czwartek, 14 kwietnia 2016

82 You raise my up to more than I can be

     


Czasami w trudnych sytuacjach można pomylić współczucie z miłością.


     Wielu morderców potrafi skutecznie wtapiać się w tłum. Zna swoje najbliższe otoczenie, dobrze wie, jak się zachować, by nie wzbudzać w nim żadnych podejrzeń. Odgrywa rolę według scenariusza, który sam napisał. Zna wszystkie kwestie i nawet nie wyobraża sobie, by miała mu się powinąć noga. Los rządzi według innych zasad. Jeśli nie ma mowy o zbrodni doskonałej, zabójca powinien obawiać się każdego nowego dnia, bo może on przynieść pod drzwi jego mieszkania parę policjantów, którzy z wielką ochotą założą mu kajdanki na pokryte krwią ręce.
     Zdarzają się jednak tacy, co potrafią ukryć swoje mordercze zapędy nawet przed bystrym okiem detektywów Gdyby nie Phil, pewnie nadal przeprowadzalibyśmy rozmowy: ja z państwem Brown, u których pracowała Jessica, detektywi i agenci zaś z osobą-współpracownikiem Kyle'a. Odkrycie technika umożliwi nam szybsze przekazanie sprawcy tej tragedii federalnym - to oni będą sądzić mordercę pary. Nie pozostaje nam wiele do zrobienia.
     Logan nie był na mnie zły za wyjście podczas rozmowy, bo dowiedziałam się czegoś istotnego, ale nie obeszło się bez uwagi, że wolałby wiedzieć o tym, co planuję. Wytłumaczenie, że była to decyzja spontaniczna spowodowana nieprzychylnym spojrzeniem Wesleya Teddera, nie do końca go przekonała, ale nie ciągnął tematu. Jesteśmy blisko zakończenia sprawy, nie warto tracić czasu na coś, co już się wydarzyło.
     W biurze jest ciasno, ale agenci potrzebują dla siebie miejsca, nie możemy ich wygonić, dopóki nie wykonają swojej pracy.
     
