Z niektórymi tematami być może ciężko nam się zmierzyć, ale życie nie jest łatwe, czasami trzeba podejmować trudne rozmowy.
Wyjaśniam ciążę Rose, mam nadzieję, że odetchniecie z ulgą ;)
Jednak mam dość nadmiaru szczęścia, planowo rozwalam życie Loganowi, jeszcze wiele przed nami.
Możliwe, że zamiast 60 rozdziałów, jakie miał mieć blog, uda mi się pociągnąć tę historię aż do setki. Zobaczymy.
Naff: dziękuję za uroczy prezent. Kocham! <3
______________________________________
I did my best, wasn't much
I couldn't feel, so I tried to touch
I've told the truth, I didn't come to fool you...
~Leonard Cohen, "Hallelujah"
To naprawdę irytujące. Pomarańcz drażni mnie bardziej niż czerń. Wiem, że żyję. Czuję swoje serce, a w myślach nie nawiedzają mnie już zmarli. W ogóle nikt mnie nie nawiedza.
Coś krąży w moich żyłach, pobudza moje komórki. Świetnie, jestem podłączona do kroplówki i pewnie do kilku innych "źródeł życia". Słyszę pikanie, maszyna kontroluje moje funkcje życiowe.
Chcę się ruszyć. Więc dlaczego nie mogę?
Ponawiam próbę. Czuję kości, skupiam się teraz na poszczególnych mięśniach, by zmusić je do ruchu. Moje działanie przypomina odwrotny proces do osiągania stanu OOBE.
Pojawia się nowy kolor, taki, który mnie nie przytłacza ani nie razi.
Szarość.
Otula mnie niczym ciepła kołdra, opada lekko na moje ciało. Dopiero teraz w pełni zdaję sobie sprawę ze swojego stanu. Żyję, ale wciąż pozostaję nieprzytomna, więc nikt w świecie nie jest pewien mojego istnienia.
Kolejny raz próbuję poruszyć palcem dłoni. Przy prawej się to nie udaje, tkwi w jakimś uścisku. Za to mały palec lewej dłoni odrywa się od podłoża, na którym do tej pory spoczywał. Ten mały sukces mobilizuje mnie do kolejnego wysiłku. Staram się go zgiąć, co także mi się udaje. Pora na całą dłoń.
Gdy ją także udaje mi się podnieść, decyduję się na kolejny krok.
Moje powieki nie są już tak ciężkie jak przedtem. Delikatnie je unoszę, jasne światło dociera do siatkówki oczu, drażni je i na chwilę paraliżuje nerwy. Mrugam gwałtownie, po chwili przyzwyczajam się do obecności jarzeniówki nad moją głową.
Prawą dłoń ujętą mam między dłońmi siedzącego na krześle obok łóżka mężczyzny. Ma blond włosy, pochyloną głowę, flanelową koszulę i dżinsy. Nigdy się nie zmieni.
Najwidoczniej wyczuł mój ruch, podnosi wzrok, patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami, a ja czuję zalewającą mnie falę miłości.
Uśmiecham się na tyle, na ile pozwalają mi na to mięśnie twarzy.
- Dzień dobry, wujku.
Wyjaśniam ciążę Rose, mam nadzieję, że odetchniecie z ulgą ;)
Jednak mam dość nadmiaru szczęścia, planowo rozwalam życie Loganowi, jeszcze wiele przed nami.
Możliwe, że zamiast 60 rozdziałów, jakie miał mieć blog, uda mi się pociągnąć tę historię aż do setki. Zobaczymy.
Naff: dziękuję za uroczy prezent. Kocham! <3
______________________________________
I did my best, wasn't much
I couldn't feel, so I tried to touch
I've told the truth, I didn't come to fool you...
~Leonard Cohen, "Hallelujah"
To naprawdę irytujące. Pomarańcz drażni mnie bardziej niż czerń. Wiem, że żyję. Czuję swoje serce, a w myślach nie nawiedzają mnie już zmarli. W ogóle nikt mnie nie nawiedza.
Coś krąży w moich żyłach, pobudza moje komórki. Świetnie, jestem podłączona do kroplówki i pewnie do kilku innych "źródeł życia". Słyszę pikanie, maszyna kontroluje moje funkcje życiowe.
Chcę się ruszyć. Więc dlaczego nie mogę?
Ponawiam próbę. Czuję kości, skupiam się teraz na poszczególnych mięśniach, by zmusić je do ruchu. Moje działanie przypomina odwrotny proces do osiągania stanu OOBE.
Szarość.
Otula mnie niczym ciepła kołdra, opada lekko na moje ciało. Dopiero teraz w pełni zdaję sobie sprawę ze swojego stanu. Żyję, ale wciąż pozostaję nieprzytomna, więc nikt w świecie nie jest pewien mojego istnienia.
