poniedziałek, 29 lutego 2016

79 Red Motel


   Inspiracją dla tego rozdziału - bardzo, bardzo dużą - był mój ulubiony odcinek pierwszego sezonu Mentalisty. Jeśli ktoś będzie chciał, zdradzę na koniec sprawy, o który mi chodzi.

   Pewien instynkt się komuś włącza, ale to chyba dobrze.
   Nie znam się na stopniach policyjnych, pobieżny research nie dał odpowiedzi, należy mi to wybaczyć.
   Przyjemnej lektury!
_____________________________________




(...) czasem sprawiedliwym obrywa się za grzeszników.


     19 maja 2011 r.

     Od tysięcy lat ciemność budzi w ludziach niepokój i irracjonalny strach. Czym tak właściwie jest ciemność? To tylko brak światła. Nienamacalna materia pozbawiona jasności. To w niej wszelkiej maści przestępcy szukają azylu, osłony przed swoimi czynami. Złodzieje, gwałciciele, mordercy. Atakują wraz z nocą, bojąc się świateł dnia, łudząc się, że nigdy nie zostaną złapani. Sprawiedliwości nie obchodzi obecność światła, dopada każdego i tak.
     Jessica Raven nie słuchała, gdy ktoś prosił, by nie wychodziła z domu późnym wieczorem, bo może zostać zaatakowana przez typa spod ciemnej gwiazdy. Przez lata nic się jej nie stało, gdy wracała po imprezach czy pracy, więc i tym razem niczego się nie bała. Była pewna, że zdołała już na tyle oswoić ciemność, by czuć się w niej bezpiecznie. Zapomniała o tym, że ludzie nie mogą kontrolować natury, to ona ma we władaniu ziemię. Tej nocy ciemność wzięła na swój celownik właśnie Jessicę.
     Kobieta zaparkowała przed motelem, który przywodził na myśl te ze słonecznej Kalifornii, wyciągnęła z bagażnika dwie brązowe torby pełne zakupów spożywczych, po czym zaczęła wspinać się na drugie piętro po metalowych, nie do końca stabilnych stopniach. Będzie jeszcze musiała wrócić do samochodu, najpierw próbowała zmierzyć się z kluczem i drzwiami. Zdziwiła się, gdy zastała je otwarte. Tyle razy prosiła swojego chłopaka, by sprawdzał za każdym razem, czy na pewno zamknął za sobą drzwi do ich małego mieszkania. Czując niepokój, niepewnie przeszła przez próg, otwierane szerzej drzwi zaskrzypiały przerażająco niczym w horrorze.
      - Brad? - wyszeptała kobieta, przerażenie położyło swoje szorstkie dłonie na jej gardle. - Jesteś tutaj?
     Podniosła dłoń, by włączyć światło, ale jej plan napotkał mur. Ktoś ciężki stał tuż przy niej. Nie zdążyła krzyknąć, gdy potężna ręka przytrzymała jej głowę, a srebrny, duży nóż wyżłobił długą ranę na szyi. Poczuła, jak wypływa z niej coś ciepłego. Krew zaczęła zdobić dzieło mordercy, Jessica upadła głucho twarzą w dół. Próbowała złapać oddech, ale to było zdecydowanie na nic.
     W wąskiej łunie odbitego od księżyca światła dostrzegła przed sobą ciało. To był Brad. Martwy, z jego piersi niedawno przestała wyciekać posoka. jeszcze zachował temperaturę. Jessica wiedziała już, że to koniec. W jej myślach pojawiło się imię, ale gdy tylko go dotknęła, odeszła.
     Dwa trupy w jednym mieszkaniu. Dwie torby z porozrzucanym jedzeniem. Cisza po burzy.
     Ukryty w ciemności napastnik wyminął zwłoki i wyszedł z głową ukrytą dodatkowo pod kapturem, by kamery nie mogły zaprowadzić do niego funkcjonariuszy badających to morderstwo. W pewnym środowisku będzie ono szczególnie głośno komentowane. Zbiegł ze schodów, szybkim krokiem podszedł do czarnego samochodu bez tablic, wsiadł do niego i odjechał. Dopiero wtedy najbliższy sąsiad Jessici zdecydował się iść zobaczyć, co się dzieje i skąd te hałasy. Minutę wcześniej jego żona zadzwoniła na policję, niedługo ktoś powinien się pojawić.
     Śmierć przyszła pod numer jedenaście tego obskurnego motelu i zebrała satysfakcjonujące żniwo. Zaspokoiła swoje żądze i odeszła, zostawiając po sobie krzyk i lament.
     Policjanci dotarli na miejsce dziewięć minut po uzyskaniu zgłoszenia. Pierwszy do środka wparował młodzieniec o miłej aparycji, nie przygotowany na taki widok. Jak szybko wpadł do środka, bez pukania i wyciągniętej broni, tak szybko z niego wypadł, przygarnął do siebie donicę z uschniętą rośliną i zwymiotował swoją kolację. Żółtodzioby już tak mają.
     Jego partner, człowiek z kilkunastoletnim doświadczeniem, do całej sytuacji podszedł inaczej. Z większym dystansem. Nie zapomniał o swoim Glocku i czujności, z kieszenie kurtki wyciągnął małą latarkę i dopiero wszedł do środka. Otwarte drzwi mogły prowadzić na miejsce zbrodni, ale i w łapy przestępcy, któremu nie udało się jeszcze zbiec. Różne scenariusze należy wziąć pod uwagę podczas patroli, nigdy nie wiadomo, co może czekać na policjanta. Przeszedł przez próg spokojny, ale skoncentrowany, światłem omiótł wnętrze i westchnął. Chwycił za krótkofalówkę i nadał zwięzły komunikat.
     - Baza, tu porucznik Jones. Przyślijcie koronera i zawiadomcie detektywów z wydziału zabójstw. Mamy ciała.


