piątek, 10 października 2014

48 Two lifes, new love

   Zaznaczam, iż Stanowy Ośrodek Rehabilitacyjny dla Dzieci i Dorosłych w Middleton to czysta FIKCJA LITERACKA! Nie posiadam informacji, jakoby taki ośrodek w tym mieście istniał, więc proszę nikomu nie wmawiać, że taki ośrodek tam jest.
   Część perspektywy Logana została zapisana w ciągu kilku godzin na uczelni, kiedy to miałam tyle przerw między kolejnymi zajęciami, że tylko stałam/siedziałam z telefonem i pisałam sceny.
   W rozdziale epizodycznie pojawiają się Żydzio, Abigail Ivy i Króliczek. ^^
   Słodkości, słodkości i nagły ich koniec. Jednak boję się, że dotarłam do ślepego zaułka. Okaże się przy pisaniu kolejnego rozdziału. 
   Zapraszam do poczytania o Cleo - 15 faktów o mnie
   Uwaga! Z powodu dość wzmożonej pracy na studiach informuję, że od LISTOPADA rozdziały będą pojawiały się z częstotliwością JEDEN NA MIESIĄC! Proszę o zrozumienie i cierpliwość.
__________________________________________________________



Why you gonna be so rude?
Don't you know I'm human too.
Why you gonna be so rude?
I'm gonna marry her anyway.
Marry that girl,
marry her anyway.
Marry that girl, 
yeah, no matter what you say.
Marry that girl
and we'll be a family...
~Magic! "Rude"




Naff.
Z okazji 20. urodzin
składam najserdeczniejsze życzenia :*
Zaskakuj mnie dalej 
i nie porzucaj Nathiela. 
Nigdy.
Spełnienia marzeń, miłości wiecznej.
:* :* :*
Pamiętaj: you're one in a million!
Kocham Cię! <3






   Szara ściana deszczu w otoczce gęstej mgły. Krople rytmicznie wybijają o parapet znaną jedynie sobie muzykę. Cisza i chłód wywołujący ciarki, każący jeszcze bardziej zagłębić się w przyjemne ciepło puchowej kołdry. Kubek herbaty z unoszącą się nad nim parą - małą mgłą. Zapach róż wciska się w każdy kąt pokoju, opada na ubrania, zostawiając swój lekki pocałunek. Jasność ścian kontrastująca z szarością pogody, ustępująca jej miejsca z powodu zasuniętych rolet. Śmiech zamarł na wargach i znikł, zaszył się w głąb duszy, by dać miejsce smutkowi i rozżaleniu, depresji, Czarne kikuty drzew straszące swoją nagością i brzydotą, cierpiące, głodujące, martwe.
   Przyszedł listopad, a z nim zła siostra bliźniaczka złotej jesieni. Wraz z nią dotarły kałuże, jedyny promyk szczęścia jawiący się nielicznym, innym psujący humor przemoczonymi butami. Wiatr wślizguje się w każdą szparę, by nieść zniechęcenie i walczyć z wełnianymi szalikami.
   Szare oczy wpatrzone w karteczkę z naderwanym rogiem, śledzę bieg atramentu, by na dłuższą chwilę zatrzymuję się na ostatnim słowie. Cel pozostaje niezmieniony, motywacja wciąż jest bliska.
   Powoli opuszczam stopy na puszysty, lawendowy dywan, który nie pozwala stracić zbyt dużo ciepła. Niechętnie opuszczam łóżko, ale muszę zmierzyć się z kolejnym dniem. Komoda wita mnie kolekcją ciepłych swetrów, cieszę się, że wzięłam ich ze sobą aż tyle. Decyduję się na fioletową bluzkę z Einsteinem, do której przekonała mnie Kate. Jeszcze raz muszę jej podziękować za to w esemesie.
   Śniadanie w towarzystwie kochanej babci nie może być nudne. Ciągłe opowieści przy tostach z dżemem truskawkowym własnej roboty i ciepłej herbacie napawają mnie optymizmem na resztę dnia. Po czułym pożegnaniu, jakbym już miała wracać do Nowego Jorku, uzbrojona w granatowy parasol w białe kropki, idę ociekającym wodą chodnikiem w stronę Stanowego Ośrodka Rehabilitacyjnego dla Dzieci i Dorosłych. Jestem w Middleton od miesiąca, przez ten czas miałam już kilkakrotnie ochotę zabić lub przynajmniej ciężko ranić mojego fizjoterapeutę, ale Gail zawsze mnie powstrzymywała i nadal to robi.
   Gail Teabunny. Lat czternaście. Wysoka jak na swój wiek dziewczyna o dużych, zielonych oczach, blond włosy poprzetykane ma różowymi pasemkami, miłośniczka pluszowych króliczków (z jednym różowym króliczkiem - breloczkiem nigdy się nie rozstaje, nosi go ze sobą nawet do łazienki) i kotletów schabowych. Rezolutna, wygadana, sympatyczna, pełna zwariowanych pomysłów. W ośrodku jest od dwóch lat, na nowo uczy się chodzić po złamaniu miednicy w wyniku wypadku samochodowego. Pochodzi z Detroit, to jej rodzice zdecydowali się o jej przyjeździe tutaj. Nie znam jej zbyt dobrze, ale dobrze się rozumiemy, może się zaprzyjaźnimy.
   Wchodzę do budynku, składam parasol i witam się z recepcjonistką, Stellą Beth. Młoda kobieta uśmiecha się do mnie odrobinę wymuszenie, nie pała do mnie zbyt wielką sympatią, nie wiem dlaczego, raczej niczym jej nie zawiniłam.
   - Czy Tobey już jest? - pytam ją o mojego rehabilitanta, który ma skłonności do spóźnień.
   - Tak, jest już w gabinecie, ale chyba ma pacjenta. - Sztuczna uprzejmość razi moje uszy. - Proszę zaczekać.
   - Oczywiście. Dziękuję za informację.
   Idę wzdłuż korytarza, krople spadają z parasola na podłogę, tworząc ścieżkę wody. Chyba pomogę to później posprzątać.
   Pokój Tobey'a Davisa znajduje się po lewej stronie, ma numer 128. Prosto z niego jest przejście do ogromnej sali rehabilitacyjnej, gdzie spędzę najbliższe cztery godziny, o ile mężczyzna nie przetrzyma mnie dłużej. Zasiadam na krześle, przy mojej nodze leży torba z ubraniami na zmianę i dwiema butelkami wody. Według regulaminu nie mogę wejść do szatni bez wcześniejszego pokazania się osobie prowadzącej rekonwalescencję. Po zajęciach z Tobey'em, po południu muszę udać się na godzinną sesję z psychologiem, który ma mi pomóc w odzyskaniu pamięci. Doktor Stein jest po pięćdziesiątce i zbytnio nie zależy mu na tym, by mój worek wspomnień był kompletny. Dlatego mejlowo kontaktuję się z doktorem Harrisem, który prowadził mnie w NYC po moim wybudzeniu, jego terapia pomaga mi o wiele bardziej.