Kolejny raz próbuję poruszyć palcem dłoni. Przy prawej się to nie udaje, tkwi w jakimś uścisku. Za to mały palec lewej dłoni odrywa się od podłoża, na którym do tej pory spoczywał. Ten mały sukces mobilizuje mnie do kolejnego wysiłku. Staram się go zgiąć, co także mi się udaje. Pora na całą dłoń.
Gdy ją także udaje mi się podnieść, decyduję się na kolejny krok.
Moje powieki nie są już tak ciężkie jak przedtem. Delikatnie je unoszę, jasne światło dociera do siatkówki oczu, drażni je i na chwilę paraliżuje nerwy. Mrugam gwałtownie, po chwili przyzwyczajam się do obecności jarzeniówki nad moją głową.
Prawą dłoń ujętą mam między dłońmi siedzącego na krześle obok łóżka mężczyzny. Ma blond włosy, pochyloną głowę, flanelową koszulę i dżinsy. Nigdy się nie zmieni.
Najwidoczniej wyczuł mój ruch, podnosi wzrok, patrzy na mnie swoimi brązowymi oczami, a ja czuję zalewającą mnie falę miłości.
Uśmiecham się na tyle, na ile pozwalają mi na to mięśnie twarzy.
- Dzień dobry, wujku.
****
Straszny zgiełk na ulicy, dźwięk klaksonów, stukot obcasów o chodnik wywołują u mnie coraz większy ból głowy. Odkładam na bok długopis, zamykam oczy i głęboko oddycham. Mam ochotę stąd uciec, zaszyć się w jakimś ciemnym miejscu, gdzie mógłbym w spokoju cierpieć.
Rose jest w ciąży. Między nami nigdy nie doszło do czegoś więcej, najbardziej intymną sytuacją było nocowanie w jej pokoju, gdy wtulona słodko spała przy moim boku. Poza tym, jeśli wierzyć doktorowi Wholmanowi, to czwarty tydzień. Więc odpowiedź jest tylko jedna.
Ojcem dziecka jest Ian O'Laughlin.
Mam ochotę krzyczeć, niszczyć wszystko wokół mnie, zachowywać się jak rozwydrzony bachor, byle tylko dać ujście wszystkim emocjom, które mną teraz targają.
Ale chcieć nie zawsze oznacza móc.
Opieram się o biurko Adama i w milczeniu przyglądam się tablicy. Sprawa Rose została powierzona zespołowi detektywa Ambrasco, mój zespół może być jedynie konsultantem i to tylko w momencie, gdy Samuel Ambrasco sam o to poprosi. Nie chcąc siedzieć bezczynnie, poprosiłem o przydzielenie nam sprawy morderstwa młodej studentki medycyny NYU.
I co teraz robię? Myślę o Rose.
Idiota.
Rutyna. Przez kilka lat to ona była panią mojego życia. Przez wiele dni moja codzienność mogła przypominać idealny plan, harmonogram. Wstawałem, jadłem, brałem kąpiel o tej samej porze. Byłem skrupulatny co do ubioru, który ograniczał się do dwóch kolorów: czarnego i białego. Przychodziłem do pracy zawsze o tej samej porze, o ustalonej godzinie piłem kawę, zawsze tą samą, aż do momentu pojawienia się ekspresu i automatu. Wszystko w moim życiu było dokładnie zaplanowane.
Aż do chwili pojawienia się w nim Rose.
Wtedy moje życie się zmieniło.
Przy pierwszym spotkaniu była onieśmieloną nastolatką, która właśnie zdała maturę i szykowała się na studia psychologiczne. Już wtedy była śliczna i pełna dobroci, ale nie było w niej czegoś, co mogłoby przykuć moją uwagę. Poza tym martwiłem się wówczas o Mię, której nie chciano nigdzie zbytnio przyjąć, by mogła się dalej kształcić.
Lecz przy drugim spotkaniu dostrzegłem ją, zanim wylała na mnie tę nieszczęsną kawę. Szła skąpana w promieniach popołudniowego słońca, gestykulowała, zatopiona w rozmowie z Pablem, którego niesłusznie wziąłem za jej chłopaka, nie byli już parą od kilkunastu miesięcy. Lekki wiatr rozwiewał jej brązowe włosy, czarna torba obijała się o prawe biodro, a rumieńce czyniły jej twarz słodką. Nie baczyłem na mojego rozmówcę, z którym prowadziłem telefoniczną konwersację, mogłem jedynie patrzę na szarooką dwudziestolatkę i marzyć o tym, by poznać ją bliżej. Nie spodziewałem się, że stanie się ona dla mnie najważniejszą osobą w życiu.
Nie umiem stwierdzić, kiedy dokładnie zakochałem się w Rose. Już po kilku tygodniach byłem pod jej urokiem, w dniu jej dwudziestych pierwszych urodzin mogłem powiedzieć, że to już chyba miłość. Może to się stało w chłodni, gdy po raz pierwszy chciałem ją pocałować? Nie wiem, może. Teraz wiem, że ją kocham i zrobię wszystko, by wróciła do świata, który ją potrzebuje.