Agent Tedder stoi przed oknem z twarzą zwróconą ku wejściu, obserwuje każdego, kto przekroczy próg. Mam wrażenie, że także ocenia. Prześlizguje się wzrokiem, i wyrabia sobie opinię, która pewnie nie za wiele ma w sobie z rzeczywistości. Przejście przez kurs psychologiczny może i czegoś uczy, ale nie czyni ekspertem Za jednym zachowaniem nie kryje się jeden powód. Tedder zdaje się tego nie zauważać.
     - Brownowie przyjadą? W ogóle powiedzieliście im, że ich gosposia nie żyje?
     Pamiętam o tym, co mój partner mówił na temat federalnych przed przedstawieniem mi Matta: powstaje u nich cecha wywyższania się zawsze, gdy mają do czynienia z kimś młodszego stopnia. Oczywiście, zdarzają się wyjątki - Robben jest jednym z nich - ale główny agent się w to nie wpisuje Jak agenci Jacobsen i Clinton siedzą cicho i nie odzywają się za często, tak Tedder jawi się gadułą. Nie chciałabym mieć takiego szefa, któregoś dnia bym nie wytrzymała i przywaliła mu w twarz, licząc się ze wszystkimi możliwymi konsekwencjami swojego zachowania.
     - Zostali poinformowani - odpowiadam - ale nie jesteśmy z nimi umówieni na rozmowę, bo mamy już zabójcę. - Nie podoba mi się użycie słowa umówieni, bo brzmi, jakby to miało być przyjacielskie spotkanie, nie przesłuchanie, ale nie znalazłam dla niego odpowiedniego synonimu.
     Tedder patrzy na mnie z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. Wiem, że nie lubi konsultantów, ale powinien zdołać już przyjąć do wiadomości, że jestem częścią zespołu, z którym współpracuje i że mam prawo odpowiadać na pytania, jeśli potrafię. Może w jego mniemaniu jestem nikim, ale to tylko jego wyobrażenie. Jesteśmy sobie równi, skróty przed nazwiskiem nie znaczą wiele, jeśli spoglądamy na siebie jak człowiek na człowieka.
     - A to niby dlaczego? - pyta, zakładając przed sobą ramiona. Chce wyglądać władczo, ale chyba zapomniał, że ten gets interpretowany jest jako próba obrony przed krytyką. - Nie znaleźliście na to czasu?
     - Przecież Rose powiedziała, że nie widzimy takiej potrzeby, nie dosłyszał pan? - broni mnie Diego, jemu także nie podoba się arogancja mężczyzny. - Jeżeli mamy mordercę, a udowodnienie jego winy nie będzie problematyczne, to nie uważa pan, że nie warto tracić czasu na zbędne rozmowy? Procedury biorą pod uwagę taką sytuację i klarownie ją tłumaczą. Czyżby u was w FBI były inne zasady działania?
     Swoimi pytaniami lekko utarł nosa agentowi, który prycha rozdrażniony i zwraca się do Logana, który bez słowa przygląda się tej wymianie zdań.
     - Chyba powinieneś pilnować swoich ludzi, bo inaczej ich cięty język sprowadzi na ciebie problemy.
     Detektyw mierzy Wesleya spojrzeniem, w kącikach jego ust czai się kpiący uśmiech, któremu przez szacunek do agenta nie pozwala się ujawnić.
     - Sami dobrze się pilnują, nie muszę się o nich martwić - odpowiada. Może powinien być bezstronny, ale przecież swoich ludzi nie zostawi w takiej sytuacji. - Poza tym ja też nie widzę powodu, byśmy mieli tu ściągać Brownów. Ich zeznania raczej niczego nam nie powiedzą.
    Tedder, pozbawiony wsparcia, gromi wzrokiem dwójkę pozostałych agentów. Zarówno Jacobsen, jak i Clinton nie wyglądają na zainteresowanych rozmową.
     - Chcecie jechać do tego mężczyzny czy wezwać go tutaj? - pyta najmłodszy. - Wygląda, jakby dopiero co ukończył szkolenie w Quantico. Powinien czuć respekt do najstarszego, czego po nim nie widać. Ciężka może być przyszłość agenta Jacobsena.
     - Jesteśmy skłonni jechać do niego i aresztować na miejscu, a później przewieźć tutaj na udowodnienie winy - tłumaczy Henderson - ale to do agenta Teddera należy decyzja.
     Agent nie jest zadowolony z odpowiedzialności, która spoczywa na jego barkach. Zachowuje się dziecinnie: nie podoba mu się nasze działanie, nie podoba mu się, gdy sam ma coś zrobić. Jak kobieta w ciąży albo i gorzej.
     - Dzwońcie po Brownów. Jacobsen, Bennett - patrzy na mnie ze złośliwym uśmiechem - będziecie z nimi gadać. Clinton, Chase, Gomez - szykujcie dowody. Ja i Henderson pojedziemy po tego waszego mordercę.
     Dobrze się bawi, rządząc nami. Ale już niedługo. Wyjedzie stąd, a ja postaram się jak najszybciej o nim zapomnieć. Nie warto psuć sobie nerwy dłużej, niż to potrzebne, przez kogoś potwornie irytującego.
     - Brać się do roboty. Henderson, za mną.
      Wesley kieruje się do wyjścia, nie powstrzymuję się i pokazuję język jego plecom. Mijający mnie Logan dostrzega to, zatrzymuje się i uśmiecha.
     - Ja chciałem pokazać mu środkowy palec. - Całuje mnie w czoło. - Bądź grzeczna, gdy mnie nie będzie, dobrze?
     Przewracam oczami. To fakt, zdarza mi się być nieuprzejmą, ale tylko w stosunku do osoby, która na to naprawdę zasługuje. 
     - Postaram się, ale niczego nie obiecuję.
     Wychodzi w ślad za agentem, a przy moim boku materializuje się Jacobsen. Niewiele wyższy ode mnie chyba jest moim rówieśnikiem. Bystre spojrzenie szarych oczu nie budzi niepokoju, przydługie włosy w ciepłym odcieniu blondu wyszczuplają jego twarz, która i tak jest smukła jak cała postać mężczyzny. Jest przystojny. Nie jak model z kolorowych magazynów, ale przykuwa uwagę i wzrok, z czego zdaje sobie sprawę, ale nie wykorzystuje w niecny sposób.
     - Jest pani gotowa? - Dobrze wie, że nie jest na swoim podwórku i powinien być kulturalny, podoba mi się to.
     Uśmiecham się.
     - Tak, jestem. Mam tu gdzieś numer do Brownów. A poza tym jestem Rose.
     Dopiero teraz mamy okazję przedstawić się sobie i porzucić formy grzecznościowe. Odwzajemnia uśmiech.
     - Jestem Damian. Dzwońmy więc.



