Mam dziwne uczucie, że nie umiem wrócić do opisów śledztw, przynajmniej nie przy tej sprawie. W wyniku połączenia Rogan nie potrafię nie dodać choć jednej romantycznej sceny.
Niech to wszystko szlag.
Rozdział miał być dziewiątego marca, ale doszłam do wniosku, że skoro i tak mają być w tym miesiącu trzy rozdziały, a dodatkowo dzisiaj jest małe święto, opublikuję dzisiaj.
Mam nadzieję, że do końca następnego tygodnia uporam się z rozdziałem 60, na ten moment zaczynam czuć frustrację, gdy po ponad tygodniu pisania zaczynam czwartą stronę. Na osiem. Ech. Chyba sama obejrzę "Bezsenność w Seattle", którą to Rose tak poleca. Dodatkowo napiszę, że tak jak Bennett chwyta mnie od kilku dni przeziębienie, krąży wokół mnie i ja też jestem na ohydnych proszkach. Blee.
Teraz powrót do morderstw. Enjoy!
Przypomnienie!
Do 21 MARCA można się zgłaszać na mojego maila w sprawie otrzymania ode mnie KARTKI WIELKANOCNEJ!
__________________________________________
- Proszę.
Opieram się o biurka Hendersona, który wrócił z bufetu z parującym kubkiem. Podaje mi go z uśmiechem na ustach.
- Dziękuję. - Odwzajemniam uśmiech i upijam łyk. Gorzkawy cytrynowy napój drażni moje podniebienie, krzywię się. - Blee. Nienawidzę tych proszków, są okropne.
- Ale musisz to wypić, jeśli nie chcesz się dać przeziębieniu. - Brunet opiera się o mebel, otacza mnie ramieniem. - Nie chcę, by ominęła cię nasza ostatnia sprawa.
Wlewam w siebie kolejny łyk, nie krzywię się już tak bardzo, ale z trudem przyjdzie mi przyzwyczajenie się do tego smaku. W objęciach Logana czuję się bezpiecznie i pewnie. Jego troska o mnie i moje zdrowie jest taka sama jak przed całym tym bałaganem z postrzałem. Teraz tylko nie muszę zastanawiać się nad tym, co wzbudza w brunecie troskę o mnie - wiem, że to miłość.
- Czyli już pogodziłeś się z tym, że nie będziemy razem pracować? - pytam wpatrzona w twarz partnera. Spodziewałam się sprzeciwu, głośnego i dochodzącego z każdego miejsca, w którym jesteśmy, ale Logan tylko raz wspomniał o końcu naszej współpracy i to z takim spokojem, że przeraził mnie on bardziej niż krzyk, na który byłam przygotowana.
- Nie przyszło mi to łatwo, ale tak. pogodziłem, się z tym. Nie będę starał się zatrzymać cię tutaj siłą, to może popsuć naszą relację, a przecież obiecałem ci, że nikomu cię nie oddam. Poza tym, wciąż tli się we mnie nadzieja, że po odebraniu dyplomu czasami nam pomożesz, moja pani psycholog. - Całuje mnie w czoło.
- Przekonamy się.
Wpatrujemy się teraz oboje w tablicę. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to nie patrzenie na siebie nawzajem, ale patrzenie razem w tym samym kierunku. Czyli to, co jest między mną a Loganem, musi zwać się miłością.
- Intryguje mnie ten znak na czole - odzywa się brunet. Przenoszę wzrok na zdjęcie twarzy denatki. - Nie jest w pełni widoczny przez tę krew, ale mam przeczucie, że nie jest to jakiś tam wyryty bazgroł, a symbol.
Podchodzę bliżej tablicy, szukając w głowie nazwy.
- To triquetra* - mówię. - Symbol w religii wikańskiej obrazujący zasadę "cokolwiek zrobisz, wróci to do ciebie z potrójną siłą". Najczęściej znak ten jest wpisany z kołem, ale zdarzają się też serca. Dla Celtów triquetra była znakiem pojednania z naturą. W jednym z naszych rodzinnych seriali fantastycznych triquetra została ukazana jako znak mocy trzech.
Logan staje u mojego boku.
- A ty wiesz o tym, bo...
- Bo podczas studiów psychologicznych brałam udział w kursie z religioznawstwa - przyznaję z lekkim rumieńcem na twarzy.
Niebieskooki śmieje się cicho.
- Mogłem się spodziewać, że czymś mnie zaskoczysz. Czyli etap poznawania się w związku mogę uznać za otwarty.
Otrzymuje ode mnie sójkę w bok.
- Wiesz, mogę milczeć i nic o swojej przeszłości nie mówić. Jesteś w końcu detektywem, sam ją odkryjesz.
- Za to ty nie poznasz mnie. Skoro chcesz coś przede mną ukrywać, to ja chyba też będę miał takie prawo, prawda?
- Tak. Właściwie nie wiem czy chcę znać twoją przeszłość. Może się okazać, ze ukrywasz jakiegoś trupa, o którym nie chcę wiedzieć.
Logan staje za mną, czuję jego oddech na karku, cicho szepcze mi do ucha:
- Ufasz mi?
To pytanie należy chyba do moich ulubionych pytań Logana. Odwracam się w stronę mężczyzny, patrzę na jego piękną twarz i po raz pierwszy świadomie całuję go w usta w naszym miejscu pracy.
- Ufam.
Henderson odsuwa mi z czoła kosmyk włosów i uśmiecha się promiennie. Na chwilę czas się dla naszej dwójki zatrzymuje. Cieszymy się sobą.
Do biura wchodzi Adam, nie ma zbyt ciekawej miny. Na bliskość moją i Logana w ogóle nie reaguje - dla niego nasz związek jest czymś, co już zaakceptował, nie ekscytuje się nim, po prostu o nim wie. To strasznie różni go od Diega, który nawet na trzymanie się za ręce reaguje atakiem hiperwentylacji. Przynajmniej blondyn zeruje odrobinę głupotę Meksykanina.
- Hej. Prześledziłem monitoring w tamtej części miasta i niewiele znalazłem. Niestety, ale przy starych, zamkniętych fabrykach kamery, zdaniem władz miasta, są niepotrzebnym kosztem. Więc nie mamy żadnych nagrań.
Logan pociera czoło.
- A jakieś dobre wieści?
- Przecież te nie są całkowicie złe - protestuję. - Nie ma tam kamer, o czym morderca najwidoczniej musiał wiedzieć. Dlatego wybrał takie miejsce na porzucenie ciała. To oznacza, że albo pracował w jednej z fabryk lub jest członkiem rodziny któregoś z byłych pracowników, albo jest pracowników urzędu miasta do spraw komunikacji miejskiej.
- Zaczęło się sherlockowanie - mówi Logan, za co obrywa kolejną sójkę. - Rose, przestań, bo się odegram!
- A proszę cię bardzo! - Pokazuję mu język. - Właśnie zacieśniłam obszar możliwych podejrzanych, ale dla ciebie to nic nie znaczy, prawda? Idę sobie.
Wymijam Adam i kieruję się o drzwi, gdy porządnie kicham.
- Apsik!
Przeziębienie atakuje mój organizm z coraz większą siłą. Powoli czuję pulsowanie w skroniach, które zwiastuje ból głowy.
- Na zdrowie! - odpowiadają chórem mężczyźni.
- Dzięki. - Wracam się i z biurka szefa zabieram kubek z żółtym napojem. Chcę iść z powrotem do drzwi, ale Logan powstrzymuje mnie mocnym uchwytem, w którym tkwi teraz mój nadgarstek.
- Dokąd się wybierasz? - pyta mnie, a niebieskie oczy próbują przejrzeć mnie na wylot. Nie pójdzie ci tak łatwo, skarbie.
- Do bufetu, potrzebuję kawy.
Puszcza moją rękę, a ja kieruję się do wspomnianego pomieszczenia. Nie jestem obrażona na partnera, nie strzelam powszechnie znanego focha, chcę tylko sprawdzić, czy Logan do mnie przyjdzie. Boże, czasami naprawdę zachowuję się jak typowa kobieta, ale cóż, X wygrało w moim przypadku z Y.
Własnie wlewam do kawy mleko, gdy koło mnie pojawia się Henderson.
- Rose, czy powiedziałem coś nie tak? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, to przepraszam. Ale sama musisz przyznać, że masz w sobie coś z Sherlocka. - Puszcza mi oczko. Czyżby chciał mnie tym udobruchać?
- Nie jestem mężczyzną, nie mam fajki ani detektywistycznej czapki, więc pewnie chodzi ci o mój umysł. No tak, jest on ponadprzeciętny. Ale do Holmesa wiele mi brakuje. - Upijam łyk kawy, a kofeina trafia do krwiobiegu.
Logan podchodzi bliżej.
- Czyli nie jesteś na mnie zła?
- Nie mam za co.
- To dobrze.
Zdając sobie sprawę z tego, że jesteśmy w pomieszczeniu sami, całuje mnie długo i czule.
- Co powiesz na kolację u mnie dzisiaj wieczorem?
Przeczesuję dłonią jego gęste włosy i podziwiam ich miękkość. Czyżby do ich pielęgnacji używał jakieś specjalnej odżywki?
- Obawiam się, że nie zdążysz jej przygotować. Mamy sprawę do rozwiązania.
Śmieje się lekko.
- Ty to potrafisz zepsuć nastrój. A co powiesz na kolację po zakończeniu tej sprawy? Tak na pożegnanie ze współpracą?
- Czy to będzie randka?
- Jak najbardziej, mi amor.
- W takim razie zgoda.
Całuje mnie ponownie, a ta odrobina złości, która się u mnie pokazała, znika bez śladu.
- Dzwoniła Susan - informuje mnie brunat, gdy jego usta oddalają się od moich warg na odpowiednią odległość. - Jest już po autopsji, ma dla nas kilka wiadomości.
- Więc na co czekamy?
Logan wydaje detektywom nakaz, tłumaczy, co mają robić pod naszą nieobecność, po opuszczamy budynek i samochodem bruneta jedziemy do prosektorium. Na twarzy mężczyzny gra złośliwy uśmiech - może znowu naliczyć mi za benzynę. Niech się tym cieszy. Póki może.
A na koniec piosenka z najbardziej
ześwirowanym teledyskiem, jaki widziałam.
Dajesz, Phil!
____________________________
* http://pl.wikipedia.org/wiki/Triquetra
Niech to wszystko szlag.
