W dniu dzisiejszym pragnę z całego serca złożyć Wam najlepsze życzenia świąteczne.
Byście byli zdrowi i weseli, by pogody ducha nigdy Wam nie zabrakło.
Czasu spędzonego z rodziną przy choince, kolędowania ile sił w płucach.
Wspaniałych prezentów ;)
Uczuć nie da się tak łatwo zapomnieć.
Zwłaszcza miłości,
która bywa silniejsza od śmierci
~z rozmyśleń własnych
Powrót. Jedno słowo, które kojarzyło mi się z czymś dobrym. Powrót do domu po szkole oznaczał kolejny czas spędzony z rodzicami. Powrót do szkoły po feriach czy dłuższej chorobie oznaczał spotkania z przyjaciółmi na szkolnych korytarzach, kolejną dawkę wiedzy do przyswojenia i następne plotki do usłyszenia. Po śmierci rodziców powrót do Wisconsin na wakacje był czymś strasznym, bo związanym ze smutkiem, którym żyła jedenastoletnia sierota. Później wracałam tam tyle razy, że pożegnania i powroty stały się w moim życiu czymś naturalnym i znajomym, czymś koniecznym. Jednak mimo upływu lat zawsze czekałam na powroty z utęsknieniem.
Aż do teraz.
Powrót do Nowego Jorku był jednym z najcięższych, jakie doświadczyłam. Uczucie odrzucenia pojawiało się za każdym razem, gdy moje myśli biegły ku Loganowi. Nawet perspektywa spania we własnym łóżku i spotkania z przyjaciółmi nie mogła zagłuszyć lęku przed rozprawą, na której mamy pojawić się z Jamesem już za godzinę.
Nerwowo chodzę po pokoju, szukając srebrnych kolczyków i próbując nie zabić się o dywan. Chyba obcasy to nie jest aż tak dobry pomysł. Mimo ogromnych ilości podkładu i pudru, a także różu, nie udało mi się rozświetlić twarzy na tyle, by ukryć moją bladość. Spoglądam w lustro - strasznie zmizerniałam, kości policzkowe wyglądają tak, jakby za moment miały przebić mi skórę. Przez ostatnie dni byłam tak zestresowana, że cudem było każde zjedzone przeze mnie śniadanie. Przyrzekam, jak tylko rozprawa się skończy, a Stoker trafi do więzienia, pojadę z Jamesem do Maca na wielkiego shake'a waniliowego albo zjem tyle zapiekanki warzywnej Chrisa, ile zdołam.
Zbieram ze stolika chusteczki, portfel, telefon i pomadkę, pakuję to do szarej torebki i zerkam w lustro. Wyglądam, jakbym szła na czyjś pogrzeb, a nie do sądu, ale tak się właśnie czuję. Czarna baskinka, czarny żakiet, czarna spódnica przed kolana, czarne rajstopy i buty - oto zimowa moda według Rose Bennett. Jedynie dodatki psują ten żałobny efekt - srebrne kolczyki odbijają światło, a serduszko na błękitnym sznurku rozjaśnia nadgarstek. Dobrze wiem, dlaczego założyłam tę bransoletkę - przypomina mi ona Logana, gdy był jeszcze we mnie zakochany. Nie chcę porzucać tego wspomnienia, to jeszcze nie ten czas.
Włosy zebrane w kok trzymają się mocno głowy, czarna kredka na oczach podkreśla cienie pod nimi. Uśmiecham się do swojego odbicia ironicznie. Tak, tak właśnie wygląda rekonwalescentka powracająca po trzech miesiącach rehabilitacji. Powinno się mnie zamknąć w jakimś cyrku jako "obiekt nieudolnej próby mejlowego zerwania i pseudoterapii pourazowo-traumatycznej."
Opuszczam pokój i kieruję się do kuchni, gdzie James ubrany w swój weselny garnitur kończy pić kawę, przed nim dostrzegam talerz z okruszkami. Również powinnam coś zjeść przed wyjściem, ale mam tak ściśnięty żołądek, że połówka tosta z masłem, którą chcę przełknąć, prawie ląduje z powrotem na talerz. Adrenalina wywołana przez stres krąży w moich żyłach i wyostrza zmysły. Słyszę każde uderzenie zegara, ruch wskazówek, brzęk filiżanki o spodek, kroplę wody kapiącą z kranu, a wszystkie te dźwięki wywołują u mnie chęć mordu. Staram się uspokoić poprzez serię oddechów, które zalecał mi Tobey, by moje żebra nie były za bardzo rozciągane przez płuca, ale to nie pomaga. Jeśli zaraz nie wyjdę na dwór, dostanę szału.
- Czy możemy już iść? - pytam wujka, gdy sięga po przewieszoną przez krzesło marynarkę.
- Oczywiście. Za dwie minuty przy samochodzie.
Ubieram płaszcz w pół minuty i zbiegam po schodach, wymijam restauracyjną kuchnię, z której dochodzą aromatyczne zapachy i tylnymi drzwiami wydostaję się na zewnątrz.
Zima w Nowym Jorku nie przypomina zimy w Middleton nawet w najmniejszym stopniu. Jest chłodno i wietrznie, ale brakuje tego białego puchu, w którym chciałoby się zanurzyć gołe ręce. Brakuje wirujących między ludźmi płatków śniegu, nie słychać piszczących dzieci toczących ze sobą bitwy na śnieżki. Jest szaro i ponuro, chmury wiszą nisko nad miastem, zwiastując deszcz. Magia zimy gdzieś odeszła, pozostawiając po sobie jedynie małe wysepki śniegu na chodnikach i trawnikach. Pogoda nie sprzyja mojemu dobremu humorowi, który pozostawiłam przy babci Maddy w Wisconsin.
Wsiadam do samochodu, gdy tylko James odblokowuje alarm, chcę jak najszybciej znaleźć się w sądzie, usłyszeć wyrok i wrócić do mieszkania. Chcę zamknąć kilka spraw i spróbować prowadzić w Nowym Jorku takie samo życie jak przed postrzałem. Chcę wrócić na uczelnię, znowu spotykać się z przyjaciółmi i pomóc przy jeszcze kilku śledztwach. Dobrze wiem, że nie dam rady pracować z Loganem przy boku zbyt długo. dlatego planuję odwiedzić posterunek po całej tej rozprawie i zmienić postanowienia mojej umowy o współpracę. Do końca lutego raczej wytrzymam, później będę musiała skupić się na studiach i zacząć przygotowania do egzaminów. Za mniej niż pół roku chcę trzymać w rękach kolejny dyplom i iść do pracy, nie mogę wciąż tkwić w restauracji lub wśród detektywów, to nie są moje światy, nie będę czuła się w nich szczęśliwa. Moja przyszłość to laboratorium genetyczne lub poradnia psychologiczna. Tego chcę - pomagać innym jak najlepiej umiem.
Zajeżdżamy pod ogromny gmach jednego z nowojorskich sądów. Czuję dziwny ścisk w żołądku, już za kilka minut spotkam się z kolegami z pracy i wreszcie się dowiem, dlaczego tyle razy byłam w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Gotowa? - James staje u mojego boku i wyciąga ku mnie ramię, które ujmuję nieskora do wypowiedzenia chociażby jednego słowa.
Wchodzimy po schodach do środka, marmurowe wnętrze budynku jest surowe, a panująca tutaj atmosfera przypomina pogrzebową. Czyli ubrałam się odpowiednio do sytuacji.
James rozgląda się wokół, wyraźnie kogoś szuka, ciągnie mnie za ramię ku północnemu skrzydłu.
- Tam są! - Wyciąga rękę i wskazuje mi kapitana i Chigi.
Podchodzimy do nich, mężczyźni uśmiechają się do mnie, ale ja nie potrafię tego odwzajemnić. Diego zbliża się do mnie z rozpiętymi ramionami, wiem, co mnie czeka. Tuli mnie do siebie, a ja uświadamiam sobie, jak bardzo tęskniłam za meksykańskim przyjacielem. Oddaję mocno uścisk.
- Witaj z powrotem, Rosie. - Głos Gomezajest ciepły, słychać w nim znajome cienie rozbawienia. - Cieszę się, że znowu mamy cię na pokładzie.
- Ja też się cieszę, Diego - odpowiadam, a na mojej twarzy, ku mojemu zaskoczeniu, pojawia się blady uśmiech. Ciemnowłosy samą swoją obecnością i bliskością poprawił mi humor.
Wyplątuję się z jego objęć i podchodzę do Adama, z którym witam się tak samo, jak nasz kolega przywitał mnie chwilę temu.
- Cześć, Adam.
- Witaj, Rosie. Jak się czujesz? - Chase jest opiekuńczy jak zawsze. Mój kolejny starszy brat.
- Dobrze, dziękuję. Jak się mają Grace i George?
- Mały jest odrobinę przeziębiony, ale poza tym rozrabia ile może.
Odwracam się teraz do Jonesa, wyciągam ku niemu dłoń na powitanie, ale zostaje ona zignorowana, a ja ląduję także w jego ramionach. Nie spodziewałam się tak ciepłego przywitania po czterech miesiącach, wzrusza mnie to i ogromnie cieszy, moja detektywistyczna rodzinka naprawdę się za mną stęskniła.