****


     Zdarzają się chwile, kiedy to pragniemy siąść i bezczynnie siedzieć, zapominając o wszelkich zmartwieniach i obowiązkach. Leniuchowanie odbierane jest jako wada, ale każdemu należy się moment totalnego nicnierobienia. Dla mnie takie momenty następują właśnie na tym etapie śledztwa - morderca osaczony i łatwy do zakucia w kajdanki, a psycholog nie jest już potrzebny. Nie dziwne więc, że polecenie (rozkaz?) Teddera odrobinę mnie zezłościło. Ale będę grzeczna. Najlepiej jest postępować odpowiednio, zgodnie z zasadami, by zagrać komuś na nosie.
     Wraz z Damianem Jacobsenem zasiadamy w fotelach w pokoju socjalnym i słuchamy uważnie pani Brown. To kobieta przed sześćdziesiątką, zadbana, ale mająca w sobie coś z klasycznej babci - ciepły głos, roztacza wokół siebie zapach domowego ciasta. Jej starszy o kilka lat mąż ma gęste, siwe włosy, bystrym spojrzeniem czarnych oczu rejestruje to, co dzieje się w otoczeniu. Łatwo wyczuć miłość między tą dwójką. Miłość, która trwa od wielu, wielu lat i jeszcze trwać będzie.
     - To była bardzo miła i sympatyczna dziewczyna - opowiada o denatce pani Brown. - Zaradna i sumienna. Przykładała się do pracy. Nie musileiśmy jej prosić, by coś zrobiła, sama domyślała się tego, co jest potrzebne.
     - Była nieoceniona - dodaje jej mąż. - W naszym wieku takie wsparcie to konieczność. To okropne, że ktoś ją zabił. - W kąciku jego oka czai się łza, mężczyzna naprawdę się do niej przywiązał. - Nasze dzieci wyjechały do centrum albo na wybrzeże, dlatego też traktowaliśmy Jessicę odrobinę jak córkę. Będzie nam jej brakowało.
      Muszę przyznać, że nie takiej pary się spodziewałam. Myślałam, że Raven zatrudniła się u małżeństwa w wieku średnim lub młodym z dziećmi jako opiekunka. Jak drugi scenariusz brzmiał normalnie, tak pierwszemu towarzyszył obraz ubranej w garsonkę perorującej przez telefon bizneswoman na niebotycznie wysokich obcasach i pracującego głównie w domu mężczyzny niekontrolującego własnych rąk. Z jakiegoś powodu podejrzewałam Jessicę Raven o romans ze swoim pracodawcą. Jak mogłam się tak pomylić? Logan powinien dać mi szlaban na oglądanie seriali, inaczej moja umiejętność trafnego odbierania rzeczywistości umrze śmiercią tragiczną.
     - Jak długo Jessica u was pracowała? - zapytuje agent, a ja spoglądam na parę z szacunkiem.      Dali pracę kobiecie z małym dzieckiem, chwalą ją. To może być tylko gra, ale nie wyobrażam sobie, by tak miłe małżeństwo wykorzystało swoją gosposię.
     - Trzy miesiące - odpowiada kobieta. - Byliśmy zdziwieni, gdy na rozmowę przyszła młoda mama jeszcze karmiąca piersią dziecko. Chcieliśmy ją odwołać, ale była bardzo uparta. Tłumaczyła, że potrzebuje pieniędzy, by zapewnić córeczce dobry byt. Mówiła, że jej partner nie pali się do pracy, a ona nie może patrzeć na swoje płaczące dziecko. Zmiękło mi serce. Jessica była dobra i pracowita, przed nią nie mieliśmy podobnej gosposi. Ai Alisson pokochaliśmy.
     - Jessica przychodziła z nią do pracy? - pytam, a pan Brown przytakuje ruchem głowy. 
     - Tak było lepiej. Miała ją cały czas na oku, karmiła. Zrobiłem dla małej łóżeczko, by mogła spać w ciągu dnia. Jess pozwalała nam brać ją na spacery. Ufała nam, a my mogliśmy poczuć się, jakbyśmy mieli wnuczkę. Obie wniosły w nasze życie pewnego rodzaju światło.
     Dobrze wiem, o czym mężczyzna mówi. To samo czułam, gdy na świecie pojawiła się Violet. Opieka nad nią to nie tylko nowe doświadczenie, ale i obcowanie z cudem, jakim jest nowe życie. Troska, obawa, że wyrządzi się krzywdę tej niewinnej istotce. Obserwowanie, jak rośnie każdego dnia, jak się rozwija. Coś wspaniałego.
     - A co z nią? - dopytuje pani Brown. - Czy Alisson także coś się stało?
    Najwidoczniej informacje o małej pannie Raven jeszcze do nich nie dotarły. Odrobinę się cieszę, że mogę rozwiać ich niepokój. Zasługują na to, widać, że ta tragedia ich dotknęła.
     - Jest bezpieczna, jej dziadkowie starają się o tymczasową rolę rodziny zastępczej.
     Mówiąc te słowa, uświadamiam sobie, że właściwie Jolene i Gusa nie łączą żadne więzy krwi. Prawnie mogą nie spełniać warunków, by objąć opiekę nad dzieckiem. Wtedy pozostanie Frank.
     A z tego, co wiemy, Jones może być jedyną osobą mogącą zaopiekować się wnuczką.
