Rozdział napisany właściwie w ciągu pięciu dni na przestrzeni trzech tygodni.
Ten rozdział jest podzielony na trzy części: opisowa część Rose, część z listem i ponownie Rose.
Jest dramat, ale są też tłumaczenia. List budzi wątpliwości, a nadchodząca przyszłość nie jest aż tak piękna, jak Rose sądziła, że będzie.
Wreszcie także i Wy macie możność dowiedzieć się, co wydarzyło się ponad pięć i pół roku wcześniej, dlaczego Rose uderzyła Logana w szpitalu przy ich pierwszym spotkaniu.
W tym miejscu chcę podziękować żelkom, które oddały swoje życie, by ten rozdział ujrzał dzisiaj światła blogspota.
_________________________________________________
Ten rozdział jest podzielony na trzy części: opisowa część Rose, część z listem i ponownie Rose.
Jest dramat, ale są też tłumaczenia. List budzi wątpliwości, a nadchodząca przyszłość nie jest aż tak piękna, jak Rose sądziła, że będzie.
Wreszcie także i Wy macie możność dowiedzieć się, co wydarzyło się ponad pięć i pół roku wcześniej, dlaczego Rose uderzyła Logana w szpitalu przy ich pierwszym spotkaniu.
W tym miejscu chcę podziękować żelkom, które oddały swoje życie, by ten rozdział ujrzał dzisiaj światła blogspota.
_________________________________________________
W wyznaczaniu celu nie ma nic złego.
Motywacja czyni nas mocniejszymi,
silniejszymi.
Motywacja nie jest destrukcyjna,
zniszczyć nas może jedynie cel,
do którego dążymy
~z rozmyśleń własnych
Naff,
za SMSy, które
pomagają mi przetrwać.
:*
Uśmiechnij się!
Kochana Droga Rose!
Możesz być zaskoczona tą wiadomością, ale to jedyny sposób, bym mógł wyjaśnić Ci wszystko, co muszę. Zasługujesz na prawdę jak nikt inny.
Na początku pewnie stwierdzisz, że moje pobudki były irracjonalne, że tak właściwie chroniłem ciebie, by chronić siebie. Ale musisz zrozumieć, że tym, co mną kierowało, była miłość. Miłość, o której nie marzyłem.
Przez wiele lat wątpiłem w nią, bo widziałem, jak miłość do matki, która na nią nie zasługiwała, zniszczyła mojego ojca. Przy Sheili odnalazłem coś na jej wzór i sam się sparzyłem. Życie pokazało mi, że tak naprawdę miłość nie istnieje - jest tylko wymysłem jakiś naćpanych filozofów i pisarzy.
Aż spotkałem ciebie.
Młodą, szesnastoletnią dziewczynę, która była pewna tego, co chce od życia. Dziewczynę, którą nad wszystko ceniła sobie najbliższą rodzinę. Nie jestem pewien, czy mi wybaczyłaś, dlatego pozwól, że przeproszę jeszcze raz. Przepraszam za moje słowa, nie powinienem tak obojętnie mówić Ci o śmiertelnym zagrożeniu, na jakie James był narażony. Już wiem, że mówienie "prawie tam zginął" komuś, kogo nie znam, to nie najlepszy sposób, by słownie ukazać zaistniałe ryzyko. Ten cios, to uderzenie jak najbardziej mi się należało. Żałuję jedynie, że już przy pierwszym spotkaniu doprowadziłem Cię do łez.
Ale wiedziałem, że spotkamy się znowu. Nie pomyślałbym jednak, że każde kolejne spotkanie zrodzi między nami taką więź, że zostaniemy przyjaciółmi, a z czasem pokocham Cię jak jeszcze nikogo. Nie pomyślałbym również o tym, że będę Cię aż tak ranił. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mi wstyd za każdą naszą kłótnię, wszystkie moje uszczypliwości - szczególnie te w stosunku do Iana. Ale byłem zazdrosny. Potwornie zazdrosny, bo Cię nie upilnowałem. Nie powiedziałem Ci wcześniej, jak bardzo jesteś dla mnie ważna, ale się bałem. Pracowaliśmy razem dopiero cztery miesiące, a ja już traciłem dla Ciebie głowę, choć walczyłem z tym uczuciem. I to nie dlatego, że jesteś siostrzenicą mojego pierwszego partnera z wydziału zabójstw. Walczyłem z tym uczuciem dlatego, że nie powinienem Cię kochać. Powinienem Cię chronić! Jesteś naszą konsultantką, a jak pokazywały każde sprawy, twój bystry umysł był dla nas nieocenioną pomocą. Z czasem poczułem, że nie wyobrażam sobie, by miało cię nie być na posterunku. Budziłem się codziennie z myślą, że znowu Cię zobaczę, znowu usłyszę jakąś Twoją teorię, a serce rosło mi w piersi. Stałaś się nieodzowną częścią mojego życia. Każdego dnia patrzyłem na Ciebie i zastanawiałem się, czym sobie zasłużyłem na takie szczęście.
Na szczęście, które systematycznie niszczyłem. Każda łza, która spływała po Twoich policzkach, była dla mnie jak kolejne uderzenie w twarz. Czułem, się jak potwór. A Ty dalej przy mnie trwałaś. Piękna, mądra, lojalna. Istny anioł. Anioł, który ulitował się nad jednym z grzeszników. Dobrocią, którą mi ofiarowałaś, można by obdzielić cały świat. Ale Ty wybrałaś akurat mnie. Jak mam dziękować z to Bogu?
Kochałem Cię, Rose. Nadal Cię kocham, ale to już nie jest ta sama miłość co wcześniej. To nie może być ta sama miłość co wcześniej.
Z pewnością pamiętasz nasz pocałunek na dachu. To pewnie to wspomnienie odzyskałaś, będąc nim najbardziej zaskoczona. Nasz pocałunek - wspaniały i magiczny. Pocałowałem Cię wtedy, bo wiedziałem już o wiszącej nade mną możliwością utraty Ciebie. W chwili, gdy nasze usta się spotkały, wiedziałem już, kto próbował Cię zabić.
Tak, Rose, dobrze przeczytałaś. Po sprawie z Twoim sobowtórem dowiedziałem się, że próbę Twojego otrucia należy przypisać Jamie'mu Stokerowi. To nazwisko nic Ci nie mówi, prawda? A dla mnie było ciosem w serce. To moja wina, że próbował Cię zabić. Moja i Twojego wujka.
Jedyną sprawą moją i Jamesa była połączone śledztwo wydziału narkotykowego i wydziału zabójstw. Poszukiwaliśmy dowodów, by wsadzić za kratki Gabreila van Stocka, dilera narkotykowego holenderskiego pochodzenia, założyciela i prezesa Benedietiere Company, podejrzanego o zabójstwo dwóch detektywów nowojorskiej policji. By dotrzeć do prawdy i zdobyć niepodważalne dowody, śledziliśmy członków tejże organizacji. Takim sposobem poznaliśmy syna Gabreila. Dziewiętnastoletni wówczas Jamie przybrał bardziej brzmiące po angielsku nazwisko, którym nas jednak nie zmylił. Doprowadził nas do głównej siedziby, z której usłyszeliśmy i nagraliśmy rozmowę Gabreila z synem, w której opowiedział mu o dokonanej zbrodni. James wysłał mnie po posiłki, a sam wpadł do środka pewien, że sobie poradzi. Oboje wiemy, jak to się skończyło. Postrzałem nogi, psychiczną traumą. Gdybym go tam nie zostawił, może zarobiłby jedynie kilka siniaków, a nie walczył o życie w szpitalu, gdy Ty akurat pisałaś maturę. To było jakieś chore zrządzenie czasu, które poddało Cię kolejnej próbie, z której wyszłaś zwycięsko. Nie poddałaś się żałości, stawiłaś czoła prawdzie, podtrzymywałaś na duchu Jamesa i pomogłaś mu pogodzić się z myślą, że nie będzie mógł wrócić do czynnej służby. Zgodziłaś się na przeprowadzkę i pracę w restauracji, choć oznaczało to porzucenie dawnych przyjaciół i otoczenia.
A ja? Wsadziłem van Stocka za kratki, zeznałem na jego procesie i zebrałem laury bohatera, choć w ogóle się nim nie czułem. James pożegnał się z zawodem detektywa, a ja zająłem jego jego miejsce na szesnastym posterunku. To było takie dziwne. I niesprawiedliwe. Ale co mogłem poradzić? Słowo burmistrza, jak sama zauważyłaś przy sprawie Erica Vaughn'a, jest w Nowym Jorku prawie tak samo święte jak słowa Boga.
Po wsadzeniu do więzienia Gabreila z sześćdziesięcioletnim wyrokiem, jego syn osunął się w cień, zniknął, by z podziemia kierować organizacją. Aż do marca ubiegłego roku byliśmy pewni, że Benedietiere Company zostało rozwiązane, a jej członkowie rozproszyli się po całym kraju.
