piątek, 24 lipca 2015

67 If I die young

   Miało być smutno, nie wiem, czy wyszło. A ostatnia scena potrzebna na przyszłość.
______________________________________________________


If I die young bury me in satin
Lay me down on the bed of roses
Sink me in the river at dawn
Send me away with the words of a love song.
~The Band Perry, "If I die young"



Juncle.
Kolejnych wyzwań!
Wszystkiego najlepszego
z okazji urodzin! :*


   17 listopada 2010 r.

   Szczęście. Mamy je tak blisko siebie, a nie dostrzegamy go, dopóki nie istnieje ryzyko, że zostanie nam ono odebrane. Rodzina. Osoby, z którymi wiążą nas więzy krwi, widywane często i aż za często. Wścibscy, kochający, jedyni w swoim rodzaju, zawsze przy nas. Przyjaciele. Ludzie o tak samo zrytej głowie jak nasza, gotowi na szaleństwa zawsze i wszędzie, gotowi słuchać i kopać po tyłku. Zaczynamy cenić ludzi bliskich nam dopiero, gdy mają odejść lub dopiero po ich śmierci. Nie poświęcamy im aż tyle czasu, ile powinniśmy. A potem tęsknota i ból powoli niszczą nasze dusze.
   Siedzę przy stole w kuchni i z uśmiechem na ustach obserwuję Violet, która po swojemu próbuje zrelacjonować babci Madison dzisiejszy dzień. James czyta poranną gazetę, której wcześniej nie mógł nawet przejrzeć - jeździł od hurtowni do hurtowni, szukając brakujących w restauracyjnej kuchni składników - i pije kakao, a Clara szykuje dla nas kolację. Otulam dłońmi gorący kubek z herbatą. Czuję się dobrze w towarzystwie najbliższej rodziny. Kilka tygodni temu babcia Madison wprowadziła się do nas na stałe. Samotne mieszkanie w rodzinnym domu w Middleton jej nie służyło. Sad dziadka nie jest już tak duży, jak za jego życia, nie trzeba go tak pielęgnować. A tu, w Wielkim Jabłku, babcia ma całą rodzinę blisko siebie, może pomóc w wychowaniu Violet, która z każdym dniem jest coraz bardziej ciekawa świata. A od kiedy chodzi dość stabilnie, a nawet biega, ktoś musi stale mieć ją na oku, jeśli nie chcemy ponownie znaleźć ją sięgającą po nożyczki.
   Dom w Middleton nie został sprzedany. Jest on przepisany na mnie, na razie wynajmujemy go pewnemu małżeństwu z trójką dzieci. Nie musimy się martwić, że zostanie on zdemolowany, raczej najlepszy przyjaciel Jamesa z czasów Akademii o niego zadba. Przynajmniej dopóki nie wygaśnie umowa najmu, wstępnie pięć lat. Po tym czasie być może zamieszkam w nim ze swoją rodziną. Przyszłość to pokaże.
   Zerkam w stronę okna, deszcz wybija kojący rytm o parapet. Na dworze jest zimno i ponuro, tutaj przyjemnie ciepło i błogo. Jak niewiele potrzeba, by czuć się dobrze.
   Rozlega się dzwonek do drzwi. W restauracji nie ma dziś wielu klientów, mieszkańcy spędzają raczej ten wieczór w swoich domach. Ktoś jest na naszym małym placu z tyłu kamienicy i ja dobrze wiem, kto to dzwoni drugi raz. Rzucam się w kierunku korytarza, dochodzi mnie jeszcze głos Jamesa mówiącego: "Ta miłość ją ogłupia" i świst szmatki, która pewnie ląduje na jego plecach. Clara znalazła idealny, choć odrobinę brutalny, sposób na ujarzmienie Jamesa, gdy ten robi się wredny.
   Zbiegam na dół, a uśmiech sam ciśnie mi się na usta. Przekręcam klucz i otwieram drzwi, para błękitnych oczu wpatruje się we mnie z radością.
   - Cześć - witam się z mężczyzną, po czym rzucam mu na szyję.
   - Cześć, Rosie. - Śmieje się i przytula do siebie. - Czyżbyś tęskniła?
   - Może trochę.
   Nie widzieliśmy się tydzień. Wraz z nastaniem brzydkiej jesieni wzrosła odrobinę liczba zabójstw, zespół Hendersona miał dość pracy i to do późnej nocy, nie mogliśmy się nawet umówić na lunch. Miałam prawo się stęsknić, zwłaszcza że od dwóch miesięcy nie uczestniczyłam w żadnym śledztwie. Aby konsultować, posterunek musi podejrzewać potrzebną pomoc psychologiczną. Ten warunek miał trzymać mnie mocno przy pracy w laboratorium, a teraz sprawia, że bardziej widzę siebie wśród detektywów. Dlatego tak bardzo cieszę się z każdej sprawy, w której pomagam - wracam wówczas do świata, w którym tak wiele przeżyłam, i w którym stałam się kimś.
   - Mam nadzieję, że jesteś naprawdę głodny, Clara chyba przesadziła z ilością ugotowanego makaronu, jest go tyle, że oddział wojska mógłby się nim spokojnie najeść.
   Uśmiech znika z twarzy bruneta, zostaje zastąpiony przez wyraz powagi. To znaczy, że coś się stało.
   Stoimy w korytarzyku, moja prawa stopa dotyka stopnia schodów prowadzących do mieszkania. Patrzę na mężczyznę, czekam aż coś powie.
   - Choć bardzo bym chciał, nie mogę zjeść z wami kolacji. I ty też raczej tego nie zrobisz. Mamy sprawę. I to nie do końca jest morderstwo.


****


   Bycie częścią detektywistycznej rodziny sprawia, że muszę rezygnować z czasu spędzonego z najbliższą rodziną. Zawsze później staram się im to jakoś zadośćuczynić. Nie jest to zbytnio trudne, od kiedy pracuję z posterunkiem na innych warunkach. Logan nie ma już tak łatwo, dlatego gdy tylko w pracy robi się spokojniej, zabiera mnie na długie spacery, odwiedza Mię i Annabelle, urządza wieczory filmowe w swoim mieszkaniu, gotuje dla nas. Od połowy wakacji mieszka sam, a to mu zbytnio nie służy, potrzebuje kontaktu z ludźmi. Chyba znajdę mu jakiegoś współlokatora.
   Jedziemy nieśpiesznie Mostem Waszyngtona, co mnie dziwi. Przeważnie ruch z Manhattanu w kierunku New Jersey* jest dość spory także wieczorami. Zerkam na Logana, nie mam zbyt dobrych przeczuć.
   Mężczyzna wyczuwa moje spojrzenie, ale milczy. Zatrzymuje samochód, włącza światła awaryjne i wysiada z pojazdu. Patrzę przez szybę i dostrzegam funkcjonariusza w kamizelce odblaskowej. Czyżby doszło do wypadku? Logan mówił, że nie mamy do czynienia z zabójstwem w normalnym ujęciu tego słowa.
   Opuszczam pojazd i dołączam do bruneta, pokazuję identyfikator, funkcjonariusz kiwa potakująco głową.
   - Możecie państwo przejść dalej.
   Idę za Loganem, przed nami dostrzegam naszych kolegów, panią patolog z miną "nie chcę na to patrzeć" oraz Michelle Filion. No tak. Po tym, jak uzyskała tytuł młodszego detektywa, kapitan zatrudnił ją na okres próbny. Co znaczy, że aż do końca roku będzie stałym elementem szesnastego posterunku. I będzie spędzać z Loganem więcej czasu niż ja. Świetnie.
   
- Dobry wieczór - witamy się z nimi.
   Patrzą w nasza stronę. Susan jest czymś lekko zmartwiona, Adam próbuje się uśmiechnąć, Diego ma ponurą minę, a Filion kpinę w oczach. Też nie jestem zbytnio zadowolona z tego, że ją widzę, ale co poradzę? Nie odsunę się od śledztwa, do którego zostałam wezwana, tylko dlatego, że młoda detektyw nie darzy mnie sympatią. Z wzajemnością. Mogę ją ignorować, nie ja w zespole jestem najważniejsza.
   - Cześć. - Parish przybliża się do nas. - Jeszcze jej nie ściągnęliśmy, a wasz świadek siedzi w karetce, jest w szoku.
   Zerkam za plecy kobiety, dopiero teraz zauważam całe to zamieszanie wokół nas. Trzech policjantów kieruje ruchem, korek na moście się wydłuża, co chwilę ktoś używa klaksonu, ludzie wychodzą z samochodów, by zobaczyć, co się dzieje. Kilku ratowników medycznych krząta się przy karetce, jakiś mężczyzna w średnim wieku siedzi z tyłu na klapie i oddycha do papierowej torby. Zespół Parish robi coś przy barierkach, zaczyna padać.
   Nigdzie nie widzę ciała. I już chyba wiem, o co tu chodzi.
   - Jest tylko jeden świadek? - Brunet kieruje to pytanie do zielonookiego detektywa, który kiwa potakująco głową. - A jakieś ślady na chodniku?
   - Nic - odzywa się Diego. - Jeden świadek, żadnych porzuconych dokumentów czy innych rzeczy osobistych. Na razie mamy N.N.
   Jest dziwnie. Na razie brak czegokolwiek - dosłownie! - a i tak wiemy, że jest ciało. Zerkam na Logana, wpatruje się w pracowników koronera. Albo w niebo. Trudno mi to jednoznacznie stwierdzić.
   Nie wiem, co ze sobą zrobić. Moich kolegów bezczynność chyba też przygnębia, wszyscy detektywi spoglądają w stronę rzeki. Czyżby coś ona kryła? Coś w niej jest, że zmusza do spojrzenia w mrok?
   Nagłe podmuchy wiatru, nasilające się z każdą sekundą, wprawiają w ruch moje rozpuszczone włosy, jedną dłonią chwytam kaptur, druga ląduje w mocnym uścisku dłoni Logana. Podfruwa śmigłowiec medyczny, patrzę na bruneta ze zrozumieniem i przerażeniem w oczach. To dlatego tylu ludzi stoi przy barierkach.
   Wisielec.
   
Rozumiem już także wyraz twarzy naszej patolog. Jesteśmy na tym moście w Nowym Jorku, który upatrzyła sobie największa liczba samobójców. ** Pozostałe trzy nie są aż tak popularne.
   A jaka jest rola detektywów w tym miejscu? Sprawdzić, udowodnić, że to naprawdę było samobójstwo.
   Pół godziny zajmuje akcja ściągnięcia ciała, które zostaje przetransportowane na dach miejscowego Zakładu Medycyny Sądowej. Susan i jej zespół ruszają do prosektorium, a my zabieramy świadka. Przynajmniej taki jest plan.
   Jestem już gotowa, by zasiąść w pojeździe niebieskookiego, gdy rozlega się przeraźliwy krzyk.
   - Nie!
   Odwracam się w stronę, z którego dochodzi. Drobna nastolatka próbuje się do nas przedostać, funkcjonariusz tłumaczy jej, że to miejsce zbrodni, na którym nie powinno jej być. Dziewczyna go nie słucha, co kilka sekund wykrzykuje to jedno słowo. Nie. Przeraźliwe, pełne bólu, wywołujące ciarki na ciele. Zatrzaskuję drzwi i idę w jej stronę, czuję na plecach wzrok Logana. Zbliżam się do nastolatki, wciąż próbuje wyswobodzić się z muru ramion policjanta.
   - Proszę ją przepuścić.
   Mundurowy zerka na mnie przez ramię, jego twarz jasno mówi: "po cholerę ci ona, kobieto?", nie podziela mojego planu, ale przepuszcza nastolatkę. Ta robi kilka kroków do przodu, zatrzymuje się przede mną, dyszy ciężko, rude do ramion włosy przykryte czapką kleją jej się do policzka, jej niebieskie oczy są załzawione.
   - To ona, prawda? To Pearl? Skoczyła stąd tak, jak napisała!
   Kryje twarz w dłoniach, zaczyna płakać, jej ciało zaczyna tańczyć w rytm znany tylko sobie. Czuję napływające współczucie, ale nie wiem, o czym nastolatka mówi. Kto to Pearl? I skąd rudowłosa dziewczyna wiedziała, że do czegoś tu o tej porze dojdzie?
   Kładę niebieskookiej dłoń na ramieniu.
   - Jestem Rose Bennett, psycholog, konsultantka policji, badam tę sprawę. Mogę wiedzieć, o czym mówisz?
   - Jestem Jasmine. - Ociera łzy, uśmiecham się kojąco. - Moja przyjaciółka, Pearl, miała w planach skoczyć dzisiaj wieczorem z Mostu George'a Waszyngtona. Nie wierzę, że to zrobiła. - Nowa partia łez wypływa z jej oczu.
   - Przepraszam, ale skąd wiesz, że chciała popełnić samobójstwo?
   Spogląda na mnie, jej drobne, malinowe usta drżą.
   - Bo napisała tym na swoim blogu.
   Osoby myślące o zabiciu się zdają nam się najczęściej osobami zamkniętymi w sobie. Nie do końca tak jest. Każdy z nas może okazać się przyszłym samobójcą. Zazwyczaj nie dostrzegamy lub ignorujemy ich próby zwrócenia uwagi na siebie i swoje problemy, a każdą wzmiankę o samobójstwie czy jakimś związanym z nim zagadnieniem traktujemy jako żart. Takie osoby nie otrzymują pomocy psychologicznej lub przychodzi ona za późno, kiedy to mord na sobie mają zaplanowany w każdym szczególe.
   Odchodzą bezpowrotnie, ich problemy znikają pochłonięte przez śmierć, a najbliżsi dopiero po tym orientują się, że samobójcy byli ważni w ich życiu. Dopiero po tym upiornym zdarzeniu zdają sobie sprawę z tego, co dotychczas ich wzrok omijał.
   U mojego boku pojawia się Logan, jest zaniepokojony.
   - Wszystko w porządku?
   - W miarę. To jest Jasmine, wydaje mi się, że może nam coś powiedzieć. - Zabieram dłoń z ramienia dziewczyny. - Czy pojedziesz z nami na posterunek, by powiedzieć. co wiesz?
   - Tak. - Czka lekko. - Pojadę. Jeśli to naprawdę Pearl, muszę wiedzieć dlaczego.
   Henderson każe kolegom odjechać ze świadkiem, we trójkę jedziemy jego autem. Widzę, że dość często zerka we wsteczne lusterko, rozumiem jego ciekawość. Ale musimy się wstrzymać z pytaniami. I z wyznaniem Jasmine że nasza ofiara - kimkolwiek jest - nie skoczyła, a powiesiła się na kablu.


****



   Dotychczas staraliśmy się nie rozpoczynać śledztw późnym wieczorem, poza poinformowaniem najbliższej rodziny o śmierci krewnego i zebraniu krótkich zeznań świadków nie podejmowaliśmy żadnych innych czynności. Noc ma być czasem na zebranie sił do pracy, która czeka cały zespół. To też czas dla Susan na pierwsze oględziny i spostrzeżenia. Ranek jest istnym startem do rozgrywek z mordercą.
   Ale tym razem jest inaczej. Nie widzieliśmy jeszcze ciała, a już mamy kogoś, kto może powiedzieć coś o denacie.
   Lecz najpierw musimy mieć jego zdjęcie.
    Wraz z Jasmine siedzę w pokoju socjalnym, kilka minut temu przyniosłam jej kubek ciepłej herbaty, trzyma go teraz w dłoniach i stara się ocenić, ilu jeszcze łez jest w stanie się pozbyć. Patrzę na nią i doskonale wiem, jak się czuje. Nie jest to tylko efekt dużych pokładów empatii i wyobraźni. Wiem, jak to jest wiedzieć coś o denatce na chwilę przed jej śmiercią. Sprawa Lisy Edelman odcisnęła na mnie piętno. Byłam ostatnią osobą, która ją widziała przed mordercą. Takie rzeczy przerażają, ale też każą pomóc w niesieniu sprawiedliwości, szukaniu prawdy. To takie odkupienie winy.
   Czekamy w ciszy, potrzebujemy zdjęcia ofiary, by jasno stwierdzić, że Jasmine ją znała. Zegar wybija kolejne sekundy, noc na zewnątrz działa na mnie dziwnie pobudzająco. A może to oczekiwanie uwolniło adrenalinę?
   Nastolatka wpatruje się w stolik, prawie ginie z oczu na tle kanapy. Nie wiem, czego wynikiem jest jej chudość - genów czy nadmiernego odchudzania - ale wygląda jak dziecko. Tylko jej duże oczy noszą w sobie pewną mądrość. Nie odezwała się ani słowem od chwili zajęcia miejsca w samochodzie bruneta. Milcząca, smutna, załamana, skryta. Gdyby nie to, że jestem tu jako konsultant w czasie pracy, przytuliłabym ją mocno. Może zbytnio by jej to nie pomogło, ale przynajmniej wiedziałaby, że ktoś przy niej jest.
   Rozlega się ciche pukanie, wzrok Jasmine przenosi się na drzwi, w którym pojawia się Logan. Uśmiecham się do niego. Jego obecność tutaj świadczy o tym, że Sue przysłała zdjęcie denata. Możemy zaczynać.
   - Jasmine, czy to jest Pearl?
   Detektyw kładzie fotografię na stolik i zasiada na oparciu fotela, w którym siedzę. Jego bliskość jest darem, o który muszę dbać każdego dnia.
   Dziewczyna pochyla się do przodu, przygląda twarzy z jasną karnacją, okalającymi ją blond włosami, patrzy na czerwoną pręgę na szyi, a w jej oczach pojawiają się nowe łzy.
    - Tak, to ona. Pearl Russo. Moja najlepsza przyjaciółka.
   - Możesz powiedzieć nam o niej coś więcej?
   Przysuwam w jej stronę opakowanie chusteczek, wyciąga jedną, ociera policzki i kiwa potakująco głową.
   - Miała trzynaście lat, chodziłyśmy do szkoły katolickiej, do tej samej klasy. Pearl miała problemy w domu. - Logan poprawia się na oparciu, jest zainteresowany, uważnie słucha. - Jej rodzice nie byli dla niej zbytnio rodzicami, najczęściej walczyli ze sobą, publicznie udając wspaniałą, szczęśliwą rodzinę. Pearl cierpiała na depresję. - Rudowłosa spogląda na nas, jest już spokojna. Teraz najważniejsze to powiedzieć wszystko, co się wie. - Od trzech lat. Od początku tego roku chodziła do psychologa, ale zamiast jej pomóc, jedynie udawał, że słucha, a za każdą sesję liczył sobie niemało. - Detektyw patrzy na mnie, odwzajemniam spojrzenie. Nie każdy zostaje psychologiem z powołania jak ja. - Państwo Russo, rodzice Pearl, są bogaci. Wydaje mi się, że płacili tyle, bo przez tę godzinę dwa razy w tygodniu nie musieli zajmować się córką. To okropne.
   Zgadzam się. Niektórzy nie rozumieją, że dzieci to nie zabawki, które można rzucić w kąt, gdy znudzi się zajmowanie nimi.
   - Jasmine, wspomniałaś coś o jakimś blogu. Co dokładnie miałaś na myśli?
   - Pearl prowadziła jeden. To była jej terapia. Dzieliła się na nim swoimi myślami, opisywała, jak się czuje danego dnia. To był jej pamiętnik. Z tą różnicą, że zapisane na nim rzeczy mogły zostać przez innych poznane. Nie mogąc liczyć na uwagę w domu, próbowała walczyć o nią gdzie indziej. I udało jej się to. Blog miał ponad sto wejść dziennie, widziałam jego statystyki. Każda notka została skomentowana przynajmniej przez dwadzieścia osób, pomijając oczywiście komentarze Pearl. Wielu ludzi próbowało dodać jej otuchy, pomóc, pokazać, że życie może być piękne, jeśli się na nie otworzymy. Ale... - urywa, a ja czuję, że coś złego pojawiło się na blogu.
   - Ale co? - pytam. - Jasmine, co się wydarzyło?
   Niebieskie oczy patrzą na mnie, oceniają, czy mogą mi zaufać. Do tej pory chyba zdążyłam już pokazać, że nie jestem wrogiem.
   - Dwa tygodnie temu odezwał się ktoś, kto poparł - jako jedyny - pomysł Pearl, by ta się zabiła. Wypisał argumenty za samobójstwem, zaczął przekonywać, że to najlepsze wyjście z sytuacji.
   Ale tak nie jest. Samobójstwo to ucieczka, pokaz największego tchórzostwa, kiedy to nie możemy, nie potrafimy robić tego, do czego zostaliśmy stworzeni - żyć. Żyć życiem z wszystkimi jego problemami i niespodziankami.
   - A Pearl powoli mu ulegała. Widziałam to po niej i nie wiedziałam już, co robić. Byłam bezradna.
   Dajemy jej chwilę na cichy szloch. Musi wraz ze łzami pozbyć się uczuć, które ją przygniatają i nie pozwalają podjąć w pełni działania. Oboje z Loganem jesteśmy gotowi siedzieć tu tyle czasu, ile potrzeba. Dobrze wiemy, że to będzie długa noc.
   - Poszłam z tym nawet do szkolnego psychologa, myślałam, że coś pomoże. Ale on powiedział mi tylko, że zajmuje się sprawami szkolnymi, a nie prywatnymi uczniów.
   Jak mówiłam - nie każdy zostaje psychologiem z powołania. Pieniądze kuszą bardziej.
   - Jasmine, znasz może adres tego bloga?
   - Oczywiście. Byłam na nim codziennie.
   Podaję jej notes i czarny długopis, zgrabnym pismem tworzy na kartce potrzebny dla nas kod.
   - Dziękuję - mówię, gdy zeszycik ponownie znajduje się w moich dłoniach. - Czy możesz powiedzieć nam coś więcej o tym dziwnym komentującym?
   - Jak już powiedziałam, namawiał Pearl do samobójstwa. Pisał z profilu anonimowego, ale podpisywał się. Pod każdym jego komentarzem widniało Seńor Muerte.
   Wymieniam z Loganem spojrzenie. Oboje dobrze wiemy, co to znaczy. Pan Śmierć. Ktoś perfidnie manipulował zagubioną dziewczyną. I osiągnął swój cel.
   - Jasmine, wiesz może, skąd Pearl wzięła długi kabel?
   Rudowłosa patrzy na nas zaskoczona.
   - Jaki kabel? O czym państwo mówicie?
   Wskazuję dłonią na zdjęcie.
   - Ta pręga na szyi to ślad po uduszeniu. Pewien mężczyzna, jadąc samochodem, zauważył wiszącą z mostu Pearl, to on poinformował nas o jej samobójstwie.
   Nastolatka kręci głową tak energicznie, jakby chciała, by ta jej odpadła.
   - Nie, nie, to wszystko nie tak! To nie tak!
   Patrzymy na nią uważnie, nie wiemy, o co chodzi, czekamy na jakieś wyjaśnienia.
   - Pearl od początku pisała, że jeżeli zdecyduje się zabić, zrobi to tylko w jeden sposób - skoczy z mostu. Nie chciała się powiesić, bała się, że sznur pęknie albo ktoś zdąży ją odciąć. Chciała umrzeć już przy pierwszej próbie. Skok był idealny: jeśli nie zabiłaby jej wysokość i prędkość, to pewnie zginęłaby, porwana przez nurt rzeki.
   Więc to nie było zamierzone? Nie w ten sposób?
   - Jasmine, co podejrzewasz?
   Dziewczyna patrzy na nas, w jej oczach pojawia się wściekłość.
   - Ktoś ją zabił. Ktoś zamordował Pearl.


****


    Odwieźliśmy Jasmine do domu, obiecaliśmy informować ją o postępach, na ile to będzie możliwe. Teraz po ciężkim, osobistym poinformowaniu rodziców Pearl o jej śmierci, Logan odwozi mnie do mieszkania. Wyglądam przez okno, czuję ogromne zmęczenie. Państwo Russo okazali się być ludźmi, których sobie wyobraziłam. Wyniośli, aroganccy, byli pewni, że żartujemy. Jak można sobie żartować ze śmierci dziecka? To chore.
   Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że ta sprawa także nie będzie należała do łatwych. Odnoszę wrażenie, że od kiedy współpracuję z policją na innych warunkach, pomagam tylko w tych sprawach, które poza psychologicznym aspektem dostarczają mi także solidną dawkę myślenia i zmęczenia. Są niejasne, tropy prowadzą tam, gdzie nie ma odpowiedzi. Musimy się nad nimi natrudzić, za to rozwiązanie - wsadzenie delikwenta-mordercy za kratki - daje mi większą satysfakcję niż przy pierwszych, dość prostych na ogół, sprawach.
   Ale czy jeszcze długo dam radę patrzeć na te wszystkie krzywdy? Co jeśli oglądanie tego sprawi, że przestanę kiedyś dostrzegać w drugim człowieku dobro? Ta perspektywa budzi mój lęk. Może to się jednak nie wydarzy? Zawsze starałam się szukać w drugim człowieku dobroci, którą darzy drugiego człowieka.
   Skąd we mnie taka watpliwość? Przez poznanie państwa Russo. Farah - wysoka, chuda kobieta, właścicielka agencji modelek, która swoim spojrzeniem wyższości zbiła mnie z pantałyku - zarzuciła próbę manipulacji w celu wyciągnięcia okupu za niby porwaną córkę - bo Pearl jest za głupia, by się zabić - i chciała dzwonić po policję, odznaki Logana chyba w ogóle nie zauważyła. Jej mąż, Claude - równie wysoki, postawny mężczyzna o wzroku, który przypomina wzrok bazyliszka - nie odezwał się do nas ani słowem, pozwalając małżonce mieszać nas z błotem i uznać za oszustów. Nie wiem, czy dotarło do nich, że jutro (a prawie dzisiaj) o dziewiątej mają się stawić w Zakładzie Medycyny Sądowej u doktor Parish. Najwyżej będziemy po nich dzwonić.
   Manhattan przycichł, uspokoił się. Kolorowe reklamy przykuwają mój wzrok, gdy jedziemy Lenox Avenue. Logan parkuje przed restauracją, która świeci pustkami, dostrzegam Fionę, która myje stoliki i zakłada krzesła. Data powoli się zmienia, czas nie daje się zatrzymać w żaden sposób. Wysiadamy z samochodu, trzymając się za ręce zmierzamy na mały placyk. Gwiazdy przebijają się przez chmury, pachnie deszczem, ale nie pada. Księżyc przegląda się w kałużach niczym w tysiącu luster. Stajemy przed wejściem, Logan uśmiecha się do mnie. Wygląda świetnie, praca daje mu wiele energii, gdy ja marzę jedynie o śnie. Zdecydowanie lepiej myśli mi się za dnia.
   - Dobranoc - mówi brunet cicho i całuje mnie w policzek.
   Wyciągam ręce, oplatam nimi jego szyję, przysuwam bliżej, głowę opieram o jego ramię. Chłonę jego bliskość, która nie była mi dana przez kilka ostatnich dni.
   - Rosie, coś się stało? - pyta, przytulając mnie do siebie.
   - Nie, nic. Chcę tylko postać tak przez chwilę.
   - Dobrze. - Całuje mnie w czubek głowy.
   Noc otula nas swoim płaszczem, wiatr delikatnie porusza moimi włosami. Tak blisko siebie. Uwielbiam momenty, kiedy mogę schować się w tych ramionach, czuć zapach perfum mężczyzny, zamknąć oczy i oddychać z uśmiechem na ustach.
   Gdy czuję, że minęło już dość czasu, odsuwam się od Logana, uśmiechamy się do siebie.
   - Dziękuję. Dobranoc.
   Jego usta nie muszą szukać moich, chętnie przyjmę każdy jego pocałunek. Choć gdy ktoś świeci na nas latarką, klimat znika.
   - Co to? - pyta brunet, patrząc na ścianę budynku, a ja wzdycham.
   - Uwierzysz, gdy ci powiem, że to babcia stoi w oknie mojego pokoju i sprawdza teren? Czasami czuję się dziwnie we własnym domu.
   - W takim razie wprowadź się do mnie. Wciąż mam dwa wolne pokoje, a samemu mi trochę samotnie.
   Śmieję się i całuję go.
   - Przemyślę propozycję. A teraz idź już, chyba nie chcesz, by babcia sięgnęła po wiatrówkę?
   - Nie chcę. - Całus. - Dobranoc.
   - Dobranoc.
   Znika za rogiem, a ja otwieram drzwi i idę do mieszkania. Propozycja bruneta to raczej żart, ale myślę, że miło by mi się z nim żyło pod jednym dachem. Przynajmniej do czasu, aż byśmy się nie pozabijali. Stojąc pod prysznicem, układam w głowie to, co na razie mamy w tej sprawie. Zabójstwo ukryte pod fasadą samobójstwa, jednego świadka, dobrze poinformowaną przyjaciółkę i bogatych rodziców z piekła rodem.
   Szykuje się naprawdę interesująca i zarazem smutna sprawa.
   Zmęczona zasypiam dość szybko z jedną myślą: dlaczego kabel?
   Rano nie pamiętam wyjaśnienia, na jakie wpadłam podczas snu. Ale je sobie przypomnę, wystarczy tylko znaleźć odpowiednią szufladę w pałacu pamięci.
   

 ___________________________

* Most Waszyngtona łączy okręg Manhattan i Port Lee w New Jersey.

** George Washington Bridge jest miejscem licznym samobójstw - w rekordowym 2012 roku skacząc z mostu, życie odebrało sobie 18 osób, doszło także do 43 prób samobójczych [obie informacje pochodzą ze strony https://pl.wikipedia.org/wiki/George_Washington_Bridge]


Kimberly, Neil i Reid. Go!

16 komentarzy:

  1. Pierwsza😁 świetny rozdział😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz za krótki komentarz, piszę go z telefonu, a to urządzenie już doprowadza mnie do szału:)))
    Rozdział jak zwykle - FENOMENALNY. Podziwiam to, w jaki sposób opisujesz wszystkie morderstwa, nic tutaj nie dzieje się przypadkowo. Rose i Logan <3
    I ty też raczej tego nie zrobisz. << odmawiać kobiecie jedzenia? Ups, nieładnie.
    Propozycję jak najbardziej popieram, no czas najwyższy! Teraz tylko czekać na ślub. Ale pewnie Stoker się pojawi, więc może poczekam jeszcze trochę;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że uważasz go za fenomenalny :)
      Nad morderstwami trochę myślę, by nie było niedociągnięć, jak widać - wychodzi mi to :)
      Skąd myśl, że Stoker się jeszcze pojawi?

      Dziękuję za komentarz! :*
      Ściskam!

      Usuń
  3. Jeśli chodziło Ci o smutny, przygnębiający nastrój, to Ci się udało. Ani razu się nie uśmiechnęłam podczas czytania, a jednocześnie poczułam się bardzo zaciekawiona. Pan Śmierć? Ktoś tu nie wie, ile ironii można włożyć za jednym razem do komentarza. Jednocześnie jest to główny podejrzany. Czemu mam wrażenie (może niesłuszne), że ta sprawa ma drugie dno?
    Wątpliwości Rose są na miejscu, choć nie sądzę, żeby miała się zmienić. Teraz ma takie wrażenie, ale sama też dostrzega drugą stronę medalu. Dopóki będzie o tym pamiętać, da radę. A że jest mądrą dziewczyną...
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robiąc korektę, też się nie uśmiechałam. Czyli efekt zamierzony został osiągnięty.
      Drugie dno? Kto wie.
      Też w to wątpię, Rosie ma już ugruntowane podejście właściwie do wszystkiego, raczej nic się u niej nie zmieni.

      Dziękuję za komentarz! :*
      Ściskam!

      Usuń
  4. Rozdział świetny (zresztą jak zawsze). Bardzo mi się podoba to jak opisujesz miejsca zbrodni, jak kształtujesz bohaterów. Uwielbiam drogę dedukcji Rose.
    A poza tym sceny z Rose i Loganem takie aww.
    Nie pozostaje mi nic innego niż życzyć ci dużo, dużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się przykładać do wszelkich opisów. Skoro to kryminał, miejsca zbrodni potrzebują dobrej opraey.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz! Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Oooo, "If I die young". Fajna piosenka. Kiedyś naprawdę świetnie mi się jej słuchało.
    Bardzo fajny rozdział, a jedynym jego minusem jest brak wyjustowanego tekstu. Wszystko inne podoba mi się niezmiernie. Historia o policyjnym psychologu, romans, samobójstwo (?) nastolatki i motyw bloga. Teraz to taki właśnie pamiętnik, na którym pisze się o wszystkim i o niczym. Ciekawi mnie kto był na tyle "mądry", aby przekonywać dziewczynę do tego, aby skoczyła. Niektórzy nie powinni mieć dostępu do Internetu, a jednak mają. I potem są tego takie skutki, bo jednak w Internecie ludzie mają większą odwagę i ukazują całą prawdę o sobie. Potem to się moze obrócić przeciwko nim.
    Bardzo się cieszę, że tutaj trafiłam. Informuj mnie o kolejnych rozdziałach :)

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie :)
    somethingdiffernet-imagine.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam.
      Do tej pory nie justowałam tekstu i jakoś się czytało, ale zapamiętam to przy kolejnych rozdziałach.
      Dlaczego odnoszę wrażenie, że nie zapoznałaś się z całością? Może przeczucie mnie myli.
      Internet jest za bardzo powszechny, stąd tacy idioci.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)

      Usuń
  6. ,, Szczęście. Mamy je tak blisko siebie, a nie dostrzegamy go, dopóki nie istnieje ryzyko, że zostanie nam ono odebrane.'' Czytam te pierwsze słowa i od razu na mojej twarzy pojawia się uśmiech i myśl o ... :D . Takie proste, a zarazem tak prawdziwe :)
    Co do rozdziału- nie mam się znów do niczego doczepić Cleo :* Jest super :)
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie sądziłam, że napiszę coś, co będzie prawie że proroctwem :D Ale prawda pozostanie prawdą. Strzeż swojego szczęścia ;)

      Dziękuję za komentarz i ściskam mocno! :*

      Usuń
  7. Hej kochana! ;*
    Jako, że mój blog jest w stanie zawieszenia, a ja każdą wolną chwilę chcę spędzać nad jak najszybszą reaktywacją to moje komentarze mogą być dość ubogie. Ale wolę już napisać krótszy, ale w miarę regularnie tu bywać niż opuścić czytane opowiadania i kompletnie zaniknąć z blogowego światka. Dlatego mam nadzieję, że się nie pogniewasz za tą moją oszczędność w słowach;) Gdy będę już mieć więcej czasu i powrócę pełną parą na blogera to i komentarze będa obfitsze;)

    Mega podoba mi się ta sprawa. Raz- dlatego, że jest nietypowa ze względu na wiek denatki, a z drugiej strony- bo wygląda jak sfingowane samobójstwo. Jestem prawie pewna, że ta dziewczynka nie zabiła się sama i ma to związek z tym blogiem. A przynajmniej na razie tak mi się wydaje, bo nie znamy tak naprawdę zbyt wielu faktów o niej. Ciekawa jestem kim był ten ktoś, kto przekonywał ją do zabójstwa i czy miała okazję go poznać. W sumie po numerach IP powinni szybko znaleźć tego człowieka. Bardzo zagadkowo się to zapowiada i jestem bardzo ciekawa, co dla nas szykujesz. I podziwiam Cię za ilość różnych zbrodni, które do tej pory wymyśliłaś. Każda jest inna, w każdej znajdujemy inny motyw i pobudki, a przekazanie każdej sprawie czegoś innego nie jest łatwe. Także duży szacun dla Ciebie! ;)

    Tak, tak, tak! Wprowadź się do niego Rose! Tyle już razem jesteście, że najwyższy czas na zaliczenie kolejnej bazy:D haha

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      Rozumiem bardzo dobrze, nawet nie oczekuję jakiś długich komentarzy, bardziej czekam na wznowioną wersję WiZ. Ale i tak Ci napiszę, że ten komentarz swoją długość ma ;)

      Wiedziałam, że wpadnie Ci do głowy pomysł ze znalezieniem IP. Przyznam, że to wykorzystałam, a odpowiedź zaprowadzi gdzieś, gdzie wciąż nie ma odpowiedzi :3
      To jest ta sprawa, którą chcę sama uznać za najlepszą najsmutniejszą, a nie jestem pewna, czy mi to wyjdzie. Istnieje ryzyko, że będzie nie do końca wyjaśniona i to mnie boli.
      E tam, wymyślanie kolejnych zabójstw nie jest trudne. Dwa kolejne wpadły mi do głowy, gdy: a) jechałam rowerem, b) sprzątałam altankę. Poza tym, zawsze można coś zaczerpnąć z seriali ;)

      Rose i Logan pod jednym dachem?! Ale ja nie chcę robić pogrzebu żadnego z nich, przecież oni się pozabijają!

      Dziękuję serdecznie za komentarz i ściskam mocno! :*

      Usuń
  8. Ehm. Przybywa Naff. Właśnie się skapłam, że... hej, przecież za niecałą godzinę będzie północ, a Cleo napisała na fanpejdżu, że o 4 nad ranem wstawia rozdział. FUCK. Coś pominęłam. Standardowo nie wyszło. Następnym razem nic nie obiecuję, po prostu. Zazdroszczę osobom, które planują sobie czas. Ja go nie planuję, przez co kiedy chcę coś zrobić po prostu wszystko się wali D: żeby nie mieć tak wiele do nadrobienia, przynajmniej przeczytam TEN rozdział! Być może niedzielę będę miała spokojniejszą, ale... CIII! Nie kraczę! Już trochu przyćpana i zmęczona, bliska spania, ale postaram się coś... wykminić w komentarzu!
    Hej hoo! Ruszamy!
    Paczam na początek i przypomina mi się, że Nathiel na początku 9 rozdziału ma podobną rozkminę o rodzinie i utracie szczęścia, którego się nie doceniało. Przypadeg? Nie sondze. Ten synchron przeraża, tak samo jak to samobójstwo Cleo vs. NieznanaImieniemBohaterkaZ "Kiedy niebo spada w dół".
    "obserwuję Violet, która po swojemu próbuje zrelacjonować babci Madison dzisiejszy dzień" - ooooch <3 to tak słodko zabrzmiało, że normalnie rozpłynęłam się prawie na krześle. Och, och, och!
    Babcia mieszka z nimi! Juhuuuu! Cieszmy się!
    "Ta miłość ją ogłupia" - Tak bardzo XD. Miłość często ogłupia!
    Rogan, ach, Rogan. I pomyśleć, że jeszcze niedawno utrudniałaś im życie i nie pozwalałaś ze sobą być. Tak się cieszę, że te czasy minęły. Uwielbiam takie momenty.
    Sama akcja zaczęła się klimatycznie. Wyobraziłam sobie tego wisielca na moście *ciarki* i tą rudowłosą dziewczynę opowiadajacą o koleżance, która napisała o samobójstwie na blogu *przypadeg? NIE SONDZE!*.
    Matko, ta sprawa jebutnie mi się podoba. Ten blog, ten opis rudowłosej, komentarze Pana Śmierci i w ogóle... MATKO. Czuję, że to zapowiada jedną z bardziej klimatycznych spraw Rozważnej. Wychodzą ci one coraz lepiej, Cleosiu!
    "- Uwierzysz, gdy ci powiem, że to babcia stoi w oknie mojego pokoju i sprawdza teren? Czasami czuję się dziwnie we własnym domu.
    - W takim razie wprowadź się do mnie. Wciąż mam dwa wolne pokoje, a samemu mi trochę samotnie.
    Śmieję się i całuję go.
    - Przemyślę propozycję. A teraz idź już, chyba nie chcesz, by babcia sięgnęła po wiatrówkę?" - najlepszy dialog ever <3 babcia z latarką i wiatrówką rządzi! Tak samo jak propozycja Logana i w przeciwieństwie do Rose nie sądzę, że jest to żart <3 uhuhuhu. Wyczuwam, że niedługo ze sobą zamieszkają!
    Matko, standardowo wciągnęłam się podczas czytania. I chciałabym tak cholernie mocno czytać dalej. Ale oczy odmawiają mi posłuszeństwa. Może rano znajdę czas (jeżeli nie wstanę po południu lol) na przeczytanie choć jednego rozdziału w przód? Intryguje mnie ta sprawa, chcę wiedzieć co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tu dotarłaś. Nie zależy mi, byś nie wiadomo jak szybko nadrobiła zaległości, przecież nic Ci nie zrobię.
      Twój komentarz poprawił mi humor, gdy go czytałam po czwartej rano, kiedy to nie mogąc spać przez przeziębienie, chwyciłam telefon.
      Babcia Maddy i wiatrówka rządzą!

      Usuń

Komentarze mile widziane :)