zabójcze myśli >D! Ten czarny humor! Niech króluje nad nami!
    Tyyy, Rose. Co ty masz do koloru czarnego, co? To najzawalistszy kolor na Ziemi i jest moim ulubionym! W ogóle to... wolałabyś widziecć przed oczami róż i jednorożce czy czerń?! Bo ja czerń!
    Welcome back, Rose.
    Marlene! Znowu! Yea! ... Ja w przeciwieństwie do niej nie mam miłego dla ucha głosu. Seplenię, drę japę i śmieję się jak psychopata :c ostatnio kolega powiedział mi, że mam najgorszy śmiech świata i sam nie wie, czy to zaleta czy wada. Pewnie mogłabym straszyć nim dzieci!
    Oooooch, trzymają się za ręęęęceee! To takie słooooodkie! Rozpływam się jak czekolada pozostawiona na słońcu *___*
    Jak przeczytałam, że Rose żyje to zaczęłam skakać po krześle. Chyba się ucieszyłam. Łał. Ucieszyłam się :o. Ja zaczęłam lubić Rose! To taki wzniosły moment t.t... idę po chusteczki.
    No i jest ta końcówka, która mnie zszokowała. Teraz mogę wyrazić swoje nadmierne emocje. WHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAT? CZOOOOOOOOOOOOOOOO? HĘĘĘĘĘĘĘĘ? Nie wierzę D: kurna. W ogóle nie wyobrażałam sobie Rose w ciąży. Dalej sobie nie wyobrażam! Tylko... najgorsze jest to, że przecież... to chyba nie z Loganem D: a więc? Z Ianem? Ja pieprzę... nie mów D: a może to jakaś pomyłka? Nie, znając ciebie to nie. I czo teraz D:?
    Chcę następny rozdział, chcę następny rozdział!!!!!!! Nie komplikuj, ty bezduszna istoto zwana Cleo! XD
    Ale muszę przyznać, że rozdział jeden z lepszych ^___^.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem bezduszna? To biorąc jeszcze pod uwagę to, że nie mam serca, jestem istnym wysłannikiem Lucka. Miło mi ^^
      Twój epicki rozpis wywołał u mnie uśmiech :D
      Strasznie lubię słowo altruizm, bo obok erudycji i serdeczności jest częścią mojej niezgodności :P Muszę się umówić z Abby, ja chcę Zbuntowaną!
      Ironia i sarkazm są obecne przez cały czas, czasami jedynie przez nie możemy wyrazić to, jak się w danym momencie czujemy. I Logan tak robi. Czarny humor także zawsze spoko.
      Tak, Marlene. Miała być później, ale postanowiłam odrobinę powiększyć jej rolę w całym opowiadaniu ;)
      Literka więcej w nazwisku McGonaghall jest zamierzona :P
      Rose nie lubi złej ciemności. Ale ogólnie kolor czarny lubi. Zapomniałaś o czarnej kredce do oczy, na co Logan zareagował pytaniem o dzień dziecka?
      Cooo? Naff lubi Rose?! :o To chyba się apokalipsa zbliża! Ty lubisz Rose, ja zaczęłam ironizować na temat Nathiela. Koniec jest bliski!!!
      Pomyślmy, skoro to czwarty tydzień, a właśnie przed miesiącem rozstała się z prawnikiem, to dziecko musi być Iana...
      Poczekasz na następny rozdział, dopiero nad nim myślę, a nie lubię pospieszania :P Wcześniej będzie rozdział u Cary.
      Naff w szoku, ja się raduję.

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  4. Nareszcie jest nowy rozdziaj! :D
    Super rozdział :*
    W ciąży? Teraz tylko czekać na kolejny rozdział ;)
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że co zdanie powtarzasz słowo "rozdział"? :D
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  5. Aaaaaaa!!! Cudo*.* a ta ciąża... Rose raczej nie jest wiatropylna, prawda? O.o/ kamyla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jest wiatropylna, przecież jest człowiekiem :P
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  6. Aż normalnie nie wiem co napisać O.o
    Wydaje mi się, że rozdział jakiś krótszy niż zwykle ;c
    Rose i jej przemyślenia *.* Jak ja lubię takie refleksje ;3
    Biedny Logan tyle się naczekał i nadenerwował z Jamesem. Całe szczęście, że Rae żyje. Ekhem tak jak jej dzieciątko.nKurde już nawet nie pamiętam czy oni ze sobą tylko spali czy się też kochali ;c
    Mam nadzieję, że dziecko będzie Logana a nie tego dupka *chlip chlip*
    Do następnego! <333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S O matko finał Castle był niesamowity! O.O