Aż nie pojawiła się Celia Shirley. Nie sądziłem, że ktoś może się tak bardzo zmienić, porzucić dobrą drogę, tak się stoczyć. Musisz zrozumieć, dlaczego byłem nieufny Twoim teoriom, które wówczas wysnuwałaś. Nie potrafiłem skonfrontować Celię, którą Ty od początku widziałaś, z obrazem Celii, który zachowałem w głowie od czasu ósmej klasy. Jednak to Ty miałaś rację. Miałaś ją, bo potrafisz obserwować. Dlaczego to Ciebie obrał sobie za swój cel? Bo jesteś wspólnym mianownikiem moim i Jamesa. Jesteś jego jedyną siostrzenicą, a moją współpracownicą, przyjaciółką, bratnią duszą, miłością. Zabijając Ciebie, zabiłby też nas - zniszczyłby nasze szczęście.
Nie mogłem mu na to pozwolić, dlatego zgodziłem się, by nasz zespół był cichym konsultantem detektywa Samuela Ambrasco, a sam podjąłem się prywatnego śledztwa: obserwowałem billingi Stokera, odkryłem pseudonim, jakim posługiwał się na czarnym rynku broni i jak był nazywany przez dilerów. Działałem w tajemnicy przed wszystkimi, jedynie kapitan Jones podejrzewał, że podporządkowałem całe swoje życie tej sprawie. Nikomu jednak o tym nie powiedział, chyba rozumiał, dlaczego to robię.
Rozwiązywaliśmy kolejne sprawy, nie wracaliśmy do naszego pocałunku, a Ty wciąż tkwiłaś w związku z O'Laughlinem. Wreszcie ujrzałem, że czujesz się przy nim bezpiecznie, a tego najbardziej chciałem - byś czuła się bezpieczna. Dlatego tuż przed swoimi urodzinami, kiedy wyznałaś Ianowi prawdę o tamtym czerwcowym wieczorze, rozmówiłem się z nim i przemówiłem do rozsądku, by Ci wybaczył, bo naprawdę go kochasz - jego, nie mnie - i z nim jesteś prawdziwie szczęśliwa. Przetrwaliście ten kryzys, ale na krótko - wciąż trudno mi uwierzyć, że Ian rzucił Cię z tak głupiego powodu, ale bądźmy szczerzy - sam nie był zbyt mądry. Przez jego czyn pozostało mi jedno - samemu Cię chronić, dać Ci jak największe poczucie bezpieczeństwa, co oznaczało również zbliżenie się do Ciebie tak jak jeszcze nigdy. Musiałem walczyć ze sobą, by pozwalać Ci wracać do domu, nie chciałem się z Tobą rozstawać, bo czułem, że tracę kontrolę nad sytuacją. Ale gdybyś zostawała ze mną, nie panowałbym nad sobą i starał się co chwila Cię pocałować. A takim zachowaniem mógłbym zniszczyć wszystko. Nie dałaś mi przecież jasno do zrozumienia, co do mnie czujesz. Aż do śmierci Charlotte byłem pewien, że widzisz mnie jedynie w roli swojego szefa i przyjaciela.
Śmierć Charlotte była wynikiem złej obserwacji detektywów zespołu Ambrasca. Wiedzieli, że kręci się przy uniwersytecie Columbia, ale nie sprawdzili powiązania między Tobą a tą uczelnią, byli pewni, że jesteś studentką Uniwersytetu Nowojorskiego. A przecież wysłaliśmy im wszystkie Twoje dane wraz z listą szkół, do których uczęszczałaś zarówno w Nowym Jorku, jak i w Wisconsin. Jak widać, nie każdy nadaje się na bycie detektywem, skoro ignoruje się dokumenty przesłane do pomocy w danej sprawie. To sprawiło, że Stoker miał otwartą drogę do dokonania zbrodni. Zamordował Charlotte, bo chciał, byś także Ty ucierpiała w jego chorej grze.
Teraz napiszę Ci o czymś, co jest tajemnicą naszego zespołu, tajemnicę, o której nie wie nikt poza mną, Chase'em, kapitanem i Gomezem. Otóż Stoker dokonał mistyfikacji zabójstwa Twojej kuzynki, Jane. Zamordował inną kobietę - dokonał tego na tym samym cmentarzu, gdzie prowadziliśmy już inną sprawę (Twoje pierwsze wspomnienie po amnezji), ucharakteryzował denatkę na Ciebie, a w pobliżu pozostawił fałszywy dowód tożsamości wskazujący na to, że ofiarą jest Jane Bennett, Angielka. To było psychicznie najcięższa sprawa, z jaką się zmierzyłem. Ale rozwiązaliśmy ją. I to właściwie dzięki Tobie - gdyby nie Wasze wspólne zdjęcie na Facebook'u, nie wiedziałbym, że Jane jest naturalną blondynką i pisałbym do Ciebie list z kondolencjami. Na szczęście, odkryliśmy prawdziwą tożsamość denatki (okazała się ona byłą członkinią Benedietiere Company), a ja odkryłem, że Stoker zamieszkał w starej hali produkcyjnej. Nie martw się o siebie, rodzinę, przyjaciół - ZŁAPALIŚMY STOKERA!!!
Nic Ci nie grozi. Musisz jedynie stawić się na rozprawie, mam nadzieję, że faks już do Ciebie dotarł.
Chciałbym wiedzieć, jak się czujesz po przeczytaniu tego wszystkiego. Wiem, że nie jest łatwo przyswoić tyle nowych informacji na raz, szczególnie, że to wszystko działo się tuż obok - pracowałaś, spędzałaś z nami czas, gdy my chwytaliśmy Twojego niedoszłego zabójcę. Znalazłaś się tak blisko niego, a jednak o tym nie wiedziałaś.
Przepraszam Cię, Rose. Za wszystko. Przepraszam Cię za to, że dopuściłem do Twojego postrzału. Omal Cię wtedy nie straciłem. Przepraszam, że nie wyznałem tego, co do Ciebie czuję, zanim ten sukinsyn prawie nie wysłał Cię na tamten świat. Przepraszam za to, że chciałem Cię pocałować w szpitalu. Przepraszam Cię za każde "Kocham cię" usłyszane w telefonie. Powinienem przyjechać do Middleton i wyznać Ci to prosto w twarz. Przepraszam za to, że nie przyjechałem na święta, a jedynie wysłałem do Ciebie Jane - po tej mistyfikacji Stokera poczułem, że musicie się spotkać. Przepraszam Cię za niebezpieczeństwo, na które przez ostatnio miesiące Cię naraziłem. Przepraszam, Rose.
Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie, w końcu jestem wielkim kłamcą. Ale chcę, byś spróbowała mnie zrozumieć. Wszystko, co robiłem, czyniłem, byś była szczęśliwa, bezpieczna i żywa. Nie liczyło się dla mnie to, co stanie się ze mną, czy ucierpię, czy moje serce pozostanie w jednym kawałku, czy może jednak będzie tworem tysiąca kawałków. Nie dbam o siebie. Jeśli po przeczytaniu tego wszystkiego czujesz się szczęśliwa, to ja też jestem szczęśliwy i już nic więcej od losu nie chcę.
Tęsknimy za Tobą. Mia jest podekscytowana każdą rozmową z Tobą. Mama chcę Cię zaprosić do nas do domu na obiad. Jest Ci wdzięczna za wsparcie, które nam okazałaś. Udało jej się. Lekarze dają jej dobre rokowania, jest duża szansa na to, że wygrała walkę z rakiem. Wciąż jest pod stałą kontrolą onkologa, ale czuje się znacznie lepiej. To dzięki Tobie. Dziękuję Ci w imieniu całej mojej rodziny.
W pracy także coraz bardziej brakuje nam Twojego poczucia humoru, sarkazmu i jasnego umysłu. Diego chyba już pogodził się z Twoją miłością do małpki, Adam, Grace i George przesyłają pozdrowienia, a kapitan każe Ci przekazać, że ci się udało, choć w to wątpiłaś.
Czego ja mogę Ci życzyć? Byś mnie nie znienawidziła. Zniosę wszystko, tylko nie nienawiść i obojętność z Twojej strony. Jestem już przygotowany na złość, smutek, założyłem zbroję, gdybyś chciała mnie pobić. Życzę Ci, a właściwie proszę: nie nienawidź mnie.
Chciałbym Cię zobaczyć. Jeden raz wystarczy. Chcę jeszcze raz spojrzeć w Twoje piękne, pełne mądrości i ciepła, szare oczy, dotknąć Twojej twarzy i usłyszeć z Twoich ust chociaż jedno słowo. To wszystko, czego chcę. To moje jedyne marzenie.
Tęsknię za Tobą, Rae.
Przepraszam za to, że nie potrafię kochać Cię tak jak wcześniej.
Wracaj szybko do zdrowia i do przyjaciół.
Kap, kap, kap.
Kolejna łza spada, leci na spotkanie z drewnianym blatem starego biurka.
Kap, kap, kap.
Strumienie czarnego tuszu czynią moją twarz przerażającą, podkreślają naturalną bladość.
Kap, kap, kap.
Co mam teraz zrobić? Jak niby mam się czuć? Oszukana. Smutna. Zła. Przeraźliwie samotna i niekochana przez tego, kogo kocham najbardziej. Przytłoczona nadmiarem informacji. Pusta w środku. Pozbawiona celu i nadziei. Załamana. I tak daleka od szczęścia, jak to tylko możliwe.
Zamykam klapę laptopa i wstaję. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, wyglądam okropnie, prawie jak upiór. Rozmazany makijaż, czerwone, podpuchnięte od płaczu oczy, blada cera. Rozczochrane włosy. Smutne spojrzenie, sine usta. To nie ja. To Roseann Bennett pozbawiona uczuć, motywacji i szczęścia. To mój cień.
Schodzę na dół, gdzie barykaduję się w łazience. Zmywam resztki makijażu, nakładam krem nawilżający na twarz, po czym sięgam po szczotkę i próbuję doprowadzić moje włosy do porządku. Kiedy wyglądem bardziej przypominam człowieka niźli zombie, opuszczam pomieszczenie i wpadam na Jamesa, mało co, a zawartość kubka znalazłaby się na koszulce mężczyzny. Czuję kakao i przewraca mi się w żołądku, mam ochotę krzyczeć.
- Rose! - Blondyn przypatruje mi się uważnie. - Czy coś się stało? Płakałaś?
Wymijam wujka, zakładam zimowe buty, kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki i sprawdzam, czy mam w kieszeni swój odtwarzacz mp3.
- Rose! - James patrzy na mnie z troską. - Co się stało? Powiedz.
Biorę głęboki wdech, czuję nowe łzy pod powiekami. To tak bardzo boli.
- Dostałam mejla od Logana. Wiem o Stokerze. Wiem już, dlaczego dostałam to wezwanie. A teraz idę na spacer. - Otwieram drzwi, owiewa mnie mroźne, wieczorne powietrze. - A, i zostałam porzucona. Więc nie wiem, o której wrócę.
Zamykając drzwi, słyszę jeszcze ciche przekleństwo mężczyzny. Siarczysty wiatr wymierza mi policzki, dość szybko zabarwia nos na czerwono, osadza śnieg na czapce i szaliku. Ze słuchawkami w uszach brnę w śniegu, ból rozsadza mi serce, a z oczu płyną kolejne słone łzy. Kieruję się w stronę sadu dziadka, mijam kolejne martwe drzewa, śnieg skrzypi pod podeszwami butów. Zima trzyma mocno, od świąt minęły trzy tygodnie, a ulice, drzewa i dachy wciąż okryte są białą, ciężko warstwą puchu.
Docieram do huśtawki, z której zrzucam dłonią śnieg, i siadam na niej, ciesząc się, że ubrałam czarny płaszcz sięgający przed kolana, nie będę miała mokrych spodni tak szybko.
Muzyka sączy się powoli do moich uszu, drżę i nie jest to jedynie wina zimna. Dlaczego aż tak cierpię? Przecież to nie pierwsze w moim życiu rozstanie. Ale mam uczucie, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i nie wstawił w jego miejsce nic innego. Ziejąca pusta, jedna wielka, jątrząca się rana. Szloch przechodzi w płacz, od którego zaczyna boleć mnie głowa. Łzy płyną tak długo, aż wszystkie nie wydostaną się z moich oczu. Marznę coraz bardziej, ale to nie boli, nie tak jak list.
"Przepraszam za to, że nie potrafię kochać Cię tak jak wcześniej."
Jak mógł to zrobić? Jak dał radę kryć przede mną coś takiego i to przez miesiące? Jak mogłabym mu ponownie zaufać? Jak w takim stanie mam wrócić do Nowego Jorku i spojrzeć mu prosto w twarz? Przecież również pojawi się na rozprawie.
Kryję twarz w dłoniach, materiał rękawiczek drapie mi skórę. Jestem zmęczona i przytłoczona bólem, opuszczam więc sad, ulicą kieruję się w stronę centrum miasta. Śnieg prószy gęsto, a moje myśli biegną do Nowego Jorku. Zastanawia się, czy Bobby i Chris dają radę w "Darcy's", jak Mii układa się z nowym kolegą z pracy, czy Susan i Benjamin są oficjalnie razem, czy Pablo oświadczył się Mary w Sylwestra tak, jak planował? Wszyscy są szczęśliwi w miłości, nawet Logan w kimś się zakochał. Tylko ja zostałam sama.
Wchodzę do baru i zamawiam piwo, które wypijam w przeciągu dziesięciu minut, mimo że nie przepadam za alkoholem. Mam ochotę na więcej, ale nie mam przy sobie aż tylu pieniędzy. Z głośnym westchnieniem opuszczam lokal i kieruję się na górkę za Ośrodkiem. Stojąc na jej szczycie, wpatruję się w gwiazdy i staram się myśleć jak najmniej. Słyszę czyjś głos, spoglądam w dół - to Tobey krzyczy moje imię. Macham mu, rusza w moim kierunku.
- Co tu robisz, Rose? - pyta, gdy staje u mojego boku.
- Cześć. Próbuję zapomnieć o dzisiejszym dniu.
Zerka na mnie zaintrygowany.
- Zapomnieć? A co takiego się stało? Jednak nie dostaniesz kapucynki na urodziny?
- Nie. Mój chłopak ze mną zerwał.
Niebieskie oczy mężczyzny nie są tymi, które chciałabym teraz widzieć.
- Zerwał ze mną. Napisał, że nie kocha mnie tak ja wcześniej.
Tobey przygląda się mojej twarzy, jakby chciał ją zapamiętać, a później pochyla się ku mnie z jawnym celem, odpycham go od siebie, robię kilka kroków w tył, a ręce chowam do kieszeni.
- Wciąż go jednak kocham - tłumaczę. - Mimo że sprawił mi ogromny ból, nie potrafię ot tak przestać go kochać. - Patrzę w oczy rehabilitanta. - Dziękuję ci za wszystko, Tobey. Za pomoc z przywróceniem mnie do zdrowia. Za całą dobroć. Ale moje miejsce jest w Nowym Jorku. - Podchodzę do niego i całuję w policzek. - Żegnaj, Tobey.
- Żegnaj, Rose.
Wracam do domu, gdzie wzburzony Jamesa spaceruje po salonie i jest tak naładowany negatywną energią, że nawet Violet nie ośmiela się odezwać. Ściągam mokre rzeczy i wieszam na haczykach komody, ściągam gumkę z włosów, które opadają mi teraz swobodnie na plecy i wchodzę do salonu, gdzie wycelowane są we mnie trzy pary oczu pełne troski. Uciszam wszystkie pytania gestem dłoni.
- Już mi lepiej. To wciąż boli, ale już mi lepiej. - Posyłam babci uśmiech. - Byłam w sadzie, popłakałam i pomyślałam. Nie martwcie się o mnie i wierzcie mi, możemy w tym tygodniu wracać.
Ląduję w ramionach Maddy i Clary, a później do nocy siedzę w kuchni z Jamesem, który opowiada mi o Stokerze. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego Logan ukrywał przede mną to wszystko - miłość to czynnik sprawczy.
Pogodzona z losem zasypiam z kilkoma pytaniami w głowie.
Skoro Logan już mnie nie kocha, dlaczego napisał mi o tym wszystkim? Dlaczego tak bardzo chciał, bym poznała prawdę?
Moja miłość nie minęła, ale jeśli nie jesteśmy sobie przeznaczeni, to po powrocie z czystym sumieniem mogę zakończyć współpracę z szesnastym posterunkiem, już nic mnie tam nie trzyma.
Naff,
za SMSy, które
pomagają mi przetrwać.
:*
Uśmiechnij się!
Płacz dziecka rozlega się w całym domu, mam ochotę dołączyć do Violet. Nie daję już sobie rady z ćwiczeniami, jestem na skraju wytrzymałości, moje ciało jest bólem. Ale muszę ćwiczyć, inaczej Tobey nie pozwoli mi wrócić w tym tygodniu do Nowego Jorku.
Krople potu spływają mi po plecach, a ja staram się nie myśleć o wezwaniu, które przyszło dzisiaj do mnie faksem. Wezwanie do stawienia się sądzie za dwa tygodnie. Złapano mojego snajpera. Wreszcie wiem, kto dwukrotnie chciał mnie zabić.
Jamie Stoker.
Nie mam pojęcia, kim jest ten mężczyzna. Ani czym zawiniłam, że chciał mnie pozbawić życia.
Rozciąganie zmęczonych mięśni wywołuje u mnie kolejną falę bólu, na którą nie zwracam już uwagi. Działam jak automat, ćwiczę w domu, byle tylko jak najszybciej móc wrócić do Nowego Jorku, by jak najszybciej udało mi się wyciągnąć z kapitana lub Chigi cokolwiek na temat Stokera.
Wiem, że James coś o nim wie, gdyby tak nie było, nie zbladły na widok kopii wezwania. I nie zamknąłby się na godzinę w pokoju, by z kim porozmawiać przez telefon. Clara nie chciała mi nic powiedzieć, a babcia jedynie posyłała zatroskane spojrzenie. Jestem sfrustrowana, kończę ćwiczenia, wycieram szyję ręcznikiem i schodzę na dół do łazienki, by wziąć prysznic.
Strumienie letniej wody rozluźniają mięśnie, wraz z nimi z mojego ciała znika większość złości. Zapach szamponu jabłkowego koi moje nerwy. Jednak wraz z wodą nie znika mój niepokój, jestem pewna, że wydarzy się coś, co po raz kolejny zachwieje porządkiem mojego życia. Ten lęk nie znika, gdy ubieram getry i szary sweter, a wilgotne włosy związuję w kok. Siedząc przy biurku, wyglądam przez okno na okrytą śniegiem ulicę. Stopy odziane w ciepłe skarpetki trzymam blisko kaloryfera, by mieć dodatkowe źródło ciepła i myślę. Myślę o przyjaciołach, zastanawiam się, co robią, czy za mną tęsknią i czy się ucieszą, gdy do nich wrócę.
Z rozmyśleń wyrywa mnie pisk laptopa informujący o nadejściu nowej wiadomości e-mail. Niechętnie przenoszę wzrok z okna na ekran, dotykam myszki i poruszam nią, by obraz na nowo odżył.
W "Odebranych" czarno na białym widzę wiadomość od Logana zatytułowaną "Spowiedź grzesznika". Zaintrygowana klikam na nią, po chwili moim oczom ukazuje się treść o zaskakująco poczytnej długości - gdyby chcieć ją wydrukować, pewnie zajęłaby jakieś sześć stron, o ile nie więcej. Pobieżnie czytam tekst, a serce zaczyna mi bić szybciej i mocniej. Nie obejdę się bez herbaty przy lekturze, zmierzam więc na dół do kuchni, gdzie Madison właśnie karmi Violet . Problemy z laktacją Clary wywołane są wiekiem mojej cioci (jej zegar biologiczny niedługo się wyłączy), więc mała częściej karmiona jest właśnie przez butelkę.
Rozmawiam z babcią, dopóki herbata się nie zaparzy, po czym wracam do siebie. Czuję się psychicznie gotowa do zmierzenia się z listem Hendersona.
Zasiadam do biurka, biorę łyk herbaty i zaczynam czytać, a z każdym kolejnym akapitem zaczynam wątpić w to, że wszystko, co się między nami wydarzyło, kiedykolwiek istniało.
****
Możesz być zaskoczona tą wiadomością, ale to jedyny sposób, bym mógł wyjaśnić Ci wszystko, co muszę. Zasługujesz na prawdę jak nikt inny.
Na początku pewnie stwierdzisz, że moje pobudki były irracjonalne, że tak właściwie chroniłem ciebie, by chronić siebie. Ale musisz zrozumieć, że tym, co mną kierowało, była miłość. Miłość, o której nie marzyłem.
Przez wiele lat wątpiłem w nią, bo widziałem, jak miłość do matki, która na nią nie zasługiwała, zniszczyła mojego ojca. Przy Sheili odnalazłem coś na jej wzór i sam się sparzyłem. Życie pokazało mi, że tak naprawdę miłość nie istnieje - jest tylko wymysłem jakiś naćpanych filozofów i pisarzy.
Aż spotkałem ciebie.
Młodą, szesnastoletnią dziewczynę, która była pewna tego, co chce od życia. Dziewczynę, którą nad wszystko ceniła sobie najbliższą rodzinę. Nie jestem pewien, czy mi wybaczyłaś, dlatego pozwól, że przeproszę jeszcze raz. Przepraszam za moje słowa, nie powinienem tak obojętnie mówić Ci o śmiertelnym zagrożeniu, na jakie James był narażony. Już wiem, że mówienie "prawie tam zginął" komuś, kogo nie znam, to nie najlepszy sposób, by słownie ukazać zaistniałe ryzyko. Ten cios, to uderzenie jak najbardziej mi się należało. Żałuję jedynie, że już przy pierwszym spotkaniu doprowadziłem Cię do łez.
Ale wiedziałem, że spotkamy się znowu. Nie pomyślałbym jednak, że każde kolejne spotkanie zrodzi między nami taką więź, że zostaniemy przyjaciółmi, a z czasem pokocham Cię jak jeszcze nikogo. Nie pomyślałbym również o tym, że będę Cię aż tak ranił. Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mi wstyd za każdą naszą kłótnię, wszystkie moje uszczypliwości - szczególnie te w stosunku do Iana. Ale byłem zazdrosny. Potwornie zazdrosny, bo Cię nie upilnowałem. Nie powiedziałem Ci wcześniej, jak bardzo jesteś dla mnie ważna, ale się bałem. Pracowaliśmy razem dopiero cztery miesiące, a ja już traciłem dla Ciebie głowę, choć walczyłem z tym uczuciem. I to nie dlatego, że jesteś siostrzenicą mojego pierwszego partnera z wydziału zabójstw. Walczyłem z tym uczuciem dlatego, że nie powinienem Cię kochać. Powinienem Cię chronić! Jesteś naszą konsultantką, a jak pokazywały każde sprawy, twój bystry umysł był dla nas nieocenioną pomocą. Z czasem poczułem, że nie wyobrażam sobie, by miało cię nie być na posterunku. Budziłem się codziennie z myślą, że znowu Cię zobaczę, znowu usłyszę jakąś Twoją teorię, a serce rosło mi w piersi. Stałaś się nieodzowną częścią mojego życia. Każdego dnia patrzyłem na Ciebie i zastanawiałem się, czym sobie zasłużyłem na takie szczęście.
Na szczęście, które systematycznie niszczyłem. Każda łza, która spływała po Twoich policzkach, była dla mnie jak kolejne uderzenie w twarz. Czułem, się jak potwór. A Ty dalej przy mnie trwałaś. Piękna, mądra, lojalna. Istny anioł. Anioł, który ulitował się nad jednym z grzeszników. Dobrocią, którą mi ofiarowałaś, można by obdzielić cały świat. Ale Ty wybrałaś akurat mnie. Jak mam dziękować z to Bogu?
Kochałem Cię, Rose. Nadal Cię kocham, ale to już nie jest ta sama miłość co wcześniej. To nie może być ta sama miłość co wcześniej.
Z pewnością pamiętasz nasz pocałunek na dachu. To pewnie to wspomnienie odzyskałaś, będąc nim najbardziej zaskoczona. Nasz pocałunek - wspaniały i magiczny. Pocałowałem Cię wtedy, bo wiedziałem już o wiszącej nade mną możliwością utraty Ciebie. W chwili, gdy nasze usta się spotkały, wiedziałem już, kto próbował Cię zabić.
Tak, Rose, dobrze przeczytałaś. Po sprawie z Twoim sobowtórem dowiedziałem się, że próbę Twojego otrucia należy przypisać Jamie'mu Stokerowi. To nazwisko nic Ci nie mówi, prawda? A dla mnie było ciosem w serce. To moja wina, że próbował Cię zabić. Moja i Twojego wujka.
Jedyną sprawą moją i Jamesa była połączone śledztwo wydziału narkotykowego i wydziału zabójstw. Poszukiwaliśmy dowodów, by wsadzić za kratki Gabreila van Stocka, dilera narkotykowego holenderskiego pochodzenia, założyciela i prezesa Benedietiere Company, podejrzanego o zabójstwo dwóch detektywów nowojorskiej policji. By dotrzeć do prawdy i zdobyć niepodważalne dowody, śledziliśmy członków tejże organizacji. Takim sposobem poznaliśmy syna Gabreila. Dziewiętnastoletni wówczas Jamie przybrał bardziej brzmiące po angielsku nazwisko, którym nas jednak nie zmylił. Doprowadził nas do głównej siedziby, z której usłyszeliśmy i nagraliśmy rozmowę Gabreila z synem, w której opowiedział mu o dokonanej zbrodni. James wysłał mnie po posiłki, a sam wpadł do środka pewien, że sobie poradzi. Oboje wiemy, jak to się skończyło. Postrzałem nogi, psychiczną traumą. Gdybym go tam nie zostawił, może zarobiłby jedynie kilka siniaków, a nie walczył o życie w szpitalu, gdy Ty akurat pisałaś maturę. To było jakieś chore zrządzenie czasu, które poddało Cię kolejnej próbie, z której wyszłaś zwycięsko. Nie poddałaś się żałości, stawiłaś czoła prawdzie, podtrzymywałaś na duchu Jamesa i pomogłaś mu pogodzić się z myślą, że nie będzie mógł wrócić do czynnej służby. Zgodziłaś się na przeprowadzkę i pracę w restauracji, choć oznaczało to porzucenie dawnych przyjaciół i otoczenia.
A ja? Wsadziłem van Stocka za kratki, zeznałem na jego procesie i zebrałem laury bohatera, choć w ogóle się nim nie czułem. James pożegnał się z zawodem detektywa, a ja zająłem jego jego miejsce na szesnastym posterunku. To było takie dziwne. I niesprawiedliwe. Ale co mogłem poradzić? Słowo burmistrza, jak sama zauważyłaś przy sprawie Erica Vaughn'a, jest w Nowym Jorku prawie tak samo święte jak słowa Boga.
