poniedziałek, 16 czerwca 2014

38 Case SEPTEMBER

   Sprawa całkowicie ściągnięta z serialu "Castle", z jednego jego odcinka, ale nie podam, z którego, bo jeszcze go obejrzycie i wyprzedzicie moje pisanie. Osoby, które oglądają ten serial, mają kategoryczny ZAKAZ spojlerowania, inaczej Wami wzgardzę i przestanę się do Was odzywać! :P
   Pisanie idzie szybko, bo od miesięcy mam pomysł właśnie na ten czas opowiadania.
   Spam z niektórymi ludźmi jest najlepszym źródłem sił do pisania.
---------------------------------------------------------


They say it's what you make
I say it's up to fate
It's woven in my soul
I need to let you go...
~ Imagine Dragons "Demons"



   Restauracja o najlepszej renomie w mieście. Rezerwacje należy zgłaszać z miesięcznym wyprzedzeniem, by mieć pewny stolik. Późne godziny wieczorne, lokal pęka w szwach. Wielu spontanicznych klientów stoi na dworze, czekając, być może coś się dla nich zwolni.
   W kuchni panuje duży ruch. Kucharze i kelnerzy uwijają się jak w ukropie. Kolejne zamówienia gotowe na wyjście na salę, by zaspokoić podniebienia wymagających gości. Szef kuchni pogania podwładnych, panuje nerwowa atmosfera, wszyscy są spięci, starają się, by wyszło idealnie, by klienci wyszli zadowoleni i w niedalekiej przyszłości jeszcze przynajmniej raz wrócili.
   W natłoku zapachów, trzasków, okrzyków, gdzie kelnerzy przepychają się między sobą, krzycząc i obijając łokciami, nikt nie zwraca na niego uwagi. Średniego wzrostu brunet w obowiązkowym uniformie nie przykuwa niczyjej uwagi, spojrzenia innych ludzi prześlizgują się po nim lub go omijają. Gdyby któryś z kelnerów raczył choć na chwilę zawiesić na nim wzrok, dostrzegłby niezdarnie zawiązany krawat, wymiętą koszulę byle jak wciśniętą w wyprasowane w kant spodnie i, co zadziwiające, adidasy na nogach mężczyzny i stwierdził, że coś tu jest nie tak. W dodatku ten dziwny kelner nie zachowuje się jak pozostali.
   Gdy inni wbiegają i wybiegają z kolejnymi parującymi talerzami, on stoi, lekko ukryty we wnęce, by nikomu nie przeszkadzać. Wygląda, jakby na coś czekał.
   - Perliczka i gołębica do stolika numer cztery!
   To zdanie jest swoistym hasłem, sygnałem do działania. Tajemniczy mężczyzna podchodzi do lady, lecz nie zabiera dań, o nie. Nieznacznie rozgląda się, ale nie powinien mieć wątpliwości - nikt na niego nie patrzy. Z kieszeni kamizelki wyciąga malutki spray z przezroczystym płynem i psika nim gołębicę, po czym wycofuje się do tylnego wyjścia, by zniknąć, rozpłynąć się w ciemności, pozwalając, by inni kelner wniósł talerze na salę.
   Człowieka, który weźmie jeden jedyny kęs mięsa biednego ptaka, czeka tylko jedna.
   Szybka śmierć.


