niedziela, 16 listopada 2014

50 Lękaj się strachu

   Zaczyna się dramat i potrwa kilka najbliższych rozdziałów. Będzie płacz, ból, cień śmierci i krzyki. Ale to potrzebne dla równowagi.
   Myślałam, że będę miała problem z opisem scen Logana, który cierpi, ale chyba sobie z tym poradziłam.
   Końcówka jest zamierzona już od jakiegoś czasu, ma wzbudzić w Rosie wątpliwości, co do uczuć detektywa i pozwolić mi rozwinąć ten wątek w następnych częściach opowiadania.

   Możecie być źli, że oddalam tę dwójkę od siebie, ale naprawdę (przynajmniej w moim mniemaniu) nie są gotowi na to, by być razem, tajemnice zbudowały mur między nimi i najpierw muszę go rozwalić.
   Uderzenie otwartą dłonią w klatkę piersiową - ulubiony cios Cleo M. Cullen ^^
   Mam prośbę! Wiem, to pierwsza taka prośba na Rozwżnej, ale bardzo chciałabym, aby każdy z Was przesłuchał piosenkę pod rozdziałem! Jednym z wokalistów jest Matt Bomer - odpowiednik mojego wyobrażenia Logana Hendersona w realnym świecie. 10 i 14 listopada odkryłam, że umie śpiewać, a w jego wykonaniu "Somebody that I used to know" się po prostu zakochałam *.*
   P.S. Ta piosenka będzie nam towarzyszyła aż do 52 rozdziału ;) Więc się nie zdziwcie, jak ponownie ją tu zobaczycie.
   
UWAGA! 
ROZDZIAŁ ZAWIERA OPISY DRASTYCZNYCH SCEN!!!
___________________________________________________


Jestem jak róża.
Tak, jak ona potrzebuję czasu, by rozkwitnąć,
tak ja potrzebuję czasu, by wiedzieć,
co czuję.
~z rozmyśleń Rose Bennett


Alex i Claudii,
 za pomoc przy łączeniu 
studiów z pisaniem.


