piątek, 5 czerwca 2015

64 Historia lubi się powtarzać


64 rozdziały
ponad 68 000 wyświetleń
34 obserwatorów
ponad 1800 komentarzy
72 'fanów' na Facebook'u

DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKO! <3



And I'll be gone, gone tonight,
the ground beneath my feet is open wide.
The way that I've been holdin' on too tight
with nothing in between.
~One Direction "The story of my life"


   23 września 2010 roku

   Sztuka ma to do siebie, że nie każdy ją rozumie. Wielu ludzi nie chce tracić czasu na zapoznanie się z wybitnymi dziełami. Nie każdemu podoba się to samo, bo każdy człowiek inaczej definiuje pojęcie piękna i sztuki. Nie każdemu spodoba się Wschód słońca Moneta, jak i nie każdy polubi Słoneczniki Van Gogha czy też współczesne rzeźby i abstrakcję. Ważne, że wciąż ktoś pragnie obcować ze sztuką w jakieś jej formie. Galerie sztuki, muzea, teatry, opery wciąż cieszą się zainteresowaniem, choć może w mniejszym stopniu niż jeszcze sto lat temu. Ważne, że w dobie technologii i pogoni za pieniądzem sztuka nie umarła.
   Miliony ludzi na całym świecie poświęca czas, by tworzyć. Malują, rzeźbią, rysują, uczą się kolejnych choreografii, śpiewają następne arie. Wkładają mnóstwo pracy, wysiłku i bólu, by inni mogli zobaczyć piękno, które w sobie noszą. Miliony ludzi poświęcają wolny czas i pieniądze, by zobaczyć owo piękno. Machina wprawiona w ruch w czasach antycznych wciąż działa, napędzona przez coraz to nowych pasjonatów sztuki. I nie wygląda na to, by szybko miała zostać zatrzymana.
   The Metropolitan Opera przyciąga nie tylko licznymi spektaklami i pokazami baletu, ale także architekturą i bogatym wnętrzem. Królewska czerwień idealnie współgra ze złotem, już od wejścia do foyer człowiek ma wrażenie, że podziwia dzieło sztuki.
    W wielkiej głównej sali trwa właśnie spektakl baletowy - Śpiąca królewna Piotra Czajkowskiego. Znany, a mimo to przyciągnął wielu fanów twórczości rosyjskiego kompozytora. Bilety na dzisiejszy wieczór rozeszły się jak ciepłe bułeczki na dwa miesiące przed premierą spektaklu. Wśród widzów na darmo szukać kogoś znudzonego czy też ziewającego, wszyscy z zainteresowaniem obserwują, co dzieje się na scenie. A przynajmniej udają, że ich to fascynuje.
   Ostatni akt Śpiącej królewny jest powszechnie znany, można by nawet rzec, że przewidywalny. Ale nie tym razem.
   Gwiazda wieczoru, primabalerina, pochodząca z Ukrainy Swietłana Oleyko, spada z rąk partnerującego jej mężczyzny. Nie jest to jednak celowy zabieg - wygląda na to, że baletnica zemdlała, to dość częste zjawisko towarzyszące niedożywieniu i zmęczeniu. Ale to nie to. Oprócz utraty przytomności pojawiają się drgawki niczym przy ataku padaczki czy też użyciu paralizatora. Z jej ust wydobywa się piana. Wstrząśnięci widzowie w napięciu patrzą , jak tancerze próbują cudzić koleżankę, jednak to na nic. Już za późno. Ostatnie uderzenie serca i koniec. Partner Swietłany bada jej puls, lecz go nie czuje. Baletnica jest martwa, spektakl przerwany, setki oczu patrzy na śmierć.
   Czasami należy się zastanowić czy morderstwo, sposób jego dokonania, nie jest przypadkiem dziełem sztuki...


****


   Wrześniowy wieczór jest przyjemnie ciepły, wzdycham z radością świeże powietrze, które nie jest aż tak świeże, gdy przechodzimy obok azjatyckiej knajpki. Kroczymy spokojnym krokiem, na siłę przeciągamy chwilę, w której będziemy musieli się rozstać. Idziemy obok siebie, trzymając się za ręce, na twarzy Logana widnieje delikatny uśmiech. Poprawiam dłonią apaszkę i spoglądam w niebo. Gwiazdy ustąpiły miejsca chmurom, jednak mogę dostrzec jasny półksiężyc. Obok nas przejeżdża samochód, światła zmieniają się właśnie na zielone.
   - Następnym razem to ja wybieram film.
   Zatrzymuję się w miejscu, patrzę spode łba na bruneta i oddycham głęboko. Przecież to nie musi oznaczać nic złego.
   - O co co chodzi?
   Śmieje się i postępuje krok naprzód, jednak ja się nie ruszam, nasze ręce zmieniają wysokość.
   - O nic, Rosie. Informuję cię tylko, że następnym razem to ja zdecyduję, na jaki film pójdziemy.
   Patrzę na niego jak na kosmitę.
   - Przecież nie masz nic przeciwko filmom kostiumowym - zauważam. - A oglądanie procesu sądowego raczej nie jest dla ciebie czymś obcym.
   Byliśmy na filmie "Spisek" opowiadającym o próbie udowodnienia niewinności siedmiu mężczyzn i jednej kobiety w sprawie przeprowadzenia spisku, w wyniku którego życie stracił Abraham Lincoln. Dziewiętnastowieczna Ameryka tak bardzo różniła się od tej, która jest teraz, jeśli chodzi o zagospodarowanie terenu, urbanizację. modę. Ale mentalność była podobna. Korupcja, pomówienia, kłamstwa i niesprawiedliwość panowały już wtedy. Czasami zastanawiam się, czy w historii ludzkości była taka epoka, kiedy to istniało jedynie dobro. Pomijając czas w Edenie, oczywiście.
   - Nie chodzi o film - odzywa się detektyw, a ja ruszam, nie chcąc blokować chodnika innym. - Tylko o coś innego. Właściwie to o kogoś.
   - Nie bardzo rozumiem.
   Uśmiecha się pod nosem, ale nic nie tłumaczy. Jakbym sama miała się domyśleć, co takiego chodzi mu po głowie. Nie jestem telepatą, Logan, z profesorem Xavierem dzieli mnie ogromna przepaść nie do przeskoczenia.
   