   Uśmiecham się mile, z czarnym fartuszkiem obwiązanym wokół bioder, z tacą w ręce.
   - Proszę, oto państwa zamówienie. - Kładę przed młodym małżeństwem talerze z parującymi, pięknie pachnącymi daniami. - Życzę smacznego.
   - Dziękujemy. - Odwzajemniają uśmiech, po czym zabierają się do konsumowania warzywnej zapiekanki Chrisa.
   Jest ona chyba najlepiej sprzedającym się daniem z naszej karty, musimy sporządzać czasami nawet sześć naczyń żaroodpornych z warzywami, sosem Grey'a i tartym serem. Chris chodził wczoraj po kuchni dumny jak paw, ze świecącymi oczami, z rozbrajającym uśmiechem na twarzy. Dostał skrzydeł. Nie wyobrażam sobie, by miało go u nas nie być. Teraz, gdy zaczął się rok szkolny, a siedemnastolatek poszedł do klasy maturalnej, możemy korzystać z jego kulinarnego talentu jedynie w piątki i soboty, w pozostałe dni zapiekankę Grey'a robi Bobby według instrukcji chłopaka, ale nie wychodzi ona tak pyszna.
   Wkraczam do kuchni, odkładam tacę, garbię się i wzdycham. Bolą mnie mięśnie ramion, dawno nie obsłużyłam tylu klientów. Kelly wyjada sernik na zimno, robi sobie przerwę, gdy Fiona i Margaret wchodzą i wychodzą z kolejnymi porcjami jedzenia.
   - Kelly, może byś nam pomogła? - pytam, biorąc łyk wody ze szklanki, którą podał mi szef kuchni.
   - Za chwilę, tylko skończę to pyszne ciasto. - Wpycha sobie kolejny kawałek do ust, wygląda, jakby nie jadła od tygodnia.
   - La loca chica. - Kręcę głową. - Przecież nikt ci tego nie weźmie.
   Przełyka i zerka na mnie.
   - Nie byłabym tego taka pewna. Chris przebąkiwał coś wczoraj o tym, że chce wziąć trochę do domu. Odłożyłam mu większą część, ale boję się, że zanim skończę pracę, on tu przyjdzie i także moja część zniknie. Poza tym jestem głodna, nie jadłam obiadu.
   Uśmiecham się pod nosem. Jest niedzielny wieczór, Chris albo już śpi, albo się uczy, na pewno tu nie przyjdzie.
   - Smacznego.
   Czuję wibracje w tylnej kieszeni dżinsów, odchodzę na bok, wyjmuję komórkę i zerkam na wyświetlacz. Logan.
   - Bennett.
   - Cześć. Mamy otrucie w restauracji "Blue Eagle". Jesteś zajęta?
   - Tak, pomagam w "Darcy's", ale raczej będę mogła się urwać.
   - Nie naciskam, byś przyjechała.
   - Dobrze wiesz, że lubię wam pomagać. Będę za pół godziny. Do zobaczenia.
   Rozłączam się i zmierzam do mieszkania. Idąc schodami na górę, słyszę płacz Violet. Moja mała kuzyneczka po miesiącu spokoju postanowiła pokazać swoją prawdziwą naturę i teraz płacze w nocy co dwie godziny. Dobrze, że nie muszę już uciekać we śnie przed mrocznym cieniem, inaczej w ogóle bym się nie wysypiała i trudno byłoby mi funkcjonować w ciągu dnia. Od tygodnia mam staż w laboratorium genetycznym, jeszcze przez kilkanaście dni potrzebuję względnej ciszy. Plus zeszłorocznego stażu jest taki, że na ostatnim roku muszę odbębnić jedynie trzy tygodnie praktyk, co robię teraz. Od października będę mogła oddać się cała nauce.
   Kroczę do pokoju, by wziąć ze sobą żakiet, na dworze zrobiło się chłodno, jeśli wierzyć napływającemu z zewnątrz przez uchylone okno powietrzu. Zabieram rzeczy, opuszczam pokój, informuję wujka, że ruch w restauracji się zmniejszył, dostałam wiadomość o morderstwie i że wychodzę. James, pewnie przez roztargnienie spowodowane próbami uspokojenia córki, życzy mi miłego wieczoru. Oczywiście, że będzie miły, przecież zobaczę kolejnego trupa w swoim życiu. Ogrom szczęścia.



