sobota, 8 sierpnia 2015

68 Funny when you're dead how people start listenin'

    Błagam - niech nikt nie dochodzi do wniosku, że If I die young kogokolwiek popchnęło do samobójstwa, to czysta FIKCJA LITERACKA.
___________________________________________



Potrzebujemy małych i wielkich
kłamstw bardziej niż powietrza.
~Wiedźma z Somorrostro, Gra Anioła



AnnS.
Duszy, która powróciła
do mojego życia.
Dziękuję, że jesteś!
<3



     Śmierć ma tę przewagę nad człowiekiem, że może zaatakować swoją ofiarę niespodziewanie. Osoba wychodzi z domu do pracy i ni stąd, ni zowąd zostaje zastrzelona tuż przed swoją bramą przez jakichś lokalnych chuliganów czy gangsterów. Siedzi spokojnie przy kawiarnianym stoliku i w ciągu sekundy ginie pod ciężarem starego telewizora, który cierpiący na chorobę dwubiegunową mężczyzna wyrzucił przez okno w chwili nagłego zdenerwowania. Siedzi przed telewizorem, słyszy o kolejnej tragedii samolotu w wiadomościach, a jego serce nie wytrzymuje. Postać z kosą czai się za naszymi plecami i uśmiecha w oczekiwaniu na najlepszy moment, by pochwycić swoimi kościstymi palcami.
     Jednak są wśród nas ludzie, którzy potrafią, może nie przewidzieć, ale wyczuć swoją śmierć.
     Mistrzami w tym wypadku są samobójcy. Znają motywy śmierci, broń, którą się posłuży, miejsce dokonania przez nią zbrodni. Są jej panami. Przez jedną krótką chwilę mogą stać na równi z Bogiem, by sekundę później stoczyć się, wpaść w największą przepaść. I spadając, spaść aż na najgorszy krąg Dantejskiego piekła.
     Logan przyjeżdża po mnie punktualnie, w ciszy zajeżdżamy pod Zakład Medycyny Sądowej, gdzie czeka już na nas Susan z trupem. Musimy jednak dać czas na dotarcie tutaj państwu Russo, mają zidentyfikować córkę. Mam nadzieję, że przez ostatnie godziny dotarło do nich, że być może Pearl jest martwa. Tak na śmierć, nie na żarty. Siedzimy w samochodzie i pijemy kawę z kubków na wynos, z którą przyjechał pod Darcy's mój chłopak. Moje palce wciąż mają na sobie resztki lukru z pysznego pączka, który Henderson zakupił dla mnie na śniadanie. Uwielbiam jego troskę i chęć rozpieszczania mnie.
     - Spóźniają się - zauważa, przerywając ciszę. - Tego się po nich spodziewałem.
     - Celebryci chyba już tak mają. - Uśmiecham się krzywo pod nosem, po czym ziewam. - Przepraszam.
     - Niewyspana?
     - Raczej niedotleniona. Ale to nic, jestem do dyspozycji.
     Uśmiecha się i upija łyk kawy. Wewnątrz samochodu jest przyjemnie ciepło, za to na zewnątrz temperatura wynosi zaledwie sześć stopni Celsjusza*. Czuć już nadchodzącą zimę, choć w powietrzu nie zaobserwowano jeszcze białych płatków. To tylko kwestia czasu.
     Na parking przed ZMS zajeżdża luksusowe audi, z którego wysiadają Farah i Claude Russo ubrani jak na rozdanie MTV Music Awards. Wzdycham cicho. Czy niektórzy naprawdę mają już tak poprzewracane w głowie od sławy. że nie potrafią ubrać się adekwatnie do sytuacji, tylko błyszczą? Jestem w stanie zrozumieć szpilki, bo sama je noszę, ale sukienka i kusy płaszczyk? Na wizytę w prosektorium? To są chyba jakieś nieśmieszne, żałosne żarty.
     - Państwo bogaci przybyli. - Logan dopija kawę i odpina pasy. - Mam jedynie nadzieję, że nie odwalą nam sceny niczym z Hollywood, gdy zobaczą ciało.
     Farah Russo może nawet dostać ataku hiperwentylacji i zemdleć, a mnie to nie ruszy.
     Wysiadamy z samochodu i podchodzimy do małżeństwa. Wydają się być parą z zupełnie innego świata, ale takie podejście jesteśmy od was lepsi raczej im nie pomoże. Idą na okazanie zwłok, wyniosłe uśmiechy są nie na miejscu już przed ZMS. Ale nie będę o tym mówić, gdyby państwo Russo byli odpowiednio wychowani, wiedzieliby, co im przystoi w danych okolicznościach.
     - Dzień dobry - wita się Logan uprzejmym tonem, naśladuję go, nie mogę przecież zachowywać się niekulturalnie tylko dlatego, że razi mnie styl życia innych. - Cieszę się, że państwo przyjechali. Noc musiała być dla was męcząca. Proszę jeszcze raz przyjąć nasze najszczersze wyrazy współczucia.
     Farah cicho prycha, co nie uchodzi mojej uwadze.
     - Zakończmy szybko ten absurd. - Rusza w stronę wejścia do budynku. - Co niektórzy mają pracę do wykonania. 
     Claude idzie za nią czym piesek pokojowy, tylko ogona mu brakuje.
     Wzdycham. Logan pochyla się do mojego ucha i szepcze:
     - Nie martw się, poradzimy sobie z nimi, jesteśmy tu przecież razem.
     Jego słowa dodają mi otuchy, ruszamy do środka.
     Susan czeka już na nas gotowa do okazania ciała, rzeczy osobiste denatki są włożone w plastikowe torebki i podpisane pod tę sprawę. W sali panuje zwyczajowy chłód, a zapach środków dezynfekujących osiada na ubraniach, da się wyczuć oddech śmierci. Od kiedy pracuję z szesnastym posterunkiem na zmodyfikowanych zasadach, nie bywam w prosektorium zbyt często, zawsze potrzebuję chwili, by przyzwyczaić się do panującej w tym pomieszczeniu grobowej atmosfery. Farah natomiast będzie potrzebowała chyba godziny, by przywyknąć do takiego otoczenia. Przyciska dłoń do ust, wygląda tak, jakby powstrzymała odruch wymiotny. Claude przystaje obok niej, lustruje wnętrze z obojętnym wyrazem twarzy, nic nie mówi. To chyba będzie ciężkie do zniesienia.
     Patolog uśmiecha się do państwo Russo, ale oni jej nie zauważają, są skupieni na leżącym na stole ciele przykrytym niebieskim prześcieradłem. Drugi stół jest pusty. Tak jest chyba lepiej.
     - Dzień dobry, jestem doktor Susan Parish. Proszę pomóc mnie oraz detektywowi Hendersonowi i psycholog Bennett. Za chwilę odkryję twarz denatki, proszę się jej dobrze przyjrzeć i powiedzieć mi, czy to państwa córka, dobrze?
     Pan Russo jedynie kiwa głową. Susan staje przy stole przy głowie denatki, chwyta prześcieradło i spokojnie je odsuwa, by małżonkowie mogli zobaczyć twarz ofiary. Przypomina mi się, jak kiedyś doktor Coleman pokazywał nam ciało po autopsji, ściągnął prześcieradło tak niespodziewanie szybko, że Diego prawie zemdlał na widok trupa. Później tłumaczył się tym, że było duszno, wysokie ciśnienie, a on tego dnia nie pił jeszcze kawy. Jak widać, nie zawsze jesteśmy przygotowani na wszystko.
     Farah wydaje z siebie cichy pisk i szlocha, wyciąga dłoń, by dotknąć twarzy denatki, ale brakuje jej odwagi, by to zrobić.
     - Pearl, moje kochane dziecko.
     Wreszcie nam uwierzyła. Nie żartowaliśmy, bo to nie jest temat do żartów. Ktoś zginął, a my całkiem poważnie badamy zagadkę jego śmierci.
     Claude przytula do siebie żoną, wciąż pozostając obojętnym niczym głaz. Najwidoczniej należy do osób przeżywających wszystko w środku siebie.
     - Kto jej to zrobił? - pyta mężczyzna twardym tonem.
     Wymieniamy spojrzenie z Loganem, detektyw zabiera głos.
     - Początkowo myśleliśmy, że państwa córka popełniła samobójstwo. - Farah chce coś powiedzieć, zaprotestować, jednak Claude przykłada jej dłoń do ust, chce wysłuchać tego, co niebieskooki ma do powiedzenia. - Nasz świadek znalazł ją powieszoną na kablu z bariery Mostu Waszyngtona. Użyliśmy śmigłowca, by odseparować ciało, nasza koroner przywiozła je tutaj. W tym czasie na miejscu zbrodni pojawiła się Jasmine Cook, przyjaciółka waszej córki, i zapytała, czy Pearl skoczyła. Zabraliśmy ją na posterunek, zeznała, że Pearl miała od dłuższego czasu depresję i myśli samobójcze. Czy wiedzieliście, że prowadziła ona blog, na którym opisywała przygotowania do śmierci?
     - Jaki blog, jaka depresja? - pyta piskliwym głosem kobieta, odsuwając się od męża. - Pearl to była normalna dziewczynka, zdrowa, nie miała żadnych problemów.
     - Z tego, co wyczytaliśmy na jej blogu, jasno wynika, że w domu nie czuła się dobrze, bezpiecznie. Że często była świadkiem waszych kłótni.
     - Toż to absurd! - oburza się pani Russo, zaczyna spacerować po sali. - Wierutne kłamstwo.
     - Z całym szacunkiem - odzywam się dość uprzejmie - ale to raczej były posty zawierające prawdę.
     - A kim to niby pani jest, żeby to oceniać? - grzmi, kierując całą złość na mnie.
     Wzdycham w duchu, przyrzekam sobie zachować spokój i odpowiadam:

     - Jestem psychologiem, który dobrze wie, że ludzie otwierają się w internecie zdecydowanie bardziej niż podczas rozmowy w realnym świecie. Sieć pozwala przywdziać nową twarz i pozostać anonimowym, przynajmniej do pewnego czasu. Ludzie czytający dany post oceniają to, co on opisuje, a nie całokształt autora. Poza tym są bardziej szczerzy, ich konstruktywna krytyka i opinia nie są sztuczne, a wsparcie porównywalne z tym, które daje rodzina. Jednak Pearl nie szukała pocieszenia, a zrozumienia i akceptacji dla swojej decyzji.
     - Zaplanowała swoją śmierć - dalszą część podejmuje Logan. - Jednak coś poszło nie tak.
     - Jak to? - Po raz pierwszy dostrzegam na twarzy Claude'a jakieś uczucia. - Co ma pan na myśli, detektywie?
     Kolejny raz wymieniam z Loganem spojrzenie. Kiwam nieznacznie głowa, rodzice denatki powinni wiedzieć o jej śmierci jak najwięcej, być może coś okaże się dla nich czynnikiem przywracającym jakieś wspomnienie mogące pomóc przy śledztwie.
     - Według tego, co pisała na blogu, chciała popełnić samobójstwo poprzez skok z Mostu Waszyngtona do rzeki, nie powiesić się.
     - Mój Boże. - Claude jest wstrząśnięty, ale wciąż reaguje racjonalnie. - Czyli w takim razie prowadzicie sprawę morderstwa Pearl, tak?
     - Zgadza się. - Logan kiwa głową. - Za chwilę spodziewamy się na posterunku naszego świadka, który zezna, co wczoraj widział.
     Pan Russo wygląda jak człowiek, który zrozumiał, co mu powiedziano, za to jego żona ma nieciekawą minę. Resztki łez zaschły na jej policzkach, rozmazany tusz tworzy dwie ciemne ścieżki na jej twarzy.
     - Chwila. Skąd państwo w ogóle wiecie o blogu Pearl? Ktoś wam musiał powiedzieć!
     - Jasmine nam powiedziała - odpowiadam. - Najwidoczniej wiedziała o waszej córce więcej niż wy.
     Kobieta robi naburmuszoną minę, ale nic nie mówi. Możliwe, że zdała sobie sprawę  z tego, że jestem bliska prawdy w swoich domysłach. Nie miała o niczym pojęcia, a przecież jest matką. Szkoda mi tej rodziny.
     By nie doprowadzić do głębszej i ostrzejszej wymiany zdań, na co powoli się zanosi, sądząc po minie Farah, pani patolog podchodzi bliżej metalowego stolika i sięga po jedną z torebek.
      - To przedmioty, które znaleźliśmy przy ciele. Rozpoznają je państwo?
     Zielony pierścionek z automatu i złoty naszyjnik z zawieszką serca wywołują ponowny napad szlochu u kobiety.
     - Ten naszyjnik to był nasz prezent dla Pearl na jej trzynaste urodziny, poprosiła o taki. Miała je na początku sierpnia.
     - A ten pierścionek - dodaje Claude - to pamiątka z ostatnich wakacji do Kolorado. Wtedy chyba po raz ostatni śmiała się tak prawdziwie, od serca. Później, od końca ferii, chodziła już tylko smutna.
     Kolejne wymienione z Loganem spojrzenie.
     - Czy coś się wydarzyło podczas tych wakacji? Coś niepokojącego? Jakaś kłótnia na przykład?
     - Nie, nic z tych rzeczy - odpowiada szybko Farah. Aż za szybko. Jakby nie chciała, byśmy zagłębiali się w ten temat. Notuję sobie w głowie, by nie odrzucać tego wątku, a jedynie zachować dla późniejszego etapu śledztwa.
     - Poza tymi rzeczami - głos zabiera Parish - było także to. - Podaje Loganowi większą torebkę z cięższą zawartością, trzyma ją od spodu. - Może to państwo też rozpoznają?
     Logan przejmuje od patolog dowód, dłońmi ubranymi w lateksowe rękawiczki otwiera ją i wyjmuje prostokątną tabliczkę wykonaną najprawdopodobniej z miedzi - co pociągnęło ciało w dół z większą mocą - z wyrytym na nim napisem "I'll wear my Pearls". W mojej głowie pojawia się pewna myśl, ale nie jest ona konkretna, nie daje mi się złapać i pojąć.
     - Co to ma znaczyć? - pyta Russo, ta kobieta wygląda w tej chwili jak każda inna przedstawicielka rodzaju ludzkiego, nie jak jakaś bogini z okładek czasopism o modzie. - Dlaczego ktoś założył jej takie coś na szyję?
     Zerkam jeszcze raz na drugą torebkę, wpatruję się w pierścionek, a myśl zamienia się w odpowiednie słowa.
     - I'm green as ring on my little cold finger.
     
Pozostali patrzą na mnie pytająco, Farah także z oburzeniem. Jeśli nie rozpoznała tych słów, to znaczy, że naprawdę nie znała swojej córki, nie w ostatnim czasie.
     - To słowa piosenki "If I die young" zespołu The Band Perry, muzyka country.
     - Nie znam tego - odpowiada pani bogata, a ja wzdycham w duchu. Może sobie gardzić ludźmi niższego statusu, ale chyba nie zrozumiała, że ta piosenka ma coś wspólnego ze śmiercią jej dziecka.
     - A ja chyba tak - zastanawia się na głos Claude i zerka na mnie z prośbą w oczach. - Czy mogłaby pani coś zanucić, skoro ją zna?
     Jeśli to nam pomoże, to chyba warto to zrobić. 
     - If I die young bury me in satin /Lay me down on the bed of roses /Sink me in the river at dawn / Send me away with the words of a love song.
     
Łzy w oczach mężczyzny jasno mówią mi, że rozpoznał ten utwór i jest w stanie powiązać go z córką.
     - Śpiewała to. - Ociera mokry policzek. - Śpiewała tę piosenkę, gdy myślała, że nikt nie słyszy.
     Farah zaciska usta w wąską kreskę. Ona nie słyszała.
     Susan odchrząkuje.
     - Chciałam jeszcze powiedzieć, że w organizmie dziewczyny znalazłam dość duże ilości środków nasennych i amfetaminy. W chwili powieszenia była nieprzytomna.
     Pytanie, czy to lepiej. Być może zasnęła, nie wiedząc, że zapada w sen wieczny.
     - Skoro była nieprzytomna, to jak niby udało jej się skoczyć i zawisnąć? - pyta Claude, jakby zapomniał o swojej uwadze, że badamy już morderstwo, nie samobójstwo. Mimo to podziwiam jego determinację i umiejętność zadawania racjonalnych pytań w takich okolicznościach. - Był ktoś jeszcze prawda?
     Wymieniam z Loganem spojrzenie. Znowu.
     - Tak podejrzewamy, dlatego jest to sprawa o morderstwo. Po rozmowie ze świadkiem będziemy mogli powiedzieć coś więcej. - Detektyw patrzy po małżonkach. - Jeśli sobie państwo tego życzą, możemy ulokować was w pokoju socjalnym na posterunku, tam towarzyszyć wam będzie panna Bennett, która poza pomocą psychologiczną będzie również informowała o postępach w śledztwie.
     Claude nie patrzy nawet na żonę, jest zdecydowany.
     - Pojedziemy na posterunek. Musimy wiedzieć, kto zabił naszą córkę.


****


     Rose z państwem Russo udają się do pokoju socjalnego, ma z nimi porozmawiać, może uda jej się dotrzeć do tego, dlaczego Pearl nie miała zbyt dobrego kontaktu z rodzicami. Może odnajdzie przyczynę jej depresji. Wierzę, że odnajdzie coś, co nam pomoże, w końcu to moja Rosie.
     Wchodzę do biura, gdzie pozostali członkowie zespołu nad czymś się głowią. Adam zapisuje coś w swoim notesie, Diego śledzi coś na ekranie laptopa, a Michelle stoi przed tablicą i coś zapisuje na jej powierzchni.
     - Cześć - witam się. - Sue przesłała wam już wyniki autopsji?
     - Tak, są tutaj. - Chase wskazuje na teczkę na skraju swojego biurka. - Czy Rose ma rację z tą piosenką?
     Kiwam głową.
     - Najwidoczniej tak.
     - Zgadza się - potwierdza Diego. - Tytuł bloga to If I die young, a każdy post oznaczony jest fragmentem tej jednej piosenki. Denatka musiała mieć fioła na jej punkcie. No ale przy jej depresji to pewnie nic dziwnego.
     Gromię przyjaciela wzrokiem, na szczęście zdaje sobie sprawę z tego, że się zagalopował.
     - Wybacz, to był kiepski żart. A, Phil kazał przekazać, że udało mu się ustalić IP komputera naszego Pana Śmierć. Pochodzi z jednej z kafejek internetowych w centrum Manhattanu.
     - Mamy adres?
     - Oczywiście.
     Zamyślam się na chwilę.
     - Rose zostaje tutaj, bo prowadzi terapię. Czy ktoś rozmawiał ze świadkiem?
     Adam zerka do notesu.
     - Nie, jeszcze nie przyszedł, ma jakieś spotkanie, będzie po południu. Mogę go wziąć.
     - Okay. - Patrzę na podwładnych. - Diego, Michelle, jedziecie ze mną. Przyda się wsparcie.
     Filion z uśmiechem radości odkłada pisak i sięga po kurtkę, Gomez wzdycha cicho. Wciąż jako jedyny z nas trzyma blondynkę na dystans, podejrzewam, że nigdy się do niej całkowicie nie przekona. Pewnie się cieszy, że większą część katorgi z nią ma za sobą. Byle do Nowego Roku.
     W centrum panuje ogromny ruch, piętnaście minut spędzamy w korku, ale udaje nam się dotrzeć pod znaleziony przez technika adres. Kamienica podobna do tej, w której mieszka Rose, przerobiona w połowie na kafejkę. Upewniam się, że mam przy sobie zdjęcie Pearl i wchodzę do środka, detektywi idą za mnie.
     Kierujemy się w stronę lady, gdzie cenni zawieszony na dużej tabliczce informuje, iż godzina siedzenia w sieci kosztuje tu zaledwie osiem dolarów. Trudno mi ocenić, czy to dużo, najwidoczniej na rynku to dość dobra cena, wewnątrz jest kilkanaście osób w różnym wieku skupionych całkowicie na ekranach komputerów, oderwanych od świata. Jak roboty, stwierdzam, gdy pięciu mężczyzn równocześnie naciska lewy przycisk swoich myszek.
     - Dzień dobry. - Zza kontuaru wychodzi młody mężczyzna ubrany w czarny T-shirt, dżinsy i niebieską, flanelową koszulę. Jest ode mnie niższy, ma brązowe włosy, a piwne oczy bacznie się nam przypatrują. - Pomóc państwu w czymś?
     Wyciągam odznakę i pokazuję chłopakowi.
     - NYPD, wydział zabójstw. Być może przyda nam się pańska pomoc. Badamy sprawę morderstwa dziewczyny piszącej blog. Otrzymywała niepokojące komentarze z jednego z komputerów w tym miejscu.
     - Ma pan jego numer IP, detektywie? - Nie wydaje się, by szatyn przejął się informacją o zabójstwie, chyba chce nas mieć jak najszybciej z głowy.
     - Tak. - Podaję mu kartkę.
     Patrzy na nią, po czym wraca za kontuar i sprawdza rozmieszczenie sprzętu w kafejce.
     - To na drugim piętrze, przeciwny kąt do wejścia. Może mi pan powiedzieć, o jakie morderstwo chodzi, panie...?
     - Detektywie Henderson.
     Kiwa głową.
     - Callum Stone. Ile może mi pan zdradzić, detektywie?
     - Mogę powiedzieć, że osoba korzystająca z internetu w tym miejscu może być istotnym pionkiem w tej sprawie. Czy prowadzicie rejestr użytkowników?
     Klika coś na ekranie.
     - Tak, nasi klienci wybierają sprzęt przed skorzystaniem i płacą z góry za obrane miejsce, podpisują się na specjalnej liście. Rozumiem, że mam sprawdzić, kto najczęściej korzystał z tego komputera, tak?
     Kiwam potakująco głową. Trafił nam się ktoś inteligentny i rozsądny, chętny do współpracy. Bardzo dobrze.
     - I w jakich godzinach - podkreślam. - Musi wyodrębnić jednostkę.
     - Się robi. Nagrania z monitoringu wewnętrznego też się przydadzą?
     - Oczywiście - odpowiada Diego, patrząc podejrzliwie na chłopaka. - Ile to zajmie?
     - Jakieś piętnaście, dwadzieścia minut. - Szatyn już wziął się do roboty.
     - Zostanę z nim - decyduje Gomez - a wy idźcie na górę, sprawdźcie, czy ktoś właśnie nie korzysta z tego komputera i czy zna blog Pearl.
     Kiwam mu głową i przechodzę na tył pomieszczenia, gdzie są schody, detektyw Filion idzie za mną.
     Nie ma tu tylu użytkowników co niżej, bo sprzętu jest mniej. Podążam wzrokiem w kierunku, w którym Callum zlokalizował komputer Señor Muerte i uśmiecham się złośliwie. Właśnie zajęty jest przez ubranego na czarno chłopaka. Pewnie metal, mógłby interesować się blogiem Pearl i namawiać ją do popełnienia na sobie morderstwa.
     - Chyba cię mamy - szepczę i idę w jego kierunku.
     Podchodzimy go z Michelle od tyłu, nie może nas dojrzeć w ekranie, dywan na podłodze zagłusza nasze kroki. Młodzieniec nie wyczuwa naszej obecności, za to my możemy spojrzeć bez problemu w monitor i to, co akurat jest wyświetlane na ekranie.
     Blog o wdzięcznej nazwie If I die young.
     Blog Pearl.
     - Dzień dobry - odzywam się, a chłopak podskakuje na swoim krześle. - Policja nowojorska. - Patrzy na nas szeroko otwartymi niebieskimi oczami. - Możemy zadać kilka pytań?


****


     Dziękuję Adamowi za zdanie relacji z przesłuchania świadka i wracam do pokoju socjalnego. Claude siedzi  na kanapie ze wzrokiem wbitym w stolik niczym Jasmine kilkanaście godzin temu, jest milczący, najwidoczniej przeżywa to, co się wydarzyło. Wczoraj, gdy informowaliśmy ich o śmierci córki, był wyniosły, wyraźnie zaznaczał różnice w statusie społecznym, a teraz? Zachowuje się jak normalny człowiek. W ogóle okazał się być mężczyzną spokojnym, racjonalnym. trzeźwo myślącym, emocjonalnie wyalienowanym. Porządnym. Widzę po nim, że chce dociec, kto zamordował Pearl i pomoże nam najlepiej, jak będzie umiał.
     Tego samego nie mogę powiedzieć o Farah. W prosektorium było widać, że jest przerażona i wreszcie uwierzyła w śmierć nastolatki, tutaj widzę tylko spojrzenia pełne złości i to skierowanej na nas. Jakbyśmy to my byli winni całej tej sytuacji. Byłej modelce trudno jest zrozumieć, że detektywistyczne śledztwo to proces składający się z wielu etapów, pominięcie któregokolwiek z nich może wydłużyć pracę nawet o kilka dni. Pani Russo rzuca mi jedynie złowrogie spojrzenie i wciąż przemierza pokój od ściany do okno. Przypomina mi tym zachowanie Logana sprzed pewnego czasu, ale z nim udało mi się dogadać. Obcując z Farah Russo, cały czas mam się na baczności i jestem przygotowana na jej atak.
     Stawiam na stoliku dwa kubki z kawą, Claude podnosi głowę i uśmiecha się smutno.
     - Dziękujemy. Jakieś wieści?
     - Świadek nie widział nikogo podejrzanego, powiedział tylko, że dotarł do barierek, gdy Pearl już wisiała, nie wie, kto ją zrzucił, nie widział też nikogo, kto by nagle odjechał. Za to mam informację, że detektywi być może złapali podejrzanego.
     - Tak? - Farah ożywia się, ale nie sięga po kawę, mąż nie podaje jej nawet kubka. Zachowują się, jakby się w ogóle nie znali. - Kto to?
     - Nie podano mi jego danych osobowych, więc nie mogę odpowiedzieć na to pytanie. Zostanie przewieziony na posterunek, wtedy dopiero będziemy mogli określić jego rolę w śledztwie.
     Claude kiwa głową ze zrozumieniem i upija kolejny łyk napoju, Farah ma minę niczym naburmuszone dziecko. Woda i ogień. Całkowite przeciwieństwa.
     - Czy to znaczy, że możemy już jechać do domu? - pyta kobieta.
     Uśmiecham się do niej uprzejmie, choć działa mi na nerwy.
     - Jeśli państwo chcą, proszę. Jednak wolałabym porozmawiać o państwa córce. Chciałabym wiedzieć, jaka była.
     Mężczyzna zamyśla się na chwilę.
     - Była miła, uprzejma i pracowita. Lubiła czytać i chodzić na spacery. Kochała muzykę, robiła mash-upy dla szkolnego radia, które puszczało je na przerwach. Była wolontariuszką w jednym schronisku. Lubiła się śmiać. Przynajmniej kiedyś.
     Zerkam na Farah, zaciska usta w wąską kreskę. Nie potrafi powiedzieć czegoś o swojej córce. Były sobie zupełnie obce.
     - Zdaniem Jasmine, jak i psychologa, Pearl cierpiała na depresję od trzech lat. Jednak dopiero od roku chodziła na terapię. Dlaczego?
     Mężczyzna zerka na żonę, która odwraca się do nas plecami.
     - Ukrywała to. Przez dwa lata grała przed nami dobrą córkę, gdy tak naprawdę powoli cichła. Jej śmiech robił się sztuczny. udawała, że gdzieś wychodzi, gdy tak naprawdę całe popołudnia spędzała w łóżku. Nie mieliśmy dla niej zbytnio czasu - ja otwierałem kolejną filię firmy na południu, a Farah rozkręcała agencje. Dopiero uwagi jednej z sióstr zakonnych prowadzących szkołę Pearl sprawiły, że zabraliśmy ją do psychologa. Miał jej pomóc, co się nie udało. - Pociera nasadę nosa palcami. - A myślałem, że jest już lepiej.
     - Czy terapeuta Pearl odkrył, skąd wzięła się jej depresja? Co było punktem wyjścia?
     - Trzy lata temu Farah wyrzuciła z domu mojego syna z pierwszego małżeństwa, Carla - mówi bez ogródek. - Wyrzuciła go jak psa tylko dlatego, bo nie umył jej na czas samochodu. Carl zniknął, a Pearl straciła najlepszego przyjaciela.

___________________________
* Wiem, że w Stanach operują skalą Farenheita, nie Celsjusza, ale nie chce mi się bawić w obliczenia.

   
   
Krótkie, ale świetne. <3

12 komentarzy:

  1. Krótko i na temat, bo muszę jechać rozejrzeć się za resztą książek, które mi brakuje. Ale coś jednak postaram się wyskrobać.
    Nie będę się tutaj rozwodzić, jak bardzo lubię Twój styl pisania, że rozdział jest wspaniały, że Logan jest wspaniały, że chcę ślub itp bo Ty o tym doskonale wiesz, więc będzie to bezcelowe:)
    Powiem za to o tym, jak rodzice Pearl działają mi na nerwy. Typowe nowobogackie pokolenie, a żoneczka uważa się za niewiadomo kogo, bo stać ją na wczasy co dwa tygodnie. JAK JA NIENAWIDZĘ TAKICH LUDZI! I jak ona mogła wyrzucić syna swojego męża? Okej, może jestem wybuchowa, ale ja bym dała w twarz (żeby nie użyć innego określenia), może by tapeta odpadła. A ten pan Russo to też takie niezdecydowane dziecko. Wszystko dla żonki. Ale przynajmniej wiedział coś o swojej córce... takie małe coś, bo już o myślach samobójczych to nic. A czasem naprawdę wystarczy długa, szczera rozmowa, żeby wszystko jakoś się unormowało. Ale nie z psychologiem. Z rodzicem. Bo to oni są (powinni być przynajmniej) prawdziwym wsparciem dla dziecka.
    Brawo proszę państwa, brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Państwo Russo mieli tak działać na czytelników, cel uważam za osiągnięty.
      Też jestem zdania, że to do rodziców powinniśmy ze swoimi problemami jako pierwsi, mają oni już pewne doświadczenie życiowe, pewnie by pomogli.

      Dziękuję za komentarz!
      Ściskam! :*

      Usuń
  2. Zacznę od tego, że całkiem zapomniałam, że dzisiaj jest data kolejnego rozdziału. Skleroza nie boli.
    Na rodziców Pearl nie mam słów, chociaż muszę przyznać, że jej ojciec przynajmniej próbuje pomóc. Widać, że dostrzega swoje błędy i choć nie do końca może je naprawić, to jednak jest pomocny przy śledztwie. Matka za to... Cóż, jeszcze się okaże, że lepiej jej, że nie ma już problemu w postaci córki. Denerwuje mnie ta baba.
    Pan Śmierć - byłoby to trochę za proste, gdyby okazało się, że od razu mają trafienie. Za to ja mam teorię niczym Castle. Chłopak, którego zatrzymał Logan, to ten syn ojca Pearl. Kontaktował się z nią właśnie przez tego bloga, sprawdzał, co u niej. Zaś Panem Śmiercią jest ten chłopak, który tak im wspaniale pomaga (tak bardzo utrudnić życie bohaterom - cała Laur). Wiem, że nie mam dowodów, ale zobaczymy. A może to niepierwsza ofiara Pana Śmierci?
    Okej, koniec dziwnych teorii. Poczekam na wyjaśnienia w kolejnym rozdziale i pozdrawiam w ten gorący dzień.
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Twojej sklerozie mogłam Cię zaskoczyć, jeej!
      Claude chce pomóc, w końcu stracił dziecko, a to największa tragedia dla każdego normalnego rodzica.
      Farah. Mnie też wkurza. Ale takie postaci są potrzebne ;)
      Więcej Castle oglądaj, to ja przestanę Rozważną pisać :P

      Dziękuję za komentarz!
      Ściskam w ten upalny dzień, kiedy to wszędzie chodzę z butelką wody! :*

      Usuń
    2. Nie przestawaj pisać. Nie, ja już będę grzeczna. Obiecuję.
      Laur

      Usuń
  3. A ja znowu muszę zacząć od przeprosin za braki komentarzy...
    Nie mam za dużo czasu, więc napiszę krótko i na temat.
    Nie cierpię takich ludzi, jak rodzice denatki. Zastanawiam się czasem czy to, że mają dzieci to nie była przykra, nie chciana wpadka, którą ma ich nieszczęście muszą znosić. Takie dzieci czasem by miały lepiej, gdyby były w rodzinach zastępczych niż z (tego nawet nie można nazwać rodzicami) osobami, które wydały je na świat.
    Chociaż ten ojciec się zreflektował ... Szkoda tylko, że dopiero po śmierci córki :/
    Diego wciąż się nie przekonał do Filion i ja jestem całym sercem razem z nim. Nie lubię jej :/
    Rosie śpiewa? Z tego co kojarzę ciężko było ją kiedyś do tego zmusić, a tu proszę. No ale czego się nie robi dla sprawy.
    Z tym komputerem to trochę szybko poszło. Patrząc na wygląd gościa to może być rzeczywiście on, a w takim razie sprawa znowu szybko się rozwiąże.
    Brakuje mi jednej rzeczy.
    Trochę więcej Rogan ♡_♡
    Ostatnio bardzo mam ochotę przeczytać coś słodkiego i jak na złość wszyscy autorzy blogów, które czytam akurat to pomijają.
    Ale tak, jak mówię mam pi prostu twraz taki kaprys ;)
    Oprócz tego rozdział, jak zwykle, świetny.
    Ściskam mocno i czekam na nexta :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przepraszaj, rozumiem. Poza tym wyrosłam już z okresu, kiedy to rozpaczliwie czekałam na komentarze i robiłam się zgorzchniała.
      Państwo Russo w pierwotnym zamyśle mieli tacy być -rodzice tylko z nazwy, nic więcej. Claude się zreflektował, bo jak głosi tytuł, zabawne, kiedy jesteś martwy, ludzie zaczynają słuchać.
      Co do Rogan - będą, spokojnie ;) Ich wątek wciąż jest dla mnie ważny.

