Pierwszy poniedziałek roku szkolnego. 76. rocznica zdobycia Westerplatte. I moja rocznica. Ktoś chętny świętować ze mną?
Pomysł na takiego trupa przyszedł mi do głowy podczas sprzątania altanki. Bo życie jest inspiracją. Podczas urlopu mój kochany konsultant, David Hunter, uświadomił mi, że nie do końca poprawnie opisałam wygląd zwłok, zapomniałam o bardzo istotnym elemencie - o muchach. Nie chciałam wprowadzać zmian, więc musicie mi wybaczyć to niedopowiedzenie. Ale pocieszam się tym, że podobna ofiara może się jeszcze pojawi :3
Podoba mi się narrator pierwszej części, czasami pan wszystkowiedzący powinien się pojawiać.
Uprzedzam - ta sprawa będzie miała więcej niż zwyczajowe trzy rozdziały. Kochana Ruda dała mi przed wyjazdem potrzebnego kopa, by tworzyć bardziej skomplikowane przypadki. Dzięki temu z pięknej akcji nie będzie szybkiego złapania mordercy.
A za dwa tygodnie pierwszy odcinek 8 sezonu Castle'a, jeej! <3
Okay, koniec, inaczej notka będzie dłuższa niż rozdział.
Miłej lektury! :)
_________________________________________________
Pomysł na takiego trupa przyszedł mi do głowy podczas sprzątania altanki. Bo życie jest inspiracją. Podczas urlopu mój kochany konsultant, David Hunter, uświadomił mi, że nie do końca poprawnie opisałam wygląd zwłok, zapomniałam o bardzo istotnym elemencie - o muchach. Nie chciałam wprowadzać zmian, więc musicie mi wybaczyć to niedopowiedzenie. Ale pocieszam się tym, że podobna ofiara może się jeszcze pojawi :3
Podoba mi się narrator pierwszej części, czasami pan wszystkowiedzący powinien się pojawiać.
Uprzedzam - ta sprawa będzie miała więcej niż zwyczajowe trzy rozdziały. Kochana Ruda dała mi przed wyjazdem potrzebnego kopa, by tworzyć bardziej skomplikowane przypadki. Dzięki temu z pięknej akcji nie będzie szybkiego złapania mordercy.
A za dwa tygodnie pierwszy odcinek 8 sezonu Castle'a, jeej! <3
Okay, koniec, inaczej notka będzie dłuższa niż rozdział.
Miłej lektury! :)
_________________________________________________
Let's try again and say goodbye. Goodbye to yesterday.
Osie.
W dniu urodzin.
Wszystkiego najlepszego,
my twin brother! <3
W dniu urodzin.
Wszystkiego najlepszego,
my twin brother! <3
12 stycznia 2011 roku
Życie jest niewiadomą. Wielkim x w równaniu stworzonym lata temu. Zadaniem każdego człowieka jest znaleźć odpowiedź na pytanie: ile wynosi to x? Niektórzy podstawią pod to pieniądze, inni rodzinę czy też karierę zawodową. Życie może być gównem. Albo to ludzie robią z niego gówno. Coś w ten deseń.
Takie myśli zajmowały głowę Andy'ego Stillera, który swoją zieloną furgonetką zmierzał nad przedmieścia Manhattanu. Mimo deszczu zmieszanego ze śniegiem i niesprzyjających warunków na drodze, ten czterdziestodwuletni mężczyzna średniego wzrostu, z widocznie zarysowanym mięśniem piwnym, którego zielony kombinezon nie zdołał zamaskować (kurtka pozostała rozpięta, w końcu ma samochód z klimatyzacją), o brązowych, cienkich włosach, sumiastym zaroście i brązowych oczach uśmiechał się, prowadząc swój pojazd. Jechał na kolejne zlecenie, co napawało go ogromną dumą. Dlaczego? Bo po raz kolejny miał dowód na to, że usługi, które świadczy jego mała, bo zarazem czteroosobowa firma, są potrzebne szczególnie tym bogatszym mieszkańcom tej dzielnicy.
Życie może też być piękne, zauważył, skręcając w lewo w ulicę klienta. Jak jego. Miał śliczną, zawsze uśmiechniętą żonę, dwójkę nastoletnich dzieci, które nie sprawiały wielkich problemów, porządny dom, a nawet drzewo zasadzone na swojej części ogródka za zamieszkanym szeregowcem i pracę. Dawni koledzy nie mogli powiedzieć już o nim, że jest na utrzymaniu żony, urzędniczki miejskiej. Sam sobie jest szefem, ma dobrych współpracowników i na tyle dużo zleceń, że żona nie musi pozostawać po godzinach. Odbił się od dna i to chyba najlepiej opisywało jego życiową siłę.
Jak zawsze przed zawitaniem do domu nowego klienta najpierw oceniał jego wygląd z zewnątrz. Andy należał do tych ludzi, którzy celnie potrafią ocenić status danej osoby po jednym spojrzeniu. To samo dotyczyło budynków mieszkalnych. Dobrze wiedział, że niekoniecznie mówi on wiele, ale wystarczyło zwrócić uwagę na szczegóły. Na ogródek - czy zadbany. Na elewację - czy czasem tynk nie odpada. Na okna - czy mają jakieś dostrzegalne zabrudzenia. Zanim założył własną firmę, mył okna wysokich biurowców w centrum. Można śmiało powiedzieć, że maniakalne spoglądanie w okna i ocenianie ich czystości było jego zboczeniem zawodowym. I pozostało nim nawet wtedy, gdy został zwolniony z pracy, bo zgłosił inspekcji pracy o nieprzestrzeganiu zasad BHP. Przez dwa lata po tym wydarzeniu był bezrobotny, ale nie żałował swojego postępowania - dzięki niemu nikt nie zginął. myjąc okna dla jakieś głupiej korporacji.
Wpatrywał się w dom przez dłuższą chwilę. Zadbany bez dwóch zdań, to musiał przyznać. Ale na tej ulicy wszystkie domy takie były. Pewnie ich właściciele mają wystarczająco dużo pieniędzy, by zatrudniać specjalny sztab dbający, pomyślał z przekąsem, opuszczając ciepłe wnętrze furgonetki i wyjmując z jej tyłu sprzęt potrzebny do pracy. Myjka, szczotka, mały dozownik z wodą, ścierki. Stęknął cicho, zarzucając sobie część sprzętu na plecy. Mógł przysłać któregoś z pozostałych chłopaków, ale wolał pojawić się tu osobiście i to nie dlatego, że z nich wszystkich najdłużej zajmował się czyszczeniem wszelkich piwnic i strychów z pajęczyn, nie o doświadczenie chodziło. Po prostu po raz pierwszy w historii firmy trafił na klienta, u którego miał wykonać pracę podczas jego nieobecności.
To było dziwne. Zazwyczaj klienci umawiali się na takie godziny, by móc nadzorować jego lub któregoś z pracowników, a jeśli nie mogli zrobić tego osobiście, prosili członków rodziny lub przyjaciół. Nigdy nie miał w dłoni kluczy do mieszkania żadnego z nich, a w tym niespotykanym dotąd przypadku miał nie tylko klucz, ale także zapisany na skrawku papieru kod wyłączający alarm dolnej części domu.
Ludzie bywają dziwni, pomyślał, wchodząc po marmurowych - marmurowych! - schodach na mały taras, który pierwotnie pewnie miał przypominać taki z czasów secesyjnych, ale zamienił się w bezwyrazowy, skromny i wręcz smutny. W ogóle cały dom wydał się Andy'emu taki. Jak sam właściciel, zauważył, wkładając klucz do zamka i przekręcając.
To fakt. Właściciel tego budynku, którego nazwiska jeszcze nie zdradzę (w ogóle tego nie zrobię, to rola detektywów), także wydawał się innym ludziom bezwyrazowy. Średni wzrost, okulary, brązowe włosy i dziwnie jasne oczy, prosta postawa, ledwie widoczne mięśnie. Skromny w stroju, oszczędny w słowie, wyglądał jak bibliotekarz lub księgowy. A z tego raczej nie miałby pieniędzy na taki dom. Być może skrywa jakąś tajemnicę, przemknęło przez głowę Stillera, gdy wstukiwał kod i skierował się w stronę piwnicy, którą właściciel mu wskazał. Szkoda, że nie wpadło mu do głowy, iż także dom może mieć swój mroczny sekret. Bardzo mroczny. Taki, który zostaje w człowieku do końca jego życia i zamienia sny w najgorsze koszmary.
Andy spotkał się z klientem dwa dni temu, by obejrzeć dom i się w nim rozeznać. Właściciel pokazał mu jedynie korytarz, kuchnię i drzwi do piwnicy, reszta domu była zamknięta na klucz - wiedział o tym, bo przez przypadek pomylił wejście do kuchni z innym pomieszczeniem. Andy zapytał, dlaczego go nie będzie, ale on odpowiedział coś wymijająco. Wtedy wydawał mu się dziwny, bardzo dziwny. Ale później zaproponował tak dużą zapłatę za wykonaną usługę, że wszystkie niepokojące myśli zniknęły z jego głowy.
Teraz, gdy schodził w dół piwnicy po drewnianych schodach, powróciły do niego niczym bumerang. Przeszedł go deszcz, gdy poczuł na dłoniach i karku powiew zimnego powietrza. Kto zostawia otwarte okna w piwnicy w środku zimy i w dodatku, gdy wyjeżdża? Takie pytanie kołatało się w jego głowie, gdy obiema nogami stanął na miejscu pracy. Rozejrzał się wokół i przeklnął pod nosem. Łącznik prądu znajduje się przecież na szczycie schodów, upomniał samego siebie i zawrócił. Gdy ponownie stanął na dole, poczuł dziwny zapach. Nie umiał jasno określić, czy był on przyjemny, czy może wręcz przeciwnie. Po prostu był dziwny (dla Andy'ego dużo rzeczy było dziwne). Budził przestrach i lekki ścisk w żołądku. Pewnie to jakiś nieznany mi środek dezynfekujący, pomyślał Andy i rozłożyć sprzęt. Słyszał też dziwne brzęczenie, ale nie zwrócił na nie wielkiej uwagi. Wstępnie oceniając, praca zajmie mu jakieś dwie godziny. Była tu wyłączona lodówka, pralka i suszarnia. Najwidoczniej klient nie jest fanem publicznych pralni, co akurat do niego pasuje. Zgodnie ze zwyczajem Stiller przeszedł na tył piwnicy. Zawsze sprzątanie zaczynał od najdalszych kątów, by stopniowo zbliżać się do wejścia. Dzięki temu zwyczajowi nauczył się systematyczności i dokładności. Z każdym krokiem mógł widzieć efekty swojej pracy i gdy dojrzał jakąś małą pajęczynkę, którą wcześniej pominął, skutecznie się z nią rozprawiał.
Teraz chciał robić to, co zwykle, jednak ten zapach się nasilił, ocenił go jako na pewno nieprzyjemny. Pewnie by się do niego z czasem przyzwyczaił. ale na razie jedynie go dekoncentrował. Pociągnął nosem, by zlokalizować źródło zapachu i móc się go pozbyć. Jeśli jego nos go nie mylił, zapach dochodził z prawej strony. Ruszył tam, nie wiedząc, co go czeka.
A coś czekało. Tajemnica domu własnie chciała mu się ukazać.
Powoli doszedł do punktu zero, przytknął do twarzy szalik, smród - bo teraz dało się stwierdzić, że początkowo nieznany zapach wydający się neutralnym okazał się być istnym fetorem - wciskał się wszędzie. Za to światło nie, Andy zmuszony był użyć swoją ulubioną czerwoną latarkę. Omiótł sztuczną poświatą kąt i przycisnął szalik mocniej do ust. W ten sposób mężczyzna chciał zatrzymać odruch wymiotny. Obrócił się, po czym puścił biegiem na górę, wypadł z domu i zwymiotował z tarasu na ośnieżone krzewy ozdobne. Torsje targały nim przez dłuższy czas, nie zważając na to, że żołądek całkowicie pozbył się swojej zawartości. Żółć paliła jamę ustną mężczyzny, który postanowił nie wracać już na dół za żadne gówniane pieniądze tego świata.
Co takiego zobaczył Andy Stiller, właściciel firmy sprzątającej pajęczyny? Co takiego na zawsze pozostanie w jego głowie poczciwego człowieka?
Można by powiedzieć, że nic takiego, ale to byłoby głupie kłamstwo.
Biedny Andy ujrzał przykrytego srebrzystą poświatą pajęczyn mężczyznę. Martwego. I to od jakiegoś czasu. Z ziejącą czarną dziurą między oczami.
Nie każdy jest przyzwyczajony do widoku trupów. A tym bardziej rozkładających się.
Nieznajomy nie ruszył się spod pajęczego koca, gdy Andy telefonował na policję. Ale nie powinien się martwić - już niedługo wielu ludzi się nim zainteresuje.
Mroczna tajemnica pochłonie innych.
Będzie miło.
Życie jest niewiadomą. Wielkim x w równaniu stworzonym lata temu. Zadaniem każdego człowieka jest znaleźć odpowiedź na pytanie: ile wynosi to x? Niektórzy podstawią pod to pieniądze, inni rodzinę czy też karierę zawodową. Życie może być gównem. Albo to ludzie robią z niego gówno. Coś w ten deseń.
Takie myśli zajmowały głowę Andy'ego Stillera, który swoją zieloną furgonetką zmierzał nad przedmieścia Manhattanu. Mimo deszczu zmieszanego ze śniegiem i niesprzyjających warunków na drodze, ten czterdziestodwuletni mężczyzna średniego wzrostu, z widocznie zarysowanym mięśniem piwnym, którego zielony kombinezon nie zdołał zamaskować (kurtka pozostała rozpięta, w końcu ma samochód z klimatyzacją), o brązowych, cienkich włosach, sumiastym zaroście i brązowych oczach uśmiechał się, prowadząc swój pojazd. Jechał na kolejne zlecenie, co napawało go ogromną dumą. Dlaczego? Bo po raz kolejny miał dowód na to, że usługi, które świadczy jego mała, bo zarazem czteroosobowa firma, są potrzebne szczególnie tym bogatszym mieszkańcom tej dzielnicy.
Życie może też być piękne, zauważył, skręcając w lewo w ulicę klienta. Jak jego. Miał śliczną, zawsze uśmiechniętą żonę, dwójkę nastoletnich dzieci, które nie sprawiały wielkich problemów, porządny dom, a nawet drzewo zasadzone na swojej części ogródka za zamieszkanym szeregowcem i pracę. Dawni koledzy nie mogli powiedzieć już o nim, że jest na utrzymaniu żony, urzędniczki miejskiej. Sam sobie jest szefem, ma dobrych współpracowników i na tyle dużo zleceń, że żona nie musi pozostawać po godzinach. Odbił się od dna i to chyba najlepiej opisywało jego życiową siłę.
Jak zawsze przed zawitaniem do domu nowego klienta najpierw oceniał jego wygląd z zewnątrz. Andy należał do tych ludzi, którzy celnie potrafią ocenić status danej osoby po jednym spojrzeniu. To samo dotyczyło budynków mieszkalnych. Dobrze wiedział, że niekoniecznie mówi on wiele, ale wystarczyło zwrócić uwagę na szczegóły. Na ogródek - czy zadbany. Na elewację - czy czasem tynk nie odpada. Na okna - czy mają jakieś dostrzegalne zabrudzenia. Zanim założył własną firmę, mył okna wysokich biurowców w centrum. Można śmiało powiedzieć, że maniakalne spoglądanie w okna i ocenianie ich czystości było jego zboczeniem zawodowym. I pozostało nim nawet wtedy, gdy został zwolniony z pracy, bo zgłosił inspekcji pracy o nieprzestrzeganiu zasad BHP. Przez dwa lata po tym wydarzeniu był bezrobotny, ale nie żałował swojego postępowania - dzięki niemu nikt nie zginął. myjąc okna dla jakieś głupiej korporacji.
Wpatrywał się w dom przez dłuższą chwilę. Zadbany bez dwóch zdań, to musiał przyznać. Ale na tej ulicy wszystkie domy takie były. Pewnie ich właściciele mają wystarczająco dużo pieniędzy, by zatrudniać specjalny sztab dbający, pomyślał z przekąsem, opuszczając ciepłe wnętrze furgonetki i wyjmując z jej tyłu sprzęt potrzebny do pracy. Myjka, szczotka, mały dozownik z wodą, ścierki. Stęknął cicho, zarzucając sobie część sprzętu na plecy. Mógł przysłać któregoś z pozostałych chłopaków, ale wolał pojawić się tu osobiście i to nie dlatego, że z nich wszystkich najdłużej zajmował się czyszczeniem wszelkich piwnic i strychów z pajęczyn, nie o doświadczenie chodziło. Po prostu po raz pierwszy w historii firmy trafił na klienta, u którego miał wykonać pracę podczas jego nieobecności.
To było dziwne. Zazwyczaj klienci umawiali się na takie godziny, by móc nadzorować jego lub któregoś z pracowników, a jeśli nie mogli zrobić tego osobiście, prosili członków rodziny lub przyjaciół. Nigdy nie miał w dłoni kluczy do mieszkania żadnego z nich, a w tym niespotykanym dotąd przypadku miał nie tylko klucz, ale także zapisany na skrawku papieru kod wyłączający alarm dolnej części domu.
Ludzie bywają dziwni, pomyślał, wchodząc po marmurowych - marmurowych! - schodach na mały taras, który pierwotnie pewnie miał przypominać taki z czasów secesyjnych, ale zamienił się w bezwyrazowy, skromny i wręcz smutny. W ogóle cały dom wydał się Andy'emu taki. Jak sam właściciel, zauważył, wkładając klucz do zamka i przekręcając.
To fakt. Właściciel tego budynku, którego nazwiska jeszcze nie zdradzę (w ogóle tego nie zrobię, to rola detektywów), także wydawał się innym ludziom bezwyrazowy. Średni wzrost, okulary, brązowe włosy i dziwnie jasne oczy, prosta postawa, ledwie widoczne mięśnie. Skromny w stroju, oszczędny w słowie, wyglądał jak bibliotekarz lub księgowy. A z tego raczej nie miałby pieniędzy na taki dom. Być może skrywa jakąś tajemnicę, przemknęło przez głowę Stillera, gdy wstukiwał kod i skierował się w stronę piwnicy, którą właściciel mu wskazał. Szkoda, że nie wpadło mu do głowy, iż także dom może mieć swój mroczny sekret. Bardzo mroczny. Taki, który zostaje w człowieku do końca jego życia i zamienia sny w najgorsze koszmary.
Andy spotkał się z klientem dwa dni temu, by obejrzeć dom i się w nim rozeznać. Właściciel pokazał mu jedynie korytarz, kuchnię i drzwi do piwnicy, reszta domu była zamknięta na klucz - wiedział o tym, bo przez przypadek pomylił wejście do kuchni z innym pomieszczeniem. Andy zapytał, dlaczego go nie będzie, ale on odpowiedział coś wymijająco. Wtedy wydawał mu się dziwny, bardzo dziwny. Ale później zaproponował tak dużą zapłatę za wykonaną usługę, że wszystkie niepokojące myśli zniknęły z jego głowy.
Teraz, gdy schodził w dół piwnicy po drewnianych schodach, powróciły do niego niczym bumerang. Przeszedł go deszcz, gdy poczuł na dłoniach i karku powiew zimnego powietrza. Kto zostawia otwarte okna w piwnicy w środku zimy i w dodatku, gdy wyjeżdża? Takie pytanie kołatało się w jego głowie, gdy obiema nogami stanął na miejscu pracy. Rozejrzał się wokół i przeklnął pod nosem. Łącznik prądu znajduje się przecież na szczycie schodów, upomniał samego siebie i zawrócił. Gdy ponownie stanął na dole, poczuł dziwny zapach. Nie umiał jasno określić, czy był on przyjemny, czy może wręcz przeciwnie. Po prostu był dziwny (dla Andy'ego dużo rzeczy było dziwne). Budził przestrach i lekki ścisk w żołądku. Pewnie to jakiś nieznany mi środek dezynfekujący, pomyślał Andy i rozłożyć sprzęt. Słyszał też dziwne brzęczenie, ale nie zwrócił na nie wielkiej uwagi. Wstępnie oceniając, praca zajmie mu jakieś dwie godziny. Była tu wyłączona lodówka, pralka i suszarnia. Najwidoczniej klient nie jest fanem publicznych pralni, co akurat do niego pasuje. Zgodnie ze zwyczajem Stiller przeszedł na tył piwnicy. Zawsze sprzątanie zaczynał od najdalszych kątów, by stopniowo zbliżać się do wejścia. Dzięki temu zwyczajowi nauczył się systematyczności i dokładności. Z każdym krokiem mógł widzieć efekty swojej pracy i gdy dojrzał jakąś małą pajęczynkę, którą wcześniej pominął, skutecznie się z nią rozprawiał.
Teraz chciał robić to, co zwykle, jednak ten zapach się nasilił, ocenił go jako na pewno nieprzyjemny. Pewnie by się do niego z czasem przyzwyczaił. ale na razie jedynie go dekoncentrował. Pociągnął nosem, by zlokalizować źródło zapachu i móc się go pozbyć. Jeśli jego nos go nie mylił, zapach dochodził z prawej strony. Ruszył tam, nie wiedząc, co go czeka.
A coś czekało. Tajemnica domu własnie chciała mu się ukazać.
Powoli doszedł do punktu zero, przytknął do twarzy szalik, smród - bo teraz dało się stwierdzić, że początkowo nieznany zapach wydający się neutralnym okazał się być istnym fetorem - wciskał się wszędzie. Za to światło nie, Andy zmuszony był użyć swoją ulubioną czerwoną latarkę. Omiótł sztuczną poświatą kąt i przycisnął szalik mocniej do ust. W ten sposób mężczyzna chciał zatrzymać odruch wymiotny. Obrócił się, po czym puścił biegiem na górę, wypadł z domu i zwymiotował z tarasu na ośnieżone krzewy ozdobne. Torsje targały nim przez dłuższy czas, nie zważając na to, że żołądek całkowicie pozbył się swojej zawartości. Żółć paliła jamę ustną mężczyzny, który postanowił nie wracać już na dół za żadne gówniane pieniądze tego świata.
Co takiego zobaczył Andy Stiller, właściciel firmy sprzątającej pajęczyny? Co takiego na zawsze pozostanie w jego głowie poczciwego człowieka?
Można by powiedzieć, że nic takiego, ale to byłoby głupie kłamstwo.
Biedny Andy ujrzał przykrytego srebrzystą poświatą pajęczyn mężczyznę. Martwego. I to od jakiegoś czasu. Z ziejącą czarną dziurą między oczami.
Nie każdy jest przyzwyczajony do widoku trupów. A tym bardziej rozkładających się.
Nieznajomy nie ruszył się spod pajęczego koca, gdy Andy telefonował na policję. Ale nie powinien się martwić - już niedługo wielu ludzi się nim zainteresuje.
Mroczna tajemnica pochłonie innych.
Będzie miło.
****
Sobotnie poranki zdecydowanie należą do jednych z lepszych. Najlepsze są te niedzielne, bo możemy wylegiwać się do późna, leżąc obok siebie, oglądając telewizję i pijąc na wyścigi sok pomarańczowy. Ale lubię sobotnie poranki, bo mimo obowiązków, które mamy, spędzamy z Loganem przyjemnie czas. Pijemy kawę, dzielimy się tostami i czytamy prasę, na co nie mamy zbytnio czasu w ciągu tygodnia. Takie poranki pokazały mi, że potrafimy żyć ze sobą pod jednym dachem. Decyzja o wspólnym zamieszkaniu była jedną z lepszych w moim życiu. Najlepszą do tej pory było przyjęcie oświadczyn. Bycie narzeczoną to naprawdę najpiękniejszy stan, w jakim do tej pory byłam. A będzie jeszcze lepiej.
Siedzimy z Loganem przy stole obok siebie i kończymy jeść śniadanie. Dzisiaj spożywamy je w małym biegu, bo o dziewiątej zjawić się mają Mia i Kate. Wszyscy nasi przyjaciele i krewni oszaleli po wysłuchaniu obu nowin, ale na zaręczyny zareagowali tak entuzjastycznie, że myśleliśmy, iż urządzą nam ślub w Darcy's podczas spotkania w czarny piątek*. Diego już wybierał numer do zaprzyjaźnionego pastora. Meksykanin jak zwykle przesadził. Ale taki już jest. Logan powinien się poważnie zastanowić nad tym, czy chce go wśród swojej drużby.
Dwie ciemnowłose kobiety przychodzą po to, by rozpocząć przygotowania do ślubu. Do tej pory oswajaliśmy się z myślą o małżeństwie, teraz możemy zacząć działać. Panna Henderson zaoferowała przynieść katalogi sukien, Kate zaś listę najlepszych miejsc na ślub w Nowym Jorku.
Zerkam na zegarek na nadgarstku niebieskookiego i wzdycham. Nie wiem, czy psychicznie jestem gotowa na to spotkanie.
- A nie mogę tego przełożyć? - pytam cicho.
Logan śmieje się, pochyla i całuje mnie w policzek.
- Nie możesz. Mia cię zabije, jeśli spróbujesz się wymigać. Już chyba wystarczająco wiele razy dała nam do zrozumienia, że jesteśmy nieodpowiedzialni w sprawie naszego ślubu. Powinniśmy mieć na niego wstępny plan, a nie mamy nic. Jeśli to odwołasz, będzie nam suszyła głowę jeszcze dłużej. Poradzisz sobie.
Wstaje od stołu, powoli zaczyna zbierać się do pracy.
- Pewnie się cieszysz, bo nie będziesz musiał z nią siedzieć, gdy wpada w ten swój ślubny trans - mruczę niezadowolona.
- Nie cieszę się zbytnio, bo ty będziesz się męczyła. Potrzymam za ciebie kciuk. - Całuje mnie w czubek głowy.
- Dzięki.
Rozlega się niecierpliwe pukanie do drzwi obwieszczające przybycie katów.
- Ja otworzę.
Logan idzie do drzwi, a ja wstaję, by nastawić wodę. Spotkanie bez kawy to przecież nie spotkanie.
Słyszę powitanie i kroki kobiet, wchodzą do salonu uśmiechnięte. Szkoda, że ja nie podzielam ich entuzjazmu.
- Cześć, Rosie!
Podchodzą do mnie i tulą na powitanie. Zdobywam się na mały uśmiech, w końcu widzę swoje przyjaciółki.
- Dzień dobry. Kawy?
- Tak!
Zasiadamy przy stole z kubkami, w tym czasie Logan zbiera swoje rzeczy. Gdy przechodzi przez salon, dostrzegam złośliwy uśmieszek na jego twarzy. Wiedziałam. Jednak cieszy się, że nie musi tu zostawać i znosić tego szaleństwa. El mendiroso**.
- Brat, zaczekaj! - odzywa się Mia, zanim brunet zniknie w korytarzu. - Mam do waszej dwójki kilka pytań.
Do tej pory to my przesłuchiwaliśmy innych, teraz mamy się wcielić w przesłuchiwanych. Ciekawe, czy podołamy.
- Okay. - Henderson staje przy mnie, wymieniamy spojrzenia. - Pytaj.
Brunetka uśmiecha się przebiegle, chwyta za ołówek i notes. Wygląda jak idealna żeńska wersja brata, przeraża mnie w tej chwili.
- Dobrze, dowiedzmy się, co ustaliliście. - Zapisuje na kartce cyfrę jeden. - Kate, zaczynaj.
Czyli mamy do czynienia z dwiema pytającymi. Świetnie.
- Rosie, Logan, czy wybraliście już miejsce na wesele?
- Nie - odpowiadamy chórem.
Mia coś zapisuje.
- A kościół?
Kolejna zgodna odpowiedź.
- Nie.
Następny wpis na papier.
- Może wiecie już mniej więcej, ilu będzie gości?
- Nie.
Mia wzdycha i patrzy po naszej dwójce, nie jest zbytnio zadowolona z odpowiedzi. Zastanawiam się, czy powiedzieć jej o tym, że tak właściwie to niewiele rozmawialiśmy o ślubie, raczej wciąż czerpiemy z tego, że jesteśmy zaręczeni.
- A chociaż datę tego wielkiego dnia ustaliliście?
Nie rozmawialiśmy o tym. Wymieniamy spojrzenia. Musimy coś powiedzieć, inaczej moja przyszła bratowa rzuci się na mnie z pięściami. Ale jeśli wspomnimy dwa różne dni, zacznie na nas krzyczeć. A to zbytnio mi się nie uśmiecha.
To musi być data związana z nami, jakaś rocznica.
- Siódmy października.
Niebieskooka zapisuje datę w zeszycie, Kate się uśmiecha, a ja mam ochotę rzucić się mężczyźnie na szyję. Patrzę na niego i uśmiecham się, pochyla się i całuje mnie w czubek głowy drugi raz tego dnia.
Siódmy października. Rocznica zderzenia, wylanej kawy, koszuli i naszej pierwszej wspólnej sprawy. Doskonale.
- Dobrze. Coś na początek jest. Choć to szybciej niż sądziłam. Musimy wziąć się do organizowania.
- A ja muszę wziąć się do pracy. Bawcie się dobrze. - Logan uśmiecha się do kobiet i zmierza na korytarz.
- Miłej zabawy z trupem! - krzyczy za nim siostra.
Wstaję od stołu i idę za mężczyzną, musimy się przecież pożegnać. Obserwuję, jak ubiera kurtkę i uśmiecham się do niego. Taki mały rytuał, a jak dobrze poprawia mi humor.
- Pamiętaj, twój ślubny bukiet ma mieć w sobie herbaciane róże.
Zakładam przed sobą ramiona. Słowną potyczkę czas zacząć.
- Nie będziesz mi ślubu ustawiał - odpowiadam lekko wzburzona, Logan podejmuje grę.
- To się, skarbie, zdziwisz. To także mój ślub.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna.
Parska śmiechem i patrzy na mnie ze złośliwymi iskierkami w oczach. Dobrze wiem, że obie kobiety słyszą naszą rozmowę, dlatego nie dziwi mnie głos Mii.
- Czasami mam wrażenie, że oni się pozabijają w tych słownych bitwach. Jakim cudem wytrzymali tyle czasy razem?
Mieszkanie jest przytulne i ciepłe, z ciekawym rozplanowaniem, teraz jego rozkład pozwala prowadzić rozmowę rodzeństwa przez ścianę.
- Uwierz mi, siostra, nie łatwo jest wytrzymać z kimś, kto mógłby być członkiem Mensy.
- Nie mogłabym być. Wiem, bo robiłam test i go nie przeszłam.
Brunet patrzy na mnie z udawanym przerażeniem.
- Nie mogłabyś? Zawiodłem się na tobie, kochanie, jestem rozczarowany.
Robi krok w moją stronę, a ja uśmiecham się kpiąco.
- Bój się, by zaraz powód twojego zdenerwowania nie przywalił ci w tę przystojną twarz.
Kate i Mia śmieją się z tej konwersacji, a Logan składa na moich ustach pocałunek.
- Miłego dnia, kochanie - szepcze.
- Tobie również. I kolejnego trupa.
Po moich słowach słychać dźwięk przychodzącej wiadomości, Logan sprawdza telefon, kręci głową.
- Moja narzeczona jest jasnowidzem. Tego się nie spodziewałem.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego.
- Ale będę miał całe życie, by odkryć każdą twoją tajemnicę. - Jeszcze jeden całus. - Do zobaczenia wieczorem.
- Bądź ostrożny. Do zobaczenia.
Chwyta plecak i wychodzi z mieszkania, a ja biorę głęboki wdech.
- Rosie, chodź tutaj! Twój ślub się zbliża!
Mój ślub. Uśmiecham się do siebie. Nie będzie tak źle. Z takim nastawieniem wracam do kuchni i pozwalam przyjaciółkom zasypać mnie weselnymi pomysłami.
_______________________________________
* Piątek po Święcie Dziękczynienia rozpoczynający okres zakupów przed Bożym Narodzeniem.
** El mendiroso (hiszp.) - kłamca
Siedzimy z Loganem przy stole obok siebie i kończymy jeść śniadanie. Dzisiaj spożywamy je w małym biegu, bo o dziewiątej zjawić się mają Mia i Kate. Wszyscy nasi przyjaciele i krewni oszaleli po wysłuchaniu obu nowin, ale na zaręczyny zareagowali tak entuzjastycznie, że myśleliśmy, iż urządzą nam ślub w Darcy's podczas spotkania w czarny piątek*. Diego już wybierał numer do zaprzyjaźnionego pastora. Meksykanin jak zwykle przesadził. Ale taki już jest. Logan powinien się poważnie zastanowić nad tym, czy chce go wśród swojej drużby.
Dwie ciemnowłose kobiety przychodzą po to, by rozpocząć przygotowania do ślubu. Do tej pory oswajaliśmy się z myślą o małżeństwie, teraz możemy zacząć działać. Panna Henderson zaoferowała przynieść katalogi sukien, Kate zaś listę najlepszych miejsc na ślub w Nowym Jorku.
Zerkam na zegarek na nadgarstku niebieskookiego i wzdycham. Nie wiem, czy psychicznie jestem gotowa na to spotkanie.
- A nie mogę tego przełożyć? - pytam cicho.
Logan śmieje się, pochyla i całuje mnie w policzek.
- Nie możesz. Mia cię zabije, jeśli spróbujesz się wymigać. Już chyba wystarczająco wiele razy dała nam do zrozumienia, że jesteśmy nieodpowiedzialni w sprawie naszego ślubu. Powinniśmy mieć na niego wstępny plan, a nie mamy nic. Jeśli to odwołasz, będzie nam suszyła głowę jeszcze dłużej. Poradzisz sobie.
Wstaje od stołu, powoli zaczyna zbierać się do pracy.
- Pewnie się cieszysz, bo nie będziesz musiał z nią siedzieć, gdy wpada w ten swój ślubny trans - mruczę niezadowolona.
- Nie cieszę się zbytnio, bo ty będziesz się męczyła. Potrzymam za ciebie kciuk. - Całuje mnie w czubek głowy.
- Dzięki.
Rozlega się niecierpliwe pukanie do drzwi obwieszczające przybycie katów.
- Ja otworzę.
Logan idzie do drzwi, a ja wstaję, by nastawić wodę. Spotkanie bez kawy to przecież nie spotkanie.
Słyszę powitanie i kroki kobiet, wchodzą do salonu uśmiechnięte. Szkoda, że ja nie podzielam ich entuzjazmu.
- Cześć, Rosie!
Podchodzą do mnie i tulą na powitanie. Zdobywam się na mały uśmiech, w końcu widzę swoje przyjaciółki.
- Dzień dobry. Kawy?
- Tak!
Zasiadamy przy stole z kubkami, w tym czasie Logan zbiera swoje rzeczy. Gdy przechodzi przez salon, dostrzegam złośliwy uśmieszek na jego twarzy. Wiedziałam. Jednak cieszy się, że nie musi tu zostawać i znosić tego szaleństwa. El mendiroso**.
- Brat, zaczekaj! - odzywa się Mia, zanim brunet zniknie w korytarzu. - Mam do waszej dwójki kilka pytań.
Do tej pory to my przesłuchiwaliśmy innych, teraz mamy się wcielić w przesłuchiwanych. Ciekawe, czy podołamy.
- Okay. - Henderson staje przy mnie, wymieniamy spojrzenia. - Pytaj.
Brunetka uśmiecha się przebiegle, chwyta za ołówek i notes. Wygląda jak idealna żeńska wersja brata, przeraża mnie w tej chwili.
- Dobrze, dowiedzmy się, co ustaliliście. - Zapisuje na kartce cyfrę jeden. - Kate, zaczynaj.
Czyli mamy do czynienia z dwiema pytającymi. Świetnie.
- Rosie, Logan, czy wybraliście już miejsce na wesele?
- Nie - odpowiadamy chórem.
Mia coś zapisuje.
- A kościół?
Kolejna zgodna odpowiedź.
- Nie.
Następny wpis na papier.
- Może wiecie już mniej więcej, ilu będzie gości?
- Nie.
Mia wzdycha i patrzy po naszej dwójce, nie jest zbytnio zadowolona z odpowiedzi. Zastanawiam się, czy powiedzieć jej o tym, że tak właściwie to niewiele rozmawialiśmy o ślubie, raczej wciąż czerpiemy z tego, że jesteśmy zaręczeni.
- A chociaż datę tego wielkiego dnia ustaliliście?
Nie rozmawialiśmy o tym. Wymieniamy spojrzenia. Musimy coś powiedzieć, inaczej moja przyszła bratowa rzuci się na mnie z pięściami. Ale jeśli wspomnimy dwa różne dni, zacznie na nas krzyczeć. A to zbytnio mi się nie uśmiecha.
To musi być data związana z nami, jakaś rocznica.
- Siódmy października.
Niebieskooka zapisuje datę w zeszycie, Kate się uśmiecha, a ja mam ochotę rzucić się mężczyźnie na szyję. Patrzę na niego i uśmiecham się, pochyla się i całuje mnie w czubek głowy drugi raz tego dnia.
Siódmy października. Rocznica zderzenia, wylanej kawy, koszuli i naszej pierwszej wspólnej sprawy. Doskonale.
- Dobrze. Coś na początek jest. Choć to szybciej niż sądziłam. Musimy wziąć się do organizowania.
- A ja muszę wziąć się do pracy. Bawcie się dobrze. - Logan uśmiecha się do kobiet i zmierza na korytarz.
- Miłej zabawy z trupem! - krzyczy za nim siostra.
Wstaję od stołu i idę za mężczyzną, musimy się przecież pożegnać. Obserwuję, jak ubiera kurtkę i uśmiecham się do niego. Taki mały rytuał, a jak dobrze poprawia mi humor.
- Pamiętaj, twój ślubny bukiet ma mieć w sobie herbaciane róże.
Zakładam przed sobą ramiona. Słowną potyczkę czas zacząć.
- Nie będziesz mi ślubu ustawiał - odpowiadam lekko wzburzona, Logan podejmuje grę.
- To się, skarbie, zdziwisz. To także mój ślub.
- Na twoim miejscu nie byłabym tego taka pewna.
Parska śmiechem i patrzy na mnie ze złośliwymi iskierkami w oczach. Dobrze wiem, że obie kobiety słyszą naszą rozmowę, dlatego nie dziwi mnie głos Mii.
- Czasami mam wrażenie, że oni się pozabijają w tych słownych bitwach. Jakim cudem wytrzymali tyle czasy razem?
Mieszkanie jest przytulne i ciepłe, z ciekawym rozplanowaniem, teraz jego rozkład pozwala prowadzić rozmowę rodzeństwa przez ścianę.
- Uwierz mi, siostra, nie łatwo jest wytrzymać z kimś, kto mógłby być członkiem Mensy.
- Nie mogłabym być. Wiem, bo robiłam test i go nie przeszłam.
Brunet patrzy na mnie z udawanym przerażeniem.
- Nie mogłabyś? Zawiodłem się na tobie, kochanie, jestem rozczarowany.
Robi krok w moją stronę, a ja uśmiecham się kpiąco.
- Bój się, by zaraz powód twojego zdenerwowania nie przywalił ci w tę przystojną twarz.
Kate i Mia śmieją się z tej konwersacji, a Logan składa na moich ustach pocałunek.
- Miłego dnia, kochanie - szepcze.
- Tobie również. I kolejnego trupa.
Po moich słowach słychać dźwięk przychodzącej wiadomości, Logan sprawdza telefon, kręci głową.
- Moja narzeczona jest jasnowidzem. Tego się nie spodziewałem.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego.
- Ale będę miał całe życie, by odkryć każdą twoją tajemnicę. - Jeszcze jeden całus. - Do zobaczenia wieczorem.
- Bądź ostrożny. Do zobaczenia.
Chwyta plecak i wychodzi z mieszkania, a ja biorę głęboki wdech.
- Rosie, chodź tutaj! Twój ślub się zbliża!
Mój ślub. Uśmiecham się do siebie. Nie będzie tak źle. Z takim nastawieniem wracam do kuchni i pozwalam przyjaciółkom zasypać mnie weselnymi pomysłami.
****
Docieram pod wskazany adres tak szybko, jak to tylko możliwe. W centrum korki były zdecydowanie mniejsze niż w dni robocze, więc po drodze na przedmieścia nie musiałem klnąć na kierowców, co czasem mi się zdarza. Parkuję za samochodem policyjnym, zakładam szalik - Rose nie wypuszcza mnie z domu, jeśli go nie ze sobą nie zabiorę - i ruszam do pracy. Żółtoczarna taśma zawieszona jest przed przydomowym trawnikiem, na chodniku po drugiej stronie stoi kilku gapiów, pewnie sąsiedzi, którzy dyskutują o czymś między sobą. Wśród nich staram się wyłapać twarz łatwą do zapamiętania, by po oględzinach mieć już na celowniku kogoś do rozmowy.
Wchodzę po marmurowych schodach na taras, który w moim odczuciu piękna jest strasznie nijaki. Jakby wykonawca nagle porzucił zamierzony projekt i wykonał coś zgoła innego.
Wchodzę po marmurowych schodach na taras, który w moim odczuciu piękna jest strasznie nijaki. Jakby wykonawca nagle porzucił zamierzony projekt i wykonał coś zgoła innego.
W środku natykam się na Chase'a, który rozmawia - albo przynajmniej stara się porozmawiać - z mężczyzną ubranym w ciemnozielony kombinezon roboczy. Detektyw zadaje pytania, a on jedynie kręci głową. Podejrzewam, że to on znalazł ciało, a sądząc po zachowaniu, nie był to najlepszy widok.
- Cześć. - U mojego boku pojawia się Diego. Wygląda dość dobrze, ale brakuje w nim pewnej energii. - Nie dziw się, że nikogo tu nie ma. - Poza Adamem, gościem w kombinezonie i dwójką techników nie widzę tutaj żadnego członka zespołu koronera. - Ciało jest na dole, w piwnicy. - Zerka na moją szyję. - Podziękuj Rose za jej troskę, szalik zdecydowanie ci się tu przyda.
Prowadzi mnie w stronę białych drzwi, które otwarte na oścież zapraszają do wejścia w zimno i ujrzenia przerażającego widoku. Zaintrygowany wcześniejszymi słowami kolegi schodzę na dół, czując podekscytowanie i dziwny zapach, wręcz smród. Przytykam szalik do ust. Dzięki, Rosie.
Idziemy na tył oświetlonego przez lampy techników pomieszczenia. Dostrzegam Susan krzątającą się w najciemniejszym rogu piwnicy. Przechodzą mnie ciarki. To mogłaby być idealna scena do jakiegoś horroru klasy B. Patolog trzyma w dłoni małą miotełkę i coś czyści. Czyżby niespodziewanie zmieniła profesję? Albo to trup wymaga gruntowego oczyszczenia. Uśmiecham się do tej myśli, ale mina mi rzednie, gdy podchodzimy na tyle blisko, bym wiedział, skąd taki szok u pana kombinezonka i po co mi szalik.
Rozkładające się ciało z dziurą postrzałową u każdego musiało wywołać dziwny skręt żołądka. Staram się oddychać przez nos, powstrzymuję przed dotknięciem pajęczyny, która wciąż oblega zwłoki niczym biała tarcza.
- Cześć - odzywam się, Sue rzuca mi szybkie spojrzenie, jest blada, pewnie ciężko pracuje jej się w tych warunkach. - Pewnie nie muszę pytać, co mu albo jej się stało.
Nie przyjrzałem się zwłokom na tyle, by stwierdzić ich płeć, ale patolog miała na to czas i była w obowiązku to zrobić.
- Jemu, to mężczyzna. Cześć. - Pozbywa się ostatniej pajęczyny - tej, która mnie kusiła - prostuje się, nie jest zbytnio zadowolona z tego, że najpierw musiała trochę posprzątać. - Nie dokonałam jeszcze pełnych oględzin, ale podejrzewam, że przyczyną śmierci była ta widoczna rana postrzałowa. - Na chwilę przytyka dłoń do ust, ale nie zakłada maski, choć jej podwładni je noszą. - Może był czymś odurzony albo został nagle zaatakowany, to wyjdzie w dokładniejszych badaniach.
- Jak długo tu leży?
- Sądząc po przebarwienia podskórnych - wskazuje na dłoń denata usianą wiśniowymi śladami, które pod wpływem dotyku nie znikają - na pewno ponad dwanaście godzin temu. Nie widziałam jeszcze jego brzucha, ale obstawiam, że doszło już do początku gnicia. - Wierzę jej, w końcu ten zapach z czegoś się wziął. - Wstępnie oceniam, że zginął jakieś dwa i pół dnia temu.
To daje środowy wieczór. Tę daną możemy umieścić na osi czasu zbrodni. Żeby jednak pomyśleć o prześledzeniu życia denata, potrzebujemy jego danych.
- Znaleźliście może jakieś dokumenty przy ciele?
Wiem, że prawdopodobieństwo jest niewielkie, ale kto wie, może zabójca nie był bystrzakiem.
- Na razie nic - odpowiada Diego - ale mamy dane właściciela domu.
- To nie ten gościu w kombinezonie, czyż nie?
- Nie. On miał oczyścić piwnicę z pajęczyn. Andy Stiller. Nic więcej nie zdołał nam powiedzieć, jest w szoku ale nie zgodził się na przyjazd karetki.
Pewnie twierdzi, że sam sobie z tym poradzi. Ale może mu się to także nie udać, wtedy rozmowa z nim będzie niemożliwa. A nam bardzo na niej zależy.
- To co masz o właścicielu? - pytam Meksykanina, patrząc na niego. Chyba trochę schudł. To przykre, że chwilę po tym, jak się z Rose zaręczyliśmy, on i Kate się rozstali, od początku grudnia nie spotykają się inaczej niż tylko w gronie naszej paczki. Rozumiemy ich decyzję, ale gdzieś w nas wciąż jest nadzieja, że być może do siebie wrócą.
- Według znalezionych w kuchni aktów najmu właścicielem jest niejaki Mason Zeek. - To nazwisko nic mi nie mówi, a chyba powinno, skoro jesteśmy w dzielnicy samych bogatych i powszechnie znanych mieszkańców Nowego Jorku. - Dzwoniłem do Phila, ma sprawdzić, czy ktoś taki znajduje się w bazie.
Kiwam głową.
- Bardzo dobrze. Jakieś inne informacje?
- Z tego samego pisma wynika, że dom należy do niego od niecałego roku. Rozejrzałem się nieco na górze, początkowo napotkałem blokadę - dom ma własny system alarmowy, technikom trochę czasu zajęło wyłączenie go - ale udało mi się dotrzeć na drugie piętro. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że Zeek mieszka tu sam. Poza salonem i gabinetem na pierwszym piętrze i jednym pokojem na drugim żadne inne nie mają nic, co świadczyłoby o ich użytkowaniu. Cztery puste pokoje widmo.
- Rozumiem.
Doskonale wiem, jak to jest, gdy mieszka się samemu, a pomieszczenia pozostają wolne. Odrobinę strasznie, zawsze jest w człowieku cichy lęk, że ktoś mógł się włamać przez okno w nieużywanym pokoju i teraz czeka na dogodny moment, by okraść lub zabić. Tylko że ja mam mieszkanie, nie dom, który może przyprawić o jakąś fobię.
- Coś jeszcze?
- Nie, na razie to wszystko co mamy.
- Dobrze. - Kiwam głową. - Wyjdź i popytaj sąsiadów wśród gapiów, może widzieli coś podejrzanego.
- Się robi.
Detektyw z wdzięcznością opuszcza piwnicę, nie czuł się tu najlepiej. Już kiedyś źle zareagował na widok trupa. Wtedy można to było tłumaczyć tym, że Coleman pokazał ciało po autopsji za szybko, wręcz niespodziewanie. Ale zauważyłem, że im dłużej razem pracujemy, tym niektóre rzeczy zaczynają nagle przychodzić mu z trudem. Można to tłumaczyć zerwaniem z Kate, ale obawiam się, że powoli może się zawodowo wypalać. W tym roku będzie świętował dziesięciolecie pracy zawodowej. Możliwe, że to tylko mały kryzys, ale warto mieć go na oku.
Rozglądam się po pomieszczeniu, technicy zbierają odciski, Sue zaś powoli zabiera się do wyciągnięcia stąd ciała.
- Dacie sobie radę? - pytam patolog.
- Jasne, to nie będzie problem.
- Zadzwoń, gdy czegoś się dowiesz.
- Tak jest!
Uśmiecham się do niej, po czym wracam na schody i wychodzę z piwnicy, natykam się na Adama, który wciąż próbuje dowiedzieć się czegoś od Stillera. A ten nadal kiwa głową i milczy. Chyba powinienem pomóc. Podchodzę do nich.
- Dzień dobry - witam się. - Detektyw Logan Henderson.
- Andy Stiller.
Nawet się nie zająknął a tego się spodziewałem. Zerkam na Chase'a, pytam cicho:
- Co ci powiedział?
- Poza imieniem, nazwiskiem i tym, po co przyjechał, kompletnie nic.
Czyli przeżywa dość poważny szok. Trzeba pomyśleć o sprowadzeniu medyków.
- Panie Stiller, proszę nam powiedzieć, jak pan znalazł ciało.
Kręci głową, zaczyna dziwnie oddychać.
- Klient powiedział tylko "do widzenia wczoraj".
- Panie Stiller? - Patrzę na niego uważnie. Jeśli przez czas, jaki spędziłem w tym domu - czyli jakieś dziesięć minut - wciąż się tak zachowywał, coś się może dziać. - Wszystko w porządku?
Nagle mężczyzna upada, trzymając się za serce. Rzucam się do niego, rozkazuję koledze:
- Dzwoń po karetkę! Mamy tu osobnika z zawałem.
* Piątek po Święcie Dziękczynienia rozpoczynający okres zakupów przed Bożym Narodzeniem.
** El mendiroso (hiszp.) - kłamca
ten rozdział jest jednym z ciekawszych. Podoba mi się, to jak opisałaś i coś takiego wymyśliłaś, wrażenie osoby, która znajduje zwłoki. Robi się coraz ciekawiej. Długo każesz czekać na kolejne rozdziały. Ale wiem, że warto. nigdy mnie nie zawiodłaś, jeśli chodzi o Rozważną.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
K.
Cześć :)
UsuńMnie również się on podoba, głównie dlatego, że podczas pisania stwierdziłam, że nie będę się z niczym śpieszyć. A reakcja na zwłoki? Bardzo naturalna, w tym tkwi jej urok :)
Miło mi, że ktoś się tutaj ujawnił :)
Dziękuję za komentarz! :*
Nie ma za co :* A Twój blog już dosyć długo czytam i codziennie po kilka razy sprawdzam, czy jest nowy rozdział, mimo, że pisze kiedy będzie haha. Dopiero teraz zdecydowałam się skomentować, bo ten rozdział na to zasługuje.
UsuńNo to się porobiło. I jak ja wytrzymam do kolejnego rozdziału. Szczęście w nieszczęściu, że już nadrobiłam pozostałe rozdziały.
OdpowiedzUsuńTa nadzieja, że coś się znajdzie przy ciele.
Bardzo przyjemnie czyta mi się twoje bloga. I myślę, że to dzięki opisom i przemyśleniom.
Nic innego mi nie pozostało jak tylko czekać na olejny rozdział.
Hej :)
UsuńWow, cieszę się, że dałaś radę tyle nadrobić!
Cieszę się, że się podoba, to wiele dla mnie znaczy :)
Dziękuję za komentarz! :*
Jako elektryk musze zareagować. Napisalas: przełącznik prądu. To błąd. łącznik albo wylacznik, przełącznik służy do czegoś innego. Odnośnie rozdziału napisze potem ;*
OdpowiedzUsuńWybacz mi ten błąd! Już poprawiam.
UsuńWybaczam :D I przychodzę z moim skromnym komentarzem. Zacznę od tego, że chyba Ci się coś w kodzie CSS schrzaniło, bo się ramki obniżyły i jest dziura między nagłówkiem i postem. Ale nie wiem czy wszyscy to widzą czy tylko ja, bo mam dość stary komputer przed sobą teraz. Także to do weryfikacji musi pójść;D
UsuńCo do rozdziału, to bardzo się cieszę, że przemyślałaś moją radę i zdecydowałaś się napisać coś dłuższego. Mam nadzieję, że dasz nam tutaj wiele tajemnic, które nie tak szybko się rozwiążą. I nie miałabym nic przeciwko jakby ten jeden raz Rose miała poważny problem z rozwiązaniem śledztwa. Może wyjątkowo to ktoś inny wpadłby na rozwiązanie? Może Filon? Ależ by to podsyciło ich niechęć;D Ale dobra, za bardzo wybiegam w przyszłość. Podobał mi się początek rozdziału, w którym dość dokładnie opisałaś tego faceta, który znalazł zwłoki. Podobało mi się również to, że zasłabł, bo pokazałaś w ten sposób, że nie każdy jest odporny na takie widoki i na niektórych to naprawdę oddziałuje. To takie... ludzkie! Ciekawi mnie natomiast, dlaczego właściciel zniknął, otworzył okna i zapłacił za wysprzątanie piwnicy dużą kasę. To wygląda tak jakby zależało mu, żeby ktoś te zwłoki znalazł. Wątpię, że nie wiedział o trupie w jego własnym domu. Chyba, że ktoś go chce wrobić? Podrzucił ciało, albo to morderstwo wydarzyło się już po jego wyjeździe. Nie wiem, ale czuję, że to będzie naprawdę ciekawa sprawa! ;)
pozdrawiam! ;**8
Tak sobie patrzę i patrzę, i nie dostrzegam żadnej luki miedzy linią dolną nagłówka a postem. Więc nie wiem, o co biega.
UsuńA ja jestem Ci ogromnie wdzięczna za dotarcie do mojego umysłu. Spowolnienie procesu śledczego sprawia, że sama nie muszę na siłę kombinować, a spokojnie piszę bez stresu.
Chciałam zauważyć, że Filion już nie ma. Bo to styczeń, a ona była do końca roku. Więc Twoje życzenie się nie spełni.
Ale może właśnie ktoś inny wpadnie na rozwiązanie ;)
Postanowiłam odrobinę zaczerpnąć z seriali, w nich zawsze jest sceneria dotycząca odkrycia zwłok. I bardzo mi się ona spodobała :3
Mam nadzieję, że dalsze części tej sprawy Cię nie zawiodą ;)
Dziękuję za komentarz! :*
Ściskam!
Świetny rozdział! Perspektywa osoby, która znalazła ciało mogłaby pojawiać się częściej, dzięki temu jest ciekawiej i dobrze ci to wychodzi. Poza tym naprawdę się cieszę, że morderstwo nie zostało rozwiązane od razu, że stopniujesz nam tą przyjemność.
OdpowiedzUsuńWięc cóż... weny życzę. : )
Możliwe, że narrator trzecioosobowy będzie pojawiał się częściej, ale niczego nie obiecuję.
UsuńRozciągania finału będzie jeszcze więcej, przekonasz się ;)
Dziękuję za komentarz! :)
Hej :)
OdpowiedzUsuńKrótko, zwięźle i na temat:
Bardzo podoba mi się pierwszy fragment z perspektywy tego Andy'ego. To coś nowego ...
Śmiem twierdzić, że nasza kochana Roganowa para z rozdziału na rozdział robi się coraz bardziej słodka. A już najlepsza są sceny, jak się nawzajem droczą ... Aww ....
Wiesz, że 7.10 to data rocznicy mojej cioci? ;)
Cała ta sytuacja jest tajemnicza i trochę dziwna ... I właśnie dlatego znowu niecierpliwie będę czekać na jej rozwiązanie.
Weny, weny i jeszcze raz weny ;)
Ściskam mocno
~ Alex ♡ _ ♡
PS. Kocham tą piosenkę ☆_☆
Cześć :)
UsuńNie wiedziałam, bo niby skąd! Ale istniało prawdopodobieństwo, że z datą ślubu naszej pary ustrzelę się w datę prawdziwych ludzi. Wypadło na Twoją ciocię, jeej!
Rogan będzie miało swoje chwile, ale nie będą one w każdym rozdziale, od nich też trzeba odpoczywać ;)
Cieszę się, że rozdział przypadł Ci do gustu :)
Dziękuję za komentarz! :*
Czekaj….coś mnie ominęło? Jak to Kate i Diego się rozstali? Czemu? Co pominęłam? :(
OdpowiedzUsuńCiekawa zbrodnia, podoba mi się. Ciekawe jak się sprawa dalej rozwinie :)
No tak, rozstali się, po zaręczynach uczucie między nimi zaczęło gasnąć. Być może będzie to wyjaśnione.
UsuńJa sama nie wiem, co z tego śledztwa wyjdzie :D