Rozdział miał być dziewiątego marca, ale doszłam do wniosku, że skoro i tak mają być w tym miesiącu trzy rozdziały, a dodatkowo dzisiaj jest małe święto, opublikuję dzisiaj.
Mam nadzieję, że do końca następnego tygodnia uporam się z rozdziałem 60, na ten moment zaczynam czuć frustrację, gdy po ponad tygodniu pisania zaczynam czwartą stronę. Na osiem. Ech. Chyba sama obejrzę "Bezsenność w Seattle", którą to Rose tak poleca. Dodatkowo napiszę, że tak jak Bennett chwyta mnie od kilku dni przeziębienie, krąży wokół mnie i ja też jestem na ohydnych proszkach. Blee.
Teraz powrót do morderstw. Enjoy!
Przypomnienie!
Do 21 MARCA można się zgłaszać na mojego maila w sprawie otrzymania ode mnie KARTKI WIELKANOCNEJ!
__________________________________________
Na naszej drodze nie napotykamy nic,
czego nie wiedzielibyśmy już wcześniej.
W życiu nie uczymy się niczego ważnego;
W życiu nie uczymy się niczego ważnego;
jedynie sobie przypominamy.
~Andreas Corelli
~Andreas Corelli
Danowi
w dniu urodzin.
Pamiętam...
Pamiętam...
Wszystkim Czytelniczkom
z wyrazami miłości i najserdeczniejszymi życzeniami
w Dniu Kobiet.
Przez miesiące pracy z zespołem detektywów nasza tablica nie była tak pusta jak teraz. Ofiara, miejsce zbrodni, jeden świadek, nic więcej. Na razie trudno mi stwierdzić, czy ta sprawa się okaże się sprawą o zbrodnię doskonałą. Jeśli Susan coś znajdzie, będziemy mogli ruszyć dalej. Tymczasem pozostaję mi jedynie wpatrywać się w białą ściankę. Choć mogłabym być teraz na zajęciach. Albo w ciepłym łóżku.
Ile to razy chcieliśmy mieć życie podobne do życia filmowych bohaterów? Ich życie jest piękne, wręcz idealne. Mają jakiś pomysł - nie napotykają większych problemów w ich realizacji. Dziewczyna chce otworzyć cukiernię i nagle cały świat jest po jej stronie, pomaga jej spełnić to pragnienie. Oczywiście, na drodze ku szczęściu bohaterka musi zmierzyć się z kilkoma zakrętami, które mogą zniszczyć wszystko, co do tej pory osiągnęła, ale pojawia się ta ostatnia prosta jarząca się światłem i prowadząca u szczęśliwemu zakończeniu. Poza wymarzoną cukiernią dziewczyna ma obok także miłość swojego życia i najbliższych, którzy cały czas ją dopingowali.
Ile z tego dzieje się naprawdę? Niewiele, prawie nic. Dlatego nie przepadam za amerykańskimi komediami, szczególnie tymi romantycznymi. Są produkowane pod jeden schemat i strasznie przewidywalne. Oczywiście, są wśród nich perełki - "Bezsenność w Seattle" mogłaby oglądać na okrągło z przerwą jedynie na sen - ale większość można wrzucić do jednego, wielkiego wora, z którego nawet Jennifer Lopez w głównej roli ich nie wyciągnie.
Życie to nie film. Inaczej. Życie to nie amerykańska komedia romantyczna. Życie to brytyjski film wojenny. Podkoloryzowany jak wszystkie inne filmy, ale chyba najbliższy realiom prawdziwego życia, w którym człowiek musi walczyć o następne jutro, nie bacząc na cenę za dzisiaj.
Filmy pełne są miłości, radości i szczęścia. Moje życie to od miesięcy spotkania ze śmiercią. Niektóre zbytnio na mnie nie oddziaływają, inne przywodzą na myśl sceny z horrorów, które chcesz zapomnieć jak najszybciej, ale pomimo najlepszych chęci kolejną noc z rzędu budzisz się z okropnym krzykiem i masakrycznymi obrazami zbrodni, w których krew posiada swoje ziemskie królestwo.
Życie to dobro w postaci uśmiechów, miłych słów, bezinteresownej pomocy, trosce oraz zło jawiące się śmiertelnikom w nieuzasadnionych aktach przemocy, raniących słowach, krzywych spojrzeniach. Życie to próba odnalezienia równowagi między dobrem a złem. Niektórzy szczęście znajdują w czynieniu tyle dobroci, ile tylko mogą, nie bacząc na zło - tych nazywamy świętymi. Inni pławią się w czynieniu zła, bo w nim spełniają się, dostępują swojego człowieczeństwa - tych zwiemy największymi zbrodniarzami, diabłami w ludzkiej skórze.
Czasami chciałabym wiedzieć, jak radzę sobie z szukaniem równowagi. Ale nachodzi mnie wówczas myśl, że może przez swoją pracę powoli i niecałkowicie świadomie wchodzę na tę gorszą ścieżkę. Niewiedza bywa zbawieniem.
Jadę z odpowiednią prędkością odganiającą możliwość otrzymania mandatu, choć mam ochotę nacisnąć pedał gazu odrobinę mocniej. Zmierzam na miejsce morderstwa - jeśli złapiemy mordercę nie wcześniej niż za cztery dni, będzie to moja ostatnia sprawa jako konsultantki wydziału zabójstw szesnastego posterunku. Spisany po moim powrocie do Nowego Jorku dokument z wypowiedzeniem umowy zacznie prawnie działać za cztery dni. Koniec z przesiadywaniem w pokoju socjalnym, ze staniem godzinami przed tablicą i łączeniem poszlak. Porzucam teorie, których mogliby pozazdrościć autorzy kryminałów. Nie będę już więcej pakować materiałów dowodowych do ogromnych kartonów. Będę za tym wszystkim bardzo tęsknić, ale pora ruszyć naprzód. Za kilka miesięcy kończę naukę na Columbii, czas na poważnie płacić za siebie rachunki. Znalazłam ogłoszenie - do jednej z klinik potrzebny jest genetyk do pomocy w laboratorium. To tylko pół etatu, ale na początek powinno wystarczyć, jeszcze nawet nie wysłałam do nich CV, o rozmowie kwalifikacyjnej ledwie co marzę. Ale jestem dumna z siebie, bo posiadam plan na nowy etap życia.
Zajeżdżam na obrzeża Manhattanu. Panuje tu względny spokój, który nie koi jednak nerwów, ale wywołuje w człowieku uczucie stałej obserwacji przez niewidzialnego Wielkiego Brata. Opustoszałe magazyny i fabryki pozbawione okien nie przypominają swoim wyglądem lat świetności, które mają już zdecydowanie dawno za sobą. Mimo słońca, dzięki któremu uzupełniam ilość witaminy D w organizmie, wokół panuje ponura aura, w powietrzu wciąż unosi się znany mi już odór śmierci.
Obcasy moich butów wybijają na betonie monotonny rytm, gdy zbliżam się do otoczonego żółtą taśmą terenu. Susan bada ciało, detektywi Chase i Gomez rozmawiają z niskim, pulchnym i ubranym w dżersejowy dres [moment pisania to moment zakochania się w Yato, stąd dres - przyp. aut.] mężczyzną, a Logan rozmawia z kimś przez telefon. Na mój widok uśmiecha się nieznacznie i unosi dłoń, ale nie przerywa konwersacji. To pewnie zbyt ważna sprawa, by ją dla mnie porzucić, jak najbardziej to rozumiem. Podchodzę do Sue.
- Dzień dobry - odzywam się odrobinę zachrypłym głosem. Od kilku dni stopniowo, acz powoli dopada mnie przeziębienie, moje gardło zamienia się w tarkę, a przełykanie boli niczym łamana kostka u małego palca dłoni. - Co mamy?
Kobieta uśmiecha się do mnie szczerze. Pofarbowane włosy lśnią, wydają się miękkie w dotyku, patolog w nowym kolorze wygląda na znacznie młodszą. Miłość dodaje skrzydeł. Albo, jak w moim przypadku, nie zmienia niczego, tylko dorzuca gratisy, za które być może przyjdzie mi zapłacić.
- Coś nietypowego - odpowiada. - Kobieta po trzydziestce - podaje mi lateksowe rękawiczki, zakładam je i kucam nad zwłokami - ma na nadgarstka sińce od sznura, poderżnięte ostrym, nieząbkowanym nożem gardło i wyryty na czole znak. Przyczyną śmierci jest znaczna utrata krwi w wyniku przecięcia tętnic szyjnych, mogę jednak powiedzieć, że przed zgonem była torturowana.
Lustruję ciało od głowy po bose, zsiniałe już stopy i wracam do twarzy denatki. Niebieskie oczy wpatrują się martwo w coś nade mną.
- Przybliżony czas?
- Od ośmiu do dziesięciu godzin temu. Zyskam pewność po sekcji.
Rozglądam się wokół ciała, ale nie widzę rozbryzgu, który powstałby przy morderstwie w tym miejscu.
- Nie została zamordowana tutaj, prawda?
- Nie - zgadza się ze mną Parish. - Na materiale bluzki znalazłam kilka ziaren podobnych do piasku, ale potrzebuję analizy z laboratorium, by stwierdzić dokładnie, co to jest.
Przyglądam się zakrwawionej twarzy martwej kobiety ostatni raz i prostuję, ściągając przy tym rękawiczki.
- Czy Logan widział już ciało?
- Tak, dotarł tu pierwszy. Chciał, byś mu się przyjrzała, dopiero teraz będę mogła uzyskać zgodę na zabrania zwłok ze sobą. - Prosi o czarny worek i zapakowanie ciała, po czym spogląda na mnie z matczyną troską. - Rosie, czy między tobą a Loganem doszło może ostatnio do jakieś kłótni?
- Nie, dlaczego pytasz?
Jestem zaskoczona jej niepokojem. Mój związek z niebieskookim ma się dobrze, o ile nie wspaniale. Będąc z nim, czuję, że wszystko ma swoje miejsce, także ja.
- Odrobinę dziwnie się zachowujecie. Jesteście tu od prawie dziesięciu minut, a on nawet się z tobą nie przywitał.
- Pomachał mi - oponuję. - Jest teraz zajęty pracą, a w tym miejscu to priorytet. - Uśmiecham się do kobiety ciepło. - W taki sposób staramy się oddzielić nasze życie prywatne od zawodowego.
Moje wytłumaczenie chyba trafia do Susan, odwzajemnia uśmiech.
- To zawodowe niedługo umrze. - Podchodzi bliżej i przytula mnie do siebie. - Będzie mi tu ciebie brakowało. Znowu będę miała na miejscu zbrodni samych facetów wśród żywych.
- Chyba, że przydzielą ci Victorię.
Kobieta śmieje się perliście, tuląc mnie do siebie mocniej.
Ile z tego dzieje się naprawdę? Niewiele, prawie nic. Dlatego nie przepadam za amerykańskimi komediami, szczególnie tymi romantycznymi. Są produkowane pod jeden schemat i strasznie przewidywalne. Oczywiście, są wśród nich perełki - "Bezsenność w Seattle" mogłaby oglądać na okrągło z przerwą jedynie na sen - ale większość można wrzucić do jednego, wielkiego wora, z którego nawet Jennifer Lopez w głównej roli ich nie wyciągnie.
Życie to nie film. Inaczej. Życie to nie amerykańska komedia romantyczna. Życie to brytyjski film wojenny. Podkoloryzowany jak wszystkie inne filmy, ale chyba najbliższy realiom prawdziwego życia, w którym człowiek musi walczyć o następne jutro, nie bacząc na cenę za dzisiaj.
Filmy pełne są miłości, radości i szczęścia. Moje życie to od miesięcy spotkania ze śmiercią. Niektóre zbytnio na mnie nie oddziaływają, inne przywodzą na myśl sceny z horrorów, które chcesz zapomnieć jak najszybciej, ale pomimo najlepszych chęci kolejną noc z rzędu budzisz się z okropnym krzykiem i masakrycznymi obrazami zbrodni, w których krew posiada swoje ziemskie królestwo.
Życie to dobro w postaci uśmiechów, miłych słów, bezinteresownej pomocy, trosce oraz zło jawiące się śmiertelnikom w nieuzasadnionych aktach przemocy, raniących słowach, krzywych spojrzeniach. Życie to próba odnalezienia równowagi między dobrem a złem. Niektórzy szczęście znajdują w czynieniu tyle dobroci, ile tylko mogą, nie bacząc na zło - tych nazywamy świętymi. Inni pławią się w czynieniu zła, bo w nim spełniają się, dostępują swojego człowieczeństwa - tych zwiemy największymi zbrodniarzami, diabłami w ludzkiej skórze.
Czasami chciałabym wiedzieć, jak radzę sobie z szukaniem równowagi. Ale nachodzi mnie wówczas myśl, że może przez swoją pracę powoli i niecałkowicie świadomie wchodzę na tę gorszą ścieżkę. Niewiedza bywa zbawieniem.
Jadę z odpowiednią prędkością odganiającą możliwość otrzymania mandatu, choć mam ochotę nacisnąć pedał gazu odrobinę mocniej. Zmierzam na miejsce morderstwa - jeśli złapiemy mordercę nie wcześniej niż za cztery dni, będzie to moja ostatnia sprawa jako konsultantki wydziału zabójstw szesnastego posterunku. Spisany po moim powrocie do Nowego Jorku dokument z wypowiedzeniem umowy zacznie prawnie działać za cztery dni. Koniec z przesiadywaniem w pokoju socjalnym, ze staniem godzinami przed tablicą i łączeniem poszlak. Porzucam teorie, których mogliby pozazdrościć autorzy kryminałów. Nie będę już więcej pakować materiałów dowodowych do ogromnych kartonów. Będę za tym wszystkim bardzo tęsknić, ale pora ruszyć naprzód. Za kilka miesięcy kończę naukę na Columbii, czas na poważnie płacić za siebie rachunki. Znalazłam ogłoszenie - do jednej z klinik potrzebny jest genetyk do pomocy w laboratorium. To tylko pół etatu, ale na początek powinno wystarczyć, jeszcze nawet nie wysłałam do nich CV, o rozmowie kwalifikacyjnej ledwie co marzę. Ale jestem dumna z siebie, bo posiadam plan na nowy etap życia.
Zajeżdżam na obrzeża Manhattanu. Panuje tu względny spokój, który nie koi jednak nerwów, ale wywołuje w człowieku uczucie stałej obserwacji przez niewidzialnego Wielkiego Brata. Opustoszałe magazyny i fabryki pozbawione okien nie przypominają swoim wyglądem lat świetności, które mają już zdecydowanie dawno za sobą. Mimo słońca, dzięki któremu uzupełniam ilość witaminy D w organizmie, wokół panuje ponura aura, w powietrzu wciąż unosi się znany mi już odór śmierci.
Obcasy moich butów wybijają na betonie monotonny rytm, gdy zbliżam się do otoczonego żółtą taśmą terenu. Susan bada ciało, detektywi Chase i Gomez rozmawiają z niskim, pulchnym i ubranym w dżersejowy dres [moment pisania to moment zakochania się w Yato, stąd dres - przyp. aut.] mężczyzną, a Logan rozmawia z kimś przez telefon. Na mój widok uśmiecha się nieznacznie i unosi dłoń, ale nie przerywa konwersacji. To pewnie zbyt ważna sprawa, by ją dla mnie porzucić, jak najbardziej to rozumiem. Podchodzę do Sue.
- Dzień dobry - odzywam się odrobinę zachrypłym głosem. Od kilku dni stopniowo, acz powoli dopada mnie przeziębienie, moje gardło zamienia się w tarkę, a przełykanie boli niczym łamana kostka u małego palca dłoni. - Co mamy?
Kobieta uśmiecha się do mnie szczerze. Pofarbowane włosy lśnią, wydają się miękkie w dotyku, patolog w nowym kolorze wygląda na znacznie młodszą. Miłość dodaje skrzydeł. Albo, jak w moim przypadku, nie zmienia niczego, tylko dorzuca gratisy, za które być może przyjdzie mi zapłacić.
- Coś nietypowego - odpowiada. - Kobieta po trzydziestce - podaje mi lateksowe rękawiczki, zakładam je i kucam nad zwłokami - ma na nadgarstka sińce od sznura, poderżnięte ostrym, nieząbkowanym nożem gardło i wyryty na czole znak. Przyczyną śmierci jest znaczna utrata krwi w wyniku przecięcia tętnic szyjnych, mogę jednak powiedzieć, że przed zgonem była torturowana.
Lustruję ciało od głowy po bose, zsiniałe już stopy i wracam do twarzy denatki. Niebieskie oczy wpatrują się martwo w coś nade mną.
- Przybliżony czas?
- Od ośmiu do dziesięciu godzin temu. Zyskam pewność po sekcji.
Rozglądam się wokół ciała, ale nie widzę rozbryzgu, który powstałby przy morderstwie w tym miejscu.
- Nie została zamordowana tutaj, prawda?
- Nie - zgadza się ze mną Parish. - Na materiale bluzki znalazłam kilka ziaren podobnych do piasku, ale potrzebuję analizy z laboratorium, by stwierdzić dokładnie, co to jest.
Przyglądam się zakrwawionej twarzy martwej kobiety ostatni raz i prostuję, ściągając przy tym rękawiczki.
- Czy Logan widział już ciało?
- Tak, dotarł tu pierwszy. Chciał, byś mu się przyjrzała, dopiero teraz będę mogła uzyskać zgodę na zabrania zwłok ze sobą. - Prosi o czarny worek i zapakowanie ciała, po czym spogląda na mnie z matczyną troską. - Rosie, czy między tobą a Loganem doszło może ostatnio do jakieś kłótni?
- Nie, dlaczego pytasz?
Jestem zaskoczona jej niepokojem. Mój związek z niebieskookim ma się dobrze, o ile nie wspaniale. Będąc z nim, czuję, że wszystko ma swoje miejsce, także ja.
- Odrobinę dziwnie się zachowujecie. Jesteście tu od prawie dziesięciu minut, a on nawet się z tobą nie przywitał.
- Pomachał mi - oponuję. - Jest teraz zajęty pracą, a w tym miejscu to priorytet. - Uśmiecham się do kobiety ciepło. - W taki sposób staramy się oddzielić nasze życie prywatne od zawodowego.
Moje wytłumaczenie chyba trafia do Susan, odwzajemnia uśmiech.
- To zawodowe niedługo umrze. - Podchodzi bliżej i przytula mnie do siebie. - Będzie mi tu ciebie brakowało. Znowu będę miała na miejscu zbrodni samych facetów wśród żywych.
- Chyba, że przydzielą ci Victorię.
Kobieta śmieje się perliście, tuląc mnie do siebie mocniej.
- Ale ciebie mi nie zastąpi.
Zwłoki zapakowane w czarny worek umieszczone są teraz na pomarańczowych noszach, Sue szuka wzrokiem Logana, który kiwa jej głową - może ruszać.
Pozostawiona sama sobie podchodzę do detektywów.
- Dzień dobry - witam się.
- Rosie, to pan Jeremy Urban, mieszka niedaleko, znalazł ciało podczas spaceru. Panie Urban, to Rose Bennett, nasza konsultantka. Proszę jej powtórzyć, jak odkrył pan zwłoki.
Mężczyzna składa mi relację, ale zbytnio nie skupiam się na jego słowach, walczę ze sobą, by tylko nie kichnąć mu prosto w twarz.
- Zadzwoniłem wtedy pod 911 i chwilę później ten tam - wskazuje na kroczącego w naszą stronę Hendersona - już tu był z tymi facetami od taśmy.
Nasz świadek to małomiasteczkowy, który przybył przed laty do Wielkiego Jabłka, gdzie nie zrobił oszałamiającej kariery, ale zarobił tyle, by teraz w spokoju spacerować po terenach starych fabryk. Mało interesujący obiekt do obserwowania.
- Proszę, by teraz udał się z nami na posterunek i tam złożył podpis pod oficjalnymi zeznaniami.
- A ni mogę tego zrobić tutaj? - pyta pan dresowy, na jego czole lśnią krople potu, pod pachami tworzę się mokre plamy widoczne na czerwonym materiale.
Nie mogę się opanować, udaje mi się jedynie odwrócić głowę od towarzyszy, gdy kicham, a moje ciało przechodzi dreszcz.
- Apsik!
Czwórka mężczyzn wpatruje się we mnie i mówi chórem:
- Na zdrowie!
Logan podaje mi chusteczkę.
- Dziękuję.
Adam i Gomez odchodzą ze świadkiem w stronę samochodu Meksykanina, a niebieskooki stoi przede mną i patrzy w moją twarz. Miejsce zbrodni jest opustoszałe - zdjęcia wykonano, pobrano próbki, trup jest w drodze do kostnicy. Jedynie pozostawiona taśma świadczy o tym, że doszło tutaj do morderstwa. Wycieram nos, chusteczkę wciskam do kieszeni kurtki i spoglądam na uśmiechniętego bruneta.
- Cześć - witam się.
- Cześć, kochanie. - Lekki pocałunek w policzek. Na więcej czułości nie mam co liczyć, na miejscu przestępstwa to po prostu nie przystoi. - Jak się czujesz?
- Dobrze. - Na potwierdzenie tego kicham ponownie. Świetnie, najpierw gardło, teraz nos. W kolejce po ból czeka już głowa.
- Właśnie widzę. - Logan dotyka mojego czoła. - Nie masz gorączki. - Zastanawia się nad czymś. - Chyba mogę ci pozwolić uczestniczyć w śledztwie. Ale musisz wpaść po drodze do apteki po jakieś leki, nie mogę pozwolić ci się rozchorować na dobre.
- Dziękuję za troskę i pozwolenie. Mam w samochodzie tabletki i jakieś proszki przeciw grypie, byłam w aptece, gdy do mnie dzwoniłeś. Nie tylko dla ciebie moje zdrowie jest ważne. - Puszczam mu oczko, uśmiecha się.
- W takim razie jedźmy na posterunek. Choć wolałbym to uczynić w jednym samochodzie. - Wzdycha ciężko, a ja przewracam oczami. Udawany dramat w jego wykonaniu zawsze wygląda komicznie.
- Nie zostawię tu samochodu tylko dlatego, że marzysz o moim towarzystwie. Dobrze wiem, że tak naprawdę chcesz ponownie mieć możliwość liczenia mi za benzynę.
- Wydało się. - Brunet drapie po głowie i uśmiecha łobuzersko. - No cóż, nie teraz, to kiedy indziej. Dopadnę cię, skarbie.
- Przekonamy się. Do zobaczenia na posterunku. - Cmokam mężczyznę w policzek i kieruję się do samochodu. Ruszając, macham Loganowi, który zasiada w swoim pojeździe i jedzie za mną.
Ekscytacja początkiem naszego związku minęła wraz z końcem Walentynek. Poniedziałek był już jak każdy inny poniedziałek, jedyną nowością były pocałunki. Nastoletnia nieśmiałość nie ma racji bytu - jesteśmy dwójką dorosłych ludzi, którzy postanowili iść przez życie razem, ramię przy ramieniu, w tym samym kierunku.
Rozpoczęliśmy nowy etap, świat to zaakceptował i wciąż zmierza do przodu.
Zwłoki zapakowane w czarny worek umieszczone są teraz na pomarańczowych noszach, Sue szuka wzrokiem Logana, który kiwa jej głową - może ruszać.
Pozostawiona sama sobie podchodzę do detektywów.
- Dzień dobry - witam się.
- Rosie, to pan Jeremy Urban, mieszka niedaleko, znalazł ciało podczas spaceru. Panie Urban, to Rose Bennett, nasza konsultantka. Proszę jej powtórzyć, jak odkrył pan zwłoki.
Mężczyzna składa mi relację, ale zbytnio nie skupiam się na jego słowach, walczę ze sobą, by tylko nie kichnąć mu prosto w twarz.
- Zadzwoniłem wtedy pod 911 i chwilę później ten tam - wskazuje na kroczącego w naszą stronę Hendersona - już tu był z tymi facetami od taśmy.
Nasz świadek to małomiasteczkowy, który przybył przed laty do Wielkiego Jabłka, gdzie nie zrobił oszałamiającej kariery, ale zarobił tyle, by teraz w spokoju spacerować po terenach starych fabryk. Mało interesujący obiekt do obserwowania.
- Proszę, by teraz udał się z nami na posterunek i tam złożył podpis pod oficjalnymi zeznaniami.
- A ni mogę tego zrobić tutaj? - pyta pan dresowy, na jego czole lśnią krople potu, pod pachami tworzę się mokre plamy widoczne na czerwonym materiale.
Nie mogę się opanować, udaje mi się jedynie odwrócić głowę od towarzyszy, gdy kicham, a moje ciało przechodzi dreszcz.
- Apsik!
Czwórka mężczyzn wpatruje się we mnie i mówi chórem:
- Na zdrowie!
Logan podaje mi chusteczkę.
- Dziękuję.
Adam i Gomez odchodzą ze świadkiem w stronę samochodu Meksykanina, a niebieskooki stoi przede mną i patrzy w moją twarz. Miejsce zbrodni jest opustoszałe - zdjęcia wykonano, pobrano próbki, trup jest w drodze do kostnicy. Jedynie pozostawiona taśma świadczy o tym, że doszło tutaj do morderstwa. Wycieram nos, chusteczkę wciskam do kieszeni kurtki i spoglądam na uśmiechniętego bruneta.
- Cześć - witam się.
- Cześć, kochanie. - Lekki pocałunek w policzek. Na więcej czułości nie mam co liczyć, na miejscu przestępstwa to po prostu nie przystoi. - Jak się czujesz?
- Dobrze. - Na potwierdzenie tego kicham ponownie. Świetnie, najpierw gardło, teraz nos. W kolejce po ból czeka już głowa.
- Właśnie widzę. - Logan dotyka mojego czoła. - Nie masz gorączki. - Zastanawia się nad czymś. - Chyba mogę ci pozwolić uczestniczyć w śledztwie. Ale musisz wpaść po drodze do apteki po jakieś leki, nie mogę pozwolić ci się rozchorować na dobre.
- Dziękuję za troskę i pozwolenie. Mam w samochodzie tabletki i jakieś proszki przeciw grypie, byłam w aptece, gdy do mnie dzwoniłeś. Nie tylko dla ciebie moje zdrowie jest ważne. - Puszczam mu oczko, uśmiecha się.
- W takim razie jedźmy na posterunek. Choć wolałbym to uczynić w jednym samochodzie. - Wzdycha ciężko, a ja przewracam oczami. Udawany dramat w jego wykonaniu zawsze wygląda komicznie.
- Nie zostawię tu samochodu tylko dlatego, że marzysz o moim towarzystwie. Dobrze wiem, że tak naprawdę chcesz ponownie mieć możliwość liczenia mi za benzynę.
- Wydało się. - Brunet drapie po głowie i uśmiecha łobuzersko. - No cóż, nie teraz, to kiedy indziej. Dopadnę cię, skarbie.
- Przekonamy się. Do zobaczenia na posterunku. - Cmokam mężczyznę w policzek i kieruję się do samochodu. Ruszając, macham Loganowi, który zasiada w swoim pojeździe i jedzie za mną.
Ekscytacja początkiem naszego związku minęła wraz z końcem Walentynek. Poniedziałek był już jak każdy inny poniedziałek, jedyną nowością były pocałunki. Nastoletnia nieśmiałość nie ma racji bytu - jesteśmy dwójką dorosłych ludzi, którzy postanowili iść przez życie razem, ramię przy ramieniu, w tym samym kierunku.
Rozpoczęliśmy nowy etap, świat to zaakceptował i wciąż zmierza do przodu.
****
- Proszę.
Opieram się o biurka Hendersona, który wrócił z bufetu z parującym kubkiem. Podaje mi go z uśmiechem na ustach.
- Dziękuję. - Odwzajemniam uśmiech i upijam łyk. Gorzkawy cytrynowy napój drażni moje podniebienie, krzywię się. - Blee. Nienawidzę tych proszków, są okropne.
- Ale musisz to wypić, jeśli nie chcesz się dać przeziębieniu. - Brunet opiera się o mebel, otacza mnie ramieniem. - Nie chcę, by ominęła cię nasza ostatnia sprawa.
Wlewam w siebie kolejny łyk, nie krzywię się już tak bardzo, ale z trudem przyjdzie mi przyzwyczajenie się do tego smaku. W objęciach Logana czuję się bezpiecznie i pewnie. Jego troska o mnie i moje zdrowie jest taka sama jak przed całym tym bałaganem z postrzałem. Teraz tylko nie muszę zastanawiać się nad tym, co wzbudza w brunecie troskę o mnie - wiem, że to miłość.
- Czyli już pogodziłeś się z tym, że nie będziemy razem pracować? - pytam wpatrzona w twarz partnera. Spodziewałam się sprzeciwu, głośnego i dochodzącego z każdego miejsca, w którym jesteśmy, ale Logan tylko raz wspomniał o końcu naszej współpracy i to z takim spokojem, że przeraził mnie on bardziej niż krzyk, na który byłam przygotowana.
- Nie przyszło mi to łatwo, ale tak. pogodziłem, się z tym. Nie będę starał się zatrzymać cię tutaj siłą, to może popsuć naszą relację, a przecież obiecałem ci, że nikomu cię nie oddam. Poza tym, wciąż tli się we mnie nadzieja, że po odebraniu dyplomu czasami nam pomożesz, moja pani psycholog. - Całuje mnie w czoło.
- Przekonamy się.
Wpatrujemy się teraz oboje w tablicę. Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to nie patrzenie na siebie nawzajem, ale patrzenie razem w tym samym kierunku. Czyli to, co jest między mną a Loganem, musi zwać się miłością.
- Intryguje mnie ten znak na czole - odzywa się brunet. Przenoszę wzrok na zdjęcie twarzy denatki. - Nie jest w pełni widoczny przez tę krew, ale mam przeczucie, że nie jest to jakiś tam wyryty bazgroł, a symbol.
Podchodzę bliżej tablicy, szukając w głowie nazwy.
- A ty wiesz o tym, bo...
- Bo podczas studiów psychologicznych brałam udział w kursie z religioznawstwa - przyznaję z lekkim rumieńcem na twarzy.
Niebieskooki śmieje się cicho.
- Mogłem się spodziewać, że czymś mnie zaskoczysz. Czyli etap poznawania się w związku mogę uznać za otwarty.
Otrzymuje ode mnie sójkę w bok.
- Wiesz, mogę milczeć i nic o swojej przeszłości nie mówić. Jesteś w końcu detektywem, sam ją odkryjesz.