      Dziękuję za komentarz! :*
      Ściskam mocno!

      Usuń
    2. zgorzkniała*
      Powinnam się sama patelnią uderzyć. Ale po prostu mózg mi siadł na skończeniu następnego rozdziału.

      Usuń
  4. Dotarłam i ja ! ;*
    Najbardziej chyba uderzyło mnie zachowanie rodziców zmarłej. Zachowywali się jakby nic do nich nie docierało, albo jakby byli kompletnie głupi. Nie wiem czy oni serio uważali, że śledczy robią sobie z nich jaja czy po prostu nie wierzyli i nie chcieli do siebie dopuścić, że ich córka nie żyje. Raczej to drugie, bo nie wyglądają na idiotów. Co nie zmienia mojego zdania o nich. Nie znoszę takich ludzi, co to na każdego patrzą z góry i uważają się za pępki świata. A oni właśnie tacy byli. Jakoś nie jest mi ich żal xD Wredna Ruda się we mnie odezwała.

    Był też fragment, który mnie rozśmieszył. "Jestem w stanie zrozumieć szpilki, bo sama je noszę, ale sukienka i kusy płaszczyk? Na wizytę w prosektorium?". Aha, więc zdaniem Rose sukienka to przesada, ale szpilki są ok, bo ONA też je nosi? Dziwnie zabrzmiało mi to zdanie xD Jak dla mnie szpilki też nie są w porządku na taką wizytę, a tym bardziej przy prowadzeniu śledztwa. W sumie oglądając seriale zawsze wkurzało mnie to, że wielkie paniusie detektywki chodzą sobie w szpilach po miejscu zbrodni, na przesłuchania itp. Ciekawa byłam jak będą gonić jakiegoś ewentualnego uciekiniera albo coś xD Także Rose i te szpilki nie przypadły mi tu do gustu.

    "Wciąż jako jedyny z nas trzyma blondynkę na dystans, podejrzewam, że nigdy się do niej całkowicie nie przekona." - czyżby? Ja odnoszę wrażenie, że oni wszyscy trzymają ją na dystans. Nie przypominam sobie fragmentu, w którym ich znajomość z nią przerodziła się w jakąś sympatię albo chociaż nić porozumienia;D

    Wcale mnie nie dziwi, że za depresją Pearl stoi jej matka! Jak można wyrzucić dziecko męża z domu tylko dlatego, że nie umyło samochodu!? Ok, ten chłopak pewnie był w stanie utrzymać się samodzielnie i dzieckiem nie był, ale to nie ma znaczenia. Ta cała Farah to podła zołza! Ale jej maż wcale nie lepszy! Czemu nie ratował syna? Czemu się nie postawił? Czemu dał mu odejść?
    Ojjj chyba więcej tajemnic skrywa ta rodzina, niż przypuszczałam. Już nie mogę się doczekać aż dowiem się o nowych! ;*

    Ściskam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Rose bosi szpilki do prosektorium, ale.ma tak dobtze skomponowany strój, że mało kto to dostrzegam, gdy nie chodzi (nie lubię odgłosu szpilek na asfalcie/chodniku, jestem dziwna). Zaczerpnęłam to od Kate Beckett z Castle'a. Gdybyś widziała jej szpilki z jednego odcinka siódmego sezonu - wysokie i tak cienkie, że ja bym się połamała, a ona w nich biegała.
    Państwo Russo. Dziwni, sympatii nie wzbudzają. Bo różnych ludzi spotykają detektywi, nawet takich.
    Michelle. Inni nie odnoszą się do niej z dystansem. Są obojętnie uprzejmi. Myślisz, że dlaczego Logan ją wziął w teren? By się poczuła potrzebna, biedaczka.
    Rozdział kolejny jest już napisany, 20 sierpnia dowiesz się, co dalej ;)

    Dziękuję za komentrz!
    Ściskam! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Baaardzo podobało mi się do tej pory prowadzenie śledztwa. Ale zawiodłam się na sprawcy. Dlaczego dałaś jakoś tak dziwnie stereotypowo? Chłopak ubrany na czarno, metal. I do tego jeszcze tam wrócił? Dlaczego? Skoro ją zabił to wiedział, że już nic na blogu nie napisze, więc po co? Trochę naciągane :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że wystawiłabym w środkowym rozdziale mordercę do odstrzału? Już trochę w kryminalistyce siedzę i wiem, jak się opisuje sprawy.

      Usuń

Komentarze mile widziane :)