- Nie zmieniłem zdania. I właśnie w tym rzecz! Pragnę z tobą spędzić życie (...) jedynym logicznym powodem musi być to, że cię kocham.
20 sierpnia 2011
Bieg. Posuwanie się naprzód szybkim krokiem. Sposób przemieszczania się z miejsca na miejsce. Dotlenia, wyzwala endorfiny, dobrze wpływa na kondycję i ogólny stan zdrowia człowieka. Dla wielu staje się całym życiem; biegają rano i wieczorem, bo nie potrafią bez tego funkcjonować. Mnie także zdarzało się rekreacyjnie biegać, choć lepiej czułem się na boisku do koszykówki. Nie gardziłem jednak okazjami do spokojnej przebieżki na łonie natury.
Jednak pogoni za podejrzanymi nie można nazwać przebieżką, szczególnie gdy odbywa się on ulicami ruchliwego miasta w godzinach szczytu.
Moje stopy wybijają stały rytm. Adidasy w taki upał sprawdzają się idealnie, za to koszula nie. Jestem spocony, a nadal nie złapałem świadka. Nie wiem, jak idzie Diego, czy nasza strategia się sprawdza. Modlę się o to.
Biegnę dalej, starając się nie staranować mijanych ludzi. Nowy Jork jest pięknym miastem, ale liczba mieszkańców i turystów już nieraz sprawiała, że nienawidziłem Wielkiego Jabłka. Bywały chwile, kiedy miasto zamiast pomóc, przedłużało moją pracę detektywa. Wypadam za róg i omiatam wzrokiem otoczenie. Błędem podejrzanego jest czerwona kurtka, którą ma na sobie, ale ją przecież można ściągnąć. Tak ubrany na pewno rzuca się w oczy w upalny, letni dzień. Postanawiam skręcić w lewo. Jakiś czas temu Phil stworzył przestrzenną siatkę Manhattanu, zaznaczył wszystkie ścieżki i ślepe zaułki, nakazał się tejże mapy nauczyć. Twierdził, że to może nam się kiedyś przydać. W tej chwili jestem mu wdzięczny, wiem dobrze, jakie możliwości ma przed sobą nasz uciekinier.
Kogo gonię? Denisa Scheifera, pracownika banku, który najprawdopodobniej zabił jednego ze swoich klientów, gdy ten odkrył defraudacje na swoim koncie. Sprawa niezbyt skomplikowana, Rose nie bierze w niej udziału.
Zbliżam się do kolejnego skrzyżowania, a moje myśli biegnąc ku szatynce. Od kilku dni zachowuje się odrobinę dziwnie. Nie jak ona. Chodzi po mieszkaniu cicha, wydaje się być zamyślona przez większość czasu, który wspólnie spędzamy. Zapytałem, czy coś złego się dzieje, ale zaprzeczyła z uśmiechem. Powiedziała, że wszystko mi wyjaśni w odpowiednim czasie. Bałem się, że szykuje mi coś podobnego do marcowej ucieczki, ale wciąż jej ufałem. Wiedziałem, że mnie niczym nie zawiedzie. Żałuję tylko, że nie spędzamy razem poranków; wychodzę, kiedy Rose dopiero pije kawę. Dobrze, że niedługo będę miał urlop. Byle do ślubu - wtedy będziemy mieli kilka dni tylko dla siebie.
Dostrzegam przed sobą odzianego w czerwoną kurtkę mężczyznę. Uśmiecham się pod nosem. Do tej pory pewnie jest mokry w podobnym do mnie stopniu i ma problem ze ściągnięciem tego ubrania. Męczy się, nie zauważa zmierzającego w jego stronę Gomeza. Mamy przewagę liczebną i efekt zaskoczenia, nie dziwię się więc, że w przeciągu pół minuty Scheifer leży twarzą do chodnika, a mój partner skuwa jego nadgarstki.
Ocieram pot z czoła, zerkam na zegarek.
- Dobra robota. Trzy minuty i jakieś czterdzieści dwie sekundy.
Ciemnooki prostuje się, ciągnąc za sobą nieszczęsnego Denisa.