     - Czy kiedykolwiek poznaliście państwo partnera Jessici? - pyta Damian. Dobrze mi się z nim pracuje, wie, o co powinien zapytać, by odpowiedzi mogły pomóc w śledztwie. Takiego partnera życzy sobie każdy detektyw czy agent.
     - Nie, nie mieliśmy okazji - odpowiada pan Brown. - Jess nie mówiła o nim często, ale wiedzieliśmy, że mieszka z nią w motelu i pracuje od czasu do czasu, kiedy ona coś mu u kogoś znajdzie. Była bardzo dobra, dziwiło nas więc, że związała się z kimś takim, ale przyjęliśmy to do wiadomości.
     Byli dość istotni w życiu Jessicy Raven. Dostrzegam, że także oni mogli być odbierani przez denatkę jako rodzina. Nie miała idealnego kontaktu z ojcem i ojczymem, więc wybrała ludzi, którzy mieli dać jej ciepło, jakiego nie zaznała. Ryzykowny cel, ale jej się poszczęściło. Szkoda, że nie miała tego dłużej.
     - Czy mówiła państwu o tym, że ma jakieś kłopoty?
     Czasami to przed obcymi otwieramy się szybciej i łatwiej. Nie oceniają nas po tym, czego od nas oczekują, ale według tego, jak nas widzą, mając z nami do czynienia po raz pierwszy.
     - Nie, nic takiego nie miało miejsca. Ostatnio chodziła lekko przybita, ale to dlatego, że szukała nowego lokum, nie chciała dłużej mieszkać w motelu - mówi pani Brown. - Zaproponowaliśmy jej, że udostępnimy połowę piętra - nasz dom jest za duży dla naszej dwójki - ale odmówiła, tłumacząc, że chciałaby wreszcie mieć coś swojego. Planowaliśmy dać jej premię, ale teraz... - Pociąga nosem. - Już na to za późno.
     Mąż otacza ją ramieniem i przytula do swojego boku. Przykro jest patrzeć, jak o wiele młodsza, bardzo dobra osoba odchodzi z tego świata w tak brutalny sposób.
     Jacobsen zerka na mnie, kiwam mu głową. Podejrzewałam, że rozmowa z Brownami wiele nie wniesie. Szkoda, że agent Tedder tego nie dostrzegł. Albo specjalnie na siłę kazał przeprowadzić tę rozmowę, bym była zajęta, kiedy on sobie tego życzy. Podły manipulator. Mimo to miło było poznać tę parę.
     - Dziękujemy bardzo za poświęcony nam czas.
     - My także dziękujemy.
     Małżeństwo opuszcza pokój, po chwili wraz z agentem kierujemy się do biura. Nie wiem, czym moglibyśmy się teraz zająć. Niedługo Tedder i Logan będą tutaj z głównym podejrzanym, Chigi przygotowali już materiały dowodowe. Wszystko zmierza do końca, nie warto na siłę przedłużać. Mam nadzieję, że do głównego agenta zdołało to dotrzeć.
     Po przekroczeniu progu biura uświadamiam sobie, jakie znużenie odczuwam, choć nic takiego się w ciągu dnia nie wydarzyło. Potrzebuję kawy, zwracam się do Damiana, czy też nie chce. Diego, słysząc słowo kawa, wydziera się na całe gardło, że też chce. Będę potrzebowała tackę, by przynieść wszystkie kubki za jednym razem.
     Czekam na zagotowanie się wody, kiedy do pomieszczenia wchodzi Logan.
     - O, tutaj jesteś. - Uśmiecha się do nie, a ja z otwartą buzią wpatruję się w jego twarz.
     - Co ci się stało? - pytam, gdy podchodzi na tyle blisko, bym mogła dotknąć jego siniejący policzek. - Zaatakował cię?
     Przez chwilę śmieje się złośliwie pod nosem.
     - Nie on. Jego żona.
     Patrzę na niego zaskoczona.
     - Jak to?
     - Tak to. Zakładałem mu kajdanki, bo Tedder mi kazał, a ta kobieta rzuciła się na mnie z pięściami. Odciągnąłem ją na bok i zakułem w drugie kajdanki, a Tedder dokończył moją wcześniejszą pracę. Teraz oboje siedzą w pokoju przesłuchań.
     Wyjmuje z szafki kubek dla siebie i wsypuje do niego kawę.
     - Może nie uwierzysz, ale oboje wiedzieli, co zrobił ich syn. Myśleli jednak, że Alisson to ich wnuczka/
     - Jaki więc był motyw? - pytam.
     - Tego idę się właśnie dowiedzieć z Tedderem. Adam i Clinton biorą ją na siebie. Później napiszemy raport i tyle. Możesz już jechać do domu.
     Na te słowa liczyłam kilka godzin temu. Uśmiecham się do mężczyzny i całuję go w obolałe miejsce, by szybciej ból przeszedł.
     - Będę na ciebie czekać.
     - No, ja myślę.
     Śmieję się wychodząc z tacą, pięć parujących kubków trafia po chwili w ręce oczekujących. Postanawiam wypić kawę w towarzystwie Diega i Damiana, pomagam im przy ściąganiu materiałów z tablicy i układaniu ich do raportu, po czym znikam z posterunku, metrem jadę do naszego gniazdka. Jak znam Logana, wróci z pracy głodny jak wilk. Trzeba mu ugotować coś dobrego.