   Middleton, Wisconsin
   23 grudnia
  
    Zapach choinki wywołuje u mnie lekki zawrót głowy, żywica wdziera się swoją wonią w nozdrza, kolorowe światełka radują oczy, a świąteczne piosenki skłaniają do milczenia i radowania się z nich. Ludzie mijają kolejne sklepy z bożonarodzeniowymi wystawami, biały śnieg skrzypi pod podeszwami ich butów, a ja muszę się w tym momencie pożegnać z Gail. Być może już na zawsze.
   Gail stoi przede mną z nieszczęśliwą miną. Jej mama posyła mi ciepły uśmiech ze swojego miejsca w samochodzie. Ojciec Teabunny zajmuje się ostatnimi formalnościami w Ośrodku.
   Czternastolatka mocno się do mnie przytula, odwzajemniam uścisk, zapach jabłkowego szamponu atakuje mój nos swoją intensywnością. Będę tęskniła za tymi różowymi pasemkami.
   - Uściskaj ode mnie Sylvię. A jak przyjedziecie podczas wakacji do NY, daj mi znać, z przyjemnością ją poznam i pokażę wam moje drugie miasto.
   Płatki śniegu osadzają się na czapce, jej kolor ginie pod nawałem bieli.
   - Pozdrowię ją, a jak przyjedziemy, to będziesz nas musiała przypilnować, bo inaczej rozwalimy to miasto. - Szczerzy się. - Miło było cię poznać, Rose. Będę tęsknić.
   - Ja za tobą też, Gail. Dziękuję za wielokrotne powstrzymywanie mnie przed zabiciem Tobey'a.
   Blondynka wybucha dźwięcznym śmiechem.
   - Nie pozwoliłam ci na to tylko dlatego, że nie wiem, gdzie mogłybyśmy ukryć ciało.
   - Wiesz, mnie zawsze nęciła ta jego wielka szafa w gabinecie. Nie nudziłoby mu się tam, mógłby rozmawiać z manekinem na tyle interesujących tematów.
   - Musimy wziąć pod uwagę, że mógłby zagadać go na śmierć - zauważa dziewczynę.
   Przytula ją jeszcze raz.
    - Wesołych świąt,  Gail.
   - I szczęśliwego nowego roku, Rose.
   Z ramienia blondynki rzuca się na mnie Abby, siada mi na głowie i syczy. Chyba nie chce mnie zostawić samą. Ściągam ją i lekko przytulam, malutkie serduszko małpki rytmicznie bije w maleńkiej klatce piersiowej.
   - Za tobą też będę tęsknić, Abigail. - mówię prosto w futerko zwierzaka.
   Małpka dotyka łapką mojej twarzy w geście ostatecznego pożegnania i z powrotem umiejscawia się na ramieniu nastolatki. Z Ośrodka wychodzi pan Teabunny, zmierza dziarskim, mimo oblodzonego chodnika, krokiem i uśmiecha się sympatycznie, ale z widocznym dystansem. Czyżby się bał, że przez ostatnie tygodnie zdeprawowałam jego córkę? Cicho prycham. Czy wyglądam na kogoś, kto tak robi? Ach, no tak, nie zapominajmy o zasadzie "pozory mylą". Może ojciec Gail uważa, że pod tą czupryną brązowych loków kryje się mózg psychopaty? Nie dbam o to.
   - Gail - mężczyzna zwraca się do blondynki - ruszamy. Wsiadaj do samochodu.
   Dziewczyna wykonuje polecenie ojca, macha mi ostatni raz, po czym zamyka drzwi i rozpoczyna konwersację z mamą, a Abby spogląda na mnie zza szyby, cicho popiskuje. Uśmiecham się. Na urodziny chcę kapucynkę, nie ma innej opcji.
   - Panno Bennett - zwraca się do mnie pan Teabunny, wciąż ma ten zdystansowany uśmiech na twarzy - dziękuję, Dziękuję, że przez ostatnie tygodnie opiekowała sie oani Gail, potrzebowała znaleźć tutaj przyjaciółkę.
   - Cała przyjemność po mojej stronie. Czy po nowym roku Gail tu wróci? - pytam zaciekawiona. Zarząd uczelni wyraził zgodę , bym wróciła na studia najwcześniej w połowie stycznia, na zajęciach wstępnie chcą mnie widzieć w lutym na egzaminach, więc przez miesiąc mogłabym spędzać tu czas z nastolatką.
   - Nie wydaje mi się. Ma bardzo dobre wyniki badań, poprawiła się jej koordynacja, wystarczą jej kule i rehabilitacja raz w miesiącu.
   - W takim razie proszę być przygotowanym na moje telefony.
   Śmieje się serdecznie.
   - Jeszcze raz dziękuję, Do widzenia, panno Bennett.
   - Nie ma za co. Do widzenia.
   Zasiada za kierownicą, zapuszcza silnik i odjeżdża, a ja macham, dopóki samochód nie znika mi z oczu.
   Naprawdę nie lubię pożegnań. Oznaczają one nieokreśloną do końca rozłąkę. A tęsknota to uczucie, które towarzyszy mi przez większość mojego życia.
   Wracam do domu spokojnym krokiem, płatki śniegu tańczą wokół mnie, wydycham chłodne powietrze, które tworzy parę, wydobywającą się z moich ust. Promienie słońca padają na ulicę i zasypane trawniki. Dlatego lubię zimę, spacery w taką pogodę pomagają mi na nowo trzeźwo myśleć, dostarczają energii i dobrze działają na ciało.
   Domek babci jest ozdobiony światełkami, ale to tyle, nie pozwoliłyśmy sobie na zbytnią ekstrawagancję. Otwieram drzwi i wchodzę do budynku. Już od wejścia poraża mnie zapach ciasteczek korzennych, które tak uwielbiam. Gwar rozmowy i śmiechy wywołują u mnie uśmiech. Ściągam przemoczoną kurtkę, ustawiam buty pod kaloryferem i w ciepłych kapciach zmierzam do kuchni, skąd dochodzi mnie głos Jamesa. Przyjechali wczoraj wieczorem, babcia przez godziny nosi Violet na rękach. To taki miły widok.
   - Rose! Chodź tu do nas! Masz gościa!
   Moje serce zaczyna bić szybciej. Czyżby przyjechał? Dlaczego nic mi o tym nie powiedział?
   Z duszą na ramieniu wchodzę do pomieszczenia, napotykam wzrokiem osobą, która idealnie wpasowuje się w to miejsce i ląduję w niewidzialnych od miesięcy ramionach, a z oczu płyną mi łzy.
   - Jane! Co ty tutaj robisz?
   Blondynka śmieje się , gdy wyplątuję się z jej objęć.
   - Mnie też miło cię widzieć.
   Babcia Madison stawia na stole dwa kubki parującego kakao, to Jane przyozdobione jest bitą śmietaną, moja nie. Babcia pamięta, że jej nie lubię.
   Zasiadamy z kuzynką przy meblu.
   - Za mój przylot tutaj odpowiedzialny jest twój chłopak. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że to taki przystojniak? Dostałam palpitacji serca na jego widok.
   - Logan? - Kubek zastyga w połowie drogi do moich ust. Tego się nie spodziewałam. - Skontaktował się z tobą?
   - Tak. I to on zapłacił za mój lot z Londynu. To wspaniały gest, nie wiem, jak mu się odwdzięczę.
   A jak ja to zrobię? Nie wiem, kiedy go zobaczę. Według Tobey'a, za trzy tygodnie będę mogła wrócić do Nowego Jorku i tak chodzić raz w tygodniu na rehabilitację. Ale czy ja jestem na to psychicznie gotowa? Nie wiem.
   Czuję za to, że zaczynam go doceniać na nowo. Kolejne wspomnienia atakują mój umysł. Mimo wielu chwil złości, jest też wiele chwil czystej dobroci, racjonalności i ludzkiej empatii. Przypominam sobie jego wady, ale pomimo nich myślę o Loganie ciepło, inaczej nie potrafię. To on wskazał mi drogę, którą powinnam iść, by być szczęśliwą. To on dał mi siebie, by pokazać, czym jest przyjaźń, miłość i zaufanie, a także poświęcenie.
   Cel się nie zmienił, czas się zbliża, więc pora się przygotować.