- Za to ty nie poznasz mnie. Skoro chcesz coś przede mną ukrywać, to ja chyba też będę miał takie prawo, prawda?
- Tak. Właściwie nie wiem czy chcę znać twoją przeszłość. Może się okazać, ze ukrywasz jakiegoś trupa, o którym nie chcę wiedzieć.
Logan staje za mną, czuję jego oddech na karku, cicho szepcze mi do ucha:
- Ufasz mi?
To pytanie należy chyba do moich ulubionych pytań Logana. Odwracam się w stronę mężczyzny, patrzę na jego piękną twarz i po raz pierwszy świadomie całuję go w usta w naszym miejscu pracy.
- Ufam.
Henderson odsuwa mi z czoła kosmyk włosów i uśmiecha się promiennie. Na chwilę czas się dla naszej dwójki zatrzymuje. Cieszymy się sobą.
Do biura wchodzi Adam, nie ma zbyt ciekawej miny. Na bliskość moją i Logana w ogóle nie reaguje - dla niego nasz związek jest czymś, co już zaakceptował, nie ekscytuje się nim, po prostu o nim wie. To strasznie różni go od Diega, który nawet na trzymanie się za ręce reaguje atakiem hiperwentylacji. Przynajmniej blondyn zeruje odrobinę głupotę Meksykanina.
- Hej. Prześledziłem monitoring w tamtej części miasta i niewiele znalazłem. Niestety, ale przy starych, zamkniętych fabrykach kamery, zdaniem władz miasta, są niepotrzebnym kosztem. Więc nie mamy żadnych nagrań.
Logan pociera czoło.
- A jakieś dobre wieści?
- Przecież te nie są całkowicie złe - protestuję. - Nie ma tam kamer, o czym morderca najwidoczniej musiał wiedzieć. Dlatego wybrał takie miejsce na porzucenie ciała. To oznacza, że albo pracował w jednej z fabryk lub jest członkiem rodziny któregoś z byłych pracowników, albo jest pracowników urzędu miasta do spraw komunikacji miejskiej.
- Zaczęło się sherlockowanie - mówi Logan, za co obrywa kolejną sójkę. - Rose, przestań, bo się odegram!
- A proszę cię bardzo! - Pokazuję mu język. - Właśnie zacieśniłam obszar możliwych podejrzanych, ale dla ciebie to nic nie znaczy, prawda? Idę sobie.
Wymijam Adam i kieruję się o drzwi, gdy porządnie kicham.
- Apsik!
Przeziębienie atakuje mój organizm z coraz większą siłą. Powoli czuję pulsowanie w skroniach, które zwiastuje ból głowy.
- Na zdrowie! - odpowiadają chórem mężczyźni.
- Dzięki. - Wracam się i z biurka szefa zabieram kubek z żółtym napojem. Chcę iść z powrotem do drzwi, ale Logan powstrzymuje mnie mocnym uchwytem, w którym tkwi teraz mój nadgarstek.
- Dokąd się wybierasz? - pyta mnie, a niebieskie oczy próbują przejrzeć mnie na wylot. Nie pójdzie ci tak łatwo, skarbie.
- Do bufetu, potrzebuję kawy.
Puszcza moją rękę, a ja kieruję się do wspomnianego pomieszczenia. Nie jestem obrażona na partnera, nie strzelam powszechnie znanego focha, chcę tylko sprawdzić, czy Logan do mnie przyjdzie. Boże, czasami naprawdę zachowuję się jak typowa kobieta, ale cóż, X wygrało w moim przypadku z Y.
Własnie wlewam do kawy mleko, gdy koło mnie pojawia się Henderson.
- Rose, czy powiedziałem coś nie tak? Jeśli odpowiedź na to pytanie jest twierdząca, to przepraszam. Ale sama musisz przyznać, że masz w sobie coś z Sherlocka. - Puszcza mi oczko. Czyżby chciał mnie tym udobruchać?
- Nie jestem mężczyzną, nie mam fajki ani detektywistycznej czapki, więc pewnie chodzi ci o mój umysł. No tak, jest on ponadprzeciętny. Ale do Holmesa wiele mi brakuje. - Upijam łyk kawy, a kofeina trafia do krwiobiegu.
Logan podchodzi bliżej.
- Czyli nie jesteś na mnie zła?
- Nie mam za co.
- To dobrze.
Zdając sobie sprawę z tego, że jesteśmy w pomieszczeniu sami, całuje mnie długo i czule.
- Co powiesz na kolację u mnie dzisiaj wieczorem?
Przeczesuję dłonią jego gęste włosy i podziwiam ich miękkość. Czyżby do ich pielęgnacji używał jakieś specjalnej odżywki?
- Obawiam się, że nie zdążysz jej przygotować. Mamy sprawę do rozwiązania.
Śmieje się lekko.
- Ty to potrafisz zepsuć nastrój. A co powiesz na kolację po zakończeniu tej sprawy? Tak na pożegnanie ze współpracą?
- Czy to będzie randka?
- Jak najbardziej, mi amor.
- W takim razie zgoda.
Całuje mnie ponownie, a ta odrobina złości, która się u mnie pokazała, znika bez śladu.
- Dzwoniła Susan - informuje mnie brunat, gdy jego usta oddalają się od moich warg na odpowiednią odległość. - Jest już po autopsji, ma dla nas kilka wiadomości.
- Więc na co czekamy?
Logan wydaje detektywom nakaz, tłumaczy, co mają robić pod naszą nieobecność, po opuszczamy budynek i samochodem bruneta jedziemy do prosektorium. Na twarzy mężczyzny gra złośliwy uśmiech - może znowu naliczyć mi za benzynę. Niech się tym cieszy. Póki może.
****
Mimo miesięcy współpracy, wciąż się wzdrygam, wchodząc do prosektorium. Nie chodzi tutaj o widok zwłok, do niego jestem już przyzwyczajona. To ten wszechobecny zapach śmierci i środków dezynfekujących w towarzystwie przenikającego do szpiku kości chłodu budzą we mnie niepokój. Tym razem czuję się odrobinę lepiej - moja dłoń tkwi w uścisku dłoni Logana, dale mi to poczucie bezpieczeństwa i pcha dalej.
Wchodzimy do głównej sali, Sue już tam na nas czeka. Nasza ofiara jest umyta, wyryty na jej czole znak jest w pełni widoczny. Nie pomyliłam się, to triquetra.
- Cześć, Susan. - Logan uśmiecha się do patolog, która to odwzajemnia. Ostatnio zauważyłam, że ludzie zakochani uśmiechają się na każdym kroku do wszystkiego. Nawet do kubła na śmieci, jak to robi mój chłopak. - Co masz dla nas ciekawego?
- Dzień dobry. Cieszę się, że przyjechaliście tak szybko. - Podchodzi bliżej stołu. - Tak, jak myślałam, kobieta zmarła z powodu wykrwawienia się. Przedtem, jak się domyśliłam, była torturowana. Poza siniakami na nadgarstkach znalazłam także otarcia na kostkach i zasinienie na udach, wykluczyłam jednak napaść na tle seksualnym. - Kobieta unosi rękę denatki. - Pod paznokciem znalazłam fragment naskórka, a w pękniętym podczas tortur, jak mniemam, paznokciu znalazłam włos. Ściągnę z nich DNA i poszukam w bazie, może kogoś znajdę. - Wraca do stolika i podaje Loganowi woreczek foliowy. - Zdjęłam z ubrania denatki ziarna. To nic innego jak sól do posypywania dróg.
Wymieniamy z Loganem spojrzenie. Na całym Manhattanie są tylko cztery magazyny z solą na zimę. To zdecydowanie zawęża obszar poszukiwań prawdziwego miejsca zbrodni.
- Sprawdziłam także ofiarę - niestety, nie mamy jej w bazie.
- I tak bardzo nam pomogłaś, Sue - docenia ją Henderson. - Mamy punkt wyjścia. Dziękuję. - Całuje kobietę w policzek. - Jeśli znajdziesz coś jeszcze, daj nam znać.
- Oczywiście.
Tulę patolog na pożegnanie, opuszczamy prosektorium. W drodze na posterunek próbuję metodą dedukcji rozstrzygnąć, który z magazynów można nazwać miejscem zbrodni. Wracamy do biura. Podczas naszej nieobecności Adam i Diego mieli porozsyłać zdjęcia denatki do Interpolu, Biura Zaginionych oraz organizacji rządowych. Ktoś musiał ją znać.
- Cześć. - Logan uśmiecha się promiennie do Adama, którego zastajemy w biurze. Nie będę mu mówić, że to nie przystoi, w końcu jest detektywem i właśnie szuka mordercy, ale to chyba praca jest sprawczynią tego uśmiechu. - Susan coś znalazła, możemy ruszać ze śledztwem! - Dopiero teraz dostrzegamy za Adamem brązowowłosą kobietę po czterdziestce. - Kto to jest?
Chase ustawia się bokiem, by nieznajoma mogła podejść bliżej nas.
- Logan, Rose, to jest...
- Agentka Amanda Byron. - Wyciąga rękę w stronę niebieskookiego, ten niepewnie ją ściska. - Federalne Biuro Śledcze. Zamordowano jedną z moich ludzi. Przejmujemy wasze śledztwo.
Wchodzimy do głównej sali, Sue już tam na nas czeka. Nasza ofiara jest umyta, wyryty na jej czole znak jest w pełni widoczny. Nie pomyliłam się, to triquetra.
- Cześć, Susan. - Logan uśmiecha się do patolog, która to odwzajemnia. Ostatnio zauważyłam, że ludzie zakochani uśmiechają się na każdym kroku do wszystkiego. Nawet do kubła na śmieci, jak to robi mój chłopak. - Co masz dla nas ciekawego?
- Dzień dobry. Cieszę się, że przyjechaliście tak szybko. - Podchodzi bliżej stołu. - Tak, jak myślałam, kobieta zmarła z powodu wykrwawienia się. Przedtem, jak się domyśliłam, była torturowana. Poza siniakami na nadgarstkach znalazłam także otarcia na kostkach i zasinienie na udach, wykluczyłam jednak napaść na tle seksualnym. - Kobieta unosi rękę denatki. - Pod paznokciem znalazłam fragment naskórka, a w pękniętym podczas tortur, jak mniemam, paznokciu znalazłam włos. Ściągnę z nich DNA i poszukam w bazie, może kogoś znajdę. - Wraca do stolika i podaje Loganowi woreczek foliowy. - Zdjęłam z ubrania denatki ziarna. To nic innego jak sól do posypywania dróg.