****


     Mężczyzna jest wściekły, brakuje jedynie toczącej się z ust piany, by mógł przypominać pewne żyjące w lesie, chytre zwierzę. On nie był dość dobry, by przechytrzyć nas wszystkich. Może myślał, że dokona zbrodni doskonałej? Trzeba go uświadomić, że taka się jeszcze nie wydarzyła. Przynajmniej nie na mojej warcie.
     Agent Tedder siedzi obok mnie, patrzy, a właściwie taksuje wzrokiem mężczyznę naprzeciwko. Nie dziwię się, że obserwowany wzdryga się lekko, Tedder ma spojrzenie żmii, które lepiej unikać, jeśli nie jest się przygotowanym na wymierzoną w siebie porcję jadu.
     Czekam, aż partner zabierze głos. Sprawa została przekazana pod jego pieczę, zanim ruszyliśmy po zabójcę, ja tylko pilnuję, by śledztwo nie było niepotrzebnie wydłużane.
     - Myślałeś, że ci się uda, co? - Nie podoba mi się arogancki ton Wesleya, ale milczę. Niech już gra te swoje pierwsze skrzypce. - Zbyt duża pewność siebie gubi człowieka, mamusia tego nie uczyła?
     Zerkam na agenta z uniesioną brwią. Przesadza. To nie przedszkole, by bawić się we wkurzanie. Chyba że bardzo chce oberwać w pysk, nie będę przeszkadzał.
     Podejrzany nadal ma kajdanki na nadgarstkach. Wątpię, by nam zagrażał - jest dość wątłej budowy ciała, a nie ma opcji, by zadziałał tu efekt zaskoczenia. Może za to opluć agenta, po jego minie widzę, że bierze pod uwagę taką ewentualność.
     - Proszę łaskawie odpierdolić się od mojej świętej pamięci matki - cedzi, a Tedder udaje przerażenie. To nie teatr, ale oni chyba tego nie dostrzegają. - A może boli pana, że udało mi się wysłać do piachu dwoje ludzi?
     Jechanie komuś po ambicji także nic tutaj nie da. Miałem robić za tło, ale wolę uniknąć przemocy, na którą się zanosi.
     - Panie Jackson, proszę nam tylko powiedzieć, dlaczego pan to zrobił? Przecież to był pański syn!
     Gus patrzy na mnie beznamiętnie.