Henderson rejestruje, że bacznie mu się przyglądam, wzdycha cicho.
   - Fabuła i scenografia były w porządku, po prostu trochę za bardzo irytowało mnie to, jak uważnie śledzisz grę jednego aktora.
   Prawie krztuszę się powietrzem, gdy do mojego mózgu dociera, co powiedział mój chłopak. Zaczynam się śmiać, a Logan unosi brew.
   - Czy ja dobrze rozumiem? Jesteś odrobinę zły, bo obserwowałam grę Jamesa McAvoy'a? Dobrze wiesz, że to mój ulubiony aktor.
   - Tak, wiem. To także Szkot, który uśmiechem zwala cię z nóg, na widok którego się rumienisz.
   - I to cię tak boli?
   - Tak. Bo mam wrażenie, jakbyś mnie z nim zdradzała.
   Teraz to dopiero pojechał. Zaczynam się śmiać niczym naćpana środkami odurzającymi pacjentka zakładu psychiatrycznego. Jestem tak rozbawiona, że aż muszę chwycić się za bolący brzuch i głębiej oddychać, by się uspokoić. Brunet patrzy na mnie ze spokojem, odrobinę karcąco. Cóż, jeśli robię mu siarę, to bardzo mi przykro, ale sam zaczął tą niedorzeczną gadkę.
   Ocieram łzę z policzka, dawno się tak nie śmiała.
   - Ciesz się przynajmniej, że jesteście do siebie podobni. Pomyśl, jak źle byś się czuł, gdybyś był niskim blondynem o szarych oczach czy innych.
   Wzdycha.
   - Tak, dzięki za pocieszenie, Rosie.
   Ściskam mocniej jego dłoń, wpatruję w jego profil tak długo, aż nie spojrzy na mnie, uśmiecham się do niego delikatnie.
   - Hej, nie rozpaczaj. Jesteś od niego dużo wyższy*, masz podobne wartości, ale jesteś przy mnie tu i teraz, a nie gdzieś za oceanem czy na planie filmowym. Poza tym miłość, którą darzą ciebie, nie jest miłością platoniczną, jaką noszę w sobie dla Jamesa. Kocham cię, Logan. Jesteś moim ulubionym brunetem o niebieskich oczach w całym wszechświecie.
   Uśmiecha się pod nosem, ale wciąż jest lekko zdystansowany. Puszczam jego dłoń, ręce zarzucam mu na szyję, przybliżam się i całuję go prosto w usta. Z chęcią oddaje mi pocałunek, odsuwam się, niebieskie oczy błyszczą, twarz mężczyzny rozświetla uśmiech.
   - Ufasz mi? - pytam wpatrzona w najpiękniejsze oczy na świecie.
   - Ufam - odpowiada i całuje mnie ponownie. - Ufam jak nikomu innemu.
   Śmieję się lekko, ruszamy w dalszą drogę do Darcy's, gdy odzywa się komórka Logana. Brunet sięga do wewnętrznej kieszeni czarnej, skórzanej kurtki i odbiera, nie zerkając na wyświetlacz.
   - Henderson, słucham.
   Wsłuchuje się w kolejne słowa rozmówcy, zerka na mnie, ma obojętny wyraz twarzy. Czyli dzwonią do niego z pracy. Wzdycham cicho, ale wracam do uśmiechu. Związałam się z detektywem, rozumiem i akceptuję to, że nasze randki przerywane są kolejnymi zbrodniami. Sama w tym uczestniczyłam, nie mam powodu do kłótni z powodu jego pracy. Szczerze mówiąc, chętnie pojechałabym z nim na miejsce zbrodni.
   - Tak, właściwie to jestem niedaleko. Tak, z Rose. Może? Okay, super. Daj nam dwadzieścia minut. Do zobaczenia! Tylko pilnujcie ciała.
   Rozłącza się, a ja patrzę na niego wyczekująco.
   - O co chodzi? - pyta, chowając do kieszeni telefon i ciągnąc mnie za rękę. - Dalej, Hooch**, mamy mordercę do złapania.
   - Yes, sir! Znaczy się... Hau? Ej, dlaczego to ja mam być psem?
   Jesteśmy parą, uwielbiającą widoki zwłok, łapanie przestępców. Coś musi być z nami nie tak. Ale ja kocham tę naszą dziwność.