****


     Obserwuję uważnie Logana, który pochylony nad katalogiem uśmiecha się niczym zawadiaka. Nie myślałam, że aż tak może się wczuć w to zadanie. Chyba bawi się nawet lepiej ode mnie.
     - Hej, a co powiesz o tej? - Wskazuje mi dłonią modelkę po lewej stronie. - Jest prosta, skromna, a jednocześnie piękna, tak że nie można oderwać od niej oczu.
     Spoglądam na długą do ziemi białą suknię z koronkowym dekoltem pozbawioną ozdób. Uśmiecham się. Mnie także się podoba. Bez udziwnień, długiego trenu, diamentów czy odkrytych pleców, na co Mia namawia mnie od czasu ustalenia daty ślubu.
     Mężczyzna patrzy na mnie.
     - To ja chyba zarezerwuję termin na przymiarkę.
     Śmieję się. Od czasu mojego powrotu marnotrawnej narzeczonej nasza relacja się pogłębiła, choć i tak ta więź była silna. Mimo natłoku pracy rozmawiamy ze sobą częściej i szczerze. Poruszamy różne tematy, nieraz podnosimy głos i śpimy osobno, ale moim zdaniem to tylko lepiej wpływa na nasz związek. Potrafię spojrzeć na niektóre rzeczy oczami Logana, a on moimi. Dogadujemy się tak dobrze, jak nigdy do tej pory.
     Przeciągam się, czas spędzony z pochyloną głową nie najlepiej wpłynął na mój kręgosłup.
     - Skoro to mamy już ustalone, to czy mogę obejrzeć serial? - pytam z nutką nadziei.
     Brunet patrzy na mnie pobłażliwie.
     - Poważnie? Chcesz mnie zostawić na resztę wieczoru i oglądać jakieś Białe kołnierzyki? Bo co? Znalazłaś sobie innego bruneta do kochania, tak*?

     Przewracam oczami. To on zaczął ten temat, sam się teraz będzie nakręcał i znowu ubzdura sobie, że zdradzam go z aktorem, którego nigdy osobiście nie spotkałam. Może ja jeszcze odwołam ten ślub?
     - Twoja zazdrość jest całkowicie bezpodstawna, wiesz o tym? Przecież mieliśmy sobie ufać.
     - Ufam ci - zapewnia mnie gorliwie, dotykając mojego policzka. - Po prostu nie ufam pewnemu bohaterowi i jego nagiej klacie.
     Otwieram usta. Absurdalną zazdrość o fikcyjną postać jeszcze jako tako potrafię zrozumieć. Ale żeby pozwolić sobie na spoilery? Nie mogę uwierzyć, że to powiedział!
      Strącam delikatnie jego dłoń w geście focha i patrzę na niego spode łba. Chce grać? Dobra, niech tylko liczy się z tym, że własna gra może przynieść mu klęskę. 

      - Uważaj, bym jego klatą nie jarał się bardziej niż twoją. - Puszczam mu oczko, po czym wstaję i idę do kuchni, gdzie wyjmuję z lodówki sok jabłkowy. Podobno po nim ma się bardziej kolorowe sny. - Na razie rywalizujecie o to, który ma ładniejszy, bardziej uwodzicielski uśmiech.
     Zerkam na mężczyznę przez ramię, wpatruje się przed siebie z zamyśloną miną.

     - Kto na razie wygrywa?
     - Nie powiem.
     Słyszę, jak przeciągle wzdycha, uśmiecham się pod nosem. Nie powinien myśleć, że jest jedynym mężczyzną w moim życiu. Dopóki śliczny pierścionek nie będzie miał za towarzyszkę obrączki, wciąż powinien o mnie zabiegać. Po ślubie też.
     Logan wchodzi do kuchni, gdy dopijam drugą szklankę napoju, a kiedy ją odstawiam, otacza mnie ramionami, czoło opiera o tył mojej głowy, jego oddech łaskocze mnie w kark.
     - Mogę przegrać z nim pierwsze miejsce uśmiechowego konkursu, ale chcę być pierwszy w twoim sercu.
     Beznadziejni romantycy - jeden z dwóch typów ludzi na świecie - wierzą, że Bóg powierzył im na Ziemi jedną osobę. Ponoć Boga nie ma, ale to nic, ja swoją osobę znalazłam i nie chcę jej oddawać.