     - I co z tego? Był przestępcą! Kryminalistą! Nie go tak wychowaliśmy! Jego starsi bracia to porządni, poukładani ludzie, a on? Nierób jeden! - Na czole mężczyznę odznacza się widoczna żyła. - Zasłużył na to, jego dziwka też. Okłamali nas, że to nasza wnuczka! A tak wcale, kurwa, nie jest.
     W życiu każdego człowieka dochodzi do sytuacji, kiedy to prawdziwa natura daje o sobie znać w pełnej krasie. Tak jak teraz. Gus Jackson nie jest tą osobą, za którą go braliśmy. Jest zły, a jego czyny jedynie tego dowodzą.
     - Jolene ci pomagała?
     - Sama tego chciała. Wiecie, co to był za wstyd? Pojawiać się gdziekolwiek i słyszeć o synu nieudaczniku? Jolene przeszła załamanie nerwowe z tego powodu. A później poznaliśmy Alisson. Myśleliśmy, że chwyciliśmy Boga za rogi. Nie interesowało nas, że Kyle wcześniej nie powiedział, że kogoś ma. Cieszyliśmy się, że mamy wnuczkę. Jolene odżyła. Ale kilka tygodni temu zaczęła liczyć i doszła do tego, że Ally nie może być córką Kyle'a. Wiedzieliśmy, kiedy dokładnie był w Teksasie. Kolejny powód do wstydu! Jak wytłumaczyć sąsiadom, że to dziecko nie jest z nami spokrewnione? Przecież by nas obgadywali za naszymi plecami!
     A teraz niby nie będą? Małżeństwo okazuje się mordercami własnego syna i jego partnerki! I to tylko z powodu wstydu.
     - No to chyba wszystko jasne - burczy Tedder. - Wstawaj! - rozkazuje Gusowi. - Cela już na ciebie czeka, przyjemniaczku.
     Wychodzą, a ja oddycham głęboko. Koniec. Tylko raport i agenci wyjadą. Mam nadzieję, że już więcej nie będę miał do czynienia z Tedderem, bo chyba sam mu strzelę w twarz.
     Idę do biura, nucąc pod nosem. Ten dzień będzie dobry.