****


   Miejscem dokonania morderstwa może być dom, piwnica, las uważany przez wielu za nawiedzony, zaułek, biuro w wieżowcu, winda. Może nim być także jakieś bardziej wyrafinowane miejsce. Jak teatr, na przykład. Lub opera. Docieramy do TMO w niecałe dwadzieścia minut - byliśmy naprawdę niedaleko, nie musieliśmy pędzić pod Darcy's po samochód - jesteśmy gotowi na śledztwo. Choć nie mamy pewności, czy będę przy nim potrzebna. Cieszę się, że trzymam w tej szarej torebce identyfikator, nie będzie problemu, bym przeszła pod żółtoczarną taśmą.
   Przechodzimy do największej sali, gdzie kręci się kilkunastu techników wydziału kryminalnego, na scenie dostrzegam Susan pochylającą się nad ciałem baletnicy. Czuję w żołądku dziwne ssanie, znam ten stan - to podekscytowanie. Jakby mój organizm nie potrafił przyzwyczaić się do tego, że bierze udział w śledztwie i ogląda zwłoki. Schodzimy w dół, mijając kolejne opuszczone rzędy. Widzowie, którzy jeszcze godzinę temu z zapartym tchem śledzili spektakl, piękny taniec, teraz tłoczą się przy bocznych wejściach i oczekują na swój czas rozmowy z detektywami. Jakby nie zdawali sobie sprawy z tego, że jutro i tak zostaną wezwani na posterunek, by tam złożyć i podpisać swoje zeznania. Przy tym śledztwie zbyt dużo czasu możemy stracić na rozmowach z widzami, jestem pewna, że członkowie i obsługa techniczna będą w stanie powiedzieć nam więcej niż praktycznie przypadkowi świadkowie.
   Dostrzegam funkcjonariusz Filion i odrobinę się spinam. Blondynce pozostał jedynie tydzień na posterunku, ale wciąż się do niej nie przekonałam. Fakt, poza sprawą Marthy Settler nie miałyśmy okazji współpracować, ale w wakacje kilka razy wyszliśmy z nią, Chigi, kapitanem i Susan do pubu na drinka. Miałyśmy więc okazję bliżej się poznać, co się jednak nie udało. Michelle ewidentnie unikała ze mną rozmowy, za to nie miała oporów, by znad jakiegoś słodkiego drinka gapić się na Logana jak cielę w malowane wrota. Jakby się w nim zakochała. Nie chcę mieć w niej rywalki czy też wroga, już dużo bardziej wolałabym być ignorowana niż dodatkowo jawnie zagrożona. Czuję maleńkie uczucie zazdrości, gdy Filion przez chwilę przypadek dotknie Logana, ale to całkiem normalne. Taka zazdrość świadczy o tym, że mi zależy.
   - Dobry wieczór - wita się pani funkcjonariusz, rzucając mi chłodne spojrzenie. No tak, nie powinnam spodziewać się ciepłego powitania, nie ja. - Proszę za mną.
   Logan przepuszcza mnie przed sobą, idę za Filion, czując na karku oddech bruneta, dodaje mi to otuchy. Wchodzimy po schodach na scenę, Michelle prowadzi nas do zwłok, po czym informuje, że wraca do świadków. Po pierwszym miesiącu stażu zaczęła brać czynny udział w przesłuchaniach, co nie wychodzi jej tak źle, potrafi zmusić ludzi do mówienia.
   - Dobry wieczór, Susan - witam się z patolog. - Co mamy?
   Kobieta patrzy na mnie z uśmiechem.
   - Najwidoczniej niespodziewany powrót pewnego konsultanta. Co ty tu robisz? - pyta, zerkając na Logana i kiwając mu głową, co odwzajemnia z uśmiechem.
   - A wiesz, tak się jakoś napatoczyła po drodze, to postanowiłem zabrać ją ze sobą.
   Śmieje się, gdy obrywa ode mnie sójkę w bok.
   - A poważnie, Adam uznał, że Bennett może nam pomóc przy rozmowach z świadkami, sama dobrze wiesz, jak potrafi zmanipulować ludźmi.
   Teraz to Parish się śmieje, ja jedynie przewracam oczami i pochylam się nad ciałem kobiety. Sądząc po rysach twarzy oraz kolorze oczu i włosów, śmiem podejrzewać, że ma słowiańskie korzenie.
   - Co możesz nam powiedzieć o jej śmierci? - pytam patolog.
   - Została otruta. Trudno mi stwierdzić, jaka substancja dostała się do jej organizmu, ale otrucia jestem pewna.
   Logan rozgląda się po sali, przeskakuje wzrokiem z jednej grupki widzów na drugą, jakby kalkulował, ile rozmów będziemy musieli przeprowadzić, ile zeznań wysłuchać. I ile z nich będzie się różnić.
   - Jej morderca był małym geniuszem - sprawił, że jej śmierć była spektakularna, w blasku jupiterów.
   - Ale też i psychopatą - dodaję. - Wygląda, jakby dostała ataku wścieklizny. To poniżające.
   Henderson posyła mi skrzywiony uśmiech, to znak, że nie chce już dłużej prowadzić tej rozmyśleniowej rozmowy, może nam ona zniszczyć humor i to na dłuższy czas. A nie ma to jak pogrążony w melancholii detektyw na służbie.
   - Jakieś inne podejrzane ślady na ciele denatki? - pyta niebieskooki, przyglądając się zwłokom.
   - Nic takiego nie znalazłam - odpowiada Sue - ale to możliwie wina oświetlenia, trudno jest mi w nim dostrzec coś dziwnego. Zabiorę ją do prosektorium, dam znać, gdy będę po wszelkich badaniach i oględzinach.
   - Okay, dzięki za twoją pracę.
   Schodzimy ze sceny i kierujemy się w stronę Adama, rozmawia z mężczyzną ubranym w drogi, elegancki garnitur, na piersi przypięty ma identyfikator, odczytuję na nim napis: Dyrektor sceniczny. Czyli to on tutaj rządzi.
   - Dobry wieczór - wita się mój chłopak. - Jestem detektyw Logan Henderson, to Rose Bennett, konsultantka.
   - Dobry wieczór, jestem Bruno Clifford, dyrektor sceniczny. Nie mogę uwierzyć, że Swietłana nie żyje. To straszne.
   - Długo tu występowała? - pytam.
   - Czwarty rok. Wcześniej była związana z grupą z Moskwy, ale z powodów politycznych przeniosła się do Stanów. Była jedną z najlepszych baletnic na świecie, jakie miałem przyjemność poznać. To ogromna strata.
   - Panie Clifford, czy możemy rozejrzeć się w garderobie Swietłany?
   - Oczywiście. - Dyrektor patrzy po detektywach smutnym wzrokiem. - Czy coś panowie już podejrzewają?
   Chase spogląda na Logana, ja rozglądam się po sali. Jak powiedział Henderson, jestem konsultantką, nie muszę brać udziału w tej rozmowie, mogę szukać czegoś nietypowego. Przeciskam się więc za mężczyznami z postanowieniem odnalezienia garderoby. Skoro uzyskaliśmy na to zgodę, nie ma na co czekać, lepiej rozpocząć jej poszukiwania, póki na miejscu mamy dobrą grupę techników.
   Mijam widzów, którzy szeptem między sobą komentują niedawne wydarzenie. Zastanawiam się, dlaczego nie zostali wyprowadzeni do foyer, tutaj jedynie zawadzają. Poza tym nie można mieć pewności, że którykolwiek z nich nie wbiegnie na scenę i nie zacznie robić zdjęć denatce. Choć zapewne co niektórzy już to po kryjomu zrobili.
   Mój wzrok pada na Susan, która po przeciwnej stronie sali próbuje przedostać się z noszami i czarnym workiem na scenę, co przychodzi jej z niemałym trudem. Ludzie zdają się jej nie dostrzegać. Albo tak dobrze ją ignorują. Uśmiecham się pod nosem, nie tylko ja czuję się nieswojo w tym miejscu pełnym fanów baletu.
   Próbuję dostać się do jednego z bocznych wyjść, gdy kogoś dostrzegam, a moje nogi wrastają w podłoże. Zamieram z niemym krzykiem na ustach.
   Eric Vaughn. 