Skupiam wzrok na zdjęciu ojca ofiary. Coś mi w nim nie pasuje, wzbudza moje podejrzenia. Sięgam po telefon, chcąc zadzwonić do Rose, by spytać ją o pewne zagadnienie genetyczne, ale uprzytamniam sobie, że szatynka leży na szpitalnym łóżku podłączona do pikających maszyn. Wybieram więc numer Susan, po chwili mam podejrzanego numer jeden.
Chcę udać się do bufetu, by zagonić kolegów do pracy, gdy odzywa się moja komórka. Zerkam na wyświetlacz.
James McLeen.
Moje serce zaczyna galopować.
Odbieram.
- Henderson, słucham.
- Cześć, Logan, tu James. - Nie słyszę w jego głosie bólu, a ulgę i cień radości. - Rose się przebudziła. - Dzięki Bogu. Chyba znowu się pomodlę. - Czekają ją jeszcze badania, ale lekarze mówią, że najgorsze już minęło, nic nie zagraża ani jej, ani dziecku. - Wyczuwam, że wciąż jest w szoku po usłyszeniu tej wiadomości. - Najwcześniej od jutrzejszego popołudnia będzie mogła przyjmować gości. Proszę, przekaż wszystkim radosną wieść.
- Zrobię to. A jak ty się czujesz? - pytam. James chyba nie opuścił łóżka szatynki, od kiedy tylko pozwolono mu ją zobaczyć.
- Lepiej, już lepiej. Dzisiaj wracam do domu na noc, Rose dała mi do zrozumienia, że odrobinę dziwnie pachnę. - Śmieje się. - Jest pod stałą obserwacją pielęgniarek, w razie, gdyby coś się działo, szpital ma mój numer. Ale teraz wszystko musi iść w dobrym kierunku, prawda?
- Tak, prawda. - O ile wieść o ciąży ukochanej kobiety, gdzie ojcem jest ktoś inny, jest dobra.
- No nic, ja już kończę, za chwilę ma przyjść doktor Wholman. Do zobaczenia niedługo, Logan.
- Do zobaczenia. I dzięki za informację, przekażę ją reszcie.
Kieruję się do bufetu, gdzie Chigi zajadają ciastka upieczone przez żoną Adama (Grace ma niezaprzeczalny talent do wypieków), przekazuję im nowiny, a także swoje przypuszczenia, co do mordercy w naszej sprawie. Mężczyźni dopijają kawę i ruszają po ojca denatki, a ja składam wizytę kapitanowi.
Rose żyje, naprawdę żyje.
Więc dlaczego wciąż czuję niepokój?
****
Wpatruję się twardo w doktora, on także nie spuszcza ze mnie wzroku, zdezorientowany James patrzy to po mnie, to po Wholmanie. Nie zamierzam ustąpić, chcę, by wszyscy poznali prawdę co do mojego faktycznego stanu fizycznego.
- Rozumiem, że już późno, ale proszę o powtórzenie badania. Albo o sprowadzenie tutaj wykwalifikowanego ginekologa.
- To zbędne, panno Bennett, dwukrotnie to sprawdziłem.
- Najwidoczniej błędnie - odpowiadam. - Nie wątpię w pańskie referencje, ale muszę zauważyć, że jest pan człowiekiem, błędy się zdarzają.
- Ale nie w tym przypadku.
Nie wytrzymuję, podnoszę głos.
- Nie jestem w żadnej ciąży! To jakiś absurd!
- Rose, spokojnie. - James chwyta mnie za dłoń. - Nie możesz się tak unosić.
A właśnie, że mogę. Będę się unosiła, ile tylko będę chciała, nie pozwolę sobie na wmówienie mi nieprawdy.
Co, jeśli Logan dowiedział się o moim podobno brzemiennym stanie? Przecież jest we mnie zakochany, to musiało być dla niego jak wbicie noża prosto w serce.
Wciąż patrzę na lekarza, gotowa rozpocząć rozmowę na bardzo intymne tematy, ale muszę wyprosić Jamesa, nie dałabym rady mówić o tym w jego obecności.
- Wujku - zwracam się do blondyna - mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? Proszę.
Brązowooki patrzy na mnie przez chwilę, wypuszcza moją dłoń.
- Będę za drzwiami. - Całuje mnie w czoło i wychodzi z sali.
Wholman zasiada na krześle po mojej lewej stronie, czuję się odrobinę osaczona, ale mówię sobie, że przecież nic mi tu nie grozi.
- Rose - odzywa się. - Rozumiem, że to może być dla pani szokiem, ale USG wykazało, że w pani macicy rozwija się płód. Za kilka miesięcy zostanie pani matką.
- To niemożliwe. - Chce mi przerwać, ale podnoszę dłoń. - Musi mnie pan wysłuchać. Nie jestem w ciąży. By doszło do reprodukcji materiału genetycznego, potrzebny jest akt seksualny dwóch osobników odmiennej płci tego samego gatunku. Nie będę wspominała, że wciąż miesiączkuję, bo to się zdarza w pierwszym trymestrze. Chcę powiedzieć, że rzeczą niemożliwą jest w moim przypadku ciąża, gdy wciąż jestem dziewicą. A nie wydaje mi się, żeby właśnie w kierunku Nowego Jorku zbliżało się trzech mędrców ze Wschodu lub jakaś dziwna gwiazda.
Jest zaskoczony tym, czego się dowiedział. Zerka do mojej karty, gdzie pewnie widnieje uwaga: "Kobieta w ciąży".
- Jest pani pewna?
Nie, puszczam się na prawo i lewo, ale kłamię, że jestem dziewicą, bo inaczej wyląduję na ulicy. Człowieku odrobina wiary i zaufania z pewnością ci się przyda w twoim zawodzie.
- Nie pamiętam, bym kiedykolwiek została zgwałcona, moja pani doktor ginekologii też nic mi o tym nie wspominała, więc tak, jestem pewna, że jestem dziewicą. Jak widzę, pan nie do końca mi wierzy, więc proszę o dodatkowe badania ginekologiczne.
Mężczyzna drapie się po głowie, po czym wzdycha.
- Zaraz sprawdzę, czy na oddziale ginekologicznym jest ktoś, kto mógłby panią zbadać.
Opuszcza salę, Jamesa pojawia się w niej ponownie, jest zaniepokojony.
- Czy coś się stało, Rose? - Przygląda mi się z troską.
- Tak. Wytłumaczyłam doktorkowi, że nie jestem w ciąży. Teraz chce to skonsultować z ginekologiem, ale on tylko potwierdzi moją wersję. - Ściskam dłoń blondyna. - Nie spodziewam się dziecka, wujku. Jeszcze nie spotkałam kogoś, z kim chciałabym je mieć.
****
Jestem zdenerwowany. Nie widziałem Rose od jej postrzału, nie wiem, jak zareaguje. Skóra na brodzie szczypie, przez nieuwagę zaciąłem się podczas golenia, co nie zdarzyło mi się od dawna. Nie cierpię plastrów, więc mam teraz na twarzy małą, nieestetyczną ranę. Świetnie. Mam jej się tak pokazać? Co ona sobie pomyśli?
Przeczesuję dłonią ciemne włosy, biorę głęboki wdech i delikatnie pukam w białe drzwi.
- Proszę.
Głos jest przyciszony i odrobinę zachrypnięty, ale to bez wątpienia głos szatynki. Powoli naciskam na klamkę, pcham drzwi i wchodzę do jednoosobowej, szpitalnej sali. Łóżko ustawione jest na środku pokoju, ze zagłówkiem znajduje się okno, kąty pokoju są ciemniejsze, tam światło pada w znacznie mniejszym stopniu.
Leży na łóżku, głowę opiera o poduszki, patrzy mi właśnie prosto w oczy, dostrzegam na jej twarzy lekkie zażenowanie. Włosy ma związane w luźny warkocz, jak podczas majowego pobytu w szpitalu. Któremu także jestem winien. Szlag.
Powoli siadam na krześle po prawej stronie dziewczyny, po czym uświadamiam sobie, że się nie przywitałem i wciąż trzymam w ręce herbacianą różę. Szybko wracam do poprzedniej pozycji, zawstydzony swoim nietaktownym zachowaniem.
- Dzień dobry, Rose. - Mój głos zdradza zdenerwowanie. - Proszę, to dla ciebie.
Bierze ode mnie cięty kwiat i jak zawsze wącha jego kwiatki.
- Dzień dobry. - Uśmiecha się do mnie, wciąż mając nos wciśnięty w środek róży. - Dziękuję, jest piękna. Czy mógłby pa.. mógłbyś ją tam wstawić? - Wskazuje ręką wazon na szafce.
- Oczywiście.
Wkładam różę do wody, zastanawiając się nad tym, dlaczego Rose chciała się do mnie zwrócić per "pan". Z czystym sumieniem zasiadam teraz na krześle, dostrzegając lekkie rumieńce na twarzy partnerki.
- Jak się czujesz? - pytam z troską. Wciąż nie czuję się zbyt pewnie, ale przypominają mi się początki mojej znajomości z Rose, gdy też męczył mnie lekki dyskomfort, który szarooka szybko wysłała w diabły.
- Jak na osobę, która była bliska śmierci, czuję się całkiem dobrze. - Nadal się uśmiecha. - Ale czuję się też spokojniejsza, bo lekarz przestał mnie męczyć o ciążę.
No tak, ulga z powodu jej powrotu do świata żywych wciąż musi rywalizować z irracjonalną złością na wieść o dziecku Rose.
- To pewnie dla ciebie wielka zmiana - zauważam. - Pojawienie się dziecka odrobinę przecież rozwala ustalony do tej pory porządek życia.
Prostuje się na łóżku i przygląda mi się badawczo.
- O czym ty mówisz? Nie wiem, czy rozmawiałeś dzisiaj z Jamesem, ale miał ci to przekazać. Logan, ja nie jestem w ciąży. Ktoś wyświetlił na ultrasonografie stary, zapisany na nim obraz. Nie jestem brzemienna.
Fala szczęścia, która właśnie mnie ogarnia, każe mi zrobić tylko jedno. Wstaję, by po chwili pochylić się nad zaskoczoną Rose z zamiarem złożenia na jej ustach słodkiego pocałunku.
Niespodziewanie szarooka odpycha mnie.
- Co ty robisz? - pyta, a czerwień oblewa jej policzki, jest jeszcze bardziej zażenowana, unika mojego wzroku.
- Chciałem cię pocałować - tłumaczę się. - Do tej pory mogłem jedynie się o ciebie bać i modlić, teraz wiem, że możemy, musimy być razem. - Sięgam po jej dłoń i ją ściskam. - Jesteśmy sobie przeznaczeni.
- Nie! - Wyrywa dłoń z uścisku. - Nie możemy. - Patrzy na mnie, a w jej pięknych oczach lśnią łzy. - Nie pamiętam cię, Logan. - Pierwsza kropla słonej wody spływa po policzku. - Nie pamiętam cię.
Moje posklejane taśmą klejącą serce zamienia się w porcelanę, zostaje zrzucone z wysokości kilku metrów i rozbija się na tysiące malutkich kawałków.
****
Kolejne dni, kolejni goście, kolejne znajome twarze. Witam ich i rozmawiam z przyklejonym na ustach uśmiechem, nocami płaczę. Tęsknota, którą czułam w ciemności, powróciła i targa moim sercem. Gwiazdy będące do tej pory moimi przyjaciółmi, teraz są mi odległe jak moje wspomnienia o Loganie. Doktor Wholman dowiedział się o mojej dziwnej amnezji, psycholog, który mnie badał, doszedł do tego samego wniosku, co ja - mój mózg zablokował dostęp do wspomnień z niebieskookim dlatego, że był on ostatnią osobą, którą widziałam przed spotkaniem ze śmiercią. Niestety, ani ja, ani doktor Melman, który ma zdecydowanie większe doświadczenie niż ja, nie jest w stanie wyjaśnić, kiedy pamięć może mi wrócić, ani co może mi w tym pomóc.
Poprosiłam Jamesa, by przyniósł mi do szpitala, wszystko, co kiedykolwiek otrzymałam od detektywa Hendersona. Od kilku godzin czytam więc "Rok 1984", a mój nadgarstek zdobi czarna bransoletka ze srebrnymi koralikami.
Nie wrócił do szpitala, od kiedy się dowiedział. Nikomu też nie powiedział o mojej amnezji. Mia, która najwidoczniej jest jego młodszą siostrą, opowiada mi, jak to niebieskooki wraca do domu z pracy i zamyka się w swoim pokoju, nie jada, przynajmniej nie w jej obecności, tylko ciągle słucha jednej piosenki i ogląda zdjęcia. Jestem na nich? Może i nie pamiętam Logana, ale jestem nim zaintrygowana i chciałabym go bliżej poznać.
Zamykam książkę i z ciężkim westchnieniem wpatruję się w sufit. James, który przychodzi do mnie codziennie, właśnie kończy konsumpcję kanapki z serem. Clara dba o niego nawet w szpitalu. Spogląda na mnie i przełyka ostatni kęs.
- Próbujesz go sobie przypomnieć, prawda?
Wujek zna mnie jak nikt, potrafi wyczuć mój nastrój.
- Tak. - Zamykam oczy. - Ale nie potrafię. Każde wspomnienie, które być może się z nim wiąże, jest zamazane, jakby za mgłą, brakuje mu szczegółów. - Ponownie wzdycham. - To strasznie frustrujące. Czuję, że był kimś ważnym w moim życiu, ale nie umiem go z niczym powiązać.
- Musi ci być ciężko - zauważa.
- Jest i to bardzo. Wujku, mogę mieć do ciebie prośbę?
- Oczywiście, Rose. O co chodzi?
- Mógłbyś mi o nim opowiedzieć? O Loganie?
- Jeśli to może pomóc, to czemu by nie? Mam zacząć od spotkania w szpitalu czy...
- Jakie spotkanie w szpitalu? - przerywam mężczyźnie.
James uśmiecha się, poprawia na krześle i rozpoczyna opowieść.
- Dwa tygodnie po twojej maturze zostałem postrzelony, to właśnie wtedy po raz pierwszy spotkałaś Logana, który pomagał mi w sprawie...
****
Kolejny raport w mojej karierze detektywa ląduje na biurku kapitana Jonesa. Kolejny karton z materiałami trafia do archiwum 16. posterunku. Brak kolejnego morderstwa sprawia, że mój zespół kończy pracę wcześniej. Adam i Diego wybierają się do Rose z odwiedzinami, chcą ją poinformować o zakończeniu śledztwa. Wracam do domu, zabieram ze sobą na dach dwie butelki piwa, zapalniczkę i małą paczuszkę.
Od dawna nikt nie wchodził na dach kamienicy, któremu z sąsiadów w starszym wieku by się chciało, więc nie muszę się martwić, że będę tu miał nieproszonych gości.
Jedynie zachody słońca sprawiały, że kochałem Nowy Jork. Mimo, że jestem mieszkańcem tego miasta od urodzenia, nie czułem z nim więzi. Codzienne korki hamujące ruch działały mi na nerwy, ciągle śpieszący się ludzie budzili dezaprobatę, różnorodność stylu życia nowojorczyków, podział na dzielnice biedy i bogaczy wywoływały u mnie dziwne poczucie winy. Tylko te chwile, gdy ciepłe promienie ustępowały miejsca coraz bardziej gęstniejącemu mrokowi, potrafiły mnie zachwycić.
Teraz róż i pomarańcz towarzyszą lazurowi na niebie. Miasto się wycisza, wszystko spowalnia, dopiero od tej chwili ludzie uśmiechają się niewymuszenie. Pobyt na dachu o tej porze przypomina mi mój pierwszy pocałunek z Rose sprzed ponad trzech miesięcy. Byłem pełen złości na nią, na cały świat, najbardziej jednak na siebie. Czułem się słaby, bezradny, jej obecność, słowa i dotyk powołały do życia pokłady siły, o których nie miałem pojęcia.
Otwieram jedno z piw i pociągam z butelki łyk napoju. Nie zwracam uwagi na jego smak, bardziej chcę poczuć procenty we krwi. Z pudełeczka wyjmuję jedną sztukę bibułki nafaszerowanej tytoniem, zapalam ją i wypuszczam z ust nikotynowy dym.
Nie byłem u Rose od tygodnia. Nie byłem u niej, od kiedy powiedziała mi, że mnie nie pamięta. Ostatni rok wspólnych przeżyć przepadł w jej umyśle, został zablokowany. Nie wie, że ją kocham. A ja chyba nie mam siły walczyć o nią ponownie.
Papieros stopniowo się kurczy, odrobina żaru spada na moją dłoń, strząsam go, po czym z kieszeni spodni wyciągam telefon. Wchodzę w galerię, klikam odpowiedni album i jak co dzień przeglądam moje zdjęcia z Rae. Zatrzymuję się przez chwilę na zdjęciu z wieczoru "Gwiezdnych Wojen". Na twarzy szatynki da się jeszcze dojrzeć ślady wcześniejszych łez, lecz ona sama uśmiecha się przyjaźnie, pewnie do naćpanego wówczas glukozą Gomeza.
Mam wielką ochotę usunąć w tej chwili wszystkie nasze wspólne zdjęcia. W tym momencie telefon zaczyna dzwonić.
Zerkam na wyświetlacz i wzdycham. Akurat tej osoby wolę nie ignorować, to mój najlepszy informator.
- Henderson, słucham.
- Dobry wieczór, Logan. - Głos Jamesa jest spokojny, restaurator znowu jest sobą po ostatnich wydarzeniach związanych z jego siostrzenicą. - Nie przeszkadzam?
- Nie - odpowiadam, gniotąc butem pet papierosa. - O co chodzi?
- Chciałbym cię zaprosić na jutro na kawę do "Darcy's".
- Dzięki za propozycję, ale nie. Ostatnimi czasy wystarczy mi tylko moje towarzystwo.
- Logan. Byłoby miło, gdybyś jutro do nas przyjechał.
- Nie widzę powodu - odzywam się oschle.
- A ja widzę. - James powoli traci cierpliwość. - Jutro o czternastej Rose wyjeżdża na rehabilitację. Do Middleton. Nie wróci do Nowego Jorku wcześniej niż po nowym roku. Więc jeśli chcesz jej coś powiedzieć, to masz ostatnią szansę.
Rozłącza się, a ja wściekły rzucam telefon z dachu do zaułka między kamienicą, a sąsiednim budynkiem. Urządzenie rozwala się na części.
A ja nie dbam już o nic. Bo nie posiadam nic, o co miałbym walczyć.
Ufffff!!! Tak myślałam, że Rose nie robi takich rzeczy. Bo jej zachowanie nawet nie wskazuje, żeby było inaczej. Dobrze, że nie jest w ciąży z Ianem. ;D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Rose nie pamięta Logana, bo on przez to cierpi, a nie powinien, bo i tak długo czekał na to żeby być z Rose. No i w sumie to mam nadzieję, że pomimo wszystko, nawet to, że choć Rose nie jest w ciąży to go nie pamięta, nie podda się. Bo nie powinien, choć zabolało bardzo.
A Rose tak dla odmiany mogłaby też zacząć się starać i walczyć o Logana, bo cosik ją tam do niego ciągnie. Mogłaby w ten sposób pokazać, że ma jakieś uczucia, bo za często ich nie okazuje i jest raczej zdystansowana…
A w sumie to ciekawa jestem co jeszcze dla nich przygotowałaś… :)
Sama się boję tego, co dla nich planuję :)
UsuńRose będzie starała się sobie Pana Czyste - Niebo przypomnieć, bo jak sama zauważyłaś, strasznie ją do niego ciągnie. Ale ich miłość czeka jeszcze wiele zawirowań.
Dziękuję za komentarz :*
Przeczytałam 'gwiazd naszych wina', wchodzę na bloggera atu taka niespodzianka! Świetny rozdział! Wiedziałam, że Rosie jest dziewicą! Kto by pomyślał, że Logan pali? Nie spodziewałam się tego po nim.. Rozczarowałam się Logan, rozczarowałam się...
OdpowiedzUsuńCleo, życzę Ci dużo weny ;*
/ Kamyla (wciąż myśląca o Hazel i Gus'ie ;3 )
Widziałam "GWN", a teraz widzę książkę w Biedronce, może ją kupię ;)
UsuńTak właściwie, to Loguś nie pali, ale potrzebował czegoś, co zagłuszy jego cierpienie. Przecież Rose też miała przygodę (jednorazową) z papierosem od Pabla.
Cieszę się, że rozdział się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Tak! Rose nie jest w ciąży z Ianem :) bardzo dobrze! Tylko szkoda mi Logana :( biedny jest załamany, że Rose go nie pamięta :'( mam nadzieję, że przyjedzie do Darcy's i pożegna się na chwilę z nią no i że będzie o nią walczył. Przecież może jej pomóc żeby go sobie przypomniała :) czekam na next :*
OdpowiedzUsuńCo zrobi Logan, czy pożegna się z Rose, pozostanie tajemnicą aż do następnego rozdziału ;)
UsuńOczywiście, że Rose nie jest w ciąży, gdyby uprawiała seks z którymś z mężczyzn, pewnie coś bym o tym napomknęła.
Cieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Cleo, przez Ciebie ciągle nucę "Halleluja", co denerwuje Piotrka xD
OdpowiedzUsuńDziękuję ; 3
Taaaaak!!! Rose nie jest w ciąży!
Dlaczego ona go nie pamięta? Cleo, jak możesz?
Przecież "Hallelujah" to idealna piosenka do śpiewania w każdej sytuacji ;)
UsuńA Piotrek to mógłby się w końcu odezwać :P
Tak, Rose nie jest w ciąży :) A amnezja jest wytłumaczona - Logan jest ostatnią osobą, którą Rae widziała przed 'odlotem'. Więc jej mózg zablokował wszystkie wspomnienia, oprócz tego, kiedy to niebieskooki wyznaje jej miłość.
Cieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Ładnie piszesz. :) Nawet jeśli niektóre zwroty akcji nie są w moim stylu (w sensie, że ani w filmach, ani w książkach nie emocjonuję się tego rodzaju zagadkami/dramatami ciążowymi), doceniam umiejętność przelewania myśli na klawiaturę. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzelewanie myśli na klawiaturę chroni mnie przed schizofrenią ;)
Hell yea, przybywam!
OdpowiedzUsuńNie ma za co <3 cieszę się, że prezent się podobał! I nawet nie wiesz jak bardzo! Łiii! Teraz mam nadzieję, że twój list dotrze przed moim wyjazdem :o.
Pociągniesz do setki?! TAAAAAAK! Chciałabym to zobaczyć! Nawet ja nie mam takich pomysłów, żeby pociągnąć coś do setki XDD! Więc gratki!
Witaj, Rose w świecie żywych! Długo cię tu nie było! Nawet nie wiesz ile się zmieniło >D
Szkoda mi Logana. Kurdę. Nie dziwię się, że go nosi na prawo i lewo ;c ale Logan, kochanie, przecież Rose nie jest w ciąży! Nie może być!
Te wspomnienia Logana o 18-nastoletniej Rose, która zdała maturę. To było takie słodkie, że omal się nie rozpłakałam!
No i dobrze. Dobrze! DOBRZE! DOBRZE! Ouuu tak! Kurdę, nie, dziwnie to już trochę brzmi. Rose nie jest w ciąży! Ale nie spodziewałam się, że jest dziewicą :o (Naff wszędzie widzi nie-dziewice XD).
Nie pamięta go? What? znaczy... pisałaś to juz w którymś rozdziale (poprzedni?), ale... i tak mnie załamałaś. Tak mieszasz w ich życiu, że zaczyna mi się robić ich szkoda. A szczególnie Logana :c będę płakać.
Tak, wujciu, opowiedz jej o Loganie! Może jej coś zaświta :c
Nie dziwię się, że Logan nie ma siły o nią walczyć. Serio :c ile można. Za każdym razem coś przeszkadza im w miłości. Wiem, kto im przeszkadza. Ty, Cleo :o. Ach, ty taka zła!
Po tym rozdziale jest mi i smutno i... jestem zła. W pełni rozumiem Logana, ale mam nadzieję, że ostatecznie się nie podda! I że Rose wrócą wspomnienia :c.
Napisałabym dłuższy komentarz, ale mama się na mnie drze, że mam iść obierać winogron do wina. A ja ciągle powtarzam: nie, nie! Ja muszę jeszcze doczytać! No, mamo, przestań! - no. I się na mnie fochnęła! Więc uciekam! I czekam na następny rozdział. Mam nadzieję, że Logan pójdzie na to spotkanie.
Mała uwaga: Rose miała 16 lat, gdy zdała maturę. Wiedziałabyś, gdybyś przeczytała od początku :P
UsuńNie wiem, czy pociągnę do setki, ale osiemdziesiątka byłaby dobra ;)
Kolejny raz piszesz mi, że jestem zła. No cóż. Taka moja natura :D Ale po którymś rozdziale (bodajże 72?) chciałabym) powinno być między nimi już wszystko dobrze :D
Robisz wino?! o.O To ja chcę jedną butelkę! Z przesyłką do Katowic!
Rose wrócą wspomnienia, ale będzie to powolny proces. Ale wrócą ;)
Dziękuję za komentarz :**
W końcu przeczytałam. Wybacz, że tyle to trwało, ale nie miałam chwilki, żeby na spokojnie zapoznać się z rozdziałem :(
OdpowiedzUsuńChryste!
Nawet nie wiesz, jak żal mi Logana. Chociaż muszę przyznać, że niszczenie życia najlepszych bohaterów jest bardzo miłe dla pisarza :)
Rozdział bardzo dobry.
Rose nie dała się wrobić, za to ją kocham! Tylko co ty teraz z nią zrobisz? Przypomni sobie o Loganie? No przecież JAK mogła w ogóle zapomnieć? Laski mają orgazm na jego widok, on kocha ją, a ona tak po prostu zapomniała. Okrutne :( Czyli typowa Cleo, którą kocham i wielbię :D
Czekam na nn :) No, co ty tam wymyślisz?
Całe szczęście, że Rosie nie jest w ciąży! Bo lepiej, żeby nie była niż, jakby ojcem miał być Ian.. Ta "para" nie może już mieć ze sobą nic wspólnego.. Dlatego brakowałoby tego, gdyby zostali rodzicami i musieli się ze sobą porozumiewać.
OdpowiedzUsuńI po prostu mam Cię ochotę zabić za to, że Rose nie pamięta Logana :'( Jak to? Nie pamięta Pana-Czyste-Niebo? :(
No wreszcie przywróciłaś mi wiarę w rozum tej dziewczyny! Obawiałam się, że już nigdy nie dojdzie do wniosku, że należałoby dać szansę Loganowi. Co prawda ich związek jest na razie w fazie początkującej i coś czuję, że jeszcze wiele się między nimi wydarzy, ale to i tak ogromny krok do przodu w porównaniu z przeszłością.
OdpowiedzUsuńCzułam, że na tym pogrzebie coś się wydarzy! W ogóle odkąd dowiedziałam się kto czyha na Rose, czułam, że nie zakończysz tego wątku bez spektakularnej akcji. No i mamy - postrzał Rose! Gdy już zaczęło być między nimi dobrze, Ty oczywiście musiałaś znowu ich rozdzielić ;D Nie dasz mi się nimi nacieszyć, no!
W ciąży? Żartujesz sobie ze mnie... Serio!? Ja nie wiem, co w takiej sytuacji zrobiłabym na miejscu Logana. Nosi w sobie dziecko innego faceta. Ma się teraz cieszyć? Wychowywać małego Ianka razem z nią? Nie no powiedz, że żartujesz. Ale kochasz komplikować im życie, ja pierdziele! Ciągle mam nadzieję, że to jakaś pomyłka, więc lecę dalej z nadzieją na inne rozwiązanie.
No ja Cię normalnie ubóstwiam! :D I mówię to bez żadnej ironii. Skoro Rose jest dziewicą to ja cofam wszystkie żale jakie kiedykolwiek do niej miałam. Serio? Choć nie pisałaś o żadnych zbliżeniach między nią i Ianem to sądziłam, że jest to sprawa oczywista. A tu taka niespodzianka! Więc Logan jednak może być spokojny i co najważniejsze. Będzie pierwszy! Bo będzie prawda? Ale wobec tego dlaczego w badaniach wyszła ciąża?
A więc jednak! Miałam nadzieję, że mimo wszystko Rose o obudzeniu będzie pamiętała Logana. Przecież on był najważniejszy! A jej umysł po prostu go wykluczył. I to jeszcze teraz, gdy wreszcie dała mu szansę. Ale ja wiem, że to nie będzie trwało wieczność, w końcu nie możesz w nieskończoność przeciągać nieuniknionego. Chociaż znając Ciebie i Twoją zdolność do niszczenia im życia to sama już nie wiem! :D
Ściskam mocno! ;*
Ale mnie wciągnęłaś;D