Po wsadzeniu do więzienia Gabreila z sześćdziesięcioletnim wyrokiem, jego syn osunął się w cień, zniknął, by z podziemia kierować organizacją. Aż do marca ubiegłego roku byliśmy pewni, że Benedietiere Company zostało rozwiązane, a jej członkowie rozproszyli się po całym kraju.
Aż nie pojawiła się Celia Shirley. Nie sądziłem, że ktoś może się tak bardzo zmienić, porzucić dobrą drogę, tak się stoczyć. Musisz zrozumieć, dlaczego byłem nieufny Twoim teoriom, które wówczas wysnuwałaś. Nie potrafiłem skonfrontować Celię, którą Ty od początku widziałaś, z obrazem Celii, który zachowałem w głowie od czasu ósmej klasy. Jednak to Ty miałaś rację. Miałaś ją, bo potrafisz obserwować. Dlaczego to Ciebie obrał sobie za swój cel? Bo jesteś wspólnym mianownikiem moim i Jamesa. Jesteś jego jedyną siostrzenicą, a moją współpracownicą, przyjaciółką, bratnią duszą, miłością. Zabijając Ciebie, zabiłby też nas - zniszczyłby nasze szczęście.
Nie mogłem mu na to pozwolić, dlatego zgodziłem się, by nasz zespół był cichym konsultantem detektywa Samuela Ambrasco, a sam podjąłem się prywatnego śledztwa: obserwowałem billingi Stokera, odkryłem pseudonim, jakim posługiwał się na czarnym rynku broni i jak był nazywany przez dilerów. Działałem w tajemnicy przed wszystkimi, jedynie kapitan Jones podejrzewał, że podporządkowałem całe swoje życie tej sprawie. Nikomu jednak o tym nie powiedział, chyba rozumiał, dlaczego to robię.
Rozwiązywaliśmy kolejne sprawy, nie wracaliśmy do naszego pocałunku, a Ty wciąż tkwiłaś w związku z O'Laughlinem. Wreszcie ujrzałem, że czujesz się przy nim bezpiecznie, a tego najbardziej chciałem - byś czuła się bezpieczna. Dlatego tuż przed swoimi urodzinami, kiedy wyznałaś Ianowi prawdę o tamtym czerwcowym wieczorze, rozmówiłem się z nim i przemówiłem do rozsądku, by Ci wybaczył, bo naprawdę go kochasz - jego, nie mnie - i z nim jesteś prawdziwie szczęśliwa. Przetrwaliście ten kryzys, ale na krótko - wciąż trudno mi uwierzyć, że Ian rzucił Cię z tak głupiego powodu, ale bądźmy szczerzy - sam nie był zbyt mądry. Przez jego czyn pozostało mi jedno - samemu Cię chronić, dać Ci jak największe poczucie bezpieczeństwa, co oznaczało również zbliżenie się do Ciebie tak jak jeszcze nigdy. Musiałem walczyć ze sobą, by pozwalać Ci wracać do domu, nie chciałem się z Tobą rozstawać, bo czułem, że tracę kontrolę nad sytuacją. Ale gdybyś zostawała ze mną, nie panowałbym nad sobą i starał się co chwila Cię pocałować. A takim zachowaniem mógłbym zniszczyć wszystko. Nie dałaś mi przecież jasno do zrozumienia, co do mnie czujesz. Aż do śmierci Charlotte byłem pewien, że widzisz mnie jedynie w roli swojego szefa i przyjaciela.
Śmierć Charlotte była wynikiem złej obserwacji detektywów zespołu Ambrasca. Wiedzieli, że kręci się przy uniwersytecie Columbia, ale nie sprawdzili powiązania między Tobą a tą uczelnią, byli pewni, że jesteś studentką Uniwersytetu Nowojorskiego. A przecież wysłaliśmy im wszystkie Twoje dane wraz z listą szkół, do których uczęszczałaś zarówno w Nowym Jorku, jak i w Wisconsin. Jak widać, nie każdy nadaje się na bycie detektywem, skoro ignoruje się dokumenty przesłane do pomocy w danej sprawie. To sprawiło, że Stoker miał otwartą drogę do dokonania zbrodni. Zamordował Charlotte, bo chciał, byś także Ty ucierpiała w jego chorej grze.
Teraz napiszę Ci o czymś, co jest tajemnicą naszego zespołu, tajemnicę, o której nie wie nikt poza mną, Chase'em, kapitanem i Gomezem. Otóż Stoker dokonał mistyfikacji zabójstwa Twojej kuzynki, Jane. Zamordował inną kobietę - dokonał tego na tym samym cmentarzu, gdzie prowadziliśmy już inną sprawę (Twoje pierwsze wspomnienie po amnezji), ucharakteryzował denatkę na Ciebie, a w pobliżu pozostawił fałszywy dowód tożsamości wskazujący na to, że ofiarą jest Jane Bennett, Angielka. To było psychicznie najcięższa sprawa, z jaką się zmierzyłem. Ale rozwiązaliśmy ją. I to właściwie dzięki Tobie - gdyby nie Wasze wspólne zdjęcie na Facebook'u, nie wiedziałbym, że Jane jest naturalną blondynką i pisałbym do Ciebie list z kondolencjami. Na szczęście, odkryliśmy prawdziwą tożsamość denatki (okazała się ona byłą członkinią Benedietiere Company), a ja odkryłem, że Stoker zamieszkał w starej hali produkcyjnej. Nie martw się o siebie, rodzinę, przyjaciół - ZŁAPALIŚMY STOKERA!!!
Nic Ci nie grozi. Musisz jedynie stawić się na rozprawie, mam nadzieję, że faks już do Ciebie dotarł.
Chciałbym wiedzieć, jak się czujesz po przeczytaniu tego wszystkiego. Wiem, że nie jest łatwo przyswoić tyle nowych informacji na raz, szczególnie, że to wszystko działo się tuż obok - pracowałaś, spędzałaś z nami czas, gdy my chwytaliśmy Twojego niedoszłego zabójcę. Znalazłaś się tak blisko niego, a jednak o tym nie wiedziałaś.
Przepraszam Cię, Rose. Za wszystko. Przepraszam Cię za to, że dopuściłem do Twojego postrzału. Omal Cię wtedy nie straciłem. Przepraszam, że nie wyznałem tego, co do Ciebie czuję, zanim ten sukinsyn prawie nie wysłał Cię na tamten świat. Przepraszam za to, że chciałem Cię pocałować w szpitalu. Przepraszam Cię za każde "Kocham cię" usłyszane w telefonie. Powinienem przyjechać do Middleton i wyznać Ci to prosto w twarz. Przepraszam za to, że nie przyjechałem na święta, a jedynie wysłałem do Ciebie Jane - po tej mistyfikacji Stokera poczułem, że musicie się spotkać. Przepraszam Cię za niebezpieczeństwo, na które przez ostatnio miesiące Cię naraziłem. Przepraszam, Rose.
Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie, w końcu jestem wielkim kłamcą. Ale chcę, byś spróbowała mnie zrozumieć. Wszystko, co robiłem, czyniłem, byś była szczęśliwa, bezpieczna i żywa. Nie liczyło się dla mnie to, co stanie się ze mną, czy ucierpię, czy moje serce pozostanie w jednym kawałku, czy może jednak będzie tworem tysiąca kawałków. Nie dbam o siebie. Jeśli po przeczytaniu tego wszystkiego czujesz się szczęśliwa, to ja też jestem szczęśliwy i już nic więcej od losu nie chcę.
Tęsknimy za Tobą. Mia jest podekscytowana każdą rozmową z Tobą. Mama chcę Cię zaprosić do nas do domu na obiad. Jest Ci wdzięczna za wsparcie, które nam okazałaś. Udało jej się. Lekarze dają jej dobre rokowania, jest duża szansa na to, że wygrała walkę z rakiem. Wciąż jest pod stałą kontrolą onkologa, ale czuje się znacznie lepiej. To dzięki Tobie. Dziękuję Ci w imieniu całej mojej rodziny.
W pracy także coraz bardziej brakuje nam Twojego poczucia humoru, sarkazmu i jasnego umysłu. Diego chyba już pogodził się z Twoją miłością do małpki, Adam, Grace i George przesyłają pozdrowienia, a kapitan każe Ci przekazać, że ci się udało, choć w to wątpiłaś.
Czego ja mogę Ci życzyć? Byś mnie nie znienawidziła. Zniosę wszystko, tylko nie nienawiść i obojętność z Twojej strony. Jestem już przygotowany na złość, smutek, założyłem zbroję, gdybyś chciała mnie pobić. Życzę Ci, a właściwie proszę: nie nienawidź mnie.
Chciałbym Cię zobaczyć. Jeden raz wystarczy. Chcę jeszcze raz spojrzeć w Twoje piękne, pełne mądrości i ciepła, szare oczy, dotknąć Twojej twarzy i usłyszeć z Twoich ust chociaż jedno słowo. To wszystko, czego chcę. To moje jedyne marzenie.
Tęsknię za Tobą, Rae.
Przepraszam za to, że nie potrafię kochać Cię tak jak wcześniej.
Wracaj szybko do zdrowia i do przyjaciół.
Z wyrazami miłości,
Logan
****
Kolejna łza spada, leci na spotkanie z drewnianym blatem starego biurka.