****


     Mieszkanie wspólnie to zawsze próba dla związku i charakterów dwóch kochających się osób. Poznajemy swoje nawyki, dowiadujemy się o tym, jakie zdolności kulinarne i gusta żywieniowe mamy. Występują kłótnie o porozrzucane na podłodze brudne skarpetki lub o dostęp do pilota. Ta decyzja może okazać się błędem , w przypadku moim i Logana pokazała, jak dobrze się rozumiemy i jak podobni do siebie jesteśmy, jednocześnie się różniąc. Czasami spieramy się o to, jakie jedzenie zamówić sobie podczas leniwego wieczoru, ale dochodzimy do kompromisu o zamawiamy ostrą, meksykańską pizzę.
     Na dzisiejszy obiad składa się grillowany kurczak, sałata z pomidorami i sosem vinegrette oraz frytki. Dobrze wiem, jak detektyw uwielbia to danie, przyrządzam mu je z radością. Będzie to dobre zwieńczenie dnia wypełnionego pracą.
     Właśnie kiwam się w rytm płynącej z radio letniej piosenki, kiedy dochodzi do mnie dźwięk przekręcanego klucza. Brunet wchodzi do mieszkania, a ja kładę na stół talerze i miskę z zieleniną. Mężczyzna pojawia się w kuchni i uśmiecha do mnie.
     - Cześć. Jestem wykończony.
     Nie dziwię się, spędził z Tedderem najwięcej czasu z całej naszej czwórki.
     - Jak mi przykro.
     Ironia pochodząca z moich ust nie dociera do dwudziestoośmiolatka. Zbliża się w moją stronę, kładzie dłonie na moich biodrach.
     - Tęskniłaś za mną?
     - Nic a nic.
     Z uśmiechem pochyla się i składa na moich ustach lekki pocałunek. Obejmuję go za szyję i oddaję gest z mocą. Uwielbiam być tak blisko bruneta, świat może przestać istnieć, gdy tkwię bezpiecznie w jego ramionach.
     Odrywam się od niego powoli, po raz kolejny rozanielony wyraz twarzy mężczyzny mnie bawi.
     - Przeczysz sama sobie, wiesz o tym? - zadaje mi pytanie, po czym zajmuje miejsce. - Moja kobieto, dawaj mi tu pachnące na cały budynek mięcho!
     Patrzę na niego z uniesioną brwią. Nieraz mówiłam mu, że zachowuje się jak jaskiniowiec. Za każdym razem odpowiada mi, że powinnam się cieszyć, że nie ma na stanie maczugi, wtedy byłoby jeszcze gorzej.
     Obiad spożywamy, rozmawiając przy tym o zakończonym śledztwie. Logan mówi o rozmowie z Gusem, wspomina też o zachowaniu Jolene, która rzuciła się na agenta Clintona z zamiarem wydrapania mu oczu/
     - Obezwładnili ją?
     - Tak i zakuli. Była wściekła niczym osa. Nie docierało do niej, że udało nam się dotrzeć do jej winy. Myślała, że plan jej i męża jest idealny. Chyba nie spodziewali się takiej mocy miejskiego monitoringu.
     No tak, zbyt pewni siebie ludzie nie biorą pod uwagę wszystkiego i popełniają błędy. A później się dziwią, jak to mogło im nie wyjść.
     - Dostała zarzuty?
     Logan chwyta palcami jedną z frytek i wkłada do ust, przeżuwa powoli i przełyka. Dobrze wiem, w co gra, nie pozwalam sobie stracić cierpliwość. Czekam spokojnie na odpowiedź i torturuję sałatę.
     - Współudział w zabójstwie, składanie fałszywych zeznań i czynna napaść na funkcjonariusza. Nie dostanie tyle, co mąż, ale i tak sobie długo posiedzi. Jak widać, wstyd za własne dzieci budzi mordercze skłonności.
     Mieliśmy już do czynienia z podobną sprawą. Możemy nie rozumieć tego motywu, ale przyjmujemy do wiadomości, że istnieje i stanowi problem w rozwiniętym społeczeństwie.
     Reszta posiłku odbywa się w ciszy. Sprzątam naczynia i wkładam je do zmywarki, zerkam na bruneta.
     - Smakowało?
     - Czy uśmiech zadowolenia widoczny na mojej twarzy ci nie wystarcza? - pyta zadziornie.
     - Wolałabym to usłyszeć.
     Przystaję przy stole i rozciągam się lekko. Logan wstaje i zbliża się do mnie.
     - Było przepyszne. Tylko trochę mało.
     Przewracam oczami. Gdyby ktoś chciał zrobić zdjęcie naszym talerzom zobaczyłby, ile mój narzeczony właśnie przed chwilą pochłonął.
     - Następnym razem zrobię więcej.
     Całuje mnie w czoło.
     - Trzymam cię za słowo. Co powiesz na ogłupiający wieczór przed telewizorem z lampką winą?
     - Brzmi dobrze. Znajdę korkociąg.
     Kilka minut później siedzimy obok siebie na kanapie. Opieram plecy o klatkę piersiową mężczyzny i wdycham zapach jego perfum. Brunet dzierży pilot i przeskakuje po kanałach, a ja delektuję się czerwonym trunkiem. Zastanawiam się, w jaki sposób zagaić rozmowę na temat, który chodzi mi po głowie. Logan może się przerazić, że znowu chcę go zostawić, a tak nie jest.
     - Hen? - zwracam się do niego jego przezwiskiem, na co szybko reaguje.
     - Co tam, Rae?
      - Pamiętasz, jak nie umiałam spać, a ty mnie uspokajałaś?
     - Masz na myśli tę noc zamartwiania się o Alisson Raven? Oczywiście, że pamiętam, przecież to było dwie doby temu.
     Odkładam kieliszek na stolik.
     - Rozmyślałam o tym, co mi powiedziałeś. Na temat naszych dzieci. Mam dwie uwagi. 
     Prostuje się nagle, zerkam na niego, błękitne oczy są czujne, a on sam zdystansowany.
     - Jakie dwie uwagi?
     - Po pierwsze, trójka dzieci powinna nam wystarczyć. Co do tego punktu możliwe są zmiany.
     - Okay. A po drugie?
     - Po drugie, pierwsze dziecko nie w rok po ślubie.
     Zapada cisza.
     - Dobrze.
     W głosie mężczyzny słychać smutek. Dotykam jego policzka.
     - To nie tak, jak myślisz. Nie później. Teraz.
     Pilot wypada z dłoni bruneta, który patrzy na mnie z niedowierzaniem. Podnoszę się odrobinę i całuję go. Jeden pocałunek, którym chcę rozpalić iskrę do czegoś więcej.
     - Ale że co? - Logan jest zdezorientowany, przez chwilę wygląda niewinnie. - Chcesz zajść w ciążę teraz?
     - Tak - odpowiadam, a moje policzki oblewają się rumieńcem. - Za ponad trzy miesiące będziemy małżeństwem. Mamy oszczędności, dobrą pracę, spore mieszkanie. Poza tym wierzę, że będziemy dobrymi rodzicami.
     Ponownie zapada cisza, mężczyzna patrzy na mnie, po czym chwyta  za tył głowy i przyciąga do siebie, całuje mnie gwałtownie. Siadam mu na kolanach i pogłębiam pocałunek. Po chwili ląduję na plecach, Logan nachyla się nade mną i wsuwa dłoń pod moją bluzkę.
     - Wiesz co? - pyta szeptem. - Przyjmuję oba postulaty.
     - Cieszę się.
     Grający telewizor jest tylko dekoracją, która się dla nas nie liczy. Realizujemy plan, który może przynieść nam prawdziwie żywe szczęście.
     

Josh, skradłeś moją duszę... <3

_____________________________
     Cytat: słowa Davida Martina w "Grze anioła" (Zafon C.R., Wydaw. MUZA, Warszawa, 2008)
   
     Jak uda mi się opublikować dwa rozdziały w tym miesiącu, będzie znakomicie. Liczę na więcej niż dwa komentarze. Aż dwa.

7 komentarzy:

  1. Dziecko?! Nareszcie! Oczekiwałam Rosję jako matki od sprawy z morderstwem chłopca z trisomią chromosomu 13 ♡ yaas rozdział mi się podoba, bardzo bardzoooooo! Znalazłam jedną przeoczenie spacji w tekście. Przy rozmowie z państwem Brown, przed pytaniem Rosie czy denatka przychodziła z dzieckiem do pracy. "Ai". Rozumiem, że miało być " A i" ? ;D Miłego wieczoru :) dobranoc :* / Kamila ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, Kami! Dawno Cię tu nie widziałam. Cieszę się, że historia nadal Ci się podoba :)
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  2. Dobra, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, ale jak to zawsze wychodzi, większość zbrodni ma proste motywy. Wstyd przed innymi - jak bardzo "twarz" jest ważna w dzisiejszym świecie. Myślę, że mogłabym zrozumieć zamordowanie Kyle'a, ale Jess? Nie zrobiła im niczego, a jednak znaleźli i dla niej winę. Tylko dlatego, że chcieli wyglądać przed ludźmi. Przykre.
    Agent Tedder też był bardzo przykry i dziecinny. Ciekawe, czy taki jest na co dzień czy coś mu się przydarzyło. Może nie jest to nic ważnego, ot taki tam szczegół, ale...
    Czytając początek części Logana na temat zbrodni doskonałej, pomyślałam, że chyba zapomniał o "Niech sprawiedliwości stanie się zadość" i się uśmiechnęłam. Jakaś "zbrodnia doskonała" była podczas jego warty ;)
    Rose znowu mnie zaskoczyła. Jak najbardziej pozytywnie. W porównaniu do niedawnej ucieczki chęć urodzenia dziecka tak szybko to jak niebo i ziemia. Wiem, że szykujesz jeszcze coś, ale mam nadzieję, że to nie przeszkodzi im w tych planach.
    Trzymaj się, Cleo. Po każdym deszczu w końcu wychodzi słońce. Niebo już takie jest :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać, każdy motyw jest dobry, by zabić.
      O tej sprawie Logan nie zapomniał, a jedynie wyparł porządnie jej wspomnienie; wciąż nie potrafi zdzierżyć, że Elena tak sobie z nim i zespołem pograła.
      Tedder. Chyba ma jakieś problemy emocjonalne, ale nic więcej mi nie powiedział.
      Rose już wie, czego chce od życia i po to sięga. Przynajmniej ona się ustabilizowała.
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  3. Hej :)
    Wpadam po długiej nieobecności. Przeczytałam ten rozdział i jestem zdumiona ile mnie ominęło. Najważniejsze: ZARĘCZYLI SIĘ! A co więcej - za chwilę biorą ślub i chcą mieć dzieci. Cudownie.
    Obiecuję, że w najbliższym czasie wszystko nadrobię.
    Buziaki :*

    Rebel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rogan ma się dobrze ze swoimi planami i ich realizacją, jestem z nich dumna <3
      Dziękuję za komentarz! :*

      Usuń
  4. Tender został tu pokazany dość negatywnie, ale ja go tak nie odbierałam. Cudem świata nie jest, ale nie pałam do niego niechęcią tak jak Rose i Logan. Nie wiem czemu xD
    Ci państwo, którzy przyjęli Jess do pracy to wspaniali ludzie. Nie często się zdarza, żeby pracodawca był tak wyrozumiały i sympatyczny w stosunku do pracownika. Jess nie mogła lepiej trafić. Oni zachowywali się wobec niej bardziej jak dziadkowie, a nie pracodawcy. I jeszcze pokój chcieli dać. Gdzie się kryją tacy ludzie!?

    Nie spodziewałam się takiego zakończenia śledztwa. Kurde, chyba miałam nadzieję, że w to wszystko umoczony jest ktoś inny. Jakieś porachunki sprzed lat, albo morderca-psychopata... A tu rodzice! I to czemu? Bo syn nie był wymarzonym synusiem, którym mogliby się chwalić. No cóż, jakoś mi go nie żal, ale Jess? No cóz... to naprawdę zaskakujące zaskoczenie...
    Będzie mały Logan<3 Bardzo podobał mi się ten krótki fragment z Rogan <3

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane :)