sobota, 14 lutego 2015

56 When did I stop believing?


Znajdź kobietę swojego życia
i nie wypuszczaj jej już z rąk.
~John Bridger




Rozdział ten dedykuję wszystkim czytelnikom.
Z wyrazami miłości życzę Wam wspaniałych Walentynek w gronie osób,
które kochają Was mimo wszystko.
<3


A tu mały prezent ode mnie.
"Let her go" wygrało, słowa dotrzymałam ;)





   Mierzymy się wzrokiem, a na zewnątrz szaleje wiatr, unosi czerwone balony w kształcie serc, które wyrwały się nieostrożnemu sprzedawcy. No tak, jutro Walentynki - jeden z nielubianych przeze mnie dni. Pierwsza rocznica mojej głupiej decyzji o związaniu się z Ianem. Tym razem chyba spędzę je samotnie, bo stojący przede mną  brunet raczej niczego nie zdziała. A jeśli jeszcze jeszcze przez chociażby pół minuty będzie się we mnie wpatrywał z tym kpiącym uśmieszkiem, zdzielę go w twarz. I to z całej siły, by po raz kolejny w swoim życiu chodził po mieście ze "śmiertelnym znakiem Rae".
   Niebieskie oczy hipnotyzują mnie, przywołują do siebie, chcą, bym w nich utonęła, jak gdyby były morzem. Ale nim nie są. A moje oczy, niczym skały, nawołują Logana do skoku.
   Chigi spoglądają to na mnie, to na Hendersona, pilnują, by żadne z nas nie oszukiwało. Mijają kolejne sekundy, a ja czuję pieczenie w oczach. To nie może się tak skończyć, nie mogę z nim przegrać!
   Wpatruję się w jedne z najpiękniejszych oczu na świecie i staram się wytrzymać. Logan rozchyla lekko usta i mruga.
   - Ha, mrugnąłeś! Przegrywasz! - Diego wskazuje palcem bruneta, a ja się śmieję i promienieję dumą.
   - A nie mówiłam? - Puszczam Loganowi oczko, ten wzdycha i uśmiecha się delikatnie. - Jestem mistrzynią w tej grze.
   Henderson śmieje się pod nosem.
   - Wygrywasz tylko dlatego, że masz intrygujący kolor i jaśniejszą plamkę na prawym oku, co druga osoba chce potwierdzić, dlatego mruga.
   Zerka na mnie, a gdy orientuje się, że mu się przyglądam, wpatruje się we mnie intensywniej.
   - Ej, nie było ani słowa o dogrywce! - protestuje Diego.
   Mrugam i opuszczam głowę, na policzkach czuję rumieńce. Dlaczego teraz spąsowiałam? Dobrze wiem o plamce, mam ją w pamiątce po matce. Może rumieńce to wynik mocy, z jaką patrzył na mnie Logan? Może. Od jego powrotu staramy się na nowo być przyjaciółmi, choć łapię się na tym, że przyjaźń z brunetem chyba by mnie nie zadowoliła. Pragnę jego dotyku i bliskości, jednocześnie boję się mu zaufać.
   Miłość jest głupia.
   Zasiadam przy biurku i przekładam dokumenty, a moi koledzy zbierają się do wyjazdu na akcję. Chcą ściągnąć na posterunek naszego podejrzanego numer jeden, ale muszą zrobić to z nakazem. Możliwe, że zabójcą młodej, eksluzywnej prostytutki jest kandydat na senatora, Jason Chairman. Nie mamy jeszcze wyników próbek pobranych z ubrania dziewczyny, ale poza Chairmanem wszyscy znajomi i rodzina denatki mają potwierdzone alibi.
   - Jedziemy. - Głos Logana wyrywa mnie z rozmyśleń nad sprawą.
   Patrzę na niego i próbuję się uśmiechnąć, ale nie wychodzi mi to za bardzo - wina nerwów, które pojawiły się znikąd. Moi przyjaciele jadą na akcję, chyba mam prawo się o nich martwić.
   - Dobrze. Ale bądźcie ostrożni.
   Brunet patrzy na mnie, po czym pochyla się i całuje mnie w czubek głowy.
   - Będziemy, nie martw się.
   Opuszcza biuro, a ja podchodzę do tablicy i przyglądam się zdjęciom. Mam dziwne wrażenie, że coś nam umknęło, coś istotnego. Ponownie przeglądam notatki, szukając jakieś nieścisłości. Po raz trzeci czytam zeznania świadków, najbliższych denatki.Opowieść matki, siostry, ciotki nic mi nie dają. Ale dochodzę do części rozmowy z jej chłopakiem.
   Max Connor, lat dwadzieścia trzy. Przystojny szatyn z wiecznie kpiącym uśmiechem na ustach. Nawet podczas rozmowy ze mną i Adamem, gdy opowiadał o wielkiej miłości swojej i denatki, nie mogłam zobaczyć u niego smutku. Widziałam za to ulgę, jakby ogromny ciężar spadł mu z ramion. Zerkam na jego zdjęcie na tablicy. Drobne zadrapanie na policzku chyba może być sprawką ludzkich paznokci. Unoszę brew i powtórnie czytam alibi mężczyzny. Udział w koncercie w klubie "Manhattan".
   
Siadam do laptopa i szukam wszelkich informacji na temat tej imprezy. Trwała ona do późnej nocy, praktycznie była to impreza do białego rana, ale bardziej interesuje mnie to, że była otwarta. Nie trzeba było mieć zaproszenia czy też być na liście gości, mógł przyjść każdy. To pewnie chwyt właściciela - im więcej ludzi przyjdzie, tym więcej zarobi na potencjalnych, drobnych wejściówkach i drinkach, a występujące zespoły zyskają większą popularność.
   Ale oznacza to także, że można było wchodzić i wychodzić bez meldowania się przy drzwiach głównych, Max mógł spokojnie wyjść, zabić swoją dziewczynę i wrócić, nikogo nie niepokojąc.
   Doznaję olśnienia. Mógłby nawet mieć motyw - jeśli Chairman mówił prawdę i denatka chciała się z nim związać na poważnie (senator i prostytutka - to na pewno wielka miłość), a Connor się o tym dowiedział, mógł z zazdrości zabić z premedytacją.
   Dostaję faks od Sue z wynikami analizy, który teraz potwierdza moją teorię. Nie ma na co czekać, muszę zadzwonić do Logana i wytłumaczyć mu, by odwołał akcję.
   Odbiera po drugim sygnale, nie jest zbytnio zadowolony z tego, że dzwonię.
   - Rose, trochę przeszkadzasz. Czy coś się stało?
   - To nie Chairman! - rzucam gorączkowo do słuchawki. - To Max Connor, jej chłopak. Zabił ją, bo chciała odejść do innego. Sue to potwierdziła, to jego DNA znaleziono na jej ubraniach i...
   Za sobą słyszę dźwięk odbezpieczanej broni, powoli odwracam się. Moim oczom ukazuje się się Connor z tym swoim uśmieszkiem, celuje we mnie.
   - Rose! - krzyczy w słuchawce Logan. - Jesteś tam? Rose, co się dzieje? Czy ja dobrze słyszałem odblokowywanie broni? Rose!
   Mężczyzna piorunuje mnie wzrokiem. Bezczelny uśmiech na stałe przytwierdzony do jego twarzy budzi we mnie obrzydzenie. Nie potrafię dostrzec w Connorze człowieka, raczej przypomina połączenie robota z drapieżnym zwierzęciem. Żadnej skruchy, tylko chęć zabijania.
   - Odłóż ten telefon albo oberwiesz kulkę prosto między oczy.
   Posłusznie spełniam rozkaz napastnika. To da mu złudne wrażenie posiadania nade mną władzy. Zabójcy nie są aż tak dobrymi manipulatorami, jak im się wydaje. To strach paraliżujący ofiarę nie pozwala jej podjąć walki o przeżycie. A mordercy atakujący znienacka są psychicznie słabi. Zabijają ukryci w cieniu, bo nie chcą pokazać towarzyszącej im śmierci swojej twarzy. Oni także się boją. Boją się, że śmierć wkrótce przyjdzie i po nich.
   Wpatruję się w Max'a, który nie opuszcza broni, mimo że odłożyłam telefon, wcześniej rozłączając rozmowę. Henderson i tak wie, gdzie jestem, dotrze tu niedługo i mnie uwolni.
   A co, jeśli nie?
   Ta myśl pojawia się nagle w mojej głowie. Dlaczego miałabym nie wierzyć w to, że Logan mi pomoże?
   Bo nikt inny nie przyszedł mi do tej pory na ratunek. Jestem na jednym piętrze z kilkunastoma detektywami w monitorowanym budynku, do którego bezkarnie wszedł mój oprawca.
   Biorę głęboki oddech, nie mogę dać się obezwładnić pojawiającej się panice, muszę pomyśleć nad tym, jak wykaraskać się z tej sytuacji. Krzyk odpada, sekundę po wydaniu z siebie głośnego dźwięku mogę umierać. Nie mogę się także poruszyć, bo gwałtowny ruch z mojej strony także może uwolnić z lufy kulkę.
   Modlę się, by Logan dotarł z powrotem jak najszybciej. Powtórki z rozrywki na pewno nie przetrwam.


****


   Gdybym tylko mógł siąść za kierownicą, łamałbym właśnie wszelkie ograniczenia prędkości. Niestety, jestem tak wzburzony, że pewnie wpakowałbym samochód w jakiś hydrant.
   - Jedź szybciej! - poganiam Adama, serce bije mi jak oszalałe.
   To nie może być prawda, nie może. To pewnie tylko szum w komórce. Wzdycham. Kogo ja chcę oszukać? Słyszałem dźwięk odbezpieczanej broni. Życie Rosie znowu jest zagrożone. A mnie przy niej nie ma.
   Jak to możliwe? Przecież zbadaliśmy alibi każdego z możliwych podejrzanych. Co takiego jest w Rose, że potrafi ona dostrzec coś, co umyka reszcie z nas? Czy to szósty zmysł, czy może tak dobrze wykształcony mózg? Nie wiem. Ale boję się o nią w tej chwili jak cholera. 
   Adam ledwie parkuje, a ja wyskakuję z samochodu i na złamanie karku gnam do budynku. Porzucam myśl o windzie, adrenalina popycha mnie do przodu, chcę już wbiec na schody, gdy ktoś mnie woła.
   - Detektywie Henderson!
   Odwracam się z nadzieją, że moje oczy miotają teraz piorunami.
   Przede mną stoi pani Shofren z administracji i bacznie mi się przygląda.
   - Czy coś się stał? - pyta, a mnie zaskakuje cisza wokół. Coś jest nie tak i to bardzo. 
   - Gdzie wszyscy? - Nie będę tłumaczył kobiecie czegokolwiek, Rose jest w niebezpieczeństwie.
   - W sali konferencyjnej, zarząd zwołał dzisiaj spotkanie. - Do budynku wbiegają Chase i Diego. - Czy panowie nie powinni być na akcji?
   - Czy Bennett jest na tym spotkaniu?
   Kobietę chyba denerwuje to, że nie odpowiadam na jej pytania, ale naprawdę nie mam na to czasu. 
   - Nie, nie zezwolono na jej uczestniczenie ze względu na jej rangę. Czy coś się jej stało?
   Pędzę przed siebie, a wyjaśnienia pozostawiam Adamowi. Muszę się spieszyć, nie mogę pozwolić, by cokolwiek stało się szarookiej. Nie zniosę powtórki z rozrywki.
   Moje kroki odbijają się echem od posadzki schodów i korytarza. Wszędzie pusto. Poważnie, czy naprawdę wszyscy są na spotkaniu, nawet członkowie wydziału technicznego? A może to sprawka napastnika?
   Mknę korytarzem do naszego biura, serce wali mi jak oszalałe. Denerwuje mnie zapięta kurtka, jednym ruchem rozpinam suwak, mam teraz większą swobodę ruchu. Dopadam do przejścia i staję w progu.
   Widzę ją. Żyje. Jeszcze.
   Patrzy na mnie, jest spokojna, ale w jej oczach widzę strach  i przerażenie. Lufa pistoletu jest przytknięta do jej skroni, a szatynka dla pewności jest objęta za szyję przez napastnika, który uśmiecha się kpiąco na mój widok.
   - Detektyw Henderson! Jak miło, że pan do nas dołączył. - Jego złośliwy ton przypomina mi listy Stokera, którego słowa także miały kpiący wydźwięk.
   Max Connor, chłopak naszej denatki, ma Rosie za zakładniczkę. Tylko w jakim celu?
   - Czego pan chce? - pytam szorstko. - Proszę wypuścić pannę Bennett i to w tej chwili!
   Mężczyzna wybucha śmiechem i przyciska szatynkę do swojej klaty. Pistolet wciąż spoczywa tuż przy głowie Rose.
   - Dlaczego miałbym ją wypuścić? A może chcę ją zabrać ze sobą? Byłaby godną zastępczynią Alex u mojego boku.
   Że co proszę? Czy on właśnie porównał Rose do prostytutki?!
   Krew buzuje w moich żyłach, zaciskam dłonie w pięści. Ta zniewaga będzie kosztowała Connora złamany nos, niech no tylko wpadnie w moje ręce.
   Przyglądam się Rose - stara się być spokojna, ale widzę, jak drży jej dolna warga.
   Co mam zrobić? Każdy gwałtowny ruch z mojej strony wywoła przyciśnięcie pistoletu do twarzy kobiety, każdy gwałtowniejszy ruch Rose sprawi, że Connor pociągnie za spust. Nie potrafię znaleźć rozwiązania. To frustrujące.
   Na korytarzu rozlegają się kroki, oglądam się przez ramię, w moją stronę spieszą koledzy. Gomez jest przestraszony. Unoszę dłoń, zwalniają, podchodzą, dysząc lekko.
   - Co jest? - pyta Adam. - Co się dzieje?
   Diego staje za mną, staje na palcach, a widząc scenę przed sobą, blednie.
   - O mój Boże! - Meksykanin spogląda na mnie, Connor na pewno go słyszy. - Znowu?
   Kiwam głową, nie czas, by cokolwiek teraz tłumaczyć.
   - Musicie iść do sali konferencyjnej i poinformować kapitana, że Rose została wzięta na zakładniczkę. Idźcie!
   Mężczyźni odchodzą, a ja przekraczam próg. Connor nie zmienił pozycji, wciąż blokuje Bennett, która chyba powoli traci nadzieję na to, że jej pomożemy. Posyłam kobiecie uśmiech, by dodać jej otuchy, za co gromi mnie wzrokiem. No tak, chyba nie najlepszy czas i miejsce na uśmiechy.
   - Czyżby twoi koledzy bali się ze mną zadrzeć, detektywie? - pyta Connor kpiącym tonem. Zaciskam pięści i rozluźniam je, muszę pamiętać, by się nagle na niego nie rzucić.
   - Czego pan chce?
   Mężczyzna śmieje się lekko i rozluźnia ramiona, tym samym nie przytrzymuje Rose tak mocno, ae psycholog się nie rusza, pewnie nie chce go rozruszć.
   Wpada mi do głowy pewien pomysł. Spoglądam na szatynkę. Wzrok ma utkwiony we mnie, śledzi drganie mięśni, pozycję, ruch.
   - Ufasz mi? - pytam Rose. To kluczowe pytanie, jeśli choć przez chwilę się zawaha, mój plan spali na panewce.
   Bennett kiwa głową i lekko, prawie niezauważalnie uśmiecha się.
    - Ufam.
   To jedno słowo cztery miesiące temu pozwoliło mi ją pocałować. Dzisiaj pozwoli mi ją ocalić.
   - Co wy knujecie? - pyta z krzykiem Max i znowu przygwożdża do siebie Rosie, a metal przyciska do jej skroni. Ona pozostaje spokojna, uśmiechnięta, ufa mi. A co, jeśli zginie? Nie. Odsuwam od siebie tę myśl. Rose wyjdzie z tego żywa. Musi. Bo muszę pokazać jej, że naprawdę naprawiam to, co między nami było. - Co planujesz detektywie?
   Przenoszę wzrok z kobiety na napastnika, tym razem to ja uśmiecham się kpiąco.
   - Nic takiego - odpowiadam. - Tylko twoją śmierć.
   Przerażenie wywołuje rozluźnienie mięśni, co musimy wykorzystać. Liczy się każda sekunda, chwila zawahania oznacza ofiary.
   - Teraz! - krzyczę, a Rosie zgrabnie wydostaje się z objęcia Connora, gdy podebrany przeze mnie ukradkiem kubek na długopisy uderza mężczyznę w czoło.
   Trafiony, zatopiony. I wściekły.
   Rose przebiega za moje plecy, gdy oszołomiony Max rusza w moim kierunku. Chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że upuścił pistolet, zbieram go szybko z podłogi i sprawdzam broń - tak, jak myślałem, ślepaki. Chciał nas jedynie nastraszyć. Ale jaki w tym sens?
   Prostuję się i obrywam w twarz. Connor dyszy ciężko, w jego oczach widzę żądzę mordu. Blokuję kolejny cios, uderzam w mostek, mój przeciwnik na chwilę traci dech. Mam wystarczająco dużo czasu i miejsca, by uderzyć go z półobrotu. Pada na podłogę. Pokonany. Zerkam za siebie. Rose wpatruje się we mnie, spokojna, piękna, uśmiechnięta. Bezpieczna.
   Na korytarzu rozlegają się kroki, bo biura wbiegają zaalarmowani detektywi, przez których przeciska się kapitan Jones.
   - Co tu się, do diaska, dzieje?!
   Spoglądam na jęczącego na podłodze Connora.
   - Ktoś tu próbował być złym charakterem z filmu. Zabierzcie go do pokoju przesłuchań. - Podchodzę do Bena i klepię go w ramię. - Mamy mordercę, teraz udowodnimy mu winę.
   - Jak się czujesz? - pyta kapitan, a ja zerkam  na Rose. Stoi w miejscu, patrzy na naszą dwójkę. Czeka.
   - Dobrze. Bardzo dobrze.
   U mojego boku pojawia się Adam, rzuca krótkie spojrzenie na moją twarz.
   - Zajmiemy się nim, Logan. A ty idź się ogarnij.
   Nie bardzo wiem, o co mu chodzi, ale wymijam obu mężczyzn i kieruję się w stronę szatynki. Podchodzę do niej powoli, wpatrzony w jej uśmiech, który rozświetla jej twarz. Staję w odległości, która mnie wydaje się odpowiednia. Szatynka wydaje mi się być odrobinę rozbawiona.
   - Nic ci nie jest? - Kręci przecząco głową. - Dlaczego się śmiejesz?
   Unosi dłoń i ze śmiechem na ustach, opuszkami palców dotyka mojego policzka. Wpatruję się w jej oczy.
   - Naprawdę nic nie czujesz?
   - Nie. Rose, o co chodzi?
   - O to, że twój policzek właśnie zamienia się w wielką, fioletową śliwę zachodzącą na nos.
   Teraz to ja unoszę dłoń do twarzy, dotykam nią policzka i syczę, palący ból rozchodzi się po miejscu, w które uderzył mnie Max. Słyszę śmiech szarookiej.
   - To nie jest śmieszne, Rose!
   - A właśnie, że jest - odpowiada, podchodzi bliżej i wtula się we mnie.
   To niespodziewane. Nie trzymałem jej w ramionach od tygodni, ostatni raz nie był przyjemny, bo wydarzył się podczas kłótni. Teraz jest inaczej. Ufa mi. Otaczam ją ramionami i wzdycham zapach jej włosów. Jabłka. Chyba na urodziny zakupię jej cały karton szamponu, by zawsze czuć jabłka na jej głowie.
   - Dziękuję.
   Przytulam ją mocniej.
   - Nie ma za co. Nie pozwolę ci umrzeć tak szybko, nie licz na to.
   Śmieje się cicho, a ja napawam się tą chwilą.
   - Kurczę, po co ja zamawiałam już tę dębową trumnę.
   - Rose!
   - Spokojnie, tylko żartowałam! Ale się wyczuliłeś na tym punkcie. - Dostrzega moje spojrzenie. - Dobrze, zmienię temat do żartów. A teraz przyłóżmy lód do tej rosnącej śliwy.
   Śmieję się, a kobieta ciągnie mnie za rękę w stronę bufetu. Z zamrażalnika wyciąga kompres, okłada go ręcznikiem kuchennym i przytyka mi do policzka. Patrzę na nią, gdy unoszę dłoń i dotykam jej dłoni. Podnosi wzrok wyżej, wpatruje się teraz w moje oczy. Jestem jak sparaliżowany, w mojej głowie pojawia się jasny komunikat. Pochylam się, badając jej reakcję. Unosi odrobinę głowę, by ułatwić mi dostęp do swoich ust. Jestem już tak blisko ucałowania jej słodkich warg. To za piękne, by miało być prawdziwe.
   I dlatego nie może się wydarzyć.
   - Hej, ludzie, czy...? E, przeszkadzam?
   Prostuję się z jękiem i zabieram dłoń z dłoni Rose, która cicho wzdycha. Posyłam intruzowi najbardziej mordercze spojrzenie, na jakie mnie stać.
   - Tak, Diego, przeszkadzasz i to bardzo!
   Przez chwilę wygląda tak, jakby ciemnowłosy chciał się wycofać, ale to przecież Gomez, nie ma za grosz wyczucia taktu. Wzrusza jedynie ramionami i podchodzi bliżej.
   - Nieważne. Chcecie oboje przesłuchać Connora czy dajecie wolną rękę mnie i Adamowi?
   Zerkam na Rose, ale ona właśnie patrzy na wiszący na ścianie zegar, słodko marszcząc przy tym nos.
   - Na mnie nie liczcie, muszę pędzić do "Darcy's". - Unosi moją dłoń i przykłada do kompresu, zdejmując swoją. Uśmiecha się. - Wpadniesz wieczorem na mały koncert?
   Tak bardzo chciałbym ją pocałować mimo wszystko.
   - Niestety, mam już inne plany, wybacz mi.
   Widzę smutek w jej pięknych oczach, ale też towarzyszy mu zrozumienie.
   - Okay. To widzimy się w następnym tygodniu przy kolejnej sprawie?
   - Tak. - Pochylam się i całuję ją w policzek. To tylko namiastka tego, czego bym chciał i na co pewnie liczyła szatynka. - Do zobaczenia. Bądź przy telefonie.
   - Jasne. Do zobaczenia.
   Posyła nam uśmiech i wychodzi, jeszcze przez chwilę patrzę w ślad za nią, a moje galopujące serce nie chce zwolnić.
   - Uff. - Gomez oddycha z ulgą. - Ale tu było gorąco. - Wymachuje dłonią, jakby się wachlował. - Powinniśmy wam stworzyć specjalną strefę "tylko dla Rogan".
   - W której pewnie i tak byś nam przeszkadzał - odgryzam się zły.
   - Dlaczego powiedziałeś Rose, że nie przyjdziesz dzisiaj do restauracji?
   - Diego, chyba nie wiesz, co znaczy słowo "niespodzianka".
   - Wiem, co znaczy. Za to ty chyba nie wiesz, co znaczy kolejne kłamstwo z twojej strony dla Rose.
   - Zrozumie to.
   - No nie wiem. - Wzdycha. - A co, jeśli zrozumie i wreszcie w pełni od ciebie odejdzie?
   Wychodzi, a ja zastanawiam się nad jego teorią. Zdaję sobie sprawę z tego, że to małe kłamstwo może zranić szatynkę ponownie, ale wiedząc, co planuję zaryzykować tego wieczora, poniosę wszelkie jego konsekwencje. Chcę być wreszcie szczery sam ze sobą. A do tego musi mi posłużyć to ostatnie kłamstwo.


****


   Noc okryła miasto swoim całunem, obudziła kakofonię dźwięków dochodzących teraz z barów pełnych ludzi pragnących potańczyć, napić się, pobyć z przyjaciółmi lub rozpocząć świętowanie Walentynek kilka godzin wcześniej. Tak, jak mogłem się spodziewać, w "Darcy's" tego wieczoru są tłumy. I to nie tylko dlatego, że jak co tydzień w części barowej odbywa się karaoke. Czerwone balony wiszą w każdym kącie, a papierowe serca przyczepione są do obrusów na każdym stole. Kolorowe światła i drinki, śmiechy zgromadzonych, kolejne występy, a mnie powoli zżerają trema i stres. Muszę kryć się w cieniu, by Rose obsługująca klientów nie zauważyła mnie za wcześnie.
   Ktoś dotyka mojego ramienia, podskakuję lekko przestraszony. Odwracam się powoli i widzę Mię.
   - O matko, siostra, weź nie strasz.
   - Hahaha, żałuj, że nie widziałeś swojej miny. I co? Jesteś gotowy?
   Biorę głęboki wdech.
   - Chyba tak.
   - W takim razie dam znać Pablo, że może szykować nagranie. Niech tylko Diego się wreszcie ogarnie.
   Brunetka odchodzi, a ja się uśmiecham. Gomez także coś planował na ten wieczór, ale nie widzę, by się garnął do realizacji swojego pomysłu. Szukam go wzrokiem, właśnie prowadzi Kate pod scenę, po czym odbiera od Martineza mikrofon. 
   - Cześć, ludzie. Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę coś zrobić. - Uwaga wszystkich zgromadzonych skupiona jest na Meksykaninie, który klęka przed młodą psycholog. - Kate, jesteśmy razem już rok, przeszliśmy nie jedno. I wiem, że z tobą u boku przetrwam wszystko. - Sięga do kieszeni spodni, wyjmuje z niej małe, czerwone pudełeczko, otwiera je i pokazuje kobiecie. - Katherine Smoek, wyjdziesz za mnie?
   Wszyscy wstrzymują oddech. Przy jednym ze stolików zauważam Rosie. Położyła tacę ze szklankami na blacie, teraz wpatruje się w przyjaciółkę. Wracam wzrokiem do pary. Cisza przedłuża się i staje nieznośna. Nagle Kate wybucha śmiechem.
   - Tak, Diego, wyjdę za ciebie!
   Rozbrzmiewają oklaski i wiwaty, Diego zakłada pierścionek na palec swojej narzeczonej, po czym podnosi się z kolan i całuje swoją wybrankę. Wiwaty rozbrzmiewają nawet wtedy, gdy do narzeczonych podchodzą przyjaciele z życzeniami. Ja zrobię to później, najpierw muszę zrobić coś innego. Pablo kiwa na mnie głową.
   Wchodzę na scenę i przejmuję mikrofon. Biorę głęboki wdech, czekam na jako taką ciszę i zaczynam.
   - Cześć, jestem Logan. Jest wśród was osoba, do której czuję coś niezwykłego już od bardzo dawna, ale nigdy nie potrafiłem powiedzieć tego tak, jakbym chciał. - Szukam wzrokiem Rose, stoi niedaleko baru i patrzy prosto na mnie. Jej oczy przywołują mnie do siebie. - To dla ciebie.
   Rozbrzmiewa wstęp. Przełykam ślinę, oddycham głęboko i robię coś, czego nie robiłem nigdy publicznie.
   Śpiewam.

I have been blind unwilling
to see the true love you're giving
I have ignored every blessing
I'm on my kness confessing

   W świetle reflektora nie potrafię dobrze ujrzeć jej twarzy, ale widzę, że się rusza. Przemieszcza się ku drzwiom do części mieszkalnej. Dlaczego?

I have was wrong about you
Through I was strong without you
For so long nothing could move me
For so long nothing could change me

   James także śledzi swoją siostrzenicę zza baru i cicho wzdycha. Szatynka stoi przy drzwiach, ale nie idzie na górę, wciąż mnie słucha.

You are the air that I breathe
You're the ground beneath my feet
When did I stop believing?

   Z końcem piosenki, gdy Pablo zmniejsza strumień światła, widzę ją doskonale. W jej oczach kryją się łzy. Znika za drzwiami. Schodzę ze sceny wpatrzony w jej stronę, nie rejestruję oklasków, liczy się tylko Rosie. Po kilku minutach wraca, nałożyła na siebie kurtkę. Przeciska się ku wyjściu i nie zaszczycając mnie ostatnim spojrzeniem, opuszcza lokal.
   Moje serce zamienia się w lód i pęka na milion kawałków.
   Podchodzą do mnie Kate i Diego.
   - Stary, dobry występ. - Ciemnowłosy klepie mnie po plecach.
   - Dzięki. Gratuluję zaręczyn. - Całuję brunetkę w policzek i ściskam dłoń przyjaciela. - Kate, jesteś pewna, że chcesz z nim spędzić resztę życia?
   - Tak. Przynajmniej teraz. Jak zacznie działać mi na nerwy, zabiję go.
   - Ej no, wiesz co?
   Psycholog śmieje się, po czym porzuca nas na rzecz pozostałych przyjaciół, którzy gratulują jej, ściskają i zaczynają ustalać datę ślubu.
   - Gdzie Rosie? Myślałem, że słuchała piosenki, a nigdzie jej teraz nie widzę.
   Wzdycham.
   - Miałeś rację. Kolejne kłamstwo, które ode mnie usłyszała... Zrozumiała. I odeszła. Na dobre.


****


   Idę nieśpiesznym krokiem ze spuszczoną głową, kolejne krople spływają po kapturze kurtki. Kolejna ulica Nowego Jorku. Nawet nie jestem pewna, gdzie dokładnie jestem. Na chwilę spoglądam w nocne, zachmurzone niebo, a deszcz miesza się ze łzami na mojej twarzy.
   Wydaje mi się, że przemierzam Brooklyn. Wspinam się w górę opustoszałej ulicy, latarnie rzucają światło, mój cień nie jest mi jednak miłym towarzyszem.
   Jedyne, co robię poza spacerowaniem w deszczu, to myślę.
   O tym, co Logan powiedział w "Darcy's". O tym, że zaśpiewał. Specjalnie dla mnie. Wśród tylu ludzi. Czuję, że mnie kocha, wreszcie to czuję i wiem, że jego "kocham cię" z października nie uleciało w nieznane.
   Czuję szczęście.
   Myślę o tym, że rok temu zostałam dziewczyną Iana. To była jedna z gorszych decyzji w moim życiu. Już wtedy mogłam bardziej zbliżyć się do niebieskookiego. Dlaczego ja jestem taka ślepa i głupia?!
   Dostrzegam plac zabaw. Nie zważając na mokry piasek ani wilgotne, drewniane siedzenie, zajmuję miejsce na huśtawce. To samo robiłam po śmierci rodziców - siadałam na zrobionej przez tatę huśtawce i myślałam. Huśtawka, ja i moje myśli oraz mój ból. Teraz jest huśtawka, ja i moje myśli oraz uczucia. 
   Uśmiecham się sama do siebie, w sercu czuję ogromną radość, która zaczyna promieniować do żył, organów, komórek, aż chce mi się śpiewać.
   Kocham Logana. Nie mam co do tego wątpliwości. I moim największym marzeniem jest z nim być.
   Żyje się raz.
   Wstaję, a nogi niosą mnie same.


****


   Stoję przed drzwiami i pukam kolejny raz. Mam gdzieś, że jest już po północy. Woda kapie z ubrania i włosów na wycieraczkę, którą dodatkowo brudzę błotem z kozaków. Przyrzekam, jeżeli tylko mężczyzna otworzy mi te cholerne drzwi, osobiście ją wyczyszczę i to tak, że będzie wyglądała jak prosto ze sklepu.
   Słyszę przekręcony zamek, spinam się, a serce zaczyna bić mi mocniej.
   Otwiera drzwi, stoi w nich z nieuczesanymi włosami, w szarych, dresowych spodniach i czarnej koszulce. Jest boso. Patrzy na mnie twardo, a w jego niebieskich oczach widzę jedynie smutek.
   - Rose. Jesteś przemoczona. - Jego głos jest obojętny.
   - Logan. - Uciekałam od tego, co może uczynić mnie najszczęśliwszą, teraz to wiem. - Przepraszam.
   - Czego chcesz?
   Nie mam nic do stracenia.
   - Ciebie.
   W dwóch krokach jestem przy nim, trzymam jego twarz w dłoniach i całuję go tak, jak zawsze chciałam pocałować.
   Nie odwzajemnia tego, ale nie obchodzi mnie to. Dotykam jego ciepłych, miękkich warg i nie żałuję tego, co w tej chwili robię.
   Odrywam się od niego, patrzę mu w oczy.
   - Kocham cię - szepczę. - Nieważne, czym jeszcze zaskoczy nas los. Kocham cię i chcę być z tobą. Tylko to się teraz liczy.
   Delikatnie odsuwa mnie na bok, by zamknąć drzwi.
   - Ściągnij kurtkę - mówi chrapliwie.
   Odwieszam mokre ubranie na komodę i z powrotem odwracam się w stronę bruneta, który z rosnącym uśmiechem zbliża się do mnie tak, że plecami dotykam ściany.
   Pochyla się, wciąż patrząc mi w oczy, jego usta są kilka centymetrów od moich, czuję jego oddech na szyi.
   - A ja kocham ciebie. I już cię nikomu nie oddam.
   - Nie oddawaj. Nigdy.
   Całuje mnie delikatnie, ale nie chcę delikatnych pocałunków. Oddaję go z siłą, palce wplatam w czarne włosy mężczyzny, przyciskam swoje wargi do jego. Słyszę jęk bruneta. Obejmuje mnie ciasno w talii, po czym podnosi. Oplatam go nogami w biodrach. Nie przerywając namiętnych pocałunków, niesie mnie do swojej sypialni.
   Jesteśmy w mieszkaniu sami, cieszę się, że akurat tę noc Mia spędza u matki.
   Logan kładzie mnie na łóżko i zjeżdża z pocałunkami na szyję, odpina pierwszy guzik mojej granatowej koszuli.
   - Chcesz tego? - pyta szeptem.
   Uśmiecham się.
   - Chcę ciebie. Całego.
   Moja koszula ląduje na podłodze, po chwili dołącza do niej koszulka Logana i pozostałe ubrania, a my wreszcie stajemy się jednością.

EL AMOR <3



____________________________
Welcome! :)


   Dzisiaj notka wyjątkowo pod koniec rozdziału. Napiszcie szczerze - nie poprawiłam relacji Rogan za szybko po powrocie Hendersona na posterunek? Bo odnoszę takie wrażenie. Poza tym znowu nie ma normalnej sprawy. Ale od 58 będzie stary rytm, kolejne morderstwo, rozmowy, szukanie tropów, etc. Be patient ;)
   Tak, stało się. Darujcie sobie krzyki, wrzaski, łzy radości i wzruszenia. Rogan są razem! Już nie mam Was czym zawieść ;) Chyba :D
   Uprzedzam - trzy ostatnie części, tj. piosenka, plac zabaw i akcja u Logana zostały spisane bodajże jeszcze w 20 13 roku. Taak, Rozważna miała początki, a to miał być przedostatni rozdział. Ale nie, jeszcze trochę morderstw zostanie opisanych ;)
   Czekam na szczere opinie. I życzę miłych Walentynek! :3

27 komentarzy:

  1. O, to ja sobue rezerwnę komenta. Wpadnę potem i skomentuję huehue. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Walentynki takie piękne, wielka prawda Rogan! <3
    Śpiewająca Cleo! Chyba mogę umierać. <3 Aż mi się zachciało śpiewać z nią, ale kiedy zacznę się drzeć na cały dom, siostra może *znowu* uznać, że jestem dziwna. Wystarczy, że widziała mnie o siódmej z włączonym laptopem, kiedy odpisywałam na list. >D
    Bierzemy się za rozdział, bo już wcześniej nie wytrzymałam i zrobiłam sobie małe spoilery w postaci początku i końca rozdziału. Tak, inaczej nie potrafię. >D
    "Tym razem chyba spędzę je samotnie, bo stojący przede mną brunet raczej niczego nie zdziała."- A może jednak? Huehuehue. *tak bardzo czytała końcówkę*
    " I to z całej siły, by po raz kolejny w swoim życiu chodził po mieście ze "śmiertelnym znakiem Rae"."- Siła rażenia większa niż patelnie Abigail, ale efekt podobny. Chociaż wątpię, żeby po ciosie Rose został ślad w postaci napisu "Tefal". >D
    " Niebieskie oczy hipnotyzują mnie, przywołują do siebie, chcą, bym w nich utonęła, jak gdyby były morzem. Ale nim nie są. A moje oczy, niczym skały, nawołują Logana do skoku."- Ohhh, podoba mi się ten opis. <3 Tak bardzo.
    BITWA NA WZROK! TAAAAAAK! Rose vs Logan, Rose wygrywa! YEAAAAAA!
    " Miłość jest głupia."- *gryzie się w język, żeby znowu nie zacząć nucić tej piosnki >D*
    " Za sobą słyszę dźwięk odbezpieczanej broni, powoli odwracam się. Moim oczom ukazuje się się Connor z tym swoim uśmieszkiem, celuje we mnie."- Nosz kurde. No nie. Nie, kurde. Ale jak to.
    " Oni także się boją. Boją się, że śmierć wkrótce przyjdzie i po nich."- Kurde, kolejny cytat z tego rozdziału, który mi się podoba.
    ". Lufa pistoletu jest przytknięta do jej skroni, a szatynka dla pewności jest objęta za szyję przez napastnika, który uśmiecha się kpiąco na mój widok.
    - Detektyw Henderson! Jak miło, że pan do nas dołączył. - Jego złośliwy ton przypomina mi listy Stokera, którego słowa także miały kpiący wydźwięk."- Jestem sadystą, mi ta scena się podoba. Mała adrenalinka i zuooo. O tak. ^^
    " - Dlaczego miałbym ją wypuścić? A może chcę ją zabrać ze sobą? Byłaby godną zastępczynią Alex u mojego boku.
    Że co proszę? Czy on właśnie porównał Rose do prostytutki?!"- Tego mu nie wybaczymy. *bierze nóż, bojowa minka, wychodzi z domku i mknie na miejsce akcji >D* JUŻ PO CIEBIE IDĘ, MAX! *psychopatyczny śmiech*
    "No tak, chyba nie najlepszy czas i miejsce na uśmiechy."- Dokładnie, Logan. Na uśmiechy będzie czas później, huehue.
    " Bennett kiwa głową i lekko, prawie niezauważalnie uśmiecha się.
    - Ufam."- Hę? A przed chwilką nie było przypadkiem: "jednocześnie boję się mu zaufać.". A nie. To było boję się. Nie, że nie potrafię. Moja pamięć tak bardzo! D: Więc... Rose ufa Loganowi! TAAAAAK!
    " Mam wystarczająco dużo czasu i miejsca, by uderzyć go z półobrotu."- DLACZEGO MAM TU WIZJĘ LOGANA- NINJA? :o Kurdę, wygląda to fajnie w moich myślach. Huehue.
    " - To nie jest śmieszne, Rose!
    - A właśnie, że jest - odpowiada, podchodzi bliżej i wtula się we mnie."- *trzy, dwa, jeden!* OOOOOOOOOOOOOOHHHHH! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. " - Kurczę, po co ja zamawiałam już tę dębową trumnę."- Badum tsss, Rose mnie zdobyła! XD
      "Jestem już tak blisko ucałowania jej słodkich warg. "- TAAAAAAAAK!
      " I dlatego nie może się wydarzyć.
      - Hej, ludzie, czy...? E, przeszkadzam?"- NIEEEEEEEEEEEE!
      Diego, spadaj. >D A sio, a kysz! >D
      "Katherine Smoek, wyjdziesz za mnie?"- AWWWWWW!
      Piosenka Logana tak bardzo. Ueeee, wzruszyłam się.
      ROSE! NIE WYCHODŹ! NIEEEEEEEEE!
      " Moje serce zamienia się w lód i pęka na milion kawałków."- Pożyczyć taśmy? Ah, zapomniałam. NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!
      "- Kate, jesteś pewna, że chcesz z nim spędzić resztę życia?
      - Tak. Przynajmniej teraz. Jak zacznie działać mi na nerwy, zabiję go.
      - Ej no, wiesz co?"- Ohhh, już ich kocham. <3
      " - Miałeś rację. Kolejne kłamstwo, które ode mnie usłyszała... Zrozumiała. I odeszła. Na dobre."- Cichaj! Ona wróci! Wróci! Musi wrócić! *smuteg*
      " - Czego chcesz?
      Nie mam nic do stracenia.
      - Ciebie."- *eksplozja emocji, fajerwerki, bum!*
      Nie wiem dlaczego, ale tak bardzo lubię ten dialog. Tyle razy już go czytałam, ale... Lubię go. ^^
      " W dwóch krokach jestem przy nim, trzymam jego twarz w dłoniach i całuję go tak, jak zawsze chciałam pocałować.
      Nie odwzajemnia tego, ale nie obchodzi mnie to. Dotykam jego ciepłych, miękkich warg i nie żałuję tego, co w tej chwili robię.
      Odrywam się od niego, patrzę mu w oczy.
      - Kocham cię - szepczę. - Nie ważne, czym jeszcze zaskoczy nas los. Kocham cię i chcę być z tobą. Tylko to się teraz liczy."- TAK! TAK! TAK! *taki niemy krzyk* TAK! TAAAK! *nie może pozbierać emocji, tyle feelsów*
      " - A ja kocham ciebie. I już cię nikomu nie oddam.
      - Nie oddawaj. Nigdy."- TAK! TAK! TAK! DOKŁADNIE!
      " - Chcesz tego? - pyta szeptem.
      Uśmiecham się.
      - Chcę ciebie. Całego."- *bum, wybucham*
      Dobra. Siedzę jeszcze przez chwilę, trawię informacje i co? I łzy napływają mi do oczu. Nieee. Naprawdę. Chwila ciszy po zakończeniu dokończyła wszystko. Uwierz, Cleosiu, że łzy w moich oczach po przeczytaniu czegoś to rzadkość. Tak... Tak bardzo się wzruszyłam. *ueeeee*
      Tyle uczuć we mnie wybuchnęło pod koniec rozdziału, nie dam rady już dalej pisać. Nie.
      Zdechły komentarz, tak, wiem. Ale uczucia robią swoje. >D
      Wydaje mi się, że tylko troszkę przyspieszyłaś Rogan. Troszkę. ;)
      Kurde, ja chcę więcej Rogan! Czuję niedosyt! Ueeee!
      Miłych walentynek, ja ogarniam feelsy.
      Czekam na nn! <3

      Usuń
    2. Brawo, Cleo. Doprowadziłaś mnie do płaczu wzruszenia. Bo włączyłam piosenkę na końcu i zaczęłam sobie przypominać jeszcze raz, co było w rozdziale.
      Feelsy. Za dużo feelsów.

      Usuń
    3. O matko, Króliczku, nie płacz! Nie spodziewałam się, że wywołam u kogoś łzy.
      Te wszystkie fajne teksty nigdy nie są zaplanowane, po prostu sarkazm puka do drzwiczek mojego mózgu i grozi, że jeśli go nie wykorzystam, źle skończę. ;)

      Dziękuję za te wspaniałe cztery komentarze :** Ściskam mocno!

      Usuń
  3. MÓJ ULUBIONY ROZDZIAŁ! Nareszcie Rogan ma swoje pięć minut, tylko na to czekałam♥
    Connor jest idiotą. Jak mógł nie przewidzieć, że Logan go pokona? NO HALO! Gdzie on, a gdzie pan detektyw? SIĘ MYŚLI.
    Poza tym cała policja też nie jest najmądrzejsza, zważywszy na to, że wszedł do Rosie niezauważony. Tracę wiarę w ludzkość.
    KATE SIĘ ZGODZIŁA <33 TO TERAZ TYLKO PIĘKNY ŚLUB I GROMADKA DZIECI.
    Na zaręczyny Rogan oczywiście musimy jeszcze poczekać, ale chyba wiesz, że tego szybko oczekuję :D
    Czekam na nn ♥

    L x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaręczyny Rogan? Tak gdzieś koło 70 rozdziału powinny być ;) Planuję robić przeskoki w czasie, by zakończyć Rozważną zgodnie z planem koło 100 rozdziału z datą: "7 września 2014 r."
      Cieszę się bardzo, że rozdział Ci się spodobał :)

      Dziękuję za komentarz :*
      A z Loganem się nie zadziera, bo to boli ;)

      Usuń
  4. BUM! A tak sobie dzisiaj siedziałam i rozkminiałam: hmm, kiedy Cleo wstawi rozdział 56? Nie chwaląc się, huehue, wiedziałam co będzie w 56 huehue. Tak, chwalę się, padajcie na kolana ludzie, czytałam osobiście zapiski Cleo w zeszycie, BUM! Mam nawet dużo spoilerów z 57, tak, tak~ Zazdrościcie? Huhuhu *zakłada okularki, płaszczyk i idzie, a za nią ogień! BUM! W tle napis: Cool Naff don't look at explosions*
    BUM! Let her go zawsze spoko, choć ja też jestem na przedzie, bo słyszałam to na żywo! BUM! *narcyzm poziom Nathiel*. Musimy powtórzyć nasze śpiewy, gdy przyjedziesz do Wrocławia i nagrać coś wspólnie hoho <3.
    Szczerze? Jeszcze zanim zaczęłam czytać to już mam łzy w oczach. Wiem, jestem okropną kluchą ;___; Aruś pacza na mnie jak na debila, pewnie po skończeniu czytania pobiegnę do niego i się przyhugam, płacząc, że Rogan są razem, a on będzie na mnie spoglądał z miną a'la wtf i będzie dalej czytał książki na tablecie! *badum tss!* Taki kochany XD. Ej, za dużo gadam. Piszę. Tfu. Piszę, tak! Eee... To dlatego, że za dużo emocji! Dobra, zaczynam czytać. NIE! Nie zaczynam! Bojem się! Bojem, że będę płakać jak bóbr, który kroi cebulę *like a Królik* i smaruje oczy sosem tabasco, wciągając nosem pieprz! *taki mocny towar!*. AAA! STAPH, NAFF, STAPH!
    *chrząk* Dobra. Koniec pieprzenia *zakłada na nowo okularki, bo... bo słońce ją razi, niedobre!*
    "śmiertelnym znakiem Rae" - hueheu, brzmi normalnie jak tytuł jakiegoś psychodelicznego horroro kryminału XD. Dobry motyw, trza kiedyś napisać! BUM!
    "Niebieskie oczy hipnotyzują mnie, przywołują do siebie, chcą, bym w nich utonęła, jak gdyby były morzem. Ale nim nie są. A moje oczy, niczym skały, nawołują Logana do skoku." - lubię to huehue! Naj porównanie Rozważnej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "- Ha, mrugnąłeś! Przegrywasz! - Diego wskazuje palcem bruneta, a ja się śmieję i promienieję dumą." - zaczęłam się śmiać jak głupia XDDD! Nie sądziłam, że to o to chodzi! Najlepszy wstęp ever! Widać, że pisałaś ten rozdział z wielkim zamiłowaniem i doskonale go przemyślałaś <3. No, tak, w końcu to magiczne 56! *dobrze, że nie 69 hueehuheuh! O nie, Blaze mi się udzielił ;___; rybą mnie w twarz to się ogarnę!*
      "- Rose! - krzyczy w słuchawce Logan. - Jesteś tam? Rose, co się dzieje? Czy ja dobrze słyszałem odblokowywanie broni? Rose!" - OH, NOŁP! NIE! ROSE! Rosie! Rae! Rosiaczku! *wtf?* ROSICZKO? AHAHA! Dobreee! Rosiczka! *badum tss*. Nie, serio, powaga. Miałam już odnośnie tego spoiler, ale i tak miałam takie: AAACHH! *łapka do ust* I czo teraz?!
      Czytałam sobie te twoje rozkminy o zabójcach, którzy atakują znienacka i cholercia, spodobały mi się. Cleo, czemu ty nie pójdziesz na psychologię :o? Nadawałabyś się na nią! >D
      - Nic takiego - odpowiadam. - Tylko twoją śmierć. - BUM! Dajesz, waleczny Hendersonie! *uhuhu, jak to nazwisko dźwięcznie brzmi, aż je wymawiam na głos hehehe, za chwilę ktoś pomyśli, że jestem obłąkana :o*. Czekaj. Henderson? Headandshoulders! *badum tss*. Eee... nie słuchaj mnie. Znaczy nie czytaj mnie. Znaczy komentarza. Bo ja od dwóch dni jestem na ostrej fazie, powietrze we Wrocławiu mi szkodzi!
      AKCJA ŻYCIA! Dostał kubkiem w łeb XD *like a Blaze*. Ohohoho! Normalnie mimo powagi sytuacji zaczęłam się śmiać jak głupia! XDD
      "by zawsze czuć jabłka na jej głowie" - dobrze, że nie je jeść huehuehue~ >D
      - Kurczę, po co ja zamawiałam już tę dębową trumnę. - wyjątkowo to Rose poryła mi czachę BUAHAHAHA XDD! To było mocne! Takie... badum tsss!
      A teraz przyłóżmy lód do tej rosnącej śliwy. - Logan. Mamy poważny problem. Halo, ogród botaniczny? Mamy wyjątkowy okaz! Człowiek-drzewo śliwkowe! Owoce? Skąd mam wiedzieć czy daje dobre owoce! Sami sprawdźcie! Albo Rose to za was sprawdzi! *badum tsss!*

      Usuń
    2. - Tak, Diego, przeszkadzasz i to bardzo! - Nieprawda! Nie kłam! To mój mistrz, kocham go! Wiedziałam, że ktoś im przerwie, ale już niedługo, już niedługo, ohoho~
      Serce Logana to koń :o. Och, GOD! Cleo! Ile ja mam dzisiaj głupich myśli i powiązań! Tak jak przed chwilą rzuciłam sucharem Królikowi! "opowiedz mi o swoich nowych priorytetach! - bo nie ekonomicznych, badum tsss!" - coś w ten deseń >D. Jednymi słowy: halo, psychiatryk? Tak, już bym chciała napisać pamiętniki psychopaty!
      - Powinniśmy wam stworzyć specjalną strefę "tylko dla Rogan". - Strefa dla pala...jaraczy miłości! Badum tss!
      Logan: Idziemy zapalić, Rae?
      Rose: Tak! *bum, poszli do strefy jaraczy miłości i tak powstał... chocapic! HA! A co myślałaś, że dzieci może?! >D
      Diego, brołkujesz mi harta ;____; a przynajmniej myślałam, że ty nie odejdziesz XD. Nie no, żarcik! Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia! Zdrowia szczęścia i lat sto, twoje miejsce jest w zooo! Miny robisz jak małpaaa i w głooowie masz pstro! *śpiewa*. Eee... To nie była moja piosenka, dla ścisłości XD!
      - Cześć, jestem Logan. - REALLY XD? HEJ, LOGAN! Poznaję cię! Śpiewasz do mnie? Ojeeej, nie spodziewałam się tego ;___;! Ahahahah! *śmiech psychola* Dobra, ogarniam się. Taki klimat. BUM!
      - Miałeś rację. Kolejne kłamstwo, które ode mnie usłyszała... Zrozumiała. I odeszła. Na dobre. - A, głupi jesteś Logan. Nie znasz kobiet >D.
      Dlaczego ja jestem taka ślepa i głupia?! - *klaszcze w dłonie* Brawo, Rose! Znaczy... nie, że tak powiedziałaś XD! Tylko, że w końcu się skapłaś, że go kochasz i on kocha ciebie i w ogóle.
      Kocham Logana. Nie mam co do tego wątpliwości. I moim największym marzeniem jest z nim być. - TAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!!!!! W KOŃCU! W KOŃCU! W KOŃCU! Kocham cię, Rosiczko! <3
      - Kocham cię - szepczę. - Nie ważne, czym jeszcze zaskoczy nas los. Kocham cię i chcę być z tobą. Tylko to się teraz liczy.- TAK! TAK! TAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kij z tym, że to już czytałam!!!!!!!!!! I TAK SIĘ PODNI... JARAM!!!!!!! NIECH ŻYJE ROGAN! NIECH ZYJE ROGAN! *fanfary, fajerwerki, fruwające pomidory, ciachający je w górze Naff* TAAAAAAAAAAAAAAAAAAAK! Łzy! Radość! Szczęście! No i rumieńce przy ostatnich zdaniach huhuhu! Gratuluje! <33 teraz ślub i dzieci! *bum*
      Co do przyspieszenia... rzeczywiście trochę ich pospieszyłaś, przynajmniej miałam takie wrażenie na początku. Ale mi to w żaden sposób nie przeszkadza, bo... ROGAN W KOŃCU RAZEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEM! *dusi się, bo zabrakło jej powietrza* RAZEM! Teraz mogę umrzeć ;___;

      Usuń
    3. Ehm. Chciałam przeprosić przy okazji za brak reklam, ale... W Walentynki NaffTV ma przerwę i nic nie emituje >D. To taki prezent dla zakochanych huehue.

      Usuń
    4. Naffusiu, dostajesz najwięcej spoilerów, bo Magdycja ich nie chce :P
      Tak, czytałaś fragmenty z zeszytów, słyszałaś mój śpiew na żywo, ale czy musisz się tym aż tak ekscytować? :D
      God, druga, co się popłakała. Why? :D
      Uwielbiam Twoje komentarze, a Rosiczka zniszczyła mi mózg.

      Dziękuję za komentarze! :**
      Pozdrów Arusia!

      Usuń
    5. JAK MOŻNA ICH NIE CHCIEĆ?! Spoilery pomagają uchronić się przed nagłym zawałem i niechcianymi emocjami! DLATEGO KOCHAMY SPOILERY! BUM!
      Tak! Będę się tym ekscytować, bo jest czym huehue.
      Ale u mnie to nic dziwnego, bo ja zawsze ryczę XD!
      Rosiczka i headandshoulders! BUM! >D
      Pozdrowię <3 dziękuję.

      Usuń
  5. Też nie lubię walentynek. Najbardziej komercyjne święto ze wszystkich.
    Oczywiście, że przyjaźń z Loganem ci nie wystarcza, Rose. Miłość jest BARDZO głupia. Jeeju całus w czubek głowy/czoło/skroń jest jak dla mnie najsłodszą czułością ze wszystkich czułości.
    Co do uczucia senatora i prostytutki – cóż, miłość nie wybiera.
    No niee, Rose przyciąga do siebie zabójców, nie ma co.
    Kto by pomyślał, że Loggie potrafi śpiewać? No i w końcu Pablo i Kate się zaręczyli!
    Wreszcie stali się jednością, czytaj: w końcu się ze sobą przespali. Chociaż to z jednością to też prawda… XD
    No no nooo… Kochani wreszcie razem <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudeńko jak zawsze :*
    W końcu są razem, tak długo na to czekałam :D <3
    Ale oczywiście nie obeszło się bez zamieszania, ale to w Twoim stylu Cleo :D
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię mieszać i dobrze o tym wiesz :P
      Kiedy idziemy znowu do Maca? :D
      Ty długo czekałaś na Rogan? A inni to niby nie? :D

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  7. Przeczytałam już wcześniej, ale komentuję dopiero teraz. Nie zdążyłam szybciej, za co przepraszam.
    Miło zobaczyć naszą grupkę w komplecie. Oczywiście z zaznaczeniem Rogan, bo tu o to chodzi w końcu. Akcją na posterunku wynagradzasz brak normalnych spraw, było czuć ten dreszczyk. No i zawsze podstawa do końcówki rozdziału. Omijasz czas od powrotu Logana na NY, więc masz wrażenie, że dzieje się to za szybko, ale szczerze, to sobie nie wyobrażam, żebyś miała to przeciągać. Nie widzę dobrego powodu.
    Ostatnia scena znowu jest niemal zdjęta z "Castle'a", wiesz? O ile pamiętam, to Kate też przyszła do Ricka przemoczona:)
    A, i mam jedno zastrzeżenie. Mianowicie oświadczyny Diego. Czy oni zawsze muszą to robić w ten sposób? Nie można się oświadczyć normalnie, bez obecności osób trzecich, prawda? Przecież to jest wywieranie presji na przyszłej narzeczonej. Cieszę się ich szczęściem, ale nie podobają mi się takie oświadczyny.
    Pozdrawiam serdecznie
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego Logan oświadczy się w normalny sposób, tylko jeszcze nie wiem, kiedy :D Bardziej odpowiem jutro ;)

      Usuń
    2. Co do "Castle'a" - już wiesz, czym się inspirowałam :D Jak napisałam w notce, fragment z odwiedzinami u Logana powstał jeszcze w 2013 roku, kiedy to byłam szaleńczo zakochana w ostatnim odcinku 4 sezonu tego serialu i uznałam, że muszę wcisnąć tę scenę do Rozważnej. Półtora roku później i tak znajdzie się ktoś, kto połączy Rozważną z Zamkiem :D
      Jak wspomniałam, Logan oświadczy się bez świadków. Za to oświadczyny Diega wyglądały w ten sposób, bo czemuś będą w przyszłych rozdziałach służyły. Ale tego nie zdradzę. ;)
      Uff, a już się bałam, że właśnie Ty zarzucisz mi zbyt szybką poprawę relacji. Dobrze, że się pomyliłam :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
    3. Jestem, powiedziemy, na świeżo po 4 i 5 sezonie "Castle'a" i dlatego tak dobrze to pamiętam. Fajnie sobie odświeżyć wspomnienia, choć tym razem z innymi bohaterami.
      Uratowało Cię to zdanie, że od czasu powrotu Logana do NY zaczynają odbudowywać przyjaźń (nie mogę tego teraz znaleźć:/). Jakiś czas więc minął od tego wydarzenia i coś się działo, a że oboje się kochają i chcą o siebie zawalczyć, to wniosek jest prosty i widać to powyżej:) Nie martw się jednak, kiedy tylko coś będzie nie tak, na pewno o tym powiem:)
      Pozdrawiam
      Laurie

      Usuń
  8. Szczerze mówiąc to mnie zadziwiłaś... całe Twoje opowiadanie jest fantastyczne, piszesz bardzo ciekawie, a w tym rozdziale to już przeszłaś samą siebie! Ten rozdział jest niesamowity! Umiesz trzymać w napięciu ;) i połączyłaś w końcu Rogana <3 naprawdę bardzo mi się ten podoba i jest chyba jednym z moich ulubionych :) już się nie mogę doczekać następnego i ich rozmowy ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam w końcu zrobić z Rose i Logana parę, ich niepewna relacja irytowała nawet mnie ;)
      Cieszę się, że rozdział się podobał :)

      Dziękuję za komentarz :*
      Następny rozdział 28 lutego, jego zapowiedź pojawi się 21.02.

      Usuń
  9. Łoł, rozdział tak romantyczny, że aż tu nie pasuje. Ale kocham Cię za to :3 Chyba nie muszę mówić, która scena mnie uwiodła, prawda?
    Nie rozpisuję się za bardzo, tylko lecę czytać 57! (Widzisz, mówiłam, że zapomnę o rozdziale ;-; A jak już zobaczyłam, że dodałaś, to nie mogłam znaleźć chwilki, by przeczytać.)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie czytałam 57, tamten jest najbardziej romantyczny, wręcz będziesz rzygać tęczą, jak go przeczytasz.
      Oczywiście, że wiem, która scena Cię uwiodła :D

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. Piszesz zajebiscie, ale głosu to ty dziewczyno nie masz xd
    ~hope

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe.
      Niektórzy lubią mnie słuchać, gusta są różne.

      Usuń

Komentarze mile widziane :)