   Razi pewnością siebie i obyciem przy rozmowie z ubraną w wyzywającą czerwoną suknię ciemnowłosą kobietą. Mami ją szelmowskim uśmiechem, pieści jej uszy brytyjskim akcentem, uwodzi manierami i dobrym wychowaniem, a mnie się kinowy popcorn w żołądku przewraca. Mimo to nie ruszam się, mierzę mężczyznę wzrokiem i czuję wzrastającą niechęć do prezesa Vaughn & Sims Company. Miałam nadzieję, że już go nie spotkam albo że nastąpi to na starość, nie po roku.  Swoim spojrzeniem mogę zwrócić jego uwagę, a tego zbytnio nie chcę. Szukam drogi ucieczki. Ale czy właściwie jakąś mam? Albo przecisnę się obok Erica, co poskutkuje pewną rozmową, albo wrócę się i napotkam kilkunastu świadków pragnących zdać mi relację z tego, co widziało.
   Co ja tu, do cholery, robię?
   
Gdy wreszcie decyduję się zawrócić i zmierzyć z pracą prawie detektywa, zostaję dostrzeżona przez biznesmena.
   - Rose? - Dochodzi mnie jego głos. - Rose Bennett?
   Niech to wszystko szlag.
   
Z ciężkim westchnieniem odwracam się w stronę Erica, obserwuję, jak idzie w moją stronę. Pewnie powinnam się do niego uprzejmie uśmiechnąć, ale nie potrafię. Staram się nie pokazywać po sobie żadnych emocji, choć najchętniej bym prychnęła i odmówiła rozmowy z zielonookim. Ale to zapewne jeden z wielu świadków morderstwa baletnicy.
   I dobry humor wywołany randką z ukochanym mężczyzną zabrali wszyscy diabli i ukryli w swoim piekielnym królestwie. Świetnie. 
   Staje przede mną z nikłym uśmiechem na ustach. Nie dostrzegam za nim żadnego asystenta, czyżby był tutaj prywatnie? Do tej pory myślałam, że Eric Vaughn żyje pracą dwadzieścia cztery na dobę, siedem dni w tygodniu. Czyżbym się pomyliła? Straszne.
   - Rose Bennett. Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się spotkamy. - Lustruje mnie wzrokiem uważnie, jakby granatowa sukienka przed kolana i czarna ramoneska miały pokazać mu coś, co bardzo chce zobaczyć. - Jak widzę, wciąż pracuje pani z policją. Czyżby nie mieli pani już dość? - Śmieje się ze swojego żartu, a ja mam ochotę przewrócić oczami.
   - Dobry wieczór, panie Vaughn. Nie narzekają, bo od kilku miesięcy pracuję na innych warunkach i rzadziej.
   Nie spodziewał się takich informacji, patrzy na mnie z zainteresowaniem. Nie chcę rozmawiać o prywatnych sprawach, jestem tutaj z innego powodu. Ale mogę wykorzystać okazję i czegoś się od Erica dowiedzieć.
   - Panie Vaughn, gdzie pan siedział podczas spektaklu? - pytam. Miejsce stanowi o polu widzenia, jak i dostrzeganiu szczegółów.
   - W loży honorowej po prawej stronie. Dyrektor Clifford zadbał, bym nie był widoczny dla wielu, chciał uniknąć biznesowych zaczepek. - A teraz niby, stojąc wśród reszty widzów, nie jest widoczny? Może ostatnim razem mężczyzna odrobinę mi imponował, dzisiaj jego głos wyższości jedynie mnie drażni.
   - Czy widział pan coś dziwnego, niepokojącego w trakcie występu?
   Zastanawia się przez chwilę.
   - Dostrzegłem kilka potknięć wśród tancerzy, ale to pewnie wynik tremy. - Druga próba bycia zabawnym, kąciki moich ust ani drgną. Biedak. - Widziałem jednak, jakie spojrzenie posyłała denatce jedna z jej koleżanek. Jakby chciała ją zabić.
   A to ciekawa informacja, od tej kobiety możemy zacząć sprawę. Mam nadzieję, że nie będzie to ślepy zaułek. Spodziewam się, że wśród baletnic musiało dochodzić do kłótni, w końcu konkurencja w tym zawodzie jest powszechna nawet wśród członków tej samej zgranej grupy.
   - Może mi ją pan opisać? Do tej pory nie posiadam listy członków grupy, może Henderson ją ma.
   - O, czyli niebieskooki pan detektyw wciąż jest na posterunku. - Uśmiecha się kpiąco. - Nadal udaje, że nic się nie dzieje?
   Patrzę na mężczyznę z uniesioną brwią - nauczyłam się tego od Logana - i próbuję zrozumieć, o co chodzi zielonookim. Choć zbytnio nie pragnę zagłębiać się w jego umysł.
   Ciszę między mną a biznesmenem przerywa nadejście Logana i Phila. Detektyw staje obok mnie, nasze ramiona się dotykają, bliskość dwudziestoośiolatka poprawia mi samopoczucie. Może i jesteśmy na miejscu zbrodni, ale jesteśmy tu razem.
   - Dobry wieczór, panie Vaughn. - Logan uśmiecha się rozbawiony, jakby spodziewał się spotkać tutaj Erica. - Cóż za miłe drugie spotkanie na drugim miejscu zbrodni.