- Jak miło mi mieć cię z powrotem, Rosie! - Twarz Bena rozświetla promienny uśmiech. - Czy jesteś gotowa na powrót do czynnej służby? - pyta, a ja wybucham śmiechem.
- To brzmi, jakbyś brał ją do wojska - zauważa James, na co Jones jedynie wzrusza ramionami.
- A co, policja a wojsko to nie to samo?
- Chyba będę musiał cię rozczarować, ale nie.
Aż do teraz.
Powrót do Nowego Jorku był jednym z najcięższych, jakie doświadczyłam. Uczucie odrzucenia pojawiało się za każdym razem, gdy moje myśli biegły ku Loganowi. Nawet perspektywa spania we własnym łóżku i spotkania z przyjaciółmi nie mogła zagłuszyć lęku przed rozprawą, na której mamy pojawić się z Jamesem już za godzinę.
Nerwowo chodzę po pokoju, szukając srebrnych kolczyków i próbując nie zabić się o dywan. Chyba obcasy to nie jest aż tak dobry pomysł. Mimo ogromnych ilości podkładu i pudru, a także różu, nie udało mi się rozświetlić twarzy na tyle, by ukryć moją bladość. Spoglądam w lustro - strasznie zmizerniałam, kości policzkowe wyglądają tak, jakby za moment miały przebić mi skórę. Przez ostatnie dni byłam tak zestresowana, że cudem było każde zjedzone przeze mnie śniadanie. Przyrzekam, jak tylko rozprawa się skończy, a Stoker trafi do więzienia, pojadę z Jamesem do Maca na wielkiego shake'a waniliowego albo zjem tyle zapiekanki warzywnej Chrisa, ile zdołam.
Zbieram ze stolika chusteczki, portfel, telefon i pomadkę, pakuję to do szarej torebki i zerkam w lustro. Wyglądam, jakbym szła na czyjś pogrzeb, a nie do sądu, ale tak się właśnie czuję. Czarna baskinka, czarny żakiet, czarna spódnica przed kolana, czarne rajstopy i buty - oto zimowa moda według Rose Bennett. Jedynie dodatki psują ten żałobny efekt - srebrne kolczyki odbijają światło, a serduszko na błękitnym sznurku rozjaśnia nadgarstek. Dobrze wiem, dlaczego założyłam tę bransoletkę - przypomina mi ona Logana, gdy był jeszcze we mnie zakochany. Nie chcę porzucać tego wspomnienia, to jeszcze nie ten czas.
Włosy zebrane w kok trzymają się mocno głowy, czarna kredka na oczach podkreśla cienie pod nimi. Uśmiecham się do swojego odbicia ironicznie. Tak, tak właśnie wygląda rekonwalescentka powracająca po trzech miesiącach rehabilitacji. Powinno się mnie zamknąć w jakimś cyrku jako "obiekt nieudolnej próby mejlowego zerwania i pseudoterapii pourazowo-traumatycznej."
Opuszczam pokój i kieruję się do kuchni, gdzie James ubrany w swój weselny garnitur kończy pić kawę, przed nim dostrzegam talerz z okruszkami. Również powinnam coś zjeść przed wyjściem, ale mam tak ściśnięty żołądek, że połówka tosta z masłem, którą chcę przełknąć, prawie ląduje z powrotem na talerz. Adrenalina wywołana przez stres krąży w moich żyłach i wyostrza zmysły. Słyszę każde uderzenie zegara, ruch wskazówek, brzęk filiżanki o spodek, kroplę wody kapiącą z kranu, a wszystkie te dźwięki wywołują u mnie chęć mordu. Staram się uspokoić poprzez serię oddechów, które zalecał mi Tobey, by moje żebra nie były za bardzo rozciągane przez płuca, ale to nie pomaga. Jeśli zaraz nie wyjdę na dwór, dostanę szału.
- Czy możemy już iść? - pytam wujka, gdy sięga po przewieszoną przez krzesło marynarkę.
- Oczywiście. Za dwie minuty przy samochodzie.
Ubieram płaszcz w pół minuty i zbiegam po schodach, wymijam restauracyjną kuchnię, z której dochodzą aromatyczne zapachy i tylnymi drzwiami wydostaję się na zewnątrz.
Zima w Nowym Jorku nie przypomina zimy w Middleton nawet w najmniejszym stopniu. Jest chłodno i wietrznie, ale brakuje tego białego puchu, w którym chciałoby się zanurzyć gołe ręce. Brakuje wirujących między ludźmi płatków śniegu, nie słychać piszczących dzieci toczących ze sobą bitwy na śnieżki. Jest szaro i ponuro, chmury wiszą nisko nad miastem, zwiastując deszcz. Magia zimy gdzieś odeszła, pozostawiając po sobie jedynie małe wysepki śniegu na chodnikach i trawnikach. Pogoda nie sprzyja mojemu dobremu humorowi, który pozostawiłam przy babci Maddy w Wisconsin.
Wsiadam do samochodu, gdy tylko James odblokowuje alarm, chcę jak najszybciej znaleźć się w sądzie, usłyszeć wyrok i wrócić do mieszkania. Chcę zamknąć kilka spraw i spróbować prowadzić w Nowym Jorku takie samo życie jak przed postrzałem. Chcę wrócić na uczelnię, znowu spotykać się z przyjaciółmi i pomóc przy jeszcze kilku śledztwach. Dobrze wiem, że nie dam rady pracować z Loganem przy boku zbyt długo. dlatego planuję odwiedzić posterunek po całej tej rozprawie i zmienić postanowienia mojej umowy o współpracę. Do końca lutego raczej wytrzymam, później będę musiała skupić się na studiach i zacząć przygotowania do egzaminów. Za mniej niż pół roku chcę trzymać w rękach kolejny dyplom i iść do pracy, nie mogę wciąż tkwić w restauracji lub wśród detektywów, to nie są moje światy, nie będę czuła się w nich szczęśliwa. Moja przyszłość to laboratorium genetyczne lub poradnia psychologiczna. Tego chcę - pomagać innym jak najlepiej umiem.
Zajeżdżamy pod ogromny gmach jednego z nowojorskich sądów. Czuję dziwny ścisk w żołądku, już za kilka minut spotkam się z kolegami z pracy i wreszcie się dowiem, dlaczego tyle razy byłam w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Gotowa? - James staje u mojego boku i wyciąga ku mnie ramię, które ujmuję nieskora do wypowiedzenia chociażby jednego słowa.
Wchodzimy po schodach do środka, marmurowe wnętrze budynku jest surowe, a panująca tutaj atmosfera przypomina pogrzebową. Czyli ubrałam się odpowiednio do sytuacji.
James rozgląda się wokół, wyraźnie kogoś szuka, ciągnie mnie za ramię ku północnemu skrzydłu.
- Tam są! - Wyciąga rękę i wskazuje mi kapitana i Chigi.
Podchodzimy do nich, mężczyźni uśmiechają się do mnie, ale ja nie potrafię tego odwzajemnić. Diego zbliża się do mnie z rozpiętymi ramionami, wiem, co mnie czeka. Tuli mnie do siebie, a ja uświadamiam sobie, jak bardzo tęskniłam za meksykańskim przyjacielem. Oddaję mocno uścisk.
- Witaj z powrotem, Rosie. - Głos Gomezajest ciepły, słychać w nim znajome cienie rozbawienia. - Cieszę się, że znowu mamy cię na pokładzie.
- Ja też się cieszę, Diego - odpowiadam, a na mojej twarzy, ku mojemu zaskoczeniu, pojawia się blady uśmiech. Ciemnowłosy samą swoją obecnością i bliskością poprawił mi humor.
Wyplątuję się z jego objęć i podchodzę do Adama, z którym witam się tak samo, jak nasz kolega przywitał mnie chwilę temu.
- Cześć, Adam.
- Witaj, Rosie. Jak się czujesz? - Chase jest opiekuńczy jak zawsze. Mój kolejny starszy brat.
- Dobrze, dziękuję. Jak się mają Grace i George?
- Mały jest odrobinę przeziębiony, ale poza tym rozrabia ile może.
Odwracam się teraz do Jonesa, wyciągam ku niemu dłoń na powitanie, ale zostaje ona zignorowana, a ja ląduję także w jego ramionach. Nie spodziewałam się tak ciepłego przywitania po czterech miesiącach, wzrusza mnie to i ogromnie cieszy, moja detektywistyczna rodzinka naprawdę się za mną stęskniła.
- Jak miło mi mieć cię z powrotem, Rosie! - Twarz Bena rozświetla promienny uśmiech. - Czy jesteś gotowa na powrót do czynnej służby? - pyta, a ja wybucham śmiechem.
- To brzmi, jakbyś brał ją do wojska - zauważa James, na co Jones jedynie wzrusza ramionami.
- A co, policja a wojsko to nie to samo?
- Chyba będę musiał cię rozczarować, ale nie.
Wybucham kolejną salwą śmiechu, brakowało mi takich przekomarzań. Śmiech zamiera szybko na moich ustach, prawie się nim krztuszę, gdy napotykam spojrzenie błękitnych jak niebo oczu, moje serce zamarza, pojawia się ból i morze smutku. Ale muszę się z nimi zmierzyć.
Logan ma na sobie czarny, dopasowany garnitur, białą koszulę, ciemnoniebieski krawat, usztywniacz na lewą nogę, porusza się o kulach, a u jego boku kręci się jakaś szatynka w czerwonym płaszczu. To pewnie w niej się zakochał. Mam nadzieję, że są ze sobą szczęśliwi.
Brunet wyczuwa moje spojrzenie, patrzy na mnie, a w jego oczach znaleźć mogę smutek, ulgę, ból, radość, czułość, złość. Odwracam się, nie potrafię wytrzymać wzroku pełnego uczuć. Henderson nie podchodzi do nas się przywitać, tak jest chyba lepiej - nie nadweręży nogi na tych kilku stopniach, by do nas dotrzeć.
- Co się stało Loganowi? - pytam Diega.
Brunet wyczuwa moje spojrzenie, patrzy na mnie, a w jego oczach znaleźć mogę smutek, ulgę, ból, radość, czułość, złość. Odwracam się, nie potrafię wytrzymać wzroku pełnego uczuć. Henderson nie podchodzi do nas się przywitać, tak jest chyba lepiej - nie nadweręży nogi na tych kilku stopniach, by do nas dotrzeć.
- Co się stało Loganowi? - pytam Diega.
- Nie rozmawiałaś z nim? Podobno do ciebie pisał.
- Tak, napisał, dlatego już nie miałam powodu, by z nim rozmawiać. Co mu się stało? - pytam ponownie.
- Stoker złamał mu nogę w dwóch miejscach, gdy walczyli ze sobą na hali, zanim do nich dotarliśmy. Kość piszczelowa wyszła mu na wierzch, wierz mi, to był obrzydliwy widok. - Wystawia język i wskazuje na niego palcem, by wzmocnić prawdziwość swojej wypowiedzi. - Dość mocno przy tym krwawił, lekarze mieli mały problem ze złożeniem jego nogi w jedną całość, myśleli nad śrubami. Podziwiali go, że w ogóle przeżył. Miał złamany nos, trzy żebra, złamanie nogi w dwóch miejscach, wybity bark, doszło także do krwotoku wewnętrznego, pękła mu śledziona. Ale Logan to Logan, przeżyje wszystko, gdy walczy o coś, na czym mu zależy, o kogoś, kogo kocha.
- Tak, napisał, dlatego już nie miałam powodu, by z nim rozmawiać. Co mu się stało? - pytam ponownie.
- Stoker złamał mu nogę w dwóch miejscach, gdy walczyli ze sobą na hali, zanim do nich dotarliśmy. Kość piszczelowa wyszła mu na wierzch, wierz mi, to był obrzydliwy widok. - Wystawia język i wskazuje na niego palcem, by wzmocnić prawdziwość swojej wypowiedzi. - Dość mocno przy tym krwawił, lekarze mieli mały problem ze złożeniem jego nogi w jedną całość, myśleli nad śrubami. Podziwiali go, że w ogóle przeżył. Miał złamany nos, trzy żebra, złamanie nogi w dwóch miejscach, wybity bark, doszło także do krwotoku wewnętrznego, pękła mu śledziona. Ale Logan to Logan, przeżyje wszystko, gdy walczy o coś, na czym mu zależy, o kogoś, kogo kocha.
- Kto go wysłał samego do tej hali? - drążę dalej.
- Sam się wysłał. To on odkrył, gdzie podziewa się Stoker, poprosił o wsparcie i pomoc chwilę przed tym, jak wszedł do środka, porzucając telefon przed wejściem. Przez przypadek wywołał wilka z lasu, gdy kopnął metalową puszkę.
Zerkam na bruneta i czuję się zdezorientowana. Mam w to uwierzyć? Że to był przypadek? Nie słyszałam jeszcze, by ktoś przez przypadek pofatygował się sam, dobrowolnie i świadomie na spotkanie z mordercą.
- Myślałem, że ci o tym napisał. Podobno miał ci wyznać prawdę. - Diego spogląda na mnie z troską. Posyłam mu blady uśmiech.
- Najwidoczniej ja i detektyw Henderson znamy inną definicję mówienia prawdy.
Otwierają się drzwi jednej z sal, grupa dziennikarzy, którzy dostali zgodę na bytność podczas rozprawy, przepycha się do przodu. Drobna kobieta po czterdziestce w szarej garsonce informuje nas, że proces rozpocznie się za jakieś osiem minut. Kapitan prowadzi mnie do kręgu poszkodowanych, przedstawia mnie naszemu obrońcy, zaznajamia z najważniejszymi rzeczami, informuje, że mogę powołać się na piątą poprawkę* przy maksymalnie trzech pytaniach, inaczej ławnicy mogą nie zaufać moim zeznaniom. Z chwilą, gdy mamy wejść do sali, gdy psychicznie jestem już gotowa na wszystko, Jones rujnuje mur spokoju, który dopiero co wokół siebie zbudowałam.
- Trzymaj się, Rose. - Ściska moją dłoń. - A, i jeszcze jedno. Siedzisz koło Logana. Powodzenia.
Jak mam tam wejść, jak mam spędzić kilka godzin w bezpośrednim towarzystwie mężczyzny, który dopiero co złamał mi serce?
Śmiej się ze mnie losie, śmiej. Ja zaś zapłaczę nad twoją podłością.
- Sam się wysłał. To on odkrył, gdzie podziewa się Stoker, poprosił o wsparcie i pomoc chwilę przed tym, jak wszedł do środka, porzucając telefon przed wejściem. Przez przypadek wywołał wilka z lasu, gdy kopnął metalową puszkę.
Zerkam na bruneta i czuję się zdezorientowana. Mam w to uwierzyć? Że to był przypadek? Nie słyszałam jeszcze, by ktoś przez przypadek pofatygował się sam, dobrowolnie i świadomie na spotkanie z mordercą.
- Myślałem, że ci o tym napisał. Podobno miał ci wyznać prawdę. - Diego spogląda na mnie z troską. Posyłam mu blady uśmiech.
- Najwidoczniej ja i detektyw Henderson znamy inną definicję mówienia prawdy.
Otwierają się drzwi jednej z sal, grupa dziennikarzy, którzy dostali zgodę na bytność podczas rozprawy, przepycha się do przodu. Drobna kobieta po czterdziestce w szarej garsonce informuje nas, że proces rozpocznie się za jakieś osiem minut. Kapitan prowadzi mnie do kręgu poszkodowanych, przedstawia mnie naszemu obrońcy, zaznajamia z najważniejszymi rzeczami, informuje, że mogę powołać się na piątą poprawkę* przy maksymalnie trzech pytaniach, inaczej ławnicy mogą nie zaufać moim zeznaniom. Z chwilą, gdy mamy wejść do sali, gdy psychicznie jestem już gotowa na wszystko, Jones rujnuje mur spokoju, który dopiero co wokół siebie zbudowałam.
- Trzymaj się, Rose. - Ściska moją dłoń. - A, i jeszcze jedno. Siedzisz koło Logana. Powodzenia.
Jak mam tam wejść, jak mam spędzić kilka godzin w bezpośrednim towarzystwie mężczyzny, który dopiero co złamał mi serce?
Śmiej się ze mnie losie, śmiej. Ja zaś zapłaczę nad twoją podłością.
****
Nie spodziewałam się, że rozprawa Stokera sprowadzi tutaj tyle ludzi. Nie powinnam się rozglądać, siedzę tuż za naszym mecenasem, ale chęć zobaczenia, kto jeszcze tu przybył, jest silniejsza od dobrego wychowania. Poza Chigi, kapitanem i Jamesem dostrzegam na sali również towarzyszkę Logana, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w tym, że to o niej mówił przez telefon, Norę Baronte, która przyszła zobaczyć zwycięstwo sprawiedliwości. Także detektyw Samuel Ambrasco pojawił się tutaj jako jeden z oskarżycieli. Pozostali ludzie to rodzina zamordowanej Chelsei Middons, o której napomknął mi Henderson, a której sprawę poznałam dzięki opowieści Adama przed wejściem. Już wiem, dlaczego Jane tak nagle przyjechała do Stanów. Henderson chciał uciszyć ewentualne wyrzuty sumienia, gdy bez przyjrzenia się wszystkiemu stwierdził, że to moją kuzynkę zamordowano. Powinnam być mu wdzięczna za taki prezent na święta, ale nie potrafię. Nie potrafię myśleć o nim pozytywnie, nie teraz. Może już nigdy nie pomyślę o nim ciepło. Czasami tęsknię za swoją amnezję - to ona dawała mi największe poczucie bezpieczeństwa, bo niosła ze sobą niewiedzę.
Za ogromną katedrą na miejscu głównego sędziego zasiada ciemnoskóra kobieta o srogim wyrazie twarzy. Czytam nazwisko na jej tabliczce. Margaret Storm. Mam nadzieję, że nie wywoła na sali żadnej burzy.
Zabiera głos, a mnie przechodzą dreszcze - jest donośny, pełen charyzmy, nieznoszący sprzeciwu. Czyli mam tu do czynienia z odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku.
- Rozpoczynam rozprawę. - Uderza młotkiem o blat, a ja się wzdrygam. Logan rzuca mi zaniepokojone spojrzenie, ale nie odwracam się w jego stronę, nie mogę, nie potrafię. - Sprawa 3184DJ9. Oskarżony Jamie Gordon Stoker. Proszę wprowadzić go na salę.
Otwierają się drzwi po lewej stronie, Stoker zostaje wprowadzony w kajdankach przez dwóch funkcjonariuszy, wreszcie mogę przypisać nazwisko do konkretnej osoby. Niewysoki brunet o szarych oczach i przebiegłym uśmiechu od razu budzi we mnie irracjonalny lęk, cała się spinam. To on, to ten mężczyzna dwukrotnie próbował mnie zabić i to tylko dlatego, że mój wuj i obecny szef wsadzili za kratki jego ojca kilka lat temu. Dlatego, że obwinił ich za jego śmierć, ja miałam umrzeć, bo jestem ważna zarówno dla Jamesa, jak i Logana. Jego gra to dowód przebiegłości, ale i chorego umysłu osoby, która nie doświadczyła tyle miłości i ciepła od najbliższych, ile by chciała.
Logan podnosi dłoń, by dotknąć mojej, ale szybko ją cofa, dobrze wie, że czasy, gdy mógł spokojnie dodawać mi otuchy przez takie gesty, minął. Nasza relacja nie jest taka sama jak miesiąc temu. Prawda albo raczej jej większa część oddaliła nas od siebie. A sala rozpraw nie jest najlepszym miejscem do naprawiania spraw między nami.
- Pan Stoker - odzywa się ponownie sędzina - oskarżony jest o zamordowanie Charlotte Baronte, zabójstwo Chelsei Middons, dwukrotne usiłowanie zabójstwa Roseann Bennett, handel narkotykami, fałszerstwa finansowe, współudział w samobójstwie Celii Shirley, wyłudzenie pieniędzy, składanie fałszywych zeznań, włamanie oraz dowodzenia zorganizowaną grupą przestępczą.
Stoker uśmiecha się coraz szerzej z każdym kolejnym wyczytanym zarzutem, przeraża mnie. Wyczuwa mój wzrok na sobie, mruga do mnie i posyła całusa. A to dopiero początek.
Kolejni świadkowie, kolejne pytania, kolejne sprzeciwy obu stron. To wszystko trwa niesamowicie długo, a końca rozprawy nie widać. Wyczuwam, że nadchodzi moja kolej, zaczynam drżeć na całym ciele, ale muszę się uspokoić. Jestem tu, by udowodnić ławnikom, że Stoker to największy przestępca, jaki przez ostatnie miesiące chodził po Nowym Jorku, że jego miejsce jest w więzieniu stanowym o zaostrzonym rygorze, a jedyną karą, na jaką może liczyć, jest dożywocie.
Na miękkich nogach podchodzę do miejsca świadka, zasiadam na krześle, po czym dotykając prawą dłonią egzemplarza konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ślubuję odpowiadać zgodnie z prawdą.
- Czy nazywa się pani Roseann Elizabeth Bennett, jest pani córką Alice i Williama Bennettów, przyszła pani na świat dziewiętnastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w Madison w stanie Wisconsin?
- Tak jest, Wysoki Sądzie. - Mój głos jest cichy, ale spokojny. Nie mam się czym denerwować. Przytakuję także na każde pytanie dotyczące rodziny i mojego wykształcenia.
Sędzia Storm spogląda na mnie zza szkieł swoich okularów.
- Czy spotkała pani wcześniej oskarżonego?
Zerkam przelotnie na Stokera, który wciąż uśmiecha się przerażająco.
- Nie, Wysoki Sądzie. Widzę tego mężczyznę po raz pierwszy w życiu.
Przez zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi przechodzi szmer rozmów, który uciszony zostaje przez podwójne uderzenie młotka. Teraz pytania zaczyna zadawać mi obrońca Stokera, mecenas Posterren, który cieszy się niechlubną opinią wśród nowojorskiego świata prawniczego. Jego lisia twarz nie wzbudza mojej sympatii, a wyniosły głos mnie odrzuca.
- Panno Bennett, czy dobrze zrozumiałem? Nigdy w życiu nie spotkała mojego klienta - wskazuje dłonią szarookiego - a jednak twierdzi pani, że to on dwukrotnie usiłował panią zabić?
Wkłada w swoje słowa tyle niedowierzania, że zmusza to ławników do wymiany spojrzeń, na ich twarzach zaczyna malować się wyraz wątpienia. O nie, nie pozwolę zasiać wśród ławy przysięgłych jakichkolwiek ziaren niepewności, muszą mi uwierzyć.
- Tak, tak sądzę. Wykazało to również śledztwo detektywa Samuela Ambrasco, które wszczęto po pierwszej próbie zabicia mnie poprzez otrucie.
Mecenas kręci głową.
- Śledztwo jeszcze o niczym nie świadczy, panno Bennett. Dowody można podłożyć.
- Można również cierpieć na kompleks napoleoński, schizofrenię, zaburzenia maniakalno-depresyjne i manię kontroli, a wciąż udawać zwykłego obywatel - odpyskuję.
Dokonana przeze mnie ocena psychologiczna Stokera nie uchodzi jego uwadze, twarz wykrzywia mu grymas, a on kiwa mi głową z podziwem.
Ale to jeszcze nie koniec.
- Panno Bennett, od piętnastu miesięcy jest pani konsultantką szesnastego posterunku nowojorskiej policji.
- Zgadza się.
- W jakich sprawach pani konsultuje?
- Jestem członkiem zespołu do spraw zabójstw, moim głównym zadaniem jest tworzenie profili psychologicznych podejrzanych podczas składania przez nich zeznań.
- Podobno bierze pani także udział w akcjach w terenie?
- Jeśli mogę pomóc, jestem wysyłana do takich akcji.
Posterren przechadza się między sędziowską katedrą a stołami stron.
- Panno Bennett, co łączy panią z pani szefem, detektywem Loganem Hendersonem?
Kolejna fala rozmów, kolejne uderzenia młotka. Nie patrzę w stronę Logana, obserwuję jedynie ruchy Posterrena, nie dam mu się zmanipulować.
- Panie mecenasie, chyba nie to jest tematem rozprawy - zauważam.
Mecenas posyła mi wymuszony, uprzejmy uśmiech, za który nie lubię go jeszcze bardziej.
- Zgadza się, nie jest, ale może rzuci nowe światło na sprawę. Więc czy odpowie pani na moje pytanie?
Szukam wzrokiem kapitana, kręci przecząco głową. Ma racje, nie mogę powołać się na piątą poprawkę przy takim pytaniu, bo wzbudzi to podejrzenia ławników i stworzy jakieś plotki wśród zebranych obserwatorów.
- Logan Henderson jest moim przełożonym w wydziale zabójstw i przyjacielem w życiu prywatnym. Uprzedzając pana następne pytanie - przez pewien czas byliśmy z panem Hendersonem w związku, ale z powodu różnic charakterów rozstaliśmy się.
Mecenas gwiżdże cicho przez chwilę i patrzy na Logana, który obojętnie wpatruje się we mnie.
- Jakie to różnice charakteru wpłynęły na decyzję o rozstaniu?
Patrzę niebieskookiemu prosto w twarz i pewnym głosem odpowiadam:
- Jedna ze stron nie była szczera wobec drugiej, poza tym uczucie między nami się wypaliło. Czy możemy wrócić do głównego tematu rozprawy?
Kolejne pytania dotyczą już wyłącznie Stokera, mówię o grze, jaką prowadził (dobrze, że Logan poinformował mnie o niej i jej powodach, inaczej moje zeznania byłyby niczym). Po dwudziestu minutach jestem wyzuta z wszelkich emocji, wyczerpana, ale i lekka, choć obolała od siedzenia na niewygodnym krześle. Sędzia Storm także jest już odrobinę zmęczona, dlatego też zarządza piętnastominutową przerwę.
Opuszczam salę z całkowicie wysuszonym gardłem, bólem głowy i tak zobojętniała, że nie reaguję, gdy James mnie do siebie przytula.
- Jak się czujesz? - pyta głosem, z którego aż wylewa się troska i tworzy kałużę na posadzce pod moimi nogami.
- Jestem wyczerpana. - Wzdycham, w oczach czuję czające się łzy, nie mogę pozwolić im popłynąć, choć mam na to ochotę, czuję się słaba, mała i nic nie znacząca. To 'przesłuchanie' psychicznie mnie zniszczyło. - Mam ochotę na kawę.
- Zaraz ci przyniosę! - Blondyn rzuca się korytarzem do automatów, a ja zostaję w towarzystwie kolegów i kapitana.
Najchętniej pojechałabym teraz do domu i położyła się do łóżka z kubkiem herbaty, ale nie mogę, to jeszcze nie koniec. Henderson nie był jeszcze wezwany na świadka.
Mija nas jeden z ławników - czterdziestoletni mężczyzna w szarym garniturze posyła mi kpiący uśmiech. Coś mi mówi, że jest on przeciwko nam, dzielę się swoimi obawami z kapitanem, który obiecuje mieć na niego oko podczas drugiej części rozprawy.
Z kubkiem kawy w ręce i ciepłym płynem rozpowszechniającym się po organizmie czuję się lepiej. Jakoś wytrzymam do końca. O ile nie wydarzy się nic niespodziewanego.
- Rose?
Odwracam się, ku mnie zmierza Logan o kulach, obok niego znowu widzę tę kobietę. Jeśli ma mi zamiar powiedzieć, że są razem, to wybrał sobie iście idealny moment. Kawa nagle robi się strasznie gorzka, a plastikowy kubek jest zimny jak lód.
- Tak? - odzywam się cicho, a mężczyźni, do tej pory tworzący ze mną małe kółko, stają pomiędzy mną a niebieskookim niczym mur.
- Czy moglibyśmy przez chwilę porozmawiać? Na osobności? - Spogląda na kolegów, którzy łypią na niego spode łba.
- Dobrze. - Nie mam ochoty urządzać sceny na korytarzu, poza tym przyszła pora, bym wreszcie poznała prawdę.
- Obok jest mały pokój socjalny, nikt nie powinien wam przeszkadzać - odzywa się kobieta i wyciąga ku mnie dłoń, patrzę na nią podejrzliwie. - Detektyw Karen Palmer, wydział wewnętrzny, pracuję w zespole Ambrasca.
Niepewnie ściskam jej dłoń.
- Rose Bennett. Dziękuję za pomoc w złapaniu Stokera.
Posyła mi ciepły uśmiech.
- Taka moja praca. - Spogląda na zegar zawieszony na ścianie za moimi plecami. - Powinniście już iść, zostało pięć minut przerwy.
- Dobrze.
Idę za Hendersonem, który mimo usztywnionej nogi i kul porusza się dość sprawnie i szybko. Boję się, jednocześnie jestem pewna, że to najwyższy czas na wyrzucenie z siebie wszelkich emocji.
Zabiera głos, a mnie przechodzą dreszcze - jest donośny, pełen charyzmy, nieznoszący sprzeciwu. Czyli mam tu do czynienia z odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku.
- Rozpoczynam rozprawę. - Uderza młotkiem o blat, a ja się wzdrygam. Logan rzuca mi zaniepokojone spojrzenie, ale nie odwracam się w jego stronę, nie mogę, nie potrafię. - Sprawa 3184DJ9. Oskarżony Jamie Gordon Stoker. Proszę wprowadzić go na salę.
Otwierają się drzwi po lewej stronie, Stoker zostaje wprowadzony w kajdankach przez dwóch funkcjonariuszy, wreszcie mogę przypisać nazwisko do konkretnej osoby. Niewysoki brunet o szarych oczach i przebiegłym uśmiechu od razu budzi we mnie irracjonalny lęk, cała się spinam. To on, to ten mężczyzna dwukrotnie próbował mnie zabić i to tylko dlatego, że mój wuj i obecny szef wsadzili za kratki jego ojca kilka lat temu. Dlatego, że obwinił ich za jego śmierć, ja miałam umrzeć, bo jestem ważna zarówno dla Jamesa, jak i Logana. Jego gra to dowód przebiegłości, ale i chorego umysłu osoby, która nie doświadczyła tyle miłości i ciepła od najbliższych, ile by chciała.
Logan podnosi dłoń, by dotknąć mojej, ale szybko ją cofa, dobrze wie, że czasy, gdy mógł spokojnie dodawać mi otuchy przez takie gesty, minął. Nasza relacja nie jest taka sama jak miesiąc temu. Prawda albo raczej jej większa część oddaliła nas od siebie. A sala rozpraw nie jest najlepszym miejscem do naprawiania spraw między nami.
- Pan Stoker - odzywa się ponownie sędzina - oskarżony jest o zamordowanie Charlotte Baronte, zabójstwo Chelsei Middons, dwukrotne usiłowanie zabójstwa Roseann Bennett, handel narkotykami, fałszerstwa finansowe, współudział w samobójstwie Celii Shirley, wyłudzenie pieniędzy, składanie fałszywych zeznań, włamanie oraz dowodzenia zorganizowaną grupą przestępczą.
Stoker uśmiecha się coraz szerzej z każdym kolejnym wyczytanym zarzutem, przeraża mnie. Wyczuwa mój wzrok na sobie, mruga do mnie i posyła całusa. A to dopiero początek.
Kolejni świadkowie, kolejne pytania, kolejne sprzeciwy obu stron. To wszystko trwa niesamowicie długo, a końca rozprawy nie widać. Wyczuwam, że nadchodzi moja kolej, zaczynam drżeć na całym ciele, ale muszę się uspokoić. Jestem tu, by udowodnić ławnikom, że Stoker to największy przestępca, jaki przez ostatnie miesiące chodził po Nowym Jorku, że jego miejsce jest w więzieniu stanowym o zaostrzonym rygorze, a jedyną karą, na jaką może liczyć, jest dożywocie.
Na miękkich nogach podchodzę do miejsca świadka, zasiadam na krześle, po czym dotykając prawą dłonią egzemplarza konstytucji Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, ślubuję odpowiadać zgodnie z prawdą.
- Czy nazywa się pani Roseann Elizabeth Bennett, jest pani córką Alice i Williama Bennettów, przyszła pani na świat dziewiętnastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku w Madison w stanie Wisconsin?
- Tak jest, Wysoki Sądzie. - Mój głos jest cichy, ale spokojny. Nie mam się czym denerwować. Przytakuję także na każde pytanie dotyczące rodziny i mojego wykształcenia.
Sędzia Storm spogląda na mnie zza szkieł swoich okularów.
- Czy spotkała pani wcześniej oskarżonego?
Zerkam przelotnie na Stokera, który wciąż uśmiecha się przerażająco.
- Nie, Wysoki Sądzie. Widzę tego mężczyznę po raz pierwszy w życiu.
Przez zgromadzonych w pomieszczeniu ludzi przechodzi szmer rozmów, który uciszony zostaje przez podwójne uderzenie młotka. Teraz pytania zaczyna zadawać mi obrońca Stokera, mecenas Posterren, który cieszy się niechlubną opinią wśród nowojorskiego świata prawniczego. Jego lisia twarz nie wzbudza mojej sympatii, a wyniosły głos mnie odrzuca.
- Panno Bennett, czy dobrze zrozumiałem? Nigdy w życiu nie spotkała mojego klienta - wskazuje dłonią szarookiego - a jednak twierdzi pani, że to on dwukrotnie usiłował panią zabić?
Wkłada w swoje słowa tyle niedowierzania, że zmusza to ławników do wymiany spojrzeń, na ich twarzach zaczyna malować się wyraz wątpienia. O nie, nie pozwolę zasiać wśród ławy przysięgłych jakichkolwiek ziaren niepewności, muszą mi uwierzyć.
- Tak, tak sądzę. Wykazało to również śledztwo detektywa Samuela Ambrasco, które wszczęto po pierwszej próbie zabicia mnie poprzez otrucie.
Mecenas kręci głową.
- Śledztwo jeszcze o niczym nie świadczy, panno Bennett. Dowody można podłożyć.
- Można również cierpieć na kompleks napoleoński, schizofrenię, zaburzenia maniakalno-depresyjne i manię kontroli, a wciąż udawać zwykłego obywatel - odpyskuję.
Dokonana przeze mnie ocena psychologiczna Stokera nie uchodzi jego uwadze, twarz wykrzywia mu grymas, a on kiwa mi głową z podziwem.
Ale to jeszcze nie koniec.
- Panno Bennett, od piętnastu miesięcy jest pani konsultantką szesnastego posterunku nowojorskiej policji.
- Zgadza się.
- W jakich sprawach pani konsultuje?
- Jestem członkiem zespołu do spraw zabójstw, moim głównym zadaniem jest tworzenie profili psychologicznych podejrzanych podczas składania przez nich zeznań.
- Podobno bierze pani także udział w akcjach w terenie?
- Jeśli mogę pomóc, jestem wysyłana do takich akcji.
Posterren przechadza się między sędziowską katedrą a stołami stron.
- Panno Bennett, co łączy panią z pani szefem, detektywem Loganem Hendersonem?
Kolejna fala rozmów, kolejne uderzenia młotka. Nie patrzę w stronę Logana, obserwuję jedynie ruchy Posterrena, nie dam mu się zmanipulować.
- Panie mecenasie, chyba nie to jest tematem rozprawy - zauważam.
Mecenas posyła mi wymuszony, uprzejmy uśmiech, za który nie lubię go jeszcze bardziej.
- Zgadza się, nie jest, ale może rzuci nowe światło na sprawę. Więc czy odpowie pani na moje pytanie?
Szukam wzrokiem kapitana, kręci przecząco głową. Ma racje, nie mogę powołać się na piątą poprawkę przy takim pytaniu, bo wzbudzi to podejrzenia ławników i stworzy jakieś plotki wśród zebranych obserwatorów.
- Logan Henderson jest moim przełożonym w wydziale zabójstw i przyjacielem w życiu prywatnym. Uprzedzając pana następne pytanie - przez pewien czas byliśmy z panem Hendersonem w związku, ale z powodu różnic charakterów rozstaliśmy się.
Mecenas gwiżdże cicho przez chwilę i patrzy na Logana, który obojętnie wpatruje się we mnie.
- Jakie to różnice charakteru wpłynęły na decyzję o rozstaniu?
Patrzę niebieskookiemu prosto w twarz i pewnym głosem odpowiadam:
- Jedna ze stron nie była szczera wobec drugiej, poza tym uczucie między nami się wypaliło. Czy możemy wrócić do głównego tematu rozprawy?
Kolejne pytania dotyczą już wyłącznie Stokera, mówię o grze, jaką prowadził (dobrze, że Logan poinformował mnie o niej i jej powodach, inaczej moje zeznania byłyby niczym). Po dwudziestu minutach jestem wyzuta z wszelkich emocji, wyczerpana, ale i lekka, choć obolała od siedzenia na niewygodnym krześle. Sędzia Storm także jest już odrobinę zmęczona, dlatego też zarządza piętnastominutową przerwę.
Opuszczam salę z całkowicie wysuszonym gardłem, bólem głowy i tak zobojętniała, że nie reaguję, gdy James mnie do siebie przytula.
- Jak się czujesz? - pyta głosem, z którego aż wylewa się troska i tworzy kałużę na posadzce pod moimi nogami.
- Jestem wyczerpana. - Wzdycham, w oczach czuję czające się łzy, nie mogę pozwolić im popłynąć, choć mam na to ochotę, czuję się słaba, mała i nic nie znacząca. To 'przesłuchanie' psychicznie mnie zniszczyło. - Mam ochotę na kawę.
- Zaraz ci przyniosę! - Blondyn rzuca się korytarzem do automatów, a ja zostaję w towarzystwie kolegów i kapitana.
Najchętniej pojechałabym teraz do domu i położyła się do łóżka z kubkiem herbaty, ale nie mogę, to jeszcze nie koniec. Henderson nie był jeszcze wezwany na świadka.
Mija nas jeden z ławników - czterdziestoletni mężczyzna w szarym garniturze posyła mi kpiący uśmiech. Coś mi mówi, że jest on przeciwko nam, dzielę się swoimi obawami z kapitanem, który obiecuje mieć na niego oko podczas drugiej części rozprawy.
Z kubkiem kawy w ręce i ciepłym płynem rozpowszechniającym się po organizmie czuję się lepiej. Jakoś wytrzymam do końca. O ile nie wydarzy się nic niespodziewanego.
- Rose?
Odwracam się, ku mnie zmierza Logan o kulach, obok niego znowu widzę tę kobietę. Jeśli ma mi zamiar powiedzieć, że są razem, to wybrał sobie iście idealny moment. Kawa nagle robi się strasznie gorzka, a plastikowy kubek jest zimny jak lód.
- Tak? - odzywam się cicho, a mężczyźni, do tej pory tworzący ze mną małe kółko, stają pomiędzy mną a niebieskookim niczym mur.
- Czy moglibyśmy przez chwilę porozmawiać? Na osobności? - Spogląda na kolegów, którzy łypią na niego spode łba.
- Dobrze. - Nie mam ochoty urządzać sceny na korytarzu, poza tym przyszła pora, bym wreszcie poznała prawdę.
- Obok jest mały pokój socjalny, nikt nie powinien wam przeszkadzać - odzywa się kobieta i wyciąga ku mnie dłoń, patrzę na nią podejrzliwie. - Detektyw Karen Palmer, wydział wewnętrzny, pracuję w zespole Ambrasca.
Niepewnie ściskam jej dłoń.
- Rose Bennett. Dziękuję za pomoc w złapaniu Stokera.
Posyła mi ciepły uśmiech.
- Taka moja praca. - Spogląda na zegar zawieszony na ścianie za moimi plecami. - Powinniście już iść, zostało pięć minut przerwy.
- Dobrze.
Idę za Hendersonem, który mimo usztywnionej nogi i kul porusza się dość sprawnie i szybko. Boję się, jednocześnie jestem pewna, że to najwyższy czas na wyrzucenie z siebie wszelkich emocji.
****
Jasne ściany pokoju zamiast mnie uspokoić, denerwują mnie jeszcze bardziej. Przechadzam się po pomieszczeniu i wpatruję w Logana spode łba.
- Jesteś idiotą! Jak mogłeś to zrobić?!
Patrzy na mnie beznamiętnie.
- Jak widać mogłem. To część mojej pracy, Bennett.
Złość buzuje w moim ciele, muszę jak najszybciej rozładować agresję, inaczej oszaleję w tej małej sali, której jasne ściany przyprawiają mnie o mdłości.
Patrzy na mnie beznamiętnie.
- Jak widać mogłem. To część mojej pracy, Bennett.
Złość buzuje w moim ciele, muszę jak najszybciej rozładować agresję, inaczej oszaleję w tej małej sali, której jasne ściany przyprawiają mnie o mdłości.
- To nie jest żadne Fidelis ad Mortem*! - krzyczę. Nie potrafię już panować nad głosem, nad ruchami, moja pięść uderza Logana w twarz. Jego głowa odskakuje, a na policzku widnieje czerwony ślad. W jego oczach wreszcie dostrzegam jakieś emocje. - Bałeś się, że mnie stracisz te cztery miesiące temu, a teraz? Prawie dałeś się zabić! Nie pomyślałeś o tym, że to ja mogę cię stracić?
Czyni jeden krok do tyłu, wycofuje się, jakby bał się dalszej konfrontacji. Nie pozwolę mu tak odejść bez słowa, nie w tym momencie, nie w chwili, kiedy mam tyle pytań.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Mój głos odbija się od ścian. - Dlaczego przez tyle tygodni rozmów nie dałeś mi do zrozumienia, że wiesz, kto próbował mnie zabić?
Czyni jeden krok do tyłu, wycofuje się, jakby bał się dalszej konfrontacji. Nie pozwolę mu tak odejść bez słowa, nie w tym momencie, nie w chwili, kiedy mam tyle pytań.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - Mój głos odbija się od ścian. - Dlaczego przez tyle tygodni rozmów nie dałeś mi do zrozumienia, że wiesz, kto próbował mnie zabić?
- Bo chciałem cię chronić.
Prycham. Sama mogłabym się ochronić, gdybym wiedziała. Zrezygnowałabym ze współpracy z policją, przeniosła się do miasta, gdzie mogłabym bez problemów kontynuować studia, stałabym się duchem.
- Nic mi z twojej ochrony nie przyszło.
Na jego twarzy dostrzegam wyraz rosnącej wściekłości.
- Nie powiedziałem ci, bo wiedziałem, co zrobisz - będziesz szukała go sama. Wtedy nie miałby problemów z twoim uśmierceniem.
Prycham. Sama mogłabym się ochronić, gdybym wiedziała. Zrezygnowałabym ze współpracy z policją, przeniosła się do miasta, gdzie mogłabym bez problemów kontynuować studia, stałabym się duchem.
- Nic mi z twojej ochrony nie przyszło.
Na jego twarzy dostrzegam wyraz rosnącej wściekłości.
- Nie powiedziałem ci, bo wiedziałem, co zrobisz - będziesz szukała go sama. Wtedy nie miałby problemów z twoim uśmierceniem.
- Och, naprawdę? Ale ty mogłeś spokojnie prowadzić prywatne śledztwo, tak? Mimo że groziła ci za to utrata stanowiska? Mam dość twojego poświęcenia! Logan, mogłeś zginąć na tej hali!
Po moim policzku toczy się pierwsza łza, nie mam sił powstrzymywać zebranych pod powiekami wodnych sióstr, uwalniają się i naznaczają moją twarz solą.
Po moim policzku toczy się pierwsza łza, nie mam sił powstrzymywać zebranych pod powiekami wodnych sióstr, uwalniają się i naznaczają moją twarz solą.
- Ale nie zginąłem. Dlaczego tak bardzo martwi cię to, że mogłem umrzeć? Przecież nie cierpiałabyś po mojej śmierci.
- Jak możesz? - Nie wierzę, że powiedział coś takiego. - Jak śmiesz tak mówić?
- Jak możesz? - Nie wierzę, że powiedział coś takiego. - Jak śmiesz tak mówić?
- Bo to prawda!
- Kłamiesz! Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczysz!
- Jestem przyjacielem, wiem...
- Kłamiesz! Nie masz pojęcia, ile dla mnie znaczysz!
- Jestem przyjacielem, wiem...
- Nie! - przerywam mu, wyczerpana emocjami targającymi moją duszą. - Nie widzisz tego?
Patrzy na mnie zdezorientowany.
- Czego niby nie widzę? Dlaczego tak się o mnie martwisz?
- Czego niby nie widzę? Dlaczego tak się o mnie martwisz?
Patrzę na niego, podziwiam garnitur, który leży na nim wprost idealnie. Ciemne włosy są rozwichrzone, co dodaje mu młodzieńczego wyglądu. Twarz, którą znam na pamięć. Niebieskie oczy, które zauroczyły mnie już lata temu. Nawet towarzystwo kul nie psuje jego wizerunku. Tak bardzo chciałabym do niego podejść i wtulić się w jego ramiona. Tak za tym tęsknię.
Zagryzam dolną wargę, pozwalam sobie po raz pierwszy wyznać głośno, co czuję.
- Logan, ja cię kocham. - Widzę zaskoczenie na jego twarzy. - Kocham cię.