   NYC, Nowy Jork
   24 grudnia, godzina 23:48

   Może i powinienem posłuchać kapitana. Ale tego nie zrobiłem i przyjdzie mi za to zapłacić wysoką cenę.
   Każdy najmniejszy podmuch wiatru podrywa do góry kolejne kartony pozbawione zawartości. Kroki odbijają się echem, mrok wypełnia większą część hali, jedynie przez mały świetlik wpada odrobina księżycowego światła.
   Broń ciąży mi w ręce, gdy pochylony przesuwam się wzdłuż jednej ze ścian. Moje serce bije jak szalone, adrenalina krąży w żyłach, zmysły są wyostrzone. Lustruję przestrzeń, starając się dostrzec podejrzany ruch.
   Ta akcja nie przypomina żadnej akcji, w jakiej brałem dotychczas udział. Bo to pierwsza tak bardzo spontaniczna akcja, podyktowana emocjami, nie rozumem. Wymyślony na prędko plan może się nie powieść, tyle rzeczy może pójść nie tak. Nie mam pewności, że Karen i chłopaki już tu dotarli i obstawiają wszystkie wyjścia. Stoker lepiej orientuje się w terenie tego miejsca, w końcu mieszkał tu przez ostatnie tygodnie.
   Zespół Samuela Ambrasco zawiódł i to na całej linii. Nie próbował nawet upewnić się, że osobą zamieszkującą obserwowane przez nich mieszkanie w Queens jest Jamie Stoker. I na celowniku tak właściwie miał jednego z członków Benedietere Company, sobowtóra naszego poszukiwanego. To dlatego Stoker mógł bez większych problemów zamordować Chelsei Middons i wysłać mi list. W spokoju mógł myśleć nad kolejnym atakiem czy to na Rose, czy to na kogoś z jej bliskich. To dowód na to, że moje prywatne śledztwo w tej sprawie nie było czymś aż tal złym. Gdybym nie przyuważył klona Stokera skręcającego tutaj i wychodzącego stąd już bez przebrania, wciąż tkwiłbym na posterunku i z braku zadań zacząłbym świrować.
   Ciekawe, czy Jane doleciała szczęśliwie do Madison? Jak Rose zareagowała?
   Nie mogę o tym teraz myśleć, to mnie dekoncentruje, a muszę się mieć na baczności.
   Zbyt dużo myśli sprawia, że nie dostrzegam metalowej puszki i kopię ją nogą. Przebywa kolejne metry z łoskotem drażniącym moje uszy. Nie ma opcji, by teraz Stoker nie wiedział, gdzie jestem. Chowam się za jedną z dużych skrzyń i odbezpieczam broń. Oddycham głęboko,by uspokoić szalejące w klatce piersiowej serce.
   Atakuje mnie od tyłu kopnięciem w nogę. Lecę do przodu rękami amortyzuję upadek. Pistolet wciąż mam w ręce, przynajmniej tyle szczęścia.
   - Witam, witam, witam! - W głosie napastnika słyszę rozbawienie. - Czyżbyś przybył tu sam, detektywie? Wiedziałem, że jesteś głupi, ale że aż tak?
  Odwracam się na plecy i wpatruję w Stokera. Jest bardzo podobny do ojca, ale przystojniejszy. Pewnie swoim urokiem osobistym werbował kobiety do Beniedetiere Company. Pewnie też to "Company" w nazwie grupy przestępczej to jego pomysł, wygląda jak najzwyklejszy młody biznesmen. Ciemne włosy ułożone za pomocą pianki, ciemna koszula i buty, elegancki płaszcz.
   I broń w ręce.
   Szare oczy patrzą na mnie obojętnie, ale uśmiech jest złowieszczy.
   Tylko ktoś jego pokroju może móc zabić człowieka w tak wyszukanym stroju.
   Podnoszę się z ziemi, staję niepewnie na nogach i układam sobie wygodniej broń w dłoni. Jeden pistolet kontra drugi, ale Stoker odrzuca swój, woli walkę wręcz. W dwóch krokach jest przy mnie i uderza mnie otwartą dłonią w klatkę piersiową. Robię kilka uderza kroków w tył, oddychając z trudem, ale nie upuszczam broni, jest jakby przytwierdzona do mojej dłoni. Ciemnowłosy uśmiech się niczym psychopata, którym tak właściwie jest.
   - Chyba naprawdę jesteś głupcem, detektywie. A ludzie tworzą wokół ciebie sztuczny świat, w którym robisz za inteligenta. Żyjesz w kłamstwie, bo takie życie jest dla ciebie łatwiejsze, prawda?
   Nie wsłuchuję się zbytnio w słowa mężczyzny. Widzę, jaką obrał taktykę - chce mnie rozjuszyć, wzbudzić we mnie agresję, bym zaatakował. Ale nie dam się.
   Wyciągam dłoń z bronią, drugą ją podtrzymuję. Czekam na odpowiedni moment, by wstrzelić.
   Uśmiech Stokera rozszerza się, podbiega do mnie i kopniakiem posyła glocka w powietrze. Dłoń przeszywa fala bólu, powstrzymuję się przed krzykiem, trzymam gardę i wychodzę z atakiem. Stoker unika prawego sierpiowego, ale nie jest dość szybki, obrywa od dołu w podbródek i cofa się. Zaczynam skakać w miejscu, pamiętając o zasadach boksu, które objaśnił mi Mark. Jestem mu wdzięczny za treningi. Kątem oka szukam broni, muszę poprowadzić walkę tak, by dostać się jak najbliżej niej.
   - Umiesz się bić? Kto cię tego nauczył? Twoja matka?
   Śmieje się szyderczo, a ja czuję rozpowszechniającą się po ciele złość. Ale nie daję ponieść się emocjom, to tylko chora gra, w której Stoker chce, bym zamienił się w Hulka. Chyba nie wie, że jestem Iron Manem.
   - Przynajmniej ja mam matkę, Stoker.
   Uśmiech zamiera na jego ustach, wychodzi z kontrą. Chwytam jego dłoń, obracam i wykręcam, syczy. Kopię go pod kolanami, upada, a ja biegnę po broń. Brakuje mi niewiele, by jej dotknąć, gdy napastnik po doczołganiu się chwyta mnie za kostkę i ciągnie ku sobie. Teraz to ja zderzam się z betonową podłogą, skóra brody zostaje zdarta przez podłoże, czuję szczypanie, dochodzi mnie zapach krwi. Odwracam się na plecy, a Stoker stoi nade mną z żądzą mordu w oczach, podnosi nogę i dynamicznie opuszcza ją na moje lewe udo.
   Krzyczę, gdy ponawia ruch, tym razem celując w piszczel tej samej nogi. Słychać chrzęst łamanej kości, która przebija się przez mięśnie, skórę i materiał dżinsów. Robi mi się słabo, czuję mdłości, noga pulsuje, wręcz żyje bólem i krwawi.
   Czołgam się do broni, zaznaczając drogę czerwoną cieczą, Stoker wybucha histerycznym śmiechem.
   - Tak oto skończy wielki detektyw nowojorskiej policji, Logan Henderson, za którym nikt nie będzie płakał, nawet twoja miłość, Rose Bennett. - Podchodzi do mnie, chwyta za włosy i uderza w twarz. Na chwilę tracę wzrok. - Coś ci powiem. Zabiję ją. Dwa razy mi się nie udało, ale przecież do trzech razy sztuka, prawda? Obiecuję ci, że zabiję ją zaraz po tobie. Nie udało ci się jej przede mną ukryć.
   Podnoszę się z trudem na rękach, opieram część ciała na zdrowym kolanie. Patrzę mu w oczy i pluję w twarz, nie powinien kucać tak blisko mnie.
   - Idź do diabła - Mój głos przesycony jest jadem, wściekłością i nienawiścią.
   - To niemożliwe. - Uśmiecha się. - To ja jestem diabłem.
   - Oj nie - próbuje wstać - ty ledwie udajesz pomocnika diabła. - Patrzy na mnie lekko zdezorientowany. - Nigdy nie będziesz tak dobry w byciu złym jak twój ojciec.
   Twarz mu tężeje, drga mu mięsień w policzku. Trafiłem w jego słaby punkt. Złośliwy uśmiech małej wygranej pojawia się na mojej twarzy. Nie ma przebicia, by mnie psychicznie znokautować.
   Kopie mnie w żebra, ponownie upadam.
   - Nie jesteś taki silny, jak myślisz. - Jamie okrąża mnie i kopie broń jeszcze dalej. - Jesteś tylko karaluchem, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć. - Podnosi nogę, by po raz trzeci zadać mi ogrom bólu.
   Nie daję mu tej możliwości, przetaczam się kilka metrów, uderza wyprostowaną nogą w beton, łamie ją, po hali rozchodzi się krzyk frustracji i bólu. Jestem teraz tuż przy broni, dotykam ją palcami, gdy kulejąc, podchodzi do mnie i rzuca się do szyi. Jego ręce zaciskają się na mojej tchawicy, zaczynam odpływać, uścisk staje się lżejszy. Po raz kolejny i chyba ostatni padam na beton. Nie umiem oddychać, nie mam tyle siły, by wstać. Chyba przyszła pora umierać.
   W głowie pojawia się jedna myśl.
   Rose.
   Wyobrażam sobie, jak może teraz wyglądać.
   Dziś Wigilia, więc jest pewnie elegancko ubrana. Ze względu na Jane w tym roku obchodzi przedsmak świąt zgodnie z europejskim, katolickim zwyczajem.
   Różowa sukienka sięgają przed kolana, ta sama, co na jej przyjęciu urodzinowym. Naszyjnik z sercem - pamiątka po matce. Na nadgarstku czarna bransoletka, którą jej podarowałem. Czarny żakiet, kaskada rozpuszczonych włosów, szare oczy z kreskami na górnych powiekach, usta pociągnięte pomadką, wciąż nie umie przyzwyczaić się do szminek. Delikatny uśmiech, gdy spędza czas wśród rodziny.
   Choinka migocze za jej plecami, gdy swoim cudnym głosem niesie kolędy. Ogień w kominku daje przyjemne ciepło i poczucie kontrolowanego bezpieczeństwa. Kolejne słowa pieśni wnikają w kąty salonu, za oknem śnieg skrzy się w świetle latarni. Mała Violet zasypia na rękach matki, ukołysana głosem kuzynki.
   Do końca roku mam tylko jedno marzenie.
   Chciałbym mieć całkowitą pewność, że Rose mnie pamięta. Że pamięta wszystkie nasze sprawy, nasze kłótnie, chwile 'sam na sam', podczas których zbliżaliśmy się do siebie, by przeważnie z mojej winy nagle się od siebie oddalić. Chcę, by pamiętała nasz pocałunek na dachu i moje pierwsze wyznanie miłości. Chcę, by pamiętała uścisk moich ramion, nasze rozmowy.
   Chcę, by pamiętała mnie całego.
   Wtedy będę mógł się oświadczyć. Nie pozwolę jej odejść już nigdy.
   Słyszę westchnięcie, ból pojawia się ponownie, metaliczny zapach krwi dochodzi do moich nozdrzy ze zdwojoną siłą, chcę krzyczeć.
   Spojrzenie stalowych oczu pełnych rozbawienia wwierca się w moją twarz.
   - I co? Jakieś ostatnie życzenie?
   Nie odrywając od niego wzroku, sięgam do kieszeni wojskowych spodni, ciesząc się, że jest ona na tyle duża, by zmieścił się w niej browning baby.
   - Tak. Właściwie to nie życzenie, a rozkaz. Idziesz do więzienia. I to teraz.
   Jest zbyt zdezorientowany, by zareagować. Pomimo tego, że leżę, udaje mi się dźwignąć na tyle, by wystrzelić i trafić Jamie'ego w ramię.
   Upada do tyłu, a na hali rozlegają się czyjeś kroki i okrzyki. Z wyciągniętymi przed sobą pistoletami wbiegają Gomez, Chase i Karen. Diego podbiega do mnie, Adam na celowniku ma Stokera.
   Już się nam nie wywinie. Nareszcie.
   Meksykanin pochyla się nade mną z uśmiechem.
   - Mamy go, Logan. Mamy go. - Lustruje mnie, po czym blednie. - Ej, czy to kość?
   Więcej ludzi zbliża się do mnie, ktoś woła o ratowników, a ja oddycham coraz wolniej.
   Udało się. Rose jest już całkowicie bezpieczna.
   Mdleję.


   Middleton, Wisconsin
   31 grudnia, godzina 22:26 (czas nowojorski: 23:26)


   To takie dziwne. I nie tak straszne, jak myślałam. Z głośników w kółko leci jedna i ta sama piosenka, jej słowa ryją mi się w głowie, jakby niewidzialny długopis wypisywał je na ścianie w moim umyśle. Bawię się czarną bransoletką z koralikami, serce na niebieskim sznurku dumnie im towarzyszy. Na kolanach leży "Cień wiatru" na stronie z moim ulubionym cytatem z tej powieści.
   A wspomnienia atakują mnie ze wszystkich stron, napływają nieprzerwanym strumieniem. Układają się w jedną całość, wreszcie wiem, kim jest Logan.
   Pamiętam wszystko.
   Spotkanie w szpitalu, gdzie to po raz pierwszy uderzyłam go w twarz.
   Spotkanie z rozlaną kawą. To wtedy po raz pierwszy poczułam się zażenowana pod spojrzeniem jego błękitnych oczu.
   Samochód po uwolnieniu Mercedes. Pierwsze zetknięcie się naszych dłoni.
   Pierwszy pocałunek w policzek, pierwsze objęcia. To uczucie bezpieczeństwa, kiedy na chwilę wszystkie problemy chowały się w cień najpiękniejszych uśmiechów, jakie widziałam.
   Pierwsze słowne potyczki, gdy najważniejsze było udowodnienie tego, które z nas jest inteligentniejsze.
   Niezliczona liczba herbacianych róż, z których żadna nie trafiła do kosza, dopóki nie zwiędła.
   Moje urodziny, nasz taniec. Tak niewiele wówczas brakowało, by nasze usta się zetknęły.
   Emocje, które mną targały, gdy byłam w związku z Ianem, a myślałam o Loganie.
   Nasz pocałunek na dachu. Najromantyczniejszy w moim życiu. Zapowiedź wielu zmian, spowodował nasze zawieszenie między przyjaźnią a miłością.
   Próba otrucia mnie, to, jak o mnie walczył, bylebym tylko przeżyła.
   Mój postrzał.
   "Kocham cię, Rose"
   Pierwsze wyznanie miłości, które wreszcie pozwoliło mi zrozumieć prawdę.
   Nasze pożegnanie przy starym drzewie.
   Mam możliwość wrócić do tego wszystkiego, mogę, muszę wrócić do Logana, by z nim być. To on jest moim największym szczęściem w życiu, największym darem, jaki dostałam od losu. Nigdy nie zdołam pokazać światu, jak bogatą osobą się stałam, odkąd go poznałam. Doświadczyłam tylu rzeczy od jednej osoby, która zechciała mnie pokochać. Od kogoś, kto chce mnie taką, jaka jestem.
   Z dołu dochodzi do mnie muzyka, słyszę czyjeś kroki na schodach, odwracam twarz ku drzwiom w tej chwili, w której rozlega się pukanie.
   - Proszę.
   Do pokoju wchodzi Jane ubrana w połyskującą, czarną sukienkę i z uśmiechem na ustach.
   - Hej, nie przeszkadzam?
   Odkładam książkę na nocną szafkę i siadam na łóżku, kładę stopy na dywan, po czym wstaję.
   - Nie, nie przeszkadzasz. - Podchodzę do biurka i odkładam odtwarzacz mp3 wraz ze słuchawkami. - Czy coś się stało?
   Angielka ma mocno podkreślone czerwoną szminką usta, obrysowane kredką oczy i shadow eye na powiekach.
   - Co z tobą, Rosie? Chyba nie zapomniałaś o tym, że wychodzimy na imprezę?
   Śmieje się, a ja ponownie zastanawiam się, jak odwdzięczyć się Hendersonowi za sprowadzenie jej tutaj. Próbowałam mu podziękować podczas składania życzeń w Boże Narodzenie, ale szybko zakończył rozmowę, szedł właśnie z rodziną na spacer. Brzmiał trochę tak, jakby był chory. A może tylko tak mi się wydawało?
   - Oczywiście, że o niej pamiętam. Jestem już nawet ubrana, nie widać?
   Obracam się wokół własnej osi, by kuzynka zauważyła ubraną przeze mnie spódniczkę.
   - Wow, wyglądasz ślicznie! I nawet masz już nałożony makijaż! - Kieruje się z powrotem do drzwi. - W takim razie za piętnaście minut chcę cię widzieć na dole. Idziemy balować!
   Wychodzi, a ja się śmieję pod nosem. Zanim wyruszymy do moich znajomych, muszę się jeszcze czymś zająć. Sięgam po telefon i sprawdzam godzinę. W Nowym Jorku nie ma jeszcze północy, zdążę.
   Wybieram numer i przygryzam wargę, czekając.
   A co, jeśli też gdzieś się bawi i nie odbierze?
   Gryzę wargę, czuję krew.
   Szósty sygnał.
   - Henderson, słucham.
   Serce prawie wyrywa mi się z piersi, gdy słyszę jego głos.
   - Cześć, Logan. Tu Rose.
   - Hej. Co słychać? - Nie słyszę radości w jego słowach.
   - Wszystko w porządku. Chciałam ci tylko życzyć szczęśliwego nowego roku i o coś zapytać.
   - Tobie również szczęśliwego nowego roku. Co to za pytanie?
   Biorę głęboki wdech.
   - Czy nasz okres próbny może przestać być tylko próbnym? - Cisza. - Logan, pamiętam cię, wszystkie wspomnienia powróciły. - Uśmiecham się. - Czy teraz możemy oficjalnie być parą?
   Cisza przedłuża się, słyszę westchnienie.
   - To nie takie proste, Rose.
   Spinam się.
   - Co niby nie jest proste?
   Przełyka ślinę.
   - Poznałem kogoś, Rose. I ja.. Rose, ja się w niej zakochałem.
   Telefon zderza się z podłogą i rozpada, tak jak moje serce.
   Krzyczę przez łzy.


I to wzruszenie ramionami *.*

Epizodyczny występ Matta.
Glee, 3x15, "Big Brother"

18 komentarzy:

  1. Hm ciekawe dlaczego skłamał, no bo oczywiście nikogo nie poznał i nie mógłby się zakochać, ba! nawet zauroczyć. Robi to dla jej bezpieczeństwa? Fajna scena walki. Taka...inteligentna? Bardzo przemyślana ze strony Logana. To ci dopiero inteligent. Biedna Rose, biedny Logan. Czemu ich męczysz, a co ważniejsze czemu męczysz nas?! Nie no wiadomo, że miłość cierpliwa jest, nie szuka poklasku itp. Wiadomo, że to przetrwają.
    Matt Bomer mrrr grrr <333 *.* Ale i tak moją największą miłością są Jensen Ackles, Dylan O'Brien i Jared Padalecki <333
    Nie wiedziałam, że Bomer śpiewa ;o u la laaaaa :>
    Do następnego! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię się z Wami droczyć :D To dlatego taka końcówka. Ale właściwie skąd pewność, że Logan nie poznał nikogo w szpitalu, dokąd trafił po akcji w hali? :P
      Może i są biedni, ale skoro stwierdziłam, że pociągnę Rozważną dłużej niż planowałam, muszę dodawać nowe problemy i wątki.
      Taa, Matt śpiewa :D

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. W sumie chyba nikt nie lubi się żegnać z osobą, którą zdążył polubić. Hmm, tak sobie myślę, że ta tęsknota Rose jest związana z brakiem rodziców... Nawet zdawało mi się, że przez ten brak miłości z ich strony ona boi się zaufać Loganowi, bo boi się, że straci kogoś ważnego, więc woli go trzymać na dystans żeby się nie sparzyć, żeby nie czuć bólu i nie cierpieć. A teraz to nie wiem co tu się wydarzyło w ogóle. Skąd Logan ma dziewczynę? Kiedy ją poznał? Dlaczego jest takim dupkiem, że mówi o tym przez telefon? Jak to możliwe, że jak Stoker się z nim „bawił” to chciał żeby Rose sobie o nim przypomniała, a nie mówił nic o nikim innym, a kilka dni później on jest zakochany. Chyba, że kłamie, ale dlaczego tak, jeżeli na pewno zdaje sobie sprawę, że zrani Rose. Czy coś się stało w tym szpitalu, w sensie z jego nogą i dlatego chce odsunąć Rose od siebie? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
    No w każdym razie pewne jest to, że były dwie złamane nogi. Auć!
    A rozdział fajny i podobały mi się opisy walki. Tylko po tej notce na początku to się zastanawiam co tu się jeszcze wydarzy. O.o
    Wow pierwszy raz posłuchałam tej piosenki do końca, bo oryginalnej wersji nie lubię. Przyjemny cover ;)
    No to czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja mam sentyment do "Somebody that II used to know", a ta wersja podbiła moje serce.
      Przez najbliższe pięć rozdziałów, może więcej, będą kłótnie, wyznania prawdy, ból i takie tam, możesz spodziewać się wszystkiego.
      Pytania, pytania wszędzie :D Cieszę się, że mącę w głowie nadmiarem niezrozumiałych do końca scen ;)
      Stokerowi się należała ta złamana stopa ;)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  3. "-Mamy go, Logan. Mamy go. - Lustruje mnie, po czym blednie. - Ej, czy to kość?" Serio Cleo? Serio?! Chcesz żebym przez ataki śmiechu wylądowała w szpitalu?! Niedobra jesteś!
    Śmiałam się a potem przeczytałam:

    " - Poznałem kogoś, Rose. I ja.. Rose, ja się w niej zakochałem."

    Mój śmiech urwał się tak gwałtownie, że mama myślała że się udusiłam :p nieważne

    COŚ TY ZROBIŁA?! NIE MASZ SERCA, CULLEN!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyprawiłam Cię o mini zawał? Och, jak mi przykro :P
      Miło, że wróciłaś :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Kurde, rozdział mega! mam nadzieję, że Logan skłamał (a jak nie to chyba mu oczy wydrapie). Zastanawiam się czy nic mu się w tej jego ślicznej główce nie poprzewracało.. No najpierw tak cholera zabiega o Rosie a teraz co kurna, znalazł sobie kogoś?! Nieee to nie może być prawda! Napewno powiedział tak, bo z racji, że biedaczysko ma połamane kończyny, będzie potrzebował rehabilitacji (albo cholera wie czego) i martwi się, że Rae z nim nie wytrzyma czy coś w tym stylu xD hehe moje rozkminy mnie dobijają / Kamyla

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy się Loganowi w głowie nie poprzewracało? :D Nie wiem.
      Twoje rozkminy nie są takie złe ;)
      Cieszę się, że znowu tu zawitałaś :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Wyjątkowo nie chciałam sobie spoilerować, więc nie spoglądałam ani na komentarze, ani na ostatnie zdania rozdziały.Boję się tego, co mi zaserwowałaś, a wiem, że lubisz mocno mieszać! Jest tego zaleta. W sobotę mogę cię lekko poddusić >D
    "- Nie pozwoliłam ci na to tylko dlatego, że nie wiem, gdzie mogłybyśmy ukryć ciało". Huehueuhe. Rozmowa Gail w raz z Rose taka kochana. Taka... pełna nastoletniej fantazji! Lubię to <3. Będę tęsknić za Króliczkiem.
    Też nie lubię pożegnań. Tych z fajnymi osobami, bo od niektórych to czasem aż chce się uciec XD.
    No i coś mi podpowiadało, że to nie Logan przyjechał! Niech go.
    No, nie powiem, robiąc coś na własną rękę i przybywając tam do Stokera, Logan zachował się jak nieodpowiedzialny nastolatek. W tej chwili zaczęłam trochę inaczej na niego patrzeć. On ma naprawdę 27 lat :o? Dobra, czekaj. Mam brata, który ma 29 lat, a idąc do tesco poprosił babkę z rybnego o "2 majtasy" (kiedy chodziło o ryby matiasy). Dobra, Logan, przegrałeś z Garfieldem.
    Lubię psychopatyzm Stokera. Nie wiem czemu. Dobra, wiem. Uwielbiam psychopatów i przecież sama napiszę kiedyś "pamiętniki psychopaty"!
    Logan Iron Manem? I od razu w moich uszach brzmi: HIGHWAAAAY TO HEEEELL!~!! *wyobraża sobie ich walkę w rytm muzyki i AC/DC w tle*. Jest moc >D
    O kurczę. Logan w ogóle pokazuje tu swoją inną naturę. Najpierw taki dzieciuch, a teraz agresywny, plujący w twarz chłopaczek :o. Logan, Logan, co z ciebie wyrośnie, grzybki na świrku czy pomarańcze na sośnie!~ *nowy hit Naffa*
    Łot? Czas umierać? A teraz nagle Logan staje się pesymistą? ŁOT? Co się dzieje z tym światem XD. "Cześć! O, dusisz mnie? No, dobra, to czas mi umrzeć :c".
    Ach, Logan, wiem, zchowałeś się jak nieodpowiedzialny dzieciuch, ale... ja wiem, że to z miłości do Rose~! Złapię cię w swe ramiona i przytulę do serca! *LECI*
    A to telefon nie ma tylko 5 sygnałów :O?
    Dobra, teraz go shejcę. KUUU*#U*#)IPO*$UI@PU*# LOOOOGAN! CO TY ODPITALASZ DO JASNEJ CHOLERY?!?!?! Czemu on tak powiedział :o? Co mu odwaliło? CHory na umyśle, czy jak? Nie no, Cleo, uduszę cię gołymi rękami w Katowicach :c zniszczyłaś mi wieczór!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od końca Twojej wypowiedzi: wzięłaś na siebie odpowiedzialność za przeczytanie tego rozdziału, ja Cię nie zmuszałam :P A tylko spróbuj mnie zabić, będę Cię nawiedzała jako duch przez wieki, o ile Ci się uda! Nawet z tym poduszeniem możesz mieć problem - jestem niższa, więc mogę Ci się pod ramieniem wyrwać :P
      Ja też będę tęskniła za Gail. Kto wie, może przyjedzie na ślub Rogan?
      Ja też uwielbiam psychopatów i tę złożoność ich umysłów :D Pewnie sama jestem psychopatką. Jakoś mi to nie przeszkadza.
      Taa, Logan Iron Manem :D Za dużo Marvela przez ostatni rok padło mi na mózg ^^
      "Logan, Logan, co z ciebie wyrośnie, grzybki na świrku czy pomarańcze na sośnie!" - hit roku!!!
      Nie wiem, ile telefon ma maksymalnie sygnałów, tak tylko napisałam, przecież to fikcja :P A nie zawsze muszę ją opierać na faktach ;)
      O tak, Loganowi przyda się teraz jakiś przytulas.
      Czemu tak powiedział? Wszystkie odpowiedzi zostaną przeczytane podczas rozprawy Stokera (r. 52-53).

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
    2. Ale ja mam całkiem dobry refleks i mocarną łapę XD. Jak cię podduszę to nie wypuszczę ohoho.
      TAAAAK! XDD I małpka Abigail też! Będzie trzymać welon Rose huehue.
      Obydwie jesteśmy psychopatkami. Wiedziałam to od początku!
      Marvel jest zaglebisty, a szczególnie Iron Man - jestem jego szaloną fanką i jakbym zobaczyła takiego przystojnego Tony'ego to chyba bym zemdlała D:
      Po prostu tak się zastanawiałam z tymi sygnałami, bo być może moje życie (standardowo) było kłamstwem XD. Matko, może moje istnienie też jest kłamstwem?! Może to fikcja! A jeśli ktoś pisze o mnie opowiadanie?! :O A jeśli Laura to robi i moje życie jest podwójnym kłamstwem, bo to nie ja o niej piszę, tylko ona o mnie?!
      Myślę, że to coś głębszego. Wiem tyle, że na pewno wciąż ją kocha :c

      Usuń
    3. Ale teorię wysnułaś o.O Ale przyznam, jest w niej coś, co każe mi się zastanowić, czy moje życie też nie jest kłamstwem/fikcją...
      Oczywiście, że Logan wciąż kocha Rose. Pytanie, czy tak samo, jak wcześniej?

      Usuń
  6. Wow... no nie powiem, ale zamurowała mnie końcówka. Przeżyłam taki jeden wielki SZOK! Już myślałam, że Logan radośnie się zgodzi, a tu BUM i lecą kłamstwa... :( biedna Rose no i Logan też :'( ale rozdział baaaaaardzo ciekawy i świetną akcję zrobiłaś :) no i jak zwykle zasiałaś wielką ciekawość co będzie dalej??? Czekam na następny ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się spodobał :)
      Akcja miała być ciekawa, udało mi się to :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. "Uderzenie otwartą dłonią w klatkę piersiową - ulubiony cios Cleo M. Cullen ^^"- o, widzę, że znalazłam partnera z ulubionym ciosem! Co prawda preferuję atak poduszką, zwłaszcza tą czerwoną od kuzyna albo dźganie w bok, albo ciągnięcie za włosy, albo duszenie- ale uderzenie w klatkę piersiową też nie jest złe. :D Ah, sadysta ze mnie.
    "Jestem jak róża.
    Tak, jak ona potrzebuję czasu, by rozkwitnąć,
    tak ja potrzebuję czasu, by wiedzieć,
    co czuję.
    ~z rozmyśleń Rose Bennett"- no, w końcu Rose to róża! :3
    " Middleton, Wisconsin
    23 grudnia"- o, w urodziny mojej siostruni.
    O, i w tym momencie włączyłam Matta. Czy to źle, że się nim jaram? Dlaczego to takie piękne? :'c I ten głos! Skończyło się, ale włączam jeszcze raz. Ah, zaraziłam się!
    " Ludzie mijają kolejne sklepy z bożonarodzeniowymi wystawami, biały śnieg skrzypi pod podeszwami ich butów, a ja muszę się w tym momencie pożegnać z Gail. Być może już na zawsze."- jeśli Gail jest stworzona na moje podobieństwo, nigdy się mnie nie pozbędziesz, Rose. Hihihihihi. 3:)
    " - Pozdrowię ją, a jak przyjedziemy, to będziesz nas musiała przypilnować, bo inaczej rozwalimy to miasto."- Gail & Sylvia spółka z.o.o, destrukcja na zamówienie! Rozwalimy wszystko!
    " - Nie pozwoliłam ci na to tylko dlatego, że nie wiem, gdzie mogłybyśmy ukryć ciało."- podoba mi się ten tok myślenia. Przypominają mi się te czarne worki obok kosza w sali, kiedy polonista puszczał nam filmik z inscenizacji zabicia Aliny. To musiały być zwłoki, ohoho.
    " - Wiesz, mnie zawsze nęciła ta jego wielka szafa w gabinecie. "- NARNIA! >D
    O, teraz wszystko jasne. Wyjeżdżałam na urodziny siostry. Mogłam zostać.
    " Babcia Madison stawia na stole dwa kubki parującego kakao, to Jane przyozdobione jest bitą śmietaną, moja nie. Babcia pamięta, że jej nie lubię."- i w tym momencie Rose zapunktowała u mnie. Bardzo, bardzo!
    LOGAN! LOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOGAN! NIEEEEEEEEEEE! LOGAN! GARDA I WSTAWAJ! NA GRUNWALD! GDZIE SĄ JEŹDZCY CHAOSU DO JASNEJ, POMÓŻMY LOGANOWI!
    Stoker ty cuchnąca skarpeto.
    Ale! Ale! Jeśli pojawia się ból, to oznaka, że ktoś nie jest martwy. TG czegoś mnie nauczyło. :3
    Typowy sadysta literacki. Mam teraz smutnego banana na twarzy, bo Logan kogoś poznał i się zakochał. Ale do jasnej, kogo? Jane? Nie, to nie Jane? Nie?
    Jak ja teraz mam w nocy spać?
    Rozdiział wybitny, aczkolwiek widzę, że Logan nie oświadczy się Rose 4 stycznia. Smutaaaam. :c
    Czekam na nn! ^^
    Króóóliczek!

    OdpowiedzUsuń
  8. Uważaj - jak się zarazisz głosem Matta, to będziesz słuchała go godzinami, a ten głos będzie Cię ogrzewał podczas mrozu na przystanku i umili czekanie na tramwaj/autobus ^.^
    Rose nie lubi bitej śmietany bo ja jej nie lubię :D
    Co Ty masz z tym 4 stycznia?! Jakiś rozdział się może pojawi w Twoje urodziny, ale nic nie obiecuję! :P
    Cieszę się, że się podobał ^^

    Dziękuję za komentarz :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Super rozdział :) Wczoraj przeczytałem, trzeba wreszcie skomentować.

    Zastanawiają mnie dwie rzeczy:
    1. Czemu Logan nie wyciągnął Betty kiedy stracił pierwszą broń, tylko dał sobie najpierw połamać nogi i prawie się udusić
    2. Przed kim chce ochronić Rose kłamiąc. Przecież Stoker już siedzi... Przed samym sobą? Sądzi, że znów ją zrani? Jeśli tak to jest idiotą, bo zamiast ranić w ten sposób mógłby popracować nad sobą.

    Biorę się za następny, buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Sama nie wiem, co mu odwalało. Najpierw chciał być bohaterem. Później męczennikiem. A następnie znowu bohaterem.
      Miłość czyni z niego głupca. Dobrze, że chociaż tę broń miał przy sobie, inaczej byłoby źle.
      2. Przed kim? Przed sobą. I przed prawdą o Stokerze. Boi się, że Rose może się od niego całkowicie odsunąć, a tego by nie zniósł.
      Pisałam już - idiota.
      Ale przy 56 się ogarnie, wystarczy doczytać ;)

      Dziękuję za komentarz, miłego nadrabiania! :* Bycie chorym chyba nie jest aż tak złe ;)

      Usuń

Komentarze mile widziane :)