                                                       ****



   Dłuższą chwilę zajmuje mi znalezienie wolnego miejsca na parkingu obok restauracji, kilkakrotnie muszę po nim krążyć, by cokolwiek się zwolniło. Wysiadam z samochodu i zapinam guziki żakietu. Naprawdę jest chłodno.
   Kieruję się ku głównemu wejściu, plakietkę przypięłam do kieszeni na piersi, funkcjonariuszowi wystarczy jedynie rzut oka na mnie, by pozwolić mi przejść pod żółtą taśmą bez dodatkowych pytań.
   Byłam kiedyś w tej restauracji, Ian zabrał mnie tutaj po moim powrocie z Anglii. Produkty z najwyższej półki, najlepsi kucharze w Nowym Jorku, nawet kelnerzy poddani są surowej rekrutacji, muszą zachowywać się profesjonalnie, nieskazitelnie. Dziewczyny z "Darcy's" odpadłyby w trakcie egzaminu składającego się z trzech etapów. Dwa lata temu "Blue Eagle" otrzymał swoją pierwszą gwiazdkę Michelin, teraz stara się udoskonalić na tyle, by otrzymać drugą.
   Metalowe krzesła, przeszklone stoły, brak ozdób, brak zasłon w ciemnych oknach wskazują na nowoczesność tego miejsca. Nazwa restauracji powstała kilka lat temu po tym, jak we śnie jej właściciel leciał na grzbiecie niebieskiego orła nad Wielkim Kanionem. To miał być znak od Boga, że tak, jak we śnie, tak w prawdziwym życiu restauracja wzniesie się pod niebiosa, jeśli zostanie tak nazwana.
   Mijam foyer i wchodzę do głównej sali. Technicy robią zdjęcia i zabezpieczają przedmioty w celu ściągnięcia z nich odcisków palców. Logan rozmawia z dwoma mężczyznami, Diego także kogoś wypytuje, nigdzie nie widzę Adama. Kiwam niebieskookiemu głową na znak, że już jestem. Podchodzę do stolika, przy którym leżą zwłoki. Otyły mężczyzna po pięćdziesiątce, w szarym garniturze, leży na szkle z szeroko otwartymi oczami, pianą wydobywającą się z ust, jego prawa dłoń nadal dotyka widelec. Twarz od talerza z zimnym już, wykwintnym daniem dzielą centymetry.
   Po oględzinach ciała podchodzę do Hendersona i jego rozmówców.
   - Dobry wieczór. Jestem Rose Bennett, konsultantka.
   - Dobry wieczór. - Mężczyzna w czarnym garniturze wyciąga ku mnie dłoń. - Elijah Orgon, jestem właścicielem "Blue Eagle". A to mój szef kuchni, Marcus Bolemann. - Z nim także wymieniam uścisk dłoni.
   - O której doszło do morderstwa?
   Orgon jest przejęty całą sprawą, zaś Bolemann blady jak ściana, w końcu to z jego kuchni wyszła zabójcza kolacja.
   - Czterdzieści minut temu. Ale nie mam pojęcia, jak do tego doszło, zamówienia wychodziły tak szybko. - Kucharz przeczesuje dłonią swoje miedziane włosy.
   - Kto ma dostęp do kuchni?
   - Jedynie personel. Kucharze i kelnerzy.Wejście do kuchni jest z tyłu, ale wymaga potwierdzenia za każdym razem, dlatego wszyscy posiadają identyfikatory otwierające drzwi.
   - Czy możliwy jest podgląd wchodzących i wychodzących pracowników?
   - Tak, za chwilę uzyskam do niego dostęp.
   Orgon odchodzi w kierunku swojego biura na piętrze, Logan dziękuje kucharzowi za poświęcony czas i pozwala mu wrócić do jego miejsca pracy. Idziemy do Diega, brunet informuje mnie, że wraz z ofiarą, dyrektorem finansowym Medi Consolidated, Alanem Kirby'm, kolację jadły trzy osoby, co mnie dziwi, gdyż Gomez rozmawia jedynie z ubraną w czarną sukienkę kobietą i młodym mężczyzną.
   - Dobry wieczór.
   - Cześć, Rose. - Ciemnowłosy uśmiecha się do mnie. - To Rose Bennett, nasza konsultantka. To Cornelia Pierre, asystentka pana Kirby'ego, a to Tobias Minelli, zastępca dyrektora Vaughn & Sim's Company. - Ściskam dłonie nowo poznanych osób. Diego zbliża usta do mojego ucha. - A Adam jest w szpitalu, Grace zaczęła rodzić.
   Uśmiecham się, to świetna informacja. Moją uwagę przykuwa stojący przy barze brunet rozmawiający z kimś przez telefon. Irytuje mnie tym. My tu prowadzimy śledztwo, a on jak gdyby nigdy nic konwersuje.
   - Przepraszam - mówię. Nie usłyszał mnie. Ponawiam próbę, tym razem mówię głośniej. - Przepraszam!
   Odwraca się do nas, czuję na sobie spojrzenie jego szmaragdowych oczu. Na chwilę odsuwa telefon od ucha.
   - Tak?
   - Proszę, by po skończeniu rozmowy pan do nas dołączył. - Jego postawa tak mnie oburza, że nie potrafię zmusić się do sarkazmu, który w tym wypadku byłby jak najbardziej na miejscu.
   - Dobrze. - Wraca do przerwanej rozmowy, a ja wsłuchuję się w zeznania świadków.
   - Co było tematem państwa spotkania? - pyta Logan.
   - Zamierzaliśmy świętować podpisanie umowy o współpracy naszych dwóch firm. Negocjacje trwały kilka miesięcy, ale  w końcu udało się nam dojść do porozumienia. To był wielki krok ku wspaniałej przyszłości dla naszych przedsiębiorstw - tłumaczy Minelli.
   Pierre wyciera mokrą twarz, jest załamana śmiercią szefa. Kątem oka zerkam na bruneta, który właśnie kończy rozmowę i podchodzi do nas. Także ma na sobie drogi garnitur, na jego lewym nadgarstku dostrzegam porządny zegarek. Mężczyzna jest gładko ogolony, ma wyraźnie zarysowane kości policzkowe i przystojną, acz poważną w tym momencie twarz.
   - Dobry wieczór. Nazywam się Eric Vaughn, jestem prezesem Vaughn & Sim's Company.



   - Detektyw Logan Henderson. - Mężczyźni wymieniają uściski dłoni. - To detektyw Diego Gomez. - Ciemnowłosy także wita się z zielonookim w ten sam sposób. - A to konsultantka NYPD, Rose Bennett.
   Patrzę na mężczyznę z obojętną miną.
   - Dobry wieczór.
   W jego oczach pojawiają się iskierki. Wyciąga ku mnie dłoń, którą niechętnie ściskam.
   - Miło mi poznać. - Przyznaję, ma miły głos.
   Uśmiecham się blado, ale nic nie odpowiadam, zwracam wzrok na Cornelię, która głośno wyciera nos.
   - Panie Vaughn, proszę opisać śmierć pana Kirby'ego.
   - To stało się bardzo szybko. Kelner przyniósł nasze zamówienia. Alan zachwycił się zapachem i sposobem podania swojej potrawy, wziął do ust kęs mięsa, po czym zaczął się dusić. Zanim zdążyliśmy zareagować, z jego ust wydobyła się ślina i upadł martwy na stół.
   - Z kim pan przed chwilą rozmawiał? - pytam obojętnym tonem.
   - Z jego żoną. Jest z ich dziećmi na Haiti. Poinformowałem ją o jego śmierci, a także o tym, że zarezerwowałem już dla nich bilety na najbliższy lot na Florydę, a później do Nowego Jorku.
   Jestem pod wrażeniem.
   - To bardzo wspaniałomyślne z pana strony.
   Eric uśmiecha się do mnie.
   - Dla przyjaciół robi się wszystko, nawet organizuje ich pogrzeb, jeśli trzeba.
   Logan zerka na zegarek. Jeżeli dobrze dojrzałam, dochodzi dwudziesta trzecia. Jutro o ósmej muszę być w laboratorium.
   Patrzę na niebieskookiego, wyczuwa to, dobrze wie, o co mi chodzi.
   - Jest późno, dzisiaj wiele już nie zdziałamy. Proszę, byście się państwo pojawili jutro na posterunku. Dziękujemy za państwa czas. Dobranoc.
   Żegnamy się i we trójkę opuszczamy lokal. Diego zerka na wyświetlacz telefonu. Uśmiecham się.
   - Spokojnie, mi amigo, poród może trwać nawet kilkanaście godzin, nie wszystkie kobiety rodzą tak szybko, jak Clara. Da ci znać, nie martw się. Potem możesz do mnie zadzwonić, by wykrzyczeć mi swoją radość.
   Uśmiech rozpogadza twarz Meksykanina.
   - Dzięki, Rose. - Przytula mnie. - Dobranoc! - krzyczy i oddala się w stronę swojego samochodu.
   Patrzymy za nim z Hendersonem, oboje z uśmiechami na twarzy.
   - Nie powinnaś go namawiać do tego telefonu, jeszcze do ciebie zadzwoni o czwartej nad ranem.
   Patrzę na bruneta.
   - Może akurat Violet będzie dawał mały koncert, jego telefon nie będzie przy tym czymś strasznym.
   - Odwiózłbym cię do domu, ale nie potrafię jednocześnie prowadzić dwóch samochodów.
   - Czyli nie jesteś aż takim superbohaterem, jak myślałam.
   - Przepraszam, że cię rozczarowałem.
   Parskam śmiechem i przytulam się do bruneta. Jest zaskoczony.
   - A to za co? - pyta, otaczając mnie ramionami.
   - Za nic. Za wszystko. Po prostu miałam ochotę się do kogoś przytulić, a ty byłeś pod ręką. Jestem szczęśliwa. Za kilka godzin powiększy się nasza policyjna rodzina.
   - Ja także cieszę się z tego powodu. - Oswobadza się. - Ale powinnaś już iść, jutro masz pracę.
   - Przyjadę po niej na komisariat.
   - Nie musisz.
   - Dobrze wiesz, że chcę.
   Wzdycha.
   - Rose. Idź już. Dobranoc.
   Przewracam oczami, podchodzę bliżej i całuję niebieskookiego w policzek.
   - Dobranoc.
   Odwracam się i odchodzę w noc czując na sobie spojrzenie Logana i czyjeś jeszcze, obce.

   Rae, dlaczego mi to robisz?



                                                            ****
 


   Pędzę ulicami Manhattanu na 16. posterunek, by pomóc kolegom w przesłuchiwaniu personelu restauracji i świadków zdarzenia. Po cichu liczę na to, że pan Vaughn już był, nie jestem zbyt chętna do ponownego spotkania zaledwie kilkanaście godzin po pierwszym. Ma coś w oczach, co mnie przeraża.
   - Dzień dobry. - Witam się ze znajomymi z widzenia detektywami wydziału wewnętrznego.
   - Dzień dobry, panno Bennett. - Pani Shofren z administracji wita mnie na trzecim piętrze, gdy detektywi wychodzą z windy, a ona do mnie dołącza. - Właśnie do państwa zmierzam. Czy detektyw Henderson jest w biurze?
   - Nie jestem pewna, dopiero przyjechałam do pracy. Możliwe, że prowadzi teraz przesłuchanie. Ale proszę iść ze mną, być może zrobili sobie teraz przerwę.
    Wchodzimy do biura, gdzie... Logan stoi przy swoim biurku z nagim torsem.
   Dostrzega nas.
   - Dzień dobry ślicznym paniom. - Brunet w ogóle nie czuje zażenowania.
   - Dzień dobry. - Kobieta zarumieniona odwraca wzrok od mężczyzny. Nie tego się spodziewała. Obie się tego nie spodziewałyśmy.
   Patrzę twardo na bruneta. Jego muskulatura nie robi na mnie wrażenia. No dobra, robi, ale potrafię tego nie okazywać.
   - Czy może nam pan, detektywie, wyjaśnić, dlaczego nie ma pan na sobie koszuli?
   Uśmiecha się do mnie, ale nie odwzajemniam tego. Z torby na biurku wyciąga czystą koszulę, którą zakłada.


   
   - Nasz przeszczęśliwy kolega Adam dziesięć minut temu wbiegł do biura jak burza, by pochwalić się narodzinami swojego pierwszego dziecka. - Zapina guziki. - Akurat piłem kawę, gdy wpadł na mnie. Reszty możecie się panie domyśleć. - Poprawia kołnierz i znowu wygląda, jak na detektywa przystało.
    - Gdzie Chigi? 
   - Są w bufecie.
   Zostawiam Shofran z Loganem, w końcu to z nim chciała rozmawiać, idę tam, gdzie powinnam spodziewać się kolegów.
   Słyszę śmiech Diega, mam już pewność, gdzie są.
   Wchodzę do bufetu, gdzie ciemnowłosy udaje małpę, a blondyn jest w swoim świecie.
   - Dzień dobry. - Uśmiecham się do nich.
   - Rose! - Adam podrywa się z miejsca, podchodzi do mnie i przytula mnie. - Grace urodziła! Jestem ojcem!
   - Gratulacje. - Oddaję uścisk. - Syn?
   - Skąd wiesz? - Zielonooki jest zdziwiony. - Logan ci powiedział? A może ty, Diego? - Patrzy spode lba na przyjaciela.
   - To nie ja! Przecież to obiecałem!
   - To skąd ona to niby wie?!
   - Chase, spokojnie. To tylko moja intuicja. Ale zgadłam?
   - Tak. - Szeroki uśmiech rozjaśnia twarz młodego taty. - Pokażę ci go, jest słodki.
   Wyciąga telefon i podaje mi, bym mogła zobaczyć zdjęcie owocu miłości jego i jego żony.
   Chłopczyk jest drobny, ale wygląda zdrowo. Przypomina mi Grace.
   - Śliczny. - Rozczulam się.
   - Wiem. - Duma rozpiera Adama, jego szczęście prawie nie mieści się w małym pomieszczeniu.
   - Jak go nazwaliście?
   - George Andrew. Po moim dziadku i ojcu Grace. 
   - Bardzo ładnie. - Cieszę się szczęściem kolegi. - Wracając do pracy, jak tam przesłuchania?
   Chigi wymieniają ze sobą spojrzenie.
   - No cóż. - Adam czuje odrobinę zawstydzenia. - Ja nie wiem, przyszedłem kilkanaście minut przed tobą.
   - Rozumiem, nie przejmuj się. - Chcę dodać mu otuchy uśmiechem. - Diego?
   - Vaughn zadzwonił rano, że ma obowiązki w pracy i pomaga żonie denata, więc zjawi się wieczorem. Pierre i Minelli byli, złożyli zeznania i wrócili do swoich obowiązków. Poza tym przesłuchaliśmy większą część personelu, zostało osiem osób.
   - Świetnie, czyli mogę w czymś pomóc.
   Odwracam się, by wyjść, o mało nie zderzam się z Loganem. Przynajmniej nie ma w ręce kubka z kolejną kawą, wątpię, by miał na komisariacie jeszcze jedną zapasową koszulę. Nie mógłby przecież chodzić po posterunku półnagi. Wtedy nie dałabym rady w ogóle się skupić. Chwila, wróć! Dlaczego ja myślę o jego gołej klacie?!
   Unoszę głowa, zaskoczona swoimi myślami, i napotykam spojrzenie jego błękitnych oczu mówiące "wiem, o czym myślisz". Czuję, że się rumienię, więc szybko opuszczam z powrotem głowę i robię krok w bok. Uspokój się, Rose!
   - Przepraszam, że przerywam tą radosną sielankę, ale mamy pracę do wykonania. Teraz, gdy jesteśmy w komplecie, powinniśmy skończyć z personelem przed przybyciem pana Vaughna. - Dlaczego on na mnie patrzy? - Chase, Gomez, pokój numer dwa jest do waszej dyspozycji, zajmiecie się tam ludźmi. - Podaje im jakieś dokumenty.
   Opieram ręce o biodra.
   - Dlaczego oni zawsze pracują razem?
   - W końcu są Chigi. Czyżbyś zaczęła się mnie wreszcie bać, Bennett? - Uśmiecha się łobuzersko.
   - Nie, tylko mam dość twoich nudnych przesłuchań. - Odgryzam się.
   - Możesz spędzić ten czas w biurze.
   Przewracam oczami, ale potulnie wychodzę za Hendersonem z bufetu.



                                                              ****



   Ostatnia osoba naszej pary, Vaughn ma się zjawić za pół godziny, robię się nerwowa, by nie dać się ponieść rysuję po kartce, którą powinnam w czasie zeznań zapełnić notatkami. Logan zerka na nią, ale nie komentuje tego, co robię. W ogóle siedzi milczący w oczekiwaniu na ostatniego z kelnerów. Ten wchodzi do pokoju niepewnie. Rick O'Bethry, dwadzieścia osiem lat, zatrudniony w "Blue Eagle" od dwóch lat, po zdobyciu przez restaurację gwiazdki. To on przyniósł feralne danie do stołu ofiary.
   - Dzień dobry, panie O'Bethry. - Witamy się z mężczyzną. - Proszę usiąść.
   Zajmuje miejsce i patrzy na nas przerażony, niechętny.
   - Proszę opowiedzieć nam o wczorajszym wieczorze w pracy.
   - Było strasznie dużo zamówień, co chwila brałem kolejne talerze i wychodziłem na salę, by klienci jak najszybciej dostali swoje dania.
   - Czy zauważył pan coś dziwnego w kuchni? - pytam.
   - Nie. Chociaż... Widziałem, jak jeden z kelnerów stał przy jednym zamówieniu, po czym nagle się wycofał. Być może zrobiło mu się słabo, często się tak zdarza w bardziej zapracowane dni. Kiedy odszedł w stronę wyjścia, wziąłem te talerze, nad którymi stał i zaniosłem.
   - Czy jest pan w stanie powiedzieć nam, jak nazywa się ten kelner?
   - Nie, nie wiem, kto to był. Może ktoś na zastępstwo? W zeszłym tygodniu dwóch kolegów się rozchorowało, a potrzebowaliśmy ludzi do pracy.
   - Do którego stolika niósł pan te dania? - pyta Logan.
   - Do czwórki. Do tego, gdzie zmarł ten mężczyzna.
   - Perliczka i gołębica - przypominam sobie.
   - Dokładnie. Trochę się zdziwiłem, przeważnie otyli, przepraszam za wyrażenie, klienci wybierają u nas lżejsze potrawy bez mięsa, a nie gołębice.
   Coś mi nie pasuje.
   - Przepraszam, może pan powtórzyć?
   - Ten mężczyzna, co zmarł, jadł gołębice, prawda?
   - Tak. - Zerkam we wczorajsze notatki Diega i robię wielkie oczy. - Ale to nie pasuje.
   - O co chodzi, Bennett? - Logan zaintrygowany patrzy na mnie.
   - Twierdzi pan, że denat otrzymał gołębice, a brunet siedzący na przeciwko niego perliczkę, tak? - Zwracam się do Rick'a.
   - No tak.
   - Z wczorajszego zeznania Vaughna wynika, że to on zamówił gołębicę.
   Kelner jest przerażony.
   - Pomyliłem zamówienie? Jak to możliwe?!
   Wymieniam z Loganem spojrzenie.
   - To oznacza... - Patrzy na mnie z niepokojem.
   - Że martwy miał być Eric Vaughn.
   




  


Pero que classe de rumba pa pa pa...
   





   

31 komentarzy:

  1. Kocham Imagine Dragons "Demons"
    <3 znam cały tekst *.*
    Czego Ty wybierasz zdjęcia takich *.* wow :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matt Bomer, aktor znany z "White Collar", został moim wyobrażeniem Logana, a że ma takie zdjęcia, to co ja poradzę? :D
      Też uwielbiam "Demons" ^^

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  2. Kurde! Chyba zacznę oglądać Castle ;3
    Zapowiada się interesująca sprawa, a Pan Vaughn to niesamowite ciacho. Czemu z nim nie może być nasza kochana Rosie? Uprawialiby dziki sex, a potem po zerwaniu jeszcze lepszy sex z Loganem ;>
    Jak dla mnie sprawca jest jakiś dziwny, taki jakby "pomylony" xd
    No nic, trzeba czekać do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Firefly, czy Ty coś brałaś? :D Rose z nim nie będzie, ale Eric będzie się do niej przystawiał.
      Na razie nie ma ani wzmianki (a może jest?) o sprawcy.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
    2. To się nazywa szczęście! Może dlatego, że jestem pewna że zdałam egzamin zawodowy ;3
      On do niej? Ja to bym do niego od razu leciała, no kurde taka dupcia, nic tylko brać <3
      Może jest mówisz... ;> Chyba jutro przeczytam jeszcze raz rozdział *.*

      Usuń
    3. Już się nie odzywam ^^
      Eric jest dla Rose za stary, ma ponad 30 lat w opowiadaniu! (Ioan, który użyczył mu twarz, ma lat jeszcze 40).
      To gratuluję zdanego egzaminu :D

      Usuń
  3. Nawet sobie nie wyobrażasz jak się zdziwiłam, kiedy weszłam na bloggera, a tu powiadomienie, że wstawiłaś nowy rozdział. No kurczę, myślałam, że przyjdzie mi czekać na niego do piątku, a tu taka cudowna niespodzianka :) Powiedziałabym nawet, że to swojego rodzaju świetne zakończenie kiepskiego dnia. :)
    A teraz do rozdziału.
    Logan bez koszuli AWWW *_* niech on tak częściej chodzi, błagam Cię!
    Rose ma zostawić Iana już teraz zaraz natychmiast. Oni mają być razem z Loganem. Rogan 4ever <3
    Świetny rozdział, szybko mi się czytało. Szkoda, że dłuższy nie był, ale cóż trzeba poczekać do 30 czerwca na kolejny. :)
    Coś czuję, że ten cały Eric nieźle namiesza w życiu biednej Rose, jakby ona już nie miała w nim namieszane. :)
    Pozdrawiam serdecznie i czekam na nn
    Guardian Angel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogłam umilić Ci poniedziałek, a to zasługa Naff, która już w zeszłym tygodniu napominała się o rozdział.
      Taak, Eric namiesza, po to powołałam go do życia, by jeszcze bardziej namieszał między Rose a Loganem.
      Dłuższy i to chyba o trzy strony, jak nie więcej, będzie kolejny rozdział. Nie chcę rozkminiać sprawy na cztery rozdziały, wolę napisać jeden tak długi, by treścią zwalił Was z krzeseł.
      30 czerwca to ostateczny termin publikacji, być może rozdział będzie szybciej ;)
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  4. Świetny rozdział jak zawsze :) :*
    Ciekawa sprawa :) Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    Magdycja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  5. Zatkało mnie. dosłownie. rozdział boski. czekam na następny;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  6. Rozdział bardzo dobry :)
    Uh, chociaż Logan zbyt pewny siebie w tym momencie z koszulą. Z dnia na dzień zrobił się taki radosny?
    Sprawa ciekawa, nie mam zamiaru oglądać tego odcinka :D
    Czekam na nn^^
    Trzymaj się ciepło :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zbyt pewny siebie? Radosny? Może :) Chociaż niedługo będzie miał ochotę wyjść na ulice i zabijać.
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  7. O, ja chyba kojarzę ten odcinek, tylko, że jak przez mgłę. Ale nie będę się pytać, bo mnie zatłuczesz patelnią, polejesz domestosem, zaatakujesz kotletami, a dodatkowo będziesz ganiać ze zszywaczem, by zrobić mi wyjątkowego kolczyka na czole. To ten...
    James wygrywa internety za hasło roku, a Adamowi gratuluję dziecka! Nareszcie ma swojego potomka nazwiska. ^^
    Imię Eric źle mi się kojarzy (powinnaś wiedzieć, o co chodzi), więc tego też nie znoszę. Może super ciacho, schrupałabym go, ale jednak imię odrzuca. A fe!
    I ta pomyłka. Że też musiał się pomylić! Dlaczego nie on? Dlaczego? Why!! *bierze papierową torbę i próbuje spokojnie oddychać*
    Klata Logana... Moje serce bije szybciej! Rany, E**c *to imię zasługuje na cenzurę* idzie w odstawkę ze swoją buźką. Raany, Rose nie widzi, co traci? Aaaa, widzi. Tylko za słabo, za słabo. Może dać jej lornetkę, by jeszcze lepiej przyjrzała się kaloryferkowi? ^^
    I zaś wracam do tej pomyłki. Dlaczego się pomyliłeś? ;(
    Pozdrawiam i życzę weny! :* :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, o co chodzi z imieniem Eric, ale powiem Ci, a raczej napiszę, że stworzyłam go, a właściwie pożyczyłam go zanim w ogóle usłyszałam o trylogii D.
      Pomylił się, jak mi przykro :P
      Taak, ta klata musiała ujrzeć światło dzienne :D
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  8. Najpierw powiem ci tak...... ŁAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! Zaczęłam cieszyć się jak głupia, gdy zobaczyłam Logana bez koszulki! O W DUPĘ! AAAAAAAA! Zgwałcę go! AAA! (tak, najpierw przewinęłam w dół specjalnie, żeby go zobaczyć XD).
    A teraz po krótkiej podniecie, wracam do rozdziału *chrząk, chrząk*
    Początek taki zaglebisty, że normalnie dawno tak zaglebistego początku nie czytałam! Świetny pomysł na morderstwo. Zabicie kogoś przez żarcie (ja bym tam do tej perliczki nóż wsadziła, ażeby się ktoś udławił, albo polała domestosem, żeby miał ładne, domestosowe sny <33).
    Nie jem późną nocą, a teraz narobiłaś mi smaka na zapiekankę Chrisa D: ue. Jestem głodna.
    I to cudowne nawiązanie! Restauracja i... restauracja!
    No, oczywiście nie będę się powtarzać: dalej nie lubię Erica XD - pewnie masz mnie już dosyć. Nie jest wspaniałomyślny, jest gupi :c widzę to w jego oczach (na zdjęciu XD?).
    "- Odwiózłbym cię do domu, ale nie potrafię jednocześnie prowadzić dwóch samochodów.
    - Czyli nie jesteś aż takim superbohaterem, jak myślałam." - najbardziej epicki fragment ever! XDD Uśmiałam się jak cholera! Rose, masz u mnie plusa (spokojnie, zaraz gdzieś znajdę minusa XD).
    AAAAAAAAAAAAAAAAAA! LOGAN TAKI SEKSOWNY W TEJ SCENIE, ŻE MAŁO NIE ZEMDLAŁAM, ALBO NIE DOSTAŁAM KRWOTOKU! JASNY GWINT! Zguwałcę goooo!
    Ach, tyle bobasów się u ciebie rodzi... teraz czas na... nie. *zuuo XD* Ale innej opcji nie widzę jak Rogan.
    HAHAHA! Nawet Rose uległa jego urokowi! Tak! Poczuj ten ból! Spójrz w tą klatę! N I E J E S T T W O J A!!!!! (będzie moja hueheu).
    Erica miał zginąć? To dlaczego nie zginął :c? *szczerość Naff* i teraz będzie zarywał do Rose. Kij mu w nos. O, jaki epicki rym! huehue.
    Czeka na następny rozdział <3333! Życzę więcej spamów XD! i dobrej weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko Ty potrafisz się tak jarać gołą klatą Logana ^^
      To nie jest najbardziej epicki tekst, zapomniałaś o komarach? Ale cieszę się, że Rose ma u Ciebie jakiegoś plusa ;)
      Jak chcesz, to Chris Ci zrobi tą zapiekankę :) A nie, nie zrobi. Bo on nie istnieje! :P *wredna Cleo*
      Tyle bobasów, bo tyle ciąży opisałam.
      Na Rogan poczekasz :P Jak wszyscy zresztą.
      Rose uległa urokowi Hendersona już dawno, tylko się do tego nie przyznaje :P
      Cieszę się, że się podoba :)

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
    2. Bo to ja i... KLATA LOGANA! AAAAAAAAAAAAAAA! *jara się*
      No, tak! W ogóle masz dużo epickich tekstów - co tu kryć XD. (poza tematem: myślę nad zakładką założenia cudownych cytatów odnośnie moich bohaterów. Zarówno ty jak i Abbigail uraczyłyście mnie wieloma XD).
      Smutne :c a właśnie nie jadłam śniadania *płacz*. Bądź ze mnie dumna, nie wstałam o 13, tylko o 8:40! XDD
      JA CHCĘ WIĘCEJ BOBASÓW! (koleżanki zawsze się ze mnie śmiały, że lubię wszystkich rozmnażać XD - pewnie na koniec opowiadania rozmnożę Nathielów mwahha).
      Chcę Rogan, innej opcji nie widzę *Smuteczek*
      Wiem, że uległa! Dlatego ma cierpieć! Cierp w cholerę, różyczko! *wtf?!* Logan nie jest twój! (ale kiedyś będzie - to się wytnie XD).

      Usuń
    3. Dlaczego piszesz Abbigail, skoro nasza przyjaciółka to Abigail? Nurtuje mnie to podwójne "b" od kilku dni.
      Dawaj zakładkę! Komary muszą być upamiętnione :D Gdybym ja miała stworzyć taką zakładkę, to by mi na mejle eseje przychodziły z ogromną ilością dobrych tekstów z "Rozważnej". Czasami się zastanawiam, co takiego jest w powietrzu, że mam tak dobre teksty. Arszenik?
      Jestem dumna i trochę przerażona, spać mniej niż 6 godzin? Z drugiej strony ja po 9 h snu wyglądam jak zombie, winna dziwnych snów.
      Więcej bobasów? Magdycja się wczoraj o jednym dowiedziała, ale więcej nie napiszę *uśmieszek socjopaty*
      Będzie Rogan, spokojnie!
      Logan jest jej :P

      Usuń
    4. WTF? Nie wiem jak mi wskoczyło Abbigail, ale mi to podwójne B pasowało XD. Od teraz się przestawiam.
      DOMESTOS w powietrzu!!!
      Serio? Ja wyglądam jak zombie zawsze, gdy wstanę XD.
      Eeeeeeeeeej! Ja chcę wiedzieć co za bobas! Lubię bobasy! Ueee T_____T.
      Nie jest jej, bo go odrzuca :c bu. Będzie jej, jak będą ze sobą!

      Usuń
    5. Dowiesz się o tym bobasie w swoim czasie :P
      Taa, domestos. To wiem, dlaczego mi czasami odbija i piszę takie sceny.
      Byłam na poczcie wysłać list, mam nadzieję, że do tygodnia będziesz go miała w swoich bladych łapkach :)

      Usuń
  9. Imagine Dragons, Christina Perri i Ed Sheeran… <3 Moje top 3 z Twojego bloga. ^^
    Perliczka i gołębica. xD
    Eric przystojny.
    Logan też ciacho.
    Dzieciaczek. ^^ Tata dumny, to najważniejsze.
    Pomylił zamówienia… Zdarza się… Ale Eric żyje i można z niego wyciągnąć listę potencjalnych wrogów.
    Logan kocha, Rose ciągle z Ianem, później z Loganem… Ciekawa jestem w jaki sposób, albo bardziej w jakich okolicznościach ich połączysz… Logan chyba tak szybko nie zajmie miejsca Iana po rozstaniu… A może?
    Teraz postaram się być częściej, bo nadrobiłam wszystkie rozdziały… ;D
    3maj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Rogan po rozstaniu Iana z szatynką trzeba będzie poczekać, Logan nie będzie do niej od razu startował, to nie w jego stylu.
      Cieszę się, że nadrobiłaś :)

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. No kurczę! Czytam każdy kolejny rozdział i nie mogę się nadziwić, jaką metamorfozę przeszedł nasz loganowaty :D Na początku był tak niemiły dla Rose, a teraz taka odmiana :)
    Awwww, Adamowi urodził się synek :) I na dodatek ma śliczne imię :D
    Teraz tylko czekać na dzieciaczka Rose i Logana ;)
    Nowa sprawa jest bardzo ciekawa. Chcę już wiedzieć, jak to się wszystko dalej potoczy :D
    Podobał mi się moment, kiedy Rose z Shofren zastały Logana bez koszuli ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię ten moment ^^
      Dzieciaczek Rose i Logana? Myślisz, że to w ogóle możliwe? :P

      Dziękuję za komentarz :**

      Usuń
  12. Świetny rozdział. Uwielbiam takie zwroty akcji. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Mam problem z pamięcią. Możesz zdradzić z którego sezonu jest ten odcinek Castle'a?
    Jesteś genialna. Z niecierpliwością czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Mogę jedynie zdradzić, że to z odcinka sezonu, którego jeszcze nie widziałaś. Informację tą podam po zakończeniu tej sprawy, byście porównali moją prozę z moją inspiracją.

      Dziękuję za komentarz :*

      Usuń
  13. Miało być wcześniej, ale wczoraj nie dałem rady przeczytać. Chciałaś bym Cię skrytykował, ale i tu Cię zawiodę :P

    Siostro, jesteś genialna! Opowiadanie świetnie się czyta, tworzysz dobre opisy dobrze oddające przedstawioną rzeczywistość, Twoje postacie uwielbiam. Nawet gdybym bardzo chciał, to nie mogę się do niczego przyczepić ;)

    Sam rozdział jest świetny, niespodziewany zwrot akcji, ekstra. Sprawa mnie intryguje, a osoba która pasuje mi na mordercę miała zostać zabita, więc trochę nie teges :P No, chyba że chciał popełnić samobójstwo z głośnym tupnięciem. Interesująca wizja :D

    A swoją drogą zdjęciem Logana robisz mi kompleksy. Chyba zacznę więcej ćwiczyć :P

    Czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Liczyłam na krytykę przynajmniej od Ciebie :P
      Gratuluję nadrobienie tylu rozdziałów, brawo! *klaszcze w blade łapki*
      I dać wiarę, że opisy, które tak się podobają, zaczęły pojawiać się dopiero po kilku miesiącach pisania :D
      Cieszę się, że rozdział i całość Ci się podobają :)

      Dziękuję za komentarz :**
      Ćwicz! :P

      Usuń

Komentarze mile widziane :)