- Ta, dobra robota, wypadliśmy z formy. Pamiętasz, jak kiedyś schodziliśmy poniżej dwóch?
- Stare, dobre czasy.
Po tym, jak dotarliśmy się jako zespół, często ścigaliśmy po ulicach świadków, biliśmy własne rekordy życiowe. Ich znajomość zawdzięczamy Gomezowi, który w sekundę ustawiał stoper w zegarku i monitorował czas, który później zapisywał w odpowiednim zeszycie. Teraz jesteśmy starsi, a wiek odbija się na naszej kondycji. Mimo to i tak poszło nam szybko.
Patrzę na podejrzanego i uśmiecham się złośliwie.
- Ucieczki to chyba nie pana bajka. Idziemy.
Wracamy do samochodu zaparkowanego przed bankiem. Chcieliśmy spokojnie porozmawiać z Scheiferem, gdy wyjdzie z pracy na lunch, a dostaliśmy po sporej porcji endorfin podczas biegu. Teraz mamy powód, by zabrać go ze sobą na posterunek.
Wpycham mężczyznę na tył pojazdu, zatrzaskuję głośno drzwi i opieram się o karoserię, partner przygląda mi się z uniesioną brwią.
- Nie tak wyobrażałeś sobie swoje ostatnie dwudzieste, co?
Ma rację. Chciałem, by było spokojniej. Spodziewałem się pracy w ten dzień - zło nigdy nie śpi - ale bez wysiłku fizycznego. Los lubi pokazywać, że to on ma najwięcej do powiedzenia.
- Nie, ale nie ma tak źle - odpowiadam.
- Nie łam się, wieczorem się zabawimy.
Uśmiecham się pod nosem. Mimo mojego protestu Rose postanowiła urządzić dla mnie małe przyjęcie. Uznała, że skoro ona zgodziła się szukać suknię ślubną podobną do tej, którą wybrałem, sam powinienem się poświęcić. Wsiadam do samochodu odrobiny pokrzepiony myślą, że za kilka godzin będę mógł się napić piwa i pobyć z bliskimi. Z tego, co udało mi się dowiedzieć, w Darcy's nie pojawią się Chris i Marlene - kochani studenci spędzają wakacje w Georgii u znajomych - nie zjawi się także Kate, która od wyjazdu do Teksasu nie opuściła tego stanu. Widzę po Rose, jak bardzo tęskni za swoją najstarszą przyjaciółką. Obiecuję, że zrobię wszystko, by zjawiła się na naszym ślubie. Pablo i Mary postarają się dotrzeć na przyjęcie urodzinowe, choć obawiam się, w jakich humorach będą, ostatnio często się kłócą.
Dobrze, że przynajmniej Hendersonowie będą w komplecie.
Diego zgrabnie prowadzi pojazd, po kilku minutach zajeżdżamy przed komisariat. Przesłuchamy Scheifera, wręcz z nim skończymy i będę mógł wrócić do siebie.
Ciekawe, czy dowiem się, co takiego ukrywa przede mną narzeczona. Bardzo chciałbym poznać tę tajemnicę. Jakakolwiek by ona nie była.
****
Sierpniowe popołudnia mają w sobie magię, która odróżnia ten miesiąc od innych. Słońce daje ciepło, które otula, ale nie razi. Niebo jest domem dla obłoków. Jeśli akurat nie wydarzy się jakaś burza spowodowana niemiłym spotkaniem dwóch mas atmosferycznych o innym natężeniu elektrycznym, są to bardzo miłe popołudnia, o ile nie siedzę akurat w pracy. Wtedy pioruny mogą walić, ile chcą. Choć martwię się wówczas o Bennett - od czasu pewnego zdarzenia w dzieciństwie prawie panicznie boi się burzy, lepiej być blisko szatynki i troszczyć się, by nie widziała piorunów.
Początkowo jej zachowanie wydawało mi się śmieszne, ale widząc przerażenie w szarych oczach kobiety, zrozumiałem, że jej strach nie jest udawany. Postanowiłem być jej rycerzem zawsze, będę chronić ją przed wszystkim, czego się obawia, ale spróbuję też nauczyć ją pokonywać lęk.
Chciałbym być już z nią teraz, ale musimy przesłuchać Scheifera. Opieram się o ścianę przy drzwiach i obserwuję mężczyznę. Diego siedzi przy stole i z lekką pogardą przygląda się Denisowi, który zachowuje się jak piesek cziłała w niebezpieczeństwie: rozgląda się i strzęsie, jakby pilnie potrzebował skorzystać z toalety. Ten postawny osobnik boi się przesłuchania, dotychczasowa zuchwałość gdzieś przepadła. W chwili prawdy okazujemy się malutcy.
- Zróbmy to szybko - zaczyna ciemnooki. - Mamy dość dowodów, byś na lata znalazł dla siebie stałe lokum. Zabiłeś Ruperta Harvey'a, bo odkrył twoje grzeszki. Z premedytacją ukatrupiłeś go w jego kuchni tasakiem. Jeden precyzyjny cios w głowę. Narzędzie zbrodni znaleźliśmy w twoim bagażniku, w pralni dostaliśmy potwierdzenie tego, że oddałeś zakrwawione ubranie. Twoje alibi okazało się kłamstwem. Czy masz nam coś jeszcze do powiedzenia?
Przy tylu informacjach człowiek czuje się osaczony. Podejrzany powinien.
Scheifer pochyla się do przodu i wypowiada kilka słów:
- Chcę adwokata. To wszystko.
Takie zakończenie spraw lubię najbardziej, choć istnieje przy nich prawdopodobieństwo, że jest to podstawienie karku za kogoś o wiele gorszego, prawdziwego mordercy.
Mężczyzna zostaje odprowadzony do aresztu, a ja idę do biura wziąć się za papierową robotę. Jest ona zwieńczeniem każdego dochodzenia, zabiera masę czasu i chęci. Jak dobrze, że bliżej wyjścia z pracy, marzę o prysznicu.
- Co tam? - pyta Adam, gdy siadam przy swoim biurku. - Koniec?
Uśmiecham się.
- Tak, nareszcie.
Śledztwo pochłonęło cztery dni, w ciągu których prawie nie byłem w mieszkaniu, jedynie po krótki sen i kąpiel. Jak tylko wrócę do domu, zacznę nadrabiać stracone chwile z Rose.
- Jak humor przed przyjęciem?
Obaj detektywi i kapitan zostali zaproszenie - są tą częścią mojej pracy, z którą lubię mieć do czynienia w wolnym czasie. Ich towarzystwo przeszkadzało mi tylko czasami, ale wiedzieli dobrze, kiedy odpuścić. Przez lata zdołaliśmy się dotrzeć w wielu aspektach.
- Dobry. Przecież to urodziny jak każde inne.
W przeciwieństwie do narzeczonej nie przeraża mnie starzenie się. To przecież normalna kolej rzeczy. Metryka się zmienia, ale ja nie bardzo. Zdobywam nowe doświadczenie i mądrość. Zbliżam się do pierwszych siwych włosów, ale nie martwię się. Patrząc na tatę, mam nadzieję, że zestarzeję się z klasą jak on. Jestem pewien, że ze zmarszczkami też będę przystojny.
- Wpadniecie we trójkę, prawda? - upewniam się.
- No jasne. - Blondyn szczerzy się w moją stronę. - George nie przegapi żadnej okazji na zabawę balonami. Przygotujcie się tylko na jego nagły wybuch płaczu załamanego dwulatka, kiedy któryś z nich pęknie mu w dłoniach.
Śmieję się. Syn detektywa - bardzo podobny do ojca - jest żywym szkrabem legnącym do ludzi. Z czasem może zamknąć się w sobie, ale teraz uwielbia się bawić. Jestem ciekawy tego, jaki człowiek z niego wyrośnie.
Napisanie raportu przedłuża się przez tłumaczenie Gomezowi, że nie muszę oznajmiać w nim, co dokładnie jadł podejrzany przed tym, jak rzuciliśmy się za nim w pościg, ale w końcu jest on pełen, a ja mogę iść do mieszkania, gdzie czeka na mnie Rose.
Reszta dnia rysuje się dobrze. Tylko na niespodziankę, o której się dowiaduję, nie jestem w żaden sposób przygotowany.
****
Wsłuchuję się w dźwięk płynącej wody i oddycham głęboko. Nie lubię, kiedy kręci mi się w głowie, szczególnie gdy za szybko wstanę. Opieram się dłońmi o blat stołu i staram się nie myśleć za wiele. Za godzinę powinniśmy być w Darcy's, jestem już ubrana w letnią sukienkę w kwiaty, ale nie mam ochoty tam iść. To ja jestem pomysłodawczynią tego przyjęcia, która teraz najlepiej zostałaby w domu.
Przybliżam się do okna i otwieram je, wdycham powietrze wciskające się do środka, chłód na policzkach odrobinę mi pomaga.
- Znowu kręci ci się w głowie? - dociera do mnie głos Logana, odwracam się w jego stronę.
Kiedyś wyobrażałam sobie, jak to brunet chodzi przepasany w talii ręcznikiem z mokrymi włosami, teraz mam ten widok naprawdę. Mimo to nie potrafię ukryć rumieńca za każdym razem, gdy widzę go w takim stroju. Nagość nie jest nam obca, ale mając z nią do czynienia, nadal zachowuję się jak niewinna nastolatka, co bardzo śmieszy mojego narzeczonego.
- Tak, ale już przechodzi, nie musisz się o mnie martwić.
Przybliża się do mnie z uśmiechem na przystojnej twarzy.
- Ale chcę. Za to ty nie musisz się tak rumienić, wyglądasz jak postać z tych twoich anime dla dzieciaków z gimnazjum.
Przewracam oczami.
- Ciesz się, że nie krwawię przy tym z nosa. Wtedy miałbyś prawdziwe shoujo anime.
Śmieje się i chwyta za moje biodra, przyciąga do siebie. Kładę dłonie na jego nagiej skórze.
- To byłby najlepszy komplement dotyczący mojego wyglądu. - Patrzy mi w oczy, po czym pochyla się i składa na moich ustach pocałunek. - Smakujesz truskawkami, a poza tym... - Oddala się na wyciągnięcie ręki i taksuje mnie wzrokiem, wciąż dotykając, jego spojrzenie trochę za długo tkwi na wysokości moich piersi. - Wyglądasz pięknie. Chcesz przyćmić mój blask na moich własnych urodzinach?
Uśmiecha się szelmowsko, czego nie potrafię nie odwzajemnić. Myślałam, że wróci z pracy zmęczony i niechętnie będzie się zbierał na zabawę, jestem mile zaskoczona. Kolejne zakończone śledztwo jest odpowiednim powodem, by się zrelaksować.
- Nie jest to zamierzone, ale jeśli się wydarzy, mnie nie wiń, ja tak po prostu mam.
Ponownie się śmieje i całuje mnie.
- Co dla mnie przyszykowałaś?
- Trzy koszule: czarną, białą i granatową.
- Co proponujesz?
- Białą i czarną kamizelkę.
Całuje mnie w czoło i wypuszcza z objęć.
- Przekonajmy się, czy powinienem zaufać ci w tej kwestii.
Idzie do sypialni, a ja przystaję przy oknie. Jest mi lepiej, ale spodziewam się, że ten stan powróci. Dobrze, że dzisiaj Logan dowie się, co mi jest. Skoro zostało to potwierdzone, nie warto się z tym dłużej kryć. Pewnie sam się już domyśla.
Po kilku minutach wraca ubrany według moich zaleceń i wygląda fantastycznie. Uśmiecham się do niego, gdy rozkłada ręce.
- Co myślisz? - pyta przygotowany na miłe słowa.
Ode mnie ich nie usłyszy.
- Koszula dobrze leży, kamizelka zapewnia kontrast, jest dość elegancko. Jedynie modela bym zmieniła.
- Ożesz ty. - Zbliża się do mnie. - Naprawdę chciałabyś widzieć zamiast mnie kogoś innego?
Podchodzę bliżej niego, zarzucam mu ręce na szyję.
- Nie. Chcę tylko ciebie. A skoro spełniasz moje marzenie o posiadaniu chłopaka lubiącego kamizelki od garnituru, jestem jeszcze szczęśliwsza.
- Ja zawsze pragnąłem, byś zwróciła na mnie uwagę. To miłe, że obojgu nam spełniło się marzenie.
Słowa Logana wprawiają moje serce w dziwny galop. Patrzę na mężczyznę bez słowa, a w oczach czuję wzbierające łzy. Nie wiem jak, ale detektyw zawsze wie, co powiedzieć, bym poczuła się wyjątkowa i najważniejsza. Brunet nie wydaje się być typem romantyka, ale macho przebierającego w kobiecych sercach, mimo to jest bardzo czuły. Wspaniale jest być jego narzeczoną i zapewnianą o miłości.
- Chyba musimy już iść, co? - zapytuje, a ja kiwam głową. - Dobrze się czujesz?
Nieraz podejrzewałam, że ma skaner albo rentgen w oczach - niczym Superman - bardzo często dostrzega mój stan, choć ja robię wszystko, by go przed nim zataić.
- Tak, jest dobrze.
Ale to się może zmienić, jeśli natychmiast nie wyjdę z budynku. Oblewa mnie nagły gorąc, pojawia się znane już uczucie w środku.
- Tylko potrzebuję chwili - dodaję szybko, kierując się w stronę łazienki.
- Jasne. - Brunet uśmiecha się. - Poczekam w przedpokoju.
Przez sekundę unoszę kąciki ust, po czym zamykam za sobą drzwi i dopadam do muszli, niestrawiona treść prawie pustego żołądka opuszcza moje ciało. Nienawidzę tego.
- Wszystko w porządku? - pyta Logan, kiedy zjawiam się przy jego boku.
- Oczywiście. - Puściłam wodę z kranu, by nie poznał prawdy zbyt wcześnie. Choć jako spostrzegawczy detektyw już powinien ją znać. - Idziemy?
Otwiera przede mną drzwi.
- Chodźmy świętować.
****
Uwielbiam spacerować z Loganem, mając swoją dłoń w jego, daje mi to poczucie bezpieczeństwa i bliskości. Zbliżamy się do restauracji pogrążeni w rozmowie na temat naszego ślubu. Wiele szczegółów, jak sala i wstępny plan rozsadzenia gości, nie zajmuje już naszych głów, także drużbę mamy już dobraną. Jestem dobrej myśli co do tego dnia.
- Naprawdę uważasz za genialny pomysł, by Matt przemawiał podczas wesela? - pytam. - A co, jeśli powie o czymś, o czym lepiej nie powinnam wiedzieć?
Logan przez chwilę myśli nad odpowiedzią, na jego twarzy pojawia się ironiczny uśmieszek.
- Nie martwię się o to. Wiesz o mnie wszystko, nawet więcej od niego. To trochę przerażające.
Dobrze jest znać zalety i wady partnera - niczym nie zaskoczy - zaś trwanie przy jego boku jest najlepszym dowodem na akceptację całej jego osoby.
- Za to zastanawia mnie, czy ty jesteś przekonana do sukni, którą założysz w ten uroczysty dzień.
Brunet wie, że finalnie nie zdecydowałam się na model, który mi zasugerował w katalogu, ale nie jest o tym zły, przecież i tak do dnia ślubu nie powinien mnie w niej zobaczyć.
Przełykam ślinę. Może nie jest tego świadomy, ale właśnie zagaił temat, który jest dla mnie użyteczny do zaprezentowania niespodzianki.
- Oczywiście, że jestem. I ty także będziesz, kiedy mnie w niej zobaczysz.
Jesteśmy tuż przed Darcy's, narzeczony otwiera przede mną drzwi.
- Tylko muszę porozmawiać z babcią - kontynuuję wątek - o tym, czy da się ją minimalnie poszerzyć. W końcu do października mogę przytyć kilka kilogramów. Tradycji stanie się zadość.
Widzę, jak zamiera, ale ignoruję to i wchodzę do środka.
Witają nas okrzyki rodziny i przyjaciół, po chwili głośne Sto lat przetacza się przez restaurację niczym mały huragan. Nie nadaje się do nagrania, mimo to Adam dzierży w ręce włączoną kamerę. Przebiegam wzrokiem po zgromadzonych. Pablo i Mary jeszcze nie dotarli, ale reszta zapowiedzianych gości tu jest. Uśmiecham się. Miło będzie spędzić w ich towarzystwie resztę dnia.
Po odśpiewaniu urodzinowej piosenki na środku sali tworzy się wężyk: pora na osobiste życzenia i składanie prezentów u stóp Logana. Jako mieszkająca z nim narzeczona byłam pierwszą osobą, od której otrzymał życzenia i podarunek - płytę zespołu, który ostatnio mu się spodobał, kubek oraz książkę, o której kilkukrotnie wspomniał. Radość na jego twarzy mówiła jedno - trafiłam. Cieszy mnie to.
Gdy inni wieszają się solenizantowi na szyi, ja podchodzę do baru i nalewam sobie do wysokiej szklanki trochę soku pomarańczowego. Ostatnimi czasy to jedyny napój obok wody mineralnej i zielonej herbaty, który mój organizm (w większości mój) toleruje. Moje serce krwawi, bo porzuciłam ukochanego earl grey'a, ale to tymczasowe, przecież do niego wrócę.
Po kilkunastu minutach Logan jest wolny od czyjeś obecności w swojej przestrzeni osobistej, goście tworzą okrąg, w którego centrum znajduje się Henderson. Czekają na zaproszenie do świętowania, Logan wpatruje się w podłogę. Jest jakiś nieswój, inni także to dostrzegają.
- Stary, co ci jest? - pyta Diego, który nigdy nie ma oporów przed odezwaniem się.
Brunet zerka na niego przelotnie, uśmiech szczęścia błąka się po jego twarzy.
- Nie jestem do końca pewien, ale chyba przy wejściu tutaj Rose powiedziała mi, że będę ojcem.
W lokalu zapada cisza. Goście patrzą to na mnie, to na Logana, jego wzrok próbuje wtargnąć do mojej duszy, w niebieskich oczach pojawiają się złote iskierki. W spokoju dopijam sok, odkładam szklankę i odwzajemniam spojrzenie ukochanego.
- Dlaczego tak na mnie patrzysz? - pytam. - To także twoje dzieło.
To, co dzieje się po moich słowach, można przyrównać do wybuchu wulkanu. Wrzawa, okrzyki, oklaski. Babcia Maddy porywa mnie w ramiona, Logan także ginie w kolejnych objęciach. Wszyscy nam gratulują, musi minąć dłuższa chwila, byśmy spotkali się twarzą w twarz. Błękit mokry jest od wzbierających łez.
Gdy tak stoimy naprzeciw siebie, goście biją nam brawo, a z głośników leci nasza piosenka. Brunet pochyla się i całuje mnie. Czule i długo.
- Kocham cię. Ze wszystkich istot na świecie wybrałem ciebie - najbardziej sarkastyczną osobę, która po raz kolejny czyni mnie najszczęśliwszym człowiekiem we wszechświecie. Kocham cię, Rae.
Muskam jego usta jak przy naszym pierwszym pocałunku, który zmienił wszystko.
- A ja kocham ciebie, Panie Czyste-Niebo.
Śmieje się i kładzie dłoń na moim brzuchu.
- Wiesz może, ile nasze dziecko już ma?
Czuję ucisk na piersi, ale taki przyjemny, słysząc dwa słowa wypowiedzi mężczyzny. Moja dłoń ląduje na jego.
- Koniec drugiego miesiąca.
Logan robi coś, czego się nie spodziewałam, a co wywołuje kolejne okrzyki radości i modlitwy dziękczynne, które Diego w ojczystym języku śle ku niebiosom - klęka przede mną i całuje mój brzuch.
- Obiecuję, że będę najlepszym tatą, na jakiego ten cud zasługuje.
Nie potrafię powstrzymać łez, zaczynają żłobić ścieżki na mojej twarzy. Całuję narzeczonego i szepczę:
- Wszystkiego najlepszego.
****
Domyślałem się, że może chodzić o jej zdrowie, ale o ciąży nie pomyślałem. Fakt, zaczęliśmy się starać o dziecko, ale nie przeszło mi przez myśl, że może dojść do tego tak szybko. Nasze pierwsze dziecko urodzi się przed moimi trzydziestymi urodzinami. Może Rose o tym nie wie, ale za jej sprawą mogę skreślić kolejne marzenie na mojej liście.
Niesamowite.
Leżymy obok siebie na łóżku - ja na boku, Rosie na plecach - i milczymy. Gładzę brzuch swojej przyszłej żony i wciąż przyswajam nowinę, którą się ze mną podzieliła. Będę ojcem! Wyobrażałem sobie siebie w tej roli, a teraz będę mógł się w niej wykazać.
Jest już późno, ale ani myślę o pójściu spać. Adrenalina krąży w moim ciele, mój mózg w kółko odtwarza wydarzenie tego popołudnia. Nie jestem w stanie oderwać wzroku od Bennett Przeczuwałem, że coś się dzieje, nie miałem jednak okazji dostrzec mdłości, skoro rano na wpół przytomny wybierałem się do pracy.
Teraz nic mi nie umknie.
Szukam ust szatynki, składam na nich pocałunek.
- Chyba jesteś szczęśliwy - zagaja kobieta z uśmiechem.
- A dlaczego miałbym nie być? Będę ojcem, tego pragnąłem.
Jej oczy lśnią uwielbianą przeze mnie szarością.
- Mam nadzieję, że kolor tęczówek odziedziczy po tobie - mówię, nie przestając głaskać jej jeszcze płaskiego brzucha.
Rosie kładzie dłoń na mojej głowie, przeczesuje moje włosy.
- A ja chciałabym, by miało twój błękit.
Uśmiecham się do niej.
- Czy heterochromia jest możliwa w przypadku naszego potomka?
- Obliczę to, nie martw się.
Jest piękna w tym stanie. Zawsze taka była, ale teraz jaśnieje niczym gwiazda.
- No to teraz zacznę tyć - mówi, zmieniając pozycję na półleżącą. - I będę jeść o każdej porze. I płakać, kiedy tylko zechcę. I krzyczeć, choć niczym nie zawinisz. - Patrzy na mnie uważnie. - Jesteś gotowy na takie poświęcenie?
- Z tobą jestem gotowy na wszystko.
Nic nie jest w stanie popsuć mi humor. Nie potrafię poczuć tego samego niepokoju, który gości ukryty w sercu Rose, choć powinienem. Mrok szykuje na nas zasadzkę, a ja nie dostrzegam tego, żyjąc szczęśliwie w idealnym świecie. Zapłacę za to.
Henderson i Bennett pogrążają się w rozmowie, debatują nad tym, który pokój zaadaptować dla dziecka. W tym samym czasie po drugiej stronie ulicy w mroku kryje się znana nam już postać bez imienia. W dłoniach dzierży aparat, o który zazdrosny mógłby być niejeden paparazzi. Przegląda wykonane tego dnia zdjęcia, a złośliwy uśmiech wykrzywia jej twarz. Nikt się jej nie przypatruje, nowojorczycy za bardzo zajęci są swoim życiem, by rozejrzeć się wokół siebie i dostrzec coś podejrzanego.
Widmo - tak najłatwiej jest określić tę osobę - bliskie jest wykonania powierzonej misji. Dzięki sprzętowi szpiegowskiemu udało mu się poznać nowinę. Teraz można zacząć działać.
Wyciąga telefon z kieszeni czarnych spodni, przyciska jedynkę i łączy się.
- Tu Eli. Szykujcie się. Znam ich słabość. Czas na nasz ruch.
______________________
Cytat: Don Tillman [w]: Projekt "Rosie", Graeme Simsion, Media Rodzina, Poznań, 2013
Szczęśliwie. Pytanie, na jak długo?
Pierwsza 😄 rozdział idealny❤
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńPrzeczytane wczoraj, komentarz dzisiaj, by nie narobić byków. Wow, rozdział bez sprawy. Dawno takich nie było, bo ostatnie to około postrzału Rose, o ile mnie pamięć nie myli. Tak, wiem, Logan z Diegiem gonią jakiegoś podejrzanego, ale to nie jest regularna sprawa, jak nas do tego przyzwyczaiłaś.
OdpowiedzUsuń" Jestem pewien, że ze zmarszczkami też będę przystojny." - Logan, proszę Cię. Oficjalnie leżę i wstać nie mogę. Może odrobina skromności.
Jak tylko Logan wspomniał, że Rose zachowuje się niecodziennie, wiedziałam, że to ciąża. Następstwo poprzedniego rozdziału. Ładny prezent na urodziny, nie powiem. A Logan oczywiście nie w temacie.
"- Nie jestem do końca pewien, ale chyba przy wejściu tutaj Rose powiedziała mi, że będę ojcem." - a mnie się wydawało, że to było jasne.
Bawi mnie pewna niewielka zbieżność. Rose powiedziała Loganowi o ciąży, będąc w drugim miesiącu, co mniej więcej pokrywa się z taką informacją pomiędzy parą moich bohaterów (ciekawe których). Jakaś telepatia?
Martwi mnie końcówka, ale też intryguje. Nie życzę Rogan źle, jednak chciałabym już zobaczyć, co się tam szykuje. Cierpliwie jednak poczekam.
Pozdrawiam
Mnie się wydaje, że ostatni podobny rozdział bez sprawy był w 56 rozdziale, kiedy Rogan zostało parą. Przynajmniej tak mówi mi moja pamięć.
UsuńLogan i skromność? Nie po drodze >D
Przypadek? :D
Końcówka miała taka być. Niech będzie drama!
Dziękuję za komentarz! :*
Bardzo podobało mi się to, że tym razem wątek kryminalny był taki krótki. W sumie zawsze mamy dłuższe sprawy, w które można się zagłębić, zaciekawić i tak dalej, dlatego ten rozdział był taką odskocznią i nowością. Świetnie się czytało. Bardzo zgrabnie połączyłaś i wyeksponowałaś to, co było najistotniejsze - Rogan.
OdpowiedzUsuńCiąża Rose nie była żadnym zaskoczeniem. Już od samego początku byłam przekonana, że właśnie to chce mu przekazać. Miałam tylko odczucie, że to trochę za szybko, bo w poprzednim rozdziale chcieli dziecko, a w tym dziecko już było w brzuchu. Wiem, że minęło kilka miesięcy, ale... ale ;D
Końcówką rozdziału mega rozbudziłaś moją ciekawość. Czekam na to już od dawna i każda wzmianka o tym tajemniczym... KIMŚ wywołuje we mnie duże emocje. Obawiam się, że może uderzyć w dniu ślubu, albo ze zrobi coś dziecku. Mam nadzieję, że nie skrzywdzisz Rose i Logana za bardzo, ale aż się nie mogę doczekać punktu kulminacyjnego tego wątku! Zbyt długo było spokojnie ;D
Czekam na kolejny! ;*
Co jakiś czas takie rozdziały są mi potrzebne. Cieszę się, że Ci się spodobał :)
UsuńTen KTOŚ będzie miał swoje pięć minut już niedługo.
Dziękuję za komentarz! :*
Niezwiązane z tematem;D
UsuńWłaśnie leci w radiu All about us, a ja pierwsze co myślę: Rogan, haha :D Ta piosenka już chyba zawsze będzie mi się kojarzyć z Twoim opowiadaniem;)
Rozpiszę się :) ... O ile moja wena da radę :D. Więc w ogóle cześć jestem nowa :). Od kilku dni czytam Twojego bloga i wczoraj właśnie skończyłam. Tak bardzo podoba mi się jak piszesz. Właściwie wszystko mi się w tym opowiadaniu podoba. Ale Logan *-*. Tak się cieszę że jest z Rose. Po tym rozdziale to już w ogóle oszalałam z radości. Ciąża , nie długo wesele. Tak się cieszę :). Ni przedłużając bo czuję że moja wena właśnie się wyczerpała. Z niecierpliwością czekam na dalsze losy Logana i Rose. Życzę weny :). Nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńCześć, miło mi Cię tu widzieć :)
UsuńCieszę się bardzo, że opowiadanie Ci się podoba, to wiele dla mnie znaczy.
Niedługo kolejny rozdział ;)
Dziękuję za komentarz :*