Zapowiedź urodzinowego rozdziału dla Naff. Dostałam takiej weny na zajęciach, że cztery notki na telefonie trafiają na bloga już teraz. Rozdział 10 października ;)
Zaskakuję czy nie? Oceńcie sami!
________________________________________
Kobieta jest najwyżej rok, może dwa lata młodsza ode mnie. Proste blond włosy związane ma w wysoki kucyk, policzki pociągnięte różem, a na powiekach ciemny cień nadający głębi jej szarym oczom. Jest ładna, ale łapię się na tym, że szukam w niej podobieństwa do Rose.
- Przedstawiam detektyw Karen Palmer. Jest członkiem zespołu detektywa Ambrasco. Chciała z wami porozmawiać na temat Stokera i postrzału koleżanki Bennett. Zapraszam do mojego gabinetu.
Siedzimy u kapitana, Chigi na kanapie, Palmer przed biurkiem, a ja opieram się o szafkę koło Bena.
Kobieta przedstawia nam wszystko, co odkryto w sprawie tego popaprańca. Właściwie nie odkryto niczego takiego, czego bym nie wiedział. Ale nie powiem kapitanowi, że prowadzę własne śledztwo w tej sprawie. Zawiesiłby mnie za to. O ile dyscyplinarnie nie zwolnił.
- Czy Stoker wyjeżdżał ostatnio z miasta? - pyta. Wciąż niepokoję się o naszą konsultantkę, jej niedoszły zabójca mógł postanowić dorwać ją w Wisconsin.
- Z naszych danych wynika, że od kilku tygodni nie opuścił Nowego Jorku, a od dwóch nie przekroczył granic Queens.
- Co nie znaczy, że niczego nie planuje.
- Co ma pan na myśli? - Karen przechyla głowę i patrzy na mnie uważnie.
- Może śledzić pocztę mejlową Rose, a także jej rozmowy telefoniczne. Czy pani koledzy i pani mają pewność, że Stoker nie założył jej podsłuchu?
- Absolutną. Za zgodą pana McLeena zbadaliśmy telefon panny Bennett, nie znaleźliśmy żadnych pluskiew.
- To dobrze.
Mierzy mnie wzrokiem, próbuje przejrzeć mnie na wylot, ale jej się to nie udaje. Nie jest Rose, która wielokrotnie hipnotyzowała mnie swoimi pięknymi tęczówkami.
- Nie chcę być wścibska czy coś, ale dlaczego tak się pan martwi o pannę Bennett? Przecież to tylko konsultantka.
Chigi patrzą po sobie przerażeni, pewnie myślą, że zechcę obrazić panią detektyw. Nic z tych rzeczy.
- Rose - akcentuję wyraźnie jej imię - to najlepsza konsultantka, jaką mógł mieć ten posterunek, pozostałe zazdroszczą nam takiej osoby w swoich szeregach. A odpowiadając dobitniej na pani pytanie, to mężczyzna chyba powinien martwić się o swoją dziewczynę, prawda?
Zdaję sobie sprawę, że Rose nie pamiętając mnie, nie pamięta o naszym okresie próbnym, ale musiałem to powiedzieć. Przecież ją kocham, moja miłość nie zniknęła wraz z jej wyjazdem.
Ben i moi koledzy próbują ukryć uśmiechy zadowolenia, wychodzi im to z marnym skutkiem.
Karen odchrząkuje, jest wyraźnie zażenowana. Jako, że Rose nie pełni tej samej funkcji na posterunku, co ja, nasz związek nie jest sprzeczny z regulaminem.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. - Uśmiecham się do niej. Nie grozi mi już to, że będzie ze mną flirtować. Dzięki Ci, Boże, że postawiłeś Rose na mojej drodze.
Detektyw Palmer chce teraz rozmawiać tylko z kapitanem, mój zespół opuszcza więc jego gabinet. Diego uśmiecha się szeroko i tak głupkowato, jak tylko on umie. Siedzę za swoim biurkiem i czekam na jakiś głupi komentarz.
- Mogę już umierać - obwieszcza. - Widziałem wasz pocałunek - dobrze wiem, ze wszyscy go widzieli przez okno restauracji, wścibscy przyjaciele - a dzisiaj na własne uszy słyszałem, jak nazywasz Rose swoją dziewczyną. Ziemio, możesz się rozstąpić!
Patrzę na Meksykanina z uniesioną brwią.
- Nie wydaje mi się, by Lucyfer ucieszył się z twojego towarzystwa pod ziemią, przecież ty mu zdemolujesz jego królestwo.
Gomez patrzy na mnie z głupią miną, a jego myśli właśnie lądują na Marsie.
- Co?
Śmiejemy się z niego z Adamem, po czym blondyn przenosi wzrok na otwartą stronę Facebook'a i jego uśmiech gaśnie.
- Nie chcę cię martwić, Logan, ale według fejsa Rose się w kimś zakochała. I to z wzajemnością.
Zaskakuję czy nie? Oceńcie sami!
________________________________________
Kobieta jest najwyżej rok, może dwa lata młodsza ode mnie. Proste blond włosy związane ma w wysoki kucyk, policzki pociągnięte różem, a na powiekach ciemny cień nadający głębi jej szarym oczom. Jest ładna, ale łapię się na tym, że szukam w niej podobieństwa do Rose.
- Przedstawiam detektyw Karen Palmer. Jest członkiem zespołu detektywa Ambrasco. Chciała z wami porozmawiać na temat Stokera i postrzału koleżanki Bennett. Zapraszam do mojego gabinetu.
Siedzimy u kapitana, Chigi na kanapie, Palmer przed biurkiem, a ja opieram się o szafkę koło Bena.
Kobieta przedstawia nam wszystko, co odkryto w sprawie tego popaprańca. Właściwie nie odkryto niczego takiego, czego bym nie wiedział. Ale nie powiem kapitanowi, że prowadzę własne śledztwo w tej sprawie. Zawiesiłby mnie za to. O ile dyscyplinarnie nie zwolnił.
- Czy Stoker wyjeżdżał ostatnio z miasta? - pyta. Wciąż niepokoję się o naszą konsultantkę, jej niedoszły zabójca mógł postanowić dorwać ją w Wisconsin.
- Z naszych danych wynika, że od kilku tygodni nie opuścił Nowego Jorku, a od dwóch nie przekroczył granic Queens.
- Co nie znaczy, że niczego nie planuje.
- Co ma pan na myśli? - Karen przechyla głowę i patrzy na mnie uważnie.
- Może śledzić pocztę mejlową Rose, a także jej rozmowy telefoniczne. Czy pani koledzy i pani mają pewność, że Stoker nie założył jej podsłuchu?
- Absolutną. Za zgodą pana McLeena zbadaliśmy telefon panny Bennett, nie znaleźliśmy żadnych pluskiew.
- To dobrze.
Mierzy mnie wzrokiem, próbuje przejrzeć mnie na wylot, ale jej się to nie udaje. Nie jest Rose, która wielokrotnie hipnotyzowała mnie swoimi pięknymi tęczówkami.
- Nie chcę być wścibska czy coś, ale dlaczego tak się pan martwi o pannę Bennett? Przecież to tylko konsultantka.
Chigi patrzą po sobie przerażeni, pewnie myślą, że zechcę obrazić panią detektyw. Nic z tych rzeczy.
- Rose - akcentuję wyraźnie jej imię - to najlepsza konsultantka, jaką mógł mieć ten posterunek, pozostałe zazdroszczą nam takiej osoby w swoich szeregach. A odpowiadając dobitniej na pani pytanie, to mężczyzna chyba powinien martwić się o swoją dziewczynę, prawda?
Zdaję sobie sprawę, że Rose nie pamiętając mnie, nie pamięta o naszym okresie próbnym, ale musiałem to powiedzieć. Przecież ją kocham, moja miłość nie zniknęła wraz z jej wyjazdem.
Ben i moi koledzy próbują ukryć uśmiechy zadowolenia, wychodzi im to z marnym skutkiem.
Karen odchrząkuje, jest wyraźnie zażenowana. Jako, że Rose nie pełni tej samej funkcji na posterunku, co ja, nasz związek nie jest sprzeczny z regulaminem.
- Przepraszam.
- Nie ma za co. - Uśmiecham się do niej. Nie grozi mi już to, że będzie ze mną flirtować. Dzięki Ci, Boże, że postawiłeś Rose na mojej drodze.
Detektyw Palmer chce teraz rozmawiać tylko z kapitanem, mój zespół opuszcza więc jego gabinet. Diego uśmiecha się szeroko i tak głupkowato, jak tylko on umie. Siedzę za swoim biurkiem i czekam na jakiś głupi komentarz.
- Mogę już umierać - obwieszcza. - Widziałem wasz pocałunek - dobrze wiem, ze wszyscy go widzieli przez okno restauracji, wścibscy przyjaciele - a dzisiaj na własne uszy słyszałem, jak nazywasz Rose swoją dziewczyną. Ziemio, możesz się rozstąpić!
Patrzę na Meksykanina z uniesioną brwią.
- Nie wydaje mi się, by Lucyfer ucieszył się z twojego towarzystwa pod ziemią, przecież ty mu zdemolujesz jego królestwo.
Gomez patrzy na mnie z głupią miną, a jego myśli właśnie lądują na Marsie.
- Co?
Śmiejemy się z niego z Adamem, po czym blondyn przenosi wzrok na otwartą stronę Facebook'a i jego uśmiech gaśnie.
- Nie chcę cię martwić, Logan, ale według fejsa Rose się w kimś zakochała. I to z wzajemnością.
Co????? Jak to Rose się zakochała?! No chyba na pewno tą osobą jest Logan, co nie?! Ale mnie zaciekawiłaś tą zapowiedzią! Teraz nie będę mogła spać, tylko będę czekać na 10.10 na cały rozdział ;)
OdpowiedzUsuń"A odpowiadając dobitniej na pani pytanie, to mężczyzna chyba powinien martwić się o swoją dziewczynę, prawda?" - to było kochaaaaaneeee <33
OdpowiedzUsuń"Ziemio, możesz się rozstąpić!" - ahahaha XD
What the fuck? Jak to się w kimś zakochała? Ja jebię. Pewnie kuamczysz :c bo ty lubisz wkręcać ludziom.