      Usuń
    2. Zacznę od Castle: finał szóstego sezonu zmiażdżył nawet mój ulubiony finał czwartego sezonu! Ja chcę już 29 września!!!
      Nie wiesz, co napisać? Wow :D Nie, nie jest krótszy, ma tyle samo stron, co poprzednie. Tylko jest więcej części, które nie są za długie, może stąd to wrażenie.
      Rose i Logan? Tylko ze sobą spali, w sensie obok siebie. Pytanie, co robiła Rose z Ianem ;)
      No wiesz, to czwarty tydzień, jak się cofnąć w opowiadaniu, to to jest akurat moment, gdy Rose po ataku na Erica Vaughna nocowała u Iana. Choć na drugi dzień zapierała się przed Diego, że nie spała z Ianem.
      Taa...
      Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. Jak ona może nie pamiętać Logana?! Co on biedny poczuje, jak Rose się obudzi i nic.. a może jak spojrzy w jego oczy to sobie przypomni.. No zobaczymy. To by było romantyczne *.*
    Marlene Baronte, hmm dobry obserwator z niej. A ty Stoker… nie mam słów. Jesteś tchórzem =,=
    Ciąża. Dzieciaczek. A ja myślałam, że ona nic z takich rzeczy nie robi. O.o I to jeszcze z Ianem… ale on chyba nie będzie chciał z nimi być.. Tak jakoś mi nie pasuje żeby go zew ojcowski złapał. Ale jak Logan sobie z tym poradzi..
    Podoba mi się rozdział. ;) Taki spokojny i stonowany, a jednocześnie dużo się dzieje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, widzę, że wieść o ciąży Rose spotkała się u Was z taką samą reakcją, jak jej amnezja - jesteście w szoku.
      Dziecko. Tu się jeszcze będzie działo...
      Mam kilka koncepcji, co do odzyskania przez Rae pamięci, ale nie wiem, który pomysł wykorzystam ;)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  8. Świetny ;) kocham twój blog ;* pamiętaj otym;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  9. Nie pamięta GO?! Mam nadzieję, że to tylko chwilowe...
    Czytam sobie czytam i jak zobaczyłam, że Rose żyje strasznie się ucieszyłam. No i jestem taka cała happy, a tu nagle BUM! Rose jest w ciąży... moja mina-bezcenna, normalnie przeżyłam niezły szok! No, a jak sobie pomyślę, że to dziecko nie jest Logana to mnie krew zalewa!!!
    Zastanawiam się czy Rose urodzi to dziecko czy coś się stanie, że je straci?
    No i ciekawi mnie jeszcze reakcja Logana na ciążę Rose...
    Dziękuję Ci bardzo za dedykację :* loffki ♥
    No i czekam na spokojnie na kolejny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      Ale przecież reakcja Logana jest już pokazana. Na obrazku :D

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. "Staram się, ale cóż, dotykam tylko zamiast czuć. Lecz mówię prawdę, nie chcę was oszukać." To musi być Alleluja (Halleluja (nie wiem jaki znasz tytuł)) wszędzie poznam tą piosenkę!

    Rose w ciąży? Zaraz, zaraz... to musi być dziecko... skurwie... znaczy Iana?!

    Jak to ona nie pamięta Logana?
    JAK?!

    Przepraszam, że dopiero dziś komentuję, przeczytałam w sobotę, ale byłam w zbyt wielkim szoku, aby coś napisać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruda, jeszcze mi napisz wykonawcę oryginalnego Hallelujah, a nagroda jest Twoja!
      Tak, Rose nie pamięta Logana. Smutne.
      A dziecko raczej musi być Iana. Podłe.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  11. Z kim niby w ciąży?! Coś przegapiłam? Logan... a może Ian? Już nic nie rozumiem ;-;
    Rozdział przyjemnie się czytało, świetnie napisany. Oczywiście, zakończenie powaliło mnie na kolana! Naprawdę, skąd ta ciąża?! Rose w ogóle wie? Nie, musieli się pomylić!
    Jak widzisz brak mi słów. Odebrało mi mowę, nie wiem, o czym pisać, cały czas myślę o zakończeniu.
    Wytłumacz się w kolejnym rozdziale! ;)
    Czekam ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciąży raczej z Ianem. Podłe to z mojej strony, wiem.
      Komuś odebrało mowę, rety, nie spodziewałam się :D
      Oczywiście, że się wytłumaczę już w 46 ;)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  12. Hejka! :* Tylko nie bij, Cleo! Wiem, że nie dawałam znaku życia przez pół roku, ale to wszystko przez nową szkołę i za dużą ilość nauki :/
    Teraz sobie choruję i powoli zaczynam nadrabiać zaległości :*
    A więc tak... CIĄŻA?! NAPRAWDĘ?! ZASKOCZENIE! W ogóle jak, gdzie, kiedy?! Logan będzie tatusiem? :O Czemu tej sceny nie opisałaś? :P To by było ciekawe!
    Ten rozdział pokazuje, jak ludzie, którzy otaczają Rose, są z nią związani.
    A tekst Logana o zarzyganiu ścian- bezcenny :')
    To ja lecę czytać dalej ♡

    OdpowiedzUsuń
  13. Dobra, mam za sobą 45 rozdzialow, więc może nadszedł czas na podzielenie się wrażeniami. Ogólnie Twój styl pisania mi się podoba :) długość rozdzialow jest mega i historia też. Ogólnie trochę minusów też mam, wiem, że inspiruje są się Castle i jak dla mnie spoko bo go uwielbiam, ale strzał na pogrzebie to jak dla mnie już bardziej kalka niż inspiracja. Ogólnie Rose mnie wkurza (ale u mnie to norma bo większość żeńskich bohaterek mnie irytuje), w niektórych rozdzalach jest jak dla mnie zbyt płaczliwa i niezdechydowana, no a Logan też mnie wkurza... Skacze koło niej jak piesek, pcha w ręce Iana. Niby mega męski, wladczy facet, a z drugiej strony taka ... Nie użyje tego słowa :) Mam nadzieję że im dalej będę czytac, tym bardziej jednak przekonam się do Rose :)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)