     - Będziesz nim. Zawsze.
     Obejmuje mnie mocniej, jakbym była całym światem, którego nie chce wypuszczać z rąk. Obracam głowę, brunet wie, czego pragnę. Nasze usta spotykają się w czułym pocałunku, który powoli prowadzi nas dalej, namiętność wkrada się pomiędzy nas, ale szybko zostaje przerwana dzwonkiem telefonu.

     Logan odrywa swoje wargi, ale nie porusza się.
     - Musisz odebrać - zauważam.

     - Ale ja nie chcę - naburmusza się niczym małe dziecko. Bardzo urocze, kochane dziecko. - Zawsze, gdy robi się miło, ktoś musi nam przerwać.
     - Ciesz się, że to nie babcia Maddy z wiatrówką.
     - Celna uwaga. - Chwyta za leżący do tej pory na blacie telefon i odbiera. - Henderson, słucham.
     Przez kilkadziesiąt sekund do moich uszu dociera jedynie szmer przekazywanych informacji, brunet marszczy czoło.

     - Dobra, zrozumiałem. Tak, przyjedziemy oboje. Do zobaczenia.
     W chwili, gdy odkłada komórkę, jestem w przedpokoju i zakładam trampki. Jest ciało i potrzebna moja obecność. Czuję podekscytowanie. Morderco, nadchodzę.