Wymieniamy z Loganem spojrzenie. Na całym Manhattanie są tylko cztery magazyny z solą na zimę. To zdecydowanie zawęża obszar poszukiwań prawdziwego miejsca zbrodni.
- Sprawdziłam także ofiarę - niestety, nie mamy jej w bazie.
- I tak bardzo nam pomogłaś, Sue - docenia ją Henderson. - Mamy punkt wyjścia. Dziękuję. - Całuje kobietę w policzek. - Jeśli znajdziesz coś jeszcze, daj nam znać.
- Oczywiście.
Tulę patolog na pożegnanie, opuszczamy prosektorium. W drodze na posterunek próbuję metodą dedukcji rozstrzygnąć, który z magazynów można nazwać miejscem zbrodni. Wracamy do biura. Podczas naszej nieobecności Adam i Diego mieli porozsyłać zdjęcia denatki do Interpolu, Biura Zaginionych oraz organizacji rządowych. Ktoś musiał ją znać.
- Cześć. - Logan uśmiecha się promiennie do Adama, którego zastajemy w biurze. Nie będę mu mówić, że to nie przystoi, w końcu jest detektywem i właśnie szuka mordercy, ale to chyba praca jest sprawczynią tego uśmiechu. - Susan coś znalazła, możemy ruszać ze śledztwem! - Dopiero teraz dostrzegamy za Adamem brązowowłosą kobietę po czterdziestce. - Kto to jest?
Chase ustawia się bokiem, by nieznajoma mogła podejść bliżej nas.
- Logan, Rose, to jest...
- Agentka Amanda Byron. - Wyciąga rękę w stronę niebieskookiego, ten niepewnie ją ściska. - Federalne Biuro Śledcze. Zamordowano jedną z moich ludzi. Przejmujemy wasze śledztwo.
A na koniec piosenka z najbardziej
ześwirowanym teledyskiem, jaki widziałam.
Dajesz, Phil!
____________________________
* http://pl.wikipedia.org/wiki/Triquetra
Masz rację, amerykańskie komedie romantyczne strasznie mieszają w głowach dziewczyn. Myślą, że wszystko przyjdzie łatwo, czekają na księcia na rumaku. Phi niedoczekanie. Pewnie że je lubię, ale na szczęście nie mam skrzywionej przez to psychiki.
OdpowiedzUsuńDlaczego miałaby schodzić na gorszą ścieżkę? Przecież pomaga ludziom.
Nieee koniec wspólnych spraw ;c
Chciałabym mieć jakiś pomysł na siebie, tak jak Rose, ale cóż nie można mieć wszystkiego ;(
Ooo widzę, że zaraziłaś Rosie swoim złym choróbskiem ;_;
Do Wielkiego Jabłka? Wtf? xd
Ouuu jaki z niego słodziak, tak się o nią martwi ;33
I to mi się podoba! Bez przesady, kolejny wspólny dzień spędzony przy trupie! Idealnie ;3
„Ktoś kiedyś powiedział, że miłość to nie patrzenie na siebie nawzajem, ale patrzenie razem w tym samym kierunku” – hmm nie słyszałam tego, ale podoba mi się. Prawda ;)
Czarodziejki! Od razu wiedziałam, że ten znak jest z tego serialu! ;3
Hahahaha już sobie wyobraziłam scenę jak Rose się sprzecza z Loganem i wychodzi taka obrażona, kicha, kochani mężczyźni mówią „na zdrowie”, a ona taka naburmuszona dziękuje i idzie dalej. W mojej głowie naprawdę zabawnie to wyglądało ;3
Jakie z nich słodziaki to ja nie wierze *.*
Ah jakoś tak szybko ten rozdział zleciał… Może krótszy?
Czekam na kolejny rozdział, a teraz idę robić obiadek ;(
Życzę weny! <3
A ja właśnie mam odrobinę przez komedie romantyczne zawyżone wymagania. Choć i tak nie potrafię kochać.
UsuńTeż bym chciała mieć pomysł na siebie, na razie mam jedynie pracę przez kilka godzin dziennie. Chciałabym wreszcie iść na studia, na których się odnajdę.
Nie, to Rose zaraziła mnie. Ten rozdział skończyłam pisać 9 lutego, a ja od 3 marca jestem podchodzona przez przeziębienie.
To Ty nie wiesz, że osadnicy z Europy nazwali Nowy Jork Wielkim Jabłkiem? Sama nie wiem, z czego to wynikło, ale Nowy Jork to Wielkie Jabłko.
Jak to brzmi: "kolejny wspólny dzień spędzony przy trupie!" :D Ale się bałam, że nie będę umiała wrócić do starego porządku.
Tak, to jest z Czarodziejek ;) Mój kolega miał kiedyś fioła na ich punkcie.
Bo ta scena miała wyglądać zabawnie! :D
No, są słodcy, obawiam się, że aż za bardzo.
Rozdział ma zwyczajowe osiem stron, może ten początek sprawia, że czytelnik się wczytuje i tak mu szybko ta lektura idzie.
O tak, wena mi się przyda.
Dziękuję za komentarz! :*
Za tę końcówkę powinnam Cię zabić. Tak po prostu urwałaś w ciekawym momencie. Osz Ty, Cleo.
OdpowiedzUsuńNo dobra, sama tak czasami robię, więc Rogan nie będę mnie ścigać:)
Marudzisz, że masz problem z łączeniem spraw i związku Rogan. Nie widać tego w ogóle. Fakt, podsuwasz nam ich małe miłostki, ale wychodzi Ci to naturalnie i ze smakiem. Ładnie oddzielają sprawy zawodowe od prywatnych, stawiając je obok siebie. To mi się podoba. W ten sposób możesz spokojnie iść dalej.
Sam początek sprawy interesujący, zwrot akcji z końcówki rozdziału dodaje smaczku i pozostawia niedosyt. Jednak trochę za mało na gotową teorię w mojej głowie, więc niczym się nie podzielę.
Czekam z niecierpliwością na kolejną część.
Pozdrawiam
Laurie
W takich momentach powinno się kończyć, czyż nie ;)
UsuńJak mi brakuje Twojego komentarza pod 57 rozdziałem, ech.
Twoje miłe słowa wywołują efekt odwrotny od zamierzonego - podoba Ci się ten rozdział i równowaga miedzy sprawą a Rogan, a ja czuję wyrzuty sumienia, bo wiem, jak wygląda następne półtora rozdziału. Porażka.
Mimo to miło mi się czytało Twoją opinię :)
Dziękuję za komentarz :*
Ściskam mocno!
O tak. Te groźby czytelników pod taką końcówką pokazują, jak autor gra na emocjach czytelników, a o to przecież chodzi.
UsuńJakoś nie wiedziałam, co mam powiedzieć pod 57, żeby brzmiało to składnie, a potem w gwarze codzienności całkiem zapomniałam. A miałam do niego wrócić.
W takim razie szykuj się na marudzenie pod kolejnym rozdziałem :) A przy kolejnych rozdziałach będziesz wiedziała, co poprawić.
Pozdrawiam
Laurie
Hej Cleo ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać całego twojego bloga ... Zajęło mi to 3 dni wiec wg mnie długo jak na blogi krów dotąd czytałam ...
Ale do rzeczy ..
Rogan jest po prostu super ♡_♡
Jak czytałam rozdział o jej i Ianie to byłam bardzo zła :/ Tak czy siak super to zmieniłaś. Skąd w ogóle pomysł na zerwanie przez "Gwiezdne Wojny"? To jedne z najbardziej dziwnych i równocześnie mega śmiesznych rozdziałów ;)
3 próby zabicia Rose? (licząc te ostatnie ślepaki) - 3 lekkie zgony ... I to Twoje The End ... Masakra ...
Wracając do teraźniejszości ... Jestem mega zadowolona ze Rogan jest wreszcie razem .. I ten piękny przedostatni rozdział ♡_♡ Cudo :)
Mówisz ze nie Wiedziałaś czy będziesz potrafiła wrócić do trupów ale super ci to idzie. Świetnie rozdzielasz słodkie sceny Rogan od ich pracy... Za każdym razem b kończysz w najciekawszym momencie ... Ja wiem ze musi być ta nutka tajemnicy ale cierpię bo nie mam co czytać :'(
Tak więc niecierpliwie czekam na następny rozdzialik ...
Życzę szybkiego powrotu zdrowia (dla cb i tez Rose ... ) no i weny, chociaż jej ci chyba nie brakuje o czym przekonywalam się czytając każdy kolejny rozdzialik.(Skąd ty wzięłas pomysły na te wszystkie zbrodnie? !)
Pozdrawiam :*
Milena
Cześć, Milena! Miło mi Cię przywitać w rodzince Tej Nieskończoności!
UsuńNa początku napiszę: WOW! Nadrobiłaś całość, 57 rozdziałów, w trzy dni? Czy Twoja doba trwa czterdzieści godzin?! :o Jak Ty to zrobiłaś? Podziwiam!
Skąd pomysł na zerwanie Rose i Iana? Przyznam szczerze, że już nie pamiętam :3 Wiem, że miało to związek z Gwiazdą Śmierci, którą Logan dostał na urodziny, ale o co dokładnie wtedy chodziło to już nie wspomnę.
Początkowo miał być tylko jeden atak na Rose, ale później wraz z rozwojem relacji Rogan, tak jakoś wyszło ;)
Też się cieszę, że Rose i Logan są wreszcie razem :) Gdybym miała to przeciągnąć choć o rozdział, to chyba sama bym ześwirowała.
Och, nie cierp! Specjalnie tak urywam, by mieć pewność, że ktoś tu jeszcze zajrzy z myślą przeczytania dalszego ciągu ;)
Nie wiem, kiedy uporam się ze swoim przeziębieniem, bo ono pojawia się i znika, dodatkowo przez sześć dni w tygodniu pracuję po kilka godzin na dworze, obojętnie, jaka pogoda, co też nie sprzyja.
Skąd pomysły? Niektóre z głowy, niektóre od czytelników, ale większość powstaje z inspiracji moimi dwoma ulubionymi serialami: "Castle'em" i "Mentalistą" (wciąż przeżywam żałobę po tym drugi, który zakończył się definitywnie 18 lutego br.).
Mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej ;)
Dziękuję za komentarz! :*
Ściskam mocno!
No wiesz dość szybko czytam a w ostatnim czasie strasznie się nudzilam na lekcjach a w nocy spać nie moglam i tak jakoś wyszło ...
UsuńNo ale mam nadzieje ze chociaż teraz dasz tej Rose trochę spokój od takich przeżyć związanych z walką o życie ... ;)
Jeśli chodzi o to Twoje urywanie to jakoś wytrzymam ;) Sama pisałam kiedyś bloga i wiem że to najbardziej wciąga czytelników ... Na pewno zostanę dłużej :*
Jeszcze raz życzę udanej walki z choróbskiem ;)
Jesteś na pewno drugą osobą, która czytała Rozważną na lekcjach i mnie o tym poinformowała. To nie świadczy najlepiej o naszym szkolnictwie ;)
UsuńNa razie Rose nie będzie musiała się mierzyć z żadnymi świrami pragnącymi jej śmierci, ale... Najwidoczniej wróci Jamie Stoker. I to w okolicach ślubu Rogan. Taki w mej zmasakrowanej mózgownicy pojawił się pomysł, nie wiem, ile z tego wyjdzie.
A o czym pisałaś? Dlaczego przestałaś?
Wiesz gdyby lekcje były ciekawe to bym pewnie słuchała ale w ostatnim czasie przechodziły same siebie w poziomie nudności ;) No a poza tym na razie dobrze się uczę wiec sb z tym poradzę :)
UsuńŚLUB ROGAN?
nareszcie się czegoś ciekawego dowiaduje ;) Mam tylko nadzieje ze się dobrze skończy ... No bo teoretycznie zapytałam tylko o Rose a o Loganie mi nic nie powiedziałaś .... No ale nie chcem wiedzieć więcej ;) W przeciwieństwie do Rose ja lubię niespodzianki.
Bloga pisałam kiedyś o Percabeth .... Ale w końcu przestałam bo nie miałam czasu na pisanie ... :( Zaczynałam gimnazjum no i obowiązki przyszły nowe ... Aktualnie nic sama nie pisze. Mam jedynie takiego bloga na wspole z koleżankami ... Takie zwykłe życie zwykłych ludzi ... No i oczywiście dużo miłości (przynajmniej u mojej bohaterki) ale i tak się nie porównuje z twoim Rogan ♡_♡
Pozdrawiam i życzę miłego dnia :*
No tak, ślub. Choć wcześniej się też się wydarzy *tak bardzo się jara rozpiską* Oczywiście, że wszystko się skończy dobrze - nie wyobrażam sobie zakończyć Rozważnej dramatem. Choć właściwie to jeszcze cztery wspólne lata do opisania...
UsuńCzytam tylko jeden blog o Percabeth i mnie się on podoba, choć nie czytałam książek.
Mogę dostać link?
Nadmiar miłości czasami szkodzi ;) A u Rogan nie była ona od razu usłana różami.
Tobie również miłego dnia! Ściskam mocno! :*
Dobrze bo nie lubię dramatów ;)
UsuńWiem który blog czytasz bo to Wsumie na nim cie Znalazłam (twój kom )
mój o Percabeth jest usunięty ... powiem tylko ze moja siostra jest zua ...
Aktualnie z koleżankami pisze to:
http:// opowiadanie-moje-zycie-nasze-zycie.blogspot.com
ale nie do końca wiem czy powinnaś to czytać bo w porównaniu z twoim blogiem to te wypociny to masakra ;)
Wiesz miłość zwykle nie jest od razu taka super szczęśliwa ... Pokazałaś prawdę ...
Dzieki i ja też ściskam ♡_♡
Co nie zmienia faktu, że jakieś dramaty i tak się w opowiadaniu pojawią ;)
UsuńChyba muszę podziękować Meggi za nową czytelniczkę :D
Nie powinnaś porównywać swojego bloga z moim. Rok zabrało mi nauczenie się pisania poprawnych dialogów i umieszczanie większej ilości opisów. Twój blog ma cztery miesiące, nie oczekuję wiele. Ale zajrzę, strzeż się :P
Pokazałam prawdę, jeśli chodzi o miłość, mimo że nie mam prawie nic wspólnego z miłością? Wow :o
Wręcz byłoby dziwne gdyby nie pojawiły się jakieś tam dramaty ;)
UsuńOjej ... Zaczynam się bać ... Nie do końca wiem co to znaczy "nie oczekuje wiele" ... Jestem ciekawa czy u mnie i u cb oznacza to samo ;)
Wiesz czytając twojego bloga ciężko uwierzyć w to że nie masz z nią nic wspólnego ... :/
Miłego wieczora ♡_♡
"nie oczekuje wiele" - znaczy, że nie oczekuję rewelacyjnych opisów godnych nagrody Pulitzera, bo to śmieszne, ani wyczesanych w kosmos dialogów. Tak właściwie to już zajrzałam i nie wiedziałam, co napisać. Cała stron techniczna idzie do wymiany. I zauważyłam, że na Twoim blogu także ktoś cierpi na wielokropkową fobię.
UsuńTak się składa, że całe pojęcie pojęcie o miłości pochodzi z filmów/seriali i książek, nie z prawdziwego życia.
Może przenieśmy tę konwersację na maila? Nie chcę spamu jak u Rudej pod ostatnim postem ^.^ Mój adres po prawej.
Dobrej nocy! :*
Oczywiście rozdział jak zawsze mi się podoba :D :*
OdpowiedzUsuńSprawa na tle religijnym jest ciekawym pomysłem. Ciekawa jestem jak to się zakończy.
Magdycja
Zakończy się, oczywiście, znalezieniem sprawcy ;) Ale zanim do niego się dotrze, trzeba będzie myśleć. No i pojawi się Matt ^__^
UsuńDziękuję za komentarz! :*
Jeszcze trzy tygodnie!
Jak to przejmuje sprawę?! Przecież to miała być ostatnia sprawa Rose! I co? I tak się kończy ich współpraca? Pewnie nie :) pewnie masz w zanadrzu jakąś niespodziankę ;) czekam na next ♥♥♥
OdpowiedzUsuńW czwartek się przekonasz, co ze sprawą ;)
UsuńChoć tak, to ostatnia sprawa Rose jako konsultantki, tutaj zdania nie zmieniłam.
Dziękuję za komentarz :*
Ołki dołki, skończyłam 8-) Cała Rozważna i Romantyczna, która do tej pory powstała, w mniej niż dwa dni - jestem genialna haha. I skromna (zrozpaczona), jak zwykle :D
OdpowiedzUsuńZaznaczam tylko swoją obecność dzisiaj, na więcej mnie nie stać (bo jest godzina kurna 4:33 nad ranem haha), sorki ;)
Wpisuję Cię u siebie do ulubionych blogów, żebym czasami nie straciła go z oczu, a znając swojego pecha, pewnie by mi gdzieś umknął :D
Albo dobra, nie byłabym kurna sobą, bo gaduła ze mnie straszna, jednak napiszę cośkolwiek i idę w końcu spać haha.
No no, podziwiam Twoją głowę. Pomysły masz świetne. Nie wiem jak wymyślasz te wszystkie sprawy - są naprawdę niezłe, a opisywanie ich w trakcie rozwiązywania to normalnie jak CSI nie przymierzając :D Poza tym co, strasznie długo Ci zeszło połączenie Logana i Rose - no myślałam, że ducha wyzionę przez Ciebie haha. Ale w końcu jest, i obym nie musiała więcej przeżywać takiej katorgi. Po prostu ROGAN FOREVER :P Pozdrawiam i czekam na następne teksty. Bardzo się cieszę, że jednak nie kończysz :)
Z radością w serduchu witam Cię, Edzia, w rodzince Tej Nieskończoności! Czyżbyś także cierpiała na bezsenność, że przeczytałaś całą Rozważną w dwa dni? Podziwiam :)
UsuńWiększość spraw to inspiracja dwoma ulubionymi serialami (Castle, The Mentalist), tylko nieliczne śledztwa, a właściwie morderstwa są mojego pomysłu, trzy sprawy to pomysły czytelniczek.
Edzia, jaka katorga? Ty czekałaś na Rogan tak właściwie dwa dni, inni czytelnicy ponad dwadzieścia miesięcy :P
Będę jeszcze mieszać, ale o Rose i Logana możesz być spokojna - ta para do końca opowiadania będzie razem ;)
Dziękuję za komentarz, mimo takiej pory (ja wtedy spałam!) :*
Ściskam mocno! :*
A dziękuję :) No trochę bezsenność, bo mam sporo na głowie i nie mogę zasnąć. Poza tym już tak jest, można powiedzieć, że to takie moje przekleństwo trochę - pochłaniam mnóstwo książek, a za kryminałopodobnymi to po prostu przepadam, więc jak taką dorwę to normalnie umarł w butach :D A Twoja historia jest naprawdę bardzo dobra, można ją porównywać z najlepszymi autorami, którzy piszą podobne rzeczy, nie wiem Agatha Christie na przykład :) Także nie mogłam się oderwać, i tyle :D
UsuńCastle nie znam, natomiast Mentalisty widziałam parę odcinków, ale pewnie nie trafiłam na te sprawy akurat. Czytelniczki Ci podpowiadają, no proszę. Ja to bym żadnej nie wymyśliła prawdopodobnie :D
Ty mnie tu nie bierz pod włos, zresztą ja już mam swoje lata to bym na zawał zeszła, gdybym to czytała 20 miesięcy haha. Dwa dni to i tak długo jak na mnie, parę razy już miałam palpitacje serca, bo już prawie prawie... i nagle bum, wszystko pomieszałaś :D Tak się nie robi :P A poważnie to lubię zwroty akcji, więc właściwie tylko żartuję, świetnie to zrobiłaś mimo wszystko ;)
No to dobrze, myślę, że już wystarczająco ich wystawiłaś na ciężkie próby, to jak trochę tylko pokombinujesz,bez szwanku Rogan to Ci wybaczę :D
Podejrzewam, że spałaś, ja o tej porze też zwykle w objęciach Morfeusza, tylko ostatnio coś nie mogę. Chyba za dużo tych stresów i dylematów życiowych teraz przeżywam, pewnie dlatego. No ale sądzę, że to chwilowe, a jak się pomęczę w tym momencie po prostu, to potem może być już tylko lepiej - oby, taką mam nadzieję przynajmniej :)
Pozdrawiam :*
To już wiem, dlaczego czytujesz i mnie, i Rudą :D Kryminały są takie fajne <3
UsuńTy mnie do A. Christie nie porównuj, bo mnie naprawdę daleko do niej ;)
Jedna sprawa czytelniczki była na moją prośbę - nie miałam czasu nic wymyślić, wiec stworzyła dla mnie morderstwo, do którego dodałam całą resztę, a po niej dwie inne czytelniczki zgłosiły się do mnie z propozycjami. Jako, że członkom mojej małej rodzinki nie odmawiam, wykorzystałam pomysły, co Rozważnej wyszło jedynie na dobre :3
Będzie dobrze, mówię ci! A raczej piszę. Poradzisz sobie ze wszystkim i niedługo będziesz normalnie sypiać ;)
Również pozdrawiam! :*
Ponad tygodniowe opóźnienie, fakt, ale jesztem. Huehue. Obok herbatka od Marlu, jeszcze gorąca, wszystko w porządku, tyle, że komentarz będzie tak zdechły jak ta czapka dzisiaj na korytarzu. Ekhm *odchrząkuje* Zaczynajmny więc. >D
OdpowiedzUsuń" Dziewczyna chce otworzyć cukiernię i nagle cały świat jest po jej stronie, pomaga jej spełnić to pragnienie"- O, ten fragment kojarzy mi się z Love, Rosie. Bo przecież Rosie założyła na końcu swój wymarzony fotel po tych paru zakrętach.
"Niewiedza bywa zbawieniem."- BUM! So true!
"moment pisania to moment zakochania się w Yato, stąd dres"- Ohhh, Yato! <3
" - A ni mogę tego zrobić tutaj?"- Ni możesz! >D Hej, ten gościu mógłby mówić po ślonzgu! >D Witojcieeeee, Jeremy Urban jestem, mom nowy worek! *mosz nowy worek? Tak bardzo kawał Żydzia huehue*
" Rozpoczęliśmy nowy etap, świat to zaakceptował i wciąż zmierza do przodu."- A ja przeczuwam, że tak łatwo nie będzie. O nie. >D
Wo. Triquetra mi się podoba. Fajny symbol. :3
" - Ufasz mi?
[...]
- Ufam."- Awwww. *____*
"Wymijam Adam i kieruję się o drzwi, gdy porządnie kicham.
- Apsik!"- I właśnie po przeczytaniu tego zachciało mi się kichać. A nie kichnęłam. ;__;
" Logan uśmiecha się do patolog, która to odwzajemnia. "- Czas na suchaaaaaaaar!
Jak się nazywa logika Patrycji?
*cisza, cisza*
Patologia!
*badum tsss!*
Matko bosko, ale zdechle. ;______; Przepraszam. :C Weny tak mało. Nawet się pisania dzisiaj nie wzięłam. Ueeee. Środo, co z tobą.
Ok. Czekam na nn, pozdrowienia! ^_____^
Królik, kij z brakiem "e", to "ni" brzmi świetnie! :P Przecież gościu jest z jakiegoś małego miasteczka, ni umie po normalnemu :P
UsuńTak, zdechły ten komentarz, ale jest ;)
Dziękuję! :**
No, to przybywam. W sumie miałam zacząć czytać wcześniej, ale BUM. O 19 poszłam spać i wstałam o 23, wtf. Zapewne mój komentarz będzie zdechły, bo ostatnio nie mam weny na nic, ale... grunt, że czytam! >D Następny rozdział skomentuję jutro! BANG!
OdpowiedzUsuń"Ile to razy chcieliśmy mieć życie podobne do życia filmowych bohaterów?" - nigdy nie chciałam mieć życia jak bohaterzy filmowi, ja raczej chciałam mieć życie jak bohaterzy książkowi XD! BANG! Tu cię mam, Rose!
Ogólnie, to widzę, że wzięło cię na dosyć religijne rozważania :o.
"wywołuje w człowieku uczucie stałej obserwacji przez niewidzialnego Wielkiego Brata" - i teraz w mojej głowie pojawił się ten głos... "WIELKI BRAT NA CIEBIE PATRZY" ahahaha >D!
OHOHHHOO! Dres Yato tak bardzo! ^___^
"- W taki sposób staramy się oddzielić nasze życie prywatne od zawodowego." - bardzo mi się to podoba. Rogan potrafią się zachować w poważnych sytuacjach, bang! Tak więc słodyczy na chwilę mówimy: BYE >D!
"- A ni mogę tego zrobić tutaj?" - ni mogę XD? Dlaczego mnie to rozwaliło? Brak jednej literki i już leżę na ziemi >D!
Na zdrowie, Rose! Pij trochę prochów to może wyzdrowiejesz! Znaczy... wyzdrowiej, tego ci życzę >D!
Motyw z tą triquetrą jest mega dobry! Religioznastwo Rose wbiło mnie w siedzenie, ale jak widać każda wiedza się przydaje >D!
"- Wiesz, mogę milczeć i nic o swojej przeszłości nie mówić. Jesteś w końcu detektywem, sam ją odkryjesz." - dlaczego mi się to tak podoba?! No, dlaczego?! XD Jaram się~! Szczególnie tymi późniejszymi pocałunkami i pytaniem o zaufanie. CZEKAJ. Podobają mi się romantyczne sceny. To znaczy, ze coś ze mną nie tak! :o moi bracia kosmici, ratujcie mnie od ludzkiej zagłady! *wyciąga ręce w stronę Wielkiego Kibla - głównego portalu prowadzącego do świata kosmitów, wystarczy, że się tam spuścić razem z wodą i kostką toaletową i BANG! Czekaj, co ja zaczynam pisać ;____; myślałam, ze dziś nie wymyślę nic głupiego. Byłam spokojna, to miał być mój pierwszy normalny komentarz, ale... wyszło jak zawsze. Tylko dlaczego na leczenie za późno? O, nie zakończyłam gwiazdką!* BANG. O czym to ja?
sherlockowanie - mwahaha! Już mi się podoba to określenie >D!
Rose, zdradzę ci coś. Każda kobieta zachowuje się jak typowa kobieta, bo jest kobietą *filozofowanie Naffa, NIE! Sherlockowanie! Poszukuję prawdy o życiu >D! BUM!*
"- Nie jestem mężczyzną, nie mam fajki ani detektywistycznej czapki, więc pewnie chodzi ci o mój umysł." - dobra! To jest najlepszy tekst tego rozdziału XD się uśmiałam w cholerę. Rose jak coś czasem walnie, to podłoga mi się sypie ohoho XD! *śmieje się jak szaleniec*
W ogóle to te nooo... Rose, tą benzynę to w dzieciach Loganowi wynagrodzisz! I to całej *SPOILER* , którzy mają na imię *SPOILER*, *SPOILER* i *SPOILER* (kurde, wydała się liczba, ale ciiii, nikt nic nie widziiiii!)
"Ostatnio zauważyłam, że ludzie zakochani uśmiechają się na każdym kroku do wszystkiego. Nawet do kubła na śmieci, jak to robi mój chłopak" - AHAHAH! Tu też padłam! Czy tylko ja widzę Logana bez koszulki z seksownym uśmiechem na twarzy, macającego śmietnik i mówiącego: "jesteś tak piękny, chętnie bym coś w ciebie wrzucił"? OHOHOHOOHHOHO! Moja psycha ryje mi psyche. Znaczy... czekaj, co? :o
"- Federalne Biuro Śledcze. Zamordowano jedną z moich ludzi. Przejmujemy wasze śledztwo." - ŁOOOOOOOOOOO! To było mocne zakończeeenieeeeeeee! >D I like it!
Wiesz co, Cleo? Idę nadrobić następny rozdział. Wciągnęłam się. Kij z tym, że jest 1 w nocy i planowałam wstawić jeszcze jeden rozdział WCN (który muszę poprawić) oraz planowałam napisać następny rozdział. KIJ Z TYM! Lecę dalej >D! Logaaaaaaan~! *szczebiot Naffa* NADCHODZĘĘĘĘĘ!
Naff, jak ja się stęskniłam za Twoimi komentarzami, to sobie nawet nie wyobrażasz!
UsuńWzięło mnie na religijne rozważania, bo to sprawa w gruncie rzeczy religijna ;)
God, jak Ty mi ryjesz psychę! Obie ją sobie psujemy, ale lubię to :D
Wow, kilka tekstów naprawdę Ci się podoba, cieszę się :3
Cieszę się, że rozdział Ci się podoba :)
Dziękuję za komentarz! :**
Przepraszam, że tak długo zwlekałam z czytaniem ;___; to wina pracy. Teraz prawie w ogóle nie siedzę na lapku, tylko wejdę, coś kliknę na fejsie, i bum. Nie mam sił. Tylko weekendy mnie ratują, a teraz mam dłuuuuuugi weekend!
UsuńRycie bani najlepszy sposób na poprawę humoru <3
Właśnie coś odkryłam. A jak Wielki Kibel to po prostu WC Nathiela?!?!??! :o
OdpowiedzUsuńWTF?!
UsuńJeśli Wielki Kibel to WC Nathiela... to ja całe życie żyłam w kłamstwie!
O KURDE! AHAHAHAHAH! Totalnie walnęłam glebę! I ten moment, kiedy piszesz o kiblach, a nagle na dole wyświetla ci się reklama z kiblem z Castoramy XD!
OdpowiedzUsuńhttp://pl.tinypic.com/r/2mow1mo/8 - wygralam życie >D
Przypadek? Nie sądzę :D
UsuńTo przeznaczenie!
W końcu znalazłam chwilkę i przeczytałam rodział, choć ubolewam, bo przede mną jeszcze trzy, a teraz nie zdążę się z nimi zapoznać ;(
OdpowiedzUsuńZakończenie rozwaliło! Wszystko zaczęło się powoli układać w całość.. Logan nie da zabrać swojej drużynie sprawy, prawda? Ostatniej sprawy Rose? Nie ma bata!
Morderstwo mnie zaciekawiło. O co chodzi z tym znakiem na czole? Jakiś zwariowany na punkcie religii koleś wkurzył się na dziewczynę, gdy ta oświadczyła, że nie będzie ubóstwiać jego wierzeń? :P
Zabiorę się za kolejne rozdziały, jak tylko znajdę czas! Pozdrawiam :*