___________________________________________________
* piąta poprawka - 5. poprawka do Konstytucji USA mówiąca o tym, że świadek/poszkodowany/podejrzany może odmówić odpowiedzi na pytanie dotyczące jego życia osobistego, jeśli uzna to pytanie za wkraczanie na tereny zbyt intymne lub za próbę zmanipulowania pytaniem odpowiedzi, która wykazałaby winę (czy coś w ten deseń)
* Fidelis ad Mortem (łac.) - Wierni do śmierci; zaczerpnięte z Darów Anioła: Miasto Kości
* Fidelis ad Mortem (łac.) - Wierni do śmierci; zaczerpnięte z Darów Anioła: Miasto Kości
Po raz kolejny, ale to dlatego,
że ta piosenka inspiruje mnie jak żadna inna...
Ta piosenka towarzyszyć nam będzie
jeszcze przy kolejnym rozdziale. Tak
bardzo smutna i inspirująca...
Nie wiem, co powiedzieć. Tyle różnych myśli i emocji, że najpierw trzeba to uporządkować. Przez pierwszą część rozdziału wręcz czułam stres zżerający Rose, potem ulgę, gdy witała się z kapitanem i Chigi. Nawet się uśmiechnęłam. Rozprawę wręcz połykałam, żeby dowiedzieć się, co będzie dalej. Mam mieszane uczucia co do samego przesłuchania Rose. Ostatnia część zaś jakoś mi nie pasuje. Tak jakby brakowało jakiegoś kawałka od chwili, gdy weszli do tego socjalnego do krzyków Rose. Nie wiem, ta kłótnia nie do końca do mnie przemawia. Za to wyznanie Rose w ogóle mnie nie zaskoczyło. Chcę po prostu zobaczyć, co Logan na to. Przy następnym rozdziale zobaczymy, czy będę na niego wkurzona czy zajmę się innymi aspektami.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt, Cleo.
Laurie
Wiele emocji u czytelnika dobrze świadczy o pracy wykonanej przez autora :)
UsuńPrzy kolejnym rozdziale już w pierwszej części będziemy mogli się przekonać, jaka będzie reakcja Hendersona.
Kłótnia może wydawać się niedorobiona, ale to biorę na siebie - bardziej chciałam skupić się na rozprawie, a nie na wątku Rogan.
Cieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Wesołych Świąt!
Cleo, przechodzisz samą siebie.
OdpowiedzUsuńZ rozdziału wyszedł cudowny dramat. Rządzi nim ciągły stres i bardzo mi się to podoba. Logan wydał mi się taki tajemniczy, a jego pytania wprost dziecinne - niby nie wiedział, że Rose go kocha? Aż strach myśleć o jego odpowiedzi na jej wyznanie.
Teraz to ja (a nie Rae) będę mieć ściśnięty żołądek, czekając na rozdział 53.
Cleo, tyle emocji! Gratuluję rozdziału, bardzo poruszający i wciągający.
PS również życzę Ci wesołych, przyjemnych i rodzinnych Świąt :) Spędź je jak najlepiej.
Nie wydaje mi się, bym przeszła samą siebie. A to dlatego, że wiem, co się jeszcze wydarzy ^.^
UsuńMiał być dramat, cieszę się, że wyszedł :)
Nie do końca chodzi o to, że nie wiedział, raczej nie spodziewał się, że Rose wyzna mu miłość w takich okolicznościach.
Cieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Wesołych Świąt!
Podobają mi się te dwa zdania kończące pierwszą część. Nawet nie wiem dokładnie dlaczego, ale mają w sobie coś i pasują do Rose.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie tylko to, po co Logan zaczynał temat kobiety w tamtej rozmowie telefonicznej. Co on chciał tym osiągnąć? Sprawdzić czy Rose coś czuje do niego? Czy zacznie walczyć? Czy zareaguje w jakiś sposób czy może sobie odpuści… Ja to nawet z jednej strony się mu nie dziwię, że chciałby być pewny, bo Rose zawsze ma wątpliwości i jakieś „ale”. Wydaje się bardzo zagubiona, czasami nie do końca szczera. I dlatego mnie też zdziwiło jej wyznanie. Chyba nawet bardziej niż Logana. O.o Ale jest coś co mi się podoba w tym wszystkim, bo Rose jest bardzo powściągliwa w okazywaniu uczuć, a jak już je okazuje to raczej szczerze. Ciekawe co na to Logan. Powinien być zadowolony z tego wyznania, ale fajnie by było jakby tego nie okazał od razu po usłyszeniu. On się naczekał, to dlaczego Rose nie może? ;)
A ty Stoker weź zniknij. X.x
Wesołych Świąt! :D
Jak dla mnie to są dwa najzwyklejsze zdania, ale jak kto odbiera :D
UsuńTemat zakochania Logana w kimś innym wyjaśni się w kolejnym rozdziale ;) Ale powiem tak - informacja o innej kobiecie miała sprawić, by Rose nie szukała kontaktu z Loganem, bo wtedy dowiedziałaby się o jego samobójczej misji i o tym, jak w niej ucierpiał, a to mogłoby zaburzyć jej powrót do zdrowia.
Ojej, co zrobi Logan? Coś, co mnie do niego pasuje... Ale o tym w Sylwestra ;)
Stoker zniknie po następnym rozdziale, trafi do więzienia i... koniec. Może kiedyś później coś napomknę o tym, że ktoś go w kiciu zabił czy coś, nie mam już planów na tę osobę w opowiadaniu.
Cieszę się, że się podoba :)
Dziękuję za komentarz :*
Wesołych Świąt!
I po co ona mu to mówiła zbłaźniła się przed nim chodź on dał jej jasno do zrozumienia że jej nie chce .... W ogóle na jej miejscu nigdzie bym z nim nie szła bo bym się bała ... no wiesz trochę dziwnie jest iść do pustego pokoju z byłym chłopakiem .... brrrr aż mi się zimno zrobiło . Tekst sam w sobie świetny ( jak zawsze ). Kurde szkoda że ja nie mam takiego talentu jak ty :( <3 WESOŁYCH ŚWIĄT :D
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, kochany Anonimku (chciałabym widzieć jakiś podpis pod komentarzem), dlaczego Rose, Twoim zdaniem, zbłaźniła się przed Loganem, wyznając mu miłość? Jak dla mnie, wreszcie byLa z nim szczera i przestała kryć się ze swoimi uczuciami. Dzięki temu Logan wie, a trzeba przyznać, że dość długo na to czekał, na czym stoi. I teraz może w pełni działać.
UsuńNo właśnie Logan nie dał jej jasno do zrozumienia, że jej nie chce. Może i powiedział w rozdziale 50, że zakochał się w kimś innym, ale w liście napisał, że nie potrafi jej kochać jak wcześniej, co nie oznacza, że w ogóle jej nie kocha. Wręcz przeciwnie - dlaczego chciał jej dodać otuchy poprzez dotknięcie dłoni? Dlaczego rzucał Rose zaniepokojone spojrzenia? Dlaczego zależało mu na tym, by z nią porozmawiać?
Relacja Rogan jest skomplikowana, ale wszysc moi czytelnicy wierzą w ich miłość mimo problemów, jakie dla niej tworzę. Więc skąd Twoje wątpliwości?
Moje opowiadania to zaledwie 20% talentu, a 80% pracy, jaką wkładam w opisy każdej fabuły, dialogi i akcję. Nie od razu Rzym zbudowano. I ja nie od razu pisałam tak, jak teraz.
Trening czyni mistrza ;)
Dziękuję za komentarz :*
Wesołych Świąt!
No wiesz, zakończyć w takim momencie?!
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że następny rozdział pojawi się nie długo :).
Eee, przeważnie kończy się w takich momentach, by czytelnik był zaintrygowany i sam z siebie chciał przeczytać kolejny rozdział.
UsuńA to, przepraszam bardzo, drogi Anonimku, nie widzisz tabelki "Info" po prawej stronie, że masz nadzieję, że kolejny rozdział niedługo?
Proszę o podpis następnym razem.
Dziękuję za komentarz.
Dobra dziewczyno ty to wiesz jak zrobić czytelnikowi mętlik w głowie ;_;
OdpowiedzUsuńAle na początek chciałam cię bardzo przeprosić ;c Wiem, że ostatnio jakoś nie bardzo się udzielałam, ale naprawdę cierpię na totalny brak czasu. Uwierz, że jestem na bieżąco z opowiadaniem, ale czytałam zazwyczaj na którejś z luźniejszych lekcji, a nie lubię pisać komentarzy na telefonie i tak później wyszło, że wcale go nie pisałam ;/ No ale wracając, PRZEPRASZAM <33 Poprawię się ;3
Biedna Rosie. Co się do cholery dzieje z Loganem? Dlaczego, no DLACZEGO on tak się zachowuje?! ;c Misiu czemu nam to robisz? Czemu to robisz Rose? Oj będziesz musiał to jakoś odpokutować :>
Ostatnia część.... WOW jejeku o rajuś OMG i wgl *.* To było takie zaskoczenie, już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;3 Ah ten Stoker, mam nadzieję, że się nie wywinie i dostanie to na co zasłużył. Ale Rosie go przejrzała "Można również cierpieć na kompleks napoleoński, schizofrenię, zaburzenia maniakalno-depresyjne i manię kontroli" świetne! No ale chaaam! Co mu było do relacji Logana i Rose?! No co zaa .. piiiiip. Eh ;c
No ale ten, nie zdążyłam życzyć ci wesołych świąt, ale za to życzę szczęśliwego nowego roku kochana! <3
Dobra muszę spróbować napisać nowy rozdział u siebie, a mam co do tego duże opory ;c Życz mi powodzenia. Paaaa <3
Kochany Świetliku! Nie masz mnie za co przepraszać, naprawdę :) Ostatnio też nie mam tyle wolnego czasu, ule bym potrzebowała, więc całkowicie Cie rozumiem. Cieszę się, że nie porzuciłaś Rozważnej.