Kap, kap, kap.
Strumienie czarnego tuszu czynią moją twarz przerażającą, podkreślają naturalną bladość.
Kap, kap, kap.
Co mam teraz zrobić? Jak niby mam się czuć? Oszukana. Smutna. Zła. Przeraźliwie samotna i niekochana przez tego, kogo kocham najbardziej. Przytłoczona nadmiarem informacji. Pusta w środku. Pozbawiona celu i nadziei. Załamana. I tak daleka od szczęścia, jak to tylko możliwe.
Zamykam klapę laptopa i wstaję. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, wyglądam okropnie, prawie jak upiór. Rozmazany makijaż, czerwone, podpuchnięte od płaczu oczy, blada cera. Rozczochrane włosy. Smutne spojrzenie, sine usta. To nie ja. To Roseann Bennett pozbawiona uczuć, motywacji i szczęścia. To mój cień.
Schodzę na dół, gdzie barykaduję się w łazience. Zmywam resztki makijażu, nakładam krem nawilżający na twarz, po czym sięgam po szczotkę i próbuję doprowadzić moje włosy do porządku. Kiedy wyglądem bardziej przypominam człowieka niźli zombie, opuszczam pomieszczenie i wpadam na Jamesa, mało co, a zawartość kubka znalazłaby się na koszulce mężczyzny. Czuję kakao i przewraca mi się w żołądku, mam ochotę krzyczeć.
- Rose! - Blondyn przypatruje mi się uważnie. - Czy coś się stało? Płakałaś?
Wymijam wujka, zakładam zimowe buty, kurtkę, czapkę, szalik, rękawiczki i sprawdzam, czy mam w kieszeni swój odtwarzacz mp3.
- Rose! - James patrzy na mnie z troską. - Co się stało? Powiedz.
Biorę głęboki wdech, czuję nowe łzy pod powiekami. To tak bardzo boli.
- Dostałam mejla od Logana. Wiem o Stokerze. Wiem już, dlaczego dostałam to wezwanie. A teraz idę na spacer. - Otwieram drzwi, owiewa mnie mroźne, wieczorne powietrze. - A, i zostałam porzucona. Więc nie wiem, o której wrócę.
Zamykając drzwi, słyszę jeszcze ciche przekleństwo mężczyzny. Siarczysty wiatr wymierza mi policzki, dość szybko zabarwia nos na czerwono, osadza śnieg na czapce i szaliku. Ze słuchawkami w uszach brnę w śniegu, ból rozsadza mi serce, a z oczu płyną kolejne słone łzy. Kieruję się w stronę sadu dziadka, mijam kolejne martwe drzewa, śnieg skrzypi pod podeszwami butów. Zima trzyma mocno, od świąt minęły trzy tygodnie, a ulice, drzewa i dachy wciąż okryte są białą, ciężko warstwą puchu.
Docieram do huśtawki, z której zrzucam dłonią śnieg, i siadam na niej, ciesząc się, że ubrałam czarny płaszcz sięgający przed kolana, nie będę miała mokrych spodni tak szybko.
Muzyka sączy się powoli do moich uszu, drżę i nie jest to jedynie wina zimna. Dlaczego aż tak cierpię? Przecież to nie pierwsze w moim życiu rozstanie. Ale mam uczucie, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi i nie wstawił w jego miejsce nic innego. Ziejąca pusta, jedna wielka, jątrząca się rana. Szloch przechodzi w płacz, od którego zaczyna boleć mnie głowa. Łzy płyną tak długo, aż wszystkie nie wydostaną się z moich oczu. Marznę coraz bardziej, ale to nie boli, nie tak jak list.
"Przepraszam za to, że nie potrafię kochać Cię tak jak wcześniej."
Jak mógł to zrobić? Jak dał radę kryć przede mną coś takiego i to przez miesiące? Jak mogłabym mu ponownie zaufać? Jak w takim stanie mam wrócić do Nowego Jorku i spojrzeć mu prosto w twarz? Przecież również pojawi się na rozprawie.
Kryję twarz w dłoniach, materiał rękawiczek drapie mi skórę. Jestem zmęczona i przytłoczona bólem, opuszczam więc sad, ulicą kieruję się w stronę centrum miasta. Śnieg prószy gęsto, a moje myśli biegną do Nowego Jorku. Zastanawia się, czy Bobby i Chris dają radę w "Darcy's", jak Mii układa się z nowym kolegą z pracy, czy Susan i Benjamin są oficjalnie razem, czy Pablo oświadczył się Mary w Sylwestra tak, jak planował? Wszyscy są szczęśliwi w miłości, nawet Logan w kimś się zakochał. Tylko ja zostałam sama.
Wchodzę do baru i zamawiam piwo, które wypijam w przeciągu dziesięciu minut, mimo że nie przepadam za alkoholem. Mam ochotę na więcej, ale nie mam przy sobie aż tylu pieniędzy. Z głośnym westchnieniem opuszczam lokal i kieruję się na górkę za Ośrodkiem. Stojąc na jej szczycie, wpatruję się w gwiazdy i staram się myśleć jak najmniej. Słyszę czyjś głos, spoglądam w dół - to Tobey krzyczy moje imię. Macham mu, rusza w moim kierunku.
- Co tu robisz, Rose? - pyta, gdy staje u mojego boku.
- Cześć. Próbuję zapomnieć o dzisiejszym dniu.
Zerka na mnie zaintrygowany.
- Zapomnieć? A co takiego się stało? Jednak nie dostaniesz kapucynki na urodziny?
- Nie. Mój chłopak ze mną zerwał.
Niebieskie oczy mężczyzny nie są tymi, które chciałabym teraz widzieć.
- Zerwał ze mną. Napisał, że nie kocha mnie tak ja wcześniej.
Tobey przygląda się mojej twarzy, jakby chciał ją zapamiętać, a później pochyla się ku mnie z jawnym celem, odpycham go od siebie, robię kilka kroków w tył, a ręce chowam do kieszeni.
- Wciąż go jednak kocham - tłumaczę. - Mimo że sprawił mi ogromny ból, nie potrafię ot tak przestać go kochać. - Patrzę w oczy rehabilitanta. - Dziękuję ci za wszystko, Tobey. Za pomoc z przywróceniem mnie do zdrowia. Za całą dobroć. Ale moje miejsce jest w Nowym Jorku. - Podchodzę do niego i całuję w policzek. - Żegnaj, Tobey.
- Żegnaj, Rose.
Wracam do domu, gdzie wzburzony Jamesa spaceruje po salonie i jest tak naładowany negatywną energią, że nawet Violet nie ośmiela się odezwać. Ściągam mokre rzeczy i wieszam na haczykach komody, ściągam gumkę z włosów, które opadają mi teraz swobodnie na plecy i wchodzę do salonu, gdzie wycelowane są we mnie trzy pary oczu pełne troski. Uciszam wszystkie pytania gestem dłoni.
- Już mi lepiej. To wciąż boli, ale już mi lepiej. - Posyłam babci uśmiech. - Byłam w sadzie, popłakałam i pomyślałam. Nie martwcie się o mnie i wierzcie mi, możemy w tym tygodniu wracać.
Ląduję w ramionach Maddy i Clary, a później do nocy siedzę w kuchni z Jamesem, który opowiada mi o Stokerze. Teraz lepiej rozumiem, dlaczego Logan ukrywał przede mną to wszystko - miłość to czynnik sprawczy.
Pogodzona z losem zasypiam z kilkoma pytaniami w głowie.
Skoro Logan już mnie nie kocha, dlaczego napisał mi o tym wszystkim? Dlaczego tak bardzo chciał, bym poznała prawdę?
Moja miłość nie minęła, ale jeśli nie jesteśmy sobie przeznaczeni, to po powrocie z czystym sumieniem mogę zakończyć współpracę z szesnastym posterunkiem, już nic mnie tam nie trzyma.
Po raz drugi i nie ostatni...
Tak każdy Cleo ma wady, ale widać, że to wszystko bo ją kocha :) Tylko szkoda mi biednej Rose :(
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze jest świetny moja kochana :*
Magdycja
Cieszę się bardzo, że Ci się podoba :)
UsuńDziękuję za komentarz :**
Kurczę, Logan, cholero, ale zamęt wprowadzasz.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony w pełni to rozumiem. Chciał ją chronić, robił to tak, jak umiał najlepiej, pojawiły się uczucia i nieco skomplikowały sprawę, bo nie wmówisz mi, że tak nie było. Z drugiej, konfrontując to z końcówką poprzedniego rozdziału, zgrzyta mi to i nie bardzo potrafię to zaakceptować i zrozumieć. "Nie kocham Cię tak jak kiedyś" - więc jak kochasz? Bo w takim razie coś z tej miłości zostało. I co teraz? Wcale się nie dziwię, że Rose jest załamana i ma zamęt w głowie i pewnie w sercu. Przed nią naprawdę ciężki okres, skoro rozprawa Stokera tuż-tuż, a tu jeszcze Logan dokłada swoje. Szczerze mówiąc, to ten rozdział nie wzbudził we mnie pozytywnych odczuć, ale nie jest to jednoznaczne z tym, że mi się nie podobało.
Pozdrawiam serdecznie
Laurie
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że rozdział nie wzbudził w Tobie pozytywnych emocji, o to mi właśnie chodziło przy tym rozdziale :)
Usuń"Nie kocham Cię tak jak wcześniej" - to jak kocha? Może mocniej? Dlaczego rozpatrujesz to pojęcie jedynie w negatywną stronę. Logan nie określił dokładnie, co się stało z jego miłością. Rose podejrzewa, że to uczucie całkowicie zniknęło... By poznać odpowiedź na to pytanie, należy mieć cierpliwość i wytrwać do rozdziału 53 ;)
Dziękuję za komentarz :*
Również pozdrawiam!
W perspektywie poprzedniego rozdziału można odnieść negatywne odczucie, choć nie wykluczam, że zniknęła. Może źle dobrałam słowa, ale raczej chodziło mi o to, jak ta miłość się zmieniła. Jak teraz kocha? Mocniej, słabiej, już jak nie kobietę? Możliwości jest sporo. Nie wiem, czasami Logana trudno jest ogarnąć, zwłaszcza w takich chwilach. Zresztą doszłam do wniosku, że na ten rozdział, zwłaszcza na list Logana spojrzałam trochę z perspektywy swoich bohaterów. Ach ta trudna miłość :)
UsuńPozdrawiam
Laurie
Wreszcie ktoś jawnie nazywa Logana osobą nie do ogarnięcia :D Czasami sama mam problem ze zrozumieniem, co mu siedzi w głowie.
UsuńA co piszesz? :>
Czyżbym powiedziała coś nie tak? No ideałem to Logan od początku nie był, ale to właśnie jest w nim najlepsze. Ideały są nudne.
UsuńGłównie fanfiki do mang, przynajmniej w tej chwili. Nie proś mnie o gatunki, bo nie umiem ich określić: trochę fantastyki, trochę romansu, trochę przygodówki, wątki kryminalne też się czasami znajdą.
Laurie
Nie, nie powiedziałaś nic nie tak :) Zgadzam się - ideały są nudne.
UsuńTak się składa, że zdarza mi się czytać mangi. Fanfiki których dokładnie piszesz?
Na chwilę obecną D.Gray-Mana, choć coraz bardziej jest to historia autorska, Katekyo Hitman Reborn, dzisiaj zawieszona historia na podstawie Bleacha oraz Psycho-Pass. Zdarzały się też inne, ale większość jest już pokończonych.
UsuńLaurie
Jak przeczytałam tą dedykację to zachciało mi się płakać :c dziękuję. To takie kochane i umacniające, szczególnie, że ostatnio nie układa mi się zbyt dobrze. Dziękuję! *tula*. Twoje smsy są dla mnie tak samo pokrzepiające <3 pisanie do ciebie listów i staranie się przy wypiekach tak samo. Dodaje mi to radości.
OdpowiedzUsuńNo i dochodzimy w końcu do tego zacnego momentu, kiedy Rose dostaje e-maila od Logana! (ps. przypomniało mi się! Jedna babeczka dla ciebie jest w kształcie różyczki - z myślą o Rose <33).
Miłość jest tylko wymysłem jakiś naćpanych filozofów i pisarzy? AHAHAHAHA! Logan! You made my day! Cleo, ty to słyszysz? Naćpane jesteśmy. A, no w sumie u siebie to się nie dziwię. Czasami rzeczywiście wyglądam, jakbym z krainy grzybów wyszła, huehue, tak bardzo.
Ach, te cudowne wspomnienia. Chociaż wiem, że nie będą prowadzić do niczego dobrego!
Nie no, w sumie aniołem bym Rose nie nazwała, ale rozumiem zakochanego Logana. Ukochany zawsze idealizuje swoją miłość! Gdzie to było..? czekaj... Pisałam o tym pracę maturalną. Ten no... Werter? A, no chyba Werter! *po szkole złapała ją skleroza*
Pewnie, że jej nie kochasz tak jak wcześniej! Bo kochasz ją mocniej!
No, pewnie, że Stoker chciał zabić Rose bo była najważniejsza dla Jamesa i Logana, chociaż... uważam, że te jego próby miały aż za morderczo psychiczną pasję :o
Samo wspomnienie o Ianie przyprawia mnie o atak śmiechu. Co to był za debil. Dobrze, że Rose już z nim nie jest i mam nadzieję, że nigdy więcej go nie ujrzy...
I tu się ukazuje... POTĘGA FEJSBUUUUKA *mroczny głos z zaświatów*
Mama Logana wygrywa walkę z rakiem! TAAAAK!
Ten list... jest pełen miłości. Ogromnej miłości. Normalnie jeszcze takiej u Logana nie widziałam.
No, w sumie jestem zadziwiona, bo Logan wcale mnie nie wkurzył. Nie widzę w sumie nic złego w jego liście, pomijając to jego: nie potrafię cię kochać tak jak wcześniej - bo Rose przecież zrozumiała to źle. W rzeczywistości jest inaczej, prawda? Logan dalej ją mocno kocha. Czo ten Logan? W łeb chce patelnią? Domestosem po oczach? Przywiązać do grzejnika go mam? Nathielem poszczuć? O, to by była najgorsza kara.
To spotkanie z Tobey'em było nadzwyczaj szybkie :o aż za szybkie.
Koniec był dobry. Rose nie jest głupia i wie, że Logan nie bez powodu jej o tym wszystkim opowiedział. Ja mu się nie dziwę, że ukrył prawdę o Stokerze, bo to w trosce o nią i o to nie mam do niego kompletnie żadnego żalu :c.
Rose, głupia, dlaczego od razu chcesz kończyć współpracę z 16 posterunkiem? Ach, idę naszykować nóż kuchenny!
Rozdział bardzo fajny. Taki... refleksyjny w dużej mierze. Podoba mi się i nie mogę się doczekać rozprawy i dramatu. Ohohoho! Mam nadzieję, że nic mnie nie zaskoczy, bo tego nie lubię :c
Czekam <3
Babeczka w kształcie różyczki?! :o Naff, kocham Cię!!! <3
UsuńMoje naćpanie jest wynikiem picia zbyt mocnej herbaty ^.^
Dlaczego dziwi Cię ta "morderczo psychiczna pasja"? Przecież Stoker to prawdziwy psychopata!
Werter i te jego cierpienia... Nie lubiłam go, bo się idiota nie umiał porządnie i szybko zabić *Cleo, taka pogarda dla samobójcy*
Nie mogę Ci obiecać, że nic Cię nie zaskoczy w kolejnym rozdziale, skoro Logan sam będzie w nim zaskoczony. Przekonamy się w Wigilię ;)
Nie wkurzył Cię? Kurde, nie udało mi się. A już się kończą rozdziały irytujące, zmierzam teraz do tych radosnych.
Dziękuję za komentarz :**
Czekam na przesyłkę ^.^
Jeeej! Tyle miłości ^___^ uwielbiam sprawiać komuś radość!
UsuńTo herbatą idzie się naćpać? Byłam u ciebie, wypiłam z 10 herbat i nie byłam naćpana! XDD może rzeczywiście jestem stalowa :o
No, w sumie fakt. Stoker to czysty pszychopata. Nie no. Może się nie myje, więc niech brudny będzie.
Hahahaha XDDD dobreeee! Ja w sumie za Werterem też nie przepadałam. Nie lubię skrajnych romantyków-poetów , którym odpiernicza, a potem idą się zabić, bo świat taki zły D: wiele lektur polegało właśnie na tym... Czym oni nas w tych szkołach karmili?
Chcesz mnie zaskoczyć i doprowadzić do zawału w Wigilię? No, nie! Chcesz mi święta zepsuć XD?!
No, bo to Logan, bądźmy szczerzy. Na niego zawsze łagodniej patrzę, huehue. Poza tym wiem, że to wszystko zrobił z miłości. Jedyna wada to tylko ten jego niepotrzebny tekst na koniec. Za to mogłabym go przywiązać do grzejnika i torturować całe święta C:
Przesyłka poleci za jakąś godzinę <3
Wypiłaś około 10 herbat w dwa dni, nie w ciągu pięciu godzin :P Nie znasz jeszcze potęgi herbaty :3
UsuńZgadzam się. Też jestem romantyczką, ale ja zamiast się zabijać, bo świat wokół taki zły, wolałabym coś napisać ;)
Nie! Nie powinnaś dostać zawału, raczej będziesz się cieszyć ;)
Taa, miłość do fikcyjnych bohaterów sprawia, że jesteśmy w stanie wiele im wybaczyć ;)
Mam nadzieję, że w poniedziałek dotrze i będę mogła skosztować Logana ^.^
Znam, oj, znam, ale nie chcę tego praktykować zbyt często, bo potem mam problemy XD.
UsuńBo warto jest być zdrowym romantykiem <3
Będę się cieszyć :o? Serio? A to nie wtedy Rose miała uciec z płaczem?
Dokładnieeeee! Miłość do fikcyjnychy bohaterów wybacza tak wiele <333...
O NIE! Chcesz skosztować Logana?! XD Ugryziesz go? Nieładnie, Cleo, nieładnie! W sumie to... martwię się, że mógł nie dojść w całości D: był taki kruchy. Ledwo mu skleiłam nogę i nie mam pewności, że mu znowu nie odpadła!
Rose ucieknie z płaczem w 53 rozdziale, w 52 coś Loganowi wyzna... ;)
UsuńSkosztuję Logana, a co! :P Ale zrobię to dopiero po świętach, wcześniej spędzi czas w mojej szarej torebce... :3
Aaa, takie buty! A myślałam, że to będzie w 52 :3.
UsuńNo, ja nie wiem czy on w tej torebce przeżyje XDD
Przeżyje, nie martw się o niego ;)
UsuńRaczej bój się. że nie dożyje świąt... BUAHAHAHA!
Moja silna wola wcale nie jest taka silna.
To zabrzmiało... psychopatycznie, Cleo XD. Zaczynam się ciebie bać. Może... może ja się odsunę w szary kąt :o?
UsuńHuehue, a teraz właśnie piekę ciastka Nathiela i ciastkę (ciastkę? LOL) Laurę. Łiiii! Chętnie upiekłabym całą rodzinę ciastków, ale... nie starczyło ciasta XD.
Przecież powszechnie wiadomo, że jestem psychopatką :P
UsuńOoo, to ja chcę ich zdjęcia!
A rysunek Cleo i Królik na wystawie sukien ślubnych mnie powalił! Świetny!!!! <3
Wcale nie! Jak u ciebie spałam to nie wyglądałaś jak psychopatka, tylko całkiem miła i grzeczna Cleo! Nawet do kościoła poszłaś, a przecież takie szatany (jak np. ja) tam nie chodzą! ...Matko, i teraz sobie zdałam z czegoś sprawę. Jak Lauriel wezmą ślub, skoro Nathiel jest demonem :o
UsuńJeeeej XD! Też mi się podobał! A na końcu był rysunek nas wszystkich <3 łiii. Zaraz podeślę ci na fejsa!
Wiesz, Naff, mój wewnętrzny psychopata włącza się tylko w szczególnych sytuacjach. Podczas wizyty nic mnie nie zdenerwowało (poza chorobą, ale to się wytnie ;)), więc nie poznałaś Cleo-psychopatki.
UsuńIstnieje coś takiego, jak ślub cywilny :P A tak właściwie nie wiadomo, czyjego kraju obywatelami są Laura i Nathiel... Jakby co, wciśnij ich do jakiegoś USC ;)
Hmm... a Logan jest ateistą... Choć nie, po postrzale Rose znowu chodzi do kościoła.. Czyli ślub się odbędzie zgodnie z planami :3
Wiesz, że na każdym Twoim rysunku wyglądamy jeszcze lepiej? :D
Ten list nawet nie był taki straszny jak myślałam, że będzie. A ze względu na to „nie potrafię kochać tak jak wcześniej” poszukałam cytat. xD
OdpowiedzUsuń“Where are those happy days, they seem so hard to find
I tried to reach for you, but you have closed your mind
Whatever happened to our love?
I wish I understood
It used to be so nice, it used to be so good”
W sumie to musi być między nimi dobrze, ale na tym etapie to wydaje mi się, że pasuje idealnie. Bo Rose myśli, że Logan jej nie kocha, a on sam nie zadeklarował w jaką stronę te uczucia się zmieniły.. Czy są mocniejsze czy słabsze.
Mam tylko taką nadzieję, że Logan zawalczy o Rose, a ona mu wybaczy.
I przykro jest czytać o Rose, że cierpi i płacze tak dużo. :(
Czekam na next ;)
Uprzedzałam, że pojawią się dramaty, co u mnie definiuje się kłótnią i wielką ilością wylanych łez.
UsuńAle spokojnie, to jeszcze nie koniec ;) Oboje będą walczyli o swoją miłość, niepewni uczuć, ale pewni, że chcą być razem :)
Ciekawy cytat i mnie też pasuje do tego rozdziału :D
Dziękuję za komentarz :*
Świetny rozdział tylko smutny... biedna Rose. A Logan strasznie namieszał w tym liście! Przecież doskonale wiem, że on ją kocha! No cóż, zobaczymy co w kolejnym. Jestem bardzo ciekawa jak zdrowie fizyczne Logana... no i jak przeminie rozprawa. Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńMoim zamiarem było stworzyć smutny rozdział, jak widzę, udało mi się to :)
UsuńLogan może i namieszał, ale też i wyznał prawdę. Choć wciąż nie całą.
Jak zdrowie fizyczne? To się okaże już niebawem ;) Rozdział 52 będzie pierwszą częścią rozprawy Stokera.
Dziękuję za komentarz :*
Kurde jak sie ciesze ,że ona z nim nie będzie .( na czy fajnie by było jakby ) Nie to że jestem bez uczuć czy coś ,ale lubię jak opowiadania kończą się tak dziwne ,typu wielka miłość i duuup wszyscy giną :) świetny rozdział w ogóle świetne opowiadanie ,masz talent ... twoje opowiadanie zachęca do czytania i ciesze się że na nie trafiłam:)
OdpowiedzUsuńMiło mi przeczytać tak miły komentarz :)
UsuńAle mam pytanie: Kim jesteś? W ogóle się nie podpisałaś, a ja lubię znać moich czytelników, dlatego proszę o podpis następnym razem, wystarczą jakieś inicjały czy nick :)
Akurat to opowiadanie skończy się happy endem. Twoje podejrzenie każe mi stwierdzić, że nie przeczytałaś całej Rozważnej. Popraw mnie, jeśli się mylę ;)
Dziękuję za komentarz :*
Pozdrawiam!
Masz racje nie przeczytałam , ale nadrabiam zaległości :) / Karolina
UsuńAle wyczułam :D No nic, miłej lektury życzę :)
UsuńI liczę na kolejne komentarze z uwagami, co Ci się nie podoba, a co tak. Jeśli masz jakieś pytania, co do bohaterów, śmiało pytaj w zakładce "Zapytaj". :)
Pozdrawiam!
Przybywam i z góry przepraszam,że tak długo mnie tu nie było. I może nie być, bo perspektywa konkursu czai się tuż za rogiem. Sama piszę komentarz z telefonu *nareszcie mogę komentować bez wchodzenia na laptopa, ale jednak pisząc komentarz najpierw w notatniku czułam się lepiej*. Dziś krótko. :)
OdpowiedzUsuńKochana Droga Rose!- Nie skopiowało mi tu tego przekreślenia. Ale to właśnie ono ukłuło mnie w serduszko.
list Logana jest taki szczery i na swój sposób wzruszający. Daje do myślenia. Detejtyw wyjawia w nim całą prawdę. Wciąż rozkminiam to, co było w nim napisane.
Zwłaszcza te słowa. Że Logan nie potrafi już kochać Rose jak dawniej.
Wyczuwam dramat. Wyczuwam ból, cierpienie i kryzys Rogan. Ale to będzie dla nich próbą, więc chyba nie ma tak źle.
kolejny rozdział postaram się nadrobić jeszcze dziś. Biologia mnie odciąga podczas gdy ja chętnie zjadłabym czekoladę. Ona ucierpiała przy czytaniu rozdziału. Rest in peace.
Cóż. Kolejny komentarz coming soon. ;)
`Króliczek na poważnie.
Jest, Króliczek dotarł na Rozważną jeszcze przed swoimi u...! <3 Miło mi :3
UsuńDramaty czekają, aż je przeczytasz ;)
No tak, biedna Rosie. Ale niedługo wreszcie będzie szczęśliwa :3
Dziękuję za komentarz! :3
Kompletnie nie czaję! Jak to Logan kogoś poznał? Dlaczego teraz gdy wszystko ma szansę się ułożyć to on wyskakuje z takim tekstem? Nie wierzę, że nagle przestało mu zależeć, skoro jeszcze chwilę wcześniej wspominał ją przy walce ze Stokerem i to dało mu siły do działania. To zupełnie wykluczone by w ciągu tak krótkiego czasu poznał kogoś, więc to musi być jakaś wymówka by nie zbliżać się do Rose. Tylko dlaczego? Dlaczego teraz, gdy wszystko zmierza do dobrego, a Stoker wreszcie jest złapany? Oh ty chyba nigdy nie dasz im się w spokoju sobą nacieszyć!
OdpowiedzUsuńDobra, lecę do tego, czyli 51;D
Nie no ty mnie zbijesz! Poważnie? Po tym wszystkim, co się stało Logan doszedł do wniosku, że nie kocha jej tak jak wcześniej? W pewnym sensie rozumiem, bo jak się człowiek nastawi, że nigdy nie będzie z ukochaną osobą i utwierdza się w tym przekonaniu przez długi czas to uczucie może przygasnąć i minąć. Ale zupełnie nie spodziewałam się, że coś takiego nastąpi u Logana. Przecież wydawało się, że to w nim rośnie, a nie maleje. Nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. Jestem w ogromnym szoku...
Aż chyba wygospodaruję chwilę by przeczytać kolejne dwa rozdziały.
Aggggrrrr!