****


     Miejsce zbrodni pasuje mi jako miejsce kręcenia jakiegoś taniego, podrzędnego thrillera. Wzdrygam się po wyjściu z samochodu. Majowy wieczór nie jest chłodny, ale przed motelem panuje iście grobowa atmosfera. Światła kogutów, policyjna taśma, mały tłum mieszkańców zgromadzony pod balkonami przy parkingu. Wszystko umilkło, pozwalając śmierci na spustoszenie i opuszczenie tego ponurego budynku.
     Idziemy z Loganem w stronę schodów, które nie zachęcają do wspinaczki po nich, ale wątpię, by była inna, bardziej stabilna droga na drugie piętro. Dostrzegam światła i otwarte drzwi jednego z mieszkań, widzę kręcących się tam techników. Przełykam ślinę. To może być dla nas długa noc.
     Za jednym z policyjnych wozów kryją się Diego i jego dwaj rozmówcy. Młodszy z nich kuca, jest niezwykle blady. Podejrzewam, że po raz pierwszy w życiu widział zwłoki, a to musiało wstrząsnąć nim dogłębnie i wywołać torsje. Wiem, jak to jest.
     Podchodzimy do nich.
     - Dobry wieczór - wita się Logan i przedstawia naszą dwójkę.
     - Porucznik Jones. - Coś w nim jest znajomego. - Dobrze, że już dotarliście. Sprawdźcie najpierw górę, ja opowiem Gomezowi, co wiem.
     - Dzięki za radę - brunet uśmiecha się do niego, chwyta za mój nadgarstek i ciągnie na schody. Nie widziałam jeszcze, by był posłuszny komuś, kto był jedynie świadkiem na miejscu zbrodni.
     - Znasz tego Jonesa? - pytam go, gdy wspinamy się na drugie piętro, jestem ciekawa, co mi odpowie.
     - Oczywiście, że znam. Jak zresztą każdy na szesnastym posterunku. To młodszy brat kapitana.
     Przystaję na szczycie schodów. No tak, podobna twarz i postura. Policyjna rodzinka. Ciekawe, czy młodszy z Jonesów też walczył o awans. Albo jest tym z braci, któremu na tytułach nie zależy.
     Stajemy przed drzwiami do mieszkania, oboje bierzemy głęboki wdech i wchodzimy do środka. Jak na tak małą przestrzeń kręci się tutaj sporo osób. Susan bada zwłoki kobiety i mężczyzny, dwójka jej podwładnych za drzwiami czeka z workami i noszami, czterech techników zajętych jest zbieraniem wszelkich możliwych odcisków. Praca w tym miejscu wre.
     - Cześć. - Logan kuca przy zwłokach obok patolog. - Co mamy?
     - Dobry wieczór. Para przed trzydziestką. On - rana postrzałowa z kalibru trzydzieści osiem. Jej podcięto gardło nożem kuchennym, który morderca kradł, czekając na nią. Mężczyzna zginął szybciej, jakąś godzinę wcześniej.
     Przechodzę obok ciał, lustruję podłogę, po której walają się opakowania z jedzeniem do odgrzania. Kucam przy woreczku z białym proszkiem. Nie wygląda mi to na narkotyki, mimo to proszę jednego z techników o rękawiczki. Muszę sama sprawdzić, z czym mam do czynienia.
     Sprawdzam zawartość, po czym rozglądam się ponownie po podłodze. Chwytam za klucze leżące obok sinej dłoni kobiety, której dane osobowe Adam przedstawia brunetowi. Podnoszę się, omijam blondyna i wychodzę na zewnątrz. Przystaję przed barierką i naciskam przycisk pilota, jedno z aut na parkingu daje o sobie znać odblokowanymi drzwiami i światłami. Na moje usta wkrada się uśmiech. Zbiegam schodami w dół i mknę w stronę pojazdu, za sobą słyszę kroki Diega.
     - Rose, co ty robisz?
     Nie odpowiadam, zaglądam przez szybę, ale nic nie dostrzegam. Otwieram drzwi z tyłu, po chwili prostuję się, obok Meksykanina stoi nasz szef. Obaj mężczyźni patrzą na to, co trzymam na rękach. A raczej na kogo.
     Kilkumiesięczną dziewczynkę ubraną w czerwoną sukienkę, z różową, uroczą opaską na małej główce pełnej jasnych włosów. Maleństwo przyjemnie ciąży mi na rękach, gaworzy coś po swojemu i wyciąga dłoń, by dotknąć mojego policzka.
     - Cześć. - Logan zbliża się do nas i wita z dzieckiem.
     - Jest zmarznięta - informuję. - Masz może jakiś koc?
     - Ja mam! - Diego rusza w stronę swojego samochodu, brunet przejmuje ode mnie dziewczynkę.
     - Skąd wiedziałaś, że tu jest?
     Uśmiecham się do mężczyzny.
     - Znalazłam mleko w proszku i butelkę leżącą na podłodze. Poza tym obok kanapy było maleńkie dziecięce łóżeczko, a na stole leżały maskotki. Denatka trzymała klucze w ręce, nie odłożyła ich do miski na komodzie, gdzie leżały klucze jej partnera, więc zamierzała wrócić do samochodu.
     Logan patrzy na mnie badawczo.
     - I dostrzegłaś to wszystko w ciągu dwóch minut, które spędziłaś w mieszkaniu?
     Wzruszam ramionami, patrzę, jak dziecko ciągnie niebieskookiego za kołnierz czarnej koszuli.
     - Po prostu ma się te zdolności. Czego dowiedziałeś się od Adama na temat ofiar?
     - Kobieta to Jessica Raven, lat dwadzieścia siedem. On zaś to Brad Sherman. Trzydzieści lat. Notowany za posiadanie i rozprzestrzenianie narkotyków na letnim festiwalu. Trzy lata za kratami, przeszedł program resocjalizacji, od trzech lat czysty. Możliwe, że ostatnio znowu się w coś wplątał, Jones mówił, że ostatnio dilerka znowu osiągnęła dawny procent w tej okolicy.
     Nieznacznie się kołyszę, co małej bardzo się podoba. Patrzę na tę dwójkę i myślę sobie, że Logan może być wspaniałym ojcem.
     - Musimy powiadomić opiekę społeczną - mówi brunet, kiedy Gomez pojawia się z kocem.
     - Co się z nią stanie? - pytam, współczując nagle tej małej istotce. Tak jak ja w przeciągu chwili została sierotą. Pochylam się ku niej, głaszczę jej główkę. Biedactwo.
     - Trafi do matki zastępczej, dopóki nie znajdziemy członka rodziny, który mógłby się nią zaopiekować - odpowiada Diego. - Dzwoniłem już, odebrała jakaś McKenzie, powiedziała, że mogą ją przyjąć na tę noc, ale nikt po nią nie przyjedzie.
     - To ją zawieziemy. - Nie będę mogła spokojnie zasnąć, nie mając pewności, że jest bezpieczna. - Raczej nie otworzymy tego śledztwa dzisiaj, prawda? - Patrzę błagalnie na niebieskookiego. Nie będę umiała skupić się na sprawie, jeśli to maleństwo nie będzie miało należytej opieki. - Prawda?
     Logan chyba współdzieli ze mną uczucia. albo to moje spojrzenie bezdomnego szczeniaka tak na niego podziałało, bo kiwa głową.
     - Masz rację. Susan zajmie się zwłokami, ale my nie zaczniemy, jest za późno. Masz zeznania Jonesa i jego partnera?
     Diego drapie się po karku.
     - Tak, mam, ale od tego młodego wiele się nie dowiedziałem, jest w zbyt dużym szoku, by się chociaż przedstawić.
     To on jest celem mojej pracy, dlatego mnie tutaj wezwano. A ja nie zamieniłam z nim ani słowa. Zerkam na Hendersona, to on tu rządzi.
     - Porozmawiasz z nim jutro. Diego, przekaż Sue, że może ruszać do ZMS, a porucznikowi powiedz, by przyjechał jutro z młodym. Technicy niech robią swoje. Ja i Rose odwieziemy małą.
     Meksykanin kiwa głową na znak zrozumienia.
     - Dobra, to widzimy się jutro. Branoc, Hendersonowie.
     - Dobranoc - odpowiadamy wspólnie, patrząc za nim.
     Logan podrzuca nieznacznie małą, by lepiej siedziała mu na rękach, panna czerwona-sukienka śmieje się radośnie. Niewiedza dziecka bywa powodem zazdrości.
     - Chodź, księżniczko - mężczyzna szepcze do jej maleńkiego uszka. - Odwieziemy cię do jakieś miłej i dobrej pani.
     Uśmiecham się, Logan naprawdę ma podejście do dzieci, a to chyba dobrze nam wróży.
     Rozstajemy się z Alisson - tak ma na imię ten słodki szkrab - z bólem serca i wracamy do mieszkania, by zebrać siły na kolejne wspólne śledztwo, które może być prost albo zmusić nas do manewrowania licznymi teoriami. Jednak noc nie jest dla mnie łaskawa.


****


     Po raz kolejny przewracam się na drugi bok. Mimo pewności co do Alisson, nie potrafię zasnąć. Drzemię jedynie, wyłączam się na kilkanaście minut i znowu jestem świadoma. Niepokój zagościł w moim sercu, nie potrafię się go pozbyć. Wzdycham cicho. Nie warto walczyć o sen, będąc na przegranej pozycji. Mogłabym wstać i pójść do kuchni po szklankę podgrzanego mleka, ale wtedy rozbudzę się jeszcze bardziej. Zanim ruszylibyśmy do pracy, byłabym zmęczona swoim niewyspaniem. Próbuję się dźwignąć, ale to skutkuje przyciągnięciem mnie do Logana, naprawdę nie pozwala mi od siebie odejść. Jego ramię otula mnie mocniej.
     - Gdzie się wybierasz? - pyta zaspanym głosem. - Dlaczego nie śpisz?
     Odwracam się w jego stronę. Błękitne oczy lśnią w mroku, wpatrzone we mnie. Czujne o każdej porze.
     - Martwię się o tę małą - wyznaję szczerze. - A co, jeśli dzieje jej się krzywda? - W mojej głowie pojawia się kilka ponurych scenariuszy, wyobrażam sobie to śliczne dziecko porzucone w jakimś kartonie w jakiś slumsach. Wzdrygam się.
     - Nic jej nie jest. - Brunet całuje mnie w czoło. - Opiekują się nią odpowiednio wykwalifikowani ludzie, nic jej nie grozi.
     Nie jestem przekonana, chciałabym pojechać i na własne oczy zobaczyć, że tej kruszynce nie dzieje się żadna krzywda. Logan odgarnia mi włosy.
     - Rano, gdy znajdziemy rodzinę któregoś z denatów, zapytamy o warunki do wychowania dziecka i zadzwonimy do opieki, by przywieźli Alisson na posterunek. Będziesz spokojna, gdy zobaczysz ją całą?
     Gdy ujrzę ją w tej czerwonej sukience, to tak.
     - Być może.
     Brunet dmucha powietrzem w moją szyję.
     - Nie wiedziałem, że obudził się w tobie instynkt macierzyński. Mam nadzieję, że o nasze dzieci też będziesz się tak martwić.
     Zamyka oczy i oddycha spokojnie, gotowy na powrót w ramiona Morfeusza. Patrzę na niego badawczo. Do tej pory nie rozmawialiśmy o prokreacji.
     - Logan - szepczę - ty chcesz mieć ze mną dzieci?
     Otwiera jedno oko. Może to nie najlepszy moment na podobną rozmowę, ale sam zaczął temat.
     - Oczywiście, że chcę. Pragnę założyć pełną rodzinę, gdzie jest mąż, żona i ich dzieci symbolizujące miłość tej pary. Dlaczego o to pytasz? Myślałem, że to dla ciebie jasne, gdy się oświadczałem.
     Nie wiem, co mam odpowiedzieć, łzy zaczynają dławić mnie w gardle. Przez lata żyłam w przeświadczeniu, że nie zdołam mieć tego, co moi rodzice. Albo że skończę jak oni. Dopóki nie zakochałam się w Loganie, nie planowałam żadnych wielkich rzeczy, żyłam chwilą i małą przyszłością, którą mogłam sobie zaplanować.
     Jedna łza wymyka się spod powieki i w świetle księżyca spływa po moim bladym policzku. Patrzę na mężczyznę i zaczynam najzwyczajniej w świecie płakać. Logan unosi się, przenosi do pozycji półleżącej i ciągnie mnie, bym zrobiła to samo. Poddaję się jego sile, opieram głowę na jego ramieniu, przyciąga mnie bliżej, oddycham prosto w jego szyję. Głaszcze moje włosy, a ja ronię kolejne łzy.
     - Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat teraz zachciało ci się szlochać - mówi cicho - ale pamiętaj, że tu jestem cały dla ciebie.
     Jestem beznadziejnym romantykiem. Od dziecka wierzyłam, że Bóg powierzył mi na Ziemi jedną osobę, którą pokocham prawdziwie i na zawsze.. Gdy zakończył się mój związek z Pablem, wiedziałam, że to nie on był tą osobą. Relacja z Ianem była kłamstwem z mojej strony. Najwyższy powierzył mi Logana, ale ja uciekałam od uświadomienia sobie tej prawdy. Gdy pozwoliłam Ojcu działać w moim życiu, stałam się szczęśliwa. Tak po prostu. Bo znalazłam tę jedną osobę, która mnie odwzajemniła i ofiarowała mi swoje doświadczone serce.
     Dotykam ustami policzka mężczyzny i składam na nim pocałunek.
     - Ile chcesz mieć tych dzieci? - pytam zaciekawiona. Skoro prowadzimy tę konwersację, to chcę, by była pełna. - I jak szybko?
     - Co najmniej trójkę, pierwsze w rok po ślubie.
     Odpowiedź Logana jest szybka, ale przemyślana. Już raz planował założenie rodziny, jego pragnienia się nie zmieniły. Uśmiecham się do siebie.
     - Przemyślę to - oznajmiam cicho.
     - Dobrze. Już ci lepiej? Bo wiesz, chciałbym wrócić do spania.
     Przewracam oczami.
     - Więc śpijmy.
     Układamy się wygodnie na łóżku, przytuleni do siebie odpływamy w sen, który teraz jest spokojny. Postanawiam pomyśleć poważnie nad słowami mężczyzny. Ja też chcę mieć z nim dzieci. I to szybko. Może nawet szybciej niż on.


****


     Biała tablica już na nas czeka, gdy docieramy na posterunek, Diego pracuje przy niej. Sądząc po narysowanej osi czasu, Susan dokonała już pełnej sekcji obu zwłok. Adam siedzi przy biurku i odbywa rozmowę telefoniczną. Mamy wszystko, by otworzyć to śledztwo. Pora brać się ostro do roboty.
     - Cześć, co już wiemy? - pytam, zasiadając za swoim biurkiem. Dopiero niedawno do niego wróciłam, nie mogłam przyjąć do wiadomości, że Michelle przy nim pracowała. Logan przemówił mi do rozsądku, mówiąc wprost, że nie pozwoli wrócić Filion do tego zespołu, bo on i Diego nie mają zamiaru się z nią więcej męczyć. Uwierzyłam mu na słowo, pewnie naiwnie. - Jakaś rodzina denatów?
     - Znalazłem ciotkę denatki - odpowiada Adam, a brunet ziewa. Chyba też się nie wyspał. - Lacey Carroll przygarnęła Jessicę Raven, gdy zmarła jej matka, a ojczym przez alkoholizm i konflikt z prawem nie mógł się nią zająć. - Unosi teczkę z dokumentami ofiar. - Lepiej będzie, jeśli pojedziecie do niej osobiście. Po rozmowie z nią podejrzewam, że jest na sporym kacu.
     Wzdycham cicho. Jeśli tak jest, ta kobieta raczej nie zaopiekuje się małą Alisson, a ja nadal będę się martwić i znowu nie zasnę.
     - A jakaś inna rodzina? - pytam. - Prawni opiekunowie?
     Dopóki nie wyrwą z moich rąk nadziei, będę wierzyć, że dla tego dziecka nic jeszcze nie jest stracone, że doczeka dobrego życia.
     - Brad miał siostrę, ale na razie nie udało się z nią skontaktować, będę próbował później.
     Chociaż tyle.
     - A porucznik Jones i jego partner? - pyta Henderson. - Chyba Benjamin i Franklin nie toczą żadnej wojny?
     Detektywi śmieją się, ale ja nie. Zbytnio nie wiem, co ich rozbawiło. Wzmianka o jednym z prezydentów?
     - Franklin to imię porucznika - tłumaczy niebieskooki. Teraz to ja się cicho śmieję, zrozumiałam.
     - Wpadną tu podczas przerwy. Na razie możemy jedynie zająć się billingami i monitoringiem.
     - No to do dzieła.

     W tym czasie wspomniany w rozmowie porucznik Frank Jones zajmuje się spisaniem raportu dotyczącego ostatniego patrolu. Robi to dokładnie, bez pominięcia wszelkich szczegółów przy przyjmowaniu zgłoszenia, miejsca zbrodni i wyglądu zwłok. Nie wspomina tylko o swoim partnerze, Johnie McClarku, który przyozdobił zeschniętą paproć niestrawioną treścią swojego żołądka. Dobrze pamięta, jak sam zareagował, gdy pierwszy raz natknął się na martwe ciało. Było odrobinę gorzej niż w tym przypadku - jego denat miał niespełna piętnaście lat, odcięte uszy, wydłubane oczy i pentagram wyryty nożem na brzuchu. Morderstwo rytualne. Przez dwa miesiące wierzył, że detektywi prowadzący śledztwo dadzą radę ująć mordercę. Do tej pory się to nie wydarzyło. Dlatego zwątpił w tych ważniejszych i nie przyjął awansu, choć wiele razy chciano nadać mu wyższą rangę. Tolerował jedynie brata, bo widział, że Ben jest detektywem z powołania. Frankowi wystarczają patrole, wystawianie mandatów i ochrona podczas przemarszów ulicami miasta.
     Zastanawia się, czy spotka się z nim W końcu brat jest szanowanym kapitanem, może nie znaleźć czasu na spotkanie ze zwykłym porucznikiem. 
     Stawia ostatnią kropkę i zanosi podpisany dokument do swojego przełożonego. Zerka na zegar; jeszcze przez kilka godzin będzie zajęty swoimi obowiązkami, później pojedzie na szesnasty posterunek. Ma jedynie nadzieję, że John będzie w stanie z nim pojechać, a zachwalana Rose Bennett zdoła wykorzystać swoje zdolności, by w młodym policjancie nie pozostała żadna trauma po tym zdarzeniu.
     W dni podobne do tego często nachodzi go refleksja, że może powinien wybrać sobie inne życie trzydzieści lat temu. Bardziej statyczne, ułożone. Może powinien znaleźć pracę jako mechanik, spotkać piękną dziewczynę, ożenić się z nią i założyć rodzinę. Jednak ciągnęło go do wymierzania sprawiedliwości. Chciał być jak ci bohaterowie komiksów, którymi zaczytywał się w dzieciństwie i jako nastolatek, a z których Ben się śmiał. Chciał być takim bohaterem, ale bez bycia bogatym. Uważał, że zanim dorobi się odpowiedniej fortuny, będzie za stary na bycie nowym Bruce'm Waynem.
     Rusza na poszukiwanie Johna, musi się upewnić, że przydzielony mu młodzieniec nie faszeruje się właśnie środkami uspokajającymi. Czuje się za niego odpowiedzialny niczym ojciec. Jak ojciec, którym nigdy nie umiał być dla swojej jedynej córki. Córki, która ostatniej nocy została zamordowana.
      ____________________
Cytat: Fermin Romero de Torres [w]: Więzień nieba, Zafon C.R., Wydaw. MUZA SA, Warszawa, 2013
* Logan ponownie jest zazdrosny o Matta Bromera grającego główną postać we wspomnianym serialu; jakby nie wiedział, że Matt dzieli z nim twarz.



6 komentarzy:

  1. Ta nowa formuła spraw przypomina mi trochę "Colombo". Oglądałam ostatnio kilka odcinków i tak mi się teraz skojarzyło.
    Jak Rose nie zorientowałam się na początku, że nasz porucznik jest powiązany z kapitanem. Ba, nawet nie zwróciłam na początku uwagi na nazwisko, a przecież diabeł tkwi w szczegółach.
    Dziecko w samochodzie również było zaskoczeniem. Początkowo sądziłam, że ofiara musi po prostu wrócić po resztę zakupów. Na córeczkę bym nie wpadła. Biedna mała została sama. Chociaż nie. Ostatnim zdaniem rozdziału zabiłaś mi kolejnego ćwieka. Ty to jesteś. Człowiek myśli, że Cię zna i może przewidzieć Twoje działania, a tu nie. Brawo, Cleo.
    W tym rozdziale Rose pobiła samą siebie tym pytaniem o dzieci. Dosłownie parsknęłam śmiechem. No, oświadczył się, chce się żenić, to chyba dzieci to oczywiste następstwo. Och, Rose. Ty to jesteś. Nie ma co.
    Przyznam, że jestem ciekawa tego śledztwa. Może być wiele rozwiązań, więc na ten moment żadnego nie zakładam.
    "Mentalisty" widziałam pół odcinka, więc o odcinek pytać nie będę.
    Pozdrawiam
    Laurie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nowa formuła podoba mi się coraz bardziej, bo mogę babrać się, jakbym sama była mordercą, uwielbiam opisywać zbrodnię.
      Początkowo miało być tylko pokrewieństwo między Frankiem i Benem, dopiero później stwierdziłam, że taka końcówka może być zaskoczeniem.
      Rose wywołała śmiech i u mnie :D
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  2. Nowa sprawa bardzo no się podoba, ale mam jedno malutkie pytanie ... Dlaczego nazwałaś denatkę Jessica? Tyle różnych imion, a ty akurat to wybrałaś.
    Wracając do treści.
    Nie spodziewałam się dziecka w samochodzie. Tu masz ogromny punkt za zaskoczenie. Rosie jest zauroczona dziewczynką. Zdecydowanie pasuje jej rola matki. W przyszłości na pewno będzie świetną rodzicielką.
    Zazdrość Logana o postać z serialu mnie zabiła. Tak bardzo wyobraziłam sobie tę sytuację, że ledwo powstrzymałam się od śmiechu. Ich rozmowa na temat dzieci była bardzo słodka.Od razu wyobraziłam sobie Rogan z trójka dzieci ... i wujka Diego xD
    Bardzo mnie ciekawi rozwiązanie tej sprawy. W końcu musze wiedzieć, kto zabił Jessi ... W takim razie życzę weny i czekam na następny ;)
    Ściskam mocno :*
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo spośród ponad trzystu stworzonych do tej pory postaci (przynajmniej trzystu) żadna nie miała na imię "Jessica", a powoli zaczyna mi brakować pomysłów na nowe dane osobowe.
      Ha, chciałam, byście byli zaskoczeni :D
      Logan mnie w ogóle zabija swoim zachowaniem, ale przemilczę to. ;)
      Wujek Diego. Huehuehuehue.
      Rozwiązanie proste nie będzie. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. "Nie zapomniał o swoim glocku" - Glock napisałabym z dużej.
    " nieraz podnosimy głos i śpimy osobno" - chyba właśnie tego mi w nich brakowało! Emocji.
    Czemu ona pozwala Loganowi wybierać z nią suknię ślubną!? Przecież to przynosi pecha! No chyba, że w takie rzeczy nie wierzą (ja w sumie też nie), ale mimo wszystko, nie pozwoliłabym, żeby mój chłopak zobaczył ją przed ślubem! :D
    "Ciekawe, czy młodszy z Jonesów też walczyć o awans" - też walczy, albo też chce walczyć.
    " Denatka trzymała klucze w ręce, nie odłożyła ich do miski na komodzie, gdzie leżały klucze jej partnera, więc zamierzała wrócić do samochodu" - niekoniecznie. Mogło ją coś nagle zainteresować, więc zamiast odłożyć klucze, poszła w głąb domu.
    "może być prost albo zmusić nas do manewrowania" - proste

    Czekaj, czy ja dobrze zrozumiałam, że Jess jest córką Franka, tego który ją znalazł? Mogło mi się coś popieprzyć, bo mam zryty mózg od ciągłego poprawiania racy inż, więc wybacz jeśli zacznę pieprzy pierdoły;D W każdym razie, az z ciekawości przeleciałam tekst jeszcze raz i... no tak! Wychodziłoby na to, że Frank jest ojcem Jess i że to on przybył na interwencję. Po pierwsze, zajebisty zbieg okoliczności, że to akurat on znalazł córkę, a po drugie jakim cudem nie okazał żadnych emocji? Przecież nawet jeśli nie utrzymywali kontaktu itp. to to jednak jego dziecko! Z podciętym gardłem. Jeju, ciekawi mnie jakim cudem on jest w stanie normalnie funkcjonować xD
    Ale też śpieszę z prośbą, żebyś mnie wyprowadziła z błędu jeśli coś popieprzyłam.

    Ta sprawa może być naprawdę ciekawa. Coś mi się nie wydaje, że tu chodzi o motyw kradzieży. Chociaż... może? Ale skoro Brad wyszedł jakiś czas temu z paki, to może tam miał jakiś wrogów, może zalazł komuś za skórę?

    Podoba mi się wprowadzenie tej dziewczynki;D Rose chyba ostro się napaliła na posiadanie dzieciaka. Ale to jej pasuje. Jest wrażliwą, romantyczną duszą i taki dobry mąż i cudowne, słodkie dziecko jak najbardziej by mi do niej pasowały. Takze... Logan, do dzieła!
    Chociaż zaczynam się zastanawiać, czy ona czasem nie będzie chciała adoptować tej małej xD

    Pozdrawiam! ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo za wyłapanie literówek! Miałam trochę na głowie i nie zrobiła korekty, a kolejne weekendy spędzone na studiach odbierają mi chęci na cokolwiek.
      Tak się składa, że Rose miała rację z kluczami. To mieszkanie w motelu, tam jest jedynie miejsce na aneks kuchenny, jeden pokój i mała łazienka, Jess nie miałaby gdzie iść.
      Tak, dobrze zrozumiałaś - Jessica to córka Franka Jonesa. Między zgłoszeniem zabójstwa a przyjazdem detektywów nie wiadomo, co robił Frank, może akurat wtedy przeżywał śmierć dziecka?
      Chciałabym spoilerować (jestem ponad pięć rozdziałów w przód i tę sprawę mam w całości opisaną), ale gryzę się w język. Wszystko zostanie wyjaśnione ;)
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń

Komentarze mile widziane :)