UsuńJesteś kolejną osobą, która miała sprzeczne uczucia podczas czytania. Utwierdza mnie to w przekonaniu, że wykonałam dobrą pracą :3
Logan, oj, Logan. Denerwująca ostatnimi czasy osoba, ale też jak rozmiękcza nasze serca <3
Wiele rzeczy wyjaśni się w Sylwestra ;)
Dziękuję za komentarz :*
Powodzenia z Kate i Jake'em życzę!
No zaskoczyłaś mnie w tym rozdziale. Bardzo mi się podoba i cieszę się, że Rose w końcu powiedziała to Loganowi. Jestem bardzo ciekawa jak on na to zareaguje no i jak potoczy się dalej rozprawa. Czekam na next <3
OdpowiedzUsuńCieszę się, że rozdział Ci się spodobał :)
UsuńReakcja Logana będzie już na początku następnego rozdziału ;)
Dziękuję za komentarz :*
Ja już nie pamiętam, co ostatnio pisałam. Na pewno tyle, że... życzę ci wesołych świąt i że lubię Diega oraz Adama. Reszta wyleciała mi z głowy :o. Doskonale pamiętam co czytałam i chyba nawet przeżywałam, że shake waniliowy, ale treść komentarza mi gdzieś umknęła. Niech szlag mój mózg weźmie :o
OdpowiedzUsuń"- A co, policja a wojsko to nie to samo?
- Chyba będę musiał cię rozczarować, ale nie" - i to mnie rozbawiło! PAMIĘTAM! Leżałam ze śmiechu na podłodze!
I skończyłam na Loganie, który się pojawił z tą kobieciną. Ehm, ehm. Tak więc zbierając się w sobie po ogromnym lenistwie, zaczynam kontynuować czytanie C: ohoho. Napalona na Logana, ohohoho *mogłam tyle nie pić*. W sumie? Ten komentarz może być zabawny *Naff, ty zawsze masz zabawne komentarze* Och, no, przestań! Nie schlebiaj mi! Zarumienię się! *gadasz do siebie* Ehm. No. Ok.
- Najwidoczniej ja i detektyw Henderson znamy inną definicję mówienia prawdy. - ooo! Tu dokładnie skończyłam. Pamiętam. 100 pkt. dla riposty Rose! Badum tssss! Rozwaliła system! *cały system już się wali, cały system już się pali, świat wasz pęka na atomy, podpalimy wasze domyyyyyyyyyy! - [hard rock, biczys!]*
Los taki kochany. Wiedział co uczynić. Ja już znam los. Zdradzę wszystkim tajemnice. TO ty jesteś Cleo ich losem :o *wszyscy wstają, bo nie dowierzają*. Baduuuum tsss.
Margaret Storm. Mam nadzieję, że nie wywoła na sali żadnej burzy - kolejny baduuuuum! Rose - mistrz sucharów XD! (ale suchary są fajne, żeby nie było!).
Rose taka chłodna. Ale w sumie to się nie dziwię. Poniekąd należy się Loganowi! Za to jego, że nie potrafi jej kochać jak dawniej (bo kocha ją mocniej i wszyscy to wiemy OHOHHOH!)
ŁOT. DA. FAK. Stoker to psychopata z krwi i kości. Posyła Rose całusa. ŁOT. ŁOT?! Jak ja wstanę z tej ławy to podejdę i mu tą japę przycisnę do podłogi! I mu zaśpiewam morderczą kołysankę do ucha, żeby wyzionął ducha! *nawet nie czuję, kiedy rymuję*
Wiedziałam, że będzie pytanie co łączy Rose i Logana. Huehuehue. Skąd ja to wiedziałam? *dżinias, dżinias!*
UUUUUUUUU! Mocny cios w twarz! Tak trzymać, Rose! Niech zmądrzeje! TAK! *God, tylko trochę wypiję i od razu staję murem za Rose :o. Kobieca solidarność? TAK! TAK! Precz z plemnikami! Jajniki w górę!*
ONA GO KOCHA! ONA GO KOCHA! GOOOOOOOOD! W KOŃCU MU TO WYZNAŁA! WIEDZIAŁAM, ŻE MU TO WYZNA! OU YEA OU YEA! *taniec zwycięstwa o 2 w nocy na środku kuchni, mama drze się z pokoju: Uspokój się, bo ci kapciem przywalę - ale to nic, ale to nic! (ŻART?)*. I... i... pojawia się takie: Ej, to już koniec rozdziału? Ale jutro nowy! Chyba mi się go nie uda przeczytać, bo czeka mnie ciężki dzień, ale... na pewno go przeczytam C: jaram się. Moja pochodnia płonie jasnym ogniem! Ohoho!
A teraz kończę. I życzę kolorowych snów <3
Najpierw chciałam się Ciebie spytać, co Ty robisz o 2 wnocy, ale rezygnuję z tego pytania, bo sama przeczytałam mejla z powiadomieniem o 4:40, a przez następne 40 min myślałam nad fabułą.
UsuńDziękuję za życzenia słodkich snów, po przeczytaniu Twojego komentarza śniły mi się trupy w kościele. Nevermind.
Coś za bardzo wzięło mbie na sarkazm w tym rozdziale, to fakt, ale dzięki temu całość dobrze się czyta.
Naff, co Ty piłaś? Twój komentarz jest tak zwariowany, że mam dla Ciebie radę: następnym razem wytrzeźwiej, zanim skomentujesz :P
Dziękuję za komentarz :**
Zastanawiałam się, czy jako tło muzyczne do tego rozdziału włączyć piosenkę The Delicious Tomato Song i po dłuższej chwili stwierdziłam, że czemu nie. Wpada w ucho.
OdpowiedzUsuń" Nerwowo chodzę po pokoju, szukając srebrnych kolczyków i próbując nie zabić się o dywan."- Zabić się o dywan= skoczyć z dywanu? Nie rób tego Rose! To aż dwa centymetry, zginiesz! A nie. To jednak obcasy. Ok. XD
" Ale Logan to Logan, przeżyje wszystko, gdy walczy o coś, na czym mu zależy, o kogoś, kogo kocha."- Ueee, tak bardzo życiowe!
*tutaj idzie na dół sprawdzić totka i zjeść banana, nucąc pod nosem buono tomato*
" Czasami tęsknię za swoją amnezję - to ona dawała mi największe poczucie bezpieczeństwa, bo niosła ze sobą niewiedzę."- Tutaj mi się przypomina taki cytat z rozmowy Życia i Śmierci: Życie: Why people love me and hate you? Śmierć: 'Cos You're beauty lie and I'm painfully truth. Ostatnio mam fazę na cytaty i ten lubię.
" Stoker uśmiecha się coraz szerzej z każdym kolejnym wyczytanym zarzutem, przeraża mnie. Wyczuwa mój wzrok na sobie, mruga do mnie i posyła całusa. A to dopiero początek."- Ja przeczuwam, że Stoker tak łatwo się nie da i że coś wydarzy się albo w czasie rozprawy, albo po niej. Taki psychopatyczny gościu *lubię psychopatów* na pewno ma jakiś plan. Albo po prostu jest pewny siebie jak diabli.
"Jego lisia twarz nie wzbudza mojej sympatii, a wyniosły głos mnie odrzuca."- lisia twarz? Foxface! What does the fox say? Ring-ding-ding-ding!
"Logan Henderson jest moim przełożonym w wydziale zabójstw i przyjacielem w życiu prywatnym."- Logan. Friendzoned.
Rose kocha Logana! MAMY TO! ZROBIĘ SCREENA! *pyk* HAHAAHAAHAHAHHAH, jaranie się tym jak najbardziej. <3
Tylko szkoda, że Logan nie może kochać Rose tak jak wcześniej. So sad.
Rozdział świetny. Pełny dramatu, lubię to. Ta rozmowa Rose z gościem o lisiej twarz *FOxface hehe* taka ciekawa. I to pytanie o jej więzi z detektywem Hendersonem. Cóż, podoba mi się.
Ale jeszcze bardziej lubię rozmowę Rogan w czasie przerwy! Tak, Rose, powiedz mu wszystko! Powiedz mu, że go kochasz, ouuu yea! Mamy to!
I to na tyle by było. Nie miałam tym razem herbaty ani napędzającego mnie ostatnio pod dziwnym względem soku *a właściwie napoju* pomarańczowego. Zjadłam tylko troszkę czekoladki. Mam na nią fazę.
Mam nadzieję, że komentarz jest w miarę i że nie zanudziłaś się nim. Jakoś nie mam dzisiaj weny. Deprecha biologiczna. :___;
Pozdrówka! ^^
Cieszę się, że dotarłaś i tutaj :)
UsuńNo tak, Rosie wyznała Loganowi miłość, jest mała radość, ale szczęścia jeszcze nie ma.
Dziękuję za komentarz :**