   Eric krzywi się, słysząc sarkazm w głosie niebieskookiego.
   - Dobry wieczór. detektywie Henderson. Najwidoczniej przeznaczone jest nam spotykanie się w takich okolicznościach.
   Logan zerka na mnie i uśmiecha się, odwzajemniam to, dając do zrozumienia, że wszystko w porządku.
   - Przeszkodziliśmy w czymś? - pyta, przenosząc wzrok ze mnie na biznesmena.
   - Niezbyt. Pan Vaughn opowiadał mi jedynie, co dziwnego zauważył.
   Zielonooki powtarza, co mi powiedział oraz dodaje opis podejrzanej baletnicy, a ja spoglądam na Phila, technik nie spuszcza wzroku z przejścia na korytarz. No tak, garderoba. Nasz cel.
   - Rozumiem. Dziękuję za pański czas, panie Vaughn. Proszę się jutro zjawić na szesnastym posterunku.
   - Oczywiście.
    Ostatnie uśmiechy i wymijamy biznesmena, kierujemy się w stronę przejścia na korytarz, czuję na plecach spojrzenie zielonookiego, wstrzymuję powietrze, dopóki nie znikniemy z jego pola widzenia. Phil idzie przodem, pewnie widział plan budynku, my kroczymy kilka kroków za nim. Logan nie patrzy na mnie, chwyta mnie za dłoń i mocno ściska. Nie musimy nic mówić, by wiedzieć, co ta druga osoba chce przekazać.
   Silna dłoń wyślizguje się z uścisku, gdy stajemy przed drzwiami z napisem Garderoba - primadonna. Czyli denatka naprawdę była kimś w baletowym świecie. Jej śmierć odbije się wielkim echem, mam nadzieję, że opuszczając dzisiaj TMO, nie natkniemy się na dziennikarzy. Przynajmniej nie na wielu.
   Phil stoi przed drzwiami i wpatruje się w korytarz, którym tu przyszliśmy, Henderson informuje mnie, że czekamy na zastępcę dyrektora, który otworzy dla nas drzwi garderoby Swietłany Oleyko. W tym czasie rozglądam się wokół, szukając kamer i oceniając ich potencjalny zasięg. Najwidoczniej będziemy musieli poprosić dyrektora o taśmy z monitoringu, intuicja mówi mi, że morderca Swietłany odwiedził ją w garderobie.
   W naszą stronę idzie młody mężczyzna o twarzy nastolatka, ubrany w dżinsy, białą koszulę i czarną kamizelkę. Ma ciemne oczy i kasztanowe włosy. Jest przystojny, ma dołeczki w policzkach. I tatuaż na karku zachodzący na lewe ucho. Jego styl przypomina mi styl Logana, uśmiecham się do niego.
   Detektyw wiedząc, że po raz pierwszy spotykam tego młodzieńca, przedstawia nas sobie.
   - Timothy Russel, zastępca dyrektora. A to Rose Bennett, konsultantka policji.
   Wymieniamy uściski dłoni.
   - Dobry wieczór.
   Russel wyjmuje z kieszeni pęk kluczy, szuka odpowiedniego, wkłada do zamka i przekręca, drzwi otwierają się przed nami wprost w ciemność. Mężczyzna szuka włącznika i patrzy po nas uważnie.
   - Jestem pewien, że jesteście świetni w swojej pracy, ale proszę, postarajcie się państwo niczego nie zniszczyć lub, broń Boże, nie wynieść, jeśli nie przyda się w śledztwie.
   Kiwamy głowami i wchodzimy do środka. Pomieszczenie nie jest zbyt duże. Po lewej wieszak z kreacjami, po prawej toaletka z dużym, prostokątnym lustrem, po bokach ma mniejsze lampy. Mnie takie światło z pewnością by raziło. Między wieszakiem a toaletką i krzesłem przed nią jest tu także niski stolik do kawy, na którym ustawiona jest szklanka z jakimś niebieskim płynem. Logan rusza w jego stronę, zakłada wyciągnięte z kieszeni lateksowe rękawiczki, woreczki i probówki, które wziął od Sue, Phil bierze do sprawdzenia toaletkę, a ja kieruję się w stronę ciemnych drzwi po prawej. Serce zaczyna mi szybciej bić. Spodziewam się łazienki, dostaję, czego chcę. Z małym dodatkiem.
   Krzyczę cicho i pochylam się nad dziewczyną, jej niebieskie oczy wpatrują się w lustro. Półleży między umywalką a ubikacją w kałuży krwi, z jej piersi sterczy nóż.
   Do łazienki wpada Logan, zaskoczony wpatruje się to we mnie, to w dziewczynę.
   - Mój Boże.
   Badam puls niebieskookiej.
   - Nie żyje.
   Detektyw wychyla się lekko w stronę garderoby.
   - Phil, wołaj swoich ludzi! Mamy jeszcze jednego trupa! - Wyciąga z wewnętrznej kieszeni kurtki komórkę cicho klnie. - Muszę zadzwonić po Sue, może jeszcze nie opuściła opery.
   Kiwam głową i wracam wzrokiem do ciała. Jak współpracuję z policją, nie mieliśmy sprawy podwójnego morderstwa. Może i na to przyszedł wreszcie czas? Przyglądam się zwłokom z nadzieją, że w jakiś sposób pokażą mi historię swojego życia.

____________________________________________________________
     * James McAvoy ma 1,7 m; detektyw Logan Henderson zaś 1,91 m
     ** Aluzja do filmu "Turner i Hooch" z 1989 roku o detektywie i jego partnerze - psie; główną rolę zagrał Tom Hanks

"The story of my life" w wersji a capella panów
z Home Free. Because...


ZAPRASZAM DO LEKTURY
Prezentu urodzinowego od Laurie

11 komentarzy:

  1. Sto lat, sto lat...
    Wszystkiego najlepszego dla Rosie i całej ekipy z okazji dwóch lat istnienia bloga. Obyście byli z nami jak najdłużej.
    Podwójne morderstwo... Fakt, tego jeszcze nie było, a zapewne jakoś się łączą, choć może być tak, że nie łączą się wcale. Taka możliwość istnieje, na razie mam za mało danych, żeby to stwierdzić. Podoba mi się pierwszy fragment ukazujący zbrodnię i jej porównanie do sztuki (coś ze mną jest chyba nie tak, bo się z tym trochę zgadzam). Coś w tym jest.
    Eric... Wiedziałam, że się gdzieś pojawi, bo zapowiadałaś jego powrót, ale jakoś mi nie tęskno. Mam nadzieję, że jest tylko nic nieznaczącym świadkiem i nie będzie się zbytnio kręcił w pobliżu. Wystarczy Filon. Tak, czekam na starcie Rose-Filon, może się doczekam.
    Rozwalił mnie Logan swoją zazdrością o Jamesa McAvoya. To było urocze, a moją reakcją był rozbawiony śmiech. Oj, Logan.
    Czekam na kolejny i pozdrawiam serdecznie
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W imieniu swoim, Rosie i całej bandy serdecznie dziękuję za życzenia! :* Choć Logan stwierdził, że powinny być dłuższe, a Ty powinnaś coś mu dać. Wódkę na przykład. Bo jesteś Polką, a on lubi polską wódkę. Nieważne. Zamknij się, Logan. Bo zostaniesz niańką.
      Dwa morderstwa, czy coś je łączy? O tym w kolejnym rozdziale.
      Mnie też nie było tęskno do Ericia, stąd ten sarkazm w wypowiedziach i myślach Rose.
      Starcie na linii Rose-Michelle. Nie wiem. Wyjdzie w praniu :3
      Logan rozwala wszystkich ;)

      Dziękuję za komentarz! :**
      Ściskam mocno!

      Usuń
    2. Logan niech nie narzeka, cała ekipa dostała prezent w postaci shota, a ja alkoholu w postaci wódki nie uznaję (Kolejny, warczę).
      Laurie

      Usuń
    3. Kazałam mu się zamknąć, to się obraził, klucha jedna.
      A shot mu się spodobał. Jak wszystkim zresztą :3

      Usuń
  2. Piszesz to opowiadanie już dwa lata? Jestem pod wrażeniem, że po takim czasie nie zniknęły Twoje chęci i zaangażowanie w tę historię. Mnie zazwyczaj po czasie nudzi się to co tworzę, wiec podziwiam Cię, że nie rezygnujesz! ;) No i ciągle utrzymujesz opowiadanie na wysokim poziomie;)

    Podobał mi się ten wstęp na temat sztuki i twoje rozważania. Były takim intrygującym wprowadzeniem do zbrodni i miejsca jej wykonania. Po Tobie nigdy nie wiem czego się spodziewać i motywu opery/sztuki też się nie spodziewałam:D Ale podoba mi się to, że każda zbrodnia jest inna, w innym miejscu i inne kwestie ze sobą niesie. Każda jest oryginalna i chyba to jest w nich najciekawsze;)

    Kto mógł otruć sławną baletnicę? Na pierwszy rzut oka wydaje mi się, że ktoś kto jej zazdrościł. To by było chyba najprostsze wyjaśnienie i detektywi pewnie rozważą taki wątek. Więcej raczej nie można powiedzieć w tym momencie, bo nic nie wiadomo. Ale ciekawi mnie ta druga zbrodnia... Kim jest ta kobieta i jaki miała związek z zamordowaną? Coś mi się wydaje, że ta sprawa będzie ciekawa xD

    No i znowu ten buc. Nigdy go nie lubiłam, bo tacy zadufani, zbyt pewni siebie mężczyźni przyprawiają mnie o mdłości. Ale to nie zmienia faktu, że może sporo namieszać i mam nadzieję, że to zrobi! Po nim nigdy nie wiem czego się spodziewać, a te ironiczne uśmiechy między nim i Rose&Logan mi się ogromnie podobają! :D Jestem wredna, ale mam nadzieję, że Erik trochę ich pomęczy;D

    No i Filion. Nie było jej tu dużo, fakt, ale wystarczyło, żeby potwierdził się moje obawy. Jeśli rzeczywiście zakochała się w Loganie to nigdy nie polubi Rose. To jasna sprawa. Ciekawa jestem czy będą z tego tytułu jakieś zawirowania;D

    Pozdrawiam! ;**
    I życzę kolejnych (minimum!) dwóch lat działalności! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to już dwa lata, jak piszę Rozważną. Nie spodziewałam się, ż zajdę tal daleko. Ale oglądałam kolejne odcinki moich seriali kryminalnych i łapałam inspiracje.
      Te rozważania stają się powolu obowiązkowym punktem każdego rozdziału, bo zawsze jakieś myśli nachodzą moją głowę.
      Podwójne morderstwo. Ilu morderców było i kim jest druga ofiara? Wszystko się na pewno w tej sprawie wyjaśni ;)
      Eric. Buc i narcyz, ale może namieszać.
      Michelle. Może coś się z nią wydarzy, może nie.
      Cieszę się, że rozdział się spodobał :3

      Dziękuję za komentarz i życzenia :*
      Ściskam!

      Usuń
  3. Wszystkiego najlepszego z małym opóźnieniem <3. To już 3 rozdziały do nadrobienia. Wow, tak to się jeszcze nie zapuściłam ;____;
    Ten tydzień będzie luźniejszy w pracy, a więc muszę koniecznie nadrobić!

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :>
    Nominowałam cię do LBA ^^
    Szczegóły: misja-cieni.blogspot.com
    xoxo :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No! Wreszcie dotarłam i do tego rozdziału c: oczywiście początkowe rozważania bardzo mi się podobają. Jak zwykle zresztą. Wprowadzają taką nutkę ciekawości, bo zaczynasz myśleć: ej, ciekawe dlaczego Cleo pisze o sztuce? Jaram się, lecę dalej czytać!
    Zakończenie opisu tego baletu. Wow. Śmierć na scenie.
    Azjatycka knajpka? Naff by brała >D ohoho znaczy... jadła. Znaczy nie knajpę! Sushi, żarcie i w ogóle!
    "Czasami zastanawiam się, czy w historii ludzkości była taka epoka, kiedy to istniało jedynie dobro." - oj, nie. I teoretycznie rzecz biorąc, w Edenie też istniało zuUo! Wąż kusiciel >D!
    :"- Tak. Bo mam wrażenie, jakbyś mnie z nim zdradzała." - Jezusie, dlaczego to tak bardzo skojarzyło mi się z Arusiem... XD on ma te same problemy zazdrości co Logan!
    "Jesteś moim ulubionym bruneta o niebieskich oczach w całym wszechświecie." - wyczuwam literówkę, ale sens ogólny mi się spodobał XD.
    "Tylko pilnujcie ciała" - właśnie. Pilnujcie go. Trupy potrafią podnosić się z ziemi i uciekać. Uciekające zombie i w ogóle.
    "- Yes, sir! Znaczy się... Hau? Ej, dlaczego to ja mam być psem?" - to mnie rozwaliło XD. Tak bardzo lubię Rogan, że nie miałabym serca zabierać Rose Logana <3 ohoho. Nawet powstrzymam się od wiązania go w piwnicy do grzejnika. No, bo ej, nie lubię psuć czyjegoś szczęścia XD!
    Już się jaram tym psycholem, który otruł tą Ukrainkę. No, w cholerę. Rzeczywiście zrobił to w mega poniżający sposób >D.
    Eric Vaughn? Ohohoho, no, nieźle. Uciekaj, Rose! >D
    "- Cóż za miłe drugie spotkanie na drugim miejscu zbrodni." - to była mocna riposta, Logan! BRAWO! >D takie miłe powitanie, że hej!
    Jakoś się nie zdziwiłam truposzem w łazience. Trupy w Rozważnej to już codzienność. Ej, chyba zrobię spis ilości trupów. Ciekawa jestem ile już ludzi zabijałaś we własnym opowiadaniu XD?!
    Ciekawi mnie kim jest ta niebieskooka. Huhu. Nadrobiłam, bądź ze mnie dumna >D czekam na następny rozdział i postaram się już nie robić takich zaległości! Teraz czas na dokończenie rozdziału WCN!