   Siedzę na krześle już kilka minut, a Davis nie wychodzi, by mnie zaprosić do środka. Nie słyszę, by z kimś rozmawiał, a jeśli wierzyć wywieszonemu na drzwiach grafikowi, nie prowadzi zajęć wcześniej niż od mojej godziny.
   Niepewnie pukam do drzwi z myślą, że może ktoś faktycznie zajmuje teraz czas fizjoterapeucie i nie powinnam przeszkadzać. Słyszę jednak głos pozwalający mi wejść.
   - Proszę!
   Pokój jest dość duży jak na gabinet młodego rehabilitanta, jasne ściany napawają spokojem, a zapach kwiatów rozluźnia. Tobey siedzi za wysokim biurkiem, wypisuje jakieś karty.
   - Dzień dobry.
   Podnosi na mnie spojrzenie błękitnych oczu, a ja po raz kolejny jestem zdziwiona jego podobieństwem do Logana.
   - Rose! - Uśmiecha się do mnie, a w policzkach robią mu się urocze dołeczki. Nie wygląda na dwadzieścia pięć lat, raczej na mojego równolatka. - Dzień dobry. Spóźniłaś się.
   - Raczej zostałam źle poinformowana. - Zasiadam na jednym z dwóch krzeseł przed biurkiem. - Stella powiedziała, że masz pacjenta, więc przez ostatnie dziesięć minut siedziałam na korytarzu. Przepraszam za to spóźnienie.
   - Nie szkodzi. - Odkłada długopis i zbiera kartki na jeden stos. Jak Logan. - Stella chyba za tobą nie przepada, co?
   - Chyba. Tylko nie mam pojęcia, dlaczego.
   Patrzy na mnie, a ja w jego oczach próbuję doszukać się złotych iskierek. Nie ma ich.
   - Może wyczuwa w tobie zagrożenie? Konkurencję?
   - Konkurencję? We mnie? Raczej nie, jestem tylko kaleką.
   - Bardzo piękną kaleką.
   Staram się odnaleźć w jego twarzy choćby cień fałszu, ale napotykam jedynie wyraz zachwytu. Nie mogę pozwolić na podobne komplementy, nie mogę dawać mu nadziei. Mam jasno wyznaczony cel, a jest nim Logan. To o nim mogę myśleć, to w nim chcę się zakochać.
   - Chyba ci się tak tylko wydaje.
   - Mój okulista twierdzi, że z moim wzrokiem wszystko jest w porządku.
   - To może pora udać się do innego?
   Śmieje się. Z dość dużą łatwością przychodzi mu odpowiadanie na moje sarkastyczne uwagi, ale coś mi mówi, że z kimś innym lepiej prowadziło mi się takie słowne potyczki. Zerkam w okno za plecami mężczyzny, krople deszczu wciąż zaciekle atakują parapet, szare niebo wisi nisko nad ziemią, rozwierając swoją paszczę, jakby chciało ją pożreć. Tęsknie za błękitem nieba. Tęsknię za nim, bo tęsknię za Loganem. Muszę wreszcie z nim porozmawiać, nie mogę poznawać go jedynie z opowieści przyjaciół. Poza tym chcę usłyszeć jego głos.
   Zajęcia z Tobey'em są wykańczające jak zawsze, po czterech godzinach ćwiczeń rozciągających, podczas których ponownie popłakałam się z bólu, nie umiem dojść do pokoju Gail. Przyrzekam, jak tylko detektywi prowadzący moją sprawę znajdą tego, kto mnie postrzelił, obiję temu sukinsynowi mordę za całe cierpienie, jakie na mnie zesłał.
   Udaje mi się jednak dotrzeć przed drzwi pokoju nastolatki. Nie czuję się najlepiej, prysznic, który brałam po raz pierwszy w ośrodku, lekko rozluźnił moje mięśnie, ale teraz czuję, że przeziębienie jest blisko. Pukam delikatnie, dziewczyna powinna to raczej usłyszeć.
   - Proszę!
   Wchodzę do pokoju, gdzie Gail właśnie kończy rozmawiać przez Skype'a z ciemnowłosą dziewczyną.
   - Sylvia, muszę kończyć. Tak, przyszła. Oczywiście. Następnym razem. Do zobaczenia! - Macha na pożegnanie do laptopa. Zastanawiam się, dlaczego nie słyszałam jej rozmówczyni.
   No tak. Gail odłącza właśnie słuchawki. Robię się niespokojna, mam poznać jej koleżankę, a nigdzie jej nie widzę. Chyba, że jest w łazience.
   - Cześć, Rosie. - Nastolatka uśmiecha się do mnie promiennie. - Cieszę się, że przyszłaś. Usiądź, proszę. - Zasiadam na łóżku. - Pan Davis dał ci ostry wycisk?
   - Ostry to za mało powiedziany. Czuję każdą komórkę ciała, Gail. - Śmieje się, a ja rozglądam się po pomieszczeniu, nade mną kołysze się lampa. - Gdzie Abigail? Miałam ją dzisiaj poznać.
   Na twarzy blondynki gości teraz łobuzerski uśmiech, wskazuje palcem sufit.
   - Tam.
   Zerkam w górę i dopada mnie nowe uczucie.

****

   Kolejny dzień bez nowego morderstwa, co jest strasznie dziwne. Czyżby pogoda zniechęciła potencjalnych zabójców do dokonania przestępstwa? Albo nikt się ostatnio z nikim nie kłóci, nikt nikogo nie zdradza, nie dochodzi do obrony własnej? A mój zespół zalega przed komputerami. Diego ogląda zaległe odcinki "Gotowych na wszystko", Adam rozmawia z siostrą przez Skype'a, a ja przeglądam moje zdjęcia z Rose. Nie usunąłem ich, są pamiątką naszych wspólnych chwil, które tak często były piękne i magiczne. Trudno mi wybrać najlepsze, ale to chyba to zrobione podczas świętowania zakończenia kolejnej sprawy pizzą. Wykonano je w chwili mojego pożegnania z Rose przed jej wyjściem. Kobieta wygląda na nim tak pięknie, że godzinami mógłbym się w nią wpatrywać. Może zachowuję się jak jakiś zafascynowany dziewczyną nastolatek, ale tak zakochany nie byłem nigdy i wiem, że jeśli miałbym z kimś spędzić resztę życia, to tą osobą jest Rose.
   Nie powinniśmy siedzieć w sieci w godzinach pracy, ale kapitan wciąż nie zablokował większości stron, choć wypadałoby, to zwiększyłoby efektywność pracy.
   Słyszę jego kroki na korytarzu, głośno chrząkam, a koledzy wyłączają strony. Ktoś towarzyszy Jonesowi, wchodzą do naszego biura.
   Kobieta jest najwyżej rok, może dwa lata młodsza ode mnie. Proste blond włosy związane ma w wysoki kucyk, policzki pociągnięte różem, a na powiekach ciemny cień nadający głębi jej szarym oczom. Jest ładna, ale łapię się na tym, że szukam w niej podobieństwa do Rose.
   - Przedstawiam detektyw Karen Palmer. Jest członkiem zespołu detektywa Ambrasco. Chciała z wami porozmawiać na temat Stokera i postrzału koleżanki Bennett. Zapraszam do mojego gabinetu.
   Siedzimy u kapitana, Chigi na kanapie, Palmer przed biurkiem, a ja opieram się o szafkę koło Bena.
   Kobieta przedstawia nam wszystko, co odkryto w sprawie tego popaprańca. Właściwie nie odkryto niczego takiego, czego bym nie wiedział. Ale nie powiem kapitanowi, że prowadzę własne śledztwo w tej sprawie. Zawiesiłby mnie za to. O ile dyscyplinarnie nie zwolnił.
   - Czy Stoker wyjeżdżał ostatnio z miasta? - pyta. Wciąż niepokoję się o naszą konsultantkę, jej niedoszły zabójca mógł postanowić dorwać ją w Wisconsin.
   - Z naszych danych wynika, że od kilku tygodni nie opuścił Nowego Jorku, a od dwóch nie przekroczył granic Queens.
   - Co nie znaczy, że niczego nie planuje.
   - Co ma pan na myśli? - Karen przechyla głowę i patrzy na mnie uważnie.
   - Może śledzić pocztę mejlową Rose, a także jej rozmowy telefoniczne. Czy pani koledzy i pani mają pewność, że Stoker nie założył jej podsłuchu?
   - Absolutną. Za zgodą pana McLeena zbadaliśmy telefon panny Bennett, nie znaleźliśmy żadnych pluskiew.
   - To dobrze.
   Mierzy mnie wzrokiem, próbuje przejrzeć mnie na wylot, ale jej się to nie udaje. Nie jest Rose, która wielokrotnie hipnotyzowała mnie swoimi pięknymi tęczówkami.
   - Nie chcę być wścibska czy coś, ale dlaczego tak się pan martwi o pannę Bennett? Przecież to tylko konsultantka.
   Chigi patrzą po sobie przerażeni, pewnie myślą, że zechcę obrazić panią detektyw. Nic z tych rzeczy.
   - Rose - akcentuję wyraźnie jej imię - to najlepsza konsultantka, jaką mógł mieć ten posterunek, pozostałe zazdroszczą nam takiej osoby w swoich szeregach. A odpowiadając dobitniej na pani pytanie, to mężczyzna chyba powinien martwić się o swoją dziewczynę, prawda?
    Zdaję sobie sprawę, że Rose nie pamiętając mnie, nie pamięta o naszym okresie próbnym, ale musiałem to powiedzieć. Przecież ją kocham, moja miłość nie zniknęła wraz z jej wyjazdem.
   Ben i moi koledzy próbują ukryć uśmiechy zadowolenia, wychodzi im to z marnym skutkiem.
   Karen odchrząkuje, jest wyraźnie zażenowana. Jako, że Rose nie pełni tej samej funkcji na posterunku, co ja, nasz związek nie jest sprzeczny z regulaminem.
   - Przepraszam.
   - Nie ma za co. - Uśmiecham się do niej. Nie grozi mi już to, że będzie ze mną flirtować. Dzięki Ci, Boże, że postawiłeś Rose na mojej drodze. 
   Detektyw Palmer chce teraz rozmawiać tylko z kapitanem, mój zespół opuszcza więc jego gabinet. Diego uśmiecha się szeroko i tak głupkowato, jak tylko on umie. Siedzę za swoim biurkiem i czekam na jakiś głupi komentarz.
   - Mogę już umierać - obwieszcza. - Widziałem wasz pocałunek - dobrze wiem, ze wszyscy go widzieli przez okno restauracji, wścibscy przyjaciele - a dzisiaj na własne uszy słyszałem, jak nazywasz Rose swoją dziewczyną. Ziemio, możesz się rozstąpić!
   Patrzę na Meksykanina z uniesioną brwią.
   - Nie wydaje mi się, by Lucyfer ucieszył się z twojego towarzystwa pod ziemią, przecież ty mu zdemolujesz jego królestwo.
   Gomez patrzy na mnie z głupią miną, a jego myśli właśnie lądują na Marsie.
   - Co?
   Śmiejemy się z niego z Adamem, po czym blondyn przenosi wzrok na otwartą stronę Facebook'a i jego uśmiech gaśnie.
   - Nie chcę cię martwić, Logan, ale według fejsa Rose się w kimś zakochała. I to z wzajemnością.

****

   Wpatruję się w wieżowce Nowego Jorku widoczne z okna bufetu na szóstym piętrze i uśmiecham się szeroko, słysząc radosny dźwięk po drugiej stronie słuchawki. Moja rozmówczyni śmieje się z reakcji Gomeza na zdjęcia.
   - Naprawdę zapytał o to, jak można pokochać taką małpę?
   - Naprawdę - potwierdzam. - Wciąż siedzi przed komputerem wpatrzony w monitor i co raz od nowa ogląda cały album, mamrocząc przy tym: "stoczyła się, nie ma już dla niej ratunku!".
   Kolejny atak śmiechu szatynki porusza moje serce. Boże, jak ja za nią tęsknię.
   - On nigdy się nie zmieni.
   - Bóg chyba nie ma takiego planu.
   Zalega kilkunastosekundowa cisza.
   - Przecież nie wierzysz w Boga - zauważa szarooka. - Znaczy, powiedziałeś kiedyś, że masz wątpliwości, co do wiary.
   Zamieram z dłonią na szybie, nie zważam na to, że moje palce pozostawią na niej ślady. Przecież to się wydarzyło pół roku temu. Czyżby...?
   - Rose - zwracam się do kobiety - czy ty mnie pamiętasz?
   - "Pamiętam" to za mocne słowo. Powiedzmy, że odzyskałam jedno wspomnienie.
   Nie mogę w to uwierzyć. Już nie jestem obcy dla pamięci Rose. Czuję coś na kształt szczęścia.
   - To chyba bije na głowę twoje zakochanie się w małpce kapucynce zwanej Abigail.
   Ponownie się śmieje, a ja żałuję, że nie mogę tego słyszeć, stojąc z nią twarzą w twarz. 
   - Proszę cię, nie próbuj jej obrażać, to naprawdę śliczna, sympatyczna, bardzo pomocna małpka. Chyba też sobie taką sprawię, tylko nie wiem, czy byś się z nią dogadał.
   Wyczuwam jakąś insynuację, ale nie jestem pewien, co Rae ma na myśli.
   - Dlaczego miałbym się z nią ewentualnie dogadać?
   - Podobno jesteś moim chłopakiem, więc chyba powinieneś.
   Moje serce zatrzymuje się na chwilę, po czym zaczyna kręcić salta, kręci mi się w głowie.
   - O czym ty mówisz?
   Słyszę westchnienie.
   - Logan, jesteś za inteligentny, by udawać idiotę. Dobrze wiem, co się dziś wydarzyło, Diego opisał mi wszystko w swojej nazbyt ekspresyjnej wiadomości mejlowej. Ja... Jestem zaskoczona, ale...
   - Wybacz, jeśli przesadziłem...
   - Nie - przerywa mi. - Nie o to chodzi. Jestem zaskoczona, ale czuję, że tak powinno być. Może i nie pamiętam, ale czuję, że gdybym była teraz w Nowym Jorku, bylibyśmy parą.
   Kolejne salta, ciepło, miłość. To wszystko, co teraz czuję. Najwspanialsze uczucie do najwspanialszej kobiety, jaką znam. To najlepsze, co mi się w życiu przydarzyło.
   - Naprawdę tak myślisz? - pytam kobietę.
   - Nie, nie myślę, Logan. Czuję. A moja intuicja rzadko kiedy mnie zawodziła, prawda?
   Uśmiecham się. Świat wydaje mi się piękny, jak nigdy, gdy stoję tu przy oknie i bez żadnych wątpliwości mówię jej o swoich uczuciach.
   - Kocham cię, Rose.
   Zapada cisza, dziewczyna zaczerpuje powietrza.
   - A ja postaram się pokochać ciebie.
   - Nie oczekuję tego.
   - Nie musisz. To moje marzenie. 
   Nie mam pojęcia, jak wielkie może być szczęście, ale jeszcze chwila, a jego nadmiar mnie przytłoczy. 
   Do bufetu wchodzi Adam, daje mi znak, że dostaliśmy informację o morderstwie.
   - Muszę kończyć, Rose.
   Robię to z ciężkim sercem, najchętniej wsiadłbym teraz do samochodu i ruszył do Wisconsin, by jak najszybciej móc trzymać szatynkę w ramionach.
   - Rozumiem. Zajmij się pracą. Zadzwonię jutro.
   - Nie, to ja zadzwonię. Nie możesz wydawać aż tyle na rachunki za telefon.
   - Nie martw się, załatwię nam usługi rodzinne.
   Śmieję się.
   - Tęsknię za tobą.
   - Ja za tobą też. Ale kończ już, Logan, bo ciało ci wystygnie.
   - Do kolejnego razu, Rose.
   - Do usłyszenia, kochanie.
   Rozłącza się, a ja zastanawiam się, czy ostatnie pół godziny nie było przypadkiem snem.
   Snem, z którego obudzenie się może być początkiem koszmaru.

****

   Wrażenie deja vu nie opuszcza mnie przez cały czas oglądania ciała. Nie wydaje się to być dziełem naśladowcy, tylko zbiegiem okoliczności. Bardzo dziwnym zbiegiem okoliczności.
   Jedyna widoczna różnica jest taka, że kobieta nie leży pod drzewem, ale jest na nim powieszona głową w dół. Ma jednak bardzo podobne ubranie, ten sam kolor włosów i sylwetkę. Miejscem zbrodni jest stary cmentarz niedaleko East River, ten sam, na którym znaleźliśmy w maju ciało Dorothy Richter. To była nasza pierwsza sprawa po wyjściu Rose ze szpitala po nieudolnej próbie jej otrucia.
   Kucam pod ciałem, by sprawdzić, czy na ziemi nie ma żadnych śladów, które mogłyby doprowadzić nas do mordercy. Denatka została uduszona, to nie podlega dyskusji, sine pręgi odcinają się na tle jasnej skóry szyi. Prostuję się, a napotykając wzrok martwych oczu, wzdrygam.
   - Wiemy coś o ofierze? - pytam kolegów.
   - Chelsea Middons, trzydzieści dwa lata. Pracownica hotelu Hilton - informuje Adam. - Z jej dokumentów wynika, że mieszkała niedaleko.
   - Jak zginęła?
   Albo to jakaś wielka ironia losu, albo naprawdę podejrzany zbieg okoliczności, ale patologiem badającym tę sprawę jest Veronica Smith. Tak, jak pół roku temu, co chwilę na mnie spogląda. Wzdycham cicho. Rozumiem, że Susan chce jej dać szansę, ale jeśli zamiast pracować, Smith będzie się na mnie patrzyła maślanym wzrokiem, złożę na nią skargę. Jest tu od oględzin zwłok i wyciąganie wniosków dotyczących sposobów zabójstwa, a nie od nastoletniego zwracania na siebie mojej uwagi.
   - Została uduszona - tyle sam wydedukowałem - ale śmierć nastąpiła przed tym, jak została powieszona za nogi.
   Spoglądam na młodą stażystkę, nie spodziewałeś się takiej wiadomości.
   - Walczyła z napastnikiem?
   - Raczej nie, nie widać śladów walki.
   Przyglądam się ciału, zbliżam swoją twarz do ust zmarłej, wyczuwam migdały. 
   - Cyjanek?
   Veronica kiwa głową. 
   - Tak, została otruta.
   Diego podchodzi do mnie szybkim krokiem.
   - Chyba wiem, kto to zrobił.
   - Niby kto taki? - pyta Adam, jest zaciekawiony.
   Meksykanin po nas z kamienną miną.
   - Jamie Stoker.
   Parskam śmiechem, to mało prawdopodobne.
   - Diego, nie każdemu morderstwu winny jest Stoker. Poza tym, nie widzę powiązania między ofiarą a Rosie, a przecież zapowiedział, że jeśli będzie zabijał, to kogoś z jej najbliższego otoczenia.
   - I właśnie to zrobił. Ofiara to nie Chelsea Middons. Dokumenty są kradzione. - Podaje mi zafoliowane karty. - Znalazłem je w śmietniku na odpadki taki jak znicze, stare kwiaty. To nasza ofiara.
   Czytam imię i nazwisko na karcie, a przed oczami pojawiają mi się mroczki.
   - Jane Bennett, lat dziewiętnaście, Angielka. O mój Boże.
   - Co jest, Logan? - Adam nie rozumie mojej reakcji.
   Podchodzę do nieszczęsnego ciała, dotykam głowy denatki, wysuwam z włosów kilka wsuwek i na ziemię spada blond peruka. Brązowe włosy mają ten sam odcień, co włosy mojej dziewczyny.
   - Jane to kuzynka Rose - informuję kolegów. - I jest martwa.


Mam nadzieję, że Aruś będzie się tak starał 
przy oświadczynach ;)



16 komentarzy:

  1. Piąteczek taki piękny, a ja znowu pod błogosławioną kołderką i słuchawkami w uszach lecę nadrabiać rozdziały. Losujemy tylko piosenkę z playlisty i go!
    " Decyduję się na fioletową bluzkę z Einsteinem (...)"- ohoho, już widzę ten popularny wyraz twarzy Einstaina z językiem na wierzchu na tle fiolotowym. Dobrze, że nie różowym. Chociaż kto wie, może gościu lubił takie kolorki? W końcu nie wiadomo, co siedzi w głowach tych naukowców.
    OHOHOHOHO! Jest i Gail!
    " Gail Teabunny"- czyżby to ja? Ja? Kurde, czułam coś do Gail przed rozdziałem i podejrzewałam, że to mogę być ja. A jeśli to prawda: OHOHOHO, WIEDZIAŁAM! :D
    Nie wiedziałam, że jestem wysoka jak na swój wiek. Co prawda mała żyrafa już mogłaby mnie skubnąć po włosach (przynajmniej według tej miary w czeskim zoo) i przerastam dość dużo osób, ale... Dobra, przejdę dalej.
    "Rezolutna, wygadana, sympatyczna, pełna zwariowanych pomysłów"- kocham ten opis! Kocham, ubóstwiam, wielbię na klęczkach. <3
    Tobey wydaje mi sięsympatyczny. No nie powiem, równy gość. Ale Stella przeciwnie. Samo imię "Stella" zawsze kojarzyło mi się z modnisiami, blondyneczkami (jestem złotowłosa! :D), które na pierwszym miejscu stawiają wygląd. A może to przez Winx, które swojego czasu uwielbiałam. Nevermind.
    " Przyrzekam, jak tylko detektywi prowadzący moją sprawę znajdą tego, kto mnie postrzelił, obiję temu sukinsynowi mordę za całe cierpienie, jakie na mnie zesłał"- i za taką postawę daję 10! Tak, Rose, dajesz! Ubij mordę, ohoho.
    I gdy czytam o tym, że Rose idzie do pokoju Gail, w słuchawkach piosenka o króliku. Przypadek? Nie sądze. :D
    Abigail na suficie! :O Zasadziła się na Rose z patelnią, żeby jej przywalić, aby ta odzyskała pamięć? Nie żeby coś, ale w kreskówkach to pomaga. :D
    "Przedstawiam detektyw Karen Palmer."- A mi Karen kojarzy się z Kallen, a co za tym idzie- z Code Geass. Zaraz pewnie wsiądzie do Gurena i zacznie strzelać na prawo i lewo! :O Ah, ja i te moje urojenia. Co jak co, ale tego się nie pozbędę.
    " - Mogę już umierać - obwieszcza. - Widziałem wasz pocałunek - dobrze wiem, ze wszyscy go widzieli przez okno restauracji, wścibscy przyjaciele - a dzisiaj na własne uszy słyszałem, jak nazywasz Rose swoją dziewczyną. Ziemio, możesz się rozstąpić!"- Diego! :3
    " - Nie wydaje mi się, by Lucyfer ucieszył się z twojego towarzystwa pod ziemią, przecież ty mu zdemolujesz jego królestwo."- potwierdzam, Lucek ma zapełnioną pocztę głosową, sprawdzałam we wtorek z Żydziem (666 666 666). :D Chociaż większego bałaganu niż on to się chyba nie da zrobić.
    Małpka kapucynka Abigail! To wszystko tłumaczy! Aczkolwiek ja widziałam SpiderAbby z patelniami na suficie. Smutam. :C Aczkolwiek pomysł jeszcze nie umarł, ohoh. >D
    " - Proszę cię, nie próbuj jej obrażać, to naprawdę śliczna, sympatyczna, bardzo pomocna małpka. Chyba też sobie taką sprawię, tylko nie wiem, czy byś się z nią dogadał."- Nie, leżę.
    " Ale kończ już, Logan, bo ciało ci wystygnie."- Ten cytat jest epicki! Ale w tym rozdziale jest ich na tyle dużo, że nie mogę wybrać najlepszego. Niezdecydowana ja. Jak zwykle. Ciepłe trupy najlepsze!
    Nie! Już wiem, kto ginie! Jane, Jane. Why?
    Ale czy za tym też stoi Stoker? :o
    Aczkolwiek Rose się załamie jak usłyszy. Oh, no.

    Podsumuję:
    Rozdział bardzo mi się podobał, a w szczególności wszystko. Mam nadzieję, że pojawi się jeszcze Gail i małpka kapucynka. Aż idę sobie pooglądać ich zdjęcia, ohoho.
    Pozdrawiam i czekam na nn. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, właśnie ten wizerunek Einsteina miałam na myśli :D
      Masz mnie. Gail Teabunny jest stworzona na Twoje podobieństwo :D Mam nadzieję, że nie opisałam Cię źle ;)
      Tak, Tobey jest sympatyczny, a Stella to taka wiedźma ukryta w skórze ładnej kobiety.
      Też lubiłam Winx, a szczególnie Florę ;) Choć Bloom też była fajna. A Kiko i Pepe - kochałam ich!
      Czasami się zastanawiam, skąd przychodzą mi do głowy pomysły na takie dobre teksty. Czyżby domestos w powietrzu?

      Tak. Jane. I właśnie tu się boję, że nie dam rady wyjaśnić tej sprawy. Logan, pomóż!

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Wow! No szczerze mówiąc to nie spodziewałam się, że zginie kuzynka Rose... :'( ale Rose i Logan mieli słoooodką rozmowę telefoniczną *_* czekam na nn <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      Mam wątpliwości, czy zabójstwo Jane nie było jednym z najgorszych (najgorszym?) pomysłem, na jakie wpadłam.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. Przepraszam za małe opóźnienie, ale dopiero dziś wieczorem siadłam na laptopa. Nie mogłam się wręcz doczekać rozdziału *___*.
    Dziękuję Cleosiu za cudowną dedykację. Najbardziej wzruszył mnie fragment "you're one in a million" - pokazałam to Arusiowi, sam się uśmiechnął! Też cię kocham! Tak bardzo mocno! *hug*
    A teraz zabieramy się do czytania. Słodkości, słodkości! Muszę je sobie zachować w mózgu, bo wiem, że zaraz zacznie się dramat :c nie podoba mi się to *sniff sniff*
    Różana herbata *___* posiadam taką. Jest cudowna. W ogóle herbaty są cudowne! Wiesz, piłam już twoją! Była świetna! <33 musisz mi powiedzieć, gdzie ją kupiłaś!
    Nienawidzę listopada :c listopad taki zły. Październik za to piękny!
    Szczególnie teraz - bo naprawdę słoneczny i ciepły!
    Na początku myślałam, że Gail to jakiś facet XDDD! Ale jak zobaczyłam tylko: "teabunny" już wiedziałam, że to nasz kochany Króliczek! Ojej, 2 lata i uczy się chodzić :c? To smutne.
    Klon Logana. O, nie, to źle wróży! W tej sytuacji pociesza mnie tylko to, że... że... wiem, jak Rozważna się zakończy :c i mam nadzieję, że nie zmienisz tej cudownej koncepcji!
    "Bardzo piękną kaleką"? Już go nie lubię. Nie podrywaj, Rose, ty, ty, ty! Rose należy do Logana! Rozumiesz?! A jak nie, to będziesz miał do czynienia ze mną!
    "- Chyba ci się tak tylko wydaje.
    - Mój okulista twierdzi, że z moim wzrokiem wszystko jest w porządku.
    - To może pora udać się do innego?" - ach, te błyskotliwe riposty Rose!
    TAK! Ja też ubiję sukinsynowi mordę za to, co zrobił Rose D: i jeszcze spalę go na stosie, uprzednio polewając domestosem!
    Abigail na suficie? Pierwsze co pomyślałam, to to, że Abigial jest pająkiem XDDDDD. Ahahahaha.
    Logan, mój Logan. Niepoprawny romantyk, ach! Wciąż tęskni za Rose i widzi w niej Boginię! Rose, wróć do Logana :c
    Ok, ok, o Karen już czytałam, więc nie komentuję!
    Abigail to małpa. Ja nie mogę ahahah XD.
    Ten zaznaczony na grubo fragment jest taki... Matko, kochany! Aż zrobiłam takie: "Oooooooch!" i uśmiechnęłam się! No, niech mnie :c tak słodko. Szkoda tylko, że nie są obok siebie...
    "- Ale kończ już, Logan, bo ciało ci wystygnie." - taki tam czarny humor XDDD. Biedne trupy.
    Kuzynka Rose. O mój Boże. Ty to Cleo potrafisz zaskakiwać :c a już ponoć nikt miał nie ginąć! Ueeeee.
    Dziękuję raz jeszcze za dedykację i czekam na następne rozdziały z niecierpliwością <33

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To "you're one in a million" zachowało mi się w głowie po przeczytaniu listu. Moja pamięć - taka dobra ^^ A herbatkę dla Ciebie kupiłam w Lewiatanie.
      Zmienić koncepcję Rozważnej? Nie dać Roganowi szczęścia? Chyba śnisz. Oczywiście, że Rozważna zakończy się tak, jak już Ci pisałam. Rose, Logan i trójka dzieciaczków - musi być!
      Króliczek musiał się pojawić ;)
      Te riposty Rose napawają mnie taką dumą i samozadowoleniem, że powinno się mnie uspokoić :D
      Króliczek też myślała, że Abigail jest pająkiem! Mam Was :D
      Nie wiem, czy zabicie (?) Jane było dobrym pomysłem. Wyjdzie w następnym rozdziale.

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  4. O matko jakie to było cholernie słodkie! A ja nie chciałam rzygnąć tęczą o.O
    No nie wierze, będę to teraz jakiś czas przeżywała xd
    Już miesiąc jej nie ma, tyle czasu się nie widzieli. Logan mógłby do niej przyjechać, a nie się obija! ;c
    O kuurde, kuzynka Rae, biedna. Jak on jej o tym powie? Ciekawe jak to przyjmie, To się porobiło.
    Uwielbiam tę piosenkę! *.*
    Szkoda, że rozdziały będą się od teraz pojawiały tak rzadko, no ale mus to mus, prawda? Studia to nie przelewki. Mam tylko nadzieję, że opowiadania nie porzucisz. No cóż więc, udanej nauki i do następnego! <3
    PS. 15 faktów, a z jakiej to okazji? :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podoba :)
      Jeśli dam radę pisać tak dobrze, jak teraz, to może będą dwa rozdziały w miesiącu.
      15 faktów - była ankieta na Rozważnej, a zainspirowało mnie "50 faktów o Naffie".
      Pytanie, czy Rose w ogóle dowie się o śmierci kuzynki.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Rozdział oczywiście jak zawsze jest super :* A ich rozmowa jest przesłodka :P
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale koniec już ze słodyczą!

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  6. Myślałam, że Abigail jest martwa, a to małpa. Te mroczne scenariusze w mojej głowie :D
    Rozdział świetny. Rogan dzisiaj wygrał wszystko *-* "To moje marzenie" - rozpłynęłam się. I jeszcze wytłuszczonym drukiem /;)
    Zakochałam się w tym rozdziale. Piękny. Choć dwie "podobne" postaci są bardzo niepokojące..
    Czekam na kolejny rozdział :)
    Trzymaj się ciepło :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ida, Twoje scenariusze mnie przerażają :D
      Specjalnie wytłuściłam część dialogu, by pokazać jego wartość ;)
      Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu :) A te "podobne" postaci są potrzebne :) Ale nie bój żaby, nie chcę rozwalać tego, co jest między Rogan, wprowadzając osoby trzecie. Wystarczy, że już wiem, jak zniszczę ich miłość za jakieś sześć rozdziałów.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. Wchodzę na bloga mojej ulubionej i chyba najwierniejszej czytelniczki i zdaję sobie sprawę z tego, że jestem do tyłu z komentowaniem. :/ Zła Guardian. Nie dość, że zaniedbuje swojego bloga to jeszcze się ociąga w czytaniu. Jakaś kara by mi się przydała. * myśli* Może ścisły post albo biczowanie, co myślisz??
    A przechodząc do rzeczy. Cudowny rozdział *.* moje Rogany są cudowne, a ta ich rozmowa telefoniczna aww.*.*
    Czekam na nn
    Pozdrawiam gorąco i obiecuję poprawę w czytaniu.
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biczowanie? Nie. Podjęcie się "Projectu: Miachar"? Tak!!! Codziennie pisz jedno zdanie opowiadania!
      Cieszę się, że rozdział Ci się podoba :) I witam z powrotem :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  8. Zazdrosna Stella. I dobrze. Jak się kocha w Tobey’u to niech mu powie, a nie pacjentki odstrasza. :p
    Małpka kapucynka *.*
    O, Rose coraz więcej sobie przypomina. To całkiem miło ;D
    Logan wyznaje miłość. Myślałam, że na razie będzie wyznawał sobie w myślach żeby nie spłoszyć Rosie. ;D Ale coś się ruszyło, a ona się nie wycofała. Teraz tylko czekać na coś ze strony Rose. Coś więcej niż postaram się.
    Rose powiedziała do Logana kochanie. To słodkie. <3
    Kuzynka Rose. To przykre, że nie żyje. I szkoda mi Rae, bo i tak dużo już przeszła od śmierci Charlotte. :(
    Podoba mi się rozdział. :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeważnie nie mówi się koledze z pracy ot tak, że się go kocha, prawda? ;) A może Stella dopiero teraz zorientowała się, co tak naprawdę czuje do Tobey'a? Kto ją wie... :D
      Logan nie ma już nic do stracenia, taka deklaracja to dla niego nic. A że nie został odtrącony (wreszcie) - jego szczęście nie zna miary.
      Jane... Pozostawiam to bez komentarza aż do następnego rozdziału.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)