    OdpowiedzUsuń
  6. Śmierć na scenie, to się nazywa motyw - wstrząsające. W sumie to mi się przypomniało, że już czytałam gdzieś, jak aktor teatralny jakiś opowiadał, że chciałby umrzeć wśród publiczności, grając Orlanda Szalonego, bo to była rola, o której zawsze marzył *jaram się więc :D Chociaż... biedna Swieta :(
    Morderstwo jako dzieło sztuki - brr, ale niektórzy to rzeczywiście potrafią z tego zrobić majstersztyk. Noo, to jest też dobry motyw, podoba mnie się :D Wiesz Cleo, że Cię uwielbiam, i Twoje pomysły? Tak? To się przypomnę jakby co <3 huehue.
    - Czy ja dobrze rozumiem? Jesteś odrobinę zły, bo obserwowałam grę Jamesa McAvoy'a? Dobrze wiesz, że to mój ulubiony aktor.
    - Tak, wiem. To także Szkot, który uśmiechem zwala cię z nóg, na widok którego się rumienisz.
    - I to cię tak boli?
    - Tak. Bo mam wrażenie, jakbyś mnie z nim zdradzała. *ja pieprzę, Logan, Ty też? :-o No nie mogę hahaha. Aż muszę to przeczytać jeszcze raz. Moment...
    .
    .
    .
    On to mówi na poważnie, o Chrystusie hahaha. Aż mi się mój Archie przypomniał *swoją drogą przeczytałam Cię Naff, możemy sobie podać ręce moja kochana - chociaż logiczniej by było powiedzieć to naszym chłopom :D
    Cleo już wie pewnie o co chodzi, bo czytała mojego bloga, prawda? huehue. Boże Święty, następnemu się w głowie przewraca z tych miłości chyba, no kuźwa bez kitu :D
    Logan, Ty ptasi móżdżku <3
    - O co chodzi? - pyta, chowając do kieszeni telefon i ciągnąc mnie za rękę. - Dalej, Hooch**, mamy mordercę do złapania.
    - Yes, sir! Znaczy się... Hau? Ej, dlaczego to ja mam być psem? *hahaha, glebłam <3
    Filion zakochana w Loganie, o nie! Nawet nie próbuj, bo Cię zmiażdżę. On jest mojej Rosie i nie waż się robić nic, co by ich poróżniło albo Cię znajdę i własnymi rękami... grrr. I się wznieciłam huehue, sorry.
    Próbuję dostać się do jednego z bocznych wyjść, gdy kogoś dostrzegam, a moje nogi wrastają w podłoże. Zamieram z niemym krzykiem na ustach.
    Eric Vaughn. *ooo, następna menda. Jak ja nie lubię tego gościa, aż mi się nóż sam w kieszeni otwiera :D Trzymaj się Rosie :* Będę Cię ubezpieczać jakby co, niech zrobi jakieś draństwo to go sieknę huehue *wojownicza Edzia, tak bardzo ^^ Też mu się kuźwa opery zachciało, w całym mieście nie ma żadnej innej, tylko akurat musiałeś do tej. Grrr.
    Lustruje mnie wzrokiem uważnie, jakby granatowa sukienka przed kolana i czarna ramoneska miały pokazać mu coś, co bardzo chce zobaczyć *te, biznesmen, wydrapać Ci te oczyska? Niby taki dżentelmen, a się na nią gapi jak cielę w malowane wrota, z orbit Ci wyskoczą zaraz. Ona jest zajęta jakbyś zapomniał debilu, więc oczy oraz całą resztą trzymaj przy sobie - Edzia czuwa :D A flirciarskie gierki i dowcipkowanie Ci nie idą, więc znajdź jakiś inny obiekt, który się na to złapie. Wara od mojej Rosie *mam ostre pazurki, nie zawaham się ich użyć huehue.
    Ostatnie uśmiechy i wymijamy biznesmena, kierujemy się w stronę przejścia na korytarz (...) Logan nie patrzy na mnie, chwyta mnie za dłoń i mocno ściska. Nie musimy nic mówić, by wiedzieć, co ta druga osoba chce przekazać. *dzięki Ci Panie za Logana <3 Oprócz mnie ma jeszcze jednego obrońcę, elegancko :D
    Krzyczę cicho i pochylam się nad dziewczyną, jej niebieskie oczy wpatrują się w lustro. Półleży między umywalką a ubikacją w kałuży krwi, z jej piersi sterczy nóż. *łomatko, drugi trup? To się zaczyna robić interesujące, jakkolwiek dziwnie to brzmi ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, zmieściłam się w jednym komentarzu :-o A to Ci niespodzianka :D Ale oczywiście zapomniałam pogratulować Twoich osiągnięć, więc i tak muszę zrobić drugi huehue.
      Dwa lata... nieźle. Wszystkiego najlepszego, Tobie i bohaterom również <3 Żebyś miała dużo chęci do pisania, a Rogan i całej ekipie niech się dobrze wiedzie zawsze, oby jak najdłużej :)

      Usuń

